Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Pojednanie

Poranek był jednym z piękniejszych w tym roku. Przejrzyście słoneczny, ubarwiony wiosennym śpiewem ptaków, przyprawiał Victora o delikatny pełen słodyczy uśmiech. Natura bezsprzecznie była niesamowita, a on pluł sobie w brodę, że nigdy wcześniej nie poświęcił jej tyle uwagi, co dziś. Siedząc na dębowych deskach werandy, łapał pierwsze prawdziwe ciepłe promyki słońca, pozwalając, aby z lubością pieściły jego zarumieniony policzek. Czuł się niesamowicie beztrosko i spokojnie, z wielką radością biorąc kolejne pokaźne hausty świeżego powietrza do płuc.

Mógłby wtedy przysiąc, że trafił do swojego prywatnego raju, a już zwłaszcza za sprawą towarzyszącego mu czarnowłosego młodzieńca. Nie potrzebował niczego innego, mógł tu po prostu zostać nawet i na wieki.

Wystarczyło mu, że dane mu było patrzeć, na wszystko wokół wszystko, co tylko zdołał objąć lazurową tęczówką. Nie trudno było zgadnąć, że pełne uwielbienia spojrzenie nader często, lecz nadal przypadkowo z dużą częstotliwością spoczywało na odpoczywającym tuż obok Yurim. Mógł robić to bezkarnie, czasem nawet ukradkowo. Choć nawet jeśli zostałby przyłapany, nie poniósłby tego konsekwencji. Bo bycie w centrum victorowej uwagi sprawiało brunetowi nieopisaną przyjemność. Chciał tego i nie potrafił wewnętrznie się przed tym wzbraniać. Pozwalał mu więc stopniowo na wszystko, co ten tylko sobie wymarzył.

Siedzieli zbyt blisko, aby móc powiedzieć, że są dla siebie kimś całkowicie obcym. Nikiforov z głową opartą na ramieniu bruneta nie posiadał się wręcz ze szczęścia. Otumaniony poczuciem swobody i leśną aurą, oddychał głęboko powietrzem pachnącym igliwiem, nie szczędząc nikomu uśmiechów. Jego poranki wyglądały podobnie już od kilku dni - każdy przepełniony był sielanką, odpoczynkiem i niebywale opiekuńczym Yurim. Ciężko było wyobrazić sobie coś bardziej wspaniałego niż to, czego doświadczał.

Jego rana goiła się szybko, pozwalając zapomnieć mu w dziewięćdziesięciu procentach o bólu. No właśnie... szybko, nawet zbyt szybko. Mężczyzna z każdym kolejnym dniem miał w sobie coraz więcej niepewności. Wraz z odzyskiwaną sprawnością, jego myśli zalewała nieustannie fala zmartwień i dylematów. Co zrobi, gdy wyzdrowieje? Nie śmiał nawet liczyć na to, że ktokolwiek pozwoli mu tutaj zostać. Nie zasługiwał na to - był mordercą. Jego przeszłości nie dało się ot tak wymazać i wymienić na całkiem nową, bez win i wszechobecnego zapachu krwi. Jeśli kogoś tutaj można było nazywać potworem, to bez wątpienia byłby to on, a nie siedzący obok niego człowiek.

Okrutną ironią było to, że ludzie z wioski pogrążeni w obawie przed bestią, sami na własne życzenie sprowadzili ją na swoje tereny. Byli w tym naprawdę okropnie naiwni.

- Victor?... Wszystko w porządku? Coś cię boli? - łagodny szept bruneta wyjątkowo nienachalnie wyrwał go z zamyślenia. Choć spokojny nadal był pełen obawy i najpiękniejszej troski. Łowca nawet nie spostrzegł, gdy z jego własnych ust zszedł błogi uśmiech, a zastąpiło go jedynie zmartwienie. Pewne rzeczy przychodziły zbyt spontanicznie, aby można było je ukryć.

I z tego niuansu skorzystał właśnie Katsuki, obserwując go najstaranniej, jak potrafił. Uważał, że był mu to po prostu winny, absolutnie nie przyjmując do wiadomości tego, że absolutnie nie to było jego motywem. Wewnętrznie nadal nie oswoił się z uczuciem, które kiełkowało w jego sercu.

- Ależ skąd! W jak najlepszym... twoja obecność czyni cuda! Na dobrą sprawę nawet nie czuję tego ramienia, daję słowo. - zapewnił, plując sobie w brodę za to, że cokolwiek dał po sobie poznać. Jego rozterki były ostatnią rzeczą, o której chciał mówić. Śliczna główka jego sympatii nie była na takie zmartwienia. Przynajmniej nie teraz, kiedy obaj potrzebowali chwili spokoju. Każdy z nich przecież coś utracił. Yuri - przyjaciela, a Victor - prawdopodobnie pełną sprawność w ręce. Choć dla tego drugiego paradoksalnie był to swego rodzaju ratunek, a nie zwykłe przekleństwo.

- Mi możesz powiedzieć... Jeśli tylko będziesz chciał. Będę czuł się źle z tym, że coś przede mną ukrywasz. - odburknął. Zachowywał się w ten sposób prawdopodobnie po raz pierwszy w swoim życiu. Nie miał przecież innej okazji i choć nie wiedział, czy cokolwiek z tego jest właściwie pozwolił, aby kierowało nim ludzkie przeczucie. To stało się niemal samoistnie, wystarczyło że na niego spojrzał. Zaledwie kątem oka. Krótkie spojrzenie rzucone ukradkiem popchnęło go do działania.

A był w nim tak rozczulająco niewinny, że Victora zaczęły nachodzić adekwatne do tego wątpliwości. Może jednak powinien podzielić się z nim rozterkami? Przecież mógł to zrobić delikatnie, ukrywając przy tym niektóre bardziej problematyczne fakty. Selekcja powinna wystarczyć, aby uchronić bruneta od niepotrzebnych zmartwień. Jednak zanim Victor całkowicie się do tego przekonał, zerknął niepewnie na zakryte opatrunkiem ramię. Poruszył nim nieznacznie, utwierdzając się w tym, że to, co czuje podczas tego, nie jest już właściwie bólem, a jedynie błahym dyskomfortem. Nie było rady, nic z tego nie było zaledwie wyobrażeniem. Dzięki temu jednak zebrał się w sobie, biorąc dla uspokojenia dwa głębokie wdechy.

Nic z tego. Nie zdążył wypowiedzieć nawet słowa, nie było na to czasu. Dźwięk łamanej gałęzi dotarł do jego uszu jedynie o sekundę później, niż do Yuriego. Odgłosy ludzkich stóp - dwie.. nie, aż trzy osoby zmierzały w ich stronę. Poderwał się z werandy szybciej niż chociażby o tym pomyślał. Odruchowo pociągnął za sobą bruneta, zasłaniając jego sylwetkę własnym ciałem. W tym wypadku nie było czasu na ucieczkę - broń dystansowa na tym etapie już by do nich dotarła. Jego decyzja była zatem wręcz oczywista: chronić względu na cenę i pomimo protestów. Bo chłopak wcale nie zamierzał pozostać biernym.

Oddychając łapczywie, próbował wysunąć się na przód, wbrew woli przytrzymującego go stanowczo ramienia. Był gotów przyjąć wszystko na siebie.

Żaden atak jednak nie nadszedł, a kroki, zamiast ucichnąć, stawały się coraz wyraźniejsze. Nie wyglądało na to, aby komuś zależało na tym, aby ich zaskoczyć. Wręcz przeciwnie - oczywisty hałas wyglądał jak swego rodzaju forma zapowiedzi. Zdradzenie swojej pozycji, było jawnym wyzbyciem się przewagi. I faktycznie nic z tego nie było podstępem, a jedynie pokojowym posunięciem. Nim jednak obaj zdołali się o tym przekonać, nerwowo wpatrywali się w otaczającą ich zieleń. Istotny ruch dostrzegli dopiero po pewnym czasie, gdy pomiędzy sosną, a masywnym iglakiem mignął im nienaturalny dla środowiska karmazyn. Mała dziewczyna w towarzystwie rudowłosej kobiety i starca przedzierała się przez jeżyny, usilnie próbując nie upuścić niesionego w dłoniach koszyczka.

Ten mały pochód wyglądał naprawdę niegroźne, jednak Victor nadal nie potrafił się rozluźnić. Napięty jak struna, śledził każdy ich ruch, nie pozwalając, aby Yuri chociażby się za niego wychylił. Trwał w zabójczym otępieniu aż do momentu, w którym trójka ludzi nie przystanęła w zdecydowanie zbyt bliskiej odległości od werandy.

- Czego tu? - warknął, obrzucając ich agresywnie chłodnym spojrzeniem.
Najmłodsza dziewczynka drgnęła przez to niespokojnie, bojąc się unieść podbródek. Wpatrywała się w swoje ciżemki nadwyraz uparcie, próbując zignorować obecność łowcy. Paradoksalnie to jego obawiała się bardziej, w obliczu paraliżującego wzroku burzowych tęczówek wilczy chłopak nie wydawał się jej już aż tak straszny. I gdyby nie ciepła kobieca dłoń spoczywająca na jej ramieniu, już dawno czmychnęłaby z powrotem pomiędzy chaszcze. Taka już była - niezdrowo tchórzliwa. I często sprowadzała przez to na innych kłopoty.

- W naszej intencji jest zawrzeć pokój... I złożyć na ręce wilczego chłopaka najszczersze przeprosiny. - to starzec jako pierwszy zebrał się na odwagę, aby ujawnić swoje zamiary. Jego łagodne i pewne spojrzenie, hardo spoczywało na Nikiforovie, prosząc go o chwilę należytej uwagi.

Obawiał się jedynie tego, że zostanie źle odebrany bądź, co gorsza nie będzie miał szansy, aby wszystko wyjaśnić. Bo absolutnie nie oczekiwał wybaczenia ani jakiejkolwiek innej tego typu rzeczy, nie potrafił być aż tak zuchwały. Odebranego życia nie dało się zwrócić nawet najbardziej kwiecistymi słowami. Nic nie było w stanie osłodzić goryczy w obliczu śmierci niewinnego stworzenia. Pragnął jedynie móc się pokajać, zobowiązany wobec wielkiego wstydu wynikającego z bezmyślnego i okrutnego postępowania własnego gatunku.

Był winny tak samo, jak obojętni na działania sołtysa mieszkańcy wioski. Czasu nie dało się cofnąć, ale jego powinnością było zadbać o ich wspólną przyszłość.

- Pokój? Przeprosiny? Nie powinno was tu być, nie macie prawa po tym wszystkim...- Nikiforova ogarnęła wściekłość, nie myślał logicznie. Zaślepiony przez oplatające go ściśle burzliwe uczucia, uważał ich śmiałość za zwykłą bezczelność. Obrzydzony kłamstwem i bezwzględnością ludzi miał ochotę wypędzić ich z lasu w mało przyjemny sposób. Ciężko było mu myśleć inaczej, gdy rozpaczliwy płacz Yuriego nadal pozostawał głęboko w jego pamięci.

Chłopak nie stracił jedynie przyjaciela, stracił też cząstkę siebie, której ubytek można było dostrzec w jego oczach wypełnionych tęsknotą. Victor widział to wszystko za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały. Był wobec tego bezradny i właśnie to było powodem jego zgryzoty.

- Zdaję sobie z tego sprawę łowco... Me serce trawi wielki smutek i wstyd. Nic z tego nie powinno się wydarzyć ani wtedy, ani w przyszłości. Dlatego zależy mi na bezpieczeństwie istoty, którą przyszło nam tak okrutnie skrzywdzić. - szepnął, z żalem wpatrując się w zakryte bandażem ramię. Rozumiał jego niechęć, nie mogło być inaczej. Nie zamierzał jednak się wycofać. Cierpliwie czekał.

Jego trud się opłacił, bo słowa, które nie potrafiły dotrzeć do łowcy, znalazły miejsce w sercu wilka. Yuri zdecydował, że to najwyższy czas, aby i on się odezwał. Pewny swoich działań, ułożył ostrożnie dłoń na zdrowym barku Victora, gładząc go czule. Zwrócił tym na siebie jego uwagę, czego właśnie potrzebował. Gdy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się łagodnie, aby go uspokoić. Wiedział, że tylko w ten sposób odpuści i wcale się nie mylił. Z lekkim ociąganiem pozwolił mu wychylić się zza jego pleców i tym samym stanąć z ludźmi oko w oko.

Dopiero wtedy cała trójka po raz pierwszy mogła przyjrzeć mu się dokładnie. Najbardziej natarczywie zrobiła to najmłodsza dziewczynka, ta sama, którą niejednokrotnie niechybnie przestraszył w lesie. Jej złote loczki zafalowały, gdy ta w niedowierzaniu potrząsnęła głową. Nie było w nim nic ze smolistego wilka, którego tak się obawiała. Wyglądał zwyczajnie zupełnie jak większość chłopców w wiosce.

Rudowłosej za to nawet wpadł w oko, oczarowana jego sylwetką i dzikim spojrzeniem z wrażenia aż rozchyliła usta.

Niewiele osób widywało go w tej postaci, nigdy przecież nie ujawniał jej wśród ludzi - bywało to zbyt niebezpieczne. Zawsze się tego obawiał, jednak dzisiaj czuł się z tym wyjątkowo dobrze. Czy to za sprawą obecności Nikiforva, czy własnego spokoju ducha, odważył się po prostu zaprezentować.

- Mam na imię Yuri, starcze. I jestem w stanie was wysłuchać, ale nie dla własnego dobra, tylko dla dobra tego lasu. Tylko na nim mi zależy. - brzmiał w swoich słowach nadwyraz majestatycznie, mimo tego, że jego głos jednocześnie był nadwyraz melodyjny. Miał w sobie pewien pierwiastek magi, który dowodził temu, że to właśnie on jest opiekunem lasu. Przedstawił się z wyraźnego powodu - Nie był przecież jedynie istotą, pozbawioną rozumu i chciał to zakomunikować, aby pozbyć się niedomówień. Bo to właśnie przez nie potraktowali go jak bezmózgą bestię.

- W twojej intencji leży, aby wydać nam warunki. Nie śmiałbym niczego sugerować, nie mamy zresztą do tego prawa. - zaznaczył, umywając się od wszelkiej decyzyjności. Tak było lepiej. Nie mogli przecież rościć sobie praw do ani jednego skrawka tej ziemi.

Brunet ani chwili się nad tym nie zastanawiał, już od dawna wiedział, czego tak naprawdę potrzebował jego las - bezpieczeństwa i spokoju.

- Bezwzględny zakaz polowań i szacunek dla leśnych zasobów będzie dla mnie wystarczający. Choć to nie oznacza, że zrezygnuje z doglądania podległych mi terenów, będę się zawsze przyglądał. Na moje zaufanie musicie sobie zasłużyć. - jego życzenia były proste, ale kryły w sobie także ostrzeżenie. I choć nie były wypowiedziane ze zbytnią wrogością, starzec odczytał ich znaczenie. Nie ukrywał sam przed sobą, że zakaz polowań nie zostanie w wiosce przyjęty z entuzjazmem. Większość ludzi nie była pacyfistami, zależało im za to jedynie na własnym dobrobycie. Wykorzenienie z nich owych przekonań było żmudną pracą. Jednak odkąd sołtys został wygnany, mogło być to o wiele łatwiejsze niż wcześniej.

- Twoje warunki zostaną spełnione, ale nie mogę obiecać, że żaden mieszkaniec nie spróbuje się temu sprzeciwić. Ich przyzwyczajenia są jak chwasty, które trzeba wyplenić. Starszyzna wyda oficjalny zakaz i będzie temu przeciwdziałać, ale tutaj potrzeba również i twojego udziału.- wyznał, krzywiąc się lekko. Poproszenie o pomoc wcale nie było czymś, co chciał uczynić, ale nie miał wyboru. Musieli współpracować, nawet jeśli obecny tu łowca zamierzał zabijać ich za to spojrzeniem. Już na pierwszy rzut jego twarz nie wyrażała zadowolenia, a on sam miał zamiar się odezwać. Brunet zwyczajnie go ubiegł.

- Zgadzam się, ale z zastrzeżeniem do decydowania o zakresie mojego udziału. - mruknął, choć wcale nie miał ochoty na widywanie ludzi częściej niż dotychczas. Poza Victorem i jego przybraną babcią nikt nie zasłużył sobie na jego sympatię.

Staruszek poczuł ulgę, pozwolił sobie nawet na nikły, łagodny uśmiech. Natychmiast pomyślał o tym, aby przypieczętować ich pojednanie uściskiem dłoni - tak jak należy. Śmiało wyciągnął ją przed siebie, nie zamierzając obruszyć się, gdyby nie została uściśnięta. Ich zapas szczęścia i tak został znacznie nadszarpnięty, nie śmiał liczyć na więcej.

I słusznie, bo choć Yuri w pierwszej chwili pomyślał o tym, aby wymienić się uprzejmością ze staruszkiem, chwilę potem z tego zrezygnował. Jednak nie ze względu na siebie, a na Victora, którego obawy stawały się niemal materialne. Podejście do ludzi w tej postaci nie wchodziło w grę - był zbyt bezbronny. Sprawa miała się jednak nieco inaczej, gdy spojrzało się na to przez pryzmat jego zwierzęcej strony. Nie dbał o to, czy kogoś tym przestraszy, po prostu uznał, że muszą oswoić się także i z tym. Skupił się na swoim instynkcie, wsłuchał się w niego tak, jak zawsze to robił. Przymknął powieki, biorąc w płuca jeden przeraźliwie głęboki wdech. Znajome ciepło skłoniło go, aby postawił pierwszy krok w przód. Wystarczyły sekundy, aby jego przednie łapy spotkały się z miękką warstwą igliwia tuż przed werandą.

Po swojej prawej stronie usłyszał dziewczęcy pisk. Zeskoczył, nie zważając na niego. Dopiero, gdy stanął przed staruszkiem, otworzył swoje zwierzęce oczy, zadzierając nieco smolity łeb ku górze. Mężczyzna mimo lekkiego przerażenia nie cofnął ręki, nadal wyciągał ją ku Yuriemu, starając się opanować jej drżenie. Wilk sapnął, nawet gdyby chciał, nie mógł się pokrzepiająco uśmiechnąć. Zamiast tego pośpieszył się z działaniem.

Uniósł wyżej łeb, idealnie na wysokość dłoni. Ostrożnie trącił ją nosem, a kiedy ta w impulsie powędrowała w górę, pozwolił, aby starzec ułożył ją na jego głowie. Szorstkie palce musnęły jego miekką sierść na wysokości czoła, aby zaraz potem zamrzeć w bezruchu. To było coś więcej niż zwykły uścisk dłoni. Yuri traktował to, jak obopólny wyraz największego szacunku. W ten sposób postawił się z człowiekiem na równi, obiecując mu nierozerwalność zawartego pomiędzy nimi porozumienia.

Sam gest nie trwał jednak zbyt długo - wilk wycofał się po kilku niezbyt długich sekundach. W końcu nadal nie przywykł do takiego dotyku. Na odchodnym posłał starcowi jedynie łagodne spojrzenie, tłumiąc w sobie chęć ucieczki. Przełamywanie własnych barier nigdy nie było dla niego przyjemne, ale doskonale wiedział, że to konkretne niesie za sobą coś bardzo potrzebnego - zarówno dla niego samego, jak i dla otaczającej go przyrody. A sam człowiek też był jej częścią, czego nigdy nie powinien był odrzucić.

●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:

Miło jest w końcu zabrać się w sobie i napisać kontynuację... trochę to trwało, ale cóż... no bywa :p

Powiem tylko jeszcze, że to nie koniec. Przybędzie tu w najbliższym czasie jeszcze rozdział nr 10, epilog (choć nie było prologu xD) i rozdział bonusowy, opowiadający historię pewnej kąpieli... ;)

Trzymajcie się ciepło i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro