Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Jesteś po prostu nachalny

Cichy szelest satynowego materiału nawet z większej odległości potrafił, dotrzeć do uszu Victora. Jego słuch tak wrażliwy na wszelkie dźwięki nie potrafił, zignorować tego zjawiska. Nie potrafił mu się oprzeć, oczami wyobraźni widząc, jak peleryna ociera się lekko o nagą, mleczną skórę chłopaka, skąpaną w lekkich promykach porannego światła.

Zaschło mu w ustach, a chęć zwrócenia wzroku w tamtą stronę stawała się coraz bardziej natarczywa. Tylko jedno spojrzenie, jedno jedyne, maleńkie i dyskretne. Przecież nie zauważy, że sobie na to pozwolił, nie będzie w stanie.

Niczego mu też nie obiecał, więc mógł to zrobić, prawda?

Łowca starał się, usprawiedliwić swoje działania, znaleźć dla nich wytłumaczenie i sensowny powód. Ale wytłumaczenie było tylko jedno, wtedy w strugach wody wilk oczarował go swoim nierealnym wręcz pięknem. A estetyczne i miłe dla oka rzeczy zawsze znajdują się w centrum zainteresowania człowieka. Nikiforov nie potrafił, mu się po prostu oprzeć. Złamał więc zasady zwykłej grzeczności, podchodząc ostrożnie, bliżej. Jego burzowo błękitne tęczówki ślizgały się pomiędzy gęstymi gałązkami drzew i krzewów, w poszukiwaniu upragnionego widoku.

Znalazł to, czego szukał.

Stał tam, zupełnie nagi, pozbawiony wstydu, ściskając w smukłych dłoniach ubranie. Przyglądał mu się przez chwilę zupełnie tak, jakby obawiał się tego, co może za sobą nieść zwykły karmazyn.
Wsunął go więc na siebie niechętnie, pozwalając, aby opatulił jego ciało, łaskocząc piękne uda, klatkę piersiową oraz ramiona. Peleryna leżała na nim idealnie, choć swoją długością sprawiała niemały problem. Brunet musiał, wyjątkowo uważać, aby nie potknąć się o zbłąkany skrawek, wchodzący mu pod stopy.

Chłopak był jednak na tyle nierozgarnięty i chwilowo skołowany ludzką postacią, że kompletnie zignorował to oczywiste niebezpieczeństwo. Pierwszy jego krok okazał się być tym ostatnim.

Tylko refleks podglądającego go łowcy zdołał uchronić go, przed upokarzającym upadkiem w wilgotne świerkowe igły. Silne ramiona pochwyciły go w talii, pomagając wrócić mu do właściwego pionu. Było to tak niespodziewane i nagłe, że Katsuki wydał z siebie osobliwy okrzyk przerażenia. Tego typu dotyk nie był czymś, do czego był przyzwyczajony. Żaden człowiek nigdy nie znajdował się aż tak blisko, jak nieznany przybysz właśnie w tej chwili.

Niechciany rumieniec zażenowania wkradł się na jego blade policzki, obdarowując je subtelnym odcieniem różu. Wilk czuł obecność łowcy bardzo intensywnie i nie reagował na to tak, jakby sobie tego życzył. Jego zapach otumaniał jego nadal lekko wyostrzone zwierzęce zmysły, mącąc mu w głowie.

- Miałeś, nie podglądać...- wymamrotał cicho, chcąc przerwać tą niekomfortową dla niego chwilę. W jego mniemaniu to wszystko zmierzało w zdecydowanie złym kierunku, napawając go chęcią ucieczki. Nie była ona jednak motywowania zwykłym strachem, a raczej czymś odmiennym i dla niego niezrozumiałym. Błękitnooki mężczyzna miał w sobie coś niebezpiecznie pociągającego.

- Gdybym nie podglądał, to nie zdążyłbym cię złapać, wilczku- usprawiedliwił się wykrętnie, nadal nie mając ochoty na to, aby wypuścić chłopaka z rąk. I nie musiał, ponieważ po części miał rację, a mała nagroda jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziła, bynajmniej nie jemu. Wiedziony tym przekonaniem sukcesywnie zmniejszał dzielącą ich odległość, chcąc poczuć ciepło, jakie biło od bruneta. Była to jedna z przyjemniejszych rzeczy, które doświadczył w swoim prawie trzydziestoletnim życiu. Żadna istota nie zdołała w nim wzbudzić takiej sympatii jak ta tutaj.

Dla Katsukiego było to zdecydowanie zbyt wiele jak na jego wstydliwe usposobienie. To, że był do tego nieprzyzwyczajony, marnie oddawało  jego obecny stan. Organizm chłopaka nie zamierzał, pozostać pod kontrolą, częstując go przyjemną falą dziwnego ciepła, wędrującego wzdłuż jego kręgosłupa. A chęć zbesztania nieznajomego za bezpruderyjny akt godny podglądacza, wyparowała z niego bezpowrotnie.

- Mam na imię Yuri... - mruknął cicho, odwracając, swój speszony wzrok w zupełnie innym kierunku niż podświadomie chciał. W rezultacie lazurowy błękit znalazł się kategorycznie poza jego zasięgiem. Zarówno się z tego cieszył, jak i nie cieszył. Był to skomplikowany rodzaj uczuć z gatunku tych wyjątkowo ambiwalentnych i upierdliwych.

- Yuri... to bardzo ładne imię- szepnął, niespodziewanie owiewając ciepłym oddechem jego ucho. Strefa nietykalności osobistej Yuriego została drastycznie przekroczona. Było to poniekąd szokujące przeżycie. Być z kimś bez dzielących was centymetrów- brzmiało to jak istne szaleństwo i w odczuciu chłopaka właśnie nim było. Przerażony i onieśmielony odskoczył gwałtownie od Victora, narażając swoją pelerynę na bezużyteczność. Zdołał pochwycić ją w ostatnim momencie, gdy ta leniwie zsuwała się z jego ramion, ratując się tym samym od największej porażki w swoim życiu.

- A więc, czego chciałeś?- burknął pośpiesznie, chcąc jak najszybciej przerwać tą niezręczną sytuację. Najlepiej czułby się z dala od tego człowieka, jak najdalej. Nie powinien przecież mu ufać, a tym bardziej dawać się dotykać. To było iście nieodpowiedzialne z jego strony. Ludzie nigdy nie przynosili ze sobą niczego dobrego. No prawie wszyscy, istniała jedna osoba z tego gatunku, która zasłużyła sobie na jego pełne przywiązanie.

Victor z lekkim opóźnieniem uświadomił sobie, z jakiego typu zadano mu pytanie. Za bardzo skupiał się na ruchu malinowych ust chłopaka, a za słabo na tym, co próbowały powiedzieć. Nic niestety nie mógł na to poradzić, przez co miał zdecydowanie za mało czasu do namysłu. Palnął pierwsze lepsze słowo, które zdołał pochwycić w swojej świadomości, trzymając się go kurczowo do momentu, w którym nie uleciało spomiędzy jego warg.

- Ciebie - wypalił, nadal tępo wpatrując się we wcześniej obrany cel.

Ciekawe, jakie były w dotyku?
Miękkie?
Może nieco szorstkie?
Słodkie jak maliny?
Cierpkie jak porzeczki?

Debata ma temat ust Yuriego trwała w najlepsze, a on doszczętnie zaniepokojony, mrugał intensywnie powiekami. Odnosił wrażenie, że padł właśnie ofiarą napastowania seksualnego i to po raz pierwszy w swoim dzwudziestoczteroletnim życiu. Definitywnie powinien uciec, zanim nieznajomy pozwoli sobie na coś więcej, niż podziwianie z daleka.
Już wykonał krok, pierwszy, powolny i roztropny, ale właśnie wtedy Nikiforov ocknął się marzycielskiego stanu, dając, dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi. Mało brakowało, a straciłby z oczy swój początkowy cel.

- Ciebie.... ostrzec- powtórzył, odchrząkając uprzejmie dla niepoznaki. To jedyne, co mógł zrobić, aby uratować sytuację. Jego mały siwy móżdżek na tym etapie nie potrafił, wymyślić niczego lepszego.
Choć próba ta była nieporadna, miała jednak całkiem rozsądny cel. Opierała się na zaciekawieniu, które od razu pojawiło się w umyśle chłopaka na tyle, aby zignorował wcześniejszą wpadkę łowcy.

Nie często ktoś próbował poinformować go o jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Zdarzało się to tylko jego leśnym przyjaciołom. Więc siłą rzeczy zapragnął, wiedzieć więcej.

- Przed czym?- zagadnął cicho, marszcząc w skupieniu nosek. Możliwości mogło być wiele, ale żadna konkretna nie potrafiła przyjść mu do głowy. Czy, coś mu groziło?

- Wioska... Sołtys, oni chcą, się Ciebie pozbyć- szepnął, wyraźnie pochmurniejąc. Teraz właśnie miała nadejść ta część, w której Victor musiał przyznać się do wykonywanego przez siebie zawodu. Nie wróżył pozytywnej reakcji. W końcu z obiektywnego punktu wiedzenia to właśnie on był tu największym zagrożeniem. Może już nie bezpośrednim, ale nadal był. Musiał przecież odmówić wiosce wykonania morderstwa, przez co sami będą, próbować tego dokonać.
Co prawda zawsze mógł, posłużyć się kłamstwem i zataić ten szczegół, ale czuł w głębi serca, że nie powinien tego robić. To szczerość jest kluczem do zaufania, a nie złudne iluzje.

- To nie pierwszy raz.... Nic mi nie będzie- stwierdził z lekkim żalem i zaciętością. Wioska od samego początku próbowała, go stąd wykurzyć. Posługiwali się dość wymyślnymi sposobami, od zatrutego jedzenia począwszy, kończąc na okropnych sidłach. Nigdy jednak tak naprawdę nie próbowali go zabić. Byli na to po prostu za głupi i zbyt słabi. A to stało się powodem, dla którego Katsuki bagatelizował pewne sprawy. Poczuł się w lesie zbyt pewnie, niżeliby powinien. To mógł być jeden z największych błędów w jego życiu, wyjątkowo tragiczny w skutkach.

- Nie! Poczekaj, tym razem to naprawdę niebezpieczne... Oni wynajęli zawodowego łowcę. To już nie jest próba przegonienia cię stąd, a próba morderstwa- podkreślił, gorączkowo wymachując rękami. Robił wszystko, co tylko mógł, aby chłopak mu uwierzył i wziął sobie jego słowa do serca. Jego śmierć byłaby najsmutniejszą rzeczą na tym brutalnym i niesprawiedliwym świecie. Taka delikatna i piękna istota zasługiwała na bezpieczne i spokojne życie. To nie była jeszcze jego pora, nie teraz, nie tutaj, nie z rąk ludzkich. Tylko czas powinien mieć sposobność, aby któregoś dnia, w odległej przyszłości, wyrwać z jego kruchego ciała życie.

Ohh ile Victor by dał, aby właśnie taką szansę od losu ten młodzieniec otrzymał.

Na szczęście tak szczegółowa informacja wystarczyła, aby poruszyć instynkt samozachowawczy bruneta. Słowo ,,morderstwo" wzbudziło w nim duszący niepokój. Nie drżał on jednak o własne życie, lecz o kilkaset leśnych istnień żyjących wokół. Był ich opiekunem, strażnikiem pachnącego igliwiem lasu. Jeśli ktoś pragnął do niego wkroczyć, aby zadać śmierć, on nie mógł, tego zignorować.

Łowca był problemem, dużo większym niż garstka rozwścieczonych wieśniaków. Wydzierał życie z ciał z o wiele większą precyzją i bezwzględnością. Jego spojrzenie było przenikliwe, zmysły wyostrzone, ruchy płynne i wyważone zupełnie, jak te stojącego przy nim człowieka. Ta myśl przecięła niespodziewanie umysł chłopaka, napawając go przerażeniem. Krew uporczywie szumiała mu w uszach, a napięte z nerwów mięśnie drżały lekko. Jego czekoladowe ślepia ponownie już tego dnia skierowały się w stronę przybysza, łapczywie próbując dopatrzyć się w jego osobie czegoś niebezpiecznego. Yuri wiele by dał, aby jego przypuszczenia nie okazały się w żadnym stopniu prawdziwe.

- A.. właściwe.... skąd.. ty.. to wszystko wiesz? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem- wymamrotał, niepostrzeżenie prężąc mięśnie swoich nóg do szaleńczego skoku.
Siwowłosy uśmiechnął się smutno, na widok strachu malującego się w tym pięknym, ciepłym brązie. Dostrzegał niemal wszystko, czego normalny człowiek zobaczyć, nie potrafił. Każdy subtelny ruch, spłoszone spojrzenie, stabilniejsze rozłożenie nóg, gotowość do ucieczki, wzmożony oddech. Tak właśnie zachowywało się zwierzę, gdy wyczuło, że w pobliżu znajdował się drapieżnik.

- Myślę.. że sam potrafisz odpowiedzieć sobie na to pytanie.. - po tych słowach, wszystko stało się jasne. Miał rację, jego instynkt się nie mylił, a wilk nie miał już innego wyboru. Wybrał ucieczkę, przygotował się do skoku do szaleńczego biegu. Poruszył się, przenosząc swój cały ciężar ciała na prawą nogę. Jego oddech przyspieszył, a obraz zieleni wokół zlał się w bezkształtną plamę. Był już tak blisko od poczynienia pierwszego kroku, ale i tym razem Victor okazał się szybszy.

To był zaledwie wyuczony mimowolny odruch, który w normalnym toku wydarzeń dla wielu mógł okazać się śmiertelnym. Teraz taki jednak nie był. Silne ramiona łowcy oplotły mocno Katsukiego, przyciągając go do szerokiej piersi w jednym z najpiękniejszych międzyludzkich gestów. Tylko tak mógł go zatrzymać, tuląc do siebie, jakby nie liczyło się nic więcej. Nawet peleryna, która zsunęła się podczas tego manewru z chłopaka, nie miała znaczenia.

Yuri był gotów na wszystko, na ból, strach i cierpienie. Nie otrzymał jednak żadnego z nich.
Znów jedynie zakosztował bliskości, bezinteresownej i intensywnej.

- Nie, proszę.... ja nie mam zamiaru cię krzywdzić- wystękał żałośnie łowca, nosem muskając gładki kawałek skóry na szyi chłopaka. Pierwszy raz w swoim prawie trzydziestoletnim życiu za wszelką cenę nie chciał wzbudzać strachu. Na co dzień wyjątkowo posępny w towarzystwie śmiercionośnej kuszy, wzbudzał niebywały respekt. Przyciągał spojrzenia, lecz niewiele z nich można było określić jako te przychylne. Większość przepełniona była po brzegi duszącą pogardą. Wiedział, że była to zawodowa konieczność, lecz nawet jej miewał czasem już dość. Zupełnie tak, jak teraz. Mając w ramionach kruchego chłopaka, który na co dzień doświadczał tej samej nieprawidłowości, pragnął zostać zrozumianym.

- P..puść mnie, proszę- wymamrotał niemrawo brunet, poruszając nieskładnie ustami. Barwa jego głosu była nieodgadniona, lecz można było wyczuć w niej odrobinę uroczej powściągliwości.

Nikiforov drgnął nieznacznie, wykrzywiając swoje usta w zrezygnowanym grymasie.

Znów to samo?

Znów zostanie odtrącony?

Mężczyzna z wielkim bólem wymalowanym na swojej przystojnej twarzy spełnił to życzenie, odsuwając od siebie chłopaka na długość własnych ramion. Niemal natychmiast obdarzył go zranionym pełnym smutku spojrzeniem. Piękny lazurowy błękit, przybrał barwę pochmurnego nieba.

- Boisz się mnie? Jestem aż tak okropny? - zapytał.
Wilk westchnął ciężko, odsuwając na nieco większą, w jego mniemaniu bezpieczną odległość. Chwilowo zapomniał, że stoi przed tym mężczyzną tak, jak go Bozia stworzyła, poddając go wnikliwej analizie. Jego zachowanie w tym momencie było lekko dziecinne i naiwne, co zupełnie nie pasowało do jego zawodu. Mylący człowiek- tylko tyle mógł o nim powiedzieć. Choć jedna cecha wydawała się stała i dominująca, rzucała się w oczy aż za bardzo.

- Nie... jesteś po prostu zbyt nachalny!- parsknął, przywołując na usta lekki uśmieszek. I co on ma zrobić z takim człowiekiem?

●●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:

Witam was w ten jakże wyczerpujący czwartek. Cały tydzień taki był, aleeee ja się nigdy nie poddaję i w pocie czoła oddelegowuję wam rozdział na czas. Gdyby mi się nie udało, to poważnie zaczęła bym się zastanawiać nad zawieszeniem działalności na przynajmiej półtorej miesiąca. Ale się udało i mi lepiej.

Wasza Inpu robi licencję na zabijanie na drogach publicznych.... Strzeżcie się! A to zabiera trochę czasu, jak dojdą do tego inne obowiązki.
Potrzebuję motywacji żeby nie załamać się psychicznie w tym czasie x"D

Pozostało mi się tylko z wami dziś  pożegnać. Widzimy się następny raz oczywiście w Korpo we wtorek, a tutaj w następny czwartek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro