48
Odkąd Harry zaczął uczyć się w Hogwarcie, Wigilia była jego ulubionym dniem w roku. To był czas piękna, marzeń, prezentów i niesamowitej magii. Nie tej, z którą stykał się na co dzień i której nauczał go teraz Lucjusz. To była magia ukryta w gestach i uśmiechach wszystkich osób, które razem z nim spędzały ten dzień. Magia świątecznych drzewek i dekoracji. I kolęd nuconych cicho pod nosem.
Dlatego właśnie, kiedy obudził się dwudziestego czwartego grudnia o poranku, nie wtulił się z powrotem w Toma, by jeszcze chwilę podrzemać. Zerwał się z ogromnym uśmiechem i rozpierającą go od środka radością. Odwrócił się w stronę Toma i zaczął potrząsać jego ramieniem.
- Tom! Wstawaj! – niemal krzyczał z entuzjazmu.
Tom tylko mruknął, wyciągnął rękę i przytulił go do siebie, nadal drzemiąc.
- Tom! No obudź się!
- Harry, jest jeszcze bardzo wcześnie – mruknął cicho Tom.
- Ale jest Wigilia!
Tom w końcu otworzył oczy i popatrzył na Harry’ego z uśmiechem. Widział już, jak radość rozpiera chłopaka, jednak teraz nie był nawet w stanie opisać szczęścia, które z niego płynęło. Przyciągnął go do siebie i pocałował czule, a potem wyszeptał:
- Wesołych Świąt, Harry.
Harry odpowiedział uśmiechem. Potem szybko odwrócił się, wychylił i zaczął grzebać pod łóżkiem. Jego zachowanie zdziwiło trochę Toma, ale ten nic nie powiedział. Patrzył tylko na poczynania chłopaka. Chwilę później wszystko stało się jasne, kiedy w ręce wpadła mu dosyć duża, ale cienka paczuszka owinięta papierem i wstążką.
- Jakim cudem nie zauważyłem, że coś tam schowałeś? – zapytał z małym uśmieszkiem, przyglądając się badawczo Harry’emu.
- Eee… Hermiona nauczyła mnie zaklęcia przylepca, żebym mógł przyczepić to do spodu łóżka.
Tom uśmiechnął się trochę jakby z dumą i zaczął rozpakowywać prezent. Robił to powoli, nie chcąc porwać papieru, a to sprawiało, że Harry się niecierpliwił. Miał nadzieję, że prezent spodoba się Tomowi. Nie mógł wybrać się po niego sam i był zmuszony do przeglądania katalogów z asortymentem różnych sklepów. Próbował namówić Syriusza, Regulusa, Alecto, a nawet Lucjusza, żeby zabrali go na Pokątną, by mógł sam kupić prezent. Ostatecznie Regulus przyniósł mu masę katalogów i powiedział, żeby nie liczył na nic więcej, bo inaczej wszystko powie Tomowi. Wybrał więc prezent, a Regulus łaskawie udał się na Pokątną i kupił go dla niego. Nie mógł wysłać zamówienia sową, ponieważ to byłoby zbyt niebezpieczne. Poza tym sowa sprzedawcy nie odnalazłaby Czarnego Dworu z powodu silnych zaklęć ochronnych.
A teraz siedział i czekał, aż Tom w końcu rozpakuje swój prezent. Miał wrażenie, że celowo robi to wyjątkowo wolno. Gdy w końcu odrzucił papier, jego oczom ukazała się aksamitna malachitowa peleryna z jedwabnym niemal czarnym podszyciem. Miała szereg srebrnych ozdobnych guzików, lekko rozszerzane mankiety i finezyjny srebrny wzór wzdłuż krawędzi. Dotykał z czułością delikatnego materiału, a na jego ustach błąkał się mały uśmiech i Harry już wiedział, że dobrze wybrał.
- Jest piękna – powiedział cicho Tom. – Czy chcę wiedzieć, w jaki sposób ją zdobyłeś? – zerknął na niego podejrzliwie i czekał na odpowiedź.
- Nie musisz się martwić, nikt nie pozwolił mi się udać po nią samemu, nawet kiedy wydałem im rozkaz i poparłem to tym, że w wakacje ogłosiłeś mnie swoim zastępcą – powiedział posępnie.
- Z tym zastępcą to był tylko taki podstęp, żebyś mógł poczuć się swobodnie i nie bał, że ktoś zrobi ci krzywdę – wyznał Tom, udając zakłopotanie.
- Och… Wydaje mi się, że powinienem się właśnie obrazić – odpowiedział Harry. – Ale najpierw chcę dostać mój prezent. – Uśmiechnął się szeroko.
Tom zaśmiał się perliście, machnął różdżką i już chwilę później do rąk wpadła mu duża podłużna paczka. Podał ją Harry’emu a ten szybko rozerwał papier, nie przejmując się bałaganem, który tym zrobił. Gdy w końcu zobaczył nową miotłę, wydał z siebie głośny pisk zachwytu. Gładził ją delikatnie, jakby była niezwykle krucha. Z jego ust wydobywały się westchnięcia, gdy dostrzegał jej walory.
Gdy już dokładnie ją obejrzał, spojrzał na Toma z radością i zapytał:
- Przelecimy się?
- Oczywiście, ale dopiero w trakcie połączenia – odpowiedział Tom.
Harry przez chwilę patrzył na niego, nie rozumiejąc, co ma połączenie do latania, kiedy w końcu poskładał wszystko w całość i spłonął rumieńcem.
- Tom! – wykrzyknął. – Jesteś okropny! Miałem na myśli miotłę. Pójdziemy ją wypróbować?
Tom zaśmiał się lekko na zachowanie Harry’ego.
- Pójdziemy. Ale jutro – szybko dodał.
Entuzjazm Harry’ego szybko opadł.
- Dlaczego jutro?
- Bo dziś jest Wigilia i tradycja nakazuje spędzić ten dzień z najbliższymi. Poza tym spodziewam się wizyt kilku mniej ważnych Śmierciożerców.
- Co? Dzisiaj? Nie możesz się z nimi spotkać po Świętach?
- Nie mogę, Harry. Oni przyjdą tylko po to, żeby dać mi prezent. To byłoby niegrzeczne z mojej strony, gdybym ich odprawił i kazał wrócić po Świętach.
- Każesz Śmierciożercom dawać sobie prezenty? – zapytał Harry z dziwną miną. Mógł wielu rzeczy spodziewać się po Tomie, ale to było zdecydowanie zaskakujące.
Tom znów się zaśmiał, rozbrojony logiką chłopca. Przyciągnął go do siebie, mocno przytulił, po czym wyjaśnił:
- Nie, Harry. Oni dają mi prezenty na różne okazje, bo mają nadzieję, że w ten sposób zyskają w moich oczach i będą dostawać lepsze misje.
- Lizusy – powiedział z odrazą Harry. – No dobrze, niech będzie. Ale jutro Ci nie odpuszczę.
***
Wigilijny obiad był cudowny. Stół uginał się od przysmaków, a Harry wiedział, że to dopiero początek, bo prawdziwe świętowanie zacznie się jutro.
Właśnie nakładał sobie kolejną porcję puddingu, kiedy przy drugim końcu stołu coś głośno trzasnęło. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Draco siedział ze wściekłym wyrazem twarzy. Przed nim stała pęknięta szklaka. Chwilę później blondyn odsunął krzesło i niemal wybiegł z pomieszczenia.
Harry popatrzył na Toma, mając nadzieję, że ten widział, co się stało. Ale Tom tylko mierzył wzrokiem Lucjusza i Niklausa. W końcu gryfon westchnął ciężko, odsunął swoje krzesło i powiedział cicho do Toma:
- Sprawdzę, czy wszystko z nim w porządku.
Tom skinął głową, ale nie oderwał wzroku od mężczyzn.
Harry szedł w stronę pokoju Ślizgona, mając nadzieję, że ten właśnie tam się udał. W połowie drogi dogoniła go Hermiona, która zaraz potem potwierdziła jego obawy odnośnie do zajścia przy stole – chodziło o Niklausa. Dziewczyna nie wiedziała dokładnie, co się wydarzyło. Widziała tylko narastające napięcie pomiędzy nim, Draco i Lucjuszem. A chwilę później Draco roztrzaskał w dłoni szklankę i uciekł. Oboje nie widzieli wcześniej, by Draco tracił nad sobą panowanie do tego stopnia, by uwolnić magię. Całe szczęście, że skończyło się tylko na tym, pomyślał Harry, przypominając sobie, jak sam nadmuchał ciotkę kilka lat wcześniej.
- Draco? – Weszli do jego pokoju, nawet nie przejmując się pukaniem. Draco leżał zwinięty na łóżku i zdawał się nawet nie zauważyć, że ktoś do niego przyszedł. – Powiesz nam, co się stało? – Usiedli obok niego na łóżku. Dopiero wtedy zauważyli załzawione oczy.
- Nic. Wszystko w porządku – powiedział roztrzęsionym głosem.
- Wiesz, jak na Ślizgona strasznie słabo kłamiesz – próbował zażartować Harry.
- Draco, wiemy, że chodzi o Niklausa – zaczęła Hermiona. – Przecież możesz się wygadać. Spróbujemy Ci pomóc.
Draco podniósł się do siadu.
- Nie możecie nic zrobić. Kurwa! – krzyknął, łapiąc się za włosy. – On próbował hipnozy. Najpierw na moim ojcu, a potem na mnie. Na jego nieszczęście obaj znamy oklumencję. Rozumiecie, co to znaczy? Ojciec go zabije. Rozszarpie go na strzępy. A poza tym on ma gdzieś mnie, moje uczucia i w ogóle wszystko. On po prostu jest zdobywcą. Nie ma żadnego znaczenia, że to ja. Zaplanował sobie mnie zdobyć, a cała reszta jest nieważna.
Harry i Hermiona popatrzyli na siebie. Sprawa nie przedstawiała się zbyt dobrze. Właściwie było fatalnie. Nie mieli pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.
- Może to tylko takie pozory? – zasugerowała Hermiona. – Może nie powinieneś tak tego roztrząsać.
- Daj spokój. On w ogóle nie liczy się z tym, co czuję.
- Więc olej go – wtrącił Harry. – Skoro jest takim dupkiem, to przestań o nim myśleć. Zasługujesz na kogoś lepszego. Pokaż mu, że wcale go nie potrzebujesz – zarządził.
Draco popatrzył na niego z lekkim uśmiechem. Jego przyjaciele zawsze potrafili poprawić mu humor, nawet jeśli nie mogli pomóc mu rozwiązać jego problemów.
- A co, jeśli jednak trochę go potrzebuję? – zapytał Draco.
- Cóż, to jesteś w dupie.
- Harry, język! – krzyknęła Hermiona.
- Daj spokój, on przed chwilą powiedział kurwa, czemu jemu nie zwróciłaś uwagi? – oburzył się Harry.
- Bo on jest teraz rozstrojony emocjonalnie.
- Myślicie, że co się tam teraz dzieje? – zapytał Draco, przerywając ich sprzeczkę.
- Hm, stawiam na to, że twój ojciec i Niklaus demolują całą jadalnię, bijąc się o ciebie.
- Bądź poważny, Harry, to dorośli mężczyźni.
***
Nie mieli pojęcia, jak blisko prawdy był Harry. Tuż po tym, kiedy Hermiona pobiegła za chłopcami, w jadalni rozpętała się prawdziwa wojna. Lucjusz wydobył różdżkę i już miał rzucać paskudną klątwę na wampira, kiedy ten skoczył na niego przez stół i przygwoździł go do podłogi, przewracając przy tym kilka krzeseł. Nie zdołali jednak zrobić nic więcej, bo wtedy Tom wstał ze swojego miejsca i rozdzielił ich zaklęciem tarczy.
- Do mojego gabinetu, natychmiast! – syknął wściekły do obu mężczyzn i poszedł pierwszy, nie oglądając się, czy ci za nim podążają.
Wszedł do środka, oparł się o swoje biurko i czekał, aż mężczyźni zajmą miejsca na fotelach przed nim. A potem bez ogródek zaczął ich besztać.
- Czy wy do reszty straciliście już rozum? Co to miało być? Ile macie lat, żeby zachowywać się w ten sposób i to przy wigilijnym obiedzie? – mówił cichym syczącym głosem. – Słucham, o co chodzi? – zażądał wyjaśnień.
- Nie oddam mu syna.
- Draco nie jest twoją własnością, Lucjuszu. – Na te słowa Niklaus uśmiechnął się zwycięsko. – I twoją również nie – zwrócił się do wampira Tom. – Jest niemal dorosły i ma prawo sam o sobie decydować.
- Szkoda, że nie masz takiego podejścia, jeśli chodzi o twój związek z Harrym – zakpił Lucjusz.
- Nie porównuj tego, to zupełnie różne sytuacje…
- A niby dlaczego? – przerwał mu blondyn.
- Dlatego że ja prowadzę wojnę – warknął zirytowany. – A teraz słucham wyjaśnień. Rozumiem, że jesteś zainteresowany Draco. W czym problem?
- W Lucjuszu, oczywiście – odpowiedział z pogardą Niklaus.
- Lucjusz jest jego ojcem, powinieneś się z nim liczyć, zamiast traktować jak wroga. Jakie są twoje zamiary?
- To nie twój interes. – W głosie wampira słychać było rozdrażnienie.
- Owszem, mój. Jesteś moim gościem, demolujesz mój dom, wdajesz się w bójki z moim przyjacielem i uwodzisz jego syna. Pamiętaj też, że ostatnio coś od ciebie dostałem – ostrzegł go Tom, nawiązując do Czarnej Różdżki.
- Nie ośmieliłbyś się – syknął.
- Czyżby?
- Kiedy ci ją dawałem, twierdziłeś coś innego. – Niklaus próbował sprawiać wrażenie zrelaksowanego, ale Tom wiedział, że w środku gotuje się z wściekłości.
- Zmieniłem zdanie. Jeśli nie dasz mi innego wyboru, nie skończy się to najlepiej. A teraz odpowiedz. Chcesz się związać z Draco?
- Tak – warknął.
- Lucjuszu, czemu jesteś przeciwny? – zwrócił się do drugiego mężczyzny.
- Żartujesz? – wypluł blondyn. – To mieszaniec.
- I? Co w związku z tym?
- Nie traktuje Draco poważnie. Poza tym jest nieśmiertelny. Nie pozwolę mu przemienić własnego syna i zakończyć w ten sposób linię naszego rodu.
- Jesteś jeszcze na tyle młody, by spłodzić potomka, który da ci wnuki. A decyzja o przemianie powinna należeć do Draco – powiedział. – W jaki sposób chcesz się związać z Draco? – zapytał ponownie Klausa.
- Jeszcze nie podjąłem decyzji.
- Powinieneś był ją podjąć, zanim go w sobie rozkochałeś. – Tom westchnął głęboko. Okrążył biurko i usiadł na krześle za nim. Nie mógł uwierzyć, że ci dwaj dorośli mężczyźni zachowują się w tak niedojrzały sposób. – Macie dojść do porozumienia. I macie porozmawiać z Draco. To przede wszystkim od niego powinna zależeć jego przyszłość. Nie życzę sobie więcej żadnych walk w moim domu. – Obaj jego przyjaciele podnieśli się z zamiarem wyjścia. Gdy byli już przy drzwiach, Tom znów się odezwał:
- Lucjuszu, jeśli zmusisz Draco do ślubu z Astorią, on nigdy ci tego nie wybaczy. Pamiętaj o tym.
***
Draco postanowił – porozmawia z ojcem. Szczerze. Wiedział, że wiele na tym nie ugra i że nie ma takiej siły, która zmusiłaby Lucjusza do udzielenia zgody na związek syna z wampirem. Draco wiedział, miał nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzi. Ale nie był w stanie poradzić sobie z małżeństwem z przymusu i spędzeniem w nim całego życia bez nawet namiastki ciepłych i romantycznych uczuć. Nie potrafił sobie nawet tego wyobrazić.
Dlatego postanowił, że jutro po śniadaniu uda się do ojca i wybłaga przełożenie jego ewentualnego ślubu przynajmniej o kilka lat. Liczył, że przez ten czas wymyśli inny plan.
Być może, kiedy będzie starszy i ojciec uzna go za dojrzałego, wtedy będzie mógł się związać z Nilkausem.
Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie. Raczej nie spodziewał się gości o tej porze. Zbliżała się już północ, Harry i Hermiona spędzili u niego prawie całe popołudnie i wieczór, a potem został sam z trochę lepszym humorem. Miał nadzieję, że to nie jego ojciec postanowił go odwiedzić, by udowodnić mu, że Niklaus nie był go godzien.
Zwlókł się z łóżka i ze zrezygnowaniem podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę i otworzył, a potem zamarł w szoku. Po drugiej stronie stał Klaus. Draco dłuższą chwilę zajęło by się otrząsnąć i zapytać:
- Co tu robisz?
Niklaus uśmiechnął się drapieżnie.
- Stęskniłem się – powiedział, wchodząc do środka bez zaproszenia i zamykając drzwi. – I chciałem przeprosić. – Przyciągnął go do siebie zaborczo, owiewając ciepłym oddechem jego ucho.
- Za co? – zapytał Draco, próbując udawać, że mężczyzna w żaden sposób na niego nie działał. W rzeczywistości niemal gotował się w środku z potrzeby bliższego kontaktu.
- Wygląda na to, że za wszystko. – Potarł nosem jego szyję.
- Nie możemy… - wyszeptał Draco, odpychając mężczyznę.
- Bo twój ojciec jest przeciwny? – zapytał, spoglądając na niego z kpiną. – Daj spokój Draco, to twoje życie. Powinieneś umieć się postawić.
- To nie jest takie proste, jak ci się wydaje – warknął Draco.
- Może po prostu nie chcesz, żeby było…
- Przyszedłeś, żeby się ze mną kłócić? – przerwał mu Ślizgon.
Niklaus westchnął głęboko. Był rozdrażniony, ale wiedział, że nie zdobędzie tego chłopca, jeśli nie będzie wyjątkowo cierpliwy i wyrozumiały.
- Mam dla ciebie prezent – powiedział łagodnie, znów się do niego zbliżając.
Wyjął małe kwadratowe pudełeczko z kieszeni i podał je blondynowi. Ten popatrzył na niego pytająco, a zaraz potem zdjął wieczko i wyjął zawartość. Był nim piękny sygnet z rubinowym oczkiem i grawerami wokół niego. Draco przyjrzał się uważnie i stwierdził, że sygnet cały jest wygrawerowany runami, głównie z zakresu ochrony i magii umysłu. Musiał być zatem magiczny.
- Jest piękny, ale dlaczego mi go dajesz? – zapytał pełen obaw.
- Cóż, nie powinienem stosować hipnozy. Zdaję sobie sprawę, że dużo straciłem w twoich oczach i że nie tak łatwo odzyskam zaufanie. Mam nadzieję, że sygnet mi w tym pomoże. Są na niego nałożone uroki, które uniemożliwią mi próby zahipnotyzowania cię. Nie będziesz musiał bronić się za pomocą oklumencji – wyjaśnił.
- Czy to działa również na legilimencję?
- Niestety, nie.
Draco popatrzył jeszcze raz na sygnet, a następnie włożył go na palec.
- Dziękuję. Jestem trochę zły i nie mam pojęcia, dlaczego próbowałeś hipnozy, ale myślę… - Westchnął. – Nie chcę się na ciebie obrażać.
Niklaus uśmiechnął się rozpromieniony. Przyciągnął go do siebie i zanim Draco zdążył zareagować, wpił się mocno w jego usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro