14
Wszedł. Ze zdziwieniem stwierdził, że pomieszczenie było puste. To było wręcz niecodzienne. Zawsze, kiedy wypadał czas zajęć, Snape był w swoim gabinecie. Harry niepewnie podszedł do zwykle zajmowanego przez siebie stanowiska i zauważył, że tak jak zawsze, wszystkie ingrediencje były już wyłożone, a książka otwarta na odpowiedniej stronie.
Postanowił usiąść i poczekać, aż przyjdzie Snape. Za nic w świecie nie rozpocznie pracy sam. Skoro już zdecydował się przyjść, to nie po to, żeby kłócić się o wybuch kociołka.
Nagle drzwi od komnat Snape’a otworzyły się, a do pracowni wszedł Mistrz Eliksirów. Jego wzrok zdawał się być zdziwiony, kiedy padł na Harry’ego. Severus podszedł do swojego biurka, położył na nim przyniesione ze sobą składniki eliksirów, po czy usiadł i spojrzał na gryfona już swym zwyczajnym wzrokiem.
- Więc zdecydowałeś się przyjść. – Harry wzruszył ramionami. – Masz dziś do zrobienia dwa eliksiry, więc zabieraj się do roboty. Instrukcje masz w książce. – Jego głos nie zdradzał żadnych emocji, jednak Harry’ego zdziwiło to, że lekcja nie zaczęła się jak zwykle od teorii.
Westchnął i zaczął czytać instrukcje do uwarzenia szkiele-wzro, chyba najgorszego pod względem smaku eliksiru. Do sporządzenia go potrzebował dwie sproszkowane kości wielbłąda, 3 muchy siatkoskrzydłe, 5 ziaren gorczycy, wątrobę cielęcą i 5 włosów jednorożca. Według instrukcji pierwszym składnikiem w eliksirze miała być pokrojona w paski wątroba. Gryfon z niewielkim obrzydzeniem wziął do ręki organ i zaczął go kroić na małej, drewnianej deseczce.
- Źle kroisz – usłyszał pomruk profesora. Spojrzał na niego marszcząc brwi. – Powinieneś kroić wzdłuż nie wszerz. – Wrzucił wątrobę do miski na odpadki i wziął drugą. Nie rozumiał, jaka jest różnica pomiędzy krojeniem wzdłuż, a wszerz. I tak wszystko wyląduje w kociołku i rozpuści się w trakcie gotowania. Postanowił jednak nie wyrażać na głos swojego zdania na ten temat.
Zaczął ponownie kroić wątrobę, zastanawiając się jednocześnie nad słowami Toma.
- Jaki powód? – pomyślał Harry, nie wiedząc, że mówi to nagłos.
- Słucham? – zapytał zaskoczony Mistrz eliksirów. Gryfon się speszył. I tak gorzej być nie może – stwierdził i wyjaśnił
- Tom uważa, że… moi rodzice mieli powód – oznajmił niepewnie.
- Rozwiniesz?
- Mieli powód, żeby uczynić pana moim ojcem chrzestnym. – Spojrzał na niego. – Chcę wiedzieć jaki.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział obojętnie.
Harry spuścił głowę i powrócił do krojenia. Profesor wziął do ręki jakieś papiery i zaczął coś w nich kreślić. Cóż, to już był jakiś postęp. Wymienili kilka zdań nie wrzeszcząc na siebie. Co prawda, Harry się niczego nie dowiedział, ale nie miał też ochoty przekląć Mistrza Eliksirów.
Jakiś czas później Snape wstał i skierował się do swoich komnat. Wrócił po kilku minutach. W rękach trzymał jakąś księgę. Podszedł do stanowiska pracy Harry’ego i powiedział obojętnym, wypranym z uczuć głosem
- Miałem ci to dać na urodziny, ale myślę, że nic się nie stanie, jeśli otrzymasz to dwa dni wcześniej. – Harry rozszerzył oczy z zaskoczenia. – Może spojrzysz na to wszystko inaczej.
- Ja nie chciałem… – Gryfon chciał się wytłumaczyć z poprzedniej rozmowy, jednak profesor przerwał jego wypowiedź.
- Po prostu to weź. – Harry wyciągnął więc rękę i przyjął prezent. Położył księgę na stoliku. Otworzył.
Księga okazała się być albumem. Przejrzał kilka pierwszych kart. Znajdowały się tam jego zdjęcia z okresu, kiedy był jeszcze niemowlęciem. Zdjęcia jego z rodzicami, Remusem, z Tomem. Ze Snape’em. Mnóstwo fotografii ze Snape’em. Mężczyzna tulił do siebie maleńkie dziecko, karmił je, bawił się z nim. I mimo że to były tylko zdjęcia, w większości zresztą mugolskie, to w oczach Severusa widoczna była ogromna miłość do trzymanego przez niego dziecka.
Harry’emu zaparło dech w piersiach. Snape był dla niego czuły. Na zdjęciach, ale jednak. Nie miał pojęcia co robić. Czuł narastającą panikę, ale sam nie był pewien z jakiego powodu. Nie wiedział, co powiedzieć, jak zareagować. No bo czego Snape od niego oczekiwał, dając mu to? Że mu wybaczy? Że wzbudzi to w nim poczucie winy za poprzedni wybuch? Że mu zaufa i zacznie traktować jak ojca chrzestnego? Jak Syriusza?
Nie potrafił.
Jedyne, do czego był teraz zdolny, to ucieczka. Znowu. Chwycił czym prędzej swoje rzeczy i album i po prostu wybiegł. Tuż po przekroczeniu progu usłyszał jeszcze
- Potter! Potter, stój!
Ale on się nie zatrzymał. Nie mógł. Musiał biec. Daleko. Jak najdalej. Musiał uciec.
Znowu.
***
Nie mógł w to uwierzyć. Jak mógł być tak głupi? Powinien go zabić od razu. Albo powinien to komuś zlecić, bo sam nie może go dotknąć.
Głupi dzieciak. Co on sobie myślał? Teraz musi go jakoś dorwać. Nie może pozwolić, żeby on i Voldemort połączyli siły. Musiał zniszczyć smarkacza, a potem jego nowego pana.
Ale najpierw musiał ukarać Severusa.
Jego szpieg. Albo raczej były szpieg. Jak śmiał nie powiedzieć mu o Potterze? Gówniarz miał być w śpiączce. A tymczasem zdążył się już zaznajomić ze Śmierciojadami i tym ścierwem uważającym się za ich pana. O nie… On, Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore, nie pozwoli, żeby go oszukiwano.
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Powiedział ciche, acz stanowcze – Wejść. – Usiadł wygodniej przed swoim biurkiem, wkładając do ust cytrynowego dropsa.
Do gabinetu wszedł jak zwykle opanowany i nieprzenikliwy w swym zachowaniu Severus.
- Wzywałeś mnie. To podobno pilne – powiedział swym zwykłym, obojętnym tonem.
- Tak. Widzisz, Severusie, zawiodłem się na tobie. – Snape, usiadłszy na fotelu przed biurkiem dyrektora, uniósł do góry jedną brew w geście zdziwienia. – Posiadam pewne informacje na temat Harry’ego Pottera. Cóż, wydaje mi się, że Harry nie jest w żadnej śpiączce. Wręcz przeciwne, czuje się świetnie i dość dobrze zapoznał się już ze sługami Voldemorta, jak i nim samym. – Mistrz Eliksirów nie zdradził swoim zachowaniem żadnych oznak zdenerwowania. Siedział spokojnie. Wyglądał jakby rozmawiali na jakiś mało ważny temat. Mimika jego twarzy wyrażała obojętność na poruszony przez Dumbledore’a temat. – Wydawało mi się, że wyraziłem się jasno mówiąc, że masz mi o wszystkim donosić. Mógłbyś mi wyjaśnić, jak to się stało, że zapomniałeś wspomnieć o tym ‘drobnym szczególe’? – zapytał na pozór spokojnym głosem.
- Byłem zmuszony złożyć Przysięgę Wieczystą – powiedział bez ogródek.
- A czemu o tym mi nie powiedziałeś? – Dumbledore nie wyglądał, jakby uwierzył swojemu szpiegowi.
- Bo samo to doprowadziłoby cię do pewnych wniosków. – Severus nadal pozostawał spokojny. – Doskonale zdajesz sobie sprawę, jak bardzo rygorystyczna jest Przysięga Wieczysta. Nie mogłem ryzykować. Nadal nie mogę ci niczego powiedzieć, ani potwierdzić twoich przypuszczeń.
- Czego dokładnie dotyczyła przysięga? – zapytał podejrzliwie.
- Tylko spraw dotyczących Pottera. – Mistrz Eliksirów wypowiedział nazwisko z niesmakiem.
- Dobrze. Czy dowiedziałeś się czegoś nowego? Voldemort szykuje jakieś plany?
- Póki co, nie. Zdaje się, że na razie wystarczy mu obecność Pottera. – Tym razem niemal wypluł nazwisko gryfona. – Jedyne, co wiem to to, że planuje zwerbować w swoje szeregi jeszcze więcej wilkołaków.
Dumbledore opuścił myślodsiewnię, usiadł za biurkiem i jeszcze raz zaczął analizować rozmowę.
Czy możliwe jest, by Voldemort przekonał do siebie Pottera? Trzeba to będzie sprawdzić. Tym bardziej, że zbliżał się idealny termin na potwierdzenie swoich przypuszczeń. Taaak… Potter będzie miał niezapomniane urodziny.
***
Nie wiedział, co miał robić. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to pójście do Remusa.
Kilka minut później stał przed drzwiami do jego komnat. Nie musiał czekać długo. Jak tylko Lupin uchylił drzwi, młody wpadł mu w ramiona i zaczął szeptać
- Pomóż mi. Pomóż mi. Pomóż mi.
Remus, całkowicie zszokowany, wprowadził chłopaka do środka i posadził na kanapie. Klęknął przed nim i zapytał
- O co chodzi, Harry?
Młody gryfon spojrzał na niego załzawionymi oczami. Lecz nie uronił ani jednej łzy. Podał Remusowi trzymany do tej pory w rękach album. Wilkołak wziął go i otworzył. Przejrzał kilka kart. Jego oczy wyrażały niezmierne zdumienie.
- Harry, skąd to masz? – zapytał, nabrawszy głęboko powietrza.
- Snape mi dał. Na urodziny – wyszeptał. – Remi, co ja mam robić? Co mam mu powiedzieć? – W jego głosie słychać było desperację.
- Prawdę, Harry. Powiedz mu, co czujesz.
***
Rozmowa z Remusem dodała mu otuchy. Teraz czuł się trochę mniej zagubiony.
Siedział u Lupina przez godzinę. Razem oglądali zdjęcia. Było ich naprawdę mnóstwo. W jego sercu narodziła się ogromna wdzięczność za taki podarunek. To była największa i najcenniejsza pamiątka po jego rodzicach. Jedna z bardzo niewielu, które mu po nich zostały. Bo, w rzeczywistości, mógłby się obyć bez peleryny jego ojca, bez pozostawionych mu pieniędzy w banku i bez tych dosłownie dziesięciu zdjęć od Hagrida, z których tylko dwa przedstawiały Harry’ego z rodzicami.
Peleryny nie utożsamiał z ojcem, bo była ona przekazywana z pokolenia na pokolenie, co oczywiście nie znaczy, że nie była dla niego ważna.
A pieniądze, to tylko pieniądze.
Teraz był w posiadaniu czegoś tak bliskiego jego rodzicom, że jego serce piało z radości, ale i płakało z tęsknoty na samą myśl o albumie. Tym bardziej, że było tam też dużo zdjęć z jego pierwszych urodzin. Na kilku z nich latał na miniaturowej miotełce, a jego ojciec i Snape próbowali go złapać. To było dziwnie urocze, wzruszające.
Ten podarunek pozwolił mu jednak zrozumieć, że Snape’owi na nim zależy. Już teraz wie, że profesor po prostu nie okazuje na co dzień swoich uczuć. Że gdyby sytuacja była inna, zaopiekowałby się nim.
No, może nie do końca sam doszedł do takich wniosków, ale chyba ważne, że wreszcie zrozumiał. Musi jeszcze przeprosić Snape’a. Powiedzieć, że żałuje swoich słów. Że jest głupi, a to co powiedział, powiedział w złości. Że to nie była prawda. Na koniec musi mu podziękować.
Dobra, weź się w garść, Potter. Rodzice nie byliby dumni z takiego mięczaka – pomyślał i wszedł do gabinetu Mistrza Eliksirów, nie trudniąc się pukaniem.
Snape stał przy swoim biurku i przygotowywał jakiś eliksir. Nie podnosząc głowy zapytał niskim głosem
- Wróciłeś w jakimś konkretnym celu? Bo jeśli chcesz mi uświadomić swój stosunek do mnie, to niepotrzebnie. Doskonale jest mi on znany. – Harry mógłby przysiąc, że ton głosu Snape'a świadczy o jego nienawiści. Nie dał się jednak zwieść.
- Ja chciałem… przeprosić – powiedział cicho, nadal stojąc w progu.
- Albo zabieraj się za eliksir, albo wyjdź. Nie będę marnować czasu na tanie pogadanki, Potter. – Zamieszał eliksir, po czym odwrócił się po szklane fiolki.
Harry niepewnie podszedł bliżej biurka profesora. Teraz już nie miał pojęcia, jak się z nim dogadać. Najwyraźniej Snape nie miał ochoty go wysłuchać.
- Przyszedłem przeprosić i… porozmawiać. Chyba jesteś mi to winien.
- Dobrze, słucham. Co masz mi jeszcze do powiedzenia? – zapytał, jednak nie przerwał pracy. Przelewał po kolei do każdej fiolki eliksir.
- Przepraszam za to, co powiedziałem – powiedział cicho.
- A co powiedziałeś?
- Przecież dobrze wiesz – zdenerwował się Harry. – Wcale nie uważam, że dementor byłby lepszy od ciebie. Powiedziałem to, bo byłem zły – dodał już spokojnie.
- W złości ludzie mówią prawdę.
- Więc ja jestem wyjątkiem. – Spuścił głowę i zaczął się patrzeć na swoje buty, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie. – Ja zrozumiałem. Dlaczego mnie nie zabrałeś od Dursleyów. Nie mam już do ciebie żalu. Przynajmniej nie takiego jak wcześniej.
- Doprawdy? – zapytał sarkastycznie.
- Nie powinienem krzyczeć. – Gryfon nie dał się odstraszyć. – Ani cię obrażać. I… - Westchnął głęboko. – I dziękuję za album. To dużo dla mnie znaczy.
- Dlaczego uciekłeś? – zapytał nagle Mistrz Eliksirów.
Harry spojrzał na niego. Severus przewiercał go spojrzeniem, opierając się rękami o biurko. – Ja… – Gryfon nie wiedział, co ma powiedzieć. Sam nie wiedział dlaczego uciekł. Po prostu poczuł, że musi to zrobić. To był taki impuls. W końcu wzruszył ramionami i powiedział – Nie wiem.
Mistrz Eliksirów westchnął głęboko. Odepchnął się od biurka i podszedł do drzwi prowadzących do jego komnat. – Chodź – zawołał do Harry’ego, po czym sam przekroczył próg, pozostawiając otwarte dla chrześniaka drzwi.
Młody szybko pospieszył za profesorem. Usiadł, kiedy Snape wskazał mu ręką fotel. Dokładnie ten sam, w którym siedział poprzednim razem. Miał jednak nadzieję, że nie opuści tego miejsca w taki sam sposób, jak wtedy.
- Co takiego zrozumiałeś? – zapytał nieoczekiwanie Severus.
- Ja… właściwie to Tom i Remus wytłumaczyli mi kilka rzeczy. – Snape prychnął, jakby tego się właśnie spodziewał.
- I do jakich wniosków doszedłeś?
Harry westchnął głęboko zanim odpowiedział. - Rozumiem dlaczego nie mogłeś mnie zabrać, ale... Wiesz, ja całe życie myślałem, że nikogo nie mam. Jak byłem dzieckiem to... ja marzyłem, żeby ktoś przyszedł i mnie od nich zabrał. Nikt nigdy nie przyszedł i już nawet przyzwyczaiłem się do myśli, że nikogo nie obchodzę. A teraz mówisz mi, że obchodzę ciebie... – Harry nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć. Sam nie do końca potrafił opisać swoje uczucia.
- Rozumiem – powiedział nagle Severus.
***
Harry był zadowolony. Wszystko zaczęło się w miarę możliwości dobrze układać. Nie czuł już żalu do Snape'a i nawet zaczął się z nim dogadywać. Co prawda nauczyciel miał nieco czarny humor i trudno się było z nim dogadać, ale szło mu coraz lepiej. Tym bardziej, że Severus także się starał, choć tego nie okazywał.
Kładł się właśnie, zmęczony po lekcjach ze swoim 'nowym' ojcem chrzestnym i rozmyślał nad jutrzejszym dniem. Miał wrażenie, że mieszkańcy Czarnego Dworu coś kombinują. Ma urodziny i zapewne to było powodem ich poruszenia, jednak i tak się obawiał. Nie lubił dużych przyjęć. W ogóle nie lubił być w centrum uwagi. Czuł jednak, że będzie na to skazany przez cały dzień.
Zasnął z uśmiechem na ustach. Czeka go krótka noc i baaardzo długi dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro