Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

- Chciałbym, żeby Syriusz też tu był – powiedział Harry. Razem z Remusem siedzieli już dobre pół godziny na kanapie w komnacie Lupina i rozmawiali o wszystkim, co wydarzyło się od wyprawy młodego gryfona do Ministerstwa. Potter dowiedział się, że Lupin przeszedł na stronę Toma zaraz po zakończeniu szkoły, kiedy pewnej nocy podczas pełni spotkał Greybacka. Podobno ten, uważany za niezwykle okrutnego wilkołaka, jest całkiem przyjazny. Jedynie w czasie pełni ukazuje swoje wilcze zapędy.

Mimo że nadal dąsał się na Lunatyka za tak długie ukrywanie prawdy, nie mógł udawać, że nie cieszy się z jego obecności.

- Również bym tego chciał, Harry – odpowiedział z westchnieniem były profesor.

- Myślisz, że gdybyśmy mu wszystko powiedzieli, toby nam uwierzył? – zapytał z nadzieją chłopak.

- Harry, wiele razy próbowałem powiedzieć Syriuszowi prawdę. Za każdym razem, kiedy tylko zaczynałem temat popełniającego błędy Dumbledore’a, Syriusz się wściekał. – Odetchnął głęboko i po chwili dodał cichym, jakby zmęczonym głosem – Myślę, Harry, że Syriusz przejrzy na oczy dopiero, jak Albus powie mu prosto w twarz, o co tak naprawdę walczy. – Uścisnął pocieszająco jego ramię. – A i wtedy, nie jestem pewien, czy nie uzna, że dyrektor po prostu żartuje.

Siedzieli przez chwilę w komfortowej ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach, zanim Harry znów zaczął rozmowę.

- Zastanawiałem się, czy nie powiedzieć o wszystkim Ronowi i Hermionie – oznajmił. – Tom powiedział, że mógłby ich tu jakoś sprowadzić. Tylko nie wiem, czy oni uwierzą.

- Hermiona to mądra czarownica. Prawdopodobnie najpierw rozważy wszystkie fakty, zanalizuje przedstawione dowody i bardzo możliwe, że poprze naszą stronę. Ale Ron… Myślę, że on wygłosiłby kilka swoich teorii spiskowych Ciemnej Strony przeciwko Jasnej. – Zaśmiał się lekko. – Ale teraz porozmawiajmy o czymś przyjemnym. Co chcesz dostać na urodziny? To już za półtora tygodnia! – wykrzyknął radośnie.

- Remus, nie musisz…

- Harry, zapytam jeszcze raz, wyraźnie. Co. Chcesz. Dostać. Na. Urodziny? – Zaakcentował każde słowo.

- Wystarczy, że będziesz wtedy ze mną – powiedział pewnie. Remus westchnął.

- Czasem tak bardzo przypominasz mi swojego ojca, że mam wrażenie, że to James siedzi przede mną. – Uśmiechnął się smutno. – Jeśli nie powiesz mi, co chcesz dostać, kupię coś na własną rękę.

- Remus, naprawdę, niczego nie potrzebuję. Teraz mam wszystko. No, może oprócz przyjaciół.

- Może to poprawi ci humor – powiedział Remus wstając i podchodząc do komody. Wyjął z niej śliski materiał i kawałek starego pergaminu. Wrócił i dał to gryfonowi. – Zabrałem to z twojego dormitorium, zanim Dumbledore postanowił przeszukać twoje rzeczy.

- Dziękuję. – Uśmiechnął się lekko. – Ale przecież Dumbledore wiedział, że mam pelerynę niewidkę. Sam mi ją dał. – Popatrzył zdziwiony na Remusa.

- Dlaczego myślisz, że to on podarował ci pelerynę twojego ojca?

- No a kto inny miałby to zrobić?

- Myślę, Harry, że niedługo znajdziesz odpowiedź na to pytanie.

***

- Skup się, Potter – warknął Mistrz Eliksirów. – To eliksir na poziomie pierwszej klasy. Chyba że jesteś na tyle tępy, że nawet tak prostej mikstury nie potrafisz uwarzyć – zakpił, a Harry po raz kolejny wrzucił zły składnik. Co znów skończyło się wyczyszczeniem jego kociołka przez Snape’a, a to z kolei doprowadziło do rozpoczęcia całej pracy od nowa. Doprawdy, to była dopiero jego druga lekcja eliksirów, a on już miał ochotę umrzeć.

Jego szkolenie zaczęło się przedwczoraj. A rozkład zajęć powtarza się co drugi dzień.

Jednego dnia ćwiczy Obronę Przed Czarną Magią, jak i samą Czarną Magię, Transmutację, Numerologię i Historię Magii z Lucjuszem. Następnego zaś przerabia materiał Eliksirów, Astronomii, Starożytnych Run i Zaklęć ze Snape’em. I o ile lekcje z Malfoyem były znośne, o tyle te ze Starym Nietoperzem były prawdziwym koszmarem.

Jeszcze bardziej dobiło go uczenie się dwóch nowych przedmiotów całkowicie od podstaw. I szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, jak Hermiona dawała sobie radę z Numerologią. Starożytnych Run również nie cierpiał, ale tu wystarczyło się tylko nauczyć na pamięć tych wszystkich dziwnych, pokręconych znaczków. Ale co dalej trzeba z nimi zrobić… to już był większy problem.

- Potter! – Z rozmyślań wyrwał go wściekły głos nauczyciela. – Do stu hipogryfów! Psujesz ten eliksir już po raz czwarty, a nie minęła jeszcze godzina!

- To nie moja wina, że nie mam talentu do eliksirów – odpowiedział naburmuszony.

- Och nie, Potter. To nie chodzi o talent. Ty jesteś po prostu niewyobrażalnie głupim kretynem!

- Mógłby pan przestać mnie obrażać?!

- Nie przestanę cię obrażać, dopóki nie uwarzysz odpowiednio eliksiru pieprzowego – warknął. – Przypominam, że jednego z najprostszych – dodał z kpiną w głosie.

Taak… lekcje ze Snape’em, to prawdziwy koszmar.

Ale w żadnym wypadku nie spodziewał się, że Historia Magii może być w jakikolwiek sposób ciekawa. Malfoy senior przedstawiał te wszystkie nudne wydarzenia w taki sposób, że Harry chciał tylko i wyłącznie słuchać. No i jego głos nie był tak monotonny i nudny jak Binnsa.

Przede wszystkim jednak, Malfoy nie opowiadał tylko i wyłącznie o krwawych wojnach z goblinami.

Jego lekcje były wzbogacone o inne, bardzo ciekawe wydarzenia. Harry dowiedział się, że w Średniowieczu czarodzieje byli masowo mordowani przez mugoli. Teraz przynajmniej rozumiał niechęć czystokrwistych czarodziejów do ludzi niemagicznych.

Również to, że pierwsi czarodzieje narodzili się z mugoli zostało pominięte na lekcjach w szkole. Pierwszym czarodziejem nie był wcale Merlin. Był on jednym z najpotężniejszych i najbardziej zasłużonych dla magicznego świata, ale nie był pierwszym.

Wśród czystokrwistych rodów, a raczej takich, które od co najmniej dwudziestu pokoleń wiążą się tylko z czarodziejami, istnieją dwie teorie, legendy, na temat narodzin pierwszego czarodzieja.

Pierwsza z nich mówi, że to Maria, matka Chrystusa była pierwszą czarownicą. Istnieje opowieść, w której Maria, dziewica, pragnąca dziecka, w magiczny sposób, nieświadomie przeniosła nasienie Józefa do swojego łona już podczas ich pierwszego spotkania. Dlatego zaszła w ciążę przed ślubem, zachowując czystość. Narodził się z niej magiczny syn, którego nazwała Jezus i którego okrzyknięto synem bożym.

Harry dopytywał się, dlaczego właściwie uznano, że jest synem Boga.  Lucjusz wytłumaczył mu, że Chrystus uzdrawiał ludzi z nieuleczalnych wtedy chorób. Nieuleczalnych dla mugoli. Niemagiczni wzięli to za cud.

Dalsza część historii mówi o domniemanym ślubie Chrystusa z Marią Magdaleną, według mugoli prostytutką. Magdalena została oskarżona o nierząd dlatego, że ludzie widzieli w Chrystusie swojego Boga, wybawiciela. W ich wizji nie było miejsca na jego żonę, dlatego też zaczęli rozpowiadać, że grzesznica próbuje uwieść Pana.

W rzeczywistości Jezus i Maria Magdalena wzięli ślub i spłodzili trójkę dzieci. Jak można się domyślić, magicznych dzieci.

Druga teoria mówi o wielkim starożytnym wojowniku, Achillesie. Przez mugoli był on uważany za wielkiego herosa. Według greckiej mitologii matka Achillesa, Tetyda, zanurzyła go w Styksie, głównej z pięciu rzek Hadesu, kiedy był jeszcze niemowlęciem. Miało to uchronić Achillesa przed śmiercią od ciosów w czasie walki. Jedynym jego słabym punktem była pięta, za którą Tetyda trzymała syna zanurzając go w rzece. Według mitologii, Achillesa ugodziła w piętę strzała Parysa sprowadzając na niego śmierć.

W czarodziejskim świecie historia ta wyglądała trochę inaczej. Według legendy, Achilles nie był herosem. Był zwykłym człowiekiem. Jednak, kiedy był niemowlęciem, jego matka wykąpała go w magicznym źródle, dzięki czemu Achilles pozyskał moc. Tetyda jednak nie wiedziała o konsekwencjach kąpieli w źródle. Nie zrobiła tego świadomie, jak zostało to wyjaśnione w greckiej mitologii.

Achilles dzięki swojej sile magicznej stał się tak silnym wojownikiem.

- Która z tych teorii jest prawdziwa? – zapytał Harry Lucjusza.

- Nie mam pojęcia – odpowiedział Malfoy obojętnym głosem. – Ale osobiście skłaniam się ku tej pierwszej.

- Dlaczego?

- Cóż, czarodzieje z jakiegoś powodu obchodzą święta Bożego Narodzenia.

- A jeśli ta druga byłaby prawdziwa, to w jaki sposób po Achillesie pojawiło się aż tylu czarodziei?

- Achilles miał syna, Neoptolemosa. Tak, wiem – powiedział szybko wiedząc, o co gryfon chce zapytać. – To nadal dziwne, że po nim pojawiło się aż tylu czarodziei. Jego potomkowie musieliby się rozmnażać niczym Weasleyowie – Harry popatrzył wrogo na Lucjusza, na co ten tylko uśmiechnął się ironicznie. – Jestem pewien, że jeśli ktoś taki jak Achilles kiedykolwiek żył, to zapłodnił niejedną kobietę. – No tak – pomyślał Harry. – To już wyjaśnia co nie co.

- A Jezus? Został ukrzyżowany czy nie? – zapytał.

- Został – odpowiedział beznamiętnie Lucjusz. – Ale jeśli przyjmiemy, że pierwsza teoria jest prawdziwa, to powód jego… kary jest nieco inny. Jeśli przyjmiemy, że Jezus był czarodziejem, to można łatwo domyślić się, że mugole uśmiercili go ze strachu przed nieznanym. A ci, którzy zwali się jego uczniami, swego Pana nazwali Bożym Synem. Wymyślili tandetną historię o nadejściu zbawcy, spisali i dali ludziom, którzy nazwali to wszystko Biblią.

- Ale zaraz… skoro mugole zabili Jezusa, bo był ‘inny’, to dlaczego nie zabili Marii?

- Prawdopodobnie dlatego, że nie przejawiała tak dużych mocy, jak jej syn.

Taak… Historia Magii w wydaniu Lucjusza Malfoya była naprawdę ciekawa.

***

- Harry?

- Mm?

- O co właściwie chodziło Tomowi przy śniadaniu tydzień temu? – zapytał Malfoy pewnego popołudnia, kiedy leżeli na trawie w ogrodzie i wygrzewali się w słońcu.

- Dlaczego dopiero teraz o to pytasz? – zdziwił się gryfon. Ślizgon wzruszył ramionami.

- Wcześniej nie było kiedy. Byłeś zajęty wilkołakiem, a potem treningiem.

- Nie mów tak o Remusie – warknął ostrzegawczo brunet.

- Mówię tak do niego od dziecka. – Uniósł wysoko podbródek chcąc pokazać swoją wyższość nad gryfonem. – A poza tym, żaden bliznowaty głupek nie będzie mi mówił, co mam robić – powiedział złośliwie, jednak jego ton nie był obraźliwy.

- Arystokratyczny dupek – żachnął się Harry.

- Więc? O co chodziło Tomowi?

- Przyłapał mnie w lochach, kiedy próbowałem pomóc uciec jakiemuś facetowi – powiedział cicho zawstydzony.

- Bez jaj! – krzyknął nagle Draco. – Jakim cudem jeszcze żyjesz?!

- Naprawdę jest z ciebie wielki dupek.

- Potter! Mam mały, jędrny, krągły tyłek – powiedział wzburzonym a jednocześnie dumnym głosem.

- Wielki i obwisły… – Wyciągnął się leniwie i ułożył wygodnie na trawie.

- Nieprawda! Zresztą i tak go nigdy nie widziałeś, więc nie możesz wiedzieć. – Harry tylko zaśmiał się lekko i pokręcił głową z politowaniem.

***

Wracał z kolacji, kiedy usłyszał za sobą srogi głos

- Potter! – Odwrócił się i zobaczył tuż za sobą Mistrza Eliksirów. Mężczyzna podszedł do niego i powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu – Musimy porozmawiać. Teraz. – Nie czekając nawet na odpowiedź, odwrócił się i odszedł w kierunku swojego gabinetu. Harry, kiedy tylko pozbył się lekkiego oszołomienia, z powodu tak nieoczekiwanego zachowania profesora, podążył za nim.

Ze wschodniego skrzydła, w którym znajdowała się sypialnia gryfona, przeszli do skrzydła zachodniego. Harry był tu tylko kilka razy, kiedy spędzał czas z Remusem w jego komnacie, którą właśnie mijał. Niedługo potem Snape otworzył przed nim jedne z ostatnich drzwi. Potter wszedł do środka, a jego oczom ukazał się niewielki salonik. Na środku stała czarna, skórzana kanapa. Obok niej był stolik, wykonany z drewna w odcieniu hebanu. Po drugiej stronie stolika mieściły się też dwa fotele. Salon, co ogromnie zdziwiło Harry’ego, nie był utrzymany w barwach Slytherinu. Ściany były koloru kawowego z ciemnobrązowymi pasami tu i ówdzie. Na ścianie, po lewej stronie od wejścia, znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące zapewne do sypialni. Naprzeciw wejścia był kominek, w którym lekko tlił się ogień.

- Siadaj – powiedział obojętnym głosem Snape, wskazując Harry’emu kanapę. Machnął różdżką, a na stoliku pojawił dzbanuszek z herbatą w środku, dwie filiżanki i trzy talerzyki. Dwa puste, na jednym ułożone zostały kruche ciasteczka.

Harry powoli, niepewnie usiadł na kanapie. Nie miał pojęcia dlaczego w ogóle się tu znalazł, ale modlił się, żeby po wszystkim nadal być żywym.

- Jak mówiłem, musimy porozmawiać – powiedział, po czym nalał do filiżanek herbaty. Odstawił dzbanuszek, podszedł do kominka i założył ręce na piersi. Stojąc do gryfona tyłem mówił dalej. – To będzie… dość trudne. – Ton jego głosu był beznamiętny. – Chcę, abyś nie reagował zbyt impulsywnie na to, co usłyszysz. To może być dla ciebie zaskoczeniem. Dużym zaskoczeniem.

- Może mi pan wreszcie powie, o co chodzi? – przerwał zniecierpliwiony Harry.

- Chodzi o to, że… – westchnął, odwrócił się i skończył nieco cichszym głosem – jestem twoim ojcem chrzestnym.

***

Biegł co sił w nogach. Chciał uciec. Od świata. Od ludzi. Od bolesnej prawdy. Od wszystkiego. W głowie huczało mu tylko jedno pytanie. Dlaczego? Łzy płynęły mu po policzkach. Serce biło jak oszalałe. To bolało. Tak bardzo bolało.

Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, odizolować się od wszystkiego. Chciał być sam. Biegł coraz szybciej.

Nagle zderzył się z czymś. A raczej kimś, bo gdyby nie ramie tego kogoś, wylądowałby na podłodze. Podniósł mokre od łez oczy i zauważył zaniepokojoną twarz Toma. Riddle przyłożył dłoń do jego policzka i przesunął po nim delikatnie.

- Wiedziałeś? – zapytał szeptem Harry. – O Snape’ie. Wiedziałeś? – powtórzył.

- Harry… – Tom szybko zorientował się, o co chodzi. Chciał go przytulić, ale gryfon odsunął się od niego.

- Wiedziałeś. – Tym razem stwierdził, nie zapytał.

- Posłuchaj mnie. – Chciał go do siebie przyciągnąć, jednak Harry odsunął się jeszcze dalej.

- Wiedziałeś. – Teraz w jego oczach oprócz łez był również zawód. – Zostaw mnie – powiedział, kiedy Tom wyciągnął dłoń w jego stronę. – Jak mogliście to przede mną ukrywać?

- Harry… – Spróbował znowu Tom.

- Nie! Nie chcę tego słuchać. – Młody gryfon był rozgoryczony. Nie mógł uwierzyć, jak mogli zataić przed nim tak wiele. – Nie chcę was znać – wyszeptał wściekły. Wyminął niemal zrozpaczonego Toma i pobiegł w kierunku swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro