25
Harry odszukał wzrokiem Hermionę, siedzącą przy stole gryfonów w miejscu zwykle zajmowanym przez trójkę przyjaciół. Harry zaczął iść w tym kierunku, uparcie ignorując szepty i spojrzenia pozostałych uczniów Hogwartu. Ale, mimo że patrzył przed siebie, zauważał wyraz szoku na twarzach osób zebranych w Wielkiej Sali.
Z pewną obawą skierował spojrzenie na Dumbledore’a. Mimika jego twarzy, podobnie jak u pozostałych, wyrażała zaskoczenie, ale w jego oczach czaiła się ponura satysfakcja. Tak jakby czekał, aż Harry pojawi się w zasięgu jego rąk.
Gryfon nie pozwolił sobie na dreszcz niepokoju. Popatrzył wyzywająco w oczy dyrektora, po czym skierował się do miejsca przy stole Gryffindoru. Stanął obok Hermiony i Rona. Nie obawiał się reakcji dziewczyny, miał nadzieję, że im obojgu uda się dobrze zagrać. Bał się zachowania Rona. Logiczne było, że nawet jemu nie zajmie długo poskładanie wszystkich elementów razem. Harry nie chciał go stracić. Weasley był jego pierwszym, prawdziwym przyjacielem. Jego sekundantem. Nie raz pakował się w kłopoty z powodu Harry’ego, ale nigdy za nic go nie winił. Ron był dla Pottera niemal bratem.
Harry popatrzył na rudzielca, będącym w totalnym szoku. Weasley podniósł się powoli, ciągle patrząc Harry’emu w oczy. Przez chwilę stali tak naprzeciw siebie, po czym Ron, jakby otrząsnął się z transu, pochwycił mocno bruneta i ścisnął go w przyjacielskim uścisku. Harry odetchnął, lecz ulga nie nadeszła. Póki co, Ron nie znał prawdy. Zapewne myśli, że Harry’emu udało się jakoś uciec i ukrywał się do czasu powrotu do Hogwartu. Harry nadal bał się, że straci przyjaciela.
- Myślałem, że… już po tobie… – powiedział cichym, lekko drżącym głosem rudzielec, odsuwając się nieco od drugiego gryfona. – Jak…?
- Później, Ron – powiedział Harry. Potter spojrzał na Hermionę.
Ta wstała i przytuliła go tak samo, jak wcześniej Weasley. Wzięła drżący wdech i załkała lekko. Tak, Hermiona była genialna, nawet Harry przez chwilę myślał, że jej zachowanie jest zupełnie naturalne.
- Usiądź. Zaraz będzie Ceremonia Przydziału – szepnęła. Jej głos drżał bardziej niż Rona, złudzenie nie do przebicia.
Harry usiadł pomiędzy przyjaciółmi. Czuł na sobie spojrzenia innych gryfonów. Spojrzenia pełne zaciekawienia i zdziwienia, ale i radości. I okropna była myśl, że ta radość w ich oczach niedługo zmieni się w nienawiść i obrzydzenie. W momencie, gdy okaże się zdrajcą, jego obecność w Hogwarcie będzie niemile widziana nie tylko przez Dumbledore’a, ale przez wszystkich, którzy opowiadają się po jasnej stronie, a jego życie będzie zagrożone bardziej niż kiedykolwiek.
Ale pomimo tego, Harry chciał być w tym właśnie miejscu. Pokazać, że nie zmienił się, pomimo zmiany stron i nie lęka się Dumbledore’a, bez względu na to, jakim potworem okazał się być.
Chwilę po tym, jak Harry zajął miejsce, drzwi Wielkiej Sali stanęły otworem, a do środka weszli pierwszoroczni, prowadzeni przez McGonagall.
Kobieta szła przez środek Sali. Zatrzymała się nagle, spostrzegłszy obecność swojego popularnego ucznia, lecz szybko ruszyła dalej. Poprowadziła pierwszaków na przód Sali, gdzie na wysokim stołku leżały stara Tiara Przydziału i zrolowany pergamin. Sama stanęła obok stołka, czekając na rozpoczęcie pieśni.
Pokolenie kolejne
Do Hogwartu przybyło,
Humory ich są chwiejne,
Bez łez się nie obyło.
Głowy wiedzą napełniać
Będą przez cały ten rok,
Choć zło się będzie skradać
Po cichu, niczym kot.
Lecz pamiętajcie, Mili,
Że siła nie w mocy,
Lecz w pięknej białej lilii*,
Żyjącej także w nocy.
W równości, braterstwie
Potęgę swą znajdziecie,
Zapomnijcie o kłamstwie,
Bo ono was oplecie.
Zjednoczcie cztery domy
Przeciw temu, który łże.
Jego czyny jak gromy,
Choć nimi nie chełpi się.
Jesteście zaślepieni,
Iluzja jest dość silna.
Jegomość w mocy pełni,
Sprawa jest więc pilna.
Bohaterem będzie wróg,
Pomoże łgarza zgładzić,
Choć wcześniej dołoży trwóg,
Będziecie się z nim prowadzić.
Na dzisiaj koniec już trosk,
Ceremonii nadszedł czas.
Magii otwiera się most,
Przyzna to każdy z was.
Gryffindor i Slytherin,
Ravenclaw i Hufflepuff.
Nazwiska założycieli
Towarzyszyć będą wam.
Wy dumę im przynieście,
Nie zhańbcie ich honoru.
Z Prefektów przykład bierzcie,
Uczcie się do oporu.
To już koniec pieśni mej,
Przydzielać już zaczynam
I do głowy zajrzę twej,
Tajemnice odkrywam.
Przydział zastąpi ci dom,
Będziesz za nim tęsknić mniej.
Magię wnet odkryję twą,
I wyśpiewam przydział, hej!
Tiara zakończyła swą pieść falsetem** i zamilkła, czekając na wypełnienie swojej roli.
McGonagall wzięła do rąk pergamin i rozwinęła go, po czym powiedziała
- Wyczytana osoba podchodzi i siada na stołku, bym mogła nałożyć Tiarę Przydziału.
Pierwszoroczni jak zwykle byli bardzo przejęci tym, do którego domu trafią. Podchodzili do Tiary na drżących nogach, lecz odchodzili już z uśmiechem. Do Gryffindoru w tym roku trafiła bardzo mała ilość uczniów, jedynie dwie dziewczynki i jeden chłopiec.
Harry zastanawiał się, czy ma to coś wspólnego z tym, że Gryffindor jest w pewnym sensie pod stałym nadzorem Dumbledore’a. Już sama pieśń Tiary wskazała na to, że coś jest nie tak. Czyżby stary kapelusz był czymś więcej niż magiczną Tiarą przydziału? Harry nie wiedział, ale zaintrygowało go to na tyle, że postanowił porozmawiać o tym później z Hermioną.
Przydział się zakończył, a do mównicy podszedł dyrektor. Harry z trudem powstrzymywał się przed skrzywieniem na widok jego postaci. Minęło tak mało czasu, od kiedy widział tego człowieka ostatni raz, od kiedy jeszcze mu ufał, ale teraz czuł, jakby nienawidził go od zawsze.
Dumbledore poczekał, aż wszyscy w Wielkiej Sali umilkną, po czym zaczął swoją przemowę.
- Moi kochani! – zawołał z uśmiechem na twarzy. Jeszcze dwa miesiące temu, Harry dałby sobie rękę uciąć, że starzec naprawdę cieszy się, na widok uczniów. Teraz jednak widział na jego twarzy wyraźnie maskę obłudy. Wesołe iskierki w oczach zamieniły się w złowieszczy błysk, zwiastujący mało przyjemne zdarzenia. – Witam was w kolejnym roku szkolnym, a pierwszorocznych w ich pierwszym roku w Hogwarcie. Zanim jednak dostąpimy wspaniałej uczty, chciałbym przypomnieć kilka głównych i najważniejszych zasad – powiedział starzec. – Wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony – rzekł głośno. – Ponadto, w szkole obowiązuje zakaz posiadania pewnych przedmiotów, których listę możecie znaleźć u pana Filcha. – Dyrektor zamilkł na chwilę, popatrzył na uczniów ponad swoimi okularami połówkami, po czym zaczął mówić dalej. – W tym roku dochodzi również zakaz wychodzenia poza granice Hogwartu, tym samym odwołuję wszystkie wyjścia do Hogsmeade. – W Wielkiej Sali podniosły się głosy sprzeciwu. Harry nie był zaskoczony. To było do przewidzenia. Dumbledore chce ograniczyć możliwe przekazywanie wiadomości Voldemortowi przez uczniów, a przede wszystkim uziemić Harry’ego. Możliwe, że chce wpłynąć na uczniów, stworzyć sobie armię ze starszych roczników. Kto wie, co staremu pierdzielowi przyszło do głowy. – Proszę o spokój! – wrzasnął, gdy krzyki uczniów stały się zbyt głośne. – Żyjemy w mrocznych czasach. Nikt z nas nie wie, co czai się za rogiem. Wyjścia do Hogsmeade są zbyt niebezpieczne – powiedział. Na pewno nie bardziej niebezpieczne, niż przebywanie w Hogwarcie – pomyślał Harry, marszcząc lekko brwi w wyrazie gniewu.
Dumbledore nic już nie ogłaszał, poza życzeniem smacznego wszystkim uczniom. W mgnieniu oka na stołach pojawiły się rozmaite potrawy, które były w stanie zaspokoić nawet najbardziej wymagające podniebienie. Harry razem z przyjaciółmi zabrał się za pałaszowanie. Nie długo jednak miał okazję cieszyć się kolacją. Już po kilkunastu minutach za jego plecami pojawił się Dumbledore. Obok niego stała McGonagall.
- Panie Potter, muszę powiedzieć, że ogromnym zaskoczeniem i szczęściem jest widzieć tu dziś pana – powiedział z fałszywym uśmiechem Dumbledore.
- Nie mogę powiedzieć tego samego, dyrektorze – odpowiedział gryfon i zmierzył Dumbledore’a gniewnym spojrzeniem. W tym momencie nie obchodziło go, czy ktoś słyszał jego wypowiedź i jak szybko powstaną przez nią różne, absurdalne plotki.
- Cóż… wydaje mi się, że powinniśmy niezwłocznie porozmawiać – oznajmił starzec. – Zapraszam do mojego gabinetu. Natychmiast.
- Muszę odmówić, dyrektorze, z wielkim żalem – rzekł ironicznie Harry. – Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym rozmawiać, dyrektorze.
- Panie Potter! – zakrzyknęła oburzona McGonagall. – Powinien pan okazać szacunek dyrektorowi i natychmiast spełnić jego polecenie. Bez dyskusji.
- Nie sądzę – odpowiedział chłopak, po czym wstał. – Przykro mi, ale jestem naprawdę okropnie zmęczony – oznajmił, po czym skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali.
No to teraz się zacznie – pomyślał i uśmiechnął się. Jednak był to uśmiech na granicy czystego zadowolenia a ponurej satysfakcji.
***
- Harry?! – czarnowłosy chłopak usłyszał wołanie dochodzące z korytarza. – Harry! – Drzwi do dormitorium otworzyły się i do środka wszedł Ron z Harmioną. Rudzielec czym prędzej podszedł do bruneta, który półleżał na swoim łóżku. – Co to, na Merlina, było? – zapytał zdezorientowany i lekko zdyszany.
- Co takiego, Ron? – zapytał Harry znudzonym głosem, podczas gdy Hermiona wolnym krokiem zbliżyła się do pozostałej dwójki, po czym usiadła na łóżku, obok nóg Harry’ego.
- Ty… byłeś taki wredny! Dla Dumbledore’a – Rudzielec nie mógł uwierzyć w słowa, które właśnie wypowiadał.
- Ron, to nie jest dobre miejsce na dyskusje – powiedział Harry, poprawiając się na łóżku. – Zaraz przyjdzie reszta.
- Gówno mnie to obchodzi! – krzyknął Weasley. – Wytłumacz się.
- Ron? – głos zabrała Hermiona. – Może Harry ma rację. To nie jest odpowiednie miejsce – powiedziała niepewnie, a Harry po raz kolejny poczuł dumę. Bał się, że gra będzie trudniejsza, ale wystarczyło jedynie udawać, że ostatni raz widział Hermionę podczas walki w ministerstwie i traktować ją w pewnym sensie jak Rona.
- W takim razie idziemy do Pokoju Życzeń – zarządził rudzielec, po czym zaczął się kierować do wyjścia z dormitorium.
- Może jutro, Ron. – Harry wychylił się z łóżka, po czym otworzył kufer i wyjął z niego swoją piżamę.
Weasley nabrał powietrza, gdy zobaczył pozostałą zawartość kufra Harry’ego.
- Harry, co to za rzeczy? – zapytał oniemiały. – Skąd to wszystko masz?
Harry szybko zamknął kufer z powrotem.
- Jutro, Ron. – Harry wstał i poszedł do łazienki. Zatrzymał się jeszcze w progu drzwi, obrócił lekko, tak by widzieć jeszcze-przyjaciela i dodał. – Spróbuję wytłumaczyć ci wszystko jutro.
***
- Podoba ci się? – zapytał Remusa Fenrir, gdy znaleźli się w swoim aktualnym miejscu pobytu.
Domek w lesie był niewielki, ale doskonały na półroczną misję. Dookoła nie było żywej duszy, poza żyjącymi w oddalonych o dziesięć kilometrów grotach klanów wilkołaków.
- Jest idealnie – powiedział z uśmiechem młodszy wilkołak. – Więc… co teraz robimy?
- W łazience jest ogromna wanna – szepnął mu do ucha Greyback, stojąc za nim i przytulając się do jego pleców.
- Powinniśmy ją wypróbować – odparł Lupin z lekkim, pożądliwym warczeniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro