Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41


Minęły trzy dni. Tom uwarzył eliksir i Harry nie miewał już żadnych wizji. Od trzech dni miał także wrażenie, jakby zdjęto mu z barków jakiś wielki ciężar. Czuł, jak magia w nim buzuje, jak pragnie się wydostać, jakby przez cały ten czas ktoś trzymał ją w ciemnym, ciasnym pudełku, a teraz otworzył jego wieko. Był też znacznie spokojniejszy, choć nie wyciszony, właściwie energia go rozpierała. Był spokojny duchem, jak gdyby zyskał pewność, że wszystko jest w porządku i nic tego nie zmieni. Tom uważał, że były to skutki uwolnienia się od opętania i kontroli.

Minęły trzy dni, a Tom nie pozwolił Harry’emu nawet się dotknąć. Wystarczyło, że ich pocałunki stawały się choć trochę bardziej namiętne od zwykłych przelotnych buziaków i mężczyzna zaraz go odpychał. To rodziło pomiędzy nimi napięcie, które z dnia na dzień się powiększało. Harry zaczął się nawet zastanawiać, czy to nie jest jego wina. Być może, gdyby trochę poćwiczył, poprawił swój wygląd, zrobił w końcu coś z włosami, to Riddle nie byłby taki oziębły.

Trzeciego dnia przed wieczorem Harry w końcu nie wytrzymał. W momencie, w którym Tom znów przerwał nagle pocałunek i odwrócił się, by odejść, Harry złapał go za przegub i z goryczą w głosie zapytał:

- Dlaczego to robisz?

Tom westchnął głęboko. Odwrócił się z powrotem i spojrzał na niego z czułością.

- Co robię? – spytał, udając, że nie wie, o co chodzi.

- Odpychasz mnie – odpowiedział Harry lekko łamiącym głosem. Ale zaraz potem, jakby się wybudzając, zaczął podnosić głos. – W ogóle już mnie nie  przytulasz, nie dotykasz. Nie pozwalasz mi dotknąć siebie. W żaden sposób! – krzyknął. – Zachowujesz się, jakbyś spędzał ze mną czas z obowiązku.

- Wydaje ci się – spróbował załagodzić sytuację Tom, ale to tylko zwiększyło złość Harry’ego.

- W nocy śpisz na samym brzegu łóżka, byle jak najdalej ode mnie! – krzyczał. – Jakbyś się mnie brzydził – wyszeptał nadal zirytowanym, ale jednocześnie przerażająco smutnym tonem.

Tom w jednej chwili zgarnął go w ramiona i zaczął z całej siły do siebie tulić, raz po raz całując czubek jego głowy.

- Nigdy nawet tak nie myśl, Harry – wyszeptał. – Zabraniam ci tak myśleć.

- A co mam myśleć, kiedy zachowujesz się w taki sposób? – powiedział cicho Harry, opierając głowę na jego klatce piersiowej tuż pod brodą.

Tom odsunął się od niego, ale tylko drobinę, by na niego spojrzeć. Harry widział w jego oczach skruchę i troskę i wiedział, że Tomowi na nim zależy, ale nie był w stanie znosić takiego zachowania z jego strony.

- Przepraszam, Harry. – Riddle głaskał go delikatnie po policzku. – Nie chciałem cię zranić. Ale to, co stało się ostatnio, nie powinno było się zdarzyć. – Harry wiedział, że Tom nawiązuje do nocy, w której po raz pierwszy się do siebie zbliżyli. Potter nie potrafił sobie wyobrazić niczego lepszego, a teraz Riddle powiedział mu, że tego żałuje. Rozpacz, która odbijała się teraz na twarzy Harry’ego, przeraziła byłego ślizgona. – Harry…

- Rozumiem – powiedział Harry, odsuwając się od mężczyzny, ale ten go powstrzymał, nadal mocno trzymając przy sobie.

- Nie rozumiesz – zaczął Marvolo, ale gryfon znów próbował się wyrwać. – Daj mi wytłumaczyć! – warknął w końcu. Harry uspokoił się, ale nadal na jego twarzy widać było smutek i złość. – Nie chodzi mi o to, że nie powinno się stać w ogóle. Nie powinno się stać wtedy. To za wcześnie – mówił Tom, a Harry patrzył na niego, jakby nie rozumiał języka, w którym ten się wypowiada. – Jesteś jeszcze dzieckiem. Powinienem zaczekać, aż będziesz gotowy, a zamiast tego dałem się ponieść emocjom.

- Jesteś kretynem, Tom – warknął Harry.

- Wiem.

- Nie, naprawdę jesteś kretynem. – Tom spojrzał na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Rozumiem, że się o mnie troszczysz, ale sam zdecyduję, czy jestem gotowy na… na to. – Wytłumaczył chłopak. W tym czasie z jego twarzy zniknął smutek i wcześniejsza złość, której miejsce zajęła nowa, dużo łagodniejsza.

- Na „to”? – zakpił Tom. – Jak możesz być gotowy na jakiekolwiek seksualne doznania, skoro nie potrafisz ich nawet nazwać? – zapytał łagodnie.

Harry spłonął rumieńcem, jednak nie oddał tak łatwo wygranej.

- Wydaje mi się, że w tym wypadku mam więcej wiedzy niż ty i wiem lepiej, czy jestem gotowy na… doznania seksualnych… rzeczy… z tobą.

Riddle uśmiechnął się do niego czule.

- Nie odbiorę ci dziewictwa, dopóki nie będziesz dorosły, Harry – powiedział poważnie.

- Co…? Tom, będę dorosły za rok – zauważył chłopak. – Masz zamiar trzymać mnie na dystans przez rok tylko po to, żebym oficjalnie był dorosły? – zapytał. Uważał cały ten pomysł za niedorzeczny.

- Bycie pełnoletnim i dorosłym to nie to samo. – Na ustach Toma wykwitł chytry uśmieszek.

- I naprawdę uważasz, że po tym wszystkim, co przeszedłem, nie jestem już dorosły? – zakwestionował.

- To jest jakiś argument. – Tom się zaśmiał. Potem pochylił się i pocałował go. Najpierw delikatnie, a potem głęboko i namiętnie, ofiarując mu tym pocałunkiem wszystkie swoje uczucia.

Harry wtulił się w niego. Brakowało mu tej czułości.

- Nigdy więcej nie zachowuj się w ten sposób. Nie zniosę tego.

***

Remus zdrowiał. Być może nie było nie było jeszcze tego widać, ale Fenrir wyczuwał to przez więź. Z każdym dniem był coraz silniejszy i Starszy był pewien, że już niedługo się obudzi. I w końcu po kilku dniach, kiedy rany się już zasklepiły i po większości z nich zostały blizny, Remus się obudził. Choć nadal wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść, to uśmiechnął się, gdy tylko zobaczył nad sobą twarz Greybacka.

- Przepraszam – wyszeptał z wielkim trudem.

- Cii… już dobrze. – Fenrir uśmiechnął się i delikatnie pogładził jego włosy. Nachylił się nad nim i złożył czuły pocałunek na jego czole. Westchnął głęboko i odsunął się odrobinę. Szybko sięgnął po szklankę wody z rozcieńczonym w niej eliksirem i pomógł Remusowi wszystko wypić. – Jak się czujesz? – zapytał zmartwiony.

- Jakoś – odpowiedział cichym, mocno zachrypniętym głosem. – Lepiej. – Uśmiechnął się z lekkim grymasem.

Fenrir sięgnął po fiolkę z eliksirem wiggenowym i przystawił ją Remusowi do ust. Mężczyzna wypił eliksir bez sprzeciwu, choć skrzywił się na jego smak. Szybko jednak o tym zapomniał, ponieważ prawie od razu poczuł się niemal jak zdrów.

- A teraz?

- Doskonale. – Jego głos był już dużo mocniejszy, choć nadal ochrypnięty.

- Przepraszam, nie mogłem ci go podać, kiedy byłeś nieprzytomny. – Usiadł obok niego i czule ścisnął jego rękę. – Obudziłbyś się, a twoje rany były bardzo głębokie. Nie chciałem, żebyś to czuł.

- W porządku – odpowiedział zadowolony. – Teraz czuję się dobrze. I naprawdę cię przepraszam.

- Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co. – Greyback chciał go pocałować, ale Remus nie pozwolił mu na to.

- Mam. Powinienem był cię posłuchać. Zawsze powinienem cię słuchać – powiedział zasmucony. Czuł wyrzuty sumienia z powodu przeciwstawienia się Starszemu. – Obiecuję, że już nigdy więcej ci się nie sprzeciwię.

- I będziesz wtedy szczęśliwy? – mruknął z lekką ironią w głosie, jednocześnie czule się uśmiechając.

- Nie bez powodu wilkołaki łączą się w ten sposób. Masz nade mną władzę i powinieneś z niej korzystać. A ja powinienem…

- Nie chcę potulnego szczeniaka u swego boku, Remusie – przerwał mu Greyback. – Chcę wilkołaka, który warknie i zawyje, gdy coś mu się nie spodoba. – Uśmiechnął się do niego i namiętnie go pocałował. Gdy się odsunął, na ustach Lupina widniał rozmarzony uśmiech.

- No dobrze, więc… więc będę cię słuchał tylko czasem.

***

To był trudny czas dla Syriusza. Nie potrafił się pogodzić z rzeczywistością, tą prawdziwą rzeczywistością. I chociaż od samego początku, gdy tylko Harry powiedział mu, po której jest stronie, wiedział, że będzie dokładnie po tej samej, to nie potrafił się z tym pogodzić. Spędził dwanaście lat w Azkabanie przez człowieka, dla którego walczył, który miał chronić Lily i Jamesa i który po ich śmierci miał zapewnić ochronę Harry’emu. Nie chodziło o to, że nie dopuszczał do siebie zmiany stron, lecz o to, że nie potrafił znieść prawdy. Jego życie mogło wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie dał się nabrać na tę całą bajkę z jasną stroną. To dla niej wyparł się własnej rodziny, a teraz okazało się, że wspierała ona dobrą sprawę.

I Regulus. Nadal nie mógł uwierzyć, że on żyje. To wspaniałe móc znów z nim rozmawiać, zwierzyć się. Zawsze byli sobie bliscy. Nawet kiedy opuścił rodzinę, miał z Regulusem stały kontakt, nawet po opuszczeniu szkoły i po tym, jak Regulus stał się Śmierciożercą. Zawsze był jego bratem, w pełnym tego słowa znaczeniu. Po jego „śmierci” bardzo rozpaczał, a teraz… nie potrafił opisać tego, co czuje.

- Syriuszu? – Nawet nie wiedział, kiedy pojawił się w jego pokoju.

- Tak?

- Chciałem sprawdzić, czy jesteś już gotowy – wyjaśnił i uśmiechnął się. – Wiesz, nie musisz tam iść, jeśli nie chcesz. Możesz zostać i zjeść tutaj. Zostanę z tobą, jeśli chcesz – zaproponował, ale Syriusz przecząco pokręcił głową.

- Nie mogę się ciągle ukrywać. – Uśmiechnął się. – Czas stawić życiu czoła – powiedział i razem z Regulusem wyszedł z pokoju.

***

Dwie godziny później Syriusz siedział w gabinecie Toma w towarzystwie Malfoyów, Bellatriks i, oczywiście, Regulusa. Był przesłuchiwany. Dosłownie.

Na początku Riddle rozmawiał z nim na temat jego poglądów. Reszta obecnych właściwie tylko biernie przysłuchiwała się dyskusji. Co zdziwiło Syriusza, to że Tom potem opowiedział mu o swoich poglądach i przyszłych planach. Black mógł myśleć o nim w najgorszych aspektach, ale musiał przyznać, że mężczyzna mówił z sensem i że z większością jego pomysłów się zgadzał i w pełni je popierał. Problem w tym, że Dumbledore od zawsze zapewniał ich, że walczy o dokładnie to samo.

Nie zastanawiał się nad tym, czy postępuje mądrze. Po prostu opowiedział im o planach Dumbledore’a, a przynajmniej o tym, co mówił na zebraniach Zakonu. Teraz już wiedział, że było to kłamstwo. Na potwierdzenie tego Voldemort przedstawił mu odpowiednie dokumenty.

- Nie oczekuję od ciebie, że będziesz brał udział w wojnie – poinformował go Tom. – Możesz trzymać się z boku. Tak będzie nawet lepiej, Harry nie będzie się martwił.

- Więc co tu robię? – zapytał Syriusz. – Skoro niczego ode mnie nie chcesz, to czemu mnie nie wypuścisz? Czemu w ogóle mnie tu wpuściłeś?

- Dla Harry’ego, oczywiście. – I jak na zawołanie Harry wpadł do gabinetu, nawet uprzednio nie zapukawszy.

Od razu skierował wściekły wzrok na Toma, wyciągnął przed siebie rękę i wskazał mężczyznę palcem.

- Rozumiem, że mogłeś nie chcieć, żebym w tym uczestniczył, ale to nie był powód, żeby wysyłać mnie do tej głupiej biblioteki po jakąś durną książkę, która nawet nie istnieje! – wykrzyczał.

Tom wyglądał na tylko odrobinę zawstydzonego. Podpierając podbródek na dłoni, uśmiechnął się pobłażliwie na zachowanie Harry’ego i zerknął po wszystkich zebranych. Każdy powstrzymywał się od śmiechu, oprócz lekko zdezorientowanego Syriusza.

- Harry, uspokój się, my tylko rozmawiamy – łagodnym głosem zapewnił go Tom.

- Och, w takim razie chętnie włączę się do tej rozmowy – warknął, po czym podszedł do kanapy i z założonymi rękami usiadł obok Syriusza.

Ten w ciszy gapił się na niego, nie bardzo rozumiejąc, co się właściwie dzieje. W końcu zdecydował się wyszeptać:

- Harry, wrzeszczysz na Voldemorta – oznajmił z dziwną miną. – To chyba nie najlepiej?

- Nie martw się, Syriuszu – odpowiedział pełnym głosem Harry. – Najgorsze, co wielki Lord Voldemort może mi zrobić, to kazać coś posprzątać – zakpił z lordowskiej okrutności.

W tym momencie Regulus nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Tom spiorunował go wzrokiem, co tylko pogłębiło atak śmiechu.

Narcyza i Lucjusz zachichotali pod nosem, a Bellatriks przewróciła oczami. Jedynie Syriusz wyglądał, jakby ktoś rzucił mu w twarz gumochłonem.

- Dobrze, wróćmy do tematu – zarządził Tom. – Jak już mówiłem, nie oczekuję od ciebie, że będziesz brał udział w wojnie – zwrócił się do Syriusza – ale muszę wiedzieć, po której stronie są teraz twoje poglądy.

W tym momencie Harry wstrzymał oddech i bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w mężczyznę. Wiedział, że Tom prawdopodobnie nie pozwoli zostać Syriuszowi w Czarnym Dworze, jeśli ten nie będzie po ich stronie. Zbyt wiele się tu działo i jeśli Syriusz pozostałby wierny Dumbledore’owi, istniało ryzyko, że będzie mu przekazywał informacje o planach Toma. Harry to rozumiał, ale nie był w stanie znieść takiej sytuacji. Wiedział, że Syriusz będzie przy nim bez względu na to, po której stronie staną, problem w tym, że Harry mógł być przy nim tylko wtedy, jeśli będą po tej samej.

Serce ścisnęło mu się w okropnym bólu, gdy czekał na odpowiedź swojego chrzestnego ojca. Ten odwrócił twarz w stronę Harry’ego i spojrzał mu w oczy. Potem uśmiechnął się i ścisnął lekko jego dłoń.

- Jestem po stronie Harry’ego – powiedział cicho, lecz stanowczo.

Harry wypuścił powietrze i również się uśmiechnął.

***

Draco miał już powoli tego dosyć. Za każdym razem gdy się uczył, w salonie bądź w bibliotece, zawsze, choćby tylko na pięć minut, pojawiał się Niklaus. Czasem tylko popatrzył na niego przez chwilę i znikał bez słowa, a czasem rzucał jakimś komentarzem, czasem bardzo dwuznacznym.

Tym razem też tak było. Draco przyszedł do biblioteki, żeby się pouczyć. Harry również tam był, szukał jakiejś książki. Jednak gdy tylko brunet wyszedł, pojawił się Klaus. Malfoy tylko westchnął lekko poirytowany. Poza tym nie okazywał żadnego zainteresowania mężczyzną. Czytał i robił notatki, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że ktoś z drugiego końca pomieszczenia obserwuje go.

Pół godziny później nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że Draco ledwo trzymał nerwy na wodzy. W końcu nie wytrzymał. Odsunął od siebie książki, zrzucając przy tym kilka ze stolika i wstał tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedział, przewróciło się. Spojrzał na wampira z groźbą w oczach i zacisnął dłonie w pięści.

- O co ci chodzi? – zapytał, powarkując.

- Co masz na myśli? – odpowiedział pytaniem. Nie był zdenerwowany, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się, a jego głos był spokojny.

- Po co tu przychodzisz?! Żeby się na mnie pogapić? – zakpił, jednak reakcja Niklausa nie była tą, której się spodziewał.

- Czemu się dziwisz? Jesteś niezwykle uroczy – odpowiedział mężczyzna wolno zbliżając się do nastolatka, jak lew, który poluje na swoją zwierzynę i nie chce jej spłoszyć. – I bardzo słodki, kiedy się denerwujesz – wyszeptał, gdy był już obok niego. Wyciągnął dłoń, chcąc pogłaskać go po policzku, ale Draco odsunął się, jakby go poparzyła.

- Nie jestem słodki! – warknął zarumieniony, ale przez złość czy zawstydzenie – to wiedział tylko on sam.

Klaus jedynie zaśmiał się pod nosem. I zaraz potem zniknął, jak zwykle. A Draco westchnął ciężko, pozbierał książki i wrócił do nauki. Chociaż tak naprawdę wcale się nie uczył. Myślał o mężczyźnie, o tym, dlaczego tak bardzo go denerwuje.

Już sam nie wiedział, jak zachowywać się w jego towarzystwie. Ale Harry i Hermiona najwyraźniej mieli rację. Niklaus go podrywał. Albo po prostu bawił się nim z nudów. A Draco nie mógł nic poradzić na fakt, że schlebiało mu to i trochę nawet się podobało. Lubił wzbudzać zainteresowanie, ale zwykle robił to celowo i świadomie. A teraz nie robił nic i mimo to był w centrum czyjegoś zainteresowania. Sam zaczynał się w tym gubić.

Do tego ojciec dobijał go jeszcze bardziej. Gdy tylko zauważał, że Niklaus go obserwuje lub chociaż zerka w jego stronę, powtarzał mu jak mantrę, żeby trzymał się od niego z daleka. Jakby bał się, że Draco może się w nim beznadziejnie zauroczyć i zrobić jakieś głupstwo.

I może miał rację?

- Och, Draco, nie wiesz, gdzie jest Harry? – Nawet nie zauważył, kiedy Hermiona pojawiła się w bibliotece.

Spojrzał na nią lekko zaskoczony i odpowiedział  odrobinę zamyślonym głosem:

- Wydaje mi się, że poszedł nawrzeszczeć na Toma.

- Znowu? – Oboje zaśmiali się. – Spotkałam Amycusa. Prosił, żeby powiedzieć Harry’emu, że eliksir na jego oko jest już gotowy – oznajmiła. – Myślisz, że zadziała? – zapytała zatroskanym głosem dziewczyna.

- Mam nadzieję. Amycus jest dobrym warzycielem. Nie tak jak Severus, ale jest dobry – zapewnił ją Draco.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro