4. Babcie potrafią zepsuć wszystko
Pozbył się go. Po męczących namowach i obietnicy o ponownym spotkaniu zostawił go w lesie z ulgą, samotnie wracając do domu. Dla pewności wybrał okrężną drogę, pozornie błądząc pośród gęstszych drzew. Mimo wszystko wolał, aby nowo poznany, nieszkodliwy łowca nie znał lokalizacji, do której zmierzał.
Biedna babcia mogła nie wytrzymać charyzmy i bezpośredniości Victora, który z lekkim opóźnieniem zdołał, mu się właściwie przedstawić. Czuł ulgę na myśl, że już kilkaset metrów dzieliło go od upragnionego spokoju. Mała drewniana chatka w środku lasu znaczyła dla niego więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Nie należała jednak do niego, a do uroczej staruszki, która już za młodu przygarnęła go pod swój dach. Zawsze darzyła go szacunkiem i ciepłym uśmiechem zupełnie tak, jak gdyby zapomniała o jego prawdziwej naturze.
Błogi uśmiech przyozdobił jego twarz, gdy jego oczom ukazały się pierwsze lekko poszarzałe, dębowe bele jednej ze ścian. Stąd na ganek było już całkiem niedaleko zaledwie kilka większych kroków. Katsuki pokonał je z niebywałym wdziękiem, nadal tkwiąc w nieszczęsnej karmazynowej pelerynie. Tym razem musiał bardziej uważać, aby zdradziecki materiał nie zsunął się z jego ciała. Nie były to przecież widoki przeznaczone dla oczu kobiety w podeszłym wieku. Skupiony na tej myśli nie zauważył nawet, że na podeście wyjątkowo znajdują się dwie osoby. Nigdy nie miało to miejsca i doszło do niego dopiero wtedy, gdy rozpoznał w jednej z osób Victora.
Gdyby jego szczęka posiadała takowe skrajne właściwości, z hukiem gruchnęłaby o ziemię.
Tego się nie spodziewał nawet w najśmielszych snach.
- Yuri kochaneczku, nareszcie wróciłeś! W samą porę twój przyjaciel postanowił, cię odwiedzić- melodyjny głos staruszki dotarł do jego uszu, wyrywając z jego ust zbolały jęk. Nie docenił go i jego umiejętności. To był przecież cholerny łowca. Szedł za nim cały ten czas, depcząc mu po piętach, a raczej wyprzedzając go o krok. Jego spryt i powab, z jakim zaskarbił sobie niemal natychmiast względy staruszki, był wręcz przerażający.
Katsuki powoli zaczynał żałować, że nie uciekł od niego przy pierwszej lepszej okazji. Zmieniając się w wilka, zgubiłby go z prawdopodobnie większą skutecznością. Jednak zrezygnował z tego na rzecz przyzwoitego powrotu do domu. Zdecydowanie zbyt często wracał tu tak, jak go Bozia, albo i nie ona, stworzyła. Postanowił być kulturalny i to było błędem.
Zły i rozgoryczony łypnął karcącym wzrokiem na swojego niespodziewanego gościa, nie kryjąc niezadowolenia, wynikającego z jego obecności. Nie zrobił jednak nic więcej, nie chcąc wpędzać w zmartwienie wrażliwej staruszki. Nie mógł jednak zmusić do tego, aby przywitać się z Nikiforovem. Dumny wyminął go, ostentacyjnie unosząc przy tym podbródek.
- Pójdę się ubrać- mruknął smętnie, głównie dla komfortu kobiety. Łowcę z wielką chęcią poczęstowałby jedynie chłodną ignorancją. Ludzie czasem byli uparci i upierdliwi aż za bardzo i dlatego starał się, ich unikać, albo raczej miał to szczęście, że to oni omijali jego. Znalazł się jednak jeden taki postrzeleniec, który z braku poczucia zagrożenia, postanowił go, po prostu nękać. Zapatrzony w swoje umiejętności buc, który myślał, że wszystko mu wolno.
Katsuki zgrzytnął zębami, słysząc piękny perlisty śmiech tegoż właśnie upartego intruza. Widocznie niechęć, jaką emanował chłopak, nijak nie potrafiła go odstraszyć. Mężczyzna albo był beznadziejnie głupi i jej nie dostrzegał, albo skrajnie arogancki, jeśli ją ignorował. Pomyśleć, że Yuri jeszcze dwie godziny temu myślał o nim w kategoriach sympatii. Teraz, gdyby tylko mógł, warknąłby na niego, a tym samym zdarłby z jego przystojnej twarzy ten cwaniacki uśmieszek. Nie mógł przecież wiedzieć, że i to nie zrobiłoby na łowcy żadnego wrażenia, a jedynie podsyciłoby jego nachalność. Pomruki i warknięcia nie kojarzyły mu się zbytnio z grozą w tym przypadku. Było to raczej podniecające zjawisko, dodające uroku krnąbrnemu chłopakowi.
Victorowi takie zachowanie na myśl przywodziło, jego psiaka, który za szczeniaka obwarkiwał wszystko, co popadnie i w jakimś stopniu wzbudzi w nim niepokój. W połączeniu z jego puchatym wyglądem i niepozornym rozmiarem kojarzyło się to jedynie z czystą słodyczą.
- Victor, skarbie tak rzadko miewamy tutaj gości. Może zostaniesz u nas na obiad? - czarę goryczy przelała niespodziewanie babcia. Staruszka doskonale wiedziała, co robi. Jej ukochany chłopiec miewał niezdrową tendencję do niechęci i idących za tym uprzedzeń. Oczywiście miało to swoje podstawy w jego dotychczasowych fatalnych relacjach z ludźmi, którzy odtrącali jego istnienie na każdym roku.
Jednak przeczucie mówiło jej, że o Victora nie musiała się martwić. Specyficzny błysk w oczach młodzieńca jaśniejący w jego lazurowych tęczówkach, gdy tylko objął wzrokiem jej wnuczka, budził w niej pozytywne emocje. To było to, co nazywali szaleńczą fascynacją. Na podstawie tego była niemal pewna, że ten jej nie odmówi.
I nie pomyliła się.
- Z wielką chęcią zostanę. Dziękuję- zgodził się z nieskrywanym jak dotąd entuzjazmem. Dostał szansę i nie zamierzał jej nie wykorzystać.
***
Yuri dzisiaj nie potrafił się cieszyć z rzeczy, z których zazwyczaj się cieszył. Był markotny, urażony i zrezygnowany. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że takie zachowanie było do niego skrajnie niepodobne. Zazwyczaj tryskał życiową energią, a życzliwy uśmiech nie schodził mu z ust. Natomiast obecnie był od tego wielce daleki. Podirytowany grzebał łyżką w naczyniu z zupą, licząc, że ubędzie jej od samego patrzenia. Nie miał apetytu, chęci ani ochoty. Obecnie posiadał dwa dość spore kłopoty -
Victora i mieszkańców wnioski.
Oczywiście ten drugi był o wiele istotniejszy, ale na pewno nie bardziej upierdliwy. A przez to Katsuki, zamiast myśleć o tym, jak rozwiązać narastający pomiędzy nim, a ludźmi konflikt, zajmował się sposobem pozbycia się łowcy ze swojego domu. Sprawa nie wydawała się łatwa, zważywszy na sympatię, którą staruszka obdarzyła swojego gościa. Gdy brało się to pod uwagę, dochodziło się do wniosku, że obecnie jest wprost nietykalny.
Chyba że?
Była jedna rzecz, która mogła zniszczyć to wszystko w mgnieniu oka.
- Victor, a może opowiesz o swojej profesji? - wypalił niespodziewanie Katsuki, powodując, iż mężczyzna zatrzymał łyżkę z zupą w połowie drogi do swoich kształtnych ust. Bingo. Nikiforov wyraźnie spłoszony wyprostował się na krześle, przełykając nerwowo ślinę.
Bynajmniej dumny z wykonywanego zawodu, nie był, przynajmniej od dobrych kilku dni. Zdołał zmienić poglądy na niektóre sprawy zaraz po tym, jak ujrzał Yuriego, taplającego się beztrosko w strumyku. Widocznie naga prawda była skuteczną formą nawracania zbłąkanych owieczek na dobrą drogę. W końcu bycie łowcą niekoniecznie należało do jego wyborów. Nie w tym świecie i nie w tej rodzinie. Profesja łowcy przechodząca z ojca na syna, nie chciała słyszeć o wyjątkach i odstępstwach od reguły.
Predyspozycje i presje zbyt surowych opiekunów otrzymywało się już chwilę po narodzeniu. Dziecko nie miało wyboru, jak pogodzić się z obecnym stanem rzeczy. A Nikiforov, choć zawsze czuł, że to nie zawód dla niego, dotychczas sprawdzał się w nim świetnie.
Jego smutne spojrzenie ślizgało się bezskładnie po dębowym stole, nie chcąc być świadkiem pogardy wymalowanej na twarzy, siedzącej naprzeciw niego kobiety. Ponieważ ta na pewno się pojawi, zawsze tak było. Choć prywatnie Victor bezsprzecznie był wyjątkowo sympatyczny, to sprawa miała się zupełnie inaczej, jeśli w grę wchodził jego zawód. Każdy człowiek oceniał go przez pryzmat jego profesji, okrzykując go mordercą. Mieli zresztą rację. W niczym się nie mylili. Bo jak inaczej nazwać uśmiercanie zwierząt tylko dla nieprzyzwoicie wypchanego po brzegi worka złota?
Co prawda nie brał wszystkich zleceń. Miał w zwyczaju je weryfikować, uprawiać się, czy dane stworzenie faktycznie jest realnym zagrożeniem. Nadal jednak nie miał absolutnego prawa do tego, aby wydzierać życie z ich serc. Dlatego wolał o tym nie mówić, zazwyczaj unikał prawdy. Choć w tym wypadku ta i tak wyszłaby na jaw.
Łowca więc ze smutnym uśmiechem na ustach zdecydował się, wszystko wyznać starszej kobiecie.
- Jestem...- zaczął, lecz nie dane było mu dokończyć. Katsuki wiedziony poczuciem winy i krztą zrozumienia, postanowił darować mu takich nieprzyjemności. Wiedział, jak to jest czuć się odrzuconym i całkowicie znienawidzonym. Nie miał, co prawda pewności, czy Victor przypadkiem nie zasługuje na takie traktowanie. Bądź co bądź zabijał, jednak jego samego nie próbował skrzywdzić. Zaufał mu i swojemu przeczuciu.
- Victor jest leśniczym- wszedł mu w słowo, uśmiechając się przy tym pogodnie. Miał tylko nadzieję, że nie będzie, tego kłamstwa żałował. A już przede wszystkim liczył na to, że siwowłosy zda sobie sprawę z tego, jak wielką przysługę mu właśnie wyświadczył. To tak, jak gdyby powiedział mu- akceptuję Cię. Yuri był niewątpliwie zmienną istotą, ulegał sprzecznym uczuciom z niebywałą lekkością. Przecież jeszcze kilka godzin temu miał go po dziurki w nosie.
A teraz? Teraz był gotów znieść jego nachalną aurę w odległości nie bliższej niż dwa metry. Granica jego nietykalności musiała, pozostać zatem nienaruszona. Dobre sobie, szkoda tylko, że Victor zdołał ją już zbezcześcić i to nie raz. Na samą myśl o tym, że mężczyzna dodatkowo był przy tym świadkiem jego nagości, jego policzki pokryły się uroczym rumieńcem.
Chyba nie miał mu tego za złe. Ciepło i kontakt fizyczny okazał się być całkiem przyjemne, choć nieco stresujące. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a po pierwszym razie gdzieś tam w głębi serca pragnął doświadczyć tego po raz drugi. Był ciekaw bliskości, którą jak dotąd nieudolnie próbował sobie jedynie wyobrazić.
- Yuri? Wszystko w porządku, twoje policzki są takie rumiane! Nie masz gorączki? - zaniepokojona staruszka niemal od razu zwróciła na ten fakt uwagę, pogłębiając tylko jego zażenowanie. Poczuł się jak zbrodniarz, przyłapany na gorącym uczynku. Jego tęczówki na jego własną szkodę, bezwiednie powędrowały w stronę przystojnej twarzy Nikiforova, zdradzając winowajcę. Jednak staruszka i jej krótkowzroczność nie zdołały, tego pochwycić. Nie to, co obserwowany osobnik.
Na jego ustach niemal od razu pojawił się wyjątkowo zalotny uśmiech. Cień sympatii, który okazał mu Katsuki, wzniecił w nim płomyk żarliwej nadziei na coś więcej niż zwykłą znajomość.
- Nic mi nie jest, czuję się dobrze. Zresztą muszę porąbać dzisiaj drewno.- chłopak jakby rażony prądem wstał od stołu, rozlewając przy tym odrobinę niedojedzonej przez siebie zupy. To ten uśmiech, którym został obdarzony, zadziałał na niego tak zawstydzająco intensywnie.
Pogłębił on tylko problem jego piekących policzków, dodatkowo wprawiając jego serce w stan arytmii. Nie wyglądało to zbyt dobrze, przez co wilk poczuł silną potrzebę udania się w miejsce, gdzie nie znajdzie Nikiforova.
Oprawianie drewna wydawało się idealnym rozwiązaniem. Szopa stojąca tuż za domem, w której owy surowiec składowali, zawsze służyła mu jako pustelnia w podobnych temu przypadkach. Mógł udawać, że układa drzewce, tak naprawdę siedząc na niewygodnym stosie, rozmyślając nad tym, co go trapi. Po siekierę sięgał wtedy niechętnie, z konieczności używania jej poza szopą. Nie było tam na to aż tyle miejsca. W tym wypadku jednak było mu wszystko jedno, byle by miał pretekst, do ulotnienia się z jadalni.
- Nie wyglądasz zbyt zdrowo... może Victor ci pomoże?- babcie to jednak potrafiły zepsuć wszystko. Zwłaszcza że rzeczone pytanie wcale, a wcale nie brzmiało jak propozycja. Bardziej skłaniało się w stronę stwierdzenia. Jego los zatem został przypieczętowany, a on nauczony, aby się staruszce nie sprzeciwiać, wydał z siebie aprobujący pomruk. I tak był załamany, widocznie zrozumiał, że przed Nikiforovem się po prostu nie ukryje. Musiał znieść to dzielnie, jak na samca alfa przystało albo i nie. Miał już wszystko gdzieś. Bez słowa pomaszerował w stronę ganku, żeby oddelegować swoje istnienie w stronę szopy. Może przy dobrych wiatrach zdoła zakończyć swoje życie, owijając wokół szyi lniany sznur, oryginalnie przeznaczony do wiązania niesfornych drzewców. Szybka i łatwa śmierć na łonie natury.
Czegóż chcieć więcej?
Chłopak westchnął. Nawet to nie mogło dojść do skutku, idący za nim Victor, nawet nie dałby mu czasu, aby znaleźć takowy sznur.
- Jako, że dałeś się wrobić w pomaganie mi, to do ciebie należy ciężka robota- mruknął, spoglądając na łowce kątem oka. Nie wyglądało na to, aby miał coś przeciwko, a nawet to irytowało Yuriego. Był zbyt potulny niczym upośledzony baranek, każdy głupek zauważyłby, że jest w tym jakiś ukryty motyw. No i faktycznie był.
Pogoda na dworze temu sprzyjała. Zarówno temperatura, jak i liczne promienie słoneczne działały na korzyść siwowłosego, który chciał sprawdzić, na ile brunet będzie na niego reagował. Gdy tylko ujął siekierę w dłoń, skrzywił się teatralnie, przez palce wpatrując się w emanujące żarem słońce.
- Ufff, ale dziś gorąco- wymruczał, kątem oka uważnie obserwując swoją ofiarę. Nikt nie mógł przewidzieć, że zaraz po tych słowach pozbędzie się górnej części własnej garderoby, wystawiając na widok estetycznie umięśnioną klatkę piersiową.
Po co to zrobił?
Otóż dobrze wiedział, że Katsuki nie będzie, potrafił oderwać od niego wzroku. A czasu mieli sporo - odpowiednio do ilości porozrzucanego wokół drewna. I właśnie przez to chłopak, nawet gdyby chciał, nie będzie w stanie uchronić się, chociażby od przelotnego spojrzenia.
Cholerny intrygant.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
● Rozdział spóźniony, ale jest, a to się liczy ;v
Teraz już wiem, że w sześciu częściach się nie zmieszczę, ale to chyba was nie zasmuci. Raczej wręcz przeciwnie XD
Dajcie znać, jak tam wrażenia i do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro