44
Alecto wysłała Tomowi patronusa niemal w tej samej chwili, w której Syriusz upadł na ziemię, straciwszy przytomność. Chwilę później podbiegła do mężczyzny, by sprawdzić, co się właściwie stało.
Black mocno krwawił nie tylko z nosa, ale także z miejsc, w których wyrysowane miał magiczne runy. To było niepokojące, ponieważ opis rytuału nie wspominał o niczym, poza ogólnym osłabieniem, a w najgorszym wypadku utratą przytomności. Kobieta próbowała powstrzymać krwotok, jednak żadne ze znanych jej zaklęć nie działało.
Kiedy pojawił się Tom razem z Regulusem i Lucjuszem, wspólnie przenieśli obu nieprzytomnych mężczyzn do małego skrzydła szpitalnego we dworze. Gdy ułożyli ich na łóżkach, Syriusz przebudził się, z sykiem wciągając powietrze. Poderwał się do siadu, jęknął głośno, po czym opadł z powrotem na poduszki, jakby bez sił. Krew nadal ciekła mu z nosa, ale w miejscach run zaczynała już krzepnąć, co uspokoiło nieco Alecto.
- Udało się? – zapytał słabym głosem Black.
Alecto położyła mu kompres na czoło i pomogła mu unieść się trochę, żeby krew mogła wypływać na chusteczkę. Tom natomiast cały czas diagnozował stan jego zdrowia za pomocą czarów.
- Nie wiem – odpowiedziała kobieta. – Na razie nie ma żadnych oznak poza twoim krwotokiem. – W momencie, gdy to powiedziała, runy na ciele Severusa zajaśniały różową poświatą, a potem wchłonęły się w jego ciało, pozostawiając po sobie bieliste, ledwo widoczne ślady.
Tom natychmiast podszedł do mężczyzny i rzucił na niego szybki czar skanujący. Severus miał przyspieszony puls, jednak poza tym nic innego nie wskazywało na jakąkolwiek zmianę w jego stanie zdrowia.
- Być może trzeba trochę poczekać na jakieś efekty – stwierdził Tom.
Kilkanaście minut później z nosa Syriusza w końcu przestała lecieć krew. Alecto pomogła mu doprowadzić się do porządku, po czym podała mu eliksiry wzmacniające. Black był bardzo osłabiony po rytuale i utracie własnej magii.
Kiedy mężczyzna poczuł się już trochę lepiej, Alecto wpuściła do pomieszczenia zniecierpliwionego Harry’ego, który od momentu rozpoczęcia rytuału nie potrafił wysiedzieć w jednym miejscu. Chłopak niemal przebiegł przez pomieszczenie, zupełnie ignorując obecność Toma, i usiadł obok łóżka Syriusza.
- Jak się czujesz? – zapytał zdenerwowany, rzucając jednocześnie zmartwione spojrzenia w stronę Severusa?
- Już trochę lepiej – odpowiedział Syriusz, choć jego głos wskazywał, że jest wycieńczony i potrzebuje odpoczynku.
- A Severus, czy on… kiedy się obudzi?
- Nie wiemy, Harry. – Alecto położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. – Musimy czekać i mieć nadzieję.
Harry spędził trochę czasu z Syriuszem, jednak widząc jego zmęczenie, postanowił pozwolić mężczyźnie w końcu się zdrzemnąć i wrócił do siebie. Martwiło go, że stan Severusa w żaden sposób się nie zmienił. Myślał, że obudzi się on zaraz po zakończeniu rytuału. Być może jego utrata magii była większa, niż początkowo zakładali.
Tom nie próbował zwrócić na siebie jego uwagi. Harry spodziewał się i w głębi serca miał nawet maleńką nadzieję, że spróbuje go chociaż uspokoić w związku z niepoprawieniem się stanu Severusa, jednak Marvolo zachowywał się, jakby w ogóle mu już na Harrym nie zależało.
Być może to był błąd, może nie powinien zrywać z Tomem. Choć z drugiej strony, skoro ten nie próbuje o Harry’ego walczyć, znaczy to, że nigdy tak naprawdę o niego nie dbał. Harry już nie wiedział co myśleć.
Rozebrał się i poszedł pod prysznic. Chwilę później spał już, choć był to bardzo niespokojny sen.
***
Draco spacerował po ogrodzie wokół Malfoy Manor. Była ciepła letnia noc. Uwielbiał spacerować w takie wieczory, kiedy ciepły jeszcze wietrzyk muskał jego skórę, wprawiając jego ciało w stan miłego odprężenia. Skręcił w kolejną alejkę, wzdłuż której rosły niewielkie różane krzewy. Ta alejka była wyjątkowa, barwna, przenosiła w inny świat, odurzając zapachem, który najsilniejszy był o zmroku.
Szedł powoli, dotykając lekko kwiatów, ich kruchych płatków. Były jak najdelikatniejsza, najcieńsza i najbardziej miękka skóra na świecie. Skóra, która nigdy nie przestawała pachnieć.
Nagle jednak coś zaburzyło tę cudowną chwilę. Wieczór zamienił się w noc, a na niebie pojawił się księżyc w pełni. Draco poczuł niepokój wkradający się do jego umysłu. Róża, którą Draco pieścił właśnie dotykiem, stała się szorstka i ostra. Odwrócił się i spojrzał na drogę, którą przeszedł. Wszystkie kwiaty, drzewa i krzewy, które minął, zroszone były bordową krwią. Zamiast wody w strumyku płynęła krew, a na krzewach rosły krwawe róże o krwawiących, kanciastych płatkach.
Draco poczuł, że coś cieknie mu z kącika ust. Podniósł dłoń, by otrzeć usta, a gdy potem na nią spojrzał, była umazana krwią. Językiem wyczuł wampirze kły, zamiast zwykłych ludzkich zębów. Puls mu przyspieszył. Nie miał pojęcia, co się z nim stało. Nie chciał być potworem.
Nagle poczuł jakiś ruch za plecami. Szybko się odwrócił, jednak zanim zdążył zobaczyć kto to, został pchnięty w tył.
Draco poderwał się do siadu. Dyszał tak szybko, jakby przed chwilą ścigał się z tłuczkiem. To był dziwny i straszny sen.
- Coś nie tak? – usłyszał szept po swojej prawej stronie. Odwrócił się przerażony, z różdżką w gotowości, by zobaczyć Niklausa, który siedział rozluźniony w jego fotelu i podpierał dłonią lewy policzek.
- Na Merlina, co tu robisz? – zapiszczał i podciągnął kołdrę pod samą szyję, jakby się mocno zawstydził.
Niklaus zaśmiał się, zanim odpowiedział.
- Rozmyślam.
- W moim pokoju? – drążył Draco. W tym momencie poczuł się niezręcznie. Niklaus nachodził go w różnych sytuacjach, ale to było już lekkie przegięcie.
- Oczywiście. To najlepsze miejsce do rozmyślań o tobie. – Niklaus uśmiechnął się w pewien sposób kokieteryjnie, ale jednocześnie groźnie. Ten uśmiech zawsze powodował u Draco reakcje fizyczne, określane potocznie motylami w brzuchu. Klaus, utrzymując ten uśmiech na twarzy, podszedł do łóżka chłopaka i usiadł bardzo blisko niego.
- Często o mnie rozmyślasz? – zapytał cicho Malfoy z lekką zadyszką, której przyczyny Draco nie był pewien.
- Bardzo często – odszepnął mężczyzna, a potem zrobił coś, o czym Draco po cichutku marzył, ale nigdy się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą.
Niklaus podniósł dłoń i odgarnął zbłąkany kosmyk z jego czoła. Popatrzył głęboko w jego oczy, po czym pochylił się i delikatnie go pocałował. Ta delikatność szybko jednak przerodziła się w zwierzęcą namiętność. Ośmielił się nawet ugryźć wargę blondyna – na tyle lekko, by nie sprawić mu bólu, ale też na tyle mocno, by pojawiła się kropelka krwi, którą natychmiast łapczywie zlizał. Mruknął w przyjemności i chwilę później się odsunął. Zerknął na twarz Draco i zniknął.
Draco jęknął po części dlatego, że nienawidził wampirzej szybkości, a po części dlatego, że żałował, że pocałunek już się skończył. Opadł na poduszki i zatopił się w uczuciu, które ogarnęło jego ciało. Był z całą pewnością podniecony i zdecydowanie miał ochotę na więcej pocałunków z Niklausem – i nie tylko pocałunków – co powinno go zmartwić, ale w tej chwili Draco nie potrafił się tym przejąć. Był w stanie skupić się jedynie na posmaku, jaki mężczyzna zostawił na jego ustach i niewielkim skaleczeniu na dolnej wardze – jedynym dowodzie ich zbliżenia.
Ale chwilę później przypomniał sobie, jak bardzo jego ojciec nienawidzi Klausa. Chłopak wiedział, że gdyby Lucjusz dowiedział się o tym incydencie, zabiłby Draco na miejscu i to bez żadnego ostrzeżenia. Uzmysłowiwszy to sobie, wygrzebał się z pościeli, założył szlafrok i niemal pobiegł do pokoju Hermiony.
Wszedł bez pukania, ponieważ wiedział, że dziewczyna i tak śpi. Bądź co bądź, było koło trzeciej nad ranem. Zatrzasnął za sobą drzwi, podszedł do łóżka Hermiony i odrobinę brutalnie potrząsnął jej ramieniem.
- Hermiona! Obudź się – wołał do dziewczyny zdenerwowany.
- Hm… Co? O sochoci…? – wymruczała niewyraźnie.
- Musimy porozmawiać. Słuchaj – mówił szybko, przytłoczony tym, co się wydarzyło. – Całowałem się z Niklausem.
- Taa… to świetnie, dobranos… - wymruczała znów, odwróciła się na drugi bok i zakryła kołdrą.
Draco jednak nie zamierzał się tak łatwo poddać. Znów szarpnął dziewczynę za ramię i niemal zapiszczał:
- To wcale nie świetnie! Ojciec mnie zabije, jeśli się dowie!
- Mphmf… no śle, barzo śle, co ty myślałeś, ić jusz…
Hermiona tym razem zaciągnęła kołdrę aż na głowę, ale to w żaden sposób nie powstrzymało Draco. Chłopak zarwał z niej przykrycie, krzyknął głośno jej imię i znów potrząsnął jej ramieniem. To rozbudziło trochę nastolatkę, która siedziała teraz i rozmasowywała obolałe ramię.
- Draco, nie masz Merlina w sercu, jest środek nocy – powiedziała zirytowana dziewczyna. – Nie mogłeś pójść budzić Harry’ego?
- On zbyt bardzo martwi się Severusem i Syriuszem, żeby zrozumieć powagę sytuacji – wyjaśnił blondyn.
- A ta poważna sytuacja to twój adorator, rzeczywiście – problem, który nie może poczekać do rana – zironizowała Hermiona. Jednak gdy zobaczyła grymas na twarzy przyjaciela, pożałowała swoich słów, ale tylko odrobinę. – No dobrze, więc o co chodzi? – zapytała już łagodnie.
- Niklaus mnie pocałował. Jakieś piętnaście minut temu.
- I co dalej?
- Co dalej?! – wściekł się Draco. – To jeszcze mało? Wiesz, co to oznacza? – zaczynał histeryzować, wymachiwał rękami i trząsł się na całym ciele.
- To oznacza, że Niklaus ci się podoba, zauroczyłeś się w nim, ale nie przyznasz się do tego, choćby cię przypiekali żywcem na ogniu – wyjaśniła Hermiona. – Wszyscy już wiedzą, Draco. Twój ojciec jeszcze próbuje nie widzieć, jak bardzo twoje oczy robią się maślane na jego widok, ale wkrótce również do niego to dotrze. – Opadła na poduszki, mając nadzieję, że Draco choć trochę się uspokoi.
- Wszyscy wiedzą…? Ale ojciec… - Draco był zbity z tropu. Teraz w ogóle nie wiedział co myśleć.
- Martwi się o ciebie – dopowiedziała Hermiona. – Związek z Niklausem byłby… cóż, nietypowy i problematyczny. Ale myślę, że gdybyś z nim szczerze porozmawiał, to w końcu by się z tym pogodził. – Złapała go za rękę, chcąc dodać mu otuchy.
- Naprawdę w to wierzysz? – zakwestionował Draco.
- Ja… wiesz… myślę, że sytuacja nigdy nie wygląda tak źle, jak nam się wydaje – wydukała już nie tak pewnym tonem.
- Widzisz?! Sama wątpisz, że może być dobrze! – zdenerwował się chłopak. – Słuchaj, ja wiem, że to nie jest problem wielkiej wagi, ale po prostu… nie mam pojęcia co myśleć… co czuć…
- Jak bardzo zależy ci na Niklausie, Draco? Ile jesteś w stanie dla niego poświęcić? Musisz sobie na to odpowiedzieć. Wtedy będziesz wiedział co robić. – Hermiona uśmiechnęła się do niego ciepło, ale zaraz potem jej postawa zmieniła się w odrobinę złośliwą. – Więc… może teraz opowiesz, jak całuje kilkusetletni wampir?
Draco spojrzał na nią z irytacją wymalowaną na twarzy. Sięgnął po poduszkę i walnął nią dziewczynę. Chwilę wygłupiali się, bawiąc się w bitwę na poduszki, ale Hermiona szybko obwieściła, że jest naprawdę bardzo zmęczona i śpiąca i dosyć stanowczo wyprosiła Draco ze swojego pokoju.
***
Fenrir i Remus byli gotowi do powrotu. Ich misja powiodła się jedynie po części. Żaden z nich nie spodziewał się, że część watah z tego rejonu nie wpuści ich nawet na swój teren. Jedynym plusem było to, że watahy te w ogóle nie zamierzały brać udziału w wojnie, a to znaczyło, że do Dumbledore’a też się nie przyłączą – taką mieli przynajmniej nadzieję.
- Jak wrócimy, to przedstawię cię naszej watasze jako mojego Młodszego – powiedział Greyback, podchodząc do Remusa od tyłu i obejmując go ramionami w pasie.
Mężczyzna uśmiechnął się na tę czułość, która mogła być czymś zaskakującym z perspektywy kogoś, kto nie znał bliżej Fenrira. Jako przywódca watahy był surowy, stanowczy, czasem nawet okrutny, ale nigdy uprzejmy, a tym bardziej przyjazny. Przy swoim Młodszym był jednak wrażliwy i troskliwy, a Remus cieszył się, że nie wykorzystywał swojej władzy i pokazywał mu swoje prawdziwe opiekuńcze oblicze.
- Fenrir, nie musisz tego robić, przecież wiesz. Niektórym może się to nie spodobać.
- Mam to gdzieś. Nie będę układał swojego życia prywatnego pod dyktando innych. Jesteś mój i wszyscy się o tym dowiedzą – uciął temat. Remus jako Młodszy postanowił nie przeciwstawiać mu się więcej. Ton Starszego wyraźnie wskazywał, że nie zamierza zmieniać zdania. – Zajmujesz teraz szczególną pozycję. Wataha musi o tym wiedzieć, żeby odnosić się do Ciebie z odpowiednim szacunkiem – wyjaśnił Fenrir.
- Wataha niespecjalnie mnie lubi – westchnął Remus. – Nie zaczną mnie nagle szanować, bo zmieniła się moja pozycja.
- Zaczną albo wywalę ich na zbite…
- Nie – przerwał mu. – Fenrir, od zawsze mnie w pewien sposób faworyzowałeś i to tylko wzmagało ich niechęć.
- Bo od zawsze byłeś kimś wyjątkowym. A teraz masz nad nimi władzę prawie taką samą jak ja. Powinieneś to wykorzystać – powiedział, po czym pocałował go, kończąc tym samym dyskusję.
Chwilę później jego dłonie wśliznęły się pod sweter młodszego mężczyzny. Remus wiedział, co się teraz wydarzy, dlatego dał sobie spokój ze składaniem ubrań, nawet nie próbując uświadamiać Fenrirowi, że powinni najpierw skończyć się pakować. Chociaż nie mógł stwierdzić, że w jakikolwiek sposób mu to przeszkadzało. Odwrócił się do ukochanego, objął dłońmi jego szyję i przylgnął do niego całym ciałem.
Seks w ich związku nadał był tak samo namiętny, spontaniczny i dosyć ostry, choć już nie tak zwierzęcy, jak na początku więzi. Potrafili zapanować nad swoim instynktem, ale rzadko to robili. Remus uwielbiał być zdominowany przez swojego Starszego, czuć jednocześnie jego czułość i gwałtowność. Paradoksalnie, ta zależność pozwalała mu się wyzwolić – mógł po prostu odczuwać, kochać i dać się ponieść zmysłom.
- Kocham cię – wyszeptał Fenrir, wchodząc w Remusa mocno i dziko a jednocześnie delikatnie.
- Ja ciebie też. – Ich mokre od potu ciała ocierały się o siebie, powodując elektryzujące doznania rozkoszy.
Całowali się, na zmianę gryząc i ssąc swoje wargi, przesuwali dłońmi po wilkołaczej skórze, drapali i warczeli. Ich połączone zapachy tworzyły niesamowitą woń ich miłości i namiętności. Doszli niemal w tym samym momencie. Ich emocje kumulowały się, odczuwali je wspólnie dzięki więzi. To zapewniało im niezastąpione przeżycia pełne spełnienia i ekstazy.
***
Harry obudził się o świcie. Ubrał się szybko i pognał sprawdzić, co z Severusem i Syriuszem. Całą noc miał niespokojne sny, chociaż nie pamiętał w ogóle, co mu się śniło.
Wszedł cicho do Sali, w której leżeli mężczyźni. Syriusza nigdzie nie widział, a to musiało znaczyć, że czuł się już dobrze i wrócił do swojego pokoju – taką przynajmniej miał nadzieję.
Severus za to nadal był nieprzytomny. Koło jego łóżka na krześle spała Alecto z głową ułożoną na brzegu materaca. Harry już dawno przestał się dziwić, że tak często spotykał tu kobietę. Widział, że zależy jej na Severusie, choć nie miał pojęcia, w jakiej byli relacji, o ile w ogóle byli w jakiejś relacji, ponieważ Harry nigdy niczego między nimi nie zauważył.
Podszedł bliżej i okrył Alecto kocem. Starał się to zrobić jak najdelikatniej, niestety kobieta i tak się obudziła. Zerwała się jak porażona prądem i spojrzała z nadzieją na Severusa. Gdy zobaczyła, że nic się nie zmieniło, opadła z powrotem na krzesło i westchnęła zrezygnowana.
- Co tu robisz o tej porze, Harry? – zapytała, gdy w końcu go dostrzegła.
- Chciałem sprawdzić, co z Severusem, ale chyba jest bez zmian. – Kobieta przytaknęła skinięciem głowy. – Gdzie jest Syriusz?
- Przebudził się jakiś czas temu i wrócił do siebie. Czuł się już w miarę dobrze i wolał odpoczywać we własnym łóżku. Zaklęcie diagnostyczne nie wykazało niczego niepokojącego, więc pozwoliłam mu wyjść.
Harry porozmawiał jeszcze chwilę z Alecto. Potem przyjrzał się uważnie Severusowi, chcąc dostrzec w nim jakąkolwiek zmianę, jednak nie zauważywszy niczego, postanowił pójść do kuchni i zjeść śniadanie. Nie miał dziś ochoty na wspólny posiłek. Chciał szybko coś przekąsić i zaszyć się w swoim pokoju do obiadu.
Pożegnał Alecto i skierował się ku wyjściu. Otworzył drzwi i niemal wpadł na Toma. Cofnął się odruchowo o dwa kroki i spojrzał mężczyźnie w oczy – zaczerwienione i lekko opuchnięte, jakby w ogóle nie spał tej nocy. Przez chwilę Harry chciał się wtulić w jego ramiona, poczuć jego zapach, ale zaraz odpędził od siebie te myśli. Spojrzał na niego na tyle obojętnym wzrokiem, na ile był w stanie, po czym postąpił krok na przód, żeby go minąć i wyjść z pomieszczenia. Jego plan spełzł jednak na niczym, ponieważ Tom zatrzymał go, łapiąc za ramię.
- Jak się czujesz? – zapytał cichym, zachrypniętym głosem.
- Dobrze – odpowiedział zdawkowo Harry. Strząsnął dłoń Toma z ramienia i już bez przeszkód wyszedł z pomieszczenia.
Szedł szybko, ale gdy skręcił w przeciwległy korytarz, zatrzymał się i oparł plecami o ścianę. Był odrobinę oszołomiony. To był najbliższy kontakt z Tomem od momentu tamtej rozmowy, kiedy wszystko między nimi się skończyło. Do tej pory Harry radził sobie z brakiem Toma, zachowywali się wobec siebie obojętnie i to bardzo ułatwiało całą sprawę. Jednak dzisiejsza sytuacja wytrąciła chłopaka z równowagi.
Tom zajął wyjątkowe miejsce w jego życiu i Harry nie potrafił tego zmienić. Uratował mu życie, dał prawdziwy dom. I przede wszystkim był jego życiowym towarzyszem, nawet jeśli sam tego nie chciał. Taka relacja nie mogła się tak po prostu skończyć. Harry codziennie rozpamiętywał wspólne chwile – nie tylko te szczęśliwe. Pamiętał, jak pojawił się we dworze, jak Tom cierpliwie tłumaczył mu wszystko. Pamiętał, jak dowiedział się, że jest jego horkruksem i towarzyszem życia.
Powstrzymał łzy, odetchnął głęboko i kontynuował wędrówkę do kuchni. Zjadł bardzo szybko, nie skupiając się nawet na tym, co właściwie je. Potem, zgodnie z planem, zaszył się w pokoju. Początkowo chciał po prostu odpocząć, jednak nie potrafił wyrzucić z głowy natrętnych myśli. Sięgnął więc po podręcznik do transmutacji, która ostatnio szła mu dosyć opornie i zatopił się w lekturze.
***
Tom siedział swoim gabinecie i rozmyślał. Ostatnio często to robił, stało się to jego rutyną, od kiedy Harry przestał wypełniać jego wolne chwile. Od dłuższego czasu zastanawiał się, czy dobrze zrobił, czy nie powinien był jednak ustąpić. Sam mógł być szczęśliwy tylko z Harrym, ale on miał przed sobą przyszłość i mógł wybierać do woli, z kim chciałby ją przeżyć. Tom nie mógł mu tego odbierać. Nie był jednak pewien, czy potrafi trzymać się od niego z daleka. Przychodziło mu to z coraz większym trudem.
Próbował trzymać się myśli, że tak będzie najlepiej, ale coraz częściej jego serce podszeptywało mu, że ten plan jest idiotyczny, a jedynym odpowiednim jest połączenie się z Harrym. Niestety Tom był uparty, nie zamierzał więc słuchać swojego serca.
Rozmyślania przerwał mu Niklaus. Pojawił się w jego gabinecie jak zwykle – nie uprzedzając swojej obecności nawet pukaniem. Usiadł na krześle przed biurkiem i łobuzerskim uśmiechem i Tom od razu wiedział, że będzie namawiany do czegoś, na czym Klausowi zależało, a co dla Toma nie miało większego znaczenia.
- Muszę cię prosić o przysługę – powiedział to, czego Tom się w zupełności spodziewał. Zamiast więc odpowiadać, czekał na rozwinięcie. – Chcę młodego Malfoya. Ale on nie odda mi się, dopóki nie uzyska zgody ojca. – Wampir uśmiechnął się okrutnie, po czym pochylił się i powiedział mrocznym tonem:
- Mógłbym go zwyczajnie wyssać, wkurza mnie, ale to mogłoby odrobinę zniechęcić do mnie tego zniewieściałego chłopaka. – Oparł się z powrotem, złączył dłonie na wysokości mostka i popatrzył poważnie na Toma. – Dlatego chcę, żebyś ty zrobił coś z Lucjuszem.
- Lucjusz ma prawo decydować o Draco, a ja nie mogę mu kazać, żeby ci go oddał – odpowiedział szybko Tom. – Możesz jedynie przekonać go jakoś do siebie, co w moim odczuciu z góry jest skazane na porażkę, ale w końcu bez ryzyka nie ma gry – powiedział i uśmiechnął się sarkastycznie, wiedząc, że Niklaus nie zamierza się nikomu podlizywać, ani zdobywać niczyjego uznania.
- Nie obchodzi mnie, w jaki sposób to zrobisz. Chcę dostać Draco. Jeśli nie dobrowolnie, to siłą.
- A jeśli Draco ciebie nie chce? – zakwestionował Tom.
- Och, z pewnością chce. Boi się jedynie to okazać.
Tom westchnął głęboko. Nie spodziewał się, że z Klausem będzie łatwo. Z nim nigdy nie było łatwo. Nie podejrzewał jednak, że może on sprawiać tyle problemów.
***
Wieczorem po kolacji Harry szykował się do snu. Minęła już dziewiąta, a on był wyjątkowo zmęczony tego dnia. Zwykle o tej porze spędzał jeszcze trochę czasu z przyjaciółmi, ale dziś postanowił się dobrze wyspać. Miał właśnie iść pod prysznic, kiedy usłyszał pukanie. Z lekkim ociąganiem ruszył w stronę drzwi i otworzył je.
Po drugiej stronie stał Tom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro