6.
******
- Co to miało być!?
Niewielkie pomieszczenie, pokryte gładkimi płytkami w odcieniu kawy z mlekiem wypełnił głośny i zrzędliwy głos młodej blondynki. Karina obrzuciła koleżankę obrażonym spojrzeniem i nic nie rzekła. Wiedziała, że Coralin będzie się wściekać, ale trudno. Karina nie żałowała tego, że tańczyła z brunetem i z niczego nie musiała się spowiadać. Przecież nie popełniła żadnej straszliwej zbrodni a czuła się jak oskarżony zasiadający przed ławą przysięgłych. Coralin potrafiła być gorsza niż nie jeden sędzia.
- Dlaczego mu na to pozwoliłaś?!
Karina wreszcie nie wytrzymała. Spiorunowała koleżankę wzrokiem.
- O co ci chodzi?! Tylko tańczyliśmy!
- Oczywiście! Kari! Czy ty jesteś ślepa? Nie czułaś tego? Ja to wszystko widziałam. Te jego obleśne ruchy!
- Jakie ruchy? Nie obmacywał mnie po tyłku, ani nigdzie indziej więc o co ci chodzi?
Coralin położyła torebkę na umywalce. Dłonie jej drżały od nerwów. Najpierw postanowiła, że rozmówi się z koleżanką, a później poprawi makijaż.
- Może i nie, ale był blisko. To jego napastliwe spojrzenie, aż mam ciarki na skórze na samo wspomnienie. Gdybym cię nie odciągnęła to jak myślisz? Jak to by się skończyło, co? Najpierw pupa, potem piersi, wymiana śliny, a na sam koniec ujeżdżanie ogiera? To zawsze się tak kończy – Coralin złapała palcami za umywalkę. Uniosła wyżej brwi przez co na jej czole pojawiło się kilka rys. Wyglądała na zatroskaną, lecz w rzeczywistości Karina wiedziała, iż po prostu chciała zepsuć jej zabawę, gdyż nie lubiła chłopaka.
- Znalazła się pani ekspert. Może powinnaś uczestniczyć w tych chorych talk show'ach o problemach współczesnej młodzieży. Świetnie byś się do nich nadawała z tą swoją mądrością i doświadczeniem – Karina odrzekła opryskliwym tonem. Odwróciła się bokiem do Coralin i wpatrywała w lustro, udając, że poprawia włosy. W rzeczywistości zachowanie i słowa jasnowłosej przyjaciółki dotkliwie ją zraniły. Myślała, że Coralin kiedyś odpuści, lecz najwidoczniej ona nigdy nie zamierzała dać za wygraną.
- Wiem, że i tak mnie nie posłuchasz, ale powinnaś to przemyśleć. Zadurzyłaś się w nim, to normalne. Ale na dłuższą metę nic by z tego nie było. Zresztą, sama doskonale wiesz, że na pewno ma kogoś. Już nie pamiętasz? Nie tak dawno temu widziałyśmy go z jakąś długonogą pięknością. Sądzisz, że to jego koleżanka? Śmiem wątpić. Zwyczajne znajome nie zaprasza się na kawę i to do takiego miejsca. Otwórz wreszcie oczy, póki jeszcze nie jest za późno – Coralin urwała, marszcząc przy tym brwi. Patrzyła na koleżankę, której wzrok utkwiony w jednym punkcie nie wyrażał niczego prócz bezbrzeżnego smutku i świadomości, iż najlepsza przyjaciółka może mieć rację, a to zauroczenie, które spadło na nią, jak grom z jasnego nieba nie powinno nigdy stać się jej udziałem. Błękitne źrenice Kariny zaszkliły się od łez. Coralin westchnęła. Poczuła, że jest okropną przyjaciółką. Po raz kolejny zraniła osobę, na której bardzo jej zależało. Karina była dla niej, jak rodzona siostra, jak jej druga, dziewczęca połówka. Kochała ją tak mocno, jak mocno można kochać rodzinę. Zrobiłaby dla niej wszystko. No właśnie wszystko, bo nawet potrafiła sprawić jej dotkliwy ból. Karina zacisnęła powieki, po czym otworzyła je i spojrzała na zatroskaną i zafrasowaną Coralin.
- Może i masz rację, ale... ale nie chcę być sama rozumiesz? Jeszcze nikt, nigdy tak mi się nie podobał. Wiem, że to nie moja liga, że to facet nie dla mnie...
- Co ty mówisz? To nie tak Kari, ja... – Coralin weszła w słowo koleżance, lecz ta zbyła ją machnięciem dłoni.
- Poczekaj. Daj mi dokończyć – położyła swą delikatną dłoń, na odkrytym ramieniu dziewczyny. Coralin rozszerzyła oczy i pokiwała głową, a kilka kosmyków wydostało się z jej koka i podrygiwało wraz z poruszaną głową. Karina nabrała powietrza w płuca i kontynuowała monolog.
- Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale bardzo się ucieszyłam kiedy odezwał się do mnie i zaczął tańczyć ze mną. Nie wiem, dlaczego, ale mam takie dziwne wrażenie, że go znam.
Coralin spojrzała na przyjaciółkę sceptycznym spojrzeniem, jakby brała słowa Kariny za jakiś mało śmieszny żart.
- Tak czuję i nie potrafię pozbyć się tego dziwnego uczucia. Chciałabym poznać go bliżej. Być może to niemożliwe, ale wydaje mi się, że on również chce się do nas zbliżyć. Nie przychodziłby tutaj, gdyby tak nie było.
Coralin cicho prychnęła.
- Więc co? On tylko kiwnie palcem a ty pójdziesz się z nim przespać a nazajutrz w ogóle się nie znamy?
- Nie. Za kogo ty mnie masz? – Karina lekko oburzona, aczkolwiek nie zła, zaśmiała się na słowa koleżanki.
- Ehhh. Do diabła z nim. Nie psujmy sobie tego dnia...
- Racja – Karina sięgnęła po torebkę Coralin i wyciągnęła z niej błyszczyk. Delikatnie musnęła nim usta, po czym podała go koleżance. Dziewczyna nałożyła grubszą warstwę na usta i zabrała się za ocieranie potu z jej skroni. Brunetka obserwowała koleżankę i doszła do wniosku, iż ona nigdy nawet w najmniejszym stopniu nie będzie taka, jak blond włosa dziewczyna. Nie była piękna, nie była wyjątkowa. Dlaczego ciemnowłosy kolega miałby zwrócić na nią uwagę? Przecież to było jasne, że takich jak ona mógł mieć na pęczki, a nawet i więcej, gdyby tylko chciał. Ale nie zachowywał się w ten sposób. Nastolatka widziała go tylko raz z jakąś nieznajomą. W dodatku nie zachowywali się jak para. Fakt, dziewczyna była bardzo ładna, istna piękność. Pasowała do przystojnego bruneta, mimo to Karinie nie pasowało coś w tej układance i dzięki tej nadziei żyła. Nagle z zamyślenia wyrwał ją pisk, a raczej wrzask Coralin. Usłyszała trzask drzwi i poczuła na plecach ciepłe powietrze.
- Co za palant! Nie potrafisz pukać?! – blondynka wrzeszczała na całe gardło, obwieszczając swoje niezadowolenie, a Karina nie bardzo wiedziała o co chodziło. Nie odezwała się, nie musiała. Coralin szybko wytłumaczyła sytuację.
- Jaki kretyn. Wszedł tutaj bez żadnego ostrzeżenia...
- Kto? – Karina podrapała się po podbródku. Złość koleżanki trochę ją bawiła.
- Jeszcze pytasz, twój książę chciał wbić nam z buta do kibla. Matka go nie nauczyła, że tak nie można? A co by było, gdybym na przykład korzystała z toalety? Prymityw – Coralin poprawiła rzęsy, wrzuciła maskarę do torebki, a pasek przerzuciła przez ramię. Ostatni raz zerknęła w lusterko i skinęła na koleżankę, iż mogą wyjść. Karina stłumiła śmiech i podążyła za koleżanką. Rzeczywiście, Coralin się nie myliła, a za drzwiami stał nie kto inny, jak speszony brunet. Wyglądał naprawdę uroczo z tą swoją burzą potarganych, ciemnych włosów i spojrzeniem niewiniątka. Stał w dość dużej odległości od drzwi i czekał, aż dziewczyny zakończą rytuały upiększające. Chyba nie zamierzał rozpoczynać kolejnego konfliktu, gdyż nic nie wyrzekł na widok Coralin jedynie zmierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem, którego dziewczyna nie dostrzegła, ponieważ szła z podniesioną głową do góry jak jakaś królowa otoczona przez pospólstwo. Idąca za nią dziewczyna uśmiechnęła się miło do Drake'a. Chłopak od razu zmienił wyraz twarzy. Zdjął złowrogą maskę i przywdział inną, bardziej przyjemną dla oka. Nic nie mówiąc wszedł do toalety, zbyt mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
Twój książę .
Słowa jasnowłosej dudniły w głowie brunetki głośniej, niż muzyka z głośników i przyprawiały ją o przyjemne dreszcze. Karina faktycznie zastanawiała się, jakby to było, gdyby ten facet był jej księciem. Jej własnym, wymarzonym panem życia i snów. Znów się rozmarzyła, ignorując to co działo się wokół niej i co mówiła do niej Coralin. Dopiero, gdy przyjaciółka zaczęła nerwowo grzebać po torebce, wydobywając z niej całą zawartość, Karina otrząsnęła się z amoku swych własnych myśli.
- Cholera! Chyba zostawiłam błyszczyk w toalecie... Ymmm... nie chciałbym wchodzić tam po tym ogrze...
- Pójdę go poszukać – Karina ucieszyła się na taki zbieg okoliczności. Puściła mimo uszu uwagi koleżanki, na temat jej księcia i zanim Coralin zdążyła mrugnąć okiem pobiegła w stronę łazienki.
*****
Blondyna narobiła takiego jazgotu, jakby żmija ukąsiła ją w dupsko. Biedna żmija. Drake współczuł zwierzęciu, które musiało uczestniczyć w wymyślonej przez niego sytuacji. Wypił zbyt dużo. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz po pewnym czasie pęcherz usilnie domagał się opróżnienia. Musiał iść się odlać, w innym wypadku zsiusiał by się na dywan. Brak ludzkiej krwi, szybko wypity (w dużych ilościach) alkohol przyczynił się do tego, iż zmysły Drake stały się przytłumione, osłabione, wręcz można by było rzec, że ludzkie. Chłopak przemył twarz zimną wodą i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nie mógł uwierzyć. Albo mu się wydawało, albo coś zmieniło się w jego wyglądzie. Ta twarz. Nie sprawiała wrażenia obcej, zimnej, niedostępnej. Brunetka to zmieniła. Młody wampir nie był w stanie myśleć o nikim innym, jak o niej. Usiadł na toalecie i rozmyślał o tańcu, o jej słowach skierowanych do niego, o tym jak pojawiła się w pokoju, jak pięknie i olśniewająco prezentowała się w jego strudzonych życiem oczach. Czuł, że dla niej mógłby porzucić dotychczasowe życie. Mógłby się zmienić, na lepsze. Odejść od Neda, od złych nawyków, nie zabijać, nie kraść, nikogo nie ranić, ani słownie, ani też fizycznie. Nawet był skłonny przeprosić brata, siostrę, rodzinę i jakoś naprawić te nadszarpnięte relacje. Gdyby tylko niebieskooka bogini zechciała zainteresować się nim, jak najdłużej. Drake zmarszczył brwi i zacisnął pięści, które ulokował na kolanach.
Skrzywdziłem ją. Sprawiłem, że wypłakiwała oczy, że straciła zaufanie do obcych sobie ludzi. Nie patrzy na mnie oskarżycielskim wzrokiem, ale przecież nie zna mnie. Gdyby wiedziała. Gdyby tylko znała prawdę, że to ja. Że to ja jestem powodem jej wszystkich nieszczęść i zmartwień, które skalały rysami jej dobre, poukładane, spokojne życie, znienawidziłaby mnie. Przestałaby patrzeć na mnie, jak na człowieka, a biczowałaby mnie spojrzeniem, jak potwora, zwierzę bez ludzkiej twarzy. Nie zniósłbym tego. Nie przeżyłbym. Lepiej jeśli dam jej odejść. Nie chcę by przeze mnie cierpiała. Przez prawdę, która kiedyś i tak wyjdzie na jaw. Lepiej, żeby nigdy nie dowiedziała się o tym kim dla niej jestem. Ehh... bo jestem nikim.
Drake poczuł się okropnie. Wykrzywił usta w grymasie nieprzypominającym nic, co zwyczajny śmiertelnik mógł oglądać dotychczas. Tak bardzo było mu przykro. Chciał wyjść stąd, znaleźć brunetkę i powiedzieć jej, że policja nie musi już szukać. Że ten atak to jego sprawka. Ned obiecał to załatwić. Drake wątpił, by zrobił to, zwłaszcza, iż chłopak nie bardzo palił się do poszukiwań przedmiotu, który zlecono mu znaleźć. Miał go gdzieś. Nie potrafił już o niczym myśleć, jak o pięknej koleżance z klasy i Ned miał kiedyś rację. Tak nie można było żyć. To kiedyś go wykończy. Tymczasem coś przerwało jego rozważania i tym kimś wcale nie był ognisty demon ukryty wewnątrz starego medalionu. Dagon towarzyszył Panu w każdych jego rozterkach. Przyglądał się uczuciom Pana i wiedział, że zachodzi w nich ogromna zmiana. Pan stawał się człowiekiem, nie był już nocnym upiorem, marą bez duszy, krwiożerczym potworem. Był po prostu człowiekiem. Może innym w swej naturze i jestestwie, lecz nadal człowiekiem, który pragnął kochać i być kochanym. Ciemnowłosy chłopak uniósł się z sedesu i podszedł do jasnych drzwi, prowadzących do łazienki. Nie zastanawiał się kogo tam ujrzy. Zresztą mało go to obchodziło. Otworzył drzwi, może trochę zbyt mocnym i zdenerwowanym ruchem, po czym poczuł, jak górne i dolne kończyny zamarzają, odmawiając jakiegokolwiek posłuszeństwa. W progu stała ona. Z subtelnym uśmiechem na twarzy, lekko speszona, patrząca nieśmiałym wzrokiem z zadartą głową do góry. Brunetka nie należała do najwyższych osób, przez co musiała się trochę wysilić, aby spojrzeć w oczy chłopakowi. Na jej lica wystąpił blady rumieniec. Zawahała się, a Drake zaobserwował to w jej zachowaniu. Złapała jeden z nadgarstków i zaczęła lekko go pocierać, zapewne by zminimalizować uczucie napięcia i stresu.
- Wybacz, że przeszkadzam. Przyszłam po błyszczyk – Karina obdarzyła bruneta miłym wyrazem oczu i ust, nie spuszczając z niego wzroku. Pomimo wewnętrznego wstydu i drżenia, przypatrywała się jego twarzy, zastanawiając się, jakie kroki poczyni chłopak w tej sytuacji. Drake poczuł się, jak skończony idiota. Jeszcze nic nie zrobił, ani nie powiedział, ale przeczuwał, że raczej nie popisze się górnolotnym intelektem w tej sytuacji. Jedyne na co było go stać, to rozszerzanie oczu ze zdumienia i patrzenie na brunetkę, jak na pięknie malowaną lalkę. Taką kruchą i strojną w swej istocie. Dagon przyglądał się tej całej sytuacji z nieskrywanym zaciekawieniem i zdziwieniem. Dlaczego Pan reagował w ten sposób? Przecież dotychczas zawsze był zdecydowany, wiedział czego chciał, a teraz? Zachowywał się, jak demon pośród światła. Dagon postanowił, że wyciągnie pana z opresji. Rozjaśnił jego umysł, napełniając go przenikliwymi rozwiązaniami, coś na wzór zimnego kubła wody na rozgrzaną twarz.
- Zaraz ci go podam – zareagował na słowa dziewczyny, może trochę zbyt sztywnym tonem, po czym zatrzasnął drzwi przed osobą koleżanki. Drake przywalił sobie z otwartej dłoni w czoło.
Co ty robisz debilu? No świetnie, teraz to na pewno pomyśli sobie, że jesteś niespełna rozumu...
Drake pokręcił głową i westchnął głośno, przeczesując wzrokiem pomieszczenie wzdłuż i wszerz, aby jak najszybciej znaleźć poszukiwany przez brunetkę błyszczyk. Miał nadzieję, iż uda mu się odnaleźć go jak najszybciej, przynajmniej nie musiałby tłumaczyć swojego dziwnego zachowania. Łazienka nie była duża. Zwyczajna, jak na pomieszczenia tego typu przystało. Utrzymana w pogodnych, jasnych barwach, nieprzesadnie urządzona, z potrzebnymi sprzętami i urządzeniami. Szybko zlokalizował zgubę, swobodnie spoczywającą na porcelanowej powłoce umywali. Drake sięgnął po błyszczyk, lecz ten jakby bojąc się, iż wampir zgniecie jego łamliwą strukturę, uskoczył w bok, odbił się od białej powierzchni umywalki, po czym wskoczył do wnętrza sedesu, jak czynią to zawodowi nurkowie, zanurzając się w odmętach chłodnej wody. Ciemnowłosy chłopak wpadł w panikę. Przez jego niezdarność (i grube palce, tak to też był główny powód tego całego zamieszania) różowy błyszczyk koleżanki spoczywał sobie spokojnie na dnie toalety, czekając aż ktoś go stamtąd wyciągnie, jak podwodny skarb. Drake nie tracąc ani chwili, uklęknął przed sedesem, jak do modlitwy, po czym przełknął głośno ślinę.
Dlaczego akurat dzisiaj muszę mieć takiego wybitnego pecha?! Niech by to...
Zaczesał kilka kosmyków, które opadły mu na czoło, a następnie włożył dłoń do zimnej wody, wewnątrz kibla. Sapał przy tym niemiłosiernie. Już wyciągał błyszczyk, gdy nagle drzwi do toalety otworzyły się, a w nich stanęła zaskoczona Karina. Gdyby Drake mógł się rumienić, zapewne w tej sytuacji spłonąłby krwistoczerwonym rumieńcem. Jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał takiego wstydu. Brunetka zastała go w niecodziennej sytuacji, z ręką w kiblu. Teraz już nigdy nie pozbędzie się metki czyściciela domowych toalet. Na twarzy dziewczyny pojawiło się zdumienie, lecz po chwili rozjaśniło ją coś na wzór radości. Jej niebieskie oczy zmrużyły się, a brunetka po prostu zaczęła chichotać, serdecznym, niewymuszonym śmiechem, a jej ciało podrygiwało w tym rytmie. Drake uniósł się z klęczek z błyszczykiem w mokrej dłoni. Najchętniej to zgniótłby go w swym silnym uścisku. To małe badziewie przysporzyło mu tyle wstydu i upokorzenia. Spojrzał na rozbawioną dziewczynę, która śmiała się. Zamknęła za sobą drzwi, tak by nikt inny nie mógł ujrzeć tego, co się wydarzyło, ani usłyszeć jej śmiechu. Chłopak zdębiał. Nastolatka nie wyglądała na oburzoną, tym bardziej na kogoś, kto pogardzał drugą osobą.
- Ja... nie zrobiłem tego umyślnie. Sam tam wpadł... ledwo go dotknąłem, a on wyślizgnął się i zanurkował... - paplał jak najęty. Próbował jakoś wytłumaczyć zaistniałą sytuację, aż nie mógł powstrzymać swojego języka. Po chwili ugryzł się, by zahamować niechciany słowotok. Poczuł krew. Karina roześmiała się jeszcze bardziej. Wyglądała tak, jakby to, co przed chwilą zobaczyła w ogóle jej nie zezłościło, raczej napełniło radością i optymizmem. Wierzchem dłoni otarła nagromadzone w kącikach oczu łzy, po czym nabrała trochę powietrza w płuca. Od tego śmiechu, aż jej go zabrakło i rozbolał ją brzuch.
- Nie ma się czym przejmować. Ten błyszczyk nie jest mój, tylko mojej przyjaciółki. Chociaż zapewne, gdyby teraz usłyszała moje słowa mocno by się na mnie wkurzyła – posłała mu niewinny uśmieszek i nieświadomie zatrzepotała rzęsami, co przyspieszyło rytm bicia serca lekko zaskoczonego wampira. Obecność i brak zauważalnych pretensji ze strony brunetki nieco go uspokoiły. Najbardziej z tego całego wywodu spodobały mu się dwa słowa:
mojej przyjaciółki.
Szatańska natura młodego chłopaka właśnie obudziła się do życia i domagała się większego zainteresowania z jego strony. Brunet wiedziony jej głosem spojrzał na trzymany w dłoni błyszczyk, następnie na Karinę, a później na sedes. Niby to chcący, niby nie chcący upuścił przedmiot i z satysfakcją na twarzy obserwował jak tonie w odmętach przezroczystej wody.
- Ups... znowu się wyślizgnął, a już go miałem. Chyba jest tak samo nieposłuszny i lubi przyprawiać o wymioty, jak jego właścicielka – Drake uśmiechnął się cynicznie przyprawiając Karinę o kolejną falę śmiechu i miłych dreszczy.
- Właśnie przypomniała sobie, że go zapomniała. Powiedziałam, że go przyniosę. Naprawdę nie będzie zadowolona, gdy to zobaczy – Karina wskazała palcem na sedes i zanurzony w jego wnętrzu połyskujący błyszczyk. Musiała przyznać, że nie zapomni tej sytuacji do końca swojego życia.
- Nie zobaczy – Drake wypowiedział te słowa z wyczuwalnym smutkiem w głosie. Karina wiedziała czym było to spowodowane. Następnie ponownie uklęknął przed sedesem i z niesmakiem na twarzy wyciągnął zanurzony błyszczyk. Obmył go wodą (chociaż ta woda z kibla może nie była taka zła? Chętnie poczęstowałby nią znienawidzoną koleżankę) zawinął w papier toaletowy, a następnie podał go Karinie. Dziewczyna ujęła zawiniątko z wdzięcznością, chociaż Drake nie wiedział czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Nie zrobił niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Powinno mu się za to oberwać, a mimo to ta stojąca przed nim, mała i szczupła dziewczynka nie wyrażała chęci odegrania się na nim za to co przed chwilą zrobił (a zrobił to umyślnie). Oboje doskonale o tym wiedzieli.
- Nie wygadam się. Nie musi wiedzieć o tym, co się stało. To będzie taka nasza mała tajemnica, jeśli chcesz – Karinka odwinęła błyszczyk i wrzuciła kawałek papieru do kosza. Utkwiła wzrok na twarzy chłopaka, a następnie przeniosła go na oczy. Przyciągające swą niezwykłą, głęboką i czasami taką enigmatyczną barwą. Jak człowiek mógł być tak idealny? Jeszcze nigdy w życiu nie spotkała osoby o tak idealnych, nieziemskich oczach, rysach twarzy i ciele. Miał wszystko czego pragnęła, o czym marzyła. Mówią, iż wystarczy poprosić, aby dostać to czego się chce. Aczkolwiek dziewczyna doskonale wiedziała, że życie nie zawsze układa się po czyjejś myśli. On był inny. Mógł mieć każdą inną, może nawet miał kogoś. Dlaczego miałby zwrócić uwagę na kogoś takiego. Poczuła, jak jej oczy wilgotnieją. Miała nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. Lecz on dostrzegł tę zmianę myśląc, iż spowodował ją brakiem reakcji na jej słowa. Brunetka odwróciła się na pięcie i wyszła z łazienki, delikatnie zatrzaskując za sobą drzwi. Drake potrząsnął głową. Dlaczego nic nie powiedział? Dlaczego nie zareagował na jej słowa, a tak dobrze mu szło...
Czy ja zawsze muszę być taki beznadziejny w byciu normalnym? Co się ze mną dzieje? Chyba nigdy nie pozbędę się etykietki pełnoetatowego dziwoląga.
Ze spuszczoną głową pociągnął za klamkę i wyszedł na korytarz. Karina zniknęła za powłoką utkaną ze spoconych ciał i gęstego powietrza przepełnionego perfumami i alkoholem. Nie ulegało wątpliwości, iż szukała Coralin, swej najlepszej przyjaciółki, której Drake nie znosił i gdyby tylko było to możliwe rzuciłby ją na pożarcie wściekłym psom z sąsiedztwa (jeżeli takowe tutaj się znajdowały). Czasem męczyły go tak dziwne i surrealistyczne myśli, szeptane przez cichy, aczkolwiek potężny głos dochodzący skądś, dokładniej z jego wewnętrznej części, tej najbardziej mrocznej części. Strach i panika. Strach przed samym sobą coraz częściej go napełniał, lecz w tej sytuacji rozmyślał nad dziewczyną, nad nieziemską istotą, która obdarzyła go zainteresowaniem i parą błękitnych tęczówek. Ruszył wzdłuż krótkiego korytarzyka z rękami umieszczonymi w kieszeniach ciemnych spodni. Nie musiał długo jej szukać. Zobaczył jak stała przed koleżanką. Widział to zadowolenie na twarzy jasnowłosej lolitki, cieszącej się z odnalezionej zguby, ale nie tylko to ją radowało. Nieobecność ciemnookiego chłopaka, brak marnotrawstwa życiodajnego powietrza, które skaziłby własnym przesączonym jadem oddechem.
Ty plugawa, jadowita żmijo! Gdyby tylko wiedziała... Ehhh... gdyby tylko wiedziała!
Uśmiechnął się głupkowato, a zarazem z wyższością i podrapał po karku. Nieznacznie zbliżył się do dziewcząt, lecz nie podszedł do nich. Nie chciał przerywać im rozpoczętej rozmowy. Po chwili Coralinka z ogromnym uśmiechem na twarzy i rozwartą buzią, jak u wariata, ucałowała błyszczyk i zaczęła nakładać go na usta. Karina z cieniem zawahania na swej rumianej twarzy wyciągnęła w jej stronę dłoń, ale nic nie rzekła. Otworzyła usta, lecz szybko je zamknęła nie ujawniając żadnych zamiarów. Spojrzała instynktownie w bok na stojącego pod ścianą zniesmaczonego bruneta, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Rozszerzył oczy, usta przybrały kształt wąskiej, zaciśniętej kreski (z tym że jego policzki były wydęte od nadmiaru nagromadzonego powietrza). Prezentował się przezabawnie. Karina mrugnęła do niego porozumiewawczo i uśmiechnęła się delikatnie na widok niczego nieświadomej koleżanki. W głowie Drake'a harcowały i wiły się różne myśli, popychając go w wir niedawno przeżytych wspomnień, odtwarzanych jak na zaciętej płycie magnetofonowej. Blondyna posznurowała ustami, poczem na koniec mlasnęła i wyszczerzyła się jak rekin. Drake przewrócił w myślach oczami. W tym momencie oddałby prawie wszystko, żeby stracić przytomność. Może chociaż w ten sposób odciągnąłby brunetkę od blondwłosej koleżanki. Tymczasem, gdy Drake obmyślał następne kroki i wieczorne, odważne posunięcia do dwóch dziewcząt podeszła jakaś grupka. Młody wampir kojarzył zaledwie cztery osoby, reszta stanowiła dla niego jedną, wielką zagadkę. Prawie wszystkie z tych twarzy kojarzył ze szkoły, aczkolwiek nie miał jeszcze okazji, żeby poznać ich imiona. Raczej nie wyrażał takiej chęci. Oparł się plecami o ścianę i przeskakiwał wzrokiem od jednych do drugich, co chwilę kierując go na rozgadany tłum. Najgłośniejsi z tego zestawienia oczywiście okazali się być Coralin i Yves. Jeszcze jeden z chłopaków dotrzymywał im kroku w żartach i przekrzykiwał ich donośnym głosem, który w dodatku posiadał niespotykaną, ciężką barwę.
Świetnie nadawałby się na dyktatora, przewodzącego ślepymi, głupimi, konformistycznymi jednostkami.
Pozostali brali czynny udział w gimnastyce języków, aczkolwiek nie sprawiali wrażenia tak dociekliwych, jak trójka znajomych. Tylko jedna z nich stała cichutko i przyglądała się roześmianym kumplom. Co jakiś czas zerkała w bok, na wytatuowanego bruneta obojętnego na wszystkich i wszystko (co było kompletną bzdurą, bo wewnątrz aż gotował się od tych wszystkich emocji.) Nagle jeden z chłopców zakrzyknął (ledwo trzymał się na nogach, a jego ciało dosłownie falowało w oczach wampira) i powłócząc nogami udał się w stronę konsoli. Yves pobiegł za nim, nie dopuszczając pijanego kolegi do sprzętu. Tamten zapodał tak beznadziejny kawałek, iż Drake miał wrażenie, iż zaraz jego uszy popełnią samobójstwo.
Co to do diabła jest? Drugi Salon Kitty?
Wykrzywił usta, grymasząc cichutko pod nosem i podszedł do stolika, na którym znajdowało się jakieś piwo. Może nie było najwyższej klasy i nie posiadało wielu procentów, ale bez tego trunku nie widział swojej przyszłości na tej imprezie. Otworzył browarek i przytknął go do ust, gdy nagle poczuł, jak ktoś się do niego zbliża i zanim się obejrzał czyjaś dłoń spoczęła na jego plecach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro