ROZDZIAŁ 60
Muszę się dowiedzieć. Muszę to wiedzieć. Muszę rozwikłać tę zagadkę. Poznać wszystkie, straszne tajemnice.
Selene w skupieniu przemierzała długie korytarze, krocząc wśród uniwersyteckich murów, niczym nie spokojny duch, nie mogący zakończyć swej wiecznej tułaczki, zdany tylko na siebie, na swoje wymysły. Póki nie zrzuci tego okropnego ciężaru, ze swych bark, będzie błądzić w ciemnościach z nadzieją, że kiedyś na końcu tej drogi, ujrzy światełko. Dziewczyna z podniesioną głową zawitała w bibliotece, w miejscu, które dosyć często odwiedzane było przez studentów tegoż uniwersytetu. Miła pani biblioteka spojrzała na młodą dziewczynę z nad grubych okularów, po czym wręczyła jej kod do szafki, w której mogła pozostawić rzeczy. Dziewczyna szybko je tam umieściła, a następnie udała się do stanowiska z komputerami. Miała nadzieję, że dzisiejszego dnia, dowie się czegoś więcej na temat znaku, który ujrzała w swoim śnie. Lekką ręką naszkicowała zarys magicznego symbolu, kryjącego za sobą jakąś dziwną przeszłość, bądź tajemnicę. Potem zaczęła szukać. Szukała dosyć długo, lecz jej poszukiwania nie poszły na marne. Znalazła jakieś forum zrzeszające wróżki, demonologów, jasnowidzów i ogólnie rzecz biorąc maniaków, oraz osób mających świra na punkcie tego typu historii. Nawiązała kontakt z jedną kobietą, która często udzielała się na tymże forum, była aktywna i naprawdę zdawała się mieć wiedzę na ten temat. Dlatego też, nie tracąc więcej czasu, dziewczyna napisała do niej i poprosiła o pomoc w odczytaniu tego misternego znaku. Nie wspomniała o tym, iż ukazał się jej we śnie. Zdradziła tylko tyle, iż ujrzała go w jakiejś przypadkowej książce, a sama też trochę interesuje się tym tematem i chciała poradzić się kogoś, bardziej obeznanego w tych sprawach. Kobieta zgodziła się podjąć tego wyzwania i odczytania znaku, oraz fragmentu pisma, który Selene przepisała z tej książki, oraz z księgi, otrzymanej przez Olivkę. Odczuwała stres i nerwy, nie pozwalające jej myśleć trzeźwo. Przez cały dzień łaziła z głową w chmurach, nie mogąc doczekać się przerwy, podczas której będzie mogła sprawdzić wiadomość od tej kobiety. Może nie był to najrozsądniejszy pomysł, pisanie z jakąś stukniętą babką, wariatką przez Internet, w dodatku na terenie szanującej się uczelni, niemniej jednak ciekawość sięgnęła apogeum i nie mogła czekać do momentu, w którym znajdzie się w pokoju. Wtedy mogłoby być już za późno. Selene znalazła odpowiednie miejsce, najdalej umieszczone od innych stanowisk komputerowych, oraz zasłonięte przed ciekawskim wzrokiem pań bibliotekarek, które choć miłe i uczynne bywały za nadto wścibskie, po czym włączyła komputer. Czekała, aż się włączy, a ta chwila wydawała się najdłuższą w jej życiu. Nerwowo splatała palce i rozprostowywała je. Zaciskała wargi i marszczyła mięśnie na czole, ukazując pionową krechę pomiędzy brwiami. Jest! Uruchomił się. Selene wyciągnęła dwie książki z plecaczka, uszytego z czarnego, połyskującego w słońcu materiału. Miało się wrażenie, iż w tym materiale zostały ukryte drobniuteńkie diamenciki, zatopione w niciach. Delikatnie odłożyła je na stoliczek, po czym z jednej z nich wyciągnęła małą karteczkę z jakimś adresem. Wstukała go w wyszukiwarkę internetową i od razu jej oczom ukazały się zgaszone świece, pajęczyny i czarne robaki z długimi odwłokami, przypominające karaluchy, krócej mówiąc, była to strona główna owego forum. Selene pokręciła głową, raz w lewo, raz w prawo. Na całe szczęście, dzisiejszego dnia nie było tu tak dużo osób. Najbliżej jej stolika znajdowało się dwóch chłopaków, siedzących przy jednym komputerze, śmiejących i pokazujących coś na ekranie. Wampirzyca wątpiła, by było to związane z jakimkolwiek tematem omawianym na ich zajęciach. Pewnie większość studentów miała jeszcze wykłady. Za jakąś godzinę, biblioteka wypełni się po brzegi, dlatego Selene musiała spiąć wszystkie mięśnie, zmobilizować umysł i zacząć działać. Skupiła całą swą uwagę na wykonywanej przez nią czynności, przenosząc wzrok na odpowiednie miejsca na ekranie. Miała kilka nieodebranych wiadomości. Wstrzymała oddech i ujrzała, iż wszystkie pochodzą od tej kobiety, która reklamowała się jako mistyczka. Świetnie! Dziewczyna otworzyła pierwszą wiadomość. Związana była z naszkicowanym przez nią symbolem. Kobieta podała jej chronologię znaku, taką jakiej Selene nigdzie nie znalazła. Zresztą prawie żadnych konkretnych i sensownych informacji nie mogła znaleźć na te tematy w Internecie. Diorbhail95, bo taką nazwę użytkownika posiadała owa kobieta, napisała jej, iż ten symbol pochodzi z mitologii i wierzeń celtyckich. Jednakowoż rzadko kiedy można się na niego natknąć, szperając wśród tego typu emblematów (rzeczywiście Selene przejrzała wzdłuż i wszerz, z góry do dołu zakupiony prze siebie stary wydruk i nie znalazła tam wielu informacji na temat tego znaku. Tylko lekko widoczny, przyćmiony upływem czasu, niknący już obrazek przedstawiający smoka z rozwartymi skrzydłami. Wampirzyca próbowała dowiedzieć się czegoś w Internecie, no bo przecież wujek Google i ciocia Wikipedia znają odpowiedź na każde pytanie i chętnie jej udzielają. Selene jednakże rozczarowała się, ponieważ niczego nie udało jej się odszukać), gdyż należy on do grupy symboli ukrytych. Selene nie miała pojęcia, co oznacza ten termin, ale w dalszej części tekstu dowiedziała się, iż symbole ukryte są to symbole, najczęściej należące do pewnej grupy określanej mianem teasz, rodu, posiadającego odrębną kulturę, zwyczaje, oraz coś, co przez wielu zwanych jest darem, jasnością, błogosławieństwem, mocą, świetlikiem, płomieniem, magią, lub po prostu iskrą, gdyż właśnie tym określeniem, opisywano owe niezwykłe umiejętności, posiadane przez tę prastarą grupę. Selene czytając ten tekst rozszerzyła oczy ze zdumienia. Magia? Więc jej szalony sen wskazywałby na to, iż ludzka przyjaciółka Olivia nie jest jakimś tam zwyczajnym zjadaczem chleba, a potomkinią obecnie ukrywającego swe dary przed światem zewnętrznym, pradawnego rodu. Wampirzyca złapała się za głowę ze zdumienia i jeszcze bardziej pochyliła się nad ekranem komputera. Czytała dalej. Nieznajoma kobieta wytłumaczyła jej, iż znak, który ujrzała we śnie, ma jeszcze głębszą symbolikę, a mianowicie, nie każdy z rodu teasz, może swobodnie obnosić się z tym znakiem, ponieważ jest on przypisany dla konkretnej grupy i ostatniego poziomu wtajemnicza.
Poziom wtajemniczenia? Robi się coraz ciekawiej, jeżeli to wszystko prawda, to.... To... a zresztą, nie odzywaj się, sama jesteś stworzeniem, które nie powinno istnieć w realnym świecie. Zatem, lećmy dalej z tym tematem.
Emblemat smoczych skrzydeł od zarania dziejów został przypisany Dragan Airgid, czyli w dosłownym tłumaczeniu Srebrzystym Smokom. Co więcej, istnieją cztery stopnie, które każdy obdarzony iskrą, musi przejść w swoim życiu. Jedni uczą się szybciej, inni zaś potrzebują czasu, by osiągnąć najwyższe stadium w rozwoju duchowej mocy. Pierwszy poziom zwany jest przez obdarzonych difear. Nie każdy dostępuje tego zaszczytu i możliwości chlubienia się z dotknięcia. Ci, tak zwani dotknięci, narodzeni z mocy i z mocą, wychowują się w pierwszym stopniu, powoli ucząc się, swojego dziedzictwa. Drugim poziomem jest miano magicians, trzecim medicine i wreszcie najwyższy stopień, czyli sorcerers. Do tej grupy, włączeni są wszyscy ci, którzy osiągnął najwyższy stopień duchowy, oraz cielesny swej nieposkromionej mocy. Symbol rozłożonych skrzydeł, dumnie okalał czoła najwyższych przedstawicieli, najwyższych mentorów i kapłanów tego rodu. Selene głośno wypuściła powietrze z płuc i nieznacznie odchyliła się na krześle do tyłu. To wszystko było takie niepojęte, jawiło się, jako nieodgadnione, odrealnione. Selene, jednakowoż podchodziła trochę sceptycznie do jej słów. Bardzo chciała w to wierzyć, ale skądże mogła wiedzieć, czy czasem korespondująca z nią kobieta, nie jest przypadkiem jakąś wariatką, która ubzdurała sobie to wszystko, a teraz karmi tymi bzdurami naiwne istoty, takie jak Selene. Dziewczyna spojrzała na zegarek. Minęło już sporo czasu, dokładnie czterdzieści minut. Musiała się spieszyć, dlatego ponownie zatopiła się w lekturze o najdziwniejszych dziwach, w których istnienie nigdy by nie uwierzyła, aż do teraz. Kolejne wiadomości dotyczyły dwóch fragmentów tekstów. Nieznajoma o równie tajemniczym nicku przesłała Selene tłumaczenie tych linijek tekstowych, z tym, że jedno traktowało tylko o słowie, a mianowicie o smoku, natomiast drugie, czyli to, które Selene wzięła z książki dostanej od Olivii, mówiło:
Syn nocy odda swą duszę, by świat mógł odczuć katusze.
Kobieta nie zdradziła już nic więcej na temat tych dziwnych znaczków. Napisała tylko, iż jest to bardzo stary, wręcz starożytny język, który narodził się wraz z pierwszymi wzmiankami o rozwiniętym osadnictwie i piśmie. Jego cechą charakterystyczną było to, że swą strukturą nawiązuje do języka celtyckiego, lecz nim nie jest. Nie posługują się nim zwyczajni ludzie, ale wybrani.
Wybrani?
Na tym kończyła się wiadomość. Selene pokręciła przecząco głową, nadal mało wiedziała na temat tych runicznych znaczków, dlatego jeszcze poprosiła kobietę, by opowiedziała jej coś więcej o języku, oraz czy istnieje jakiś sposób, by osoba postronna mogła go odczytać. Z góry ładnie podziękowała za wszystko. Jednakowoż nie mogła ukryć tego nieodgadnionego uczucia, które szeptało jej, iż nie powinna być z siebie zadowolona. Być może rozwikłanie tej zagadki potrwa trochę dłużej niż sądziła, a może w ogóle nie będzie jej dane dostąpić rozwiązania.
To zakazany grunt.
Ktoś szeptał w jej głowie, powodując utratę dobrego samopoczucia. Rysy dziewczyny wyostrzyły się, wzrok stał się dziki, usta zacisnęły się w wąską, bezkrwawą kreskę i myślała. Myślała, co jeszcze mogłaby zrobić. Nagle ktoś złapał ją za ramię i wykrzyczał jakieś słowa w jej kierunku. Selene sztywno obróciła głowę i ujrzała stojącą nad nią czarnowłosą dziewczynę, która szeroko uśmiechała się na jej widok. Wampirzyca nie była zadowolona z jej przybycia, dlatego tylko skinęła głową i ponownie odwróciła się do ekranu, by wyłączyć owianą tajemnicą, stronę. Fala irytacji uderzyła w spokojnie unoszącą się tratwę na rzece opanowania i rozjuszyła dziewczynę. Owa strona stała się bardzo problematyczna, młoda wampirzyca nie mogła jej wyłączyć, a co więcej na ekranie pojawiało się jeszcze więcej komunikatów, dotyczących różnych zabobonnych wiadomości. Evelin w skupieniu obserwowała zmagania koleżanki z czerwonym przyciskiem w prawym górnym rogu, komputerowego ekranu. Zauważyła to jej dziwne podenerwowanie, którego wcześniej u niej nie wyczuwała.
- Mówiłaś, że nie będziesz na zajęciach po południu. To już nieaktualne? – brunetka zmierzyła Selene badawczym wzrokiem, którego ta nienawidziła. Zachowywała się podobnie do Sofii, co utwierdzało dziewczynę w przekonaniu, iż ta osobniczka siedząca zaraz obok niej, wiedziała więcej, aniżeli oznajmiała dookoła. Sel miała już dość tych wszystkich wiecznych i trudnych do rozwiązania zagadek. Nie pragnęła bawić się w cudownych matematyków, łamiących szyfry enigmy.
- Musiałam coś sprawdzić.
- Jesteś jakaś nieobecna Sel, wszystko z tobą dobrze? Nie reagujesz na moje słowa, unikasz mnie, w dodatku słyszałam, że odeszłaś z zespołu. Dlaczego?
Selene zmrużyła oczy i spiorunowała swą rówieśnicę (albo i nie) spojrzeniem przepełnionym złością i niechęcią do jej osoby. Sprawiała wrażenie niezadowolonej z wysuniętych przez Evelin domysłów, oraz pytań. Siedziała zgarbiona nad stolikiem i myślała nad odpowiedzią, nerwowo pocierając okładkę książki. Ciemnowłosa młoda kobieta zauważyła, iż była to księga, którą Selene zakupiła w antykwariacie podczas ich wspólnych zakupów.
Ciekawe po co jej ta książka i informacje na temat języka celtyckiego?
- Skąd wiesz? – wreszcie odpowiedziała na zadane przez nią pytanie, lecz jej odezwa brzmiała raczej, jak sapanie. Chyba powstrzymywała się przed podniesieniem tonu, lecz słabo jej to wychodziło. Jeszcze chwila i pęknie, angażując wszystkie struny głosowe.
- Widziałam się z Aaronem. Wszystko mi opowiedział. Pytał, czy grasz w innym zespole? Myślę, że im naprawdę na tobie zależy. Trochę im smutno z tego powodu, że tak im nawrzucałaś, zwłaszcza Jasonowi. Chłopak załamał się. Od kilku tygodni niczego nie nagrali – Evelin zakończyła swój wywód smutnym tonem. Lubiła chłopaków i nie chciała, by cierpieli z powodu jednej osoby. Selene była jej koleżanką, którą znała od niedawna, ale chciała jej pomóc. Wiedziała, że z dziewczyną dzieje się coś niedobrego, lecz nie mogła znaleźć przyczyny jej dziwnego zachowania. Żałowała, że nie ma super mocy i nie potrafiła czytać w myślach, może wtedy dziewczyna przestałby być dla niej taka tajemnicza i niedostępna. Zerknęła na Selene, która włożyła książkę do plecaka i siedziała wyprostowana na krześle, z torbą na ramieniu, jakby w każdej chwili miała wyskoczyć i wybiec stąd z ogromnym panicznym wrzaskiem.
- Selene, słuchasz mnie...? – brunetka skierowała rękę w jej stronę, lecz Selene nie pozwoliła się dotknąć, pospiesznie wstała i zasunęła za sobą krzesełko, pozostawiając włączony komputer. Głęboko i ciężko odetchnęła, jakby próbowała pozbyć się uciążliwego ciężaru, zalegającego jej w piersiach.
- Posłuchaj Evelin, to co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, to tylko i wyłącznie moja sprawa i nie potrzebuję, by ktoś z zewnątrz mieszał się w moje życie. Odeszłam, ponieważ teraz powinnam zająć się ważniejszymi sprawami, niż bawieniem się w zespół – Selene przyprawiła swój ton taką surowością, iż nawet fachowy seiyū nie byłby w stanie go naśladować. Napięła twarz, a usta zacisnęła jeszcze bardziej, co dało taki efekt, jakby w ogóle nie posiadała tej części ciała. Evelin lekko się wystraszyła, ale jej dociekliwość jeszcze nie chciała zasnąć. Przygryzła policzek od wewnątrz i kontynuowała rozmowę.
- Tak się cieszyłaś, gdy cię przyjęli, co jest teraz ważniejsze od muzyki, od śpiewania?
- Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz. Mam mnóstwo różnych spraw na głowie, zresztą nie muszę się nikomu tłumaczyć – Selene powoli zaczęła tracić nad sobą kontrolę, dlatego zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się od koleżanki, nie żegnając się z nią. W głowie pędziły różnorakie myśli, miała wrażenie, iż nie była sobą, że znajdowała się w ciele innej osoby, ale to przecież było takie irracjonalne. Była sobą, była Seleną, tak na pewno była Seleną, co do nazwiska, już nawet nie pamiętała, jak brzmiało ono, gdy była jeszcze człowiekiem. Już dawno wymazała ten fakt ze swej pamięci długotrwałej.
- Selene, czy ktoś kazał ci to zrobić? Powiedz, pomogę ci – Evelin również wstała i podążyła za brązowowłosą wampirzycą. Sel otworzyła szafkę i zaczęła zbierać rzeczy, nie zważając na obecność ciemnoskórej znajomej. - Czy to z powodu Jasona? Nie chciałaś go ranić, mówiąc mu, że nic do niego nie czujesz?
Wampirzyca mocno trzasnęła metalowymi drzwiczkami, aż pozostałe szafki, umieszczone zaraz obok, zatrzęsły się. Ciemnooka brunetka spojrzała na dziewczynę spod przymrużonych powiek. Selene była wściekła i nawet nie zamierzała się z tym kryć. Chciała dać Evelin do zrozumienia, iż nie życzy sobie, by ktokolwiek wścibiał nos w sprawy związane z jej osobą i życiem.
- A co to ma być? Jakieś przesłuchanie? Wynajęli cię do chodzenia za mną i wypytywania o powód mojego odejścia? Skoro tak bardzo cię to interesuje to proszę, odeszłam, ponieważ nie podobało mi się to, w jaki sposób mnie traktowali i jak grali. Zależało im na mnie, bo chcieli zarobić pieniądze, a Jason? Myślał, że jestem tanią dziwką i pójdę z nim do łóżka, po tym jak da mi miejsce w zespole... Skończyłam z tą dziecinadą i dobrze mi z tym... jeszcze coś chcesz wiedzieć? – Selene nerwowo odrzuciła długie, ciemne włosy do tyłu i zmierzyła brunetkę nieprzyjemnym spojrzeniem, komunikującym: mam już dosyć ciebie i twoich dociekliwych pytań, idź, zadaj je komuś innemu. Ja wolę być sama. Evelin poczuła się urażona. Chciała pomóc, a wyszło, tak jak wyszło.
- Nie musisz być taka nieprzyjemna, wiesz? Zmieniłaś się, od czasu, gdy spotykasz się z tym mężczyzną z klubu. Nie poznaję cię – Evelin zmarszczyła brwi, ukazując rowki na dotąd gładkim, nieskalanym jeszcze żadnymi zmarszczkami czole. Selene pomyślała, iż nie musi się o to martwić. Ona nigdy nie dostąpi tego typu zaszczytu i nie zestarzeje się w akompaniamencie męża, dzieci i wnuków. Poczuła smutek, jakby ktoś gołą ręką wyrwał jej z piersi serce i rozgniótł butami na płaską, krwawą papkę. Uczucie to nie pozostało w niej zbyt długo. Szybko ulotniło się, robiąc miejsce furii, która rozlała się po ciele i umyśle dziewczyny, zasklepiając dziurę w klatce piersiowej.
- To źle, że mam chłopaka? A może ty po prostu jesteś zazdrosna. Widziałam jak na niego patrzyłaś! Jesteś zła, bo on nie zwrócił na ciebie uwagi, tylko na mnie!
- Odbiło ci!? Jak możesz tak mówić? Sel...? – w brązowych oczach Evelin stanęły łzy, krępowane, jakby przez niewidzialną tamę.
- Uważasz mnie za wariatkę? To, że bez ogródek potrafię wyrazić własne zdanie na jakiś temat, ma być złe? Wszyscy jesteście żałośni... dajcie mi wreszcie spokój...
Selene ze zmarszczonymi brwiami, odwróciła się na pięcie i udała w stronę przeciwną, pozostawiając za sobą, swą dotychczasową rozmówczynię.
- Olivia miała rację, on ma na ciebie zły wpływ.
Ta fraza podziałała na młodą wampirzycę, jak paralizator na agresywnego opryszka. Zmarszczyła nos i wydęła wargi, jej twarz przybrała złowieszczego charakteru, wyrażającego to, co kotłowało się w jej wnętrzu. Odwróciła się.
- Nie mieszaj w to Olivii.
- Ona też za nim nie przepada. Zapytaj ją o to – Evelin wzruszyła ramionami, obwieszczając to zdanie, najbardziej normalnym tonem, jaki używa się podczas prowadzenia zwyczajnych konwersacji. Długo wpatrywała się w stojącą w niedalekiej odległości dziewczynę, gdy ta wreszcie poderwała się z miejsca i szybkim, nieco skrępowanym ruchem udała się w stronę najbliższych schodów. Wampirzyca musiała czuć ten palący, wiercący do samych kości, wzrok młodej brunetki, gdyż czmychnęła przed nim w popłochu. Evelin zmarkotniała. Do końca tego dnia nie ujrzała już Selene.
*****
Tymczasem niebieskooka wampirzyca podążała długim korytarzem, którego ściany posiadały barwę cynamonu, zatapiając się we własnych myślach, dotyczących rozmowy z Evelin. Dziewczyna mocno nadwyrężyła witalne siły dziewczyny, doprowadzając ją do spazmatycznych drgawek i napadów wściekłości. Nawet podczas jazdy samochodem nie była w stanie opanować dziwnego drżenia dłoni, kurczowo zaciskanych na kierownicy, lecz co dziwniejsze młoda wampirzyca miała wrażenie, iż czuje czyjąś obecność. Obecność, przejawiającą się nie w sposób duchowy, a na zasadzie czegoś w rodzaju symbiozy. W sumie, Selene nie potrafiła inaczej tego określić, stan, w którym się znalazła daleko odbiegał od normalnego. Dlaczego Evelin uparła się na tę rozmowę? Drążyła temat? Zachowała się podle wobec Selene, wypytując ją o te wszystkie szczegóły, ponadto obwiniając Arthura o to, co się wydarzyło.
Ale czy, aby na pewno, to ona zawiniła? Zmieniłaś się Selene, nie jesteś tą samą osobą, co kiedyś.
Dziewczyna posłyszała cichy, wręcz łkający szept, który dochodził zaraz zza jej pleców. Selene przystanęła i odwróciła głowę w tamtą stronę, lecz prócz nikle oświetlonej ciemności, nie dostrzegła niczego, co mogłoby wydać podobne dźwięki. Mimo to słyszała je i teraz miała pewność, iż to siedzi w jej głowie.
Nie do końca.
Znów ten głos. Selene nie zważając na niego weszła do pokoju. Nie miała ochoty nikogo oglądać. Odłożyła czarny plecak na podłużną sofę, po czym wyjęła z niej książki i położyła je na drewniane biurko. Jasnooka wampirka złożyła ręce jak do modlitwy i przytknęła je do ust. Intensywnie myślała, znów przyłapała się na tym, iż odpływa z każdą kolejną myślą, coraz dalej i dalej, niczym mały, cienki drewniany patyczek, unoszony na powierzchni wody, aż po bezkresny ocean dziewczęcej świadomości. Szatynka nie rozmyślała o trywialnych, przyziemnych sprawach. Dręczyła ją kwestia związana z Evelin, zespołem, Arthurem, oraz Olivią. Z jednej strony, jakaś odgórna siła nakazywała jej spotykanie się z przystojnym, ciemnowłosym mężczyzną, którego wampirzyca tak naprawdę dobrze nie znała. Z drugiej zaś strony, inna cząstka jej duszy podpowiadała jej, iż powinna zachować przy sobie swych przyjaciół. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji w tych warunkach, było dla Selene ogromną katorgą, zwłaszcza, że dwa byty zabiegały o jej uwagę. Kto przedstawi lepszą ofertę, zręczniej manipuluje innymi, ten osiąga najkorzystniejszą pozycję, w tym starciu. Od tych wszystkich podświadomych tyrad, wampirzyca odczuła ogromny ból głowy. W posesji, nie było nikogo prócz Selene i Wiktora, który podczas pobytu w domostwie, przesiadywał w swoim starym gabinecie, umiejscowionym nad biblioteką. Młoda dziewczyna jeszcze nigdy tam nie była, ale wyobrażała sobie to miejsce. Duży, zapewne prostokątny, podłużny pokój. Przyciemniony, by budować atmosferę grozy i napięcia. Ze wszystkich stron otoczony przeszklonymi futrynami, za którymi ukryte, przed światem zewnętrznym, znajdują się pożółkłe, wyświechtane rękopisy, oraz przedmioty, nie nadające się do użytkowania w dwudziestym pierwszym wieku. Dziadek Wiktor, jako pasjonat antyków i wieków wcześniejszych (zresztą przeżył je wszystkie) posiadał niebywały sentyment do rzeczy związanych z jego poprzednim życiem. Były jego talizmanami utrzymującymi łączność z tym, co było kiedyś i już nigdy nie powróci. Selene rozumiała go po trosze. Po środku, ustawiono potężny, zachęcający do wtopienia się w materiał poszycia, czerwony fotel, podkreślający władczość i arystokratyczność rodu, z którego wywodzi się właściciel. Przed nim, biurko wykonane z dębu czarnego, polakierowanego, by jego powierzchnia odbijała przytłumione światło dobywające się spoza ciemnych, grubych zasłon. Mosiężne kruki dumnie spoczywające na wypolerowanej powłoce, a niedaleko nich, sztywnie stojące słonie, wykonane z kości słoniowej. Tu i ówdzie jakaś książka, jakiś kajecik, oraz kałamarz z czarnym atramentem. Z gorących, emocjonalnych rozważań na temat pokoju dziadunia wyrwał ją głośny dzwonek telefonu komórkowego. Selene z lekkim znużeniem spowodowanym wertowanymi obrazami w głowie, uniosła telefon i spojrzała na jego wyświetlacz. Dzwoniła Olivia. Wampirzyca nie miała ochoty z nią rozmawiać, zwłaszcza po ostatnim incydencie w jej domu, niemniej jednak odebrała.
- Cześć Selene, jak minął ci dzień? – dziewczyna powitała ją ciepłym tonem, na który Selene nie poczuła dosłownie nic, nawet odrobina sympatii nie przepłynęła przez jej umysł.
- Witaj, w porządku, a u ciebie? – odpowiedziała jej z grobową miną. Dobrze, że blondynka nie mogła dostrzec jej oblicza. Dziewczyna po drugiej stronie roześmiała się i podjęła nowy wątek.
- Dawno już nie rozmawiałyśmy. Chciałam dowiedzieć się, dlaczego wyszłaś bez uprzedzenia z moich urodzin. Skoro nie bawiłaś się dobrze, mogłaś dać znać, odwiozłabym cię do domu.
Selene skrzywiła się. Rzeczywiście nie powiedziała nikomu, iż wychodzi, ale nie uważała tego za konieczne. Zresztą sądziła, że nikt nie zainteresuje się jej zniknięciem.
- Daj spokój. Brat po mnie przyjechał. Nie musiałaś się martwić, a jak czuje się twoja babcia? – wampirzyca zaczęła krążyć po pokoju z dłonią umiejscowioną w jednej z jeansowych kieszeni spodni. To pytanie akurat nie było udawane. Brunetka naprawdę chciała wiedzieć co u babci Anette. Olivia odetchnęła i Selene posłyszała jakiś szum, jakby obijanie się czegoś ciężkiego o ścianę.
- U niej wszystko dobrze. Już lepiej się czuje. Słuchaj Sel, mam do ciebie pytanie. Teraz jestem na próbie baletowej, ale może chciałabyś się ze mną później spotkać? Mogłybyśmy porozmawiać na różne tematy, jeśli oczywiście masz ochotę.
Głos Olivii był lekko zachrypnięty, jakby dziewczyna czegoś się obawiała. Wampirzycy nie spodobał się ton jej głosu, był zimny, obojętny, suchy, nie wyrażający żadnych emocji, prócz ukrytej, ale chcącej wypełznąć na zewnątrz wiedzy, której Selene nie była w stanie pojąć żadnym zmysłem. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Wybacz mi, ale dziś nie mogę. Zajmuje się pewnym projektem z Sofią i muszę kończyć. Umówimy się innym razem. Trzymaj się.
Selene chwilę czekała, aż Olivia wypowie jakiekolwiek słowa. Twardo wpatrywała się w obraz wiszący na ścianie, przedstawiający, jakąś zamożną, królewską rodzinę. Malunek fascynował dziewczynę i zastanawiała się, czy czasem nie przedstawia on dawnych właścicieli tej posiadłości.
- Dobrze, do zobaczenia. Pa.
Ton Olivii przybrał urażonej i pretensjonalnej barwy, po czym dziewczyna rozłączyła się. Selene zirytowała się. Uznała, iż koleżanka traktuje ją, niczym przedmiot. Powinna stawiać się na każde jej zawołanie, tam gdzie blondyna by tego zechciała, a Selene miała własne życie, problemy na głowie, do tego te namnażające się zagadki. Właśnie! Zapomniała o zagadkach. Wymknęła się z pokoju i postąpiła w stronę drzwi, prowadzących do pracowni Sofii. W korytarzu, wciąż panował półmrok, rozpraszany przez lampy. Na dole nie było słychać żadnego poruszenia. Zastanawiała się, cóż takiego może porabiać Wiktor. Może czyta, koresponduje z kimś, rozmawia z duszami. Selene poczuła, jak włoski na karku sztywnieją i stają się twarde, jak szczecina u dorosłego mężczyzny. Duchy, to słowo samo w sobie było przerażające. Młoda wampirzyca nigdy nie wiedziała, w którym momencie coś się za nią skradało, bądź obserwowało ją, a Selene nie znosiła tego, co przyprawiało ją o palpitacje serca. Świadomość, że coś tu jest, a ona tego nie widzi, nieopisana. Nie chciała, by ktoś ją widział, patrzył na nią zza niewidzialnej kotary, srebrzystymi, przenikliwymi oczami, pragnęła umknąć przed ich reflektorami, gdyż zaraz miała dokonać czegoś niedozwolonego. Weszła do pracowni i zauważyła w niej mały bałagan. Stelaże porozstawiane w różnych miejscach, po całej szerokości pokoju, kartki papieru walające się tam i ówdzie. Swobodnie leżące książki na regałach i to właśnie tam powędrował wzrok dziewczyny.
Jest tam.
Uśmiechnęła się tryumfalnie, lecz po chwili ukryła ten uśmieszek pod warstwą irracjonalnej ostrożności. Zbliżyła się do odpowiedniego regału i zdjęła dużą księgę. Ręka ją swędziała. Selene najchętniej zabrałaby książkę i wyniosła ją stąd, po czym wraz z nią, zamknęłaby się we własnych czterech kątach i analizowała jej treść. Jednakowoż zdawała sobie sprawę z ryzyka, jakie musiałaby ponieść (nie była przecież sama, Wiktor w każdej chwili, mógłby tu wejść i sięgnąć po tę księgę, choć Selene nie wiedziała, dlaczego miałby wybrać akurat tę). Otworzyła na przypadkowej stronie i przeskanowała ją wzrokiem. Osobliwe znaki, tajemniczy język. Selene wyciągnęła telefon. Rozmowa z Olivią wytrąciła ją z rytmu. Brunetka totalnie zapomniała, iż miała sprawdzić wiadomość od znawczyni tego tematu. Zalogowała się na forum i sprawdziła wiadomości, lecz kobieta jeszcze nie udzieliła jej odpowiedzi. Niebieskooka wampirka miała nadzieję, iż zrobi to w najbliższym czasie. Nagle z końca korytarza, posłyszała jakiś szmer. Z samego początku cichy, niknący, by po chwili przeistoczyć się w ciężkie stąpanie. Selene odetchnęła. Rozpoznała te dźwięki, obwieszczające powrót młodszego braciszka do domu. Wampirzyca poczekała, aż Drake wejdzie do pokoju i zaszyje się w jego wnętrzu, po czym przeniosła książkę na biurko do rysowania i ponownie się nad nią skupiła. Szkoda, że nie zabrała ze sobą książek, wtedy mogłaby swobodnie porównać je do siebie i nagle ją olśniło. Przecież miała wykonane zdjęcia na komórce. Z radości i wdzięczności za tak wspaniałe urządzenie, młoda kobieta ucałowała swój granatowy telefon. Szybko odnalazła potrzebne jej zdjęcia i rozpoczęła śledztwo, lecz coś znów jej przerwało. Tym razem dźwięk zamykanych drzwi i zakładanej w biegu kurtki. Braciszek gdzieś się spieszył, mrucząc niezrozumiałe słowa pod nosem. Selene posłała słaby uśmieszek w stronę drewnianych drzwi, a następnie ponownie skupiła się na starych kartkach. Znaczki, misterne i fikuśne, wymalowane niegdyś czarnym, obecnie blaknącym już atramentem, na pożółkłym od starości i wertowania, cienkim pergaminie. Selene wytężyła wzrok i zaczęła porównywać. Po chwili skupienia i wpatrywania się w znaczki, mogła śmiało stwierdzić, iż odręcznie pisany tekst w księdze znalezionej w pokoju Sofii, oraz ten pokrywający stronnice księgi, otrzymanej od Olivii jest tym samym. Ale w takim razie, co to może oznaczać? W pewnym momencie Selene zatrzymała się na jednej z przyniszczonych stron. Jej koniec zadarty do góry, jakby krzyczał, by dłużej poświęcić uwagę tej stronnicy i oto błękitnym oczom wampirzycy ukazał się pewien znajomy obraz.
Szkatułka.
Selene rozszerzyła oczy ze zdumienia i zafrasowania. Szkatułka?
Dlaczego znowu ty? Jaki sekret ukrywasz? Dlaczego jesteś taka ważna?
Młoda wampirzyca pochyliła się nad książką, tak, iż jej kasztanowe włosy przykryły brzegi dużej księgi, a nos prawie, że dotykał cienkiej warstwy papieru. Dziewczyna wyczuwała ten zapach starości bijący od papierowego truchła. Uważnie śledziła, każdą kreskę, każdy szczegół. Odręcznie naszkicowana, jednakowoż łudząco przypominała skrzyneczkę ze zdjęcia. Lecz to, co zaabsorbowało jej największą uwagę, okazało się być przełomem, w jej późniejszym śledztwie. Na przedniej ściance szkatułki wypisane były jakieś literki, układające się w dziwne, tajemnicze zdanie w obcym języku. Selene na ich widok odczuła uczucie Deja vu, choć nigdy wcześniej w życiu nie widziała tych słów. Vendere animam tuam, bo tak brzmiał owy napis, zawierał jedno, znane przez Selenę słowo.
Sprzedać. Co sprzedać? I dlaczego?
Skronie pulsowały jednostajnym, rytmicznym bólem. Drżącymi palcami przewróciła kolejną stronę, która w całości pokryta była tymi wkurzającymi Sel hieroglifami, pozostającymi wciąż nieodgadnionymi dla młodej wampirzycy. Z wypiekami na twarzy przesuwała zdjęcia, by móc jakieś porównać z tym, co ukazało się jej oczom. Nie zawiodła się. Niesamowite! Znalazła, aż oczy wyszły jej na wierzch ze zdumienia. Mistyczne słowa, układające się w jakąś pradawną historię, zarówno w księdze Sofii, jak i na zdjęciach Selene, reprezentowały to samo. To znaczy ukazywały identyczne słowa, a co za tym idzie traktowały o tym samym. Selene nie mogła uwierzyć w to, że wreszcie jej się udało. Nie posiadała się ze szczęścia. Nie wiedziała jeszcze, co te wszystkie zdania w sobie kryją, z czym się obnoszą, niemniej jednak wpadła na trop, który doprowadzi ją do zdemaskowania tych wszystkich sekretów.
*****
Na całe szczęście (Chrisa) nocna wycieczka po parku, skończyła się tylko na kliku dość potężnych, żółto-sinych sińcach, kilku zadrapaniach, które teraz zamieniły się w strupy, spuchniętym oku, oraz złamanym nosie i lekkim wstrząsie mózgu. Zawsze mogło być gorzej. Chłopak nawet nie rozpaczał z powodu naruszonej kości nosowej, cieszył się, że żyje, że znów mógł otworzyć oczy i podziwiać piękny świat. Dziś nudził się okropnie. Przechodził się z kąta w kąt, od jednego końca korytarza do drugiego. Czasem zagadnęła go jakaś pielęgniarka, czy dobrze się czuje i czegoś nie potrzebuje. Inne mierzyły go zatroskanym, bądź karcącym spojrzeniem i odsyłały do łóżka. Kilkukrotnie w ciągu tego dnia odwiedził go lekarz, by zreferować postępy w leczeniu (choć niedługim, gdyż blondyn przebywał na tym oddziale zaledwie od wczorajszej nocy), oraz sprawdzić jego stan zdrowia i objaśnić wyniki badań. Chris wraz z rodzicami przyjmowali te wieści ze spokojem wymalowanym na ich twarzach. Rodzice posiedzieli z nim chwilkę, lecz nie mogli zostać na dłużej. Wzywały ich inne obowiązki (czytaj praca), w związku z czym blond włosy młodzieniec znów sazany był na przebywanie samemu, wśród czterech pomalowanych na biało ścian. Miał wrażenie, iż jest lokatorem pokoju bez klamek. Czasem w przypływie irracjonalnej paniki, patrzył w stronę drzwi, by sprawdzić, czy posiadają klamkę. Zaczęło mu odbijać. Podczas bezczynnego leżenia na metalowym, poruszającym się łóżku i tępego wpatrywania się w sufit nad nim, posłyszał trzask uchylających się drzwi. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał znajome, uśmiechnięte twarze. Od razu uniósł się do góry, do pozycji siedzącej i czekał, aż przyjaciele rozgoszczą się wewnątrz.
- Chris! Skarbie, jak się dzisiaj czujesz?
Pierwsza podbiegła do niego Coralin. Uściskała go mocno, aż przez krótką chwilkę, chłopak dostrzegł majaki przed oczami. Brzuch i żebra pulsowały mało odczuwalnym bólem, choć nie były złamane. Lecz przy naciśnięciu, bądź dociśnięciu do czegoś, charakter bólu zmieniał się i przybierał palącego wymiaru. Chłopak uśmiechnął się szeroko, by zamaskować cierpienie wywołane zbyt mocnym tuleniem.
- W porządku, coraz lepiej.
- A nos? Nie boli już ? – Coralin usadowiła się na łóżku obok swojego chłopaka i zaczęła czule gładzić go po kolanie. Karina i Jennifer przyniosły sobie małe krzesełka, a Yves stał za nimi patrząc na kumpla z poczuciem winy, wymalowanym w jego brązowych tęczówkach. Martwił się. Nerwowo przygryzał wargę, poczucie winy trawiło go od środka i żaden strumień wody, nie był w stanie ugasić rosnącego płomienia żalu.
- Nie. - blondyn obdarzył ich pokrzepiającym spojrzeniem, by pokazać, że naprawdę wszystko z nim w porządku.
- Złamany? – głos Yvesa był taki cichy i ponury, jakby znajdował się w innym pokoju.
- Tak, ale nie ma się czym przejmować. Jestem pod obserwacją dwóch lekarzy. Mój ojciec postarał się o to.
- A co z tymi, którzy cię napadli? Wiesz, kto to był? – Coralin zmarszczyła brwi i przestała gładzić nogę chłopaka. Teraz uniosła ją i zagarnęła dłonią kosmyk włosów opadający jej na policzek. Wpatrywała się w jasnowłosego młodego chłopaka, tym swoim przenikliwym spojrzeniem, nieznoszącym kłamstw. Chris zatrzymał powietrze w płucach. Powiódł przytomnym wzrokiem po swych znajomych i zauważył u nich to samo ponaglające go spojrzenie. Wszyscy byli ciekawi, a zarazem współczujący. Blondyn wypuścił powietrze z głośnym świstem. Bał się tych pytań, najbardziej ze strony ojca. No bo cóż miał powiedzieć? Tak tato, wiem kto mnie zaatakował? Zamknij go w więzieniu na kilka długich lat, daj mu dożywocie? Czy ten koszmar z dręczeniem kiedyś się skończy? Ale jeśli tak, to czy nie zawiódł siebie i swojego postanowienia o tym, że już nigdy więcej nie pozwoli sobą pomiatać i nauczy się bronić przed Lucasem? To nie było takie proste. Szatyn miał klikę, Chris jej nie miał. Nie chciał angażować w to przyjaciół, nie ich. Opuścił głowę, było mu wstyd, ale nie pragnął ich oszukiwać. Wyznał całą prawdę, jakakolwiek by ona nie była, choć dla blondyna najbardziej żałosna na świecie.
- Lucas i jego ziomki, oni mi to zrobili.
Wyrzucił to z siebie, ale ani trochę nie poczuł się lepiej. Gdy pan Brown pytał go o to, Chris powiedział, że było zbyt ciemno, a napastnicy mieli kaptury i maski na twarzach, że nic nie pamięta. Bo nadal było mu bardzo wstyd.
- Chris, twój tata o tym wie?
Coralin go przejrzała. Bardzo dobrze znała swojego chłopaka, wiedziała kiedy kłamał, kiedy mówił prawdę, wręcz odczuwała jego stany emocjonalne. Ciało chłopaka naprężyło się, a następnie zwiotczało i poddało się, choć Coralin nawet nie próbowała wywierać na nim presji. Niebieskooki młodzieniec był po prostu zmęczony, więc zaprzestał walki, a siedząca przed nim brunetka doskonale orientowała się w jego sytuacji. Wczuła się w sytuację przyjaciela i przesyłała mu nieme wsparcie, wibrujące w powietrzu.
- Nie, powiedziałem, że nie wiem kto to zrobił. - Chris spuścił głowę.
- Chcesz ich kryć stary? – Yves zbliżył się do krzesła Jennifer i położył zimne dłonie na oparciu. Rudowłosa patrzyła zamyślonym wzrokiem w jakiś punkt na podłodze, nie zabierała głosu w dyskusji, chyba była przerażona całą tą sytuacją z napadem i szpitalem. Totalny cyrk.
- Nie, nie chcę, ale co będzie jak ojciec zacznie ich ścigać.... Będę miał większe problemy... – Chris uniósł głowę i próbował racjonalnie to zreferować.
- Problemy? Już je masz. Jeżeli nadal będziesz ich kryć, to te dupki poczują się bezkarnie i zrobią ci jeszcze większą krzywdę... Chris, proszę musisz powiedzieć o tym swojemu ojcu, przecież jest policjantem do cholery i powinien coś zrobić, jesteś jego synem – Coralin mówiła zdenerwowanym, aczkolwiek ostrym tonem.
- Coralin ma rację. Trzeba to zakończyć, żebyś mógł czuć się bezpieczny – Karina uśmiechnęła się łagodnie do siedzącego przyjaciela i pokiwała głową krzepiąco. Chłopak patrzył na nich z rozszerzonymi oczami. Nagle opatrunek na jego nosie i cienkie igły powbijane do jego ciała zaczęły mu doskwierać. Dopiero, co otarł się o śmierć, a znów zaczął o niej myśleć i wtedy, jak przez mgłę ujrzał twarz bruneta, wykrzywioną w paroksyzmie, szaleńczej nienawiści i zemsty. Wstrząsnął nim ledwo dostrzegalny dreszcz, lecz jasnowłosa dziewczyna siedząca obok niego wyczuła to, jakby pod skórą chłopaka maszerowali mikroskopijni żołnierze.
- Był tam ktoś jeszcze – Chris urwał. Nagle zaschnęło mu w ustach i zachciało mu się pić. To było okropne. Te ohydne leki, które przyjmował pozostawiały suchość w gardle i wywołujący nudności smak chemikaliów.
- Jak to? Kto taki? Więc Lucas przyprowadził więcej znajomych. No robi się coraz ciekawiej. - Coralin westchnęła.
- Nie ciekawiej – dziewczyna o płomiennych lokach, wreszcie uniosła wzrok i wpiła go w blondyna przewiercając go, aż do podstawy czaszki.
- To jest karalne, Chris. On stanowi zagrożenie, trzeba go zamknąć.
- Zgadzam się z dziewczynami, tak trzeba zrobić – Yves pokiwał głową z uznaniem, a Karina wykonała podobny gest. Wszyscy jego przyjaciele wyglądali teraz, jak samochodowe pieski, które pod wpływem wstrząsów ruszają małymi łebkami.
- To nie był znajomy Lucasa, chociaż no sam nie wiem.... Ale gdyby nim był, nie przywiózłby mnie tutaj.
Z ust Coralin wyrwało się ledwo słyszalne o.
- Ktoś cię uratował? – tym razem czekoladowo włosa dziewczyna podłapała temat i próbowała go podtrzymać. Poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca.
- Tak, był tam, bardzo zdenerwowany, zachowywał się tak no nie wiem, jak to określić, tak jakoś nieludzko, a potem pomyślałem sobie, że mnie dobije i zemdlałem. Nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się rano w tym łóżku, z opatrzonymi ranami i wenflonem w ręce, już wiedziałem, że jestem w szpitalu, ale za Chiny ludowe nie mogłem sobie przypomnieć, jak tu trafiłem, tak jak po niezłej imprezie – chłopak roześmiał się. Dobry humor mu powracał. Następnie kontynuował - Moja torba, gdzieś zniknęła, ale to nie jest najważniejsze, ważne, że przeżyłem. Doktor Townshend powiedział mi, że nie musze się już o nic martwić, że jego brat przywiózł mnie tutaj i podał moje imię. Doktor wezwał rodziców i tak jakoś wszystko poszło, szybko – Chris przetarł twarz dłońmi. Poczuł przelewające się znużenie i zmęczenie.
- Brat!? To znaczy, że...
- Tak Coralin. To jeszcze pamiętam. Pobił się z Lucasem i pozostałymi, pewnie wygrał skoro się tu znalazłem, ale tego jestem pewien na sto, a nawet i dwieście procent, że to był Townshend.
Zamilkł, wypowiedział te słowa z taką, jakby radością i satysfakcją. Reszta również nie wiedziała, co powiedzieć, przez chwilę nikt się nie odzywał. W pomieszczeniu roznosił się dźwięk przejeżdżających za oknem, samochodów, oraz bzyczenie latającego owada. Każde z nich wlepiło oczy w podłogę, zastanawiając się nad sensem słów, wypowiedzianych przez Chrisa. Nie mogli w to uwierzyć. Dotychczas uważali, iż nowy kolega nie jest zdolny do darzenia kogokolwiek z nich sympatią, a tu proszę! Taka, poniekąd miła niespodzianka. Karina poczuła się uradowana. Może to uczucie było nie na miejscu, niezgodne z sytuacją, w której wszyscy się znaleźli. Mimo to, pieściła je głęboko w swym wnętrzu.
- Co on tam robił? – blondyna pocierała dłonie, jedna o drugą, jakby próbowała je rozgrzać, informacja o Drake'u, który uratował życie jej ukochanego, wstrząsnęła nią do głębi.
- Nie wiem, wybacz, że nie zapytałem, ale chwilowo mój mózg nie mógł skontaktować się z językiem – Chris posłał jej zgryźliwy uśmieszek, na który Yves ryknął śmiechem. Stary, dobry kumpel blondyna wracał do swej świetności. Dziewczyny również uniosły kąciki swych warg, a Coralin nie sprawiała wrażenie zadowolonej. Przewróciła tylko oczami na słowa Chris'a.
- W każdym bądź razie już czuję się lepiej, więc nie musicie się smucić i robić takich min, jakbyście uczestniczyli w moim pogrzebie. Jest w porządku. Nos się zrośnie i nawet myślę, kiedy będziemy mogli zrobić następną imprezkę. Już rączki mnie swędzą na ten pomysł – Chris zatarł ręce z zadowolenia i powiódł po znajomych żywszym spojrzeniem. Wszyscy oprócz Coralin trochę ożywili się na ten pomysł.
- Nie ma mowy. Chris! Jak możesz być tak lekkomyślny i nieodpowiedzialny? Dopiero co uszedłeś z życiem, a ty rozmyślasz nad pijackimi zabawami? Czasem nie jestem w stanie cię zrozumieć, jak ja z tobą wytrzymuję?
- To proste Coralin. Po prostu mnie kochasz.
Chłopak przyciągnął siedzącą obok niego dziewczynę i ucałował ją w czubek główki, pokrytej jasnymi włosami.
- Oooo jak słodkoooooo – Yves cienko pisnął, zbyt cienko jak na chłopaka, co wprawiło w śmiech pozostałe zgromadzenie.
- Pewnie Townshend ma twoją torbę. Powiesz mu, żeby ci ją oddał? – Coralin wtulała się w rozluźnioną pierś blondyna. Gdy wypowiedziała na głos nazwisko nocnego wybawiciela, jego serce przyspieszyło, a ciało naprężyło się niczym struna.
- W sumie, może ją sobie zabrać i tak nie miałem tam nic drogocennego, wartego kradzieży – roześmiał się, by uspokoić kołatające serce.
- Tchórz.
- Za to twój.
Druga połowa spotkania minęła im w niebywale dobrej i zgodnej atmosferze, wszyscy się śmiali i rozmawiali o niekoniecznie mądrych kwestiach, jednakowoż każde z osobna czuło, iż to wydarzenie w jakimś stopniu wpłynie na ich życia. Może zmiana nie dokona się od razu. Upłynie trochę czasu, zanim oswoją się z tym, co nadejdzie, z czym będą musieli się zmierzyć. Teraz, żadne z nich nie myślało o przyszłości. Zastanawiali się nad tym, co jest teraz, nie obchodziło ich jutro, gdyż ono mogło nigdy nie nadejść. Życie jest kruche, skończone, płynne, da się je unicestwić, tego co jest poza nim, nie. Wszyscy jesteśmy otoczeni przez śmierć, żyjemy w jej objęciach, a mimo to obawiamy się jej. Tego, co wieczne i czeka po drugiej stronie rzeki. Karina, czy Chris, dwójka młodych ludzi, doświadczonych przez śmierć, czujących jej oddech na swych plecach. Posmakowali jej smaku, cierpkiego, paraliżującego język i gardło. Nieznośnego, palącego trzewia. Ocaleni. Choć jeszcze o tym nie wiedzieli, tego, którego zwali kolegą z klasy, skrywał mroczniejszy sekret. Dla jednych był wybawcą, dla drugich katem. Tymczasem brunetka z rozmarzonym wzrokiem patrzyła na przyjaciół i ich wesołe promienne twarze. Ani na chwilę nie przyszło jej do głowy, iż to co niedawno się zdarzyło, posiadało drugie dno. Dno o wiele bardziej tajemnicze, gorsze.
🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆
Ten oto rozdział chciałabym zadedydować Claireska!😘 Dziękuję za Twą obecność i miłe słowa wsparcia kochana!
Pozdrawiam również wszystkich moich czytelników i dziękuję za wszelką aktywność tutaj! Jesteście wielcy😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro