39
Harry leżał na metalowym stole. Czuł przeszywające zimno i niepokój. Chciał podnieść się do siadu, ale ręce i nogi miał przypięte mocnymi pasami. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ani w jaki sposób w ogóle tu trafił. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym przebywał, ale niewiele się w nim znajdowało. Na prawo były drzwi, szare, brudne ściany w zasadzie były puste, tylko naprzeciwko niego znajdowała się niewielka stara szafa z zepsutymi drzwiczkami, które nie domykały się, a z ich krawędzi kapała na podłogę jakaś ciemna ciecz. Harry nawet nie chciał myśleć, czym ona była.
Popatrzył w górę na sufit i słabo świecącą żarówkę. Kołysała się lekko na cienkim przewodzie, jakby poruszana wiatrem. Niedługo potem zaświeciła mocniej, tak nagle, jak gdyby zasilana dodatkową energią. A chwilę później do pomieszczenia ktoś wszedł. Harry szybko poderwał głowę i gdy już zobaczył, kto przybył, znacznie przyspieszył mu puls i poczuł silne mdłości. Przełknął nerwowo ślinę i w szale zaczął wyrywać się z solidnych pasów.
- Nie wysilaj się, Harry. One są magicznie związane. Szarpanie się w niczym ci nie pomoże – powiedział słodkim głosem Dumbledore, a potem okrutnie się uśmiechnął. – Tom szybko cię poskładał. A co u Severusa?
- Zamknij się! – krzyknął chłopiec, nadal się szarpiąc, pomimo świadomości, że nic mu to nie da.
Dumbledore tylko nisko się zaśmiał. Otworzył drzwiczki szafy, które zaskrzypiały głośno, po czym sięgnął po coś, ale Harry nie zdołał dostrzec, co to było. Podszedł potem do Pottera i nachylił się nad nim.
- Zdaje się, że będzie się pan musiał pożegnać ze wzrokiem, panie Potter – zadrwił czarodziej. Znów uśmiechnął się okrutnie, a potem podniósł do światła mały nożyk przypominający skalpel. Otarł go z nieistniejącego kurzu i zaczął z mściwą satysfakcją zbliżać ostrze ku twarzy gryfona.
Harry zamilkł. Przestał się nawet poruszać, jakby bojąc się, że to tylko wszystko przyspieszy. Jego wzrok skupiony był na połyskującym ostrzu. I nagle Dumbledore zagłębił skalpel w białku jego prawego oka. Harry wrzasnął. Wszystkie jego mięśnie napięły się z bólu. Chciał uciec przed tą ręką, ale nie miał jak. Dumbledore przez chwilę obracał ostrze w miejscu, a potem przejechał nim przez środek rogówki, rozcinając oko na pół. Harry krzyczał i szarpał się w pasach. Ale bez względu na to, jak bardzo chciał się uwolnić i jak wiele siły w to wkładał, nie miał szans na przesunięcie się choćby o cal.
Dumbledore śmiał się nad nim i nadal rozcinał jego oko. Robił z niego zwykłą miazgę. Już nie widać było ani białka, ani tęczówki, w jego oczodole była tylko posiekana breja.
***
- Harry! Obudź się, Harry!
Tom panikował. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Dopiero co zasypiał przy Harrym, a teraz obudził go jego przeraźliwy krzyk. Na początku myślał, że to tylko kolejna wizja, ale potem zobaczył krew. Cała twarz Harry’ego była zakrwawiona i Tom nie miał pojęcia dlaczego. Szarpał chłopca i wołał do niego, aż ten w końcu otworzył oczy, ale nie przestał krzyczeć. Wtedy Tom zobaczył, że Harry miał właściwie już tylko jedno oko.
- Już dobrze, Harry, już dobrze, uspokój się – powtarzał, rzucając w między czasie zaklęcia oczyszczające i lecznicze, ale te drugie nie działały. – Piegusku!
Skrzat natychmiast stawił się na wezwanie. Tom nie pozwolił mu nawet na okazanie sobie szacunku, tylko od razu warknął zdenerwowany:
- Sprowadź mi tu Niklausa i Amycusa, w tej chwili!
Skrzat zniknął, by wykonać zadanie, a Tom nadal próbował zatamować krwawienie z oczodołu Harry’ego. Bał się, że chłopak w końcu się wykrwawi, krew płynęła szybko i mocno. Na szczęście w pokoju szybko pojawił się Klaus. Riddle odetchnął, ale nie pozwolił sobie na ulgę.
Wampir nawet nie pytał, o co chodzi, tylko nagryzł swój nadgarstek i przyłożył go do ust Harry’ego. Tom z niecierpliwością oczekiwał na poprawę, ale nic się nie działo, tak jakby wampirza krew straciła swoje magiczne właściwości.
- To nie działa – szepnął przerażony. – Dlaczego to nie działa? Klaus?
- Nie wiem – odpowiedział wampir. – W jaki sposób się zranił?
- Przez wizję.
- Czyli ta rana nie powstała przez bezpośrednie zranienie? – upewnił się. Tom przytaknął. – Moja krew nie zadziała, jeśli to nie jest bezpośrednie okaleczenie, Tom. Przykro mi, musisz go sam uleczyć, magią.
W tym momencie pojawił się Amycus. Szybko podszedł do Toma i zaczął badać to, co zostało z oka Harry’ego. Rzucił kilka skomplikowanych zaklęć, po których krwotok w końcu ustał. Wyczarował gazę i plastry i założył Harry’emu opatrunek.
- Nic więcej teraz nie zrobię, Tom. Muszę najpierw uwarzyć odpowiednie eliksiry – wytłumaczył.
- Odzyska oko i wzrok? – zapytał wprost.
- Będę się starał całkowicie go uzdrowić, ale nie mogę niczego zagwarantować. – Westchnął ciężko. – Severus zna się lepiej na tak zaawansowanej medycynie, ja jestem tylko amatorem.
- Po prostu postaraj się.
***
Dwie godziny później Tom rozmawiał z Harrym. Chłopak zdążył się już uspokoić. Tom wytłumaczył mu, dlaczego Niklaus podał mu swoją krew – dzięki Merlinowi Harry nie miał nic przeciwko temu – i że chwilowo musi pogodzić się z częściowym kalectwem, ale jak tylko zdobędą potrzebne eliksiry, postarają się go uzdrowić.
- Czyli będę miał oko? – zapytał. Był przybity. Tom wiedział, że ta wizja musiała być dla niego piekłem. Dumbledore dopadł go i torturował w jedynym miejscu, w którym powinien być całkowicie bezpieczny.
- Musimy być dobrej myśli. – Tom pocieszał go i mocno do siebie tulił.
- Tom… jak mu się udało mnie zranić przez wizję? – zapytał niemal zrozpaczony.
- Ja… przepraszam, że nie wpadłem na to wcześniej, Harry. To takie logiczne, przecież on bez problemu mógł manipulować tym, co widzisz – mówił Tom, a Potter patrzył na niego z niezrozumieniem. – To nie wizje, Harry, to opętanie. To taki jakby wyższy poziom wizji. Osoba, która opętuje, na początku może tylko wysyłać myśli, potem obrazy, ale im dłuższa staje się więź z opętanym, tym więcej może opętujący. Jeśli opętanie trwa kilka lat, to opętujący może nawet przejąć kontrolę nad umysłem opętanego.
W tym momencie Harry naprawdę się przeraził. – Chcesz powiedzieć, że Dumbledore może przejąć kontrolę nad moim umysłem?!
- Nie. – Tom zachichotał lekko, uspokajając go. – Teraz, gdy już wiem, że on cię opętał, to po prostu go z ciebie wygonię – wyjaśnił.
- W sensie, przeprowadzisz egzorcyzm? – dopytywał nastolatek.
- Nie, magiczne opętanie nie ma nic wspólnego z duchowym. Muszę po prostu przygotować odpowiedni eliksir, który zniszczy jego obecność w twojej magii. To powinno zadziałać również na tę blokadę. Dumbledore prawdopodobnie blokuje twoją magię przez opętanie, nie przez osobny rytuał. Musisz tylko poczekać, aż uwarzę eliksir. Potem wszystko już będzie w porządku.
Harry przyjął to stosunkowo spokojnie, choć może była to też zasługa eliksiru uspokajającego, który wlał w niego zaraz po tym, jak Amycus założył opatrunek. Teraz siedzieli pod kopułą zaklęcia ogrzewającego na balkonowej kanapie wtuleni w siebie i przykryci kocem, czekając na wschód słońca. Harry bał się znowu zasnąć i Tom to rozumiał. Sam wolał, by chłopiec pozostał przytomny tej nocy, bo Dumbledore mógł znów spróbować go okaleczyć w jakiś sposób. Na szczęście więź była jeszcze zbyt słaba, by mógł opętać go, gdy nie spał.
- Zaczyna cię boleć? – zapytał z troską Tom, gdy Harry się skrzywił i podniósł rękę do opatrunku.
- Trochę – odpowiedział. Tom natychmiast rzucił na niego zaklęcie znieczulające, a Harry uśmiechnął się z zadowoleniem i wtulił twarz w zagłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją. – A jak opętuje się inną osobę? – zaciekawił się.
Tom zaczął opowiadać, że do opętania potrzebna jest Magiczna Esencja – eliksir, który zawiąże magiczną tożsamość opętującego i umożliwi wprowadzenie jej w magię opętanego. Eliksir nie jest łatwy do uwarzenia, ale samo podanie go ofierze jest stosunkowo nietrudne. Wystarczy, że taka osoba po prostu go wypije, na dodatek po uwarzeniu można go mieszać z innymi płynami bez obawy, że zmieni swoje właściwości. Eliksir można także wstrzyknąć ofierze do krwioobiegu, wtedy cały proces opętania następuje nieco szybciej.
Poranek zbliżał się wielkimi krokami, a na zewnątrz robiło się coraz cieplej. Jakiś czas później nie potrzebowali już zaklęcia ogrzewającego, ponieważ ogrzewały ich pierwsze promyki wschodzącego słońca.
***
Szedł szybko, nie mogąc się doczekać, kiedy go w końcu zobaczy. Regulus powiedział mu, że już się obudził, więc Harry nie czekał ani sekundy dłużej, tylko wstał od ledwo zaczętego śniadania i pognał za młodszym Blackiem do komnaty Syriusza. Kiedy w końcu doszli na miejsce, mężczyzna zatrzymał go i cicho powiedział:
- Nie krzycz na niego i nie zachowuj się agresywnie. On jest zagubiony.
- Uspokój się, przecież mnie zna, wie, że bym go nie okłamał – odpowiedział szybko Harry, przeszedł obok Blacka i zapukał do drzwi.
Nie czekał na zaproszenie, tylko po prostu wszedł.
Syriusz siedział na łóżku. Wyglądał na przybitego, jakby przegrał życie i pozostało mu już tylko czekać na koniec. Kiedy Harry zbliżył się do niego, mężczyzna powoli odwrócił wzrok w jego stronę. Na początku był w szoku, ale gdy chłopak uśmiechnął się do niego, zerwał się z łóżka i uścisnął go tak mocno, że Harry był pewien, że zginie zaraz śmiercią tragiczną przez swojego ojca chrzestnego, który nieumyślnie doprowadzi do jego uduszenia.
- Syriusz, nie mogę oddychać – udało mu się wycharczeć ostatkiem tchu. Na szczęście mężczyzna poluźnił uścisk i teraz po prostu go przytulał.
Minęło kilka minut nim Syriusz w końcu nacieszył się nim dostatecznie i wypuścił go ze swoich objęć. Złapał go za ramiona i uważnie mu się przyjrzał. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł w końcu opatrunek na jego prawym oku.
- Co on ci zrobił, Harry? – zapytał wyraźnie zaniepokojony. Przejechał delikatnie palcem tuż przy plastrze przytrzymującym gazę. Potem zsunął dłoń na policzek chłopca, który z przyjemnością się w nią wtulił.
- To nic takiego – próbował go uspokoić. – Tom mówi, że jak tylko gotowy będzie eliksir, to nie będzie po tym nawet śladu. – Uśmiechnął się, złapał dłoń mężczyzny i łagodnie zsunął ją ze swojego policzka, ale nie puścił jej.
- Tom…? Voldemort… najpierw cię krzywdzi, a potem leczy i mówi, że wszystko będzie w porządku? Harry… - Głos Syriusza załamał się, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie, Syriusz, to nie Tom… - Harry szybko zaczął tłumaczyć. Nie chciał, żeby Syriusz myślał w ten sposób, musiał mu wszystko powiedzieć. – Tom nic mi nie zrobił –zapewnił go. – Naprawdę. To Dumbledore… to on jest zły. – Harry chciał powiedzieć wszystko w jednym zdaniu, ale informacji było za dużo. A Syriusz nie chciał słuchać.
- Harry, ja wiem, oni powiedzieli ci różne rzeczy, ale nie możesz w to wierzyć – powiedział spokojnie, jakby tłumaczył małemu dziecku, że nie można się bawić z inferiusami.
- Syriuszu… nie, proszę, wysłuchaj mnie! – Harry podniósł głos, gdy mężczyzna znów chciał mu przerwać. – Ja też na początku w to nie wierzyłem. Ale Tom pokazał mi dowody. Pokazał wspomnienia. A potem… - Harry westchnął – potem poszedłem do Hogwartu i Dumbledore chciał mnie zabić, walczyłem z nim Syriuszu. – Chłopiec popatrzył mu w oczy, niemo prosząc, by mu uwierzył. Rozumiał, że jest mu trudno, Harry sam pamiętał jeszcze, jak cała ta prawda wydawała mu się kłamstwem. – Nie wierzysz przecież, że stałbym po stronie kogoś, kto zabił mamę i tatę – powiedział w końcu cicho.
Wtedy już wiedział, że Syriusza zaczyna wątpić. Widział, jak analizuje wszystko, co się do tej pory stało.
- To niemożliwe, Harry – powiedział słabo. – Regulus już próbował mnie przekonać, ale to, o czym opowiadacie, jest zwyczajnie niemożliwe. Dumbledore nie jest święty, ale walczy o dobro!
- To – powiedział Harry, wskazując na swój opatrunek – jest sprawka Dumbledore’a. On wydłubał mi oko nożem i gdyby nie Tom, zrobiłby to samo z drugim. On jest zły, Syriuszu, nie Tom. – Harry mówił teraz spokojnie, wiedział, że denerwowanie się w niczym tu nie pomoże. – To on zabił rodziców i to przez niego spędziłeś dwanaście lat w Azkabanie.
Syriusz spuścił głowę. Nie chciał w to wierzyć. To było zbyt okropne.
- Pamiętasz, co się stało w noc, w którą zginęli moi rodzice? – zapytał z nadzieją Harry. – Byłeś tam, prawda? Przybyłeś tam tuż po ich śmierci, a potem…
- Pobiegłem za Peterem – dokończył Black. – Walczyłem z nim, ale ogłuszył mnie i uciekł. Dumbledore zabrał mnie do Hogwartu, powiedział, że Aurorzy muszą wziąć ode mnie zeznania. Ale oni o nic nie pytali, po prostu zabrali mnie do Azkabanu – Syriusz mówił pozbawionym emocji głosem. Patrzył się w jedno miejsce, nie mrugał, jakby oglądał wszystko jeszcze raz, w swojej głowie.
- Nie przeszkodził im – zauważył chłopiec. – To on cię oskarżył. A przecież wiedział, że jesteś niewinny, wiedział, kto był strażnikiem.
Syriusz kręcił głową, nie chcąc uwierzyć w to wszystko. Harry postanowił pokazać mu dowód, zawołał więc skrzata domowego i powiedział:
- Kartofelku, powiedz Tomowi, że chciałbym zobaczyć jeszcze raz kopię aktu oskarżenia Syriusza.
Skrzat zniknął z cichym pyknięciem, a kilka chwil później znów się pojawił z dokumentami w dłoniach. Podał je Harry’emu i znów zniknął.
- Możesz nie wierzyć mi, Syriuszu – powiedział ze smutkiem. – Możesz nie wierzyć nikomu, ale musisz uwierzyć dowodom. – Podał mu teczkę i pozwolił w spokoju przeczytać.
***
Remus się cieszył, że udało im się zdobyć poparcie Rutland. Jutro razem z Fenrirem mieli spotkać się z przywódcą watahy z Leicestershire. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to skończą misję wcześniej i już za dwa miesiące będą w domu. Lupin nie mógł się już doczekać.
Obaj, Remus i Fenrir, gdy nie zajmowali się negocjacjami i planami, wypoczywali, zwiedzali i zajmowali się sobą. Bardzo się do siebie zbliżyli przez cały ten czas. Niemal codziennie się kochali, chociaż gdyby ktoś zapytał Remusa, to odpowiedziałby, że dla niego to i tak za mało. Ale nie było czemu się dziwić, w końcu ich więź nadal była świeża. Potrzebowali swojej stałej bliskości dla emocjonalnej stabilizacji. A im więcej czasu ze sobą spędzali, tym więź szybciej dojrzewała. Byli już w stanie wyczuwać swoje emocje, co prawda tylko te najsilniejsze, ale to i tak wielki postęp, z którego obaj się cieszyli.
Remus rozmyślał, wygrzewając się w ostatnich promykach jesiennego słońca. Jego zadumę przerwał Fenrir, który przyniósł mu filiżankę gorącej herbaty. Podał mu ją, po czym złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Uśmiechnął się, usiadł obok i objął go ramieniem.
- Wiesz, wilkołaki z Leicestershire są dosyć agresywne… - zaczął Greyback.
- Tak, wiem. I co w związku z tym? – zapytał Remus, jednak już domyślał się, co Fenrir chciał powiedzieć.
- Pomyślałem sobie, że może pójdę sam. Ja… wolałbym, żebyś został tutaj, bezpieczny. – Wilkołak popatrzył na towarzysza z troską i prośbą o zgodę na to rozwiązanie, jednak Remus nie zamierzał tak łatwo się ugiąć.
- Zapomnij, jesteśmy w tym razem, nie będę tu siedział i się zastanawiał, co się z tobą dzieje. A jeśli oni będą chcieli cię skrzywdzić, to w pojedynkę nie masz żadnych szans. – Remus postawił sprawę jasno, jednak mężczyzna nie zamierzał tak łatwo ustąpić. – Nawet nie próbuj mnie przekonywać – powiedział szybko, nie dopuszczając go do słowa. – Idę z tobą, koniec dyskusji.
Fenrir uśmiechnął się na tę stanowczość swojego partnera i pogłaskał go czule po policzku.
- Wiesz, że jako Starszy, mógłbym ci po prostu kazać tu zastać – zapytał rozbawiony.
- Wiem, ale mnie kochasz i nie będziesz w ten sposób wykorzystywał swojej władzy nade mną – odpowiedział Remus pewien swoich słów.
- Nie, nie będę. Nigdy nie będę. – Fenrir nachylił się i znów go pocałował, jednak tym razem mocno i namiętnie, zawierając w tym pocałunku całą swoją miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro