21
- Harry! – Tom biegł szybko za chłopakiem. Musiał to wyjaśnić. – Harry, zaczekaj!
Chłopak zatrzymał się, ale nie odwrócił. Ramiona miał założone na piersi, co normalnie nadałoby mu postawę wyniosłości, zadziorności. Teraz jednak, kiedy jednocześnie garbił się, wyglądał jakby mu było bardzo zimno. Albo smutno.
Tom dobiegł do niego i zatrzymał się. Nabrał kilka razy głęboko powietrza, by wyrównać oddech i powiedział
- Harry, to nie tak jak myślisz. – Brawo, Riddle, to szczyt twojej inteligencji. Na pewno ci uwierzy – skarcił się w myślach Tom. – Posłuchaj, między mną a Rowlem kompletnie nic nie ma. Istnieją między nami jedynie stosunki przywódca-Śmierciożerca.
- Każdego Śmierciożercę trzymasz w ten sposób za rękę? – zapytał cichym, przepełnionym smutkiem głosem gryfon.
- Nie, ja…
- Daj spokój, Tom – przerwał mu Harry. – Może i mnie kochasz, ale powinienem zdawać sobie sprawę, że potrzebujesz kogoś… dojrzałego – powiedział, wpatrując się w podłogę. Nie chciał, by mężczyzna zauważył w jego oczach łzy.
- O czym ty mówisz? – Riddle nie był pewien, czy zrozumiał to, co chłopak mu powiedział. – Harry, kocham cię i tylko ciebie potrzebuję, nikt inny się nie liczy. – Chciał pogładzić ręką policzek towarzysza, ale ten odsunął się, spuszczając głowę jeszcze bardziej.
- Po prostu uznajmy, że to, co działo się między nami do tej pory, nie wydarzyło się – powiedział jeszcze cichszym, ledwie słyszalnym głosem. – Nie potrzebujesz mnie. Nie w ten sposób – wyszeptał i odszedł.
- Harry! – krzyknął za nim Tom, ale gryfon już się nie zatrzymał, tylko zaczął biec przed siebie.
To było trudne. Słyszeć to z ust kogoś tak młodego. Tyle cierpienia w głosie, tyle smutku, żalu. Tom był wściekły. Na siebie. Nie powinien nigdy dopuścić do takiej sytuacji. Kochał Harry’ego. Tylko jego. Ale on już w to nie wierzył.
***
- Tom? – Marvolo drgnął, gdy usłyszał za sobą głos i odwrócił się. Rowle wpatrywał się w niego. W jego wzroku była niepewność. – Może ja z nim porozmawiam?
- Spróbuj, a połamię ci wszystkie kości – warknął.
- Ale…
- Powiedziałem! – zdenerwował się Riddle. – Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, Rowle – rzucił jeszcze i odszedł.
***
Remus nie miał pojęcia, co robić. Obiecał sobie kiedyś, że jeśli spotka wilkołaka, który zamienił mu życie w piekło, to rozszarpie go na strzępy. Ale jak miał skrzywdzić Fenrira? Jak mógłby w ogóle myśleć o zrobieniu czegokolwiek swojemu towarzyszowi?
Kochał Greybacka. Nie potrafił go nienawidzić. Nie teraz. Ale nie potrafił się pogodzić z myślą, że to on zrobił z niego potwora. Cóż, teraz już nie myślał tak o wilkołakach, ale inni czarodzieje nie szczędzili swoich szyderstw.
Remus przez wszystkie swoje młodzieńcze lata był niepewny i zamknięty w sobie z powodu tego, kim jest. Nie raz myślał o tym, by uwolnić od siebie świat. Załamywał się coraz bardziej, kiedy po każdej pełni docierało do niego, jakie szkody znów wyrządził i ile ludzi było przez niego zagrożonych. Nie raz myślał, by zakończyć życie. I gdyby w Hogwarcie nie poznał Jamesa i Syriusza, teraz pewnie byłby już martwy.
A teraz dowiaduje się, że osoba, którą kocha, jest odpowiedzialna za to, kim Lupin jest, za wszystkie przepłakane noce i nieszczęśliwe dni. A on nie potrafi wykrzesać z siebie choć odrobiny nienawiści do tej osoby. Potrafił jedynie płakać nad swoim losem. Znowu.
Wiedział jedno. Chciał być z Fenrirem bez względu na to, czego się dowiedział. Kochał go całym sercem. Nic innego się nie liczyło. Ale musiał sobie najpierw wszystko poukładać. Oswoić się z myślą, że jego ukochany jest jego koszmarem z dzieciństwa.
Będzie dobrze.
Miłość sprawi, że będzie dobrze.
***
Hermiona martwiła się o Harry’ego. Widziała, jak wchodzi do swojego pokoju całkowicie przygnębiony. Co mogło się stać, że Harry był tak przybity? I gdzie był Tom? Czy nie powinien go pocieszać?
Chyba, że Harry się z nim pokłócił i dlatego się tak zachowuje.
Ale szczerze w to wątpiła. Zbyt dobrze znała Harry’ego i wiedziała, że po jakiejkolwiek kłótni, nie zamyka się sam w pokoju, tylko zamienia w tykającą bombę. Jest wtedy kłębkiem nerwów, dopóki sytuacja się nie wyjaśni.
Musiało chodzić o coś innego.
Chciała porozmawiać z przyjacielem, pomóc mu, ale gdy tylko weszła do pokoju, została bardzo nieprzyjemnie wyproszona. Harry chciał być sam. To raczej nie było normalne. A już na pewno nie było dobre. Ostatni raz zachowywał się tak po śmierci Cedrika. Co, jeśli teraz też ktoś zginął.
Ale w tym przypadku chyba by jej o tym powiedział? Nie, to nie mogło być to.
Hermiona zastanowiła się chwilę i postanowiła poszukać Draco. Może on coś będzie wiedział?
Bardzo polubiła ślizgona podczas swojego pobytu w Czarnym Dworze. Okazało się, że Malfoy wcale nie jest wredny. A przynajmniej nie w ten sam ohydny sposób, w jaki okazywał to w szkole. Był za to ogromnie narcystyczny i arogancki, co raczej wzbudzało rozbawienie, nie zirytowanie.
Gryfonka lubiła spędzać czas z blondynem. I nawet nie chciała za bardzo wracać do Hogwartu. Wiedziała, że będzie musiała grać, że wszystko będzie wyglądało tak, jak przed wakacjami. Było jej z tego powodu smutno, ale rozumiała to.
Liczyła tylko na to, że niedługo wojna się skończy, a Tom będzie tym, który wygra.
***
Rowle wiedział, że Czarny Pan nie rzuca słów na wiatr, ale i tak nie potrafił się powstrzymać. Porozmawia z młodym. Naprawi to. Była to po części wina jego samego, a nie mógł pozwolić, by Tom czuł do niego urazę. Dopiero co naprawił swoje stosunki z nim. Nie chce być znowu traktowany jak powietrze, pomijany. Chciał coś znaczyć w szeregach Voldemorta.
Ryzykował popadnięciem w niełaskę, ale czuł, że jest to winien Tomowi.
Nie wiedział, gdzie Potter teraz jest, ale miał nadzieję, że znajduje się w swoim pokoju. Pospieszył więc w tamtym kierunku, prosząc Merlina, by nigdzie w pobliżu nie było Toma. Cóż, łamanie kości z pewnością nie było niczym przyjemnym.
Stanął przed drzwiami, odetchnął głęboko i zapukał. Nie otrzymał niestety żadnej odpowiedzi. Uchylił drzwi, żeby zobaczyć, czy Potter w ogóle jest w środku.
Gryfon leżał na łóżku, zwinięty w kłębek i szczelnie okryty kocem. Otworzył drzwi szerzej, by wejść do środka, kiedy usłyszał ciche, lecz stanowcze – Wyjdź.
Thorffin jednak zignorował to bezpośrednie wyproszenie i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Potter, musimy porozmawiać – powiedział spokojnie Rowle.
Harry poderwał się słysząc, kto wszedł do pokoju. Spojrzał na mężczyznę wzrokiem pełnym wściekłości i złości, a Śmierciożerca miał wrażenie, że za chwilę z tych oczu poleci w jego stronę zielony promień. Przeszedł ostrożnie i powoli kilka kroków w kierunku chłopaka, ale zatrzymał go jadowity syk, wydobywający się z ust gryfona.
- Wynoś się stąd! Natychmiast!
- Nie dopóki… – zaczął głośnym, ostrym tonem Rowle, ale przerwało mu lecące w niego zaklęcie. Nie zdążył się uchylić, ponieważ zostało użyte niewerbalnie. Cholera, Potter potrafi posługiwać się różdżką – pomyślał zirytowany.
Doszedł do wniosku, że oberwał oszałamiaczem, idealnie wyważonym w sile. Miało go zwalić z nóg i zdezorientować na kilka sekund, co było dla niego całkowitym zaskoczeniem. Młodzi czarodzieje nie potrafili w takim stopniu panować nad magią. Ich zaklęcia były albo zbyt słabe, by zrobić komuś poważniejszą krzywdę, albo zbyt mocne, tak, że sami na chwilę tracili siły magiczne i wpadali w swego rodzaju oszołomienie. Ale Potter potrafił idealnie dostosować siłę zaklęcia tak, by uzyskać pożądany efekt.
- Jesteś niezły, Potter – powiedział ciężko Rowle, podnosząc się z podłogi. – Z chęcią bym ci się odwdzięczył, ale Tom mściłby się na mnie za to tygodniami.
- Wyjdź – warknął ponownie Harry, patrząc na mężczyznę z wściekłością.
- Och, na Merlina, zamknij się już i słuchaj. – Thorffinowi zaczynało się już to nudzić. Już dawno wyszedłby stąd, gdyby gówniarz wysłuchał, co ma do powiedzenia, nie odzywając się przy tym. – Między mną i Tomem nic nie ma. Łączy nas tylko walka przeciw Dumbledore’owi.
- Gówno mnie to obchodzi! – syknął gryfon
- Uważaj, bo ci uwierzę – zakpił. – Słuchaj, Tom prędzej rzuciłby na mnie Crucio, niż obdarzył jakimkolwiek uczuciem, albo poświęcił tego rodzaju uwagę – powiedział w miarę spokojnym głosem.
- Uważaj, bo ja ci uwierzę – ogryzł się chłopak. – Wiem, co widziałem.
- Widziałeś, że trzymam go za rękę. I wymyśliłeś sobie, że to był pełen uczuć gest, co jest kompletną bzdurą. Ale pomijając twoje błędne wnioski, mam rację? – Spojrzał na młodego czarodzieja i nie czekając aż coś powie, sam odpowiedział – Oczywiście, że mam.
- Wyjdź. Nie będę z tobą dłużej rozmawiać – powiedział Harry, lecz tym razem bez wściekłości, raczej ze zrezygnowaniem.
- Będziesz. On jest wściekły. Na mnie i na siebie, więc zrób coś z tym, albo połowa Śmierciożerców przebywająca we Dworze nie będzie się mogła jutro ruszać.
- Co? Niby co chcesz przez to powiedzieć?
- Kiedy Tom jest wściekły, musi się na czymś wyładować. Więc albo urządzi zakrawający o tortury trening, albo napadnie na dwa lub trzy domy rodzin należących do Zakonu Feniksa – wytłumaczył. – Nie mam ochoty uczestniczyć w żadnej z tych rzeczy, jak pewnie większość Śmierciożerców. A ty obraziłeś się bez powodu. Tom nie jest w stanie czule dotknąć nikogo poza tobą.
- Dlaczego? – zapytał Harry. Był coraz mniej zły. Zaczynał rozumieć, że to co widział mogło nic nie znaczyć.
- To ma chyba związek z jego dzieciństwem, nie wiem, jego zapytaj – odpowiedział i westchnął głośno, po czym podszedł bliżej do chłopaka.
- Dlaczego trzymałeś go za rękę? – zapytał w końcu Potter. To pytanie wyraźnie go męczyło.
- Poprosiłem go o coś, a on się zgodził. To był gest podziękowania.
- Nie patrzyłeś na niego tak, jakbyś chciał mu tylko podziękować – zarzucił mu Potter, krzywiąc się lekko na wspomnienie.
- Znam Toma od dziecka, był przyjacielem mojego ojca. To raczej oczywiste, że żywię do niego specyficzne uczucia, ale żadne z nich nie wykracza poza granice przyjaźni. – Rowle znów zaczął się irytować
Zapadła cisza. Thorffin wpatrywał się w gryfona. Wiedział, że rozważa on teraz, czy to, co przed chwilą usłyszał jest prawdą, czy nie. Po dłuższej chwili zapytał szeptem
- Jestem głupi, prawda?
- Nie… – Rowle przeciągnął słowo. – Jesteś po prostu całkowicie w nim zakochany i cholernie zazdrosny.
- Co?! Nie… ja… Nie jestem w nim zakochany!
- Och, czyżby? – Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, po czym wyszedł z pokoju. Całkiem dobrze poszło – pochwalił się w myślach Śmierciożerca. Jeszcze trochę praktyki i będę mógł zostać negocjatorem.
***
Tom wiedział, że musi porozmawiać z Harrym. Chciał mu jednak dać czas na uspokojenie się. Miał świadomość, że jeśli poszedłby do niego od razu, mógłby jeszcze pogorszyć sytuację.
Dał mu więc godzinę. A teraz szedł powoli w kierunku jego pokoju. Miał nadzieję, że Harry właśnie tam chowa się przed światem. Szukanie go po całej rezydencji zajęłoby mu co najmniej trzy godziny. Nie wspominając już o tym, że gryfon mógł wpaść na pomysł ukrycia się w ogrodzie.
Tom westchnął głęboko. Im bliżej był swojego celu, tym bardziej się denerwował. Miał przygotowane przeprosiny, ale teraz wydały mu się one całkowicie idiotyczne. Nie wiedział, co ma powiedzieć, by przekonać Harry’ego, że to co widział, nic nie znaczyło. Że liczy się tylko on.
Miał ochotę zabić Rowle’a. Kretyn, zachciało mu się spoufalać. Przez niego może stracić jedyną osobę, którą był w stanie pokochać i która kiedyś mogła pokochać jego. Teraz wątpił, że chłopak kiedykolwiek wyzna mu miłość.
Doszedł do rozwidlenia korytarzy i skręcił w lewo. Zaraz potem zatrzymał się nagle jak wryty. Pięć metrów przed nim stał Harry. Patrzył na niego. Tom nie był w stanie stwierdzić, co wyrażały jego oczy. Było w nich zbyt dużo emocji.
Riddle był pewien, że za chwilę Harry z całą mocą swojego głosu oświadczy, jak bardzo go nienawidzi. Że zacznie krzyczeć, jakim jest draniem. Nie miał pojęcia, co mógłby zrobić, więc po prostu stał i patrzył na niego.
Gryfon nagle zaczął biec w jego stronę. Szybko, jakby ktoś go gonił.
Pierwszą myślą Toma było, że chłopak chce go zaatakować. Ale nie wyciągnął różdżki. Więc może w przypływie złości ma zamiar zrobić to mugolskim sposobem? Po prostu rzucić się na niego z zaciśniętymi w pięści dłońmi.
To, co się jednak stało, wprawiło go w całkowite zdumienie. Harry z impetem wpadł w jego ramiona i wtulił się w niego, jakby szukał schronienia. Przytulił policzek do szerokiej klatki piersiowej Riddle’a i nabrał głęboki, drżący wdech.
Marvolo ostrożnie otoczył go ramionami. Po chwili przytulił najmocniej jak potrafił, chociaż bał się, że Harry odepchnie go od siebie. Nie miał pojęcia, co wpłynęło na tak naglą zmianę, ale nie obchodziło go to teraz. Trzymał Harry’ego w swoich ramionach. Chciał, by czuł on jego miłość. By wiedział, że jest kochany.
Gryfon uniósł głowę do góry i spojrzał mężczyźnie w oczy. Jego spojrzenie było niepewne.
- Tom, przepraszam – szepnął.
- To ja przepraszam – powiedział mężczyzna. – Nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji. Masz pełne prawo być na mnie wściekły – mówił, całkowicie przekonany o słuszności swoich słów.
- Nie, nie mam prawa wściekać się, bo dotykasz innych… po przyjacielsku – powiedział cicho.
Tom przytulił go ponownie, opierając podbródek na czubku jego głowy. Westchnął głęboko. Dopiero teraz, kiedy napięcie opadło, uświadomił sobie, jak bardzo się denerwował. Ulga była nie do opisania. Poczuł w swoim sercu nagłą lekkość.
- Mogę cię pocałować?
Potter nie odpowiedział. Jedynie wspiął się na palce, oplótł ramionami szyję Riddle’a i wpił się w jego usta.
Całowali się zapamiętale, namiętnie, pieszcząc się nawzajem językami. I to było cudowne, ta bliskość. Kiedy Tom przesuwał dłońmi po talii chłopaka, a ten jęczał cichutko w usta mężczyzny.
A gdy w końcu się od siebie odsunęli, Harry spojrzał głęboko w oczy Toma i powiedział cicho, lecz pewnie
- Chcę być z tobą.
Tom znieruchomiał. Wiedział, że nie jest obojętny Harry’emu, ale nie takiego wyznania się spodziewał. Nie powiedział nic. To było zbędne. Pochylił się jedynie i znów go pocałował, czule i namiętnie.
Harry podskoczył, oplótł nogami pas Marvola i zawisł. Ten szybko złapał go, niby przypadkowo kładąc ręce na pośladkach. Potter uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że było tylko kwestią czasu, nim Tom zacznie dobierać się do TYCH części jego ciała.
Riddle szybko zaczął iść z gryfonem na rękach w kierunku jego pokoju. Tak bardzo pragnął mieć go w swoich ramionach.
Otworzył drzwi, wszedł i zamknął je kopniakiem. W dwóch krokach podszedł do łóżka i opadł na nie wciąż z Harrym na rękach.
Gryfon dyszał ciężko i głośno, kiedy Tom zsunął usta wzdłuż linii jego szczęki, przez szyję aż do ucha, którego płatek lekko teraz ssał, jednocześnie gładząc rękami talię i brzuch chłopaka. Riddle delikatnie, by nie wystraszyć towarzysza, unosił jego koszulkę, milimetr po milimetrze, aż odsłonięty został niewielki pasek opalonej skóry ze ścieżką ciemnych, krótkich włosów, które prowadziły do podbrzusza i dalej, w niezbadane jeszcze przez niego rejony.
Mężczyzna samymi opuszkami palców przesuwał po brzuchu Harry’ego, stopniowo, lecz powoli wspinając się wyżej ku klatce piersiowej i cudownie twardych sutków, których kształt odbijał się na koszulce.
Harry nie pozostawał bierny, aczkolwiek był dużo mniej śmiały niż starszy mężczyzna. Potter delikatnie, ale z pełną fascynacją gładził dolne partie pleców Riddle’a, wsuwając dłonie pod luźną koszulę. Czuł, napięte mięśnie Toma, kiedy ten klęczał pomiędzy jego nogami.
Tom zadowolony z reakcji gryfona postanowił postąpić krok naprzód. Podciągnął wysoko T-shirt Harry’ego i zdjął go, kiedy chłopak odrobinę się uniósł. Zaraz potem ściągnął swoją koszulę, po czym przylgnął do ciała towarzysza tak, że ich klatki piersiowe całkowicie się stykały. Obaj głęboko westchnęli i jęknęli z przyjemności, jaką dał im kontakt skóry ze skórą. Riddle mocno i namiętnie pocałował chłopca. Ten natomiast oplótł go nogami w pasie, opierając pięty na pośladkach mężczyzny.
Marvolo zaczął wycałowywać drogę przez szczękę, szyję, klatkę piersiową Harry’ego, ssąc po drodze sutki, aż dotarł do pępka, w którym z entuzjazmem zanurzył język. Chłopak jęczał bezwstydnie, pozwalając mężczyźnie zajmować się sobą.
Było to absolutnie cudowne i niezaprzeczalnie rozkoszne doświadczenie. Tak samo dla Toma, jak i dla Harry’ego, który jeszcze nigdy nie robił nic równie namiętnego i podniecającego. Czuć dłonie Toma na ramionach i klatce piersiowej było czymś niepowtarzalnym, zdumiewająco przyjemnym. Ale uczucie, jakim było czucie języka Riddle’a na brzuchu, było nie do opisania. Harry był w stanie jedynie leżeć i jęczeć na zmianę z głębokim nabieraniem powietrza. Chciał tego. Chciał Toma.
I wiedział, że Tom tak samo chce jego.
Teraz już był pewien. Jest tylko on. Nikt więcej. Tom chce tylko jego.
***
- Hermiona, daj spokój. Potter pewnie znowu coś usłyszał, dopowiedział sobie resztę i jak zwykle obraził na cały świat. Najdalej jutro mu przejdzie. Zobaczysz. – Zirytował się Draco, kiedy gryfonka postanowiła za wszelką cenę dowiedzieć się, dlaczego Potter znów izoluje się od świata.
- Nie, Draco. To jest mój przyjaciel. Przyjaciele pomagają sobie w trudnych chwilach. Chcę wiedzieć, co się stało i pomóc mu. A ty pomożesz mi – odparła pewnie. Hermiona nie cierpiała być nieświadoma. Tym bardziej jeśli chodziło o bliskie jej osoby. Miała nadzieję, że Malfoy będzie coś wiedział o dziwnym zachowaniu Harry’ego. W końcu spędzili razem prawie dwa miesiące, podczas których jej przyjaciel wyraźnie się zmienił, jakby dojrzał. Ale to, że Harry zachowywał się doroślej, nie znaczyło, że może zignorować obowiązki przyjaciółki.
- Nie mam zamiaru. Tym bardziej, że ten wielki problem najprawdopodobniej jest związany z Lordem. Nie będę się w to mieszać. – Zirytował się ślizgon.
- Oj daj spokój. Teraz to także twój przyjaciel. – Dziewczyna była nieugięta.
Szli razem korytarzem w kierunku pokoju Harry’ego. Gdy w końcu doszli do obranego celu, gryfonka westchnęła ciężko, odwróciła się jeszcze w stronę Malfoya i powiedziała
- Nie będę pukać. Ostatnio zanim weszłam zatrzasnął mi drzwi przed nosem zaklęciem.
- Rób, co chcesz. Ja za to nie odpowiadam – oznajmił Draco, po czym oparł się nonszalancko o ścianę, naprzeciwko drzwi do pokoju Pottera.
- No to wchodzę – powiedziała, otworzyła drzwi i zamarła. – O Merlinie – pisnęła i szybko zamknęła je z powrotem.
Odwróciła się w stronę Draco zaczerwieniona po uszy.
- Co jest? – zapytał chłopak, odrywając się od ściany z zamiarem sprawdzenia, co takiego wprawiło Grangerównę w tak niecodzienny stan zdumienia. Albo raczej całkowitego zaskoczenia.
- Nie wchodź tam! – krzyknęła spanikowana.
- Hermiona, o co ci chodzi? – zapytał, teraz już poważnie poirytowany.
- Bo tam… wiesz… Eee…
- Czy TY się jąkasz? – zdziwił się ślizgon.
- Nie, ja… Merlinie, oni…
- Oni, znaczy kto?
- Harry i Voldemort… – odpowiedziała, robiąc się jeszcze bardziej czerwona.
- Co, byli nadzy? – zapytał znudzony. No bo co też oni mogą robić? – pomyślał.
- Nie, mieli spodnie – szepnęła zażenowana.
- Co?! – Tym razem to Draco wpadł w stan całkowitego zaskoczenia.
- No wiesz, oni… ekhm – chrząknęła niezręcznie. – Można powiedzieć, że… miziali się.
W tym momencie Malfoy zaczął się śmiać. Histerycznie. Hermiona nie wiedziała, dlaczego tak zareagował, więc trzepnęła go w tył głowy i zapytała
- I z czego się tak cieszysz?
- Chcesz powiedzieć, że weszłaś do pokoju Harry’ego, kiedy Czarny Pan dobierał mu się do spodni? – zapytał niemal dławiąc się od śmiechu. – Niech Merlin ma cię w swojej opiece, Granger.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro