8. Lekarstwo na samotność
W życiu zdarzają się takie momenty, kiedy za wszelką cenę nie chcemy być sami. Potrzeba bliskości przeważa nad każdą inną dotąd nam znaną i zmusza nas wręcz do obcowania z drugą istotą. W taki życiowy niuans wpadł właśnie Victor, niemogący znieść chłodu pachnącej drugim człowiekiem pościeli. Na dobrą sprawę nie został jeszcze sam, lecz już oczami wyobraźni potrafił sobie zobrazować to uczucie. Nie był z niego zadowolony i dałby wszystko, aby jednak nie musieć go doświadczać. Wiercąc się niespokojnie pod puchowym okryciem, wzdychał i stękał cicho za każdym razem, gdy nowo przybrana pozycja okazywała się niewygodna. Kurczowo zaciśnięte powieki uparcie wracały do monotonnego spoglądania na sufit mimo prób ich poskromienia. Jego twarzy była czystym obrazem nędzy i rozpaczy w najbardziej teatralnym wydaniu. Wszystko w nim mówiło ,,spójrz na mnie" ,,tutaj jestem" ,,zwróć na mnie uwagę".
Zachowywał się zupełnie jak dziecko wołające o chwilę atencji.
Wbrew pozorom Yuri nie był tym zirytowany, poszedł w nieco inne odczucia sklasyfikowane jako rozczulenie. Victor był po prostu uroczy w swojej dziecinnej prostocie. Domagał się rzeczy z lekką nutą subtelności, licząc, że jego potrzeby nie zostaną odebrane jako nachalne.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie na samą myśl o jego marnych próbach bycia dyskretnym - był nazbyt oczywisty.
- Może z tobą zostanę? - zaproponował jak gdyby przypadkiem, uśmiechając się przy tym niewinnie. Na dobrą sprawę wcale nie musiał o to pytać, ale miał ochotę wziąć udział w jego małym spektaklu. Z wielką radością patrzył, jak Nikiforov udaje zaskoczenie, tłumiąc w sobie nachalne podekscytowanie. Wewnętrznie skakał wręcz z radości, lecz z zewnątrz próbował spreparować powagę. W rezultacie na jego ustach pojawił się osobliwy grymas nieprzypominający ni to uśmiechu ni obojętności.
- Jeśli nie jest to dla Ciebie problem. Ja oczywiście na nic nie nalegam- zapewnił tak kłamliwie, jak tylko potrafił. Jeśli tak wyglądało ,,nie naleganie" to aż strach pomyśleć jak wyglądało to bez ,,nie" na początku. Victor przecież nie musiał używać słów, aby skłaniać kogoś do czegoś, same jego niewerbalne poczynania w zupełności wystarczyły. Ten człowiek był wprost fenomenalny i niepokojąco różnorodny w swoich zachowaniach. Ciężko było powiedzieć, że jest łowcą, gdy kompletnie się go nie znało, był zbyt pogodny, upierdliwy i uparty, jak na kogoś, kto musiał posługiwać się zabójczą precyzją. Nie wspominając już o jego szczeniackich flirtach i zaczepkach.
Yuri mając to na względzie, pozwolił sobie na rozbawione parsknięcie. Ciężko było mu udawać, że zagrywki Nikiforova nie wywierają na nim żadnego wrażenia. W zasadzie nie mógł wyjść z podziwu jak tak oczywisty i nachalny sposób, mógł w tak nieoczywisty sposób skłonić go do pozostania. Bo naprawdę nie miał tego w planach. Miał kilka spraw na głowie i mogło by się wydawać, że to one pozostaną priorytetem. Widocznie jednak świat chciał inaczej, a raczej Victor chciał, a jak Victor chciał to po prostu miał. Urok osobisty potrafił być skuteczną bronią. Nie każdy potrafił się przed nim bronić, a brunet był jedną z takich osób. Uległ, bo był w gruncie rzeczy na to podatny, choć wykrzesałby z siebie odrobinę protestu, gdyby wiedział na, co się pisze.
Bo mówiąc ,,zostanę z tobą" wcale nie miał na myśli ,,będę spał z tobą w jednym łóżku i to całą noc". Tylko, że srebrnowłosy interpretował słowa na swój własny sposób i nijak swojej wizji nie zamierzał zmieniać. A wręcz przeciwnie był zdeterminowany, aby ją wyegzekwować. Podnosząc zachęcająco skraj kołdry, uśmiechał się słodko, lecz tym razem nienachalnie. Po prostu cierpliwie czekał, nie przejmując się tym, że robi mu się coraz zimniej. Jak się okazało ten nieistotny z pozoru szczegół, okazał się jego kartą przetargową. Katsuki miał zbyt miękkie serce, aby tak po prostu zignorować to, że jego nieokryte niczym ramię drży z powodu chłodu.
- I co ja mam z tobą zrobić? Jesteś niemożliwy - mruknął, wzdychając cicho pod nosem. I choć miał obawy, co, do tego wszystkiego, posłusznie jak na grzecznego chłopca przystało, skierował się tam, gdzie nakazywał mu mężczyzna. Nie, żeby zrobił to śmiało, wręcz przeciwnie, ociągał się niemiłosiernie, starając się odwlec moment dotarcia do celu. Na Nikiforova nie patrzył, bojąc się, że wprost utonie w tym pięknym lazurowym błękicie, a przez to zrobi rzeczy, na które normalnie by się nie odważył. Choć dziś, czy tego chciał, czy nie mógł wykazywać zachowania nieco odważniejsze niż zazwyczaj. W końcu jak każdy porządny wilk, był w zażyłej i toksycznej relacji z księżycem. Krótko mówiąc - zbliżał się ten czas w miesiącu, gdy podczas tej jednej jedynej nocy urywał mu się film. I to nie tak, że o tym zapomniał, co to, to nie. Takie rzeczy zawsze odnotowywał trwale w pamięci. Po prostu według jego osobistego kalendarza zmierzch ten przypada dokładnie na jutro. Z tego powodu właśnie, nie było się czym martwić, nie było z nim jeszcze aż tak źle.
To, że wpakował się pod kołdrę z dziwną lekkością na duszy, jeszcze o niczym nie świadczyło.
Mimo wszystko jego ruchy były wyjątkowo ostrożne, a umysł jasny i przejrzysty jak grudniowe powietrze. Chłopak spiął się nieco, gdy zmuszony do znalezienia sobie wygodnego i bezpiecznego miejsca, ułożył głowę na zdrowym ramieniu Victora. Sukcesem było to, że w ogóle to zrobił.
A Nikiforov w tym czasie nie posiadał się wprost ze szczęścia. Miał wielką ochotę w euforycznym odruchu zmiażdżyć bruneta za sprawą uścisku. Tylko, że potrafił uczyć się na błędach - wspomnienie ostatniego pochopnego kroku wystarczyło, aby nie działał zbyt szybko i nachalnie. W zasadzie po prostu znieruchomiał, czekając aż Katsuki ułoży się w sposób, który najbardziej będzie mu pasował. Odliczając w myślach sekundy, błądził wzrokiem po suficie, aby tylko odwlec swoje spojrzenie od smolistej czupryny. Ani nie stęknął, ani nie jęknął, gdy przez przypadek jego drugie ramię zostało mimowolnie poruszone. Czekał grzecznie, a nawet za grzecznie jak na swoje możliwości.
Gdy w końcu nadszedł ten czas, w którym chłopak zaprzestał szamotaniny. Dopiero wtedy Nkiforov odważył się na niego spojrzeć.
Powoli, nawet dość nieznośnie, skierował swój podbródek ku dołowi, skupiając na widoku Yuriego całą źrenicę. Nie spodziewał się w żadnym wypadku, że dwa piękne bursztyny będą wpatrywać się w niego z nie mniejszą gorliwością i tajemniczością. Choć było w tym spojrzeniu coś jeszcze- subtelna dzikość i czyste uwielbienie. Mężczyźnie aż zaschło w ustach, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie właśnie się znajdują. Nie mógł oderwać od nich wzroku, jego oczy były zbyt niesamowite. Jak takie coś mogło być w ogóle możliwe?
- Yuri... dlaczego masz tak piękne i duże oczy? - szepnął, z trudem przełykając resztki nagromadzonej w ustach śliny. To pytanie wydawało się kompletnie absurdalne - pozbawione sensu. Możliwe, że nie było na nie odpowiedzi, w końcu natura nie miała w tym żadnego celu ani utartych schematów. Stworzyła go takim, jakim jest bez specjalnych powodów czy planów. Mimo to chłopak postanowił podjąć się konwersacji, kryjąc łobuzerski uśmieszek cisnący mu się na usta. Zamierzał powiedzieć coś, co Nikiforov prawdopodobnie pragnął usłyszeć.
- Po to, aby cię bardzo dobrze widzieć- odparł, zawadiacko trzepocząc rzęsami tylko i wyłącznie po to, aby zwrócić na swoje tęczówki jeszcze więcej uwagi. Chciał go omamić, ściągnąć na skraj zachwytu, gdzie zaczyna się coś więcej niż uwielbienie. Nie zdawał sobie jedynie sprawy z tego, że poza świadomością popychał go do tego również instynkt. Katsuki nawet nieświadomie widział, że mężczyzna leżący obok jest wprost bezbronny i za sprawą tego właśnie uczucia poczuł potrzebę, aby go zdominować. Zwierzęcy pierwiastek dokuczał mu z coraz to większą częstotliwością. Nawet on sam nie do końca się tego spodziewał. Nigdy bowiem nie doświadczył uczucia, jakie towarzyszyło wilkom tuż przed pełnią, gdy obok nich znajdował się inny człowiek. W żaden sposób nie potrafił przewidzieć tego, co się wydarzy, po prostu tym razem dał się ponieść, za nic mając ewentualne ryzyko.
Victor powoli zaczynał to wszystko odczuwać, jego wyczulone zmysły w całości skupione na osobie, którą miał przed sobą wychwyciły subtelną zmianę już jakiś czas temu. Powietrze pomiędzy nimi wprost zgęstniało, a on nieubłaganie dawał się pochłonąć wpływowi z zewnątrz. Nie miał powodu do tego, aby z tym walczyć. Był ciekaw tego jakie uczucie towarzyszy ofierze w obliczu niebezpiecznego drapieżnika. Kontynuował więc tę małą grę słów, czerpiąc z niej przyjemność.
- A dlaczego masz tak piękne i smukłe dłonie? - kolejne pytanie uszło z jego ust równie naturalnie, co poprzednie, opierając się na kolejnej części ciała chłopaka, którą zdążył obdarzyć uwielbieniem. Zamierzał go sprowokować, dłonie wybierając nieprzypadkowo. Przypuszczał, że ich nadmienienie zwróci uwagę Yuriego na rzeczy, które mógł nimi wykonać. Gdy tylko poczuł chłodne opuszki palców na swoim policzku, już wiedział, że ma rację. Zgrabne palce Katsukiego obrysowały kolejno dokładnie jego żuchwę, podbródek, nos i oba policzki, ostatecznie kreśląc podłużny ślad na jego szyi.
Victora przeszedł przyjemny dreszcz, gdy ciepło dłoni chłopaka połaskotało go w obojczyk, rozprzestrzeniając się zaraz potem na zdrowe ramię. Upajał się dotykiem, nie mogąc uwierzyć, że brunet nareszcie w pełni odważył się na coś takiego.
- Po to, aby cię dotykać - wymruczał, zupełnie tak jak gdyby to stwierdzenie były więcej niż oczywiste. I właśnie w tym momencie Nikiforov mógłby przysiąc, że wprost zmiękły mu kolana. Całe szczęście, że znajdował się w pozycji, w której nie miało to większego znaczenia, bo znów byłby w obliczu upadku. Podekscytowany tym, że jego sztuczka zadziałała, zapragnął pchnąć go do czegoś więcej. Kolejnym punktem zaczepienia okazały się więc usta - ułożone w zachęcającym łobuzerskim uśmiechu.
- A... dlaczego masz tak piękne, pełne i miękkie usta? - ostatnie pytanie zasiało zamęt. Przełamało ostatnią barierę, jaka pomiędzy nimi pozostała. Tym razem wszystko dążyło do tego, aby zrobili to właściwie. Bo to właśnie Yuri miał zainicjować wiszący nad nimi pocałunek. Czekał na to - od samego początku. Odrobina odwagi i odpowiedniej kwarty księżyca, otworzyła go na nowe doznania. Jego wykrzywione w uśmiechu wargi nigdy nie były tak powabne, jak dziś.
- Po to, aby Cię zjeść- wymruczał, przejeżdżając końcówką języka po spierzchniętych ustach. Od tego momentu odległość pomiędzy nimi zaczęła się kurczyć. Sukcesywnie zmniejszała się, aby na samym końcu wynosić okrągłe zero. Ich wargi przylgnęły do siebie w akompaniamencie cichego wspólnego pomruku. Srebrnowłosy wręcz sapnął, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie ma kontroli nawet nad pocałunkiem. Usta Yuriego tłamsiły go swoją gwałtownością, napierając na niego całą swoją słodyczą. Gorący język badał jego podniebienie, a zwierzęce warknięcia nie pozwalały mu się poruszyć. I to wszystko... to wszystko było wręcz oszałamiająco wspaniałe. Doznania były tak intensywne, że nawet ból ramienia nie był w stanie ich przyćmić.
Żadnej z tych rzeczy, których doświadczał, nie spodziewał się nawet w najsprośniejszych snach. Więc, gdy poczuł rękę chłopaka na swoim udzie, kompletnie stracił rozsądek. Zaczynał podejrzewać, że to wszystko po prostu mu się śni. A jeśli faktycznie tak było, to był to jeden z najrealistyczniejszych snów, jakich kiedykolwiek doświadczył. Istne szaleństwo. Powoli brakowało mu tchu, co również okazało się dla niego kuriozalne. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby nie mógł dotrzymać komuś kroku w tej kwestii. Musiał przerwać pocałunek z własnej inicjatywy, odsuwając od siebie Katukiego z cichym jękiem na ustach.
Ani jemu, ani brunetowi wcale się to nie spodobało, ale płuca Nikiforova tak desperacko domagały się powietrza, że jeden głęboki wdech nie wystarczył, aby uzupełnić zapas tlenu. Mężczyzna wziął więc aż cztery, przymykając lekko powieki. Naprawdę się zmęczył, a cieknąca z kącika jego ust strużka śliny, była najlepszym dowodem na to, że miał takie prawo. A może była to kwestia jego stanu zdrowotnego? Bo faktycznie fizycznie nie czuł się najlepiej, przestrzelone ramię nadal nie doszło całkowicie do siebie pomimo interwencji Yurio. Nie chciał tego przyjmować do wiadomości, bo oznaczało to tyle, że nie da rady należycie zaangażować się w bieżącą sytuację.
A co najgorsze, Katsuki właśnie to zauważył. Wskutek czego jego zapał nieco ostygł, gdy do głosu znów doszedł zdrowy rozsądek. W końcu uważniej mu się przyjrzał, dostrzegł kropelki potu na jego skroni, lekki grymas bólu na ustach, drżenie zranionej kończyny. I właśnie na tej podstawie mógł stwierdzić, że się zapędził. Odrobinę przez to spanikował. Jeszcze nigdy w takiej sytuacji nie dał dojść swojemu zwierzęcemu pierwiastkowi do głosu. I widocznie nie powinien był tego robić.
- Victor.... na dziś wystarczy - szepnął, kładąc jedną z dłoni na Nikiforowym policzku. Pogładził go ostrożnie opuszkiem kciuka, tym samym skłaniając go do otwarcia oczu. Bardzo smutnych oczu. Bo mężczyzna wcale nie chciał tego kończyć. Chciał być blisko, zaprzeczyć wszystkiemu, zaprotestować, zrobić wszystko, aby tylko Yuri znów go w ten sposób pocałował. Było im przecież tak wspaniale. Naprawdę pragnął wyrazić sprzeciw, zbuntować się, może i nawet przejąć inicjatywę, ale brunet nie zamierzał tego zaakceptować. Przerwał mu, nim chociaż jedno słowo zdołało ulecieć z ust łowcy.
- Wrócimy do tego innym razem. Teraz musisz odpocząć- rozkazał. Zamierzał tego przypilnować, w zasadzie obu tych rzeczy. I tylko jego zdecydowanie wraz z cichą obietnicą, zdołały powstrzymać Victora od popełnienia nierozsądnych rzeczy.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
● Wpadłam tutaj na chwilkę, aby oddać rozdział jako prezent na gwiazdkę w wasze ręce. Kończyłam go w pośpiechu, dlatego może mieć trochę błędów.
Mam nadzieję że mimo wszystko wam się spodoba ;)
Pozostaje mi tylko życzyć wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro