ROZDZIAŁ 58
Od rana dręczył ją okropny i przeszywający ból głowy, powodujący rozdrażnienie i wybuchy agresji. Na ogół Selene była spokojną i opanowaną osobą, lecz ten piekący ból sprawiał, że nie była w stanie skupić swych myśli. Przeczuwała, że dzisiejszy dzień nie skończy się najlepiej. Do niedawna odczuwała ogromną ochotę, by świętować dzień urodzin, razem z najlepszą przyjaciółką, lecz w tej sytuacji, wszystkiego jej się odechciało. Czuła się, jak mumia, wyciągnięta z piaskowego grobowca i zmuszona, do tyrady w gorącym słońcu pustyni. Jeszcze czekała ją rozmowa z zespołem. Wczorajszej nocy podjęła decyzję. Nie mogła dłużej zostać z chłopakami. Arthur uświadomił jej, iż tak będzie lepiej jeśli skupią się na tym, co jest teraz najważniejsze, czyli na ich związku. Selene odetchnęła i zaparkowała samochód na całkiem dobrze sobie znanej ulicy. Dziewczyna przejrzała się w lusterku wstecznym, poprawiła włosy i już miała wysiadać, lecz poczuła dziwne uczucie ciężkości i odrętwienia, które nie pozwoliło jej unieść się do góry. Wampirzyca siedziała tak przez jakiś czas, trzymając dłoń na klamce i zastanawiając się, czy dobrze robi. Może powinna zawiadomić ich w inny sposób o odejściu? Ta opcja była bardzo kusząca, niemniej jednak Selene spięła mięśnie i wysiadła z pojazdu. Nawet zimne podmuchy wiatru nie były wstanie rozwiać burzy myśli, wirujących pod czaszką. Głowa nadal ją bolała, lecz z podniesioną głową i obojętnym wyrazem twarzy, wkroczyła do garażu Aarona. Chłopaki już tam byli. Porozstawiali instrumenty, oraz sprzęt i czekali na przybycie wokalistki. Selene nie poczuła dosłownie nic na ten widok. Nawet nie było jej żal, że będzie musiała z tego zrezygnować. Pierwszy zauważył ją Jason, który uśmiechnął się do niej smutnie i patrzył, aż wampirzyca wykona jakiś krok. Selene nie odwzajemniła uśmiechu, podeszła bliżej znajomych, bez cienia zainteresowania na twarzy. Aaron wstał z krzesła i podszedł do jednej z gitar.
- Cześć, spóźniłaś się pół godziny. Już myśleliśmy, że nie zaszczycisz nas swą obecnością - Aaron posłała dziewczynie wzrok mówiący, trochę jest nam przykro z tego powodu. My traktujemy cię poważnie, ale ty chyba nas nie. Selene zignorowała to i przybrała suchy ton.
- Muszę wam coś oznajmić. Podjęłam już decyzję, nie będę mogła dłużej z wami grać. Przykro mi.
Dziewczyna wypowiedziała te słowa takim tonem, jakby wcale nie było jej żal chłopaków. Chyba mało obchodziło ją to, czy kogoś zrani. Młodzi mężczyźni mocno zaniepokoili się słowami koleżanki. Nie spodziewali się po niej czegoś takiego. Może Selene była tajemnicza, zamknięta w sobie, lecz nigdy nie zachowywała się w tak chłodny i suchy sposób. Jason od razu wyczuł tę różnicę w jej zachowaniu i głosie, nawet domyślał się, kto może być za to odpowiedzialny.
- Nie możesz zrezygnować. Tak dobrze nam się współpracowało, zresztą jesteś niesamowita w tym co robisz. Nie możesz tego zaprzepaścić, bo ktoś nie będzie tego akceptował. Proszę, Sel.
Jason oznajmił to z desperacją w głosie i spojrzał na chłopaków, którzy milczeli.
- Znalazłaś inny zespół? - Aaron przybrał maskę twardziela i niebezpiecznie obniżył ton, wprawiając w drganie, struny głosowe. Selene nie zwracała uwagi na Jasona, olała jego wylewność i żale względem niej.
- Nie, ale chcę z tym skończyć. To dziecinada, nie zamierzam dłużej marnować czasu. Mam inne sprawy na głowie, niż bawienie się w zespół. Mam nadzieję, że znajdziecie kogoś równie dobrego. Żegnajcie.
Wampirzyca obdarzyła ich twardym spojrzeniem i nie czekając na reakcję znajomych odwróciła się do nich plecami. Skronie piekły i piekły, wypalając dziurę w mózgu. W tej sytuacji przydałaby się straż pożarna, która byłaby w stanie ugasić niewidzialny pożar.
- Nie możesz tak po prostu odejść! Co jest ważniejsze od przyszłej kariery?
Jason nie wytrzymał i krzyknął w stronę dziewczyny, zatrzymując ją w miejscu. Chłopak zdenerwował się. Poderwał się z miejsca i ruszył za wampirzycą. Selene odwróciła się i zmierzyła go obruszonym wzrokiem od stóp do głów.
- Kariery? Pffff..... z takim zespołem, jak wy, osiągnięcie czegokolwiek nie będzie żadnym sukcesem. Spójrzcie na siebie. Jesteście żałośni w swoich desperackich poszukiwaniach kogoś, kto podciągnie poziom tego marnego zespoliku, bo nawet nie można nazwać was zespołem. Teraz nie dziwię się tamtej dziewczynie, że od was odeszła. Chcecie usidlić kolejną głupią, ale nie jestem kretynką. Odchodzę i uszanujcie moją decyzję, a zwłaszcza ty Jason - Selene wpiła w niego wzrok, przesiąknięty jadem i złością. Szatyn fuknął i potrząsną rękami.
- To przez niego tak?! To on ci kazał odejść!?
Aaron i Bradley wybałuszyli oczy ze zdumienia. Jeszcze nigdy nie widzieli, by ich najlepszy przyjaciel tak się denerwował. Ta cała rozmowa również podniosła im ciśnienia, a zwłaszcza Bradleyowi, który ponownie musiał zmierzyć się ze wspomnieniami o jego byłej miłości.
- Co cię to obchodzi, co? To moja sprawa z kim się spotykam! Arthur tylko pomógł mi zrozumieć! - Selene również zaczęła machać rękoma i niebezpiecznie zbliżyła się do Jasona. Aaron i Bradley podeszli do chłopaka, stając zaraz za jego plecami i osłaniając mu tyły, chociaż to z przodu czyhało największe zagrożenie.
- Zrozumieć!? Niby co!? Wiem, że chcesz grać w tym zespole, tak bardzo się cieszyłaś, gdy cię przyjmowaliśmy, a teraz? Co się z tobą dzieje Selene? Zmieniłaś się. Czy on cię tak zmienił? Powiedz - Jason już nie krzyczał. Grdyka skakał mu od dołu do góry. Chłopak ledwo powstrzymywał łzy. Wiedział, że to koniec, choć nie miał okazji, by zacząć. Nie mógł tego ukryć. Był zauroczony tą dziewczyną i nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że ktoś inny mógłby mu ją odebrać, ale tak właśnie było. Ten cały picuś glancuś Arthur wygrał, bo on wcześniej nie odważył się wyznać jej uczuć. Twarz Selene stężała, a spod tej twardej skorupy nie wyzierały żadne emocje. Uniosła jedną brew do góry i uważnie przestudiowała sylwetkę stojącego przed nią chłopaka. Daleko mu było do Arthura, jej przystojnego mężczyzny, ani w najmniejszym stopniu nie mógł się z nim równać.
- Nawet nie próbuj mnie przekonać. Nie spędzę z wami, ani chwili dłużej, a zwłaszcza z tobą. Myślisz, że mogłabym być z kimś takim jak ty? Zapomnij, nie dorastasz nawet Arthurowi do pięt, więc po co miałabym być z takim biedakiem? Arthur ma wszystko, a ty nie masz niczego, nawet nie potrafisz zainwestować w nową gitarę, a ta ma już popękane struny, posklejane taśmą... wnuczka Townshenda zasługuje na kogoś, kto będzie traktował ją, jak księżniczkę, a nie będzie na niej zarabiał...
Selene zakończyła wywód ze zwierzęcą satysfakcją na twarzy, czuła się wspaniale. Wreszcie powiedziała to co chciała, bez cienia zawahania, czy krępacji. Jason zacisnął zęby, napinając skórę twarzy. Gdy Selene atakowała go słowami, zamknął powieki i zaczął kiwać głową. Po chwili je otworzył i ujrzał, że twarz dziewczyny nie jest tą, co kiedyś, nie wyrażała żadnych pozytywnych uczuć, jedynie nienawiść.
- Dosyć tego, wyjdź i przestań nas obrażać. Nie chcemy już dłużej tego wysłuchiwać.
Tym razem głos zabrał Bradley, który pobladł od kotłującej się w nim złości. Zaciskał dłonie i formował jej w pięści. Gdyby Selene nie była dziewczyną, zapewne już dawno, by oberwała. Dziewczyna ścisnęła kluczyki od samochodu w dłoni i skierowała się w stronę wyjścia.
- Pomyliłem się myślałem, że jesteś inna, lecz dobrze, że teraz pokazałaś swe prawdziwe oblicze. Może jestem biedny, ale honorowy i nie bój się, nie wykorzystam cię w żaden sposób, już nie...Myślę, że temat skończony.
Jason przeszył Selene tak smutnym spojrzeniem, iż dziewczyna po raz pierwszy w ciągu tego dnia, poczuła wyrzuty sumienia. Nagle obudził się w niej głos, który skarcił ją za wcześniejsze słowa i zachowanie, lecz nie mogła się wycofać. Szatyn odwrócił się w stronę kumpli i wyszedł innymi drzwiami, prowadzącymi w głąb domu Aarona. Selene również pospiesznie wybiegła, nie konfrontując się z ciężkimi spojrzeniami byłych przyjaciół. Dziewczyna dobiegła do samochodu odpaliła silnik i wyjechała na ulicę, lecz po chwili musiała zjechać na pobocze i się zatrzymać. Łzy zalały jej policzki, a na bladej twarzy pojawiły się lekko czerwone wypieki.
- Co ja narobiłam...?
Selene cicho zaszlochała, łapiąc się za głowę. Nie upłynęło pięć minut, a dziewczyna płakała tak głośno i przeraźliwie, jakby straciła wszystkie ukochane osoby. Po części, wampirzyca czuła, że tak właśnie się stało. Utraciła bezpowrotnie możliwość nawiązania jakichś głębszych relacji z ludźmi, których naprawdę zaczęła lubić.
- Dlaczego ja...!? – dziewczyna płakała rzewnie. Czuła się taka nieszczęśliwa. Zraniła wszystkich, lecz najbardziej Jasona. Wiedziała, że chłopak coś do niej czuje i postanowiła zaatakować w najczulszy punkt. Obraziła go, przyrównała do biedaków, nędzników, zmieszała z błotem, sprawiła, że już nigdy nie będzie w stanie jej zaufać.
- Co ja narobiłam...?! Co się ze mną stało...?!
Selene zaczęła drżeć na całym ciele. Złapała dłońmi za ramiona i lekko je pocierała, by zminimalizować ból, a ten był ogromny i nie ustępował. Rozsadzał jej głowę, konsumował wnętrzności, karmił się nią... Otóż to, był ktoś, kto karmił się tym cierpieniem. Ból był dla niej narkotykiem, który spożywała codziennie. Bez niego nie mogła żyć, prawidłowo funkcjonować, dręczyć, skłaniać do okropieństw, wywoływać żalu. Selene jeszcze długo rozpaczała, zanim poczuła się na tyle lepiej, by móc bezpiecznie udać się do domu i nie spowodować przy tym żadnego wypadku. Nie wiedziała, że stała się ofiarą cichej wojny, pochłaniającej i niszczącej wszystko, co czyste w jeszcze dobrej, prawie ludzkiej istocie.
*****
Następnego dnia, Selene czuła się o wiele lepiej, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Po tym, jak dziewczyna spotkała się z Jasonem i jego ekipą, wampirzyca była w rozsypce. Na całe szczęście, Arthur odnalazł ją, jakby przeczuwał, że coś złego mogło się wydarzyć. Najpierw zawiózł ją do swojego mieszkania, poczęstował słodką kawą i czekoladowymi pierniczkami. Gdy dziewczyna już się uspokoiła, odwiózł ją do domu. Ciemnowłosy mężczyzna był dla Selene jej własnym, osobistym aniołem stróżem. Dziewczyna cieszyła się, że spotkała kogoś takiego na swojej drodze. Arthur kazał jej zostać w domu i odpoczywać, lecz dziewczyna nie mogła sobie na to pozwolić. Dziś nadszedł dwudziesty pierwszy listopada, czyli dzień urodzin, jej jak dotąd najlepszej przyjaciółki. Choć dziewczyny bardzo się różniły i czasem ciężko im było znaleźć wspólny język, to mimo tego, Selene darzyła szczególnym uczuciem tę szczupłą dziewczynę. Chłopak Selene próbował namówić ją, by zrezygnowała z imprezy, ale młoda wampirzyca nie mogła tego zrobić Olivii zwłaszcza, iż obiecała jej, że przyjdzie. Poza tym Sel kupiła już prezent, który tylko czekał na to, by znaleźć się w rękach nowej właścicielki. Dziewczyna zapakowała sukienkę i buty w podobnym odcieniu, które zamówiła wcześniej przez Internet, zaraz po zakupach w centrum handlowym. Pakunek odłożyła na łóżko, po czym udała się w stronę pokoju, okupowanego przez młodszego brata. Dziewczyna grzecznie zapukała do drzwi, trzy razy, a następnie weszła do pomieszczenia. Zastała tam Drake'a, który stał nad łóżkiem i mocno się nad czymś zastanawiał. Stukał palcem o podbródek, a jego czoło falowało, by po chwili przybrać spokojny, nieskalany żadną bruzdą wyraz. Selene była ciekawa, co takiego zaprząta jego myśli i wprawia go w taką melancholię? Domyślała się odpowiedzi, dlatego też nie zadała pytania.
- Szykuj się. Olivia napisała mi, że mamy być u niej na szóstą. Wtedy rozpoczyna się impreza.
Selene przemknęła po pokoju chłopaka, wprawiając ciemne zasłony w ruch. Podniosła z ziemi kilka koszulek i parę czarnych jeansów, swobodnie leżących sobie na podłodze. Selene po raz kolejny pomyślała sobie, że jej brat chyba nigdy nie polubi innego koloru, niż czarny. Wszystko w jego życiu było czarne, choć swego czasu jakiś mądry człowiek powiedział jej, że Ci, którzy gustują w czarnym kolorze, mają najbardziej kolorowe myśli. Selene wątpiła, by Drake należał do grupy patrzącej na świat, jak na piękny, gotycki witraż, mieniący się tysiącem barw w blasku słońca. Wampirzyca zerknęła na chłopaka. Ten gapił się na nią z prawie, że rozdziawionymi ustami i nadal o czymś myślał. Jego mózg, chyba jeszcze nie zarejestrował jej obecności w tym pokoju. Selene podeszła do komody i włożyła do niej ciuchy.
- Mówię do ciebie...
Mocno trzasnęła szufladą, by wreszcie skierować jego uwagę.
- Czekaj, myślę...
Chłopak zaczął przechadzać się w tę i we w tę, marszcząc przy tym nos i czoło. Niedawno przybyła dziewczyna uniosła wysoko jedną, cienką brew i uczyniła taką minę, jakby postradała wszystkie zmysły. Drake nagle zatrzymał się, stanął przed siostrą i głupio się uśmiechnął. Selene spojrzała na niego z przymrużonymi powiekami, nie rozumiała jego zachowania, ani tego, co chciał jej zakomunikować w ten sposób.
- Założę białą koszulę...
Chłopak jeszcze raz się uśmiechnął, po czym poszedł w stronę osobistej garderoby. Dziewczyna czuła, jak szczęka opada jej aż do samej podłogi, wyłożonej panelami. Chwilę zabrało jej, zanim pozbierała ją do przysłowiowej kupy i ogarnęła się.
- Kimkolwiek jesteś, oddaj mi mojego brata po dobroci. Zrozumiałaś obrzydliwa kreaturo? - Selene głośno się roześmiała i podeszła do ciemnych drzwi, wykonanych z dębu czarnego. Wampirzyca wciąż czuła ten intensywny zapach drewna, gdy stała blisko drzwi. Posłyszała, że jej brat również się roześmiał, po czym wyszedł z garderoby w samych spodniach. W ręce niósł białą nowiuteńką koszulę. Widać, że jeszcze nigdy nie miał jej na sobie. Selene zdziwiła się, że coś takiego znajduje się u niego w szafie.
- Mam nadzieję, że nie dotrę na te urodziny, no wiesz... liczę na jakąś wysypkę, albo białą gorączkę od tej kozuli... wtedy będziesz musiała zawieźć mnie do szpitala. Wszyscy będą bardzo szczęśliwi, a najbardziej ja.
Selene pokiwała głową z rozbawienia. Stary Drake wrócił.
- Ej i jeszcze jedno, kreaturą to może i jestem, ale na pewno nie obrzydliwą, przynajmniej tak uważały panie z klubu.
Drake wskazał palcem na siostrę, jakby chciał ją skarcić za złe zachowanie.
- Czy ja o czymś nie wiem? - Selene zadała to pytanie z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Tak, ale nie będę zwierzał się siostrze, z tego co robię poza domem - Drake skonstatował z poważną miną.
- Dobrze, zatem, oby dobry humorek cię nie odstępował. Lecę się przygotować.
Dziewczyna założyła ręce na piersi i z półuśmieszkiem podążyła w stronę drzwi, by opuścić pokój braciszka. On wciąż podejmował walkę z białymi guzikami, które dzielnie odpierały każdy atak.
- Małe paskudztwa - westchnął głośno, przykuwając tym, uwagę Selene. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zauważyła, że chłopak próbuje rozpiąć guziki, w wielce niezgrabny sposób. Wyglądało to mniej więcej tak: Drake poruszał palcami, sprawiając wrażenie, iż każde dotknięcie białego materiału sprawia mu ból. Selene zamierzała pomóc bratu, ale on ją uprzedził.
- Chrzanić to! Założę czarną... nie mam zamiaru wkurwiać się przez cały wieczór.
- W białym ci do twarzy. Daj, pomogę rozpiąć...
Selene podeszła do brata i wystawiła dłoń, by chwycić koszulę, lecz chłopak świsną nią przed jej nosem i tyle ją widziała.
- Idź już. Nie trzeba mnie nadzorować. Potrafię sam się ubrać.
Wampirzyca czasem wątpiła w to, by jej brat posiadał tego typu zdolności, jednakże nic nie rzekła.
- Przecież nic nie mówię - dziewczyna wzruszyła ramionami. Następnie wyszła z pokoju, myśląc o nadchodzącej imprezie i o tym, co może ją tam spotkać.
*****
Willa, zamieszkiwana przez młodą czarodziejkę, w oczach Selene prezentowała się jeszcze lepiej niż ostatnim razem. Światełka otaczające dom i ogród jaśniały magicznym, jednostajnym i mlecznym światłem, spowijając dom lekko, niczym mgiełka, świetlną poświatą. Zjawisko to, cieszyło głodne piękna i estetyki, źrenice młodej wampirzycy. Siedzący obok niej chłopak nie podzielał jej radości. Choć wcześniej humor mu dopisywał, tak teraz znów stał się zimnym i oschłym dupkiem. Selene nie spodziewała się cudów i metamorfozy młodszego brata, lecz gdzieś w głębi siebie miała nadzieję, że Drake nie zrobi niczego, co mogłoby przysporzyć im kłopotów, bądź niewygodnej sytuacji. Dziewczyna powolnym ruchem zaparkowała samochód na szerokim podjeździe, niedaleko rezydencji. Brama na dzisiejszy wieczór została otwarta. Dwójka wampirów spostrzegła kilka uśpionych samochodów, czekających na balujących właścicieli. Drake rozejrzał się wokół. Jeszcze nigdy tu nie był, tym bardziej przyglądał się wszystkiemu ze skrytym zainteresowaniem. Nie chciał sprawiać wrażenia wścibskiego. Spokojnie mógł stwierdzić, że tak właśnie wyobrażał sobie owe miejsce. Nic nadzwyczajnego. Dupny podjazd z jakaś białą, wyglądającą na nową, nieskazitelnie czystą, fontanienką, która na sto procent została wypucowana przed przyjazdem gości. Jeszcze większa willa, ba, jakiś ogromniasty pałac, zajmujący pewnie z pięćdziesiąt arów, jak nie więcej, no bo przecież taka księżniczka nie może mieszkać w byle czym... i jeszcze te cholerne światełka, rozsiane dookoła i kłujące w oczy. Jedyne, co nie stanowiło dla chłopaka niespodzianki, to zapach unoszący się wszędzie, otaczający posesję, intensywny, kuszący. Drake odczuł go z jakby potrojoną siłą.
- Pomożesz mi z tym prezentem?
Chłopak odwrócił głowę w stronę siostry, siłującej się z dużym pakunkiem. Drake nie mógł uwierzyć, że jego starsza siostra zmarnowała takie duże pudełko, na kawałek szmaty. Selene chyba wyczytała to, z jego wyrazu twarzy, gdyż od razu sprostowała.
- Tam są jeszcze buty, a no i dorzuciłam torebkę. Sama sukienka, to żaden prezent, ale chłopak tego nie zrozumiem - Selene machnęła ręką i podała mu paczkę. Rzeczywiście, Drake nie rozumiał, ale wolał żyć w niewiedzy i nieświadomości. Niechętnie wyciągnął ręce do przodu i przyjął prezent z tym, że trzymał go z dala od torsu. Wampirzyca obdarzyła go dziwnym spojrzeniem, lecz nic nie rzekła, po czym ruszyła po ładnie wyczyszczonym chodniczku. Nawet kostka, która go ozdabiała połyskiwała w świetle lampek. Wszystko tutaj było takie idealne i zadbane, aż chłopak poczuł, że zaraz zwróci zawartość żołądka na niesiony przez siebie prezent.
- Niedobrze mi... - wychrypiał na tyle głośno, by siostra była w stanie go usłyszeć.
- Nie wydziwiaj, zaraz wejdziemy do środka. Bądź miły i zachowuj się poważnie. Proszę! - Selene spojrzała na niego błagalnie, a Drake westchnął. Czego to nie robi się dla osiągnięcia pokaźnych korzyści? Oby te męki zostały wynagrodzone. Młoda dziewczyna zadzwoniła na pomalowany na złoto dzwonek, który wdzięcznie spoczywał obok framugi, dużych białych drzwi i czekała, aż ktoś im otworzy. Dla pewności zastukała jeszcze. Drake wyczuł, iż ktoś się zbliża, lecz nie była to osoba, z tym nieznanym, roślinnym zapachem. Drzwi uchyliły się, a przed nimi stanęła dość wysoka kobieta o obfitych kształtach i czarnych, kręconych włosach. Uśmiechnęła się uroczo i przyjaźnie.
- Dobry wieczór. Państwo zapewne na imprezę?
Selene również obdarzyła kobietę miłym uśmiechem, a Drake nawet nie pokusił się o wykrzywienie ust, w jakimkolwiek grymasie. Pozostał przy minie obojętnika. Ona wychodziła mu najlepiej, była jego specjalnością.
- Dobry wieczór! Tak. Zostałam zaproszona z bratem, to on. Ma na imię Drake.
Selene wskazała na chłopaka, którego głowa wystawała z ponad rozłożystej, ciemnoróżowej kokardy. Pudełko było dosyć wysokie. Ten fakt irytował chłopaka, gdyż to różowe paskudztwo znajdowało się blisko jego twarzy. Kobieta ponownie uśmiechnęła się do przybyłych obcych, po czym wpuściła ich do środka.
- Panienka Olivia i reszta gości są w ogrodzie. Zaprowadzę was.
- Dziękujemy.
Selene podążyła za kobietą, wcześniej obdarzając Drake'a surowym spojrzeniem. Mobilizowała go do ruszenia się z miejsca. Chłopak pokręcił głową i ruszył za siostrą, łypiąc oczami na dom. Ileż tam było różności! Niesamowite, na nieszczęście wszystko było białe i wspaniałe. Ohyda! Drake zauważył ogromne schody prowadzące na górę.
Ciekawe co tam jest? Może warto się o tym przekonać?
Ktoś, a raczej coś zadawało te pytania za chłopaka, kusząc do podjęcia niedozwolonego kroku. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, zapach grillowanego mięsa i warzyw roznosił się w całym korytarzu. Czarnowłosa kobieta w odczuciu Drake'a, będąca Ukrainką, bądź Rosjanką, odgadł to przez akcent, który ją zdradzał, a swego czasu, chłopak przebywał wśród tych ludzi sporo czasu, rozsunęła szklane drzwi, prowadzące na dużą werandę. Pierwsza przecisnęła się Selene i stanęła jak wmurowana w podłoże. Zachwycające, było tam jeszcze piękniej, niż w domu. Znajdował się tam ogromny basen, otoczony i wypełniony białymi, oraz liliowymi ledami, na powierzchni wody, pływało kilka dmuchanych materacy. Resztę placu zajmował duży taras z leżaczkami, krzesełkami, stołami, a nawet małą altanką, wybijającą się, pośród krzewów i kwiatów, które tam rosły. Mieszczący się tam goście popijali kolorowe drinki, a ci, którzy musieli zachować trzeźwość, zadowalali się świeżo wyciskanymi sokami.
- Selene!
Wampirzyca usłyszała krzyk, a raczej pisk blondynki i zauważyła, iż młoda dziewczyna biegnie w jej stronę. Selene rozłożyła ramiona i pochwyciła przyjaciółkę.
- Wszystkiego najlepszego kochana, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń, no i oczywiście wymarzonej miłości.
- O tak! Życz mi miłości moja droga, żeby wreszcie znalazła drogę do mego serca i domu! - dziewczyna roześmiała się na głos i złapała za brzuch, uginając się przy tym do połowy. Drake miał wrażenie, że dziewczyna była pijana, a może była tak debilna przez cały czas?
- Drake, wręcz Olivii prezent i złóż życzenia.
- Oh! Naprawdę nie trzeba było – Olivia zaszczebiotała radośnie i wyciągnęła ręce w stronę pakunku, spoczywającego w dłoniach młodego wampira. Drake poczuł ulgę, wreszcie będzie mógł się pozbyć tego ciężaru i różowych plam przed oczami. Sztywno wystawił ręce w stronę jasnowłosej dziewczyny i dał jej prezent.
- Najlepszego - burknął ledwo zrozumiale.
- Dziękuję! - Olivia podbiegła do niego i znienacka wzięła go w swoje ramiona przytulając do siebie. Wampir poczuł ten dziwny zapach, od którego dostawał gęsiej skórki, otaczający go i wibrujący mu w nosie. Chłopak spiął mięśnie i nie odwzajemnił uścisku, choć dziewczyna chyba tego nie dostrzegła, gdyż była bardzo ucieszona. Chwilę to trwało, a Drake miał wrażenie, że zaraz będzie zbierał kły z płytek, jeśli dziewczyna nie przestanie.
- Tak się cieszę, że was widzę! Chodźcie przedstawię wam kilku moich znajomych, napijecie się, zjecie coś, a i koniecznie musicie spróbować tort, który upiekła moja kochana babunia - Olivia zagruchała z podekscytowania i pociągnęła Selene za rękę w głąb tarasu.
- Twoja babcia jest tutaj? - Selene zapytała rozglądając się na boki, lecz nie dostrzegła ani jednej znajomej twarzy.
- Pewnie! Nie mogłaby przegapić moich urodzin! Rodzice też są. Chyba jeszcze ich nie poznałaś, a musisz, są niesamowici.
Selene wątpiła w te słowa, zwłaszcza, iż miała styczność z ojcem Olivii, panem Stephenem i mężczyzna nie potraktował jej najlepiej. Blondynka położyła prezent, na stercie innych pakunków, które otrzymała tego wieczoru, po czym podążyła w stronę stołów, ciągnąć za sobą lekko zdezorientowaną Selene. Drake patrzyła na tę scenę z ironią wymalowaną na twarzy. Nagle poczuł, że ktoś bacznie mu się przygląda, odwrócił wzrok i ujrzał parę błękitnych, jak u blondyny oczu, które bacznie mu się przyglądały i śledziły każdy jego krok. Właścicielka magnetycznego spojrzenia, miała może ponad czterdziestkę, włosy w jasnym odcieniu blond, upięte w wysokiego koka, pociągłą, piękną twarz, choć znajdowało się na niej kilka mimicznych zmarszczek i pełne, różowe usta. Odziana w długą, szykowną, białą sukienkę i białą kurteczkę, stała sztywno gotowa, jakby w każdej chwili, wyskoczyć i obnażyć swe prawdziwe oblicze. Drake odgadnął, iż to co prezentują przed innymi ludźmi, nie jest ich prawdziwymi twarzami, lecz maskami, przywdziewanymi na potrzebę chwili i sytuacji. Prawda była inna i młody wampir doskonale o tym wiedział. Spojrzał twardo na kobietę, która nie spuszczała z niego oczu. Co ciekawe pachniała tak samo, jak blondyna, nawet tak wyglądała. Na pewno była matką Olivii, tego chłopak był pewien, jak niczego innego w życiu. Miał już dwa takie same zapachy, człowieczy, wymieszany z czymś jeszcze, jakby zapachem ziemnych roślin, kadzideł i co najdziwniejsze, popiołu? Ale gdzie znajdował się jeszcze trzeci zapach. Zanim tutaj wszedł, dobrze go wyczuwał, lecz teraz gdzieś zniknął.
Nie ma jej tu... Ale bez obaw przyjacielu, wróci. Musisz na siebie uważać.
Drake instynktownie złapał się za medalion i podążył do jednego ze stołów, przy którym stała jego siostra, Olivia i kilka innych, obcych mu dziewcząt.
- Gdzie jest toaleta? - wysilił się na całkiem neutralny ton. Dziewczyny spojrzały na niego z zainteresowaniem, a Selene wpiła w jego twarz, niespokojne spojrzenie.
- Niedaleko. Musisz przejść przez te balkonowe drzwi, następnie w lewo od schodów, wzdłuż korytarza i pierwsze, takie białe drzwi na prawo, to właśnie toaleta. Mogę cię zaprowadzić, jeśli chcesz? - Olivia oderwała się od stołu, o który opierała się plecami i odłożyła drinka.
- Nie trzeba, sam znajdę - Drake spojrzał w jej oczy i nie dostrzegł w nich niczego podejrzanego. Odbijało się w nich światło, pochodzące z licznie rozstawionych światełek. Chłopak odwrócił się i podążył w stronę, wskazanych mu przez blondynkę drzwi. Wciąż czuł na sobie baczny wzrok, matki dziewczyny, lecz wkrótce mu umknął. Gdy znalazł się pod drugiej stronie drzwi odetchnął. Mimo tego, iż nie czuł, aż tak rozsadzającego napięcia, to jednak świadomość, iż jest sam napawała go większą śmiałość.
- Dobra...
Drake zmrużył oczy i rozejrzał się wokół. Postąpił kilka kroków na przód i dostrzegł korytarzyk, o którym wspomniała blond włosa dziewczyna, we wcześniejszej rozmowie. Lecz Drake, wcale nie zamierzał szukać toalety. Po dokładnym upewnieniu się, że nikogo nie ma w pobliżu, chłopak podszedł do ogromnych, jasnych schodów.
Wskaż mi drogę...
Młody wampir przymknął powieki, cały czas kontrolując otaczające go miejsce. Myślał tylko o tym, by znaleźć coś, co potwierdzi jego domysły. Nie musiał długo czekać. Jakaś magiczna siła popchnęła go ku schodom i rozkazała, wspiąć się aż na samą górę. Młody wampir uczynił to, o co poprosił, a raczej rozkazał, mroczny demon z medalionu. Drake cały czas patrzył za siebie, czy aby ktoś czasem nie zabawiał się w tym domu w chowanego. Miał nadzieję, iż nikt nie będzie na tyle głupi, by wchodzić mu teraz w drogę. Podłoga lekko skrzypnęła, pod naporem, ciężkich buciorów, wydając cichy, stłumiony jęk. Drake miał wrażenie, iż odczytała jego podłe zamiary i próbuje ostrzec domowników. Tym razem postawił nogę w innym miejscu. Na górze było ciemno. W koncie stała tylko jedna zapalona lampka, resztę tłamsił mrok. Chłopak roześmiał się, ukazując w mroku rząd połyskujących zębów. Mrok otaczał go, niczym peleryna niewidka, sprawiając, iż stał się całkowicie niewidzialny dla ludzkich oczu. Ciemne moce przydawały mu się coraz częściej i chłopak potrafił dostrzec ich pozytywne strony. Zwinnym, niczym czarny, bezdomny kot, ruchem przedarł się do jeszcze innego korytarza, oświetlonego przez małe, lampki powieszone na ścianach. Nie emanowały zbyt mocnym blaskiem, lecz zakłócały panowanie ciemności, nie mogącej się tam przedrzeć i rozpanoszyć. Jedna ciemność, w postaci chłopca o czarnych oczach i ciemnych włosach, weszła tam, jak gdyby nigdy nic i rozpoczęła taniec, wśród nigdy niegasnącego, bladego blasku. Czuł to. Czuł coś, wrzynającego się w jego umysł. Czuł, że jest bardzo blisko. Medalion pojaśniał i skierował gładki koniuszek w stronę pokrytych białą farbą drzwi. Młodzian zatrzymał się gwałtownie i nabrał haustu powietrza, po czym zatrzymał je w płucach. Zdecydowanie chwycił za klamkę i popchnął drzwi do przodu. Z łatwością ustąpiły. Drake trochę się zdziwił. Skoro kryły za sobą coś ważnego, dlaczego były otwarte dla wszystkich, którzy zwiedzali ten dom?
Może po prostu nikt go nie zwiedza. Tylko ty jesteś taki pojebany.... Hey-ho...
Głos w jego głowie, należący do jego osoby, wyzywał go jak leci, lecz chłopak, był zdeterminowany, by osiągnąć cel. Wchodząc do środka zauważył, iż znajduje się w jakimś pokoju. Co więcej musiał należeć do dziewczyny, gdyż mimo panującej ciemności, Drake doskonale mógł zauważyć, ten dziewczyński kicz, walający się w każdym kącie. Postąpił kilka kroków na przód i zatrzymał się niedaleko łóżka, na którym ułożono mnóstwo, zapewne kolorowych (tak przynajmniej zdawało się Drake'owi) poduszek. Zrobił jeszcze kilka kroków do przodu, po czym, demon kazał zatrzymać się w wyznaczonym miejscu. Młody wampir skupił wzrok i dostrzegł w ciemnościach, jakieś ramki ze zdjęciami. Uniósł jedną i uważnie przyjrzał się osobom, znajdującym się na fotografii. Teraz już nie miał wątpliwości, do kogo należy owy pokój. Na widok tego zdjęcia poczuł nieopisaną wściekłość. Jak jego siostra mogła być tak naiwna? Nie zdawała sobie sprawy z tego, kim jest ta dziewczyna! Choć Drake sam do końca nie wiedział, kim ona jest. Miał nadzieję, że wkrótce ją zdemaskuje. Odłożył ramkę ze zdjęciem na poprzednie miejsce, po czym skierował wzrok na inne, większe. Przedstawiało jakiegoś małego psiaka, o białej, puszystej sierści, dużych czarnych oczach i słodkim pyszczku. Drake chwycił ramkę, bardzo ciążyła mu w ręce. Zapewne wykonana była z porządniejszego materiału, niż tamta poprzednia, a co to oznaczało? Że za jej fasadą może kryć się coś ważnego. Wewnętrzny głos polecił mu, by wyjął zdjęcie i dokładniej mu się przyjrzał. Drake tak też uczynił, choć wydostanie kawałka papieru, z tej metalowej obramówki, nie było takie proste. Jedna z krawędzi nadszarpnęła się i upadła na podłogę, tak cichuteńko, iż chłopak nawet nie posłyszał momentu, w którym odłamek spotkał się z zimną podłogą.
- Przecież to jakiś szczeniak... co ma pies do tego wszystkiego? - Drake szeptał podenerwowany, co jakiś czas łypiąc oczami w stronę drzwi. Gładził zdjęcie i nie wiedział za Chiny, dlaczego Dagon, wskazał mu akurat to zdjęcie. W odczuciu wampira, nie zasługiwało na jego dłuższą atencję, to był tylko jakiś zapchlony kundel, lecz gdy chłopak odwrócił zdjęcie na drugą stronę i ujrzał to, co było tam napisane, oczy wyszły mu z oczodołów.
KOCHANA PEREŁKA, LIPIEC 2016. TYLKO DROGOCENNE PERŁY SPOCZYWAJĄ NA DNIE SZKATUŁKI.
Szkatułki.... Szkatułki... to wcale nie przypadek, mój przyjacielu. Właśnie o to chodzi, szkatułki... znajdź ją.... Jest bliżej niż myślisz...
Drake patrzył w osłupieniu na napis i wsłuchiwał się w głos, piejący balladę na temat tajemniczego przedmiotu. Postanowił powziąć ten temat i zmierzyć się z demonem, na arenie myśli.
Pies? Co ma pies do tego wszystkiego? Wytłumaczysz mi to?
Chłopak zmarszczył brwi i zacisnął palce na skrawku papieru. Zaczął krążyć po pomieszczeniu, lecz gdy ujrzał swe odbicie w jednym z luster, zamarł. Nie dostrzegł swej twarzy. To była diabelska twarz, morda, najmroczniejszego, najciemniejszego demona, z głębi jądra, z samego piekła. Ociekała czarną krwią, wydzielającą obłoki, ciężkiego dymu, pachnącego zgnilizną tego świata, a z oczodołów buchał żywy ogień. Drake miał wrażenie, iż naprawdę czuje ogień na twarzy i zapach zgnilizny.
Czuję, iż jest blisko, czuję to.... Znajdź ją, jest blisko, tylko perły spoczywają na dnie szkatułki... spoczywają.... Chronią.... Perły...
Głowa wampira puchła od tej niezrozumiałej litanii.
Nie rozumiem, czy chodzi ci o to, że...
Rozmyślania chłopaka zostały gwałtownie przerwane, przez pewną osobę, która bez zastanowienia zapaliła w pomieszczeniu oślepiające światło. Drake przysłonił oczy ręką. Zawsze takie wydarzenia, bardzo go irytowały. Nie znosił, gdy ktoś zapalał światło, podczas gdy jego oczy przyzwyczajone były do mroku. Przybyła kobieta głośno chrząknęła, by zwrócić uwagę młodego chłopaka. Ten natomiast stał i z przymrużonymi powiekami przyglądał się temu, co znajdowało się na podłodze. Było to coś w rodzaju dywanu, tyle że posiadało mnóstwo włosów i było puchate. Wyglądało jak niedźwiedzia skóra, rozłożona na panelach. Drake wreszcie uniósł oczy i skonfrontował się z podejrzliwym i pełnym pytań wzrokiem starszej kobiety.
To ona...
Ta krótka myśl przemknęła pomiędzy uszami, sprawiając, iż Drake poczuł swego rodzaju ekscytacje i determinacje. Sam nie wiedział, dlaczego nawiedziły go, właśnie tego typu uczucia. Nie cofnął się, nawet nie odwrócił wzroku. Przypatrywał się starszej pani, która lustrowała go wzrokiem i czekała na jakiś ruch, lecz się nie doczekała. Zauważyła, iż młodzieniec trzyma w ręku zdjęcie pieska, tego, którym Olivka zajmowała się w wolnym czasie, którego otoczyła opieką i miłością, gdyż właściciel nie był w stanie mu tego zapewnić. Kobieta zmarszczyła czoło, aż na jego powierzchni wyeksponowały się liczne bruzdy, zmarszczki, świadczące o podeszłym wieku, owej osoby. Lecz jej zapach, wciąż był bardzo kuszący. Drake nie mógł zaprzeczyć, gdyby spotkał ją w jakiejś ciemnej, opuszczonej uliczce, zapewne pokusiłby się o skosztowanie tego egzotycznego trunku.
- Zabłądziłeś młodzieńcze? - nieznajoma pani wreszcie się odezwała. Jej głos był przyjemny dla ucha, lekko łamliwy, ale jednak miły. Drake odłożył zdjęcie obok ramki, nawet nie raczył go tam ponownie upchać, po czym założył ręce na piersi i zaczął rozglądać się po pokoju. Starsza pani uważnie obserwowała każdy, najdrobniejszy gest wykonany przez chłopca.
- Tak, szukałem toalety - chłopak wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. Zastanawiał się kim do diabła jest ta kobieta? Teraz zdał sobie sprawę, że wcześniej jej nie wyczuł, zanim weszła do tego pokoju, jej zapach nie był dla niego wyczuwalny. Co to mogło być? Jak ona to zrobiła?
- Toaleta jest na dole, ale jeżeli musisz, możesz skorzystać z toalety na tym piętrze. Jest naprzeciw tego pokoju, może cię zaprowadzić?
Drake zmrużył oczy i przyjrzał się kobiecie. Od razu zauważył jej bijące podobieństwo do pozostałych dwóch kobiet. Wszystkie trzy miały błękitne i czyste, jak woda w sadzawce oczy, do tego jeszcze te jasne włosy, chociaż włosy kobieciny pokryte były teraz siwizną, co wcale nie odebrało jej uroku. Ponadto, posiadały podobną budowę ciała, były szczupłe o pociągłej twarzy, pięknych rysach i pełnych, różanych ustach. Wargi kobiety lekko się uchyliły, a z ich wnętrza dobiegł ledwo słyszalny jęk, zdawała się być wystraszona. Chłopak popatrzył na nią dziwnie i spojrzał jej w oczy, w których dostrzegł cień zwątpienia, po czym skierował swój wzrok w stronę, w którą ona patrzyła. Drake przekrzywił głowę z niedowierzania. Medalion świecił teraz palącym i kłującym w oczy promieniem, palił pierś chłopaka, który nawet się tym nie przejął, gdyż to nie działo się naprawdę, tylko jakby w innej rzeczywistości, po drugiej stronie lustra, gdzie żyli bohaterowie tej opowieści. To było dziwne, jego twarz, oczy, nos, usta, zęby, nie były jego. Należały do kogoś innego. Ta paskudna upiorna maska przyprawiała o gęsią skórkę. Chłopak odwrócił głowę i patrzył na panią, której oczy zaszkliły się od łez. Rozwarła usta, po czym zamknęła je i spojrzała na demonicznego chłopca, prezentującego swą ludzką powłokę, za którą krył się prawdziwy potwór. Wilk w owczej skórze, pomyślała kobieta.
- Odejdź stąd - wyszeptała, choć wiedziała, że te słowa nie spodobają się młodemu wampirowi. On chyba zrozumiał, że kobieta chce się go pozbyć, dlatego posłał jej cyniczny uśmieszek.
- Drogocenne perły spoczywają na dnie szkatułki, ładny tekst, Olivia sama go wymyśliła? Taka z niej poetka?
Chłopak roześmiał się na głos, a jego śmiech rozniósł się echem po pokoju. Kobieta spojrzała za siebie i zamknęła drzwi, które wcześniej pozostawały otwarte.
- To jej urodziny, nie niszcz ich chłopcze, zwłaszcza, że Olivka polubiła twoją siostrę, jest taka niewinna - starsza pani zacisnęła palce, jakby trzymała za coś kciuki. Może modliła się w duchu, by Drake opuścił ten dom, ale ten nie zamierzał tak łatwo odpuszczać.
- Nie jestem ślepy. Wiem, że wszyscy tak myślicie, ale ja jestem bardziej świadomy, niż to sobie wyobrażacie. Moja siostra Selene ma to do siebie, że przyciąga samych złych ludzi, a co gorsza nie widzi tego, przez te pieprzone klapki na oczach, przysłaniające jej zdrowy rozsądek. Ale ja widzę, widzę więcej, aniżeli inni, czuję więcej i wiem, że to nie w porządku, że coś jest nie tak. Ten lot samolotem, to wcale nie był przypadek, spotkanie, przyjaźń. Kim wy do cholery jesteście? Co ukrywacie? I co najważniejsze, skąd znacie Wiktora? Czy to on kazała wam nas śledzić?
Drake zakończył wywód z maską nonszalancji na twarzy. Zimna skorupa nie ujawniała żadnych uczuć, prócz nieprzychylności, skierowanej w stronę kobiety i jej wnuczki. Wyczuwała tę negatywną aurę słów, unoszącą się w powietrzu. Choć rozmowa z tym osobnikiem stresowała kobietę, musiała być silna i doprowadzić tę sprawę do końca.
- Zapytaj o to Wiktora, jeśli jesteś ciekaw. On wie o nas wszystko.
- Nie muszę, wkrótce sam dowiem się wszystkiego. Skończcie już te głupie gierki i maskaradę, i pokażcie swe prawdziwe oblicza, wiem, że widziałaś moje. Co czułaś? Jak ci się podobało? - chłopak wytrzeszczył się w półokrągłym uśmieszku, odsłaniając wszystkie zęby. Nagle światło w pomieszczeniu zaczęło blednąć. Starsza pani spojrzała ze smutkiem w oczach na dogorywającą żarówkę, której blask, po chwili obrócił się w cień. W pomieszczeniu zapanował mrok. Kobieta cofnęła się o kilka kroków do tyłu, lecz spotkała się z gładką powierzchnią drzwi. Złapała za klamkę, by po chwili ją puścić. Gałka nagrzała się do takiej temperatury, iż nie sposób było jej utrzymać. Kobieta mogła użyć magii, lecz w jej starym umyśle zakrólowała pustka, opadająca kurzem na przegródki, wypełnione różnorakimi zaklęciami. Zęby młodzieńca wydłużyły się i zabłysły złowrogim blaskiem w ciemnościach. Postura chłopaka ukryła się w otaczającym ich mroku. Jedyne co było widoczne, to te sztyletowe zębiska i płonące gorącym ogniem oczy. Kobieta czuła ich żar, gdy zbliżał się do niej, w spowolnionym tempie. Przywieszka, którą chłopak nosił na łańcuszku powiększyła się i przybrała kształt kosy, zakończonej ostrzami po obu jej końcach.
- GIŃ SUKO!!
Ciemna postać uniosła broń do góry, kierując jedno z jej ostrzy za siebie i zamachnęła się. Starsza pani nie wyobrażała sobie, że można czuć tak silną nienawiść w stosunku do drugiej, żywej istoty, choć z tym, że jej przeciwnik był żywy, mogła się kłócić. Kobieta uniosła dłonie do góry, zakrywając nimi twarz. Nagle, wokół rozpostarła się lilowa poświata, przecinająca ciemność. Demon uderzył w nią ostrzem, aż posypały się iskry i w tym właśnie momencie, jeszcze jedna osoba weszła do pokoju, zapalając światło. Starsza pani zamrugała zdezorientowana i ujrzała przed sobą chłopca o ciemnych oczach, z którym przed chwilą toczyła bój na śmierć i życie. Nie dostrzegła już w nim, ani krzty nienawiści do świata i niej samej.
- Mamo, jak się czujesz?
Kobieta posłyszała dobrze znany sobie głos i odwróciła twarz w stronę przybyłego mężczyzny. Uniosła kąciki ust, na jego widok.
- W porządku Stephenie. Co się stało?
Starsza pani łypnęła oczami na chłopaka i zmierzyła go pytającym spojrzeniem. Ten nawet nie odwzajemnił jej gestu.
- Podobno zemdlałaś. Ten chłopak znalazł cię tutaj nieprzytomną. Mówił, że słyszał jakieś krzyki i wbiegł na górę, a później zobaczył leżącą cię na podłodze. Czy na pewno dobrze się czujesz? Może powinienem zawieźć cię do lekarza? - Stephen podał kobiecie szklankę z wodą, a ta ujęła ją z wdzięcznością. Czuła, że jej gardło przekształciło się w papier ścierny. Ledwo przełykała ślinę.
- Nic mi nie jest. To z nadmiaru emocji, nie psuj swojej córce urodzin, mój drogi. Pojadę już do siebie.
- Odwiozę cię. Nie chcę, żebyś zasłabła gdzieś po drodze.
Anette nie miała siły się kłócić, dlatego pokiwała głową na znak zgody. Spojrzała jeszcze na komodę, gdzie jej wnuczka trzymała ramki ze zdjęciami. Wszystko było na swoim miejscu.
Starzejesz się Anette, może to Ci się tylko przywidziało.
- Zawieź mnie do domu. Muszę odpocząć.
Starsza pani uśmiechnęła się lekko do swego zięcia.
- Dziękuję - szepnęła w stronę młodzieńca, który obdarzył ją przenikliwym spojrzeniem.
- Drobiazg - uśmiechnął się, a jego usta znów wykrzywił ten dziwny grymas.
- Mamo? - Stephen ujął kobietę pod ramię i pomógł jej wstać z łóżka. - Ty też powinieneś opuścić ten pokój - i skierował te słowa w stronę ciemnowłosego chłopaka. Drake niedbale wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, odprowadzany przez podejrzliwe spojrzenia tej dwójki. Następnie Stephen i Anette wyszli z pokoju i powolnym krokiem udali się w stronę schodów. Anette już nigdy potem nie doświadczyła tak bolesnego i realistycznego koszmaru.
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
Skillet - Monster!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro