Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Agresywna wróżka i zafajdana wiewiórka

Słodkie katusze - tylko tak Yuri mógł nazwać to, co bezwstydnie jawiło się tuż przed jego oczyma. Do dziś chłopak nie przypuszczał, że męskie plecy i klatka piersiowa mogą wzbudzić w nim tak skrajnie intensywne odczucia. Zwykłe mięśnie drżące przy każdym dynamicznym ruchu ramion i głuchy trzask metalu uderzającego o drewno, były dla niego niczym niejeden najpiękniejszy leśny spektakl. I ta kredowo-biała skóra lśniąca od kropelek potu, leniwie po niej spływających. Czyste piękno i subtelny wyraz męskości.

Victor wiedział, jak wykorzystać podstępnie swoje atuty, zmuszając bruneta do ukradkowych westchnień. Czekoladowe ślepia chłopaka uważnie śledziły go wzrokiem, niespecjalnie mając ochotę, na podziwianie czegokolwiek innego. Uwiódł go na płaszczyźnie estetycznej, a następnym krokiem była ta uczuciowa. Zaplanował to sobie, jak na jego analityczny umysł przystało. W tym wypadku to on zdecydowanie był tutaj wilkiem, a Yuri był zaledwie bezbronną owieczką, którą miał zamiar posmakować i pożreć.

- Yuuuuuri.... powinieneś zacząć nosić drewno do szopy. Sporo się go nazbierało, kiedy mnie podziwiałeś - zachichotał, z wielką satysfakcją wpatrując się w siarczysty rumieniec kwitnący na bladym licu jego leśnego chłopca. Ohhh zawstydzanie go, było jedną z lepszych rzeczy, jakich robił w swoim nędznym życiu. Dostarczało mu tylu przeróżnych, pozytywnych odczuć i emocji. Świat wydawał się wtedy być tak nienaturalnie kolorowy, a myśli o samotności nie śmiały nawet próbować go zaszczycić. Katsuki był lekarstwem na najważniejszy z jego lęków, więc jak mógłby go tak po prostu zostawić? Jego natura łowcy dawała o sobie znać, wręcz zmuszając go do działania. Już upatrzył sobie swoją bezbronną ofiarę, więc właśnie nadszedł czas, aby ją upolować.

Jego lazurowe spojrzenie również, równie uważnie śledziło ruchy chłopaka. Chciał poznać ich anatomię, intensywność i gwałtowność. Bez takiego przygotowania mógł polec, czego zdecydowanie by nie chciał. Na pozór wiotkie ramiona Yuriego zbierały swobodnie drzewce, wytrzymując ich niemały ciężar. I mimo że robił to wszystko w zażenowanym pośpiechu, nie tracił na precyzji. Wytrzymały i zwinny- taki osąd wydał Victor, zaledwie analizując te sytuację na pierwszy rzut oka.

To były cenne informacje, choć w swojej prostocie mogły ujmować mu wnikliwości. Te dwie cechy rzucały się wręcz w oczy, a mimo to Katsuki nadal nie był ich świadom. Jego niewiedza mogła działać na korzyść Victora, jak i również w zastraszającym tępie mogła obrócić się przeciwko niemu.

Ostrożny i uświadomiony zdobył się na swój figlarny plan, podążając niemal bezszelestnie za chłopakiem. Yuri w ludzkiej postaci nie słyszał tak doskonale, jak w tej zwierzęcej. Łatwo było go zatem oszukać i zmylić, stawiając stopy w odpowiednich nienarażonych na wyraźny dźwięk miejscach. Brunet zaabsorbowany znaczną naręczą niesionego drewna, nie pomyślał nawet o tym, aby spojrzeć za siebie. Chciał jak najszybciej oddalić się od obiektu swojego zawstydzania, aby ukryć swoje zażenowanie. Skąd mógł wiedzieć, że to, co miało się wydarzyć, wpędzi go w jeszcze większe onieśmielenie.

Drzwi szopy były otwarte, nikt nigdy nie kłopotał się, aby było inaczej. Kradzieże w tej części lasu były niemal niemożliwe. Ogrom zwierząt wokół dostarczał Katsukiemu specyficznej ochrony, dzięki której mógł monitorować pobliskie tereny. Tym razem jednak trel młodej sójki został przez niego zignorowany przez czyste zamyślenie. A gdyby tylko posłuchał, wiedziałby, że Nikiforov się za nim skrada. Teraz jednak było już na to za późno. Wejście do szopy okazało się zagonieniem siebie samego w kozi róg.

Wilk westchnął z wysiłku, gdy będąc we wnętrzu małego zakurzonego składziku, zrzucił niesiony balast na podłogę. Narobił przy tym rabanu, który był kolejną rzeczą działającą na jego niekorzyść. Już nie miał się, jak obronić, gdyż czas na reakcję pozostał znikomy. Lazurowy błękit pochywił jego sylwetkę w całości, zatapiając sie w czystym uwielbieniu. Usta łowcy drgnęły w rozmarzonym uśmiechu, a on sam poczynił w kierunku swojej ofiary pierwszy krok.

Deski zatrzeszczały złowrogo, gdy Victor umyślnie nastąpił na nie w zdecydowany sposób. Oznajmił swoje przybycie, zmuszając Katsukiego, aby zaskoczony z bijącym mocno sercem, zwrócił się w jego stronę.

Tego właśnie oczekiwał. Nie widząc już przeszkód, jednym powabnym susem doskoczył do bruneta, zmuszając go, aby cofnął się pod ścianę do połowy wyłożoną drewnem. Jego plecy spotkały się z twardą powierzchnią, wyrywając z jego ust zbolały jęk.

Znalazł się w pułapce. W oko, w oko z nieustępliwym drapieżnikiem. Jego oddech z nadmiaru emocji stał się ciężki, ciche rzężenie jego płuc odbijało się echem po pomieszczeniu, zdradzając więcej, niżeli by chciał. Reagował na to intensywnie i choćby próbował zaprzeczyć, pośród burzliwych uczuć pojawiła się i ekscytacja - zwariowana i lekkomyślna zarazem. Jej poziom wzrastał wprost proporcjonalnie do niknącej pomiędzy nimi odległości. Była to tak drastyczna zmiana położenia, że Katsuki w pewnym momencie zmuszony był, oprzeć dłonie na jego nadal nagim torsie Nikiforova. Opuszki jego palców musnęły to miejsce początkowo niepewnie, jakby bojąc się samego dotyku, aby zaraz potem obie ręce mogły w całości prawidłowo spełnić swoje zadanie.

Gorąca, lekko wilgotna skóra łowcy, była zastraszająco ciepła w dotyku. Wzbudzała w nim nieznane jak dotąd emocje- miłe emocje.

- Yuuuri? A co powiesz na małą przerwę- cudowny głos sprowadzony do poziomu seksownej chrypki, rozbrzmiał koło jego wrażliwego ucha. Gorący oddech połaskotał jego policzek, wzniecając w nim przyjemny dreszcz. Przez ułamek sekundy poczuł się tak kuriozalnie błogo. Nie tylko na polu swojej seksualności, lecz także na płaszczyźnie psychicznej. Ciepło drugiej istoty było niesamowite, a Yuri mógł powtarzać to w swoich myślach nawet po tysiąckroć.
Mając na względzie to wszystko, nie potrafił oprzeć się pokusie. Bo mała przerwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?

Nikiforov bez trudu dostrzegł nieme przyzwolenie w pięknych piwnych tęczówkach. Ucieszył się z tego niezmiernie, nawet zbyt gorliwie jak na swój wiek. Cechy osobnika wieku nastoletniego objawiały się w nim z niezdrową, jak dotąd częstotliwością, co mogło wskazywać na przedwczesny kryzys wieku średniego. Na szczęście jego wygląd wcale nie skłaniał się ku temu zjawisku - zabójczo przystojny, w sile wieku i pełni sił witalnych, prędzej przypominał uroczego chłopca niż posępnego staruszka. Dlatego tak ciężko było mu się oprzeć, zwłaszcza gdy twój umysł wypełniony był po brzegi potrzebą bliskości. Victor ją rozumiał, bardziej niż ktokolwiek inny, więc nie miał oporów, aby przylgnąć do chłopaka całym swoim ciałem. Zaskoczony brunet sapnął cicho, gdy jego pośladki mocniej wbiły się w twarde drewno. Dziki dreszcz ekscytacji przebiegł mu po kręgosłupie, łaskocząc przyjemnie jego podbrzusze. Podniecenie mieszało się z fascynacją, a rozmarzony wzrok tonął w kojącym błękicie.

Dłoń na jego lekko zaróżowionym policzku pojawiła się równie niespodziewanie, jak ta na jego biodrze. Łowca pogrywał sobie śmiało, karmiąc się każdą nawet najdrobniejszą reakcją Yuriego. Badał granice jego wytrzymałości, marząc o słodyczy jego miękkich warg. Myśli o ich smaku, teksturze i kolorze znów zaprzątnęły jego głowę, nie dając mu spokoju. Jednak różnica pomiędzy tym a ostatnim razem była kuriozalna. Wtedy nawet nie śmiałby czegoś takiego zrobić, ale teraz? Teraz nie miał żadnych oporów.

Z lekkim uśmiechem na ustach musnął niepewnie jego wargi, prześlizgując się po nich koniuszkiem języka. Zaskoczony Yuri w popłochu wstrzymał przez chwilę oddech, mocno zaciskając powieki. Czuł się z tym dobrze, choć jednocześnie jego dumna i zawstydzenie zakłócały to poczucie przyjemności. Nie wiedział, jak się w tej sytuacji zachować, a to wszystko dlatego, że nigdy nie znajdował się w takiej relacji. Tylko i wyłącznie wrodzony instynkt podpowiedział mu, aby rozchylił usta, pozwalając, aby Nikiforov pogłębił pocałunek.

Sygnał przez niego wysłany był jasny i klarowny, a ciepły i wilgotny język siwowłosego wprost oszałamiający. Katsukiemu z trudem było utrzymać spokojny oddech i rosnące w nim poczucie pożądania. Jego ciało przestało normalnie reagować, dostosowując się do intensywności doznań. Wszystko właściwie szło zgodnie z planem Victora, jednak jedynie do momentu, w którym chłopak wydał z siebie przeciągły jęk. Udo wyższego mężczyzny niemal przypadkowo naparło na krocze bruneta, częstując go czymś zupełnie nowym.

Yuri był zaskoczony, bardzo mocno zaskoczony. Nie do końca rozumiał, co tak naprawdę miało właśnie miejsce. Nie wiedział, czym to było, ani skąd przyszło. Ale to nie tak, że pojęcie seksualności było mu zupełnie obce, po prostu nie był nauczony kilku rzeczy i nigdy nie przypuszczał, że mogła kryć się za tym taka rozkosz. Dreszcz podniecenia był piorunujący, niemal przerażający. Poczucie czegoś tak nowego i intensywnego wzbudziło w nim popłoch. Nie potrafił sobie z tym poradzić, a już na pewno nie był w stanie powstrzymać kolejnego przeciągłego warkliwego jęku, cisnącego mu się na usta.

Czysta rozkosz - tylko to czuł Victor po takim zjawisku.

W a r k n i ę c i e

Słodkie i gorące jak sierpniowe podmuchy wiatru. Rozpływał się pod jego wpływem, wzdychając z uwielbienia pod nosem. Ten chłopak był wprost cudowny, seksowny i tak nieświadomy swoich atutów. Tego nie dało opisać się słowami, wyrazić spojrzeniem, to nie był zwykły podziw, to była po prostu estyma. Szkoda tylko, że tak szybko potrafiła umknąć mu z rąk. Jego rozanielenie rozproszyło go na tyle, że nie zdołał powstrzymać Katsukiego przed ucieczką.

Jak wymknął się spomiędzy jego rąk? Kiedy to zrobił?

Na te pytania nie było odpowiedzi. Zwinność i popłoch chłopaka chlasnęły go brutalnie w twarz, gdy tylko dostrzegł jego brak. Łowca zastygł w bezruchu, zastanawiając się nad sensem własnego istnienia. Przesadził, posunął się za daleko z czystej chciwości i teraz miał tego rezultaty. Został sam jak palec, wpatrując się w zakurzone drewno. Nie tak to sobie wyobrażał. To nie tak miało być.

Musiał to naprawić i właśnie dlatego postanowił za nim pobiec. Szkoda tylko, że z dzwudziestominutowym opóźnieniem.

***

W życiu bywa tak, że nie warto tracić niektórych rzeczy bądź osób z oczu. Przynosi to zbyt wielkie straty i ogrom żałości, nie mówiąc już o poczuciu winy, które pożera nas od środka. Roztropni ludzie nie mieli zazwyczaj takich problemów. I Victor aż do dziś się za takiego uważał. No właśnie do dziś. Czar prysł, gdy mocno zmartwiony wpadł do drewnianego domku, wzrokiem błądząc po pomieszczeniu.

Nie było go.

Nigdzie.

A przynajmniej nie w zasięgu jego wzroku. Cisza panującą wokół również nie wskazywała na to, żeby był w pobliżu. Teraz to Nikiforov wpadł w popłoch. Krzywiąc się, krążył nerwowo po małym saloniku, w skupieniu myśląc, jak pozbyć się zaistniałej w jego sercu żałości. Mógł go prawdopodobnie wytropić, ale las był ogromny, chłopak w nim idealnie rozeznany, a Victor tym razem posiadał dzwudziestominutowy dysonans pomiędzy nimi. Wcześniej mógł po prostu za nim pójść, a nawet przed nim, ponieważ krążąc pierwszy las po tym terenie, zdołał odkryć obecność starego domku. Staruszki co prawda nie był świadom, ale to okazało się być nawet zaletą niżeli by problemem. Ale nie to było tutaj najważniejsze, najważniejsze było to, że bez żadnej pomocy nic nie mógł zdziałać.

Zrezygnowany i sponiewierany przez własną głupotę, postanowił się nieco uspokoić i wykazać więcej zastanowienia w tej sprawie. Niemal na wyczucie powędrował w stronę stołu w jadalni, odsuwając jedno krzesło od stołu. Jego idealne pośladki zbliżały się niebezpiecznie w stronę drewna, kiedy to został w nie wręcz niezauważalne pacnięty. Może i nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że coś małego i upierdliwego nie znalazło się przed jego oczami.

- Chciałeś mnie zabić ty zasrany ptasi móżdżku!? - Victor aż zamrugał dwa razy ze zdziwienia, gdy zdał sobie sprawę, że ma przed sobą około dziesięciocentymetrową latającą blond dziewczynkę. Totalnie się tego nie spodziewał, nawet w najśmielszych snach. A przez to zaczynał podejrzewać, że to wszystko jest jedną dziwną fikcją.

No bo jak wytłumaczyć logicznie istnienie małego człowieka z równie małymi skrzydełkami, majaczącego przed twoimi oczami? Nawet grzybki halucynki nie miały tak intensywnego działania, aby takie coś spowodować.

- Wróżka? - szepnął niemrawo, uważnie badając wzrokiem to zjawisko. A raczej agresywne zjawisko, które zaraz po tym stwierdzeniu trzepnęło go brutalnie w nos.

- Ja Ci dam wróżkę! Wyglądam ci na dziewczynę!? No chyba nie.
Jestem WRÓŻKIEM durniu!
W R Ó Ż K I E M! - wywarczał dość oschle, trzepocząc w złości rękami. Jak na istotę zwaną wróżkiem, nie wyglądał ani trochę uroczo, a chyba powinien. Nie żeby Victor był jakimś wybitnym znawcą w tej dziedzinie, ale bynajmniej nie tak sobie wyobrażał podobne istoty. Te z baśni i jego projekcji myślowych zazwyczaj odznaczały się wybitną uprzejmością i szerokim radosnym uśmiechem. Nie wspominając już o łagodnym usposobieniu. A w tym przypadku coś tu wybitnie poszło nie tak. Albo on żył stereotypami, albo miał do czynienia z jawnym wynaturzeniem.

Dziwna istota zaabsorbowała jego myśli na tyle, że zdołał zapomnieć, co tak naprawdę obecnie stanowi jego zmartwienie. Trwało to jednak chwilę i szybko znalazło swój kres. Kiedy to tylko łowca zorientował się, że ma tuż przed sobą źródło informacji, poruszył się niespokojnie, wpatrując się we wróżka pełnymi nadziei oczami.

- Widziałeś może Yuriego? Był tu? Gdzie poszedł? - zapytał jak gdyby nigdy nic, zupełnie ignorując wcześniejszy wybuch małej istoty i brak odpowiednich przeprosin ze swojej strony. Bądź, bo bądź był nieuważny i prawie doprowadził do makabrycznej katastrofy. Na szczęście nie poczuwał się do winy, tylko i wyłącznie z powodu roztargnienia, a nie z bezczelnej ignorancji. Jego umysł na dobre wpadł w stan nieskładnego popłochu, łaknącego jakiekolwiek remedium na ten myślowy bajzel.

Łowca miał wielkie szczęście, że wróżek potrafił się w miarę opanować, a osoba zwana Yurim, stanowiła nieodłączną część jego codzienności. Co prawda nawykł udawać, że ten chłopak całkowicie go nie obchodzi, ale mało było w tym prawdy. Martwił się jak każdy inny. Zwłaszcza gdy zobaczył szaleńczy bieg Katsukiego w kierunku północnej strony lasu.

- Przyszła po niego jego zafajdana wiewiórka, siejąc istny zamęt. Mówiła coś o jakichś ludziach koło wodospadu i zagrożonym jeleniu. Po tym ten pchlarz wybiegł stąd jak oszalały- wymamrotał, mając nadzieję, że był to jeden z tych fałszywych alarmów. Już nie raz zwykli grzybiarze z sąsiedniego miasteczka wzbudzali zamieszanie wśród zwierząt, nie mając nawet zamiaru robić im krzywdy.

Yurio nie mógł przecież wiedzieć o sytuacji z sołtysem.

Ale Victor wiedział i nic w całym jego życiu nie przeraziło go tak bardzo, jak ta właśnie świadomość.

●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:

Z D Ą Ż Y Ł A M

(No powiedzmy)

IDĘ UMIERAĆ SZCZĘŚLIWIE.

W przyszłym rozdziale będzie dużo akcji. A typowa skleroza Victora obruci się przeciwko niemu. Tylko tyle mogę wyjawić :<

No to widzimy się tutaj za tydzień (oby).

Miłego wieczoru ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro