Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Harry obudził się w dość dobrym humorze. Czuł ciepło Toma, który nadal jeszcze spał z ramionami owiniętymi wokół niego. Przekręcił się delikatnie, tak by móc patrzeć na jego twarz.

Była teraz taka spokojna. Pozbawiona wszelkich trosk. Tom wyglądał młodo, ale teraz, podczas snu, wydawał się być niemal nastolatkiem. Nie miał żadnych zmarszczek, jego cera była wręcz idealna. Tak naprawdę Harry nigdy nie przyglądał się Tomowi w ten sposób. Zawsze uważał, że jest przystojny. Znał jego wygląd na pamięć, ale dopiero teraz dostrzegł szczegóły, które umykały mu wcześniej. Na przykład to, że łuk prawej brwi był odrobinę bardziej wygięty od lewej, tak jakby na twarzy Marvola permanentnie utrzymywał się nieco ironiczny wyraz.

Harry stwierdził, że Tom wygląda absolutnie uroczo podczas snu, ale obiecał sobie, że nigdy mu tego nie powie. Nie wiedział, jak Czarny Pan mógłby zareagować na takie stwierdzenie i nie chciał się dowiedzieć.

Gryfon, nadal przyglądając się mężczyźnie, wyciągnął dłoń i kciukiem zaczął obrysowywać jego usta. Były pełne, soczyście malinowe i miękkie. Harry uwielbiał, kiedy Tom go całował. Chciał czuć te usta na swoich jak najczęściej i najdłużej. Pocałunki Toma były delikatne, namiętne, a za chwilę dzikie, pełne pasji i oddania. W tych pocałunkach było pełno miłości, troski. I Harry wiedział, że to jest prawdziwe. Tom pokazywał mu codziennie, jak bardzo go kocha. A Harry, chociaż sam nie potrafił jeszcze dokładnie określić swoich uczuć względem Riddle’a, oddawał pocałunki z taką samą pasją, oddaniem i troską. I był szczęśliwy. Szczęśliwy, że może to wszystko dzielić z tym właśnie człowiekiem.

I za każdym razem Harry mocno dziękował Merlinowi, że zrozumiał, jak bardzo bezpodstawna była jego wcześniejsza nienawiść i że pozbył się jej tak szybko. Teraz żałował, że kiedykolwiek dał się omamić w takim stopniu Dumbledore’owi.

Odgonił przykre myśli i znowu zaczął przyglądać się twarzy Toma. Jego kciuk nadal obrysowywał usta mężczyzny. Wreszcie Harry zabrał rękę i postanowił obudzić Toma. Chciał spędzić z nim jeszcze trochę czasu przed powrotem do Hogwartu. Wiedział, że szybko się znowu nie zobaczą, więc postanowił wykorzystać kilka ostatnich chwil. Uniósł się na łokciu i przybliżył twarz do twarzy Marvola. Delikatnym pocałunkiem musnął jego wargi. Nie widząc reakcji zrobił to jeszcze raz. Później lekko dotknął ich koniuszkiem języka. Usłyszał, jak Toma wzdycha, a chwilę później zobaczył, jak otwiera zaspane oczy.

- Harry – powiedział zachrypniętym od snu głosem. – Co robisz? – zapytał niemal szeptem.

- Budzę cię – odparł zadowolony z siebie gryfon, po czym nachylił się po kolejny pocałunek.

Całowali się przez chwilę, wzdychając z przyjemności, jaką dawał im wzajemny kontakt. Kiedy w końcu Harry oderwał się od ust Toma, usłyszał pytanie

- Stało się coś? Nigdy nie wstajesz wcześniej ode mnie – stwierdził mężczyzna.

- Nic się nie stało – powiedział, uśmiechając się lekko i nieco smutno. – Po prostu chciałem pobyć z tobą jeszcze trochę.

Tom westchnął. Przyciągnął do siebie Harry’ego i mocno go przytulił.

- Nie musisz wyjeżdżać, Harry – powiedział łagodnie. – I, szczerze mówiąc, nawet wolałbym, żebyś został. Nie martwiłbym się tak bardzo, że coś ci się stanie.

- Nic mi nie będzie, Tom – szepnął Harry. – Dam sobie radę.

- I tak się będę martwił – powiedział, po czym pocałował go wolno i czule.

- Będę za tobą tęsknił – oznajmił niepewnie Harry, jeszcze bardziej wtulając się w ramiona Toma.

- Ja za tobą także.

***

Syriusz był już blisko. Czuło to. Wiedział, że gdzieś w pobliżu jest siedziba Voldemorta i jego Śmierciożerców. Czuł w powietrzu moc zaklęć ochronnych, moc Voldemorta, ale nie wiedział, jak daleko jest jego cel i jak ominąć zaklęcia.

Pozostało mu więc jedno. Czekać, aż pojawi się jakiś Śmierciożerca i mieć nadzieję, że wtedy uda mu się wejść na terytorium Czarnego Pana. A potem? Potem będzie z całych sił prosić Merlina, by udało mu się odnaleźć Harry’ego i wydostać go stamtąd. Miał nadzieję, że chłopiec jeszcze żyje i że jest w na tyle dobrym stanie, by przetrwać podróż na Grimmauld Place.

Syriusz schował się zatem w krzakach, rosnących niedaleko i czekał w swojej psiej postaci na któregoś z ludzi Voldemorta. Postanowił przeczekać w tym miejscu dwa dni. Jeśli nikt się nie pojawi, schowa się gdzie indziej. Ale na razie skulił się i zaczął obserwować uważnie okolicę.

***

Remus obudził się w ramionach towarzysza, po najwspanialszej w życiu nocy. Nie, nie połączyli się jeszcze, wiedzieli, że lepiej z tym poczekać. Bowiem im bliżsi są sobie towarzysze, tym lepiej i mniej boleśnie przebiega rytuał, a dzięki temu oni będą mogli skupić się jedynie na tej przyjemnej części.

Ale, mimo że nie zamierzali się połączyć, postanowili spędzić noc sprawiając sobie wzajemnie przyjemność. Pieścili swe ciała dłońmi, usta pocałunkami i dusze upojną miłością, dopóki nie nadeszło spełnienie, jedno, potem kolejne. Później leżeli splecieni w mokrej od potu pościeli i patrzyli sobie głęboko w oczy. A w ich spojrzeniach było czyste, piękne uczucie, którego żaden z nich nie potrafił wyrazić słowami. Nie odzywali się zatem, porozumiewając się za pomocą spojrzenia i delikatnego dotyku jednych warg na drugich.

I to wystarczyło. Nie trzeba było nic więcej. Wystarczyła bliskość i świadomość, że są gotowi zrobić dla siebie wszystko

***

Harry siedział w jednym z przedziałów Hogwart Ekspresu w wagonie ślizgonów. Obok niego Draco opowiadał Blaise’owi, jak spędzał wakacje. Jak Harry zdążył się już dowiedzieć, Blaise został poinformowany o obecnej sytuacji Harry’ego przez Malfoya jeszcze w wakacje, toteż gdy zobaczył go w przedziale, przywitał się z nim z uśmiechem na twarzy i wyraził radość, że ten wreszcie jest po właściwej stronie.

Harry nie bardzo miał ochotę rozmawiać. Był cichy od śniadania, kiedy to pożegnał się ze wszystkimi. Już mu brakowało Toma i Śmierciożerców. Nie przyjaźnił się ze wszystkimi, ale wiedział, że za niektórymi będzie tęsknił, np. za Alecto i Regulusem, którego mimo początkowej niechęci zdążył polubić. Tęsknił za Remusem, ale przyzwyczajony był do tego, że od kiedy mężczyzna przestał uczyć Obrony Przed Czarną Magią, widywał go dość rzadko. Lecz najbardziej będzie mu brakowało Toma.

Riddle zapewnił go, że może wysyłać mu listy przez Severusa, który bywa w Czarnym Dworze niemal codziennie. Ale Harry wiedział, że listy nie wystarczą. Przywiązał się do mężczyzny, jak jeszcze nigdy do nikogo. Zwalał to na fakt, że są towarzyszami, jednak w głębi serca czuł, że chodzi o coś więcej.

Harry nie chciał opuszczać Toma, ale nie chciał też rezygnować ze szkoły. I gdyby była możliwość połączenia tych dwóch rzeczy, Harry z pewnością zrobiłby to, ale niestety musiał wybrać. Gryfon obiecał sobie, że jeżeli w szkole będzie powtórka z poprzedniego roku i znowu spotka się z nagonką ze strony Proroka i uczniów Hogwartu, wtedy wróci do Czarnego Dworu, gdy skończy się pierwszy semestr.

W gruncie rzeczy Harry chciał wrócić tylko po to, by pokazać Dumbledore’owi, że ten nie ma już nad nim żadnej władzy i przekonać przyjaciół, że jasna strona jest w rzeczywistości najczarniejszą z możliwych i szczerze miał nadzieję, że osiągnie swój cel.

Chociaż nie był pewien, czy mu się uda.

Bał się, że Ron zachowa się tak samo, jak na ich czwartym roku, kiedy to z zazdrości niemal się wyrzekł przyjaźni z nim. Harry obawiał się, że teraz jednak do tego dojdzie.

Widział dziś, jak jego przyjaciel żegnał się z rodzicami, kiedy on sam zmierzał do pociągu, ukryty pod peleryną niewidką. Tom stwierdził, że lepiej będzie, jeśli nikt go nie zobaczy na peronie, inaczej mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Tak więc Harry siedział w jednym z przedziałów w wagonie ślizgonów, chroniony przed ciekawskimi uczniami, którzy nie wiedzieli nawet, że wrócił.

- Hej, Harry? – zawołał go Draco. – Stało się coś?

- Nie – odpowiedział Potter, patrząc za okno. Chwilę później odwrócił głowę w stronę drugiego chłopca i zapytał – Draco? Tak się zastanawiam… Mówiłeś, że sowy nie są w stanie znaleźć Czarnego Dworu. – Malfoy skinął głową, na znak, że pamięta. – Więc jak Hedwiga zdołała przedrzeć się przez osłony? Myślisz, że Dumbledore znalazł na to sposób?

Ślizgon zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią, po czym rzekł

- Wiesz, nie jestem pewien. Wydaje mi się, że będziesz musiał zapytać o to Toma – powiedział. – Chociaż z drugiej strony, to było w twoje urodziny, może Tom zdjął część osłon, bo miał nadzieję, że ktoś wyśle ci życzenia… Ale to byłoby bez sensu, bo wszyscy myśleli, że on cię zabił… - zastanawiał się na głos blondyn. – Naprawdę nie wiem – przyznał w końcu, sadowiąc się na siedzeniu wygodniej i wyjmując z kieszeni tabliczkę czekolady. – Może Severus będzie wiedział?

- Może… - mruknął Potter.

- Przestań smęcić, Potter. Lepiej powiedz, czy Czarny Pan jest dobry w łóżku – powiedział nagle Blaise, na co Draco zaczął się śmiać.

Harry natomiast otworzył szeroko oczy z szoku na wypowiedź czarnoskórego i zarumienił się jak dojrzała piwonia.

- Nie wiem, jaki Tom jest w łóżku, a ciebie nie powinno to obchodzić – mruknął nieco gniewnie.

- Och, daj mu spokój, Blaise, inaczej będziesz miał do czynienia z samym Lordem Voldemortem – zażartował Draco.

Harry warknął i wstał ze swojego miejsca, chcąc wyjść z przedziału, ale Draco pociągnął go z powrotem na miejsce.

- Nie mogą cie jeszcze zobaczyć – powiedział. – Teraz nie miałbyś nawet gdzie uciekać, Potty, więc siedź, jak grzeczny chłopiec, albo powiem wszystko Czarnemu Panu. – Znów zaśmiał się Draco.

- Oj, kara na pewno byłaby surowa za złe zachowanie – stwierdził Blasie. – Powiedz, ile klapsów zwykle ci daje? – zapytał uśmiechając się zadziornie.

- Och, odwalcie się! – wkurzył się Harry i znów zaczął patrzeć przez okno. Ślizgoni – pomyślał i wrócił do wspomnień z wczorajszego dnia, podczas gdy dwaj pozostali chłopcy chichotali lekko.

***

Harry się denerwował. Nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Był przyzwyczajony, że ludzie w magicznym świecie zwracali na niego uwagę, ale teraz było inaczej. Harry bowiem nie zamierzał udawać swojej lojalności wobec Dumbledore’a. Nie zamierzał także głośno ogłaszać, po której stronie teraz stoi, ale to nie zmieniało faktu, że ludzie nie będą musieli się długo nad tym zastanawiać.

Drogę od powozu do Hogwartu przebył, będąc ukrytym pod peleryną niewidką. Zdjął ją dopiero, kiedy znalazł się tuż przed Wielką Salą, w której zgromadziła się już większa ilość uczniów. Harry nie chciał dać po sobie poznać, że czegoś się obawia, wszedł zatem do środka z podniesioną głową, nie patrząc na nikogo. Początkowo było tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Jednak, kiedy kilka osób spostrzegło, kto się zjawił, dało się słyszeć narastające szybko szepty. Wśród nich można było usłyszeć jedno:

- To Harry Potter…

- Harry Potter wrócił…

- Harry Potter żyje…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro