40
Harry rozmawiał z Syriuszem długo. Widział, jak ten walczy sam ze sobą. To nie było tak, że mężczyzna mu nie wierzył – wierzył, ale nie potrafił pojąć, jak Dumbledore mógł robić tak okropne rzeczy. Harry to rozumiał, dyrektor idealnie odegrał swoją rolę, zmylił wszystkich. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, że ten dobrotliwy staruszek może być jednym z najokrutniejszych czarodziejów na świecie.
- Skąd wiesz, że Voldemort nie jest taki sam? – zapytał zrezygnowany. – Przecież tyle się słyszy o jego torturach.
- Ale Tom nie oszukuje swoich zwolenników – zauważył Harry. – On nigdy nie ukrywał przede mną tego, że czasem bywa okrutny. Kiedyś mi nawet pokazał, jak to wygląda, chociaż to właściwie była moja wina…
- Torturował cię?! – przerwał mu Syriusz, zrywając się na równe nogi.
- Nie! – krzyknął szybko Harry. – Nie, to nie tak. – Chłopak zmusił go, by ponownie usiadł i wysłuchał go w spokoju. Przy wybuchowym charakterze Blacka był to nie lada wyczyn, ale Harry’emu zawsze jakoś udawało się go uspokoić. – Ja po prostu chciałem kiedyś uwolnić jego więźnia. I on mnie złapał, a potem rzucił przy mnie kilka zaklęć na niego. – Mina Syriusza wyrażała czyste przerażenie. Nie rozumiał, jak Harry może mówić o tym z takim spokojem. – Syriuszu, ten człowiek… on… on był bardzo zły, wiesz. Zasłużył na wiele więcej, niż zafundował mu Tom.
- Harry, żaden człowiek nie zasługuje na coś takiego. Jak możesz popierać takie rzeczy? – Harry widział zawód w oczach swojego ojca chrzestnego. A przecież to wcale nie było tak, że je popierał, po prostu zrozumiał, dlaczego Tom to robi.
- Syriusz – Harry spuścił głowę – ten człowiek gwałcił dzieci – wypowiedział te słowa z wielkim wysiłkiem. To było dla niego trudne, samo myślenie o tym, jakich czynów dopuszczał się ten człowiek. Syriusz głośno wciągnął powietrze, a Harry mówił dalej cichym głosem. – Torturował ludzi na polecenie Dumbledore’a, zabijał ich…
- Przestań – wyszeptał Syriusz, ale było to jak głośny huk. Przyciągnął Harry’ego do siebie i mocno go przytulił. – Przestań. Nie chcę, żebyś mówił o takich rzeczach.
- Regulus cię tutaj potrzebuje – wyszeptał Harry. – Ja cię potrzebuję. Proszę, postaraj się to zrozumieć.
- Rozumiem, Harry, ale nie mam zamiaru dla niego zabijać, ani torturować – powiedział nieugięty.
- Przecież nikt nie będzie kazał ci tego robić. – Harry był zdziwiony, że Syriuszowi przyszło coś takiego do głowy. – Nie musisz w ogóle walczyć, jeśli nie chcesz. Tom nie zmusi cię do tego. Chcemy tylko, żebyś poznał prawdę. – Harry westchnął.
Był już zmęczony. Wiedział, że Syriuszowi jest trudno, ale po tylu dowodach powinien w końcu odpuścić. Przecież nikt go tu nawet nie skrzywdził. Był pewien, że Regulus zadbał o to, by było mu wygodnie i by dostawał smaczne posiłki. Już samo to, że okazało się, że jego młodszy brat żyje, powinno mu otworzyć oczy.
- Więc czemu nie mogę odejść? Czemu nie mam mojej różdżki? Jestem tu więźniem, nie możesz temu zaprzeczyć.
- Drzwi do twojego pokoju są cały czas otwarte, mogłeś wyjść, kiedy tylko chciałeś – poinformował go Harry. – Ale nie chcę, żebyś wracał. Ja uciekłem Dumbledore’owi; on wykorzystałby cię, by dostać się do mnie. Nie mogę pozwolić, by coś ci się stało – mówił Harry, a jego głos był tak pewny i tak mocny, że Syriusz wiedział, że nie powinien mu się teraz sprzeciwiać. – Nie masz pojęcia, co czułem, gdy myślałem, że jesteś torturowany w Ministerstwie. Nie pozwolę, żebyś umarł przeze mnie. – Tym razem w jego głosie wyraźnie słychać było smutek – tak dojmujący, że Syriuszowi przeszedł przez całe ciało dreszcz. – A twoja różdżka… pewnie ma ją Regulus.
Siedzieli przez pewien czas w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Syriusz wiedział, że musi poważnie zastanowić się nad swoim dotychczasowym światopoglądem. Jak tylko zobaczył Harry’ego, wiedział, że go nie opuści. Będzie za nim stał, nawet jeśli oznaczałoby to wybranie złej strony. Tylko że Syriusz nie był już pewien, która strona była tą złą.
- Powiedziałeś, że kiedyś będziemy prawdziwą rodziną – przerwał ciszę Harry. – Nie będziemy mogli być rodziną, jeśli nie będziemy po tej samej stronie.
- Ja zawsze będę po twojej stronie, Harry. Nawet jeśli ty nie będziesz po mojej. – Syriusz uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie był całkiem wesoły. – Jesteś dla mnie jak rodzony syn, nigdy bym cię nie opuścił. – Znów go przytulił i Harry już wiedział, był całkowicie pewien, że Syriusz zostanie z nim, nawet jeśli zupełnie mu się to nie będzie podobało.
***
Draco od godziny siedział w salonie, przeglądał podręczniki i robił notatki. Ojciec już po śniadaniu uraczył go rozmową o odpowiednim wykształceniu. Jeśli Draco myślał, że zrobi sobie wolne od nauki, to grubo się mylił. Lucjusz obiecał, czy raczej zagroził, że co tydzień będzie sprawdzał jego postępy w nauce, a przynajmniej w teorii – praktyki miał się wkrótce zacząć uczyć razem z Harrym.
Westchnął ciężko i zaczął czytać jeszcze raz fragment o różnych zastosowaniach kamienia księżycowego. Najciekawsze i najbardziej problematyczne, jeśli chodzi o kamień księżycowy, było to, że eliksiry z jego dodatkiem można było sporządzać tylko w nocy, a niektóre jedynie przy odpowiedniej fazie Księżyca. To właśnie Księżyc uaktywniał właściwości kamienia. Kamień wpływa na niektóre magiczne istoty. Mógł posłużyć do rytuału, który pozwalał wilkołakom przemieniać się, kiedy chciały, nawet w dzień, ponadto mogły zachować swój ludzki umysł, chociaż w czasie pełni nadal się przemieniały niezależnie od swojej woli. Jednak nie tylko wilkołaki korzystają z dobrodziejstw kamienia. Nawet odrobina opiłków pozwala wychodzić wampirom na światło słoneczne, dlatego już w osiemnastym wieku popularne stały się ochronne pierścienie i naszyjniki z kamieniem księżycowym.
Draco przetarł oczy, po czym usiadł wygodniej w fotelu, postanawiając zrobić sobie krótką przerwę. Wezwał skrzata i poprosił go o sok dyniowy. Nie minęła minuta, gdy sączył już swój napój, rozmyślając o tym, co się ostatnio wydarzyło. Bał się o Severusa. Miał nadzieję, że wszystko będzie z nim w porządku, ale był też realistą. Magiczna śpiączka nigdy nie oznaczała niczego dobrego i nawet jeśli bardzo tego nie chciał, to wiedział, że Severus i tak obudzi się z jakimiś negatywnymi skutkami wyczerpania magicznego. Zdarzały się przypadki wśród czarodziejów, że wracali oni do pełnego zdrowia po kilku latach, ale to był wyjątkowo zły czas na tak długie wracanie do zdrowia. No i nie chciał, żeby Severus był zdany na łaskę innych, bo to tylko sprawi, że będzie jeszcze bardziej przygnębiony. Draco ponownie westchnął i znów napił się soku z dyni.
- Masz niezwykle kuszące dłonie, Draco – usłyszał nad sobą blondyn i zakrztusił się sokiem, o mało nie wypluwając go na podręcznik. Odwrócił się szybko i zobaczył, że o oparcie jego fotela opiera się Niklaus, nachylając się lekko nad nim.
- Od kiedy tu stoisz? – zapytał nieco wytrącony z równowagi. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Pół wampir, pół wilkołak uśmiechnął się tylko trochę tajemniczo, a trochę lubieżnie. Okrążył go i usiadł po drugiej stronie stołu.
- Nie musisz się mną przejmować, możesz kontynuować swoją naukę. – Mężczyzna oparł podbródek na dłoni i w milczeniu przyglądał się chłopcu.
Draco próbował go ignorować, ale obecność Klausa zwyczajnie go przytłaczała. Sam nie wiedział dlaczego, bo przecież dopóki nie wiedział o jego obecności, to w ogóle się nią nie przejmował. Po dziesięciu minutach i setkach prób przynajmniej rozpoczęcia czytania kolejnego akapitu odłożył z trzaskiem książkę i spojrzał ze złością na mężczyznę, który cały czas uśmiechał się w ten swój dziwny sposób.
- Coś nie tak? – zapytał beztrosko.
- Owszem – warknął Draco. – Czy naprawdę musisz tu siedzieć i gapić się na mnie w taki sposób? – Chłopak sam nie wiedział, czemu aż tak bardzo się zdenerwował. Nie potrafił nad sobą zapanować. Obecność mężczyzny przeszkadzała mu, rozpraszała go. Nie chciał się zastanawiać dlaczego.
Niklaus nagle pojawił się tuż obok niego z dłonią na jego gorącym policzku. Draco nawet nie zauważył, kiedy zdążył się przemieścić, ale za to teraz bardzo wyraźnie czuł, że się rumieni. Wampir przysunął twarz bliżej twarzy Draco i teraz dzieliły ich może ze dwa cale. Chłopak czuł jego oddech, chociaż nawet nie przeszło mu przez głowię, że Klaus nie potrzebuje powietrza. Znów uśmiechnął się w ten dziwny sposób, a potem wyszeptał:
- Jesteś bardzo uroczy, kiedy się złościsz. – I tak nagle, jak pojawił się przy Draco, zniknął z salonu a wraz z nim to przytłaczające uczucie, które nie pozwalało ślizgonowi się skupić.
***
Harry wrócił do sypialni jego i Toma. Chciał zostać u Syriusza, ale wiedział, że potrzebuje on teraz czasu, by wszystko przemyśleć. Gryfon był bardzo zmęczony, ale nadal bał się pójść spać. Tom powiedział mu chwilę wcześniej, że już zaczął warzyć dla niego eliksir, który uwolni go od Dumbledore’a. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wieczorem wywar będzie gotowy do wypicia, ale do tej pory Harry wolał nie ryzykować i nie kłaść się spać.
Amycus także przyniósł dobre wieści. Wiedział już, jak zdobyć składniki na eliksir, który uzdrowi oko gryfona, czy raczej to, co z niego zostało. I chociaż przez jakiś czas jeszcze będzie musiał męczyć się z bólem i z brakiem odpowiedniego wzroku, to cieszył się, że uda się cofnąć skutki okaleczenia Dumbledore’a.
Brunet musiał się czymś zająć, żeby odgonić myśli od chęci pójścia spać. Nie mógł iść do Toma, ponieważ ten pracował nad eliksirem, a Harry nie chciał mu przeszkadzać. Chociaż był pewien, że Tom nie miałby nic przeciwko, by posiedział obok niego. Zajrzał do garderoby i wtargał z niej na środek pokoju swój stary kufer. Postanowił w końcu go sprzątnąć. Usiadł obok niego na podłodze i otworzył wieko, po czym zaczął wywalać ze środka różne rzeczy. Było tam naprawdę dużo śmieci: masa starych połamanych piór, pusty kałamarz, kilka poplamionych i postrzępionych rolek pergaminu, stare skarpetki z dziurą na dużym palcu, dwie podkoszulki po Dudleyu, ocieplacz na czajnik, który dostał kiedyś od Zgredka w prezencie i kawałek pergaminu z jakąś notatką – Harry był pewien, że leżał kufrze kilka ładnych lat. Podniósł kartkę i przeczytał:
Twój ojciec pozostawił to pod moją opieką, zanim umarł. Już czas, by wróciło do Ciebie. Zrób z tego dobry użytek.
Życzę Ci bardzo wesołych świąt.
Harry wpatrywał się w kartkę kilka minut. Wiedział teraz dokładnie, do kogo należało to pismo i nie miał pojęcia, jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że jest to pismo Dumbledore’a. Staranne, równe, lekko pochyłe pismo Severusa, znał je doskonale, widział je wielokrotnie.
- Jesteś kretynem, Harry – powiedział do siebie, po czym wygładził delikatnie kartkę, wstał i odłożył ją na stolik. Nie chciał jej wyrzucać. Nie była mu do niczego potrzebna, ale chciał ją zatrzymać na pamiątkę.
Musiał podziękować Severusowi. Powinien to zrobić już dawno temu. Gdyby tylko nie był tak zaślepiony na pierwszym roku, to z pewnością już wtedy odgadłby, kto naprawdę dał mu tę pelerynę. Westchnął ciężko i wyszedł z pokoju, nie przejmując się, że zostawił bałagan na środku podłogi. Szybko przebył drogę do ich małego skrzydła szpitalnego. Severus leżał dokładnie tak samo jak ostatnim razem, gdy tu był. I znów była przy nim Alecto, przemywała mu czoło chłodną ściereczką. Harry miał wrażenie, że kobieta siedziała przy Severusie całą noc. Miała ogromne cienie pod oczami, a jej ruchy były powolne, jakby była bardzo zmęczona.
- Jak się czujesz, Harry? – zapytała lekko zachrypniętym głosem.
- Dobrze. – Uśmiechnął się do niej lekko, chociaż teraz w ogóle nie był wesoły. – Alecto, czy… czy myślisz, że on niedługo się obudzi? – zapytał z wahaniem. Nie był pewien, czy chce znać odpowiedź.
Kobieta westchnęła ciężko. Popatrzyła na Severusa, a potem na Harry’ego. W jej oczach widać było ogromny ból i smutek.
- Nie wiem – wyszeptała. Chrząknęła i dalej mówiła już normalnym, chociaż łamiącym się głosem. – Może obudzić się za kilka tygodni… albo za kilka miesięcy.
- Miesięcy?! – Harry nie mógł w to uwierzyć. Sama myśl o tym, że Severus miał leżeć tu tyle czasu, powodowała u niego ostry ból w sercu.
Harry czuł się winny. To on dał się podejść Dumbledore’owi. Pozwolił mu się złapać. A wystarczyło, żeby posłuchał Toma i nie pojechał do Hogwartu. Severus byłby zdrowy, gdyby się nie wychylał, ale on, jak zawsze, musiał postawić na swoim. A potem jeszcze wykazał się zdumiewającą głupotą i sam prowokował Dumbledore’a. Gdyby siedział cicho, być może nigdy by do tego nie doszło.
Harry czuł, że poczucie winy rozrywa go od środka. Te emocje musiały odbić się na jego twarzy, bo Alecto zaraz do niego podeszła, usiadła obok i złapała go za rękę.
- To nie jest twoja wina, Harry. Zabraniam ci tak myśleć – powiedziała łagodnie. – Dumbledore i tak w końcu by się dowiedział, kim tak naprawdę jest Severus. A gdyby ciebie tam nie było, to mogłoby się skończyć dużo gorzej. – Pogładziła jego policzek. Na jej twarz wpłynął uśmiech, najsmutniejszy uśmiech jaki Harry kiedykolwiek widział. – To, w jakim stanie jest Severus, jest winą Dumbledore’a i tylko jego. I jestem pewna, że Severus nie chciałby, żebyś ty za cokolwiek się winił.
Rozmowa z Alecto trochę Harry’emu pomogła. Nadal miał jeszcze lekkie wyrzuty sumienia, ale wiedział też, że niewiele mógł zaradzić na to, co się stało. Razem z Alecto siedział przy Severusie prawie do obiadu. Nie chciał wychodzić, ale Tom przyszedł po niego, by powiedzieć mu, że, chce czy nie, musi zjeść obiad. W końcu po zapewnieniu, że jego obecność w żaden sposób nie pomoże teraz mężczyźnie, Harry dał się zaprowadzić do jadalni.
Kiedy weszli, wszyscy już jedli. Harry przeszukał wzrokiem wszystkich obecnych i ze smutkiem spostrzegł, że Syriusz nie zdecydował się jednak do nich dołączyć, choć Harry zapewniał go, że nie ma się czym martwić. On i Tom szybko zajęli swoje miejsca i również zaczęli jeść. Harry nie był głodny, jednak gdy zobaczył przed sobą pieczoną wołowinę polaną ciemnym sosem i zapiekane ziemniaczki, nie mógł zrezygnować z posiłku. Danie wyglądało bardzo smakowicie, a Harry wprost uwielbiał pieczone mięso przygotowywane przez skrzaty Toma.
Po obiedzie Tom wrócił do pracy nad eliksirem, a Harry razem z Hermioną i Draco zaszył się w kącie biblioteki. Sam nie miał zamiaru się teraz uczyć, ale Hermiona nie chciała robić sobie zaległości, chociaż też nie chodziła teraz do szkoły i nie wiadomo było, kiedy do niej powróci.
- Co cię gryzie, Draco? – zapytał Harry, kiedy blondyn westchnął już piąty raz.
- Nic takiego. – Próbował zbyć przyjaciela Malfoy, jednak gdy ten popatrzył na niego powątpiewająco, westchnął jeszcze raz i postanowił wyjaśnić. – Nie masz wrażenia, że ten cały Niklaus jest jakiś dziwny?
- W jakim sensie dziwny? – Harry spojrzał na Draco unosząc w górę brwi, nie bardzo rozumiejąc, co ten ma na myśli.
- Draco zapewne chodzi o to, że Niklaus gapił się na niego przez cały obiad – odpowiedziała Hermiona, zanim chłopak miał szansę się odezwać. – No i samo to, że przyszedł na obiad… przecież i tak nie jadł z nami.
Draco westchnął.
- Słuchajcie – zaczął – siedziałem rano w salonie i uczyłem się eliksirów. A on przeszedł i… - Draco zaciął się. Nie miał pojęcia, jak powiedzieć to, co miał na myśli. I sam nie był pewien, czy chce myśleć w ten sposób.
- I co? – ponaglił go Harry.
- No gapił się. A potem podszedł do mnie, pogłaskał mnie po policzku… - Policzki ślizgona zaróżowiły się lekko na to wspomnienie. Próbował to zatuszować chrząknięciem, jednak patrząc na miny przyjaciół, wiedział, że średnio mu to wyszło. – Miałem wrażenie, że się do mnie przystawia – wyznał szeptam, jakby obawiając się, że ktoś to usłyszy.
- Uułaa – powiedział Harry. – Draco ma adoratora. – Zaśmiał się, a Malfoy rzucił w niego zmiętym w kulkę pergaminem.
Hermiona z politowaniem pokręciła głową nad ich zachowaniem i wróciła do robienia notatek. Draco już mocno zarumieniony siedział i co chwila ukazywał swój gniew, odwracając od Harry’ego twarz w drugą stronę. A sam Harry chichotał co chwilę i podśpiewywał sobie pod nosem: Niklaus i Draco, zakochana para.
***
Fenrir bardzo się spieszył. Wiedział, że niezwykle ryzykowne było zabieranie ze sobą Remusa i dlatego właśnie nie chciał tego robić. Ale nigdy nie pomyślałby, że wataha rzuci się na nich, gdy tylko przekroczą granicę ich terenów. Greyback był zaprawiony w walce, więc dał sobie radę, na atak odpowiadał atakiem. Ale Remus… Nie mógł nic zrobić. Widział, że jest coraz gorzej, ale nie mógł mu pomóc, bo nadchodziło coraz więcej wilkołaków i sam też musiał się bronić. Widział, jak się na niego rzucają, jak go ranią, gryzą. A on był bezsilny.
Szczęściem dla nich był rozsądek ich przywódcy. Gdy nadszedł, rozkazał wilkołakom przestać atakować. Następnie wygłosił dosyć długą przemowę na temat tego, że nie życzy sobie, by kundle Czarnego Pana wchodziły na jego teren i że nie przyjmie od niego żadnej propozycji. Greyback to rozumiał. To była jedna z najstarszych watach. Ceniła sobie swoje tradycje i niezależność. I nigdy nie bratała się z czarodziejami. Wiedział, że ma bardzo małe szanse na ich poparcie w wojnie, ale nie przyszło mu do głowy, że tak od razu zaatakują.
Teraz przeklinał samego siebie. Remus ledwo oddychał na jego rękach. Niemal całe jego ciało było we krwi. Po ubraniach nie było już śladu. Wszędzie były głębokie krwawiące rany. Gdy w końcu dotarł do ich domku w lesie, szybko położył Remusa na kanapie, a sam pognał do łazienki, by znaleźć eliksiry leczące rany. W myślach dziękował Severusowi, że dał mu zapas na całą wyprawę.
Wrócił do swojego Młodszego i opadł obok niego na kolana. Siłą wlał mu do gardła dwa eliksiry, uzdrawiające głębokie rany zewnętrzne i wewnętrzne. Potem posmarował jeszcze prawie całe jego ciało esencją dyptamu. Na koniec podał mu eliksir bezsennego snu. Prosił samego Merlina, by to wystarczyło. Czuł przez ich więź, że eliksiry działają i stan Remusa już się odrobinę poprawił, jednak nie miał pojęcia, czy mężczyzna nie będzie miał jakichś trwałych okaleczeń.
Więcej nie mógł zrobić. Mógł tylko czekać, aż Remus się obudzi. O ile w ogóle się obudzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro