7
Marvolo westchnął ciężko i powiedział – Chodzi o to, że jesteś moim horkruksem.
- Jestem twoim czym? – zapytał zdezorientowany Harry. – Masz na myśli zwolennika? A może niewolnika? – mówił, chodząc po gabinecie z narastającą złością, przypomniawszy sobie o kłamstwie.
- Dobrze, powiedz, co się stało, kiedy mnie nie było?
- Skąd wniosek, że coś się stało? – Ton głosu gryfona ociekał kpiną.
- Dopiero zaczęliśmy rozmowę, jeszcze prawie niczego się nie dowiedziałeś, a już jesteś wściekły – powiedział Tom, gdy Harry podszedł do okna. Oparł dłonie o framugę i patrzył na ogród tak, jakby był sam w gabinecie. – Harry – powtórzył Tom. – O co chodzi? – zapytał łagodnie.
- Dlaczego powiedziałeś mi, że Mroczne Znaki mają tylko ci, którzy chodzili z tobą do szkoły, albo ci którym nie ufasz?
- Nie chciałem, żebyś się bał… - Marvolo nie zdążył skończyć. Przerwał mu wzburzony Harry
– Żebym bał się głupiego znaku?!
- Nie chciałem, żebyś się bał ludzi, którzy go noszą – dokończył ostrzejszym głosem Lord.
- Miałbym się bać?! Po tych wszystkich wizjach, które mi wysłałeś?! – wrzasnął gryfon.
- Jakich wizjach? – zapytał zaskoczony. Spojrzał na Severusa, który siedział w fotelu popijając wino, jednak ten pokręcił głową na znak, że też nie wie, o co chodzi Potterowi. – Harry, co to były za wizje? – zapytał tym razem już zaniepokojony.
- Te wszystkie cholerne wizje, po których nie mogłem spać! Jak mogłeś robić coś takiego?! Pewnie nadal to robisz! Co?! – wrzeszczał.
- Harry, posłuchaj mnie. Nie – dodał, kiedy gryfon znów chciał zacząć krzyczeć. – Wysłałem ci tylko dwie wizje. Jedną z Departamentem Tajemnic i drugą z Syriuszem. To niemożliwe, żebyś miał jeszcze jakieś inne wizje. – Starał się wytłumaczyć. – Chyba że… - zaczął się zastanawiać.
- Chyba że co? – zapytał ze zrezygnowaniem brunet.
- To da się sprawdzić… - mówił do siebie Lord.
- Co da się sprawdzić?! – znów krzyknął Harry.
- Usiądź Harry. No już – ponaglił go, kiedy ten patrzył wrogo. – Muszę coś sprawdzić i zaraz wszystko ci wyjaśnię. – Harry usiadł na fotelu przy biurku. – Muszę przejrzeć twoje wspomnienia dotyczące tych wizji. Dlatego, proszę, nie opieraj się, kiedy użyję legillimencji. – Patrzył na niego i czekał, aż przytaknie, że rozumie. Jednak w oczach Harry’ego widać było niepewność i obawę o to, co chce zrobić Tom. – Harry, nie potrafisz się obronić przed legillimentą. Jeśli spróbujesz się opierać, możesz poczuć ból, od łagodnego do tak mocnego, że stracisz przytomność, rozumiesz? – Gryfon przytaknął skinieniem głowy. Jednak chwilę po tym zapytał cicho:
-Tom? Nie mogę ci po prostu oddać tych wspomnień, żebyś przejrzał je w myślodsiewni? – w tonie jego głosu kryła się podejrzliwość.
-Też wolałbym ten sposób. Ale wizje, to nie są twoje własne wspomnienia. To tak jakby obraz rzeczywistości widziany lub stworzony przez kogoś. Mogę je zobaczyć tylko w twojej głowie i tylko wtedy, jeśli ty skupisz się na tych wizjach – powiedział, patrząc mu w oczy. – Jesteś w stanie to zrobić?
Po krótkim zastanowieniu odpowiedział – No dobra. Tylko nie waż się dobierać do innych moich wspomnień.
- Rozluźnij się – powiedział Marvolo, stając naprzeciwko siedzącego w fotelu gryfona. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę Harry’ego. – Jesteś gotowy? – brunet skinął głową na znak, że może zaczynać. – Legillimens.* - w chwili, gdy Riddle wypowiedział zaklęcie, w jego głowie zaczęły się tworzyć makabryczne obrazy. Widział kogoś, kto wyglądał jak on, torturował dzieci, kobiety, mężczyzn, starców z takim okrucieństwem, jakiego Czarny Pan jeszcze nie widział. Na początku obrazy przelatywały przed jego oczami, trudno było wychwycić coś więcej, niż tylko mignięcie konających ofiar. Jednak nagle zobaczył coś, co zmroziło mu krew w żyłach.
Ukazała mu się bardzo obskurna, ciemna cela, w której znajdowała się jakaś rodzina, matka, ojciec i dwoje dzieci, dziesięcioletni chłopiec i siedmioletnia dziewczynka. Rodzice byli przykuci do ścian łańcuchami. Prawie całe ich ciała pokrywała krew sącząca się z głębokich, świeżych ran. Na podłodze leżała skulona dziewczynka, a chłopiec wyglądał, jakby chciał ją osłonić swoim ciałem. Dzieci, tak jak ich rodzice, były oblepione krwią. Wyglądały na niedożywione, jakby nie dostały jedzenia przez ostatni miesiąc, a brudne, porwane w wielu miejscach ubrania wisiały na nich jak na wieszaku. Nóżki chłopca były powykręcane pod różnymi kątami i bardzo spuchnięte. Gdyby nie były umazane czerwoną posoką, zapewne byłyby sino-zielone. Dziewczynka natomiast miała połamane chyba wszystkie paluszki u rąk. Łkała cicho wtulając twarz w ramię brata.
Nagle podeszła do nich postać ubrana w czarną szatę z zaciągniętym na głowę kapturem tak, że nie było widać twarzy. Postać odciągnęła chłopca od trzęsącej się jak w febrze dziewczynki. Zaraz potem podeszła druga postać, rzekomy Voldemort. Lord złapał za jej włosy i podciągnął ją wysoko zmuszając do stania. Siedmiolatka krzyknęła głośno z bólu.
- Widzisz, moja mała - zaczął Lord – co się dzieje, kiedy ktoś próbuje mi zaszkodzić? Twoi rodzice byli przekonani, że mogą robić, co im się podoba. Szkoda, że byli w błędzie – powiedział sztucznie przesłodzonym głosem. – Jesteś, a raczej byłaś, naprawdę ślicznym dzieckiem – mówiąc to przybliżył twarz do policzka dziecka i przejechał po nim językiem, na co dziewczynka pisnęła spanikowana.
- Zostaw ją! – krzyknął nagle chłopiec. – Zostaw ją! – zaczął się wyrywać z rąk ubranej na czarno postaci.
- Proszę, czyżbyś zazdrościł swojej siostrze uwagi, jaką jej poświęcam? – zapytał ironicznie. – Och, nie martw się. Tobą też się zajmę. Jednak na razie musi ci wystarczyć to – mówiąc dał znak swojemu słudze, by puścił chłopca. Ten, jak tylko został pozbawiony ‘podpory’, upadł na ziemię, nie będąc w stanie stać na połamanych nóżkach. W tym momencie Lord rzucił na niego Crucio. Chłopiec zaczął wrzeszczeć, zdzierając sobie gardło. Zaklęcie nie trwało długo, jednak on i tak już wycieńczony, opadł całkowicie z sił i stracił przytomność. Lord zaśmiał się złowieszczo. – No, kochanie - zwrócił się ponownie do przerażonej dziewczynki – teraz mogę zająć się tobą – powiedziawszy to zerwał z niej ubranie i rzucił na ziemię niczym szmacianą lalkę.
Mała dziewczynka spojrzała w stronę rodziców. Szukała u nich ratunku. Oni jednak wisieli nieprzytomni na łańcuchach, niczym martwe zwierzęta czekające na rozdzielenie ich ciała na części dla mięsożernych, ludzkich potworów. Błagała w myślach, aby jej tatuś otworzył oczy, zerwał łańcuchy i uratował ją, zabrał stąd jak najdalej. Jednak ani tata, ani mama nie otworzyli oczu.
Mała próbowała doczołgać się do ściany, by jak najdalej uciec od swojego kata, jednak miała zbyt mało sił, by odsunąć się choćby o cal. Lord uklęknął przed nią i rozchylił jej szeroko nóżki. Zaraz potem wszedł w nią głęboko i zaczął poruszać się tak szybko, że dziewczynka krzyczała, a raczej wydawała z siebie charczące dźwięki, a na jej udach zaraz pojawiło się mnóstwo krwi.
Nagle wspomnienie urwało się, a Tom przerwał zaklęcie. Nie mógł już na to patrzeć. Otworzył oczy i spojrzał na Harry’ego. Siedział skulony, a z jego oczu płynęły łzy.
- Severusie, przynieś fiolkę eliksiru uspokajającego – powiedział szybko do Snape’a. – Albo weź dwie. – Mistrz Eliksirów szybko opuścił gabinet Riddle'a. Tom podszedł do gryfona. Kucnął przed nim i oplótł jego dłonie swoimi. – Harry, to nie byłem ja – powiedział cicho. – Słyszysz? – Nie doczekawszy odpowiedzi mówił dalej – Harry, ja nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego niewinnemu dziecku. – Jego głos lekko drżał. – Harry, wierzysz mi? Proszę, powiedz, że mi wierzysz.
Gryfon podniósł lekko głowę i spojrzał mu w oczy. – Więc kto to był, Tom? – zapytał ledwo słyszalnym głosem. Z jego oczu wypłynęło jeszcze więcej łez.
- Nie wiem… Myślę, że to mógł być… Dumbledore – szepnął. – Chodź do mnie. – Przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Głaskał uspokajająco po plecach. Harry wtulił twarz w zagłębienie jego szyi i dalej bezgłośnie płakał.
Chwilę później do gabinetu wrócił Snape z dwiema fiolkami eliksiru. Odkorkował je i podał Riddle’owi.
- Harry, powinieneś to wypić. – powiedział i sam przełknął zawartość jednej fiolki. Odetchnął i znów zwrócił się do gryfona. – Harry, to pomoże. – Złapał go delikatnie za podbródek i uniósł mu głowę. Na jego twarzy widać było ślady łez, a oczy wyglądały tak, jakby miały ich wylać jeszcze tysiące. Położył mu dłoń na policzku i lekko go pogłaskał. – Wypij. Poczujesz się lepiej – szepnął i wcisnął mu fiolkę w dłoń. Brunet powoli zbliżył szklane naczynie do ust i z obrzydzeniem przełknął gorzką substancję. – Może przełożymy rozmowę na jutro, co? Powinieneś odpocząć.
- Nie – zaprzeczył szybko i z taką stanowczością, jakiej Tom się nie spodziewał, widząc go w takim stanie. – Chcę wiedzieć wszystko. Teraz – zażądał Harry. – Powiedziałeś, że jestem twoim horkruksem. Co to znaczy?
- Żebyś mógł zrozumieć, co to znaczy, musisz najpierw się dowiedzieć, co to jest horkruks – powiedział Marvolo. – Severusie, mógłbyś? – zapytał Riddle, dając tym samym do zrozumienia Snape’owi, że to on ma wytłumaczyć gryfonowi, czym jest horkruks.
- Skup się, Potter. – zaczął Mistrz Eliksirów. – To ważne i jeśli tego nie zrozumiesz, nie będziemy mieli później o czym rozmawiać – ostrzegł go. Harry usiadł wygodniej i już znacznie spokojniejszy, czekał na wyjaśnienia. – Horkruks, to najczęściej rzecz, jakiś przedmiot magiczny, ale może być nim też żywa istota, w której ukryta jest cząstka duszy innego czarodzieja. Aby stworzyć horkruksa, trzeba rzucić jakieś potężne, czarnomagiczne zaklęcie, które spowoduje czyjąś śmierć. Jeśli czarodziej, który chce stworzyć horkruksa, nie wypowie w odpowiednim czasie zaklęcia, które uwięzi część duszy w danym przedmiocie, wtedy wszczepia się ona w pierwszą napotkaną żywą istotę. Jeśli spotka ich kilka, wybiera tę najsilniejszą. Rozumiesz? - zapytał. Harry skinął głową na znak, że rozumie.
- To zaklęcie, które rzuciłem niecałe piętnaście lat temu było bardzo czarnomagiczne i niezwykle potężne – zaczął opowiadać Tom. – W efekcie użycia go, zostałem pozbawiony życia. Jednak, ponieważ to ja rzuciłem czar, cząstka mojej duszy wyrwała się z ciała i powędrowała do najbliższej, a raczej najsilniejszej żywej istoty. Do ciebie. – Harry słuchał z szeroko otwartymi oczami. Z tego co mówili Snape i Riddle, cząstka duszy Toma tkwiła w nim. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież gdyby tak było, na pewno jakoś by wyczuwał tę nieswoją duszę.
- Ale… przecież… - zaczął się jąkać Harry. – Jak możliwe, że ten… kawałek twojej duszy jest w-we mnie. Dumbledore… t-to w nim powinna być. On jest silniejszy. J-ja…
- Harry – powiedział łagodnie Tom. – Nawet nie wiesz jak jesteś potężny. Jesteś synem dwojga potężnych czarodziei, dziedzicem Godryka Gryffindora…
- Co?! – przerwał mu. – Jak to jestem dziedzicem Gryffindora?
- Ten stary trzmiel nic ci nie powiedział? – zapytał zaskoczony Riddle. Myślał, że będzie próbował wmówić Harry’emu, że musi poprowadzić go do zwycięstwa ze względu na swoich przodków. Co prawda sam Godryk nigdy nie miał nic przeciwko czarnej magii, sam stworzył kilka czarnomagicznych zaklęć, ale ludzie do dziś uważają, że był on ostoją dobroci i sprawiedliwości. Może co do drugiego się nie mylili, jednak z tą dobrocią stanowczo przesadzili.
- Tom, ja nie mogę być jego dziedzicem. Tiara chciała mnie umieścić w Slytherinie. To…
- Tiara chciała cię umieścić w Slytherinie, bo masz w sobie cząstkę mojej duszy. A ja jestem dziedzicem Slytherina.
- Ale to wszystko nie ma sensu – wyszeptał, czując się bezradny.
- Może wróćmy do tego, dlaczego cząstka duszy Toma wybrała ciebie, a nie Dumbledore’a? – zaproponował chłodno Severus, siedzący wygodnie na sofie.
- Harry, jesteś silniejszy od Dumbledore'a – oznajmił Tom. – Już nawet nie chodzi o to, czyim jesteś dziedzicem. Dumbledore wcale nie jest tak silny magicznie, jak wszyscy myślą.
- To dlaczego jeszcze nie stawiłeś mu czoła? – zapytał podejrzliwie.
- Bo ma za dużo popleczników, którzy nie dadzą mi go tknąć. Widzisz, Harry, ten stary Drops zasłania się swoimi ludźmi za każdym razem, gdy próbuję się z nim skonfrontować. Żeby się dostać do niego, musiałbym najpierw powybijać setki ludzi. Co całkowicie mija się z celem – dodał cichszym tonem.
- Skoro zasłania się innymi ludźmi, to w jaki sposób pokonał Grindelwalda? – nie dawał za wygraną gryfon.
- Poderżnął mu gardło podczas snu. – powiedział Snape. Kiedy zobaczył wyraz niezrozumienia na twarzy gryfona, zaczął opowiadać dokładniej. – Dosłownie. Dumbledore i Grindelwald, jak wiesz, przyjaźnili się. Gellert ufał Albusowi, przez co ten miał wolną rękę we wszelkich swoich działaniach. Jednak to i tak było dla niego za mało. Pewnej nocy, kiedy Grindelwald położył się spać, Drops wszedł do jego sypialni i poderżnął mu gardło. Światu ogłosił, że pokonał go podczas magicznego pojedynku. – Westchnął ciężko.
- Jak potężny jestem? – zapytał Harry po chwili.
- Nie jesteś jakoś wyjątkowo zdolny magicznie, ale jesteś potężniejszy niż ci się wydaje – powiedział Tom. – Razem z Severusem podejrzewamy, że Dumbledore wlał w ciebie jakiś eliksir, albo rzucił na ciebie czar hamujący niektóre twoje zdolności.
- A jak bardzo potężny jest Dumbledore?
- Myślę, że jego potęga opiera się w większości na tym, na czym opiera się moc panny Granger – odpowiedział Mistrz Eliksirów. – Dumbledore jest dość silny magicznie, jako że pochodzi z rodziny czystokrwistych czarodziejów, ale jego największymi… walorami jest inteligencja, spryt, tak jak u panny Granger, ale również zdolność manipulacji i brak zahamowań w dążeniu do celu. Albus stał się ostoją dla wielu czarodziei dzięki swoim podstępnym planom.
- Nadal nie rozumiem, co ma do tego Hermiona?– zapytał zdumiony Harry.
- Cała ta 'potęga' Dumbledore'a kryje się w jego umyśle. On jest inteligentny, nawet bardzo. Jest podobny do panny Granger, bo wszystkiego, co umie, nauczył się z książek, ale zanim opanował pewne zaklęcia, musiał nad nimi długo ćwiczyć.
- Hermiona nie musi dużo ćwiczyć, by opanować zaklęcie.
- Z tego co wiem - wtrącił się Riddle – Hermiona nie jest tak wybitna w Obronie Przed Czarną Magią, jak w innych przedmiotach. Czy miałeś kiedykolwiek jakiekolwiek problemy z zaklęciami obronnymi, Harry?
- Nie – odpowiedział bez zastanowienia.
- A Hermiona? – zapytał znów Tom.
- Ona zawsze musiała trochę poćwiczyć – opowiedział znów Harry, rozumiejąc już, na czym polega jego potęga magiczna.
- Jesteś silniejszy od Dumbledore, bo zaklęcia, które mogą uratować ci życie, przychodzą ci naturalnie. Właśnie dlatego część mojej duszy wybrała ciebie – powiedział Marvolo to, czego Harry już się domyślał. – I jesteś w stanie pokonać Dropsa, bo on nie obroni się tak dobrze, jak ty.
- Ale nie byłem w stanie obronić się przed Śmierciożercami w ministerstwie – powiedział cicho.
- Ponieważ twoje moce są w jakiś sposób hamowane, a poza tym ty byłeś jeden, a ich pięcioro. – Gryfon wyglądał na nieprzekonanego. – Słuchaj Harry, zdejmiemy tą barierę, która hamuje twoją magię. Wtedy zobaczysz, ile jej w sobie masz. Może dokończymy jutro, co? Jest już późno, a Severus także chciałby z tobą porozmawiać – powiedział. – Dowiedziałeś się tego, co najważniejsze. Jesteś moim horkruksem, dlatego znasz mowę węży i dlatego Tiara chciała cię przydzielić do Slytherinu.
- A czy to normalne, że nie odczuwam obecności kawałka twojej duszy w sobie?
- Nie wiem – przyznał Riddle. – Do tej pory nikt nie umieszczał swojej duszy w żywej istocie. Dobra, zostawiam was samych – oznajmił. – Sevcio już się nie może doczekać, aby powiedzieć ci, kim jest. – Zaśmiał się, kiedy Snape warknął i szybko wyszedł z gabinetu.
Nastała cisza. Harry już zaczął się zastanawiać, czy Mistrz Eliksirów naprawdę chce z nim porozmawiać, czy Tom tylko sobie żartował.
- Więc? – odezwał się Harry. – Co chciał mi pan powiedzieć, profesorze?
- Porozmawiamy jutro – powiedział i wstał z kanapy. – Dziś jest już późno. – Wyszedł i chwilę później gryfon usłyszał wściekły głos Toma, krzyczący coś w stylu: Ty idioto!
Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, również się podniósł i poszedł do swojego pokoju. Wykąpał się i położył do łóżka. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął, myśląc o tym, czego się dzisiaj dowiedział.
Spał spokojnie przez większość nocy, jednak około trzeciej nad ranem zaczął się niespokojnie wiercić i pojękiwać. Jęki powoli zamieniały się w krzyki, a Harry już nie tyle wiercił, co rzucał się na łóżku. Nie trwało to długo. Jedynie kilka minut. W końcu gryfon poderwał się do siadu, otworzył szeroko oczy i wrzasnął – Hermiona!
W tym samym momencie ktoś wbiegł do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro