Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 65

Cholernie głośny dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu, wybudzając świadomość chłopaka z transu, zwanego potocznie snem. Ledwo zdołał otworzyć powieki, a ciepłe światło dochodzące zza zasłon poraziło nasycone od alkoholu oczy. Uniósł się leniwie do pozycji siedzącej, pocierając powieki i próbując pozbyć się tego uczucia dyskomfortu. Ostentacyjnie ziewnął, nie przysłaniając dłonią swych ust. Przecież był sam w pokoju. Kultura i kurtuazja nie gościły tutaj za często. Chłopak wstał i namierzył źródło piekielnego dźwięku. Wziął jedną z poduszek i cisnął w stronę nocnej szafki. Dźwięk ucichł. Drake zadowolony z siebie podążył w stronę łazienki, by przemyć twarz. Nie mógł pokazać się rodzinie w takim stanie. Najchętniej to nie pojawiłby się w kuchni, gdyby nie dwa bardzo ważne fakty. Po pierwsze był bardzo, ale to bardzo głodny, a jego brzuch domagał się jedzenia, intonując to na różne sposoby. A po drugie dziś był poniedziałek, a więc kolejny, nudny dzień w bzdurnej szkole. Wiedział co by było gdyby się nie pojawił. Od razu zaczęliby gadać, że ma słabą głowę, że nie nadaje się do spożywania trunków, a on chciał im udowodnić, że tak nie było. Po zakończeniu czynności, jaką było mycie twarzy, a później ułożenie włosów, tak by wyglądały na fryzurę normalnego, rześkiego człowieka, jak z reklam, założył na siebie pierwsze lepsze ubranie, jakie znalazł w szafce i ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Zatrzymał się w pół kroku. Przypomniał sobie o czymś. Popatrzył po sobie i palnął się w głowę. Stwierdził, iż wygladał jak totalny dureń. Nie żeby przejmował się swoim zewnętrznym wyglądem, czy coś (no może jednak trochę się przejmował). Przecież brunetka nie mogła zobaczyć go w czymś takim! Sprostowanie, już go widziała, ale nie podchodziła zbyt blisko. Może jednak aż tak bardzo nie zwracała uwagi na takie rzeczy? Drake zdjął z siebie koszulkę, na której widniał jakiś obsceniczny obrazek ukazujący kobietę z tym i owym na wierzchu, po czym rzucił ją w kąt pokoju. I znowu to dziwne uczucie, które nie pozwoliło mu się ruszyć dopóki nie podniesie kawałka czarnego materiału i nie schowa go do szafy. Głupie to były uczucia. Chłopak pokiwał zrezygnowany głową. Uczynił to co nakazywała mu intuicja, po czym wybrał inny podkoszulek. Też był czarny, ale przynajmniej nie posiadał żadnych nieprzyzwoitych scen, czy napisów. Spodnie zostawił. Nie były najgorsze, przynajmniej tak mu się wydawało, a nie posiadał w zanadrzu niczego szykowniejszego. Dlaczego tak dużą uwagę przywiązywał do stroju? Nigdy nie przejmował się tym, w czym wyjdzie do ludzi. Jak im się pokaże. Wiedział, że i tak będą gadać, ze względu na jego tatuaże, a mimo to, teraz nie potrafił przejść obojętny i przestać o tym myśleć. To ze względu na nią. Chciał być normalny. Stworzyć takie pozory, żeby chociaż trochę móc się do niej zbliżyć. Uśmiechnął się na wspomnienie jej dobrych, troskliwych oczu. Zgrabnego ciała odzianego w opinającą, krwistoczerwoną sukienkę, aż nieświadomie oblizał usta i właśnie. Te jej usta. Układające się w nieśmiałym uśmiechu. Podniecał się i rozkoszował tym uczuciem. Było mu tak dobrze. Zadowolony popatrzył jeszcze w lustro, zaczesał palcami włosy i uznał, że wyglądał całkiem nieźle. Zapytał jeszcze o potwierdzenie demona z medalionu, który zgodził się z odczuciami pana. Nie mógł się doczekać momentu, w którym pan spotka się z kobietą i znów poczuje to niewysłowione uczucie. Tak przyjemnie mrowiące. Drake otworzył drzwi i wysunął się na korytarz. Spostrzegł, że nikogo tam nie było. Nawet upiornych mar dziadunia. Ciekawe gdzie wszystkie się pochowały? Może pod jego czarnym płaszczykiem, który zwykł na sobie nosić. Drake zastanawiał się, czy zakładał go także w upalne, letnie dni. Czy nie było mu gorąco? Jakież absurdalne myśli nawiedzały go w tym momencie? Gdy był głodny robił się bardzo rozkojarzony i nieuważny, ale to chyba tak jak każdy. Pomieszczenie, do którego zmierzał przepełnione było żywą i głośną rozmową pozostałych członków rodziny. Jak to się mówi musieli powstać prawymi nogami. Drake myśląc o tym sformułowaniu, wyobraził sobie ogromnego, pękatego stwora, który nie posiadał ani jednej lewej nogi, w związku z czym był zmuszony stąpać tylko na prawych. Prawych. Dlatego był prawy, miły i uczciwy. Drake zaśmiał się pod nosem. W równie dobrym humorze, co pozostali wkroczył do kuchni, zderzając się z ciszą, która nagle tam zapanowała. Jakby makiem zasiał. Chłopak poczuł się dziwnie. Miał wrażenie, że wszyscy w tym samym czasie patrzą na niego i uważnie rejestrują każdą, nawet najmniejszą reakcję z jego strony. Brunet powiódł wzrokiem po ich twarzach. W rzeczy samej nie mylił się. Patrzyli na niego, takim odmiennym, dotychczas nieujawnianym spojrzeniem. Jeszcze nigdy wcześniej nie zaobserwował u nich czegoś podobnego, czegoś, co sprawiało, że ich twarze nabierały innego, nieznanego kolorytu. Radość i pozytywne emocje biły od ich osób dając chłopakowi do zrozumienia, iż jest pośród swoich. Nawet Michael, z którym wcześniej Drake trochę się posprzeczał, teraz wydawał się być bardzo spokojny.

- Dzień dobry wnuku, jak się spało?

Pierwszy zagadnął Wiktor swym stonowanym, aczkolwiek silnym i łagodnym zarazem głosem. Drake podszedł do stołu, złapał za oparcie krzesła, lecz nie usiadł na nim. Słowa starszego pana wybiły go z rytmu, wprawiając w konsternację. Spojrzał na niego doszukując się drugiego dna, lecz twarz Wiktora wyrażała wciąż te same uczucia, spokój i łagodność.

- Nie najgorzej – brunet rzekł lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknał i usiadł na wybranym przez siebie miejscu. Czuł się trochę sztywno. Nieczęsto, prawie w ogóle nie siadał z nimi do wspólnego stołu, a dziś czynił wyjątek. Nie wiedział o czym mógłby z nimi rozmawiać? Nie wiedział, jak powinien zachowywać się w ich obecności? Jak powinien odpowiadać na pytania? Niczego już nie wiedział, a ta niewiedza wcale nie ułatwiała mu życia. Jedyne czego był pewien, co czuł to ciężkość. Ciężkość na sercu.

- Zrobiłam jajecznicę. Jest dobra na kaca. Tak twierdzi Michael. Zjedz. Poczujesz się lepiej.

Jane położyła przed zamyślonym chłopakiem talerz z jajecznicą. Drake zauważył, że musiała zostać przygotowana niedawno. Znad jej powierzchni unosiły się wąskie smużki pary. Młody chłopak poczuł ten przyjemny dla nosa zapach. Aż zaburczało mu w brzuchu. Złapał się za niego rękoma. Poczuł się zawstydzony, a przecież nie powinien. Osobiście dla niego ludzki głód był słabością. Kiedyś często doświadczał go w swym życiu, nauczył się z nim walczyć, a teraz czynił maślane oczka do kliku, roztrzepanych na patelni jajek.

- Smacznego – Jane uśmiechnęła się łagodnie. Drake spojrzał na jej twarz. Nie mógł powstrzymać tego odruchu. Również się uśmiechnął.

- Dziękuję... Jane – powiedział całkiem normalnym tonem, z małym zająknięciem, nie krzycząc, nie unosząc się. Po prostu podziękował. Taki drobny gest, lecz dla kobiety oznaczał on bardzo wiele. Radość i euforia złapały za serce Jane. Drake zaczął jeść. Włożył pierwszy kęs jajecznicy do ust i stwierdził, że naprawdę mu smakowała. Wręcz pieściła jego podniebienie. W życiu (oczywiście w tym wampirzym) by nie przypuszczał, że ludzkie jedzenie znów mu zasmakuje. A jednak. Świat był dziwny. Los był dziwny i ciągle płatał mu figle.

- Nie musisz iść dzisiaj do szkoły. Poinformuję twoją wychowawczynię, że jesteś chory. Wypiszę ci zwolnienie lekarskie – Mike patrzył na swojego brata znad kubka i analizował jego zachowanie. Coś zmieniło się w tym chłopaku. Ciało Drake'a stężało, rzuchwy się zatrzymały, a jego oczy przepełnione zainteresowaniem do jego osoby przeniosły się na niego. Mike oczekiwał na najgorsze, ale po chwili niepewności wypucił wstrzymywane powietrze.

- Chcę iść do szkoły. Nie powinienem mieć zaległości. Poza tym będą myśleć, że to przez alkohol, a tak naprawdę nie byłem pijany i nic mi nie jest.

Drake wciąż nie potrafił przyznać sam przed sobą, że to co czuł nie było jakimś tam zwyczajnym zamroczeniem umysłu. W ten właśnie sposób zachowywały się osoby i później odczuwały te same symptomy, po zbyt obficie spożytym alkoholu.

- Jak uważasz. A te dziewczyny, które cię przywiozły. To twoje koleżanki z klasy prawda? – Michael odłożył kubek, po czym wziął w dłoń gazetę i zaczął przeglądać jej pierwszą stronę. Lecz nawet ten kawałek papieru nie mógł być tak interesujący, jak fakt, że jego młodszy braciszek siedzi razem z rodziną, przy jednym stole i nie morduje ich spojrzeniem. Wiktor upił mały łyczek herbatki ze swej porcelanowej filiżanki, a następnie odłożył ją delikatnie na przygotowany talerzyk. Spoglądał na młodzieńca spokojnym, akceptującym wzrokiem, by dać chłopakowi do zrozumienia, że byli jego przyjaciółmi, nie wrogami, że wreszcie mógł się przed nimi otworzyć. Sofia nie brała udziału w tej na pozór luźnej, ale przepełnionej swego rodzaju sztywnością i niecodziennością rozmowie. Wzrok utkwiony miała w jajecznicy. Ktoś pomyślałby, że obserwuje jej kształty i barwę, lecz Sofia nie pomijając żadnego szczegółu przysłuchiwała się jej z niemałym zainteresowaniem. Metamorfoza młodzieńca była niesamowita. Zaskoczyła ją. Choć nadal mu nie ufała, to jednak nie potrafiła opędzić się od wrażenia, że on się zmieniał. I chyba nawet znała przyczynę tej zmiany. Wszyscy ją znali. Drake uniósł jedną brew, powoli i ze smakiem przeżuwając kęsy jajecznicy.

- Tak.

- A to już rozumiem dlaczego tak śpieszno ci do szkoły.

Mike zażartował unosząc kąciki ust w geście subtelnego uśmiechu. Jane spojrzała na niego, a jej twarz pojaśniała. Cieszyła się, gdy jej mąż był w dobrym humorze. Ale jeszcze bardziej radował ją fakt, że Drake był z nimi. Być może tylko dzisiaj, gdyż humor chłopaka i jego nastawienie do świata i rodziny zmieniało się bardzo często. Aczkolwiek Jane wierzyła, że to był właśnie ten lepszy czas. Wszyscy po kolei skupili swoje oczy na brunecie. Nawet Sofia uniosła swój tępy wzrok znad jajecznicy i patrzyła na chłopaka wyczekująco. Drake nie znosił takich sytuacji. Miał wrażenie, że czegoś od niego chcieli. Poczuł się niekomfortowo.

- Niby dlaczego? – zapytał, a następnie odchrząknął. Mike uczynił to samo. Młodzienieć nie wściekł się, przynajmniej nie okazywał tego. Nie używał wulgaryzmów, podniesionego tonu, nie zachowywał się nonszalancko i wyniośle, co utwierdziło Michaela w przekonaniu, iż Drake połknął zarzucony przez niego haczyk. Był skory do rozmów co nie zdarzało się często. Mężczyzna postanowił, że to wykorzysta. Rzadko miał taką sposobność.

- Bardzo ładne te twoje koleżanki. A ta blondynka widać, że ma silne i zdecydowane usposobienie do życia. Dokładnie tak, jak ty. Pasuje do ciebie.

Drake pił sok pomarańczowy, lecz gdy usłyszał ostatnie zdanie, które wypowiedział Mike, zakrztusił się i wykrzywił usta, jakby połknął coś bardzo niesmacznego. Michael i Jane spojrzeli na niego z uśmieszkami na twarzach, natomiast Sofia i Wiktor zachowali spokój. Nie łatwo było wyprowadzić ich z równowagi. Młody brunet otarł usta chusteczką, gdyż poczuł, iż pod wpływem odruchu wymiotnego opluł sobie brodę. On i Coralin!? Dobre sobie. Michale miał z niego niezłą polewkę. Wampir nie rozumiał tego. Najpierw traktował go jak śmiecia. Miał go gdzieś, nie odzywał się do niego za często, a gdy już to robił to tylko po to, by wytknąć mu błędy. Obwieścić, jak to bardzo go nienawidzi, jakim to utrudnieniem jest dla niego. A teraz? Rozmawiał z nim, jak człowiek z człowiekiem. Wręcz można by było rzec, że jak brat z bratem. Nieprawdopodobne zjawisko.

- Chyba sobie ze mnie kpisz... – Drake wygiął usta na samo wspomnienie koleżanki, po czym machnął ręką, jakby próbował odpędzćić od siebie niemiłe i niechciane projekcje myślowe.

- Mówię całkiem poważnie. Myślę, że mogłaby być nawet twoją dziewczyną. Na pewno byłaby z was cudowna para – mężczyzna westchnął przeczesując palcami włosy. Ujął w dłonie talerz i kubek, po czym wstał od stołu, posyłając rodzinie zabawne spojrzenia. Drake zauważył ten gest. Czasem miał wrażenie, że jego starszy braciszek amputował sobie mózgownicę, takie irracjonalne głupoty przychodziły mu do głowy.

- Nie szukam dziewczyny... – Drake prychnął. Jane szybko wtrąciła się do rozmowy, strasząc Sofię, która siedziała obok niej. Kobieta w skupieniu spożywała posiłek, przeżuwając każdy, nawet najdrobniejszy kęs z ogromną uwagą i poświęceniem, jakby od tego zależało całe jej dotychczasowe życie.

- Pewnie bardziej podoba ci się ta brunetka? To bardzo ładna dziewczyna – Jane skwitowała melodyjnym tonem, nieco unosząc go do góry. Spojrzała w sufit, a następnie przeniosła oczy na młodzieńca, który siedział z założonymi rękoma, rozparty na krześle, pokazując, iż ich głupie żarciki i słówka wcale go nie bawią. A może jednak trochę go śmieszyły? Na pewno nie były mu obojętne. Drake trochę się zmieszał. Nie wiedział co odpowiedzieć na zaczepkę Jane. Nie spodziewał się, iż samo wspomnienie o dziewczynie i to jeszcze z czyichś ust wywoła u niego takie emocje. Nie chciał pokazać tego przed swoją rodziną, ale Jane miała rację. Brunetka bardzo mu się podobała, no ale przecież nie mógł im tego swobodnie zakomunikować. Głęboko odetchnął próbując opędzić się od tych dziwnych, zainteresowanych spojrzeń ze strony starszych wampirów. Szukał jakiejś dobrej wymówki, by zmienić wreszcie temat i nie tłuc w kółko tyrady na temat piękności niedawno poznanych dziewcząt. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Kuchnia, jak kuchnia. W kształcie prostokąta, w jasnych barwach, chociaż meble wykonane były z jakiegoś ciemnego drewna. Idealnie kontrastowały z piaskowymi ścianami. Praktycznie cały dom utrzymany był w staroświeckim kilamcie, aczkolwiek to pomieszczenie było jednym z tych, gdzie nowoczesność znalazła swe miejsce, osiedliła się, a nawet zadomowiła. Na całe szczęście Drake nie musiał bawić się w kuchcika, więc niezbyt często pojawiał się w tejże ,,komnacie dla smakoszy". Dwie rzeczy, które go dziwiły to rozmiar kuchni oraz jakieś kolorowe bohomozay w kształcie obrazu powieszone na ścianie. Prawdopodobnie był to jakiś portret jedzenia (czy ktoś w ogóle portretuje takie rzeczy?!) lub martwa natura, ale Drake nie był w stanie tego określić. Patrząc na te kształty czuł, że zatraca się w sztuce, nie pojmując jej, nie rozumiejąc. Ale chyba nie chciał jej rozumieć. Zdecydowanie stół znajdujący się na środku kuchni był za duży, jak na sześć osób. No właśnie sześć osób. Drake zmarszczył brwi wpatrując się w niezajęte miejsce obok własnego krzesła.

- Gdzie Selene?

Co oni sobie o nim pomyślą? Zauważył to dopiero teraz, a powinien się wcześniej zorientować. Słusznie, że brakowało tu czegoś jeszcze. Brakowało jej obecności.

- Jest u swojego chłopaka. Wróci na kolację – mina niebieskookiego wampira zrzedła, a na jego czole pojawiły się mimiczne zmarszczki. Brunet wyczuł tę niepokojącą i niesprzyjającą atmosferę. Jakby ktoś w powietrzu rozpylił gaz milczenia. Już nikt nie chciał zabierać głosu. Drake zastanawiał się dlaczego tak reagowali. Sam jeszcze nie poznał tego całego chłopaka Selene, ale skoro pozwalali jej u niego przebywać to chyba nie powinien być najgorszym człowiekiem, prawda? Chyba, że robiła to bez ich zgody, bo raczej wiedzę tę posiadali. Drake zacisnął szczękę i pięści.

- Nie mówiła ci? – starszy wampir zapytał trochę zaskoczony. Brunet widział to w jego oczach, mimo to nie skomentował tego.

- Nie – Drake odwrócił wzrok skupiając go na jednym z kątów. W tym domu było niewyobrażalnie czysto. Kiedy i kto tutaj sprzątał?! Brunet jeszcze nigdy nie widział, by Jane, Selene, czy Sofia ganiały ze ściereczkami i mopami, ścierając, czy myjąc każdą plamkę, czy jakiekolwiek zanieczyszczenie pojawiające się na gładkich powierzchniach. No chyba, że Wiktor do tego celu wykorzystywał duchy, które chłopak tak często widywał w tym domostwie. Czasem ujawniały się, czasem pozostawały w cieniu, lecz zawsze gdzieś tam były. Ukryte, Obserwowały go. Patrzyły swymi szklistymi, przezroczystymi oczami. Ciekawe o czym myślały? Bywały takie momenty, że zaskakiwały go, choć Drake wyczuwał ich prezencję i to było dla niego dziwne. Miał wrażenie, że tylko on Wiktor i Sofia to potrafią. Reszta chyba pozostawała na to ślepa i nie mylił się. W tej sytuacji, siedząc za stołem i myśląc o sposobach na wysprzątanie wszystkich domowych zakamarów (może gdyby stał się domową gosposią łatwiej byłoby mu znaleźć ukryte przejścia? Chociaż już od dawna wiedział, że szkatułki nie było w murach tego domu) również je wyczuwał. Może nie tak intensywnie, gdyż nie zbliżały się. Pozwalały domownikom celebrować rytuał śniadania bez przeszkód, aczkolwiek Drake miał na uwadze to, że gdzieś tam się znajdujął.

- Dom pełen tajemnic.

Wiktor uczynił niepokojącą aluzję, która wydawać by się mogło bezpośrednio nawiązywała do jego gorących rozmyślań. Drake łypnął na niego nieufnym wzrokiem. Dziadzio był niepewny. Trzeba było strzec przed nim własnych tajemnic.

- Kto dziś odwiezie mnie do szkoły? – zapytał całkiem neutralnym tonem. Jane podeszła do chłopaka, gdyż zauważyła, że skończył jeść. Zabrała talerz, po czym uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

- Ja. Michael się chyba spieszy, a ja mam dzisiaj luźniejszy dzień. Później mogę też po ciebie przjechać.

- O tak bardzo się spieszę. Więc kochana rodzinko pędzę do pracy. Obowiązki wzywają. Do zobaczenia – Mike spojrzał na zegarek, a potem stanął na równe nogi. Następnie podbiegł do Jane. Z czułością cmoknął ją w policzek. Zabrał ze stołu gazetę. Pożegnał się jeszcze z ojcem uściśnięciem dłoni, a z Sofią skinięciem głowy. Nie był to zbyt poufały gest, ale to im chyba wystarczało.

- Zaczekaj na mnie w garażu dobrze? Muszę jeszcze zabrać kilka ważnych dokumentów – Jane otarła mokre dłonie w kraciastą ściereczkę, zwracając się bezpośrednio do chłopaka.

- Jasne – Drake wstał od stołu. Oczywiście ten gest nie mógł obyć się bez zainteresowanych spojrzeń pozostałych członków rodziny. Pewnie zastanawiali się co teraz uczyni. Jak się zachowa. Te ciągłe dywagacje doprowadzały go do szaleństwa. Już wolał, gdy nie pokazywał im się na oczy. Przynajmniej nie musiał zastanawiać się nad tym i rozważać w głowie rożnych scenariuszy pod tytułem śniadanko z rodzinką. Posłał w stronę Jane słaby uśmiech. Następnie spojrzał na Sofię, która na szczęście bruneta nie zwracała już na niego uwagi. Drake odetchnął. Popatrzył jeszcze tylko na Wiktora, na jego twarz i te jego siwe przenikliwe oczy. Nie mógł go zignorować, nie potrafił przejść obok jego osoby obojętnie. Kiwnął lekko głową wymijając jego krzesło, po czym zniknął za futryną.

- Niesamowite. Los pisze przeróżne scenariusze, a życie uczy nas jak się z nimi obchodzić. Chciałbym wierzyć, że to poczatek czegoś pięknego. Oby tak właśnie było – Wiktor zakończył wywód z charakterystyczną dla niego nutką tajemniczości w głosie i w wyrazie przekazywanych przez niego słów. Towarzyszące mu kobiety nie odpowiedziały na jego rozważania. Jedna z nich żywiła ogromną nadzieję, iż Drake powoli się zmienia. Wreszcie przejrzał na oczy, a rodzina stała się dla niego najważniejszą i największą wartością. Druga zaś wiedziała, że to tylko początek. Preludium do czegoś głębszego. Czegoś co wyniesie ich na wyżyny, a następnie wgniecie w ziemię. Wówczas poczują się jak obrzydliwy robal pogrzebany w płonącej glebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro