35
Draco szybko zmierzał do kwater mistrza eliksirów. Nie dowiedział się niczego szczególnego, ale być może z Harrym jest już lepiej i on powie im coś więcej.
Tym razem nie pukał; wiedział, że Severus spodziewa się go, zatem po prostu wszedł do środka. Zdziwiła go panująca tam cisza. Pomyślał, że Snape nadal leczy gryfona, który pewnie nie odzyskał jeszcze przytomności. Rozejrzał się po dość przestronnym salonie, jednak nie odnalazł wzrokiem nikogo, jak by pomieszczenie było opuszczone.
Udał się do sypialni, lecz tam również nikogo nie było.
Draco stwierdził, że Severus z Harrym udali się do Czarnego Dworu. Prawdopodobnie nie miał tu wszystkich potrzebnych eliksirów, może potrzebował też dodatkowej pomocy; obrażenia Harry’ego były dosyć poważnie.
Miał już wychodzić, kiedy spostrzegł na podłodze obok regału kilka rozrzuconych książek. Podszedł do nich i wziął jedną do ręki. To było niepodobne do Severusa, on nigdy nie zostawiał bałaganu, nie jeśli chodzi o książki, dokumenty, notatki i wszystko, co wiązało się z pismem na papierze. Podszedł do biurka i odkładając na nie trzymaną książkę, rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. Kiedy jego wzrok padł wreszcie na blat mebla, zobaczył rozpoczęty list.
Tom,
Harry został zaatakowany. Nie jestem w stanie wyleczyć go tutaj. Potrzebuję
- Czego potrzebowałeś, Severusie? – zadał sobie pytanie Draco.
Coś mu bardzo nie pasowało. Harry i Severus zniknęli. Jednak list do Toma nie został nawet skończony, niemożliwe jest zatem, że są w Czarnym Dworze. Spojrzał jeszcze raz na rozrzucone książki i do głowy przyszła mu bardzo niepokojąca myśl. Czym prędzej rzucił się w kierunku kominka Severusa. Szepnął zaklęcie, dezaktywując czar ukrywający proszek fiu w belce podłogowej. Nabrał odrobinę zielonego pyłu i wrzucił go w palenisko, po czym krzyknął – Czarny Dwór, gabinet Riddle’a!
Zanurkował głową w płomieniach, a chwilę później ukazał mu się gabinet Toma.
Mężczyzna siedział przy biurku i przeglądał jakieś dokumenty. Nie zauważył pojawienia się nastolatka.
- Tom! – zawołał go Draco.
Riddle szybko uniósł głowę. Zaraz wstał od biurka i podchodząc, warknął na Draco – Co ty robisz?! Mówiłem wyraźnie, że kontaktować się w ten sposób możesz tylko w nagłych wypadkach!
- To jest właśnie taki wypadek! – krzyknął. Jego ton wyrażał niedoskonale skrywany strach; to sprawiło, że Tom zrezygnował z dalszego besztania chłopaka. – Dumbledore zaatakował Harry’ego – oznajmił szybko.
- Co? – zapytał z niedowierzaniem Tom. – Severus zajął się już nim? – W jego głosie słychać było obawę o obecny stan towarzysza.
- Tak, ale… obaj gdzieś zniknęli.
- Jak to zniknęli? – głos Toma był niski, wibrujący, zapowiadający nadejście jego mrocznej strony.
- Nie ma ich w kwaterach Severusa. Ale znalazłem jego list do ciebie, nieskończony – poinformował go młody ślizgon. – Myślę, że Dumbledore mógł ich gdzieś zabrać.
Tom zastanawiał się chwilę, zaraz jednak na jednym wdechu podyktował Draco instrukcje.
- Weź ze sobą Blaise’a i czekajcie na mnie obaj we Wrzeszczącej Chacie, dokładnie za godzinę.
***
Kiedy tylko głowa Draco zniknęła z kominka Toma, do jego gabinetu wszedł lekko zdenerwowany Lucjusz.
- Dostałem właśnie wiadomość od Draco. Dumbledore zaatakował Pottera, ale już wszystko pod kontrolą, Severus zajął się nim – poinformował Toma.
- To już nieaktualne – powiedział cichym, acz groźnym głosem Riddle. Kiedy Malfoy uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, Tom dodał – Severus i Harry zniknęli. Twój syn skontaktował się przed chwilą ze mną przez kominek w gabinecie Severusa. Podejrzewa, zresztą bardzo słusznie, że Dumbledore gdzieś ich przetrzymuje – powiedział pozornie spokojnym głosem Riddle. – Harry’ego nie zabije. Jestem pewien, że będzie go torturował, ale nie zabije – mówił, zaciskając dłonie w pięści tak, że pobielały mu knykcie. – Niestety Severus jest w nieco gorszej sytuacji. Nie ma żadnej ochrony – westchnął głęboko, siadając z powrotem przy biurku. – Musimy działać szybko.
- Co chcesz zrobić? – zapytał bez zastanowienia Malfoy.
- Będziemy musieli polegać na umiejętnościach twojego syna. Blaise mu pomoże.
- Co chcesz zrobić? – zapytał ponownie tym razem z lekkim warknięciem. Tom obiecał mu, że nie będzie mieszał Draco w wojnę, dopóki ten nie skończy szkoły. A teraz miał zamiar posłużyć się właśnie nim. Musiał wiedzieć dokładnie, na czym opiera się plan Riddle’a.
***
- Sev, jak myślisz, co on z nami zrobi? –zapytał z obawą Harry. Leżał skulony na podłodze, z głową ułożoną na nogach ojca chrzestnego. Chciał zamknąć oczy i zasnąć, ale Severus mu nie pozwalał. Nie wiedzieli, jak poważne są obrażenia Harry’ego. Jeśli Harry zaśnie, może się już nie obudzić; mógł doznać poważnego urazu głowy, nawet jeśli objawy jeszcze nie wystąpiły – mogą pojawić się później.
- Nie martw się, Harry – powiedział Snape, ściskając lekko jego ramię. Sam siedział oparty o wilgotną ścianę i prosił Merlina, by jakimś cudem wyszli z tego cało. – Jestem pewien, że Tom już pędzi, by cię uratować.
Harry westchnął ciężko. Severus zdążył uleczyć część jego ran, jednak nadal bolało go niemal całe ciało.
- Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałem ci, że Tom uważa, że rodzice mieli powód, żeby zrobić z ciebie mojego ojca chrzestnego? Powiedziałeś, że nie masz o tym pojęcia – przypomniał Harry. – Kłamałeś, prawda?
Severus nie odpowiedział. Nie chciał poruszać tego tematu, choć wiedział, że powinien poinformować o tym gryfona już dawno. To było dla niego po prostu zbyt bolesne.
- Powiesz mi teraz? – poprosił cicho chłopiec.
- To długa i przykra historia, Harry. Nie chcesz o tym słuchać.
Przez chwilę trwali w ciszy, jednak Harry chciał wiedzieć. I był pewien, że jeśli Severus nie opowie mu o tym teraz, to nie opowie mu już nigdy, nawet jeśli jakoś się stąd wydostaną.
- Myślę, że mamy dużo czasu… i naprawdę chcę posłuchać.
- Harry…
- Proszę – to jedno słowo podziałało na Severusa w wyjątkowy sposób. Nie potrafił już odmówić Harry’emu.
- Dobrze, zatem… - zaczął Severus. Westchnął i rozpoczął opowieść. – Jeszcze przed pójściem do Hogwartu poznałem Lily. Mieszkaliśmy niedaleko siebie. Ona była dość wyjątkową dziewczynką. Bawiliśmy się razem niemal codziennie. Była moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Przez długi czas jedyną. Kiedy oboje dostaliśmy nasze pierwsze listy z Hogwartu, przysięgliśmy sobie, że nadal będziemy przyjaciółmi, bez względu na to, do jakich Domów trafimy. I tak rzeczywiście było. Była prawdziwą przyjaciółką nawet w chwilach, kiedy wszyscy inni się ode mnie odwracali. Nawet wtedy, gdy robiłem wszystko, by mnie znienawidziła.
- Dlaczego, chciałeś, żeby cię nienawidziła? – przerwał mu Harry.
- Twój ojciec nie lubił, kiedy spędzaliśmy razem czas, o czym dobrze wiesz. A Lily nie zrezygnowałaby z Jamesa bez względu na to, ile razy mu się tym odgrażała. Wiedziałem, że go kocha, widziałem to w jej oczach – westchnął ciężko, wspominając dawne czasy. – Nie chciałem, żeby musiała wybierać, więc wybrałem za nią. Niestety, przejrzała mnie na wylot. – Uśmiechnął się, patrząc przed siebie, jak by oglądał swoje wspomnienia sprzed kilkunastu lat. – W końcu wymusiła na Jamesie, by dał mi spokój, a przynajmniej ograniczył swoje wyczyny do minimum. Ja i Lily byliśmy ze sobą naprawdę blisko. – Severus oparł głowę na ścianie i zatopił się we własnych myślach, wspomnieniach. Minęło dziesięć minut, zanim ponownie podjął opowieść. – Na piątym roku na zajęciach z Eliksirów była mowa o miksturach, które mogą pomóc w ustaleniu drzewa genealogicznego warzyciela. Lily była bardzo ciekawa, po kim odziedziczyła zdolności magiczne. To musiał być daleki przodek, bo jej rodzice nie mieli pojęcia o magii, dopóki nie dostała listu. Namówiła mnie, bym uwarzył eliksir razem z nią. Gdy był już prawie skończony, przelaliśmy go do dwóch fiolek, wzięliśmy ze sobą niezapisane pergaminy i zamknęliśmy się w łazience na drugim piętrze. Lily była bardzo podekscytowana. Pamiętam, że jej oczy były pełne blasku. Oboje nacięliśmy sobie naskórki na opuszkach palców i wpuściliśmy po kropli krwi do fiolek z eliksirami. Odczekaliśmy pięć minut i wylaliśmy je na pergaminy. Nie masz pojęcia, jakim zaskoczeniem było dla nas, gdy zobaczyliśmy, że nasze drzewa w połowie sobie odpowiadają. Lily była moją siostrą.
Harry aż zachłysnął się, gdy to usłyszał. Przez chwilę przetwarzał w głowie informację, jednak był zbyt ciekawy, by siedzieć cicho. Teraz musiał się dowiedzieć wszystkiego.
- Jesteś moim wujkiem – powiedział ostrożnie. – Prawdziwym wujkiem.
- Tak – odpowiedział szeptem Severus. Bał się tego, co może nastąpić. Był tchórzem, wiedział o tym, ale wolał chronić Harry’ego, odmawiając sobie radości bycia jego wujkiem, niż narazić się na czystą nienawiść z jego strony, bo nie zaopiekował się nim po śmierci Lily i Jamesa.
- Jakim cudem jesteś moim wujkiem? – zapytał szeptem chłopiec.
- Kiedy Lily dowiedziała się, że jakimś cudem jesteśmy spokrewnieni, napisała do swojej matki. My… my mieliśmy wspólnego ojca. List, który dostała wstrząsnął nią dość mocno. Mną zresztą też. – Severus westchnął ciężko. Nie wiedział, jak powiedzieć Harry’emu tak straszną prawdę. Dziecko nie powinno słuchać o takich rzeczach. Ale Harry już dawno przestał być dzieckiem. Severus wiedział, że musi mu powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, Harry i tak dowie się prawdy w inny sposób. – Pewnego dnia, trzydzieści siedem lat temu, twoja babka wracała z pracy. Było dość późno, musiała zostać w biurze po godzinach. Żeby skrócić sobie drogę do domu, poszła przez park. Na jej nieszczęście spotkała mojego ojca i… i została skrzywdzona. Żadna kobieta nie zasługuje na gwałt, Harry, ale matka Lily była jedną z tych dziewczyn, które stanęły na drodze takim bydlakom, jak mój ojciec.
Jedna samotna łza spłynęła z oka Harry’ego. Rozumiał, dlaczego Severus nie próbował powiedzieć mu wcześniej. Jego matka nie była owocem miłości jego dziadków, była skutkiem okrucieństwa ojca Severusa. Dziecku nie powinno mówić się o takich rzeczach.
- Twój ojciec był… - Harry’emu zabrakło słów. Nie wiedział, jak wyrazić to, co teraz czuł.
- Był bydlakiem – dokończył za niego Severus. – Nienawidzę go za to, co zrobił. Ale jednocześnie cieszę się, bo… bo miałem siostrę, a teraz mam siostrzeńca – powiedział mężczyzna, jednocześnie ściskając mocniej ramię Harry’ego.
W tym momencie drzwi lochu otworzyły się, a do środka wszedł Dumbledore. Jego twarz wykrzywiał grymas nadchodzącej grozy.
Severus nie czekał. Pomógł Harry’emu się podnieść do siadu i sam stanął przed Dumbledore’em, chcąc chociaż osłonić gryfona sobą. Spojrzał dyrektorowi prosto w oczy, chcąc pokazać mu, że nie boi się niczego, co może nadejść.
Dumbledore tylko zaśmiał się okrutnie i rzucił na Severusa Intercus.* Mężczyzna upadł na ziemię, porażony siłą zaklęcia. Jego głośny krzyk rozniósł się po całym lochu. Upadł na podłogę i zaczął szamotać się w agonii.
Harry niemal od razu zerwał się ze swojego miejsca, pomimo narastającego bólu. Nie udało mu się jednak przesunąć choćby o metr, ponieważ Dumbledore unieruchomił go zaklęciem. Podszedł do niego wolnym krokiem, po czym powiedział cicho – Niepotrzebnie go uleczyłeś, Severusie, przez ciebie będzie cierpiał ponownie. – Zaraz potem rzucił na niego zaklęcie, które znów złamało mu kość udową w trzech miejscach.
Harry, sparaliżowany zaklęciem, mógł jedynie jęknąć z bólu. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
Dumbledore zaśmiał się okrutnie. Chwilę później rzucił w niego klątwą parzącą, w skutek czego ciało Harry’ego zaczęło pokrywać się ogromnymi bąblami, które pękały, zostawiając po sobie niezwykle bolesne rany. Skóra z rąk gryfona zaczęła zwyczajnie spływać, jak by się rozpuściła.
Dumbledore w końcu uwolnił Harry’ego spod zaklęcia paraliżującego. Gryfon przewrócił się całkiem na podłogę, a loch wypełnił się teraz także jego krzykiem. Dyrektor odwrócił się i zdjął zaklęcie także z Severusa. Mężczyzna opadł na ziemię wycieńczony. Bolał go każdy skrawek ciała.
Gdy tylko dyrektor wyszedł, Snape przeczołgał się do gryfona. Podniósł się do siadu, poczym zaczął z trudem mówić cichym głosem – Spróbuję ci pomóc, Harry. Zrobię wszystko, co będę mógł.
Podniósł ręce i zaczął nimi przeciągać tuż ponad ciałem Pottera, mrucząc cicho słowa zaklęcia. Magia bezróżdżkowa była niezwykle trudna i wymagała ogromnej ilości mocy magicznej. Po pięciu minutach Severus wiedział, że jest na skraju wyczerpania magicznego; wiedział, że za chwilę może z tego powodu umrzeć. Jednak Harry był ważniejszy, najważniejszy. Po kolejnych dwóch minutach, Severus opadł z powrotem na zimną podłogę. Jego ciało było skrajnie wycieńczone. Nie mógł już zrobić nic. Mógł tylko prosić Merlina, by Tom w jakiś sposób ich znalazł i wyciągnął stąd.
Harry był nieprzytomny.
***
Ron siedział i z niecierpliwością czekał na Hermionę. Jego noga podskakiwała rytmicznie w wyrazie zdenerwowania. Musiał z nią porozmawiać, musiał otrzymać wyjaśnienia, natychmiast.
Gdy przejście pod portretem Grubej Damy otworzyło się, a do pokoju wspólnego wreszcie weszła Hermiona, Ron w okamgnieniu zerwał się ze swojego miejsca, pognał w jej stronę i powiedział – Musimy porozmawiać. – Następnie złapał ją za przedramię i siłą zaciągnął do swojego dormitorium. Niestety, okazało się, że sypialnia nie jest pusta, przebywał w niej Neville.
- Zostaw nas samych, Neville – rzucił ostro Ron.
Drugi gryfon spojrzał na nich niepewnie. Pamiętał jeszcze ostatni wybuch Rona, dotyczący Hermiony. Bał się, że może się to powtórzyć. – Nie – powiedział. – Nie zostawię Hermiony samej z tobą – mówił cicho, ale jego głos był wyraźny i słychać było w nim determinację.
- Nic jej nie zrobię – warknął rudzielec.
Neville popatrzył na przyjaciółkę. Ta skinęła mu głową, dając znak, że może ją zostawić. Chłopiec jednak nie ruszył się z miejsca. Wiedział, że może się to źle dla niej skończyć.
- Poradzę sobie, Neville – rzekła w końcu Hermiona, uśmiechając się do niego miło.
Neville, nadal bardzo nie pewny czy robi dobrze, opuścił wreszcie dormitorium.
Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, Ron westchnął głęboko, przeszedł kilka kroków w kierunku okna i zwrócił się do przyjaciółki – Wiedziałaś o wszystkim. – Spojrzał na nią z wyrzutem. – Wiedziałaś o wszystkim już wcześniej, dlatego tak go broniłaś.
- O czym wiedziałam? – zapytała Hermiona. Nie była pewna, jak ma zareagować na słowa Rona. Nie chciała się niczym zdradzać. Nie chciała narażać Harry’ego na jeszcze większą nienawiść ze strony Wesleya.
- Dumbledore zaatakował Harry’ego – oznajmił chłopak roztrzęsionym głosem. – On leżał półprzytomny, cały we krwi pod jego gabinetem. Prosił, żebym zabrał go do Snape’a – wyrzucał z siebie Ron. – A potem pojawił się Malfoy. I sam go tam zabrał. A potem powiedział, że ja nigdy nie byłem jego przyjacielem… - Ron usiadł wstrząśnięty na łóżku. Trzymał ręce na kolanach i tępo wpatrywał się w swoje dłonie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro