SEVERUS 004
Przed domem pojawiam się w towarzystwie gwiazd i księżyca. Marzę tylko o położeniu się do łóżka. Przechodzę przez furtkę. Cicho wchodzę do domu. Granger na pewno już śpi.
Zdejmuje buty. Wchodzę do kuchni. Staję wpół kroku. Panna – Wiem – To – Wszystko siedzi przy kuchennym stole. Przysypia. Spoglądam na zegarek. Wpół do trzeciej.
— Granger!
Zrywa się z miejsca. Patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
— Co ty wyrabiasz?! Jest środek nocy! Dlaczego jeszcze nie śpisz?!
— Martwiłam się o pana... — mamrocze cicho, przecierając oczy.
— Marsz do łóżka.
— Ale...
— Do łóżka! — powtarzam ostrzej.
— Dobranoc... profesorze... — Wymija mnie powoli. Po chwili znika mi z pola widzenia.
Opieram się o blat. Ukrywam twarz w dłoniach. Nie wierzę, w to co się właśnie stało. Ostatnimi czasy, jedyną osobą która się o mnie martwiła była Minerwa...
Robię sobie herbatę i idę z nią do łazienki. Ściągam z siebie mundur. Nienawidzę go. Nalewam wody do wanny. Jest gorąca. Zanurzam się w niej cały, z nadzieją, że choć trochę rozluźni spięte mięśnie. Nic z tego.
Sięgam po kubek z herbatą. Przymykam oczy. Sączę słodki napar, a jego przyjemny zapach, miesza się ze świeżą wonią mydła.
Jak zawsze siedzę w wannie zbyt długo. Nawet się nie wycieram. Naciągam na siebie piżamę. Kątem oka łapię lustro, a w nim swoje odbicie. Gwałtownie odwracam głowę. Dzisiaj nie jestem w stanie na siebie patrzeć. Nie jestem, bo znowu byłem tylko biernym obserwatorem tragedii:
Czarny Pan postanowił zacząć Spotkanie od zabawy. Na moich oczach, śmierciożercy brutalnie zamordowali mugolską rodzinę, wcześniej gwałcąc matkę i dziewięcioletnią córkę. To potwory, a jestem jednym z nich...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro