Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31

Dni mijały, jeden po drugim, a rutyna zwykłego, szkolnego życia zaczynała się powoli wkradać do atmosfery Hogwartu. Pierwszoroczni przyzwyczajali się do wszystkich nowych rzeczy, jakich doświadczyli, przekraczając mury magicznej szkoły, a reszta uczniów zdążyła już oswoić się ze świeżymi plotkami i przestała się nimi tak bardzo emocjonować.

Również Harry przyzwyczaił się już do krzywych, jakby oskarżycielskich spojrzeń innych uczniów. I chociaż nie był z tego zadowolony, to, wziąwszy sobie do serca słowa Severusa i przyjaciół, starał się nie zwracać na siebie uwagi zarówno nauczycieli, jak i kolegów. Nie było to trudne, zważywszy na fakt, że w wakacje całkiem nieźle się podszkolił w wielu dziedzinach magii i nie musiał teraz poświęcać wiele czasu na naukę. Dzięki temu nauczyciele widząc, że on świetnie daje sobie radę, zajmowali się innymi uczniami. Tym z kolei zwyczajnie schodził z drogi. Nikogo nie zaczepiał i nie odpowiadał na zaczepki innych. Wiedział, że Hermiona się o niego martwi, więc chciał pokazać jej, że rzeczywiście jest ostrożny, tak jak go prosiła.

Draco za to przechodził samego siebie. Blondyn naprawdę niemal nie odstępował Pottera na krok. Co prawda, na śniadanie Harry przychodził sam, ale po posiłku ślizgon zawsze na niego czekał. Tłumaczył to tym, że i tak każdego dnia pierwsze lekcje zawsze mają razem, ale Harry domyślał się, że Malfoyem kierowała troska. Draco nawet zaczął siadać z nim w ławce na prawie wszystkich przedmiotach. Wyjątkiem była Opieka Nad Magicznymi Zwierzętami. Co prawda bardzo rzadko zdarzało się, że gdziekolwiek wtedy siedzieli, ale Draco nawet nie stał obok Harry’ego. Po przygodzie z Hardodziobem chłopak zawsze stał z tyłu grupy w obawie o swoje „piękne i delikatne ciało anioła” – jak zawsze powtarzał.

Czas wolny gryfon spędzał w swoim dormitorium lub w Pokoju Życzeń. Regularnie spotykał się z Hermioną, która za każdym razem wyrażała obawę o jego bezpieczeństwo i prosiła, by na siebie uważał. W weekendy często odwiedzał swojego ojca chrzestnego. Czasem Severus pozwalał mu pomóc sobie przy ważeniu eliksirów dla Toma, uprzednio ostrzegając go – Jeśli zniszczysz ten eliksir, to każę ci wyszorować wszystkie kotły i ławki. A potem wrócisz do domu i zostaniesz tam, dopóki wojna się nie skończy.

Harry zawsze uśmiechał się w odpowiedzi do Severusa, wiedząc, że ten chce go tylko nastraszyć, by uważał przy warzeniu. Zdawał sobie sprawę, że eliksiry są dla niego bardzo ważne i nawet bez tej groźby gryfon starałby się zrobić wszystko jak najlepiej. Zdarzało się, że Draco przychodził do gabinetu Mistrza Eliksirów i również pomagał w warzeniu. Ale gdyby ktoś Harry’ego zapytał, to powiedziałby, że woli spędzać ten czas tylko w towarzystwie Severusa. Nie chodziło o to, że nie lubi ślizgona. Uwielbiał spędzać z nim czas. Ale przy nim nie mógł, a raczej nie chciał, rozmawiać z Severusem na niektóre tematy.

W tym tygodniu także spędzał czas z Severusem. Wyjątkiem jednak było, że nie warzyli eliksirów. Severus sprawdzał testy czwartoklasistów, a Harry, zdaniem Severusa bezczelnie, leżał rozłożony na kanapie i zajadał przyniesione przez skrzaty ciasto czekoladowe, popijając przy tym od czasu do czasu sok dyniowy; co pewien czas zagadywał ojca chrzestnego, jednak ten, zajęty sprawdzaniem, głównie mu odmrukiwał bliżej nieokreślone wypowiedzenia. Harry określał to „syndromem mhpfh”, cokolwiek to oznaczało.

Kiedy gryfon delektował się kolejnym już kawałkiem ciasta, Snape poprosił go o przyniesienie z jego gabinetu testów drugorocznych. Severus nie lubił tracić czasu, a że sprawdziany czwartego roku udało mu się ocenić tak szybko, to równie dobrze może już dziś zrobić pozostałą pracę.

Harry, choć niezadowolony z powodu przerwania błogiego lenistwa, zwlókł się z kanapy i poszedł po testy do gabinetu. Tak jak uprzedził go Mistrz Eliksirów, leżały one na biurku. Zabrał szybko kartki i już miał wracać, kiedy zauważył, że na podłodze obok biurka leży jakiś pergamin. Podniósł go bez zastanowienia. Był to list; co więcej, był to list od Toma. Gryfonowi nawet przez myśl nie przeszło, że nie powinien czytać cudzej korespondencji, po prostu zrobił to odruchowo. Treść zdziwiła go nieco, co objawiło się lekkim skrzywieniem twarzy. Czym prędzej wrócił do salonu Severusa, z cisnącym się na usta pytaniem.

- Severusie, czym jest Czarna Różdżka?

- Skąd wiesz o… - zaczął Seveus, odwracając się; przerwał, kiedy zobaczył, co chłopak trzyma w ręku. – Nie czyta się cudzej korespondencji! – warknął, wstając i wyrywając mu pergamin z ręki.

- Ja… Leżało na podłodze, myślałem, że to nic ważnego – próbował usprawiedliwić się Harry.

- I dlatego wszystko przeczytałeś? – zapytał sarkastycznie mężczyzna.

- Przepraszam – powiedział szczerze. – Ale skoro to było takie tajne, to czemu nie schowałeś tego gdzieś?

- Zostawiłem to w moim gabinecie. Tyle powinno wystarczyć, by powstrzymać cię od zbliżania się do tego – oznajmił sucho.

Harry milczał przez chwilę, jakby zawstydzony swoim zachowaniem. Podał Severusowi sprawdziany, po czym ulokował się z powrotem na kanapie. Westchnął ciężko, po czym zaryzykował

- Ale… skoro już przeczytałem, to mógłbyś mi powiedzieć…

- Jesteś czasem, doprawdy, niemożliwy. Ciekawski jak jakiś…

- Gryfon? – przerwał mu Harry.

Severus spojrzał na niego zmrużonymi oczami, pozostawiając to jednak bez komentarza. Westchnął głęboko.

- Skoro byłeś na tyle wścibski, by sam, bez pozwolenia zaglądać w cudze listy, to sam znajdź sobie odpowiedź. – Snape uśmiechnął się chytrze.

Harry otworzył usta, gotów zaprotestować, jednak wiedział, że to na nic, toteż z powrotem je zamknął. Po chwili założył ręce na piersi i powiedział obrażonym tonem – Czasem mnie naprawdę wkurzasz.

- Ty mnie również – odrzekł z krzywym uśmiechem mężczyzna.

***

- Harry! Możemy porozmawiać? – usłyszał gryfon tuż przed wejściem do Pokoju Wspólnego.

Odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego kierunku Ginny. Odrobinę zdziwiony poczekał, aż dziewczyna do niego podbiegnie, po czym zapytał – O co chodzi?

Dziewczyna zaczerpnęła głęboko powietrza, zanim odpowiedziała.

- Chcę z tobą porozmawiać. Bez świadków – powiedziała niemal szeptem. – To ważne – podkreśliła.

Harry’emu natychmiast przypomniały się słowa Hermiony o obecnej aktywności Rona. Miał nadzieję, że jego przypuszczenia są mylne, ale postanowił być ostrożny.

- O czym chcesz rozmawiać? – Spojrzał na dziewczynę oceniającym wzrokiem, zastanawiając się, jak bardzo biegła jest w kłamaniu.

- Nie udawaj, że nie wiesz – zdenerwowała się gryfonka. – Nie możesz ze mną zwyczajnie pogadać? Przez chwilę?

- Gdzie? – Harry zastanawiał się, czy Ginny chce go wciągnąć w zasadzkę. Nie mógł dopuścić do tego, by został zaatakowany. Tom wpadłby w szał, a Harry miałby wyrzuty sumienia, że go nie posłuchał odnośnie wyjazdu do szkoły.

- Niedaleko jest nieużywana klasa Zaklęć – odpowiedziała, zadowolona że chłopak wreszcie się zgodził.

- Pójdziemy gdzie indziej – oznajmił Harry, po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku przeciwnym, niż wspomniana sala.

Nie powiedział Wesleayównie, gdzie dokładnie zmierza. Jak to mówią, ściany mają uszy. A Harry miał czasem wrażenie, że ściany w Hogwarcie przepuszczają najdrobniejszy dźwięk.

Szli kilka minut, aż Harry w końcu zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Nie zastanawiając się dłużej, otworzył je zamaszyście i wszedł do środka. Poczekał, aż dziewczyna wejdzie za nim, po czym zamknął drzwi i zablokował je zaklęciem.

W środku było jedynie kilka zakurzonych krzeseł i jedna czy dwie ławki. Nie mógł powiedzieć, że była to nieużywana sala lekcyjna; była stanowczo za mała.

W pomieszczeniu było bardzo brudno i śmierdziało stęchlizną. Gryfon stanął blisko drzwi, nie chcąc wchodzić głębiej, by nie pobrudzić sobie szat. No i zawsze miał otwartą drogę ucieczki, gdyby gryfonka coś kombinowała.

- Teraz mi powiesz, o co chodzi? – zapytał suchym, obojętnym tonem.

- Możesz mi pokazać swoje lewe przedramię, Harry? – poprosiła cicho dziewczyna. Nie patrzyła mu w oczy, jakby bojąc się jego reakcji.

- Po co? Chcesz zobaczyć Czarny Znak? – Harry był ciekaw, co Wesleyówna sobie wymyśliła. Jednak zaczął się też obawiać, co nastąpi później. Cokolwiek dziewczyna od niego chciała, nie spodziewał się takiego pytania na wstępie.

- Więc jednak go masz? – dopytywała.

- To chyba nie jest twoja sprawa – rzucił ostro, patrząc na nią nieprzyjemnie.

- Harry, posłuchaj. – Podeszła do niego, na co Harry cofnął się o krok. – Przecież wiesz, że pójdę za tobą wszędzie – zaczęła. – Jeśli z jakiegoś powodu uznałeś, że służba Voldemortowi jest lepsza niż walka po stronie Dumbledore’a, to ja to zrozumiem, tylko powiedz mi dlaczego – poprosiła, po czym wyciągnęła rękę i złapała dłoń Harry’ego.

Chłopak wyrwał rękę z jej uścisku niczym poparzony, a potem odsunął się jeszcze dalej.

- Harry, przecież jesteśmy… jesteśmy sobie tak bliscy – wyszeptała ostatnie słowa, patrząc na niego z dziwnym błyskiem w oczach.

- Czy ty siebie słyszysz? – zapytał niemal przerażony Harry. Od dawna Ron i jego bracia powtarzali mu, że ich mała siostrzyczka podkochuje się w nim. Ale teraz… teraz zachowywała się, jakby była przekonana, że Harry w pełni odwzajemnia jej uczucia.

- Oczywiście, że tak. – Uśmiechnęła się nieśmiało, patrząc mu w oczy. – Wiesz, że cię nie zostawię, nawet teraz. – Zaczęła podchodzić do niego jeszcze bliżej.

Harry czuł się jak zwierzyna złapana w pułapkę. Jedyne czego chciał, to uciec stąd jak najszybciej. Wymamrotał coś o zadaniu na Transmutację, po czym zdjął rzucone wcześniej zaklęcie i wybiegł z Sali. Biegł kilka metrów, a potem szedł bardzo szybkim krokiem aż do Pokoju Wspólnego.

Jak się później okazało, wpadł z deszczu pod rynnę.

Kiedy tylko wszedł do środka, usłyszał głos Rona, a raczej jego krzyk.

- Przeszłaś na jego stronę, że tak go bronisz?! To Śmierciożerca, Hermiono! On już nie jest naszym przyjacielem, rozumiesz?

Harry wszedł dalej i zobaczył stojących na środku pokoju Rona, który od krzyku i złości był cały czerwony na twarzy oraz Hermionę, po której policzkach spływały łzy. Wokół nich utworzyła się grupka gapiów, czekających na dalszy rozwój wydarzeń.

- To jest twój przyjaciel, Ron. – Pomimo płaczu jej głos nawet nie zadrżał. - Uratował cię w czasie Turnieju Trójmagicznego. Jesteś głupcem, jeśli…

- Zamknij się! – przerwał jej Weasley i już podnosił rękę, by ją uderzyć, kiedy Harry wbiegł pomiędzy nich.

- Nawet nie próbuj jej tknąć – wysyczał przez zęby, odpychając go.

To niestety rozwścieczyło rudzielca jeszcze bardziej. Harry już kierował na niego swoją różdżkę, kiedy Fred i George złapali brata i zaciągnęli do swojego dormitorium. Harry natychmiast odwrócił się do Hermiony i zapytał, czy wszystko z nią w porządku.

- Tak, Harry. Jestem tylko trochę zdenerwowana.

Zanim zdążył jeszcze coś powiedzieć, bliźniacy wrócili do Pokoju Wspólnego. Niemal natychmiast podeszli do Harry’ego.

- Ty pójdziesz z nami – powiedział Fred.

- Co…

- Chodź, Harry – nie dał mu dojść do słowa George.

Harry spojrzał jeszcze na przyjaciółkę, upewniając się, że nic jej nie jest, po czym ruszył za bliźniakami, nadal mocno trzymając w dłoni różdżkę.

Ponieważ Ron przebywał w dormitorium bliźniaków, trójka chłopców skierowała się do sypialni szóstego roku. Harry zastanawiał się, co dwaj rudzielce mogą kombinować. Odrobinę się ich obawiał – w końcu gdyby chcieli z nim walczyć, to mieli przewagę liczebną – ale uspokajał go odrobinę fakt, że Hermiona wie, gdzie i z kim teraz jest.

Bracia usiedli na łóżku Rona, natomiast Harry zajął swoje, nie spuszczając wzroku z Wesleyów. Nie wypuszczał z dłoni różdżki. Napiął wszystkie mięśnie, chcąc być gotowym do ewentualnej obrony.

- Wydaje nam się, Harry… - zaczął George

- …że powinieneś nam coś wyjaśnić – skończył Fred.

- Nie wiem, o czym mówicie. – Próbował odeprzeć ich atak brunet.

- Daj spokój, Harry… - tym razem Fred rozpoczął ten osobliwy dialog.

- … jesteś dla nas jak brat odkąd trafiłeś do Hogwartu.

- Chyba należą nam się jakieś wyjaśnienia.

- Przecież cię nie przeklniemy, kiedy powiesz nam prawdę – powiedział George, po czym obaj bliźniacy czekali na odpowiedź Harry’ego.

- To nie jest prawda, którą chcielibyście usłyszeć…

- Harry, na Merlina! – Krzyknął Fred.

- Uratowaliśmy cię od tych przeklętych mugoli – przypomniał mu George.

- I oddaliśmy ci Mapę Huncwotów, to chyba coś znaczy – włączył się ponownie Fred.

- Nawet Ronowi nigdy nie oddaliśmy nic tak cennego – oznajmił ponownie George.

Harry westchnął ciężko. Nie miał pojęcia, co zrobić. Bliźniacy mieli rację, wiele im zawdzięczał. Ale z drugiej strony, Ronowi także wiele zawdzięczał, nawet więcej, a ten się od niego odwrócił, gdy tylko Harry wyznał mu prawdę.

Bliźniacy jednak byli inni. Myśleli inaczej niż Ron. Być może oni to zrozumieją? Harry czuł potrzebę powiedzenia im wszystkiego, a jednocześnie bał się tego, co zrobią. Nie chciał mieć w nich wrogów. Nie chciał z nimi walczyć.

Jeśli im powie, to albo to zaakceptują, albo będą go traktować jak większość szkoły. Nie, będą tysiąc razy gorsi – pomyślał Harry, znając zachowania chłopaków.

Brunet westchnął jeszcze raz głęboko i rzucił zaklęcie wyciszające na dormitorium.

- Dobra, słuchajcie, nie możecie tego nikomu powiedzieć. Jeśli ktoś się dowie, że znacie prawdę, możecie mieć problemy – zaczął Harry. Poczekał na ich zgodę, po czym kontynuował.

Tak jak wcześniej Seamusowi i Neville’owi, przekazał im większość ważnych informacji. Bliźniacy siedzieli i słuchali, czasem tylko przerywając Harry’emu pytaniami o szczegóły. Chłopak odpowiadał, jak mógł. Chciał ich przekonać, że to, co mówi, jest w stu procentach prawdą. Tak jak wcześniej, teraz także pominął kwestie związane z tym, że Severus jest jego ojcem chrzestnym, a Tom towarzyszem. Nie chciał, aby pomyśleli, że dołączył do Ciemnej Strony, bo znalazł swego rodzaju rodzinę, której nigdy nie miał i której zawsze tak bardzo pragnął.

***

Tom od dłuższego czasu stał pod prysznicem, pozwalając by gorąca woda obmywała jego ciało. Nieobecność Harry’ego dawała mu się we znaki. Ostatnio chodził ciągle rozdrażniony, wściekał się o byle drobnostkę i izolował od reszty mieszkańców Czarnego Dworu na wszelkie sposoby; spotykał się z nimi, gdy było to absolutnie konieczne. Tęsknił za Harrym. Tęsknił za nim tak bardzo, że to aż bolało. Chciał mieć go przy sobie i nie wypuszczać; nie dopuścić, by ktokolwiek poza nim go dotknął, by stała mu się jakakolwiek krzywda.

Teraz, jak codziennie wieczorem, onanizował się w strugach gorącej wody i kłębach pary wodnej. Myślał tylko o tym, by pieścić piękne, młode ciało Harry’ego, by całować jego usta delikatnie, a zaraz potem gwałtownie, jakby miał to być ich ostatni pocałunek. Chciał przesunąć dłonią po jego żebrach, po delikatnej skórze, którą były okryte. Pragnął zlizać kropelkę potu, która utworzyłaby się nad jego górną wargą. Marzył o tym, by przesunąć nosem po jego szyi, wdychając upajający, niemal narkotyczny zapach; a potem wyznaczyć językiem drogę, od jego ucha do obojczyka, na którym przygryzłby delikatną tkankę, zostawiając po sobie zaczerwieniony ślad, coś niesamowicie pięknego na tym niewinnym ciele.

Pocierał swojego członka śliską od wody i żelu pod prysznic dłonią. Drugą ręką opierał się o ściankę kabiny. Było mu nieprzyzwoicie dobrze, kiedy tylko o tym myślał. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo przyjemne by to było, gdyby działo się naprawdę.

Przyspieszył ruchy dłoni, przypominając sobie sytuację, kiedy byli z Harrym nad jeziorem. Chłopak był wtedy taki piękny, ociekający wodą, dyszący ze zmęczenia po pływaniu, z zaróżowionymi policzkami i mokrymi bokserkami tak ciasno przylegającymi mu wtedy do pośladków…

Tom jęknął głośno i wygiął plecy w łuk, a kilka strug spermy wytrysnęło z jego penisa na ściankę kabiny prysznicowej. Dyszał ciężko, nadal pocierając swojego członka w odchodzącej już ekstazie. Tak bardzo pragnął tego chłopca, a jednocześnie wiedział, że nawet jeśli może na coś liczyć, to długo jeszcze tego nie dostanie. Harry ma dopiero szesnaście lat. Byłby potworem, gdyby zabrał mu niewinność tak wcześnie tylko z powodu swojej frustracji seksualnej. Chciał, by Harry mu ufał.

Wyszedł spod prysznica. Wytarł się szybko ręcznikiem, po czym ubrał swoje szaty Czarnego Pana.

Czas się zabawić­ – pomyślał z czerwonym błyskiem w oczach i udał się w kierunku lochów. Kilka minut później podziemia Czarnego Dworu wypełniły się agonalnym krzykiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro