17
Harry się bał. Bał się, że Tomowi stanie się coś złego. Był pewien, że Dumbledore nie zawahałby się zabić swojego dawnego ucznia. Dlatego właśnie nie chciał go puścić. Nie chciał go stracić. Marvolo był dla niego kimś wyjątkowym. Nie kochał go. Nie w TEN sposób. Ale zależało mu na nim.
Chciał się na niego rzucić i powstrzymać od wyjścia. Ale kiedy Tom go pocałował, wszystkie myśli uleciały mu z głowy. Nie spodziewał się tego po mężczyźnie. To było nieporównywalne z niczym, co przeżył wcześniej.
Pocałunek. Zetknięcie warg, tak niewielkiej części ciała, a jednocześnie tak ogromnej, że Harry miał wrażenie, iż objęły całe jego ciało. Kojący niczym letnia mżawka w środku lata, opadająca na spękaną, suchą ziemię. Delikatny deszczyk, życiodajny dla orchidei, której zapach pomieszany z piżmem Harry był w stanie wyczuć. Jego serce zalała fala gorąca, tak jak słońce oblewa swymi promieniami ogrody i łąki, skąpane jeszcze w porannej rosie. Słońce, które budzi do życia pąki róż i daje nadzieję na nadejście jeszcze cieplejszych promieni.
Harry nie miał wątpliwości co do miękkości i słodkości warg Marvola. Mógł je porównać jedynie do dojrzałej, soczystej brzoskwini, albo truskawek z bitą śmietaną. I chociaż wzbudzało w nim tak mnóstwo uczuć, to nadal było tylko muśnięciem warg, niewinnym i czułym, lecz wyrażającym zbyt wiele, by opisać to słowami. Te wszystkie odczucia były na tyle niesamowite, że Harry zapragnął więcej.
Ale kiedy za Tomem zamknęły się drzwi, gryfon ugasił swoje pragnienia. A do jego serca powrócił niepokój i zdenerwowanie. Gdyby mógł, rzuciłby na Riddle'a Petrificulus Totalus, byleby zatrzymać go we Dworze.
Usiadł na łóżku, podkulił nogi i czekał. Eliksir od Severusa nieco go uspokoił, ale nie powstrzymał strachu o życie Toma. Snape posiedział z nim tylko chwilę. Musiał iść i przygotować eliksiry lecznicze. Po bitwie na pewno będzie wielu rannych. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zginie. Nikt ważny dla niego. Nikt, kto na to nie zasługuje. Nikt, poza Dumbledore’em.
Wstał z łóżka i, podszedłszy do okna, usiadł na parapecie. Niebo tej nocy było bezchmurne, usiane milionem gwiazd. Widok był przepiękny. Patrzył w niebo i zastanawiał się, kiedy Tom wróci. Prosił Merlina i wszystkie znane sobie bóstwa, żeby on wrócił cały i zdrowy. Nie wiedział, jak długo tak siedział. Był już cały odrętwiały, kiedy do pokoju wszedł Tom.
Cały we krwi Tom.
Harry zerwał się z parapetu. Na widok Marvola zrobiło mu się słabo. Mężczyzna musiał być poważnie ranny. Krew skapywała mu z szaty. Była dosłownie wszędzie.
- Tom... - szepnął Harry przerażony.
Riddle spojrzał na niego zaskoczony.
- Harry? Czemu jeszcze nie spisz? Jest prawie trzecia w nocy. - Jego głos był nienaturalnie spokojny jak na jego wygląd.
- Tom, jesteś ranny. - Gryfon wpadał w panikę.
- Co? - zapytał zdziwiony. Spojrzał na swoje szaty i szybko wyjaśnił. - Nie, Harry, to nie jest moja krew. Mi nic nie jest.
Potter odetchnął z ulgą, ale zaraz ponownie się spiął.
- Więc czyja to krew? - zapytał ostrożnie bojąc się odpowiedzi.
- Avery i Rabastan dostali klątwą tnącą - powiedział. - Żyją. Severus już się nimi zajął - dodał widząc, że napięcie w chłopaku wzrasta. - Daj mi piętnaście minut. Doprowadzę się do porządku i porozmawiamy, dobrze? - Harry skinął głową na zgodę. Riddle poszedł do łazienki.
Potter westchnął z ulgą, idąc w stronę łóżka. Kamień spadł mu z serca. Tak martwił się o Toma, a jemu, dzięki Merlinowi, nic złego się nie stało.
Usiadł na łóżku i czekał, aż mężczyzna wyjdzie i opowie mu, co się działo. Miał nadzieję, że Syriusza tam nie było, że jest bezpieczny na Grimmauld Place.
Niedługo potem Tom wyszedł z łazienki ubrany jedynie w bokserki. Włosy miał jeszcze mokre, a kropelki wody kapały mu z kosmyków na klatkę piersiową i barki. Harry'emu zaparło dech w piersiach. Riddle był piękny. Nieziemsko przystojny. Umięśniony. Był okazem doskonałości. Gryfon zastanawiał się, czy mężczyzna specjalnie nie założył na siebie nic więcej, wiedząc, jaką może to wywołać u niego reakcję.
Marvolo usiadł obok towarzysza, przyciągnął go do siebie i posadził sobie na kolanach. Przytulił mocno i zapytał
- Więc czemu nie śpisz?
- Ja... Martwiłem się - odpowiedział, patrząc mu w oczy. Czuł się tylko odrobinę niepewnie.
Tom uśmiechnął się czule.
- Już jestem. Nic nikomu nie grozi. - Gładził go uspokajająco po plecach.
- A... Czy Syriusz...
- Nie było go. - Przerwał mu Riddle, wiedząc, o co chce zapytać.
- Jesteś pewien? - Chciał się upewnić gryfon.
- Regulus poznałby go, gdyby się pojawił.
- A czy... czy ktoś zginął? - zapytał cicho.
- Nie. Jest kilkoro rannych, ale nie ma ofiar śmiertelnych. Po żadnej stronie.
Siedzieli przez chwilę w ciszy. Harry znacznie się już uspokoił, wiedząc, że nikt nie odniósł większych obrażeń. Dopiero teraz, kiedy już nie miał się czym martwić, poczuł, że jest bardzo zmęczony.
- Zaśniesz teraz? Przy mnie? - zapytał nagle Tom.
Harry spojrzał na niego. Uśmiechnął się lekko, niepewnie i odpowiedział
- Myślę, że tak.
Riddle położył chłopaka na łóżku, po czym sam się ułożył obok niego. Przykrył ich obu kołdrą i objął Harry'ego w pasie.
- Pocałowałeś mnie - stwierdził sennie Harry. - Dlaczego?
- Przepraszam - szepnął Tom. - Nie chciałem wprawiać cie w zakłopotanie, ani mieszać ci w głowie. - Westchnął głęboko. - Po prostu pragnę cię od tak dawna, że czasami nie jestem w stanie nad sobą zapanować. - Pogładził dłonią jego policzek.
- Nie gniewam się - oznajmił gryfon. Był już na krawędzi snu. Powieki same mu się zamykały. - To było miłe uczucie - szepnął jeszcze i pogrążył się w zupełnie spokojnym śnie.
***
Obudził się, kiedy słońce zaczęło świecić mu w twarz. Otworzył powoli oczy, zamrugał kilka razy i spojrzał na miejsce, gdzie powinien spać Tom. Ale nie było go tam.
Pierwszą myślą Harry'ego było, że wrócił w nocy do swojego pokoju. Jednak, gdy usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju, zobaczył, że nadal znajduje się w sypialni Riddle'a.
Stwierdził, że mężczyzna wyszedł wcześniej, ponieważ musiał załatwić coś ważnego w związku z wczorajszą walką. Jednak jego domysły nie potwierdziły się, bo w tym momencie Marvolo wszedł do pokoju z tacą pełną jedzenia. Zamknął drzwi i spojrzał na gryfona.
- Dzień dobry, Harry. - Uśmiechnął się. - Dobrze spałeś? - zapytał.
- Tak - odpowiedział Harry i również się uśmiechnął.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny - powiedział, siadając obok Pottera i stawiając mu tacę na kolanach. - Przyniosłem ci śniadanie. - I to nie byle jakie śniadanie - pomyślał Harry, patrząc na smakołyki. Na talerzu znajdowały się naleśniki oblane czekoladą, podane z dwoma połówkami brzoskwini. Obok stała mała miseczka z pokrojonymi owocami, udekorowanymi cudownie wyglądającą bitą śmietaną. Dopełnieniem tego wszystkiego była gorąca, aromatyczna kawa.
- Tom, ja...
- Nie dziękuj - powiedział uśmiechnięty mężczyzna. - Po prostu zjedz. Nie jestem mistrzem kuchni, ale mam nadzieję, że będzie ci smakowało. - Zmierzwił i tak potargane włosy gryfona.
Potter usiadł wygodniej, po czym zabrał się za jedzenie. Odkroił kawałek naleśnika i włożył go sobie do ust. Merlinie, to jest nieziemskie – pomyślał Harry, kiedy kawałek ciepłego ciasta rozpłynął się w jego ustach, w cudowny sposób łącząc z czekoladą. Wydał z siebie cichy, lecz dobrze słyszalny pomruk przyjemności i zaraz zaczerwienił się, zdając sobie sprawę, co zrobił. Spojrzał na Toma, mając nadzieję, że ten tego nie usłyszał, albo przynajmniej zignorował. Niestety, Riddle siedział naprzeciwko wybitnie z siebie zadowolony. Gryfon zaczerwienił się jeszcze bardziej, spuścił głowę i odchrząknął, próbując jakoś zatuszować wpadkę, na co Marvolo lekko się zaśmiał.
- Cieszę się, że ci smakuje – powiedział zadowolony reakcją chłopaka mężczyzna.
- Mógłbyś przestać się ze mnie nabijać? – zapytał nieco obrażonym tonem.
- Przepraszam. – W tonie głosu Riddle’a nie było ani grama skruchy. – Jesteś uroczy, kiedy się zawstydzasz.
Wielkie dzięki, Tom – pomyślał Harry, zawstydzając się jeszcze bardziej i chowając twarz w dłoniach.
- Zjadaj szybko, bo musimy porozmawiać – powiedział Tom. Tym razem jego głos był nieco zmartwiony.
- Stało się coś? – zapytał szybko Harry.
- Jeszcze nic.
***
Harry starał się zjeść jak najszybciej śniadanie, jednak było ono tak wyśmienite, że nie był w stanie nie rozkoszować się nim. Wreszcie, kiedy przełknął ostatni kęs, odstawił tacę na bok i spojrzał na Toma wyczekująco.
- Wiem, że obiecałem ci, że pozwolę ci pojechać do Hogwartu, jeśli nauczysz cię oklumencji – zaczął Tom. – Dlatego jest mi bardzo przykro, że teraz muszę ci tego zabronić.
Harry spojrzał na niego oniemiały. Nie mógł uwierzyć, że Riddle powiedział to, co powiedział. Przez chwilę wydawało mu się, że się przesłyszał. No bo niby dlaczego nagle nie mogę wrócić do szkoły?
- Niby dlaczego mam nie jechać? – zapytał wyraźnie zirytowany? – Boisz się, że znowu stanę po stronie Dumbledore’a?
- Nie – odpowiedział spokojnie mężczyzna. Wstał ze swojego miejsca i usiadł tuż obok Harry’ego, po czym objął go ramieniem. – Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale dyrektor dowiedział się o twojej obecnej sytuacji. – Potter znów na niego spojrzał.
No tak – pomyślał. – Przecież wysłał mi wiadomość.
- Nie możesz jechać do szkoły – kontynuował Tom – ponieważ Dumbledore mógłby w najlepszym wypadku nieco cię… naruszyć.
Marvolo nie chciał mu pozwolić na powrót do szkoły, bo się o niego martwił. Ale nie mógł tak po prostu go zamknąć we Dworze. Przecież Severus i Lucjusz szkolili go, więc w razie niebezpieczeństwa będzie w stanie się obronić. Przynajmniej na tyle, by zdążyć uciec.
- Ja chyba wiem, jak Dumbledore się o mnie dowiedział – powiedział cicho Harry.
- Co? – zapytał zaskoczony Tom.
Gryfon westchnął głęboko i zaczął mówić.
- Pamiętasz, jak po jednej z wizji pytałem, czy Dumbledore może usłyszeć, albo odczytać moje myśli? – Riddle przytaknął. – Więc ja… nie pamiętam, co powiedziałem dokładnie, ale… - Znowu westchnął, bojąc się reakcji mężczyzny. – Powiedziałem, żeby się wreszcie odwalił. Że wiem, że pod twoją postacią ukrywa się on i że jestem po twojej stronie.
Voldemort patrzył przez chwilę na chłopaka, po czym wstał powoli, podszedł do okna i oparł się rękami o parapet.
- Tom, przepraszam – powiedział z ogromnym żalem w głosie Harry. Riddle odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego dziwnie. – Ja nie chciałem, żeby on się dowiedział. – Zaczął się tłumaczyć. – Po prostu chciałem, żeby wreszcie dał mi spokój. Te wizje… one były okropne. Ja już nie mogłem tego wytrzymać. – W oczach chłopaka zaczęły pojawiać się pierwsze łzy. Riddle, widząc to, podszedł do niego szybko, znów usiadł na łóżku i mocno go do siebie przytulił.
- Uspokój się, Harry. Nie zrobiłeś nic złego. – Pocałował go w czubek głowy. – Nie masz za co przepraszać.
- Ale…
- Nie ma żadnego ‘ale’. Może to i lepiej, że się dowiedział.
- Chcę jechać do szkoły – oznajmił po chwili ciszy gryfon.
- Harry…
- Wiem. – Tym razem to Harry przerwał Tomowi. – To niebezpieczne. Ale i tak chcę jechać. Tom, obiecałeś. – Dodał widząc spojrzenie Riddle’a.
Mężczyzna westchnął ciężko i powiedział
- Umówmy się, że sprawdzę twoje umiejętności pod koniec sierpnia i jeśli będą zadowalające, to pojedziesz. – Zaproponował Marvolo, prosząc Merlina, by umiejętności chłopaka okazały się być śmiesznymi. Zacisnął usta w cienką linię, kiedy stwierdził, że to po prostu niemożliwe.
Harry, choć niechętnie, przystał na tą propozycję.
***
Rowle szedł korytarzem, zmierzając w kierunku gabinetu Czarnego Pana. Te informacje, co prawda, nie były wyjątkowo ważne, ale Riddle z pewnością będzie z nich zadowolony, dlatego chciał je przekazać jak najszybciej.
Miał nadzieję, że dzięki temu Lord zacznie go wreszcie doceniać i powierzać ważniejsze misje. Miał już dość odwalania brudnej roboty, czy zajmowania się błahostkami. To było po prostu nudne. No i chciał, by jego reputacja się poprawiła. Póki co inni Śmierciożercy traktowali go jak tępego czarodzieja, który nie potrafi rzucić trudniejszego zaklęcia, mimo że potrafił naprawdę wiele. Zdał wszystkie OWUTemy na dość wysokim poziomie, zaliczył kursy doszkalające z Czarnej Magii i obrony przed nią, a także z Eliksirów, Magii Leczniczej i odprawiania Starożytnych i Średniowiecznych Rytuałów. Do stu hipogryfów, znał nawet mugolskie sztuki walki. Mimo wszystko Tom nigdy nie dał mu możliwości wykazania się.
Szedł jeszcze przez chwilę, rozmyślając o swojej sytuacji wśród Śmierciożerców, kiedy zobaczył coś naprawdę dziwnego.
- Greyback? – zawołał mężczyznę, który zdawał się próbować zajrzeć do pomieszczenia przez szparę w drzwiach.
Wilkołak odwrócił się szybko, jakby przerażony złapaniem na gorącym uczynku.
- Thorfinn? – szepnął. – Co tu robisz?
- Idę do Toma – powiedział normalnym głosem. – A ty…
- Cii… - Nie dał mu skończyć Fenrir. – Nie tak głośno, idioto.
- Czy ty… Czekaj. Chyba nie podglądasz Lupina? – zapytał z zawadiackim uśmieszkiem, wpływającym mu powoli na twarz.
- Zamknij się – syknął Greyback i przyszpilił go do ściany. – Ani słowa. Powiedz komukolwiek, a przysięgam, rozszarpię cię – zagroził.
- Wierzę – oznajmił obojętnie Rowle. Chwilę później Wilkołak go puścił.– Czemu mu nie powiesz? – zapytał, domyślając się, o co chodzi.
- Kpisz sobie ze mnie? – warknął Fenrir, podejmując marsz razem z drugim mężczyzną.
- Nie – powiedział całkiem poważnie Śmierciożerca. – No chyba mi nie powiesz, że nie zauważyłeś, jak Lupin na ciebie patrzy…
- O czym ty pieprzysz?
- A o tym, że jestem w szoku, że ty jeszcze nie pieprzysz Remusa. – Zaśmiał się lekko.
- Nie mogę mu powiedzieć.
- Bo?
Wilkołak westchnął ciężko, potarł twarz dłońmi i odpowiedział
- Bo musiałbym mu powiedzieć, że to byłem ja.
- Jesteś głupi, skoro sądzisz, że mógłby cię nienawidzić po tylu latach – powiedział jeszcze Thorfinn i pospieszył w kierunku gabinetu Toma.
***
- Mów Thorfinn, nie mam całego dnia – nakazał Riddle, kiedy Rowle usiadł w fotelu naprzeciwko biurka.
- To nie jest nic przełomowego, ale… Dowiedziałem się z pewnego źródła, że dwa klany wampirów wypowiedziały posłuszeństwo Dumbledore’owi. Jest szansa, że po nich inne klany również je wypowiedzą.
- Tak, to dobre wiadomości – zamyślił się Marvolo.
- Tom? – Rowle ponownie zwrócił na siebie uwagę Voldemorta. – Pozwól mi z nimi negocjować.
- Chyba żartujesz. – Zaśmiał się Riddle.
- Nie. Pozwól mi, a będą walczyć po naszej stronie – zapewnił mężczyzna.
- Niby dlaczego mam to zrobić? – zapytał Marvolo opierając się wygodnie o fotel.
- Bo nigdy nie pozwalasz mi się wykazać. – Thorfinn wstał i oparł się dłońmi o biurko, pochylając w stronę swojego przywódcy. – Pozwól mi teraz.
- Stawka jest zbyt wysoka. – Chciał uciąć temat Lord.
- Dam sobie radę. – Zapewnił Śmierciożerca.
Tom popatrzył na niego, zastanawiając się chwilę. Nie chciał żałować swojej decyzji.
- Jeśli ci się nie uda, będziesz pomagał skrzatom do końca wojny.
Rowle spojrzał na niego niedowierzającym wzrokiem. W końcu stwierdzając, że nie ugra nic więcej, zgodził się i odwrócił w stronę drzwi.
- Masz tydzień – dodał Tom, zanim mężczyzna wyszedł.
***
Harry od pół godziny siedział u Hermiony, próbując namówić ją na wyjście z pokoju i zwiedzenie rezydencji.
- Hermiona, naprawdę, nic ci tu nie grozi. – Dziewczyna nie dawała się przekonać. – Zresztą, kiedy po raz pierwszy jadłem śniadanie ze Śmierciożercami, Tom mianował mnie swoim zastępcą, więc teoretycznie wszyscy powinni mnie słuchać.
- Harry, jestem tu dopiero dwa dni. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do wiedzy, że profesor Dumbledore zabił twoich rodziców. Nie każ mi narażać się na spotkanie z ludźmi, których do tej pory panicznie się bałam. Zresztą to akurat się nie zmieniło. – Gryfonka pod żadnym pozorem nie chciała opuścić swojego małego azylu.
- Sama widzisz, że powinnaś wyjść i zobaczyć, że tak naprawdę nie masz się czego obawiać.
- Harry…
- Nie. – Przerwał jej chłopak. – Hermiono, zachowujesz się jak jakiś pierwszoroczny puchon na eliksirach. – Potter był nieco poirytowany. – Idziemy. Koniec, kropka.
Grangerówna miała nadzieję, że nie będzie żałowała poddania się bez dalszej walki. Niestety, kilka chwil później zmieniła zdanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro