4.
Gdy znaleźli się w jego wnętrzu, blondynekwskazał chłopakowi gdzie może zostawić kurtkę. Powiesił tam też swoją, by czarnakurtka bruneta nie była osamotniona, chociaż ginęła w skupisku innych płaszczyi tego typu wdzianek. Drake rozejrzał się wokół. Przedpokój nie był duży,urządzony w całkiem normalnym, nieprzesadnym stylu. Widać, że w tym domumieszkały osoby, które ceniły sobie spokój, harmonię, ład i porządek. Legowiskoprawdziwego uzurpatora. Naprzeciwko jego oczu znajdowały się drzwi, za którymirozgrywało się całe dzisiejsze widowisko i ten aspekt powinen interesować gonajbardziej, ale w rzeczy samej tak nie było.
- Musisz to założyć,ewentualnie zdjąć buty, no wiesz... nie mam za bardzo ochoty myć jutro podłóg –Chris roześmiał się i wyprosotwał rękę, kierując ją w stronę zamyślonegobruneta. Ten spojrzał na niego niechętnie i na zawiniątko, które chłopakdzierżył w dłoni.
- Chyba sobie żartujesz... nie założę tego... – Drake prychnąłi założył ręce na piersi, nie dając Chrisowi żadnych szans na namówienie go naten pomysł. Blondyn westchnął ze zrezygnowaniem.
- No dobra, ale porządniewytrzyj buty.
Chris pomruczał coś pod nosem, po czym sam założył na swojebuty, przyniesione przez siebie foliowe woreczki, które nakłada się wszpitalach, podczas odwiedzin chorych. Chłopak wyglądał w nich przezabawnie,lecz Drake nie skomentował tego. W tej chwili myślał już tylko o jednym.
- Zatem chodźmy się zabawić i trochę rozgrzać – Chris zatarł ręce z fascynacjii ruszył w kierunku pokoju, z którego słychać było głośną, imprezową muzykę,gwary i śmiechy zaproszonej młodzieży. Drake nie wyczuł jej zapachu, chociażnie był już niczego pewien. Dziewczyna mogła tutaj być. Nie był w stanie jejwyczuć, gdyż mnogość zapachów zewsząd atakowała jego zmysły, doprowadzając dopalipatacji serca. Było to coś w rodzaju kakofonii, tyle że nie dźwięków, azapachów. Pokręcił przeczącą głową.
- Nie.
Chris odwrócił się gwałtownie,jakby Drake smagnął go biczem po nagich plecach. Przechylił głowę w lewo izaśmiał się nerwowo.
- Co nie?
- Masz jakiś alkohol? Chcę się napić –Drake nie zamierzał owijać w bawełnę. Po prosu powiedział, prosto z mostu o comu chodziło. Blondyn podrapał się po karku i przygryzł dolną wargę,zastanawiając się.
- Tak mam, ale może najpierw coś zjesz, albo poznasz paręfajnych osób, zatańczysz i...
- Nie chcę tańczyć, ani nikogo poznawać, jasne?Chcę się napić... daj mi jakąś wódkę, lub co tam masz najmocniejszego naskładzie – Drake pociągnął nosem i wpił swój ciężki, nieznoszący sprzeciwuwzrok w posturę niskiego i sczupłego chłopaczyny. Chris ugiął się pod naporemspojrzenia kolegi i zaprowadził go do kuchni, w którejpaliło się już światło. Rolety w oknach ściągnięte były do samego parapetu,dzięki czemu sąsiedzi z pobliskich domów nie mogli dostrzec zapalonego wewnątrzświatła. Kuchnia, tak samo jak przedpokój urządzona była w sposób wielcestaranny i zaplanowany. Dominowały w niej ciemne barwy, a dokładniej trzy,czarny, czerwony i biały, co trochę zaskoczyło ciemnookiego wampira. Zazwyczajtego typu pomieszczenia kojarzyły mu się z jasnymi, ciepłymi kolorami. Nawet wposesji, w której mieszkał (czy pomieszkiwał, to lepsze słowo) tak było, cowedług niego prezentowało się jako nonsens. No ale o gustach się nie dyskutuje.Chris podszedł do jakiegoś urządzenia, które w odczuciu bruneta przypominałolodówkę, a następnie wyciągnął z niej jakąś butelkę i podał ją wampirowi. Drakespojrzał na etykietę.
- Cydr? Chcę się opić, a nie wychlać sobie kulturalniejakiś sok z jabłek. Daj mi jakąś wódkę, albo wino – Drake zmarszczył nos ioddał blondynowi butelkę. Chris był zszokowany zachowaniem i słowamibrązowookiego chłopaka, lecz nie wyrzekł ani słowa. Jeszcze raz oddalił się odwampira, tym razem podążył w stronę szafki i wyciągnął z niej tequile. Bursztynowypłyn zakołysał się w butelce, obmywając jej przezroczyste ścianki. Drakepospiesznie wyrwał półokrągłą butelkę z dłoni blondyna i zerknął na etykietkę,uśmiechając się.
- Czterdzieści procent. Może być – odkręcił zakrętkę iskosztował odrobinę tego trunku. Chirs uważnie obserwował rekację chłopaka, jegopoczątkowe zadowolenie, a później wykrzywione usta, które zderzyły się zpalącym smakiem alkoholu.
- Może dam ci szklankę, albo chociaż wodę doprzepicia...
- Nie, nie, nie, ale przydałaby się jeszcze jedna butelka.Obojętnie co znajdziesz. Możesz dać nawet ten cydr, ale wolałbym jakieś inne piwo,albo wódkę. Coś mocniejszego.
Drake odsunął jedno z krzesł i usiadł za stołem,stawiając przed sobą flaszkę.
- Ymmm... – blondyn poczuł się tak, jakby ktośwlał mu jeszcze niezastygłego betonu do ust. Zupełnie nie wiedział co miałpowiedzieć, lub zrobić w tej sytuacji. Najchętniej to wyprosiłby Drake'a, alenie mógł tego zrobić. Przecież wcześniej sam go tutaj przyprowadził. Poza tymto byłoby bardzo niegrzeczne z jego strony, a nie chciał podpaśćniebezpiecznemu koledze. Był świadkiem jego zemsty na Lucasie i jego kumplach.Wolał zaprzyjaźnić się z Drake'iem. Lecz nie chciał, by chłopak upił się wtrupa, na samym początku imprezy. Oby tylko miał mocny żołądek i głowę, gdyż poczymś takim na sto procent zaliczy zgon. Ale zanim do tego dojdzie, zaczniewymiotować, gdzie popadnie. Chris nie miał ochoty sprzątać po koledze, dlategona samą myśl o tym, wstrząsnął nim dostrzegalny dreszcz. Drake zauważył ten tiku kolegi, jednak nie wyrzekł ani słowa. Skupił się na spożywaniu alkoholu iprzyswajaniu jak największej ilości procentów. Blondyn stał zaraz obok stołu icielęcym wzrokiem wpatrywał się w bruneta, który pochłaniał zawartość butelki zzawrotną prędkością. Chyba mało obchodził go fakt, iż Chris również znajdujesię w tym pomieszczeniu i obserwuje każdy jego ruch. Drake ani trochę się niekrępował. Wlewał do siebie tequilę, czyniąc małe przerwy.
Jeszczechwila i wychleje cały zgromadzony alkohol! Zaraz dorwie się do kolekcji win inalewek mojego ojca! Masakra... zabije mnie, jak się dowie, że wyparowały!
Wystraszyłsię.
- Ej stary! Tutaj jesteś! Twoja dziewczyna wszędzie cię szuka! Dlaczegosiedzisz...?
Ciemnoskóry Latynos wmaszerował do kuchni, krzycząc energicznie wstronę błądzącego gdzieś myślami kolegi. Na samym początku nie wiedział, cowywołało takie skonsternowanie na jego twarzy. Lecz gdy łypnął oczami na stół izauważył na nim prozwalane butelki oraz siedzącego bruneta od razu wszystkostało się jasne. Momentalnie urwał swą wypowiedź.
- Aaaaaa... Cześć Drake! –zakrzyknął trochę zbyt piskliwie i machnął rękę na powitanie nowemu koledze.Brunet omiótł go objętnym spojrzeniem, po czym powróćił do wcześniejwykonywanej czynności (czyli przechylania butelki, raz w górę, raz w dół). Yvespodbiegł do Chrisa skocznym krokiem.
- Dziewczyny przyjechały. Czemu tusiedzicie? – rzekł spanikowanym tonem.
- Drake chciał się napić. Gdzie jestCoralin? – Chris podrapał się po głowie i odwrócił wzrok od brązowookiegochłopaka, który wypił już całą tequilę i teraz zabrał się za piwa ułożone nablacie, jedne obok drugich.
- Zaprowadziłem je do głównego pokoju. Pewnie zkimś rozmawiają, ale Coralin chce się z tobą widzieć. Powiedziałem jej, że cięposzukam i przyprowadzę. Jeśli sam tam nie pójdziesz, to ona tu przyjdzie izobaczy to – Yves ściszył głos i dyskretnie wskazał palcem na Drake'a, któryoczyszczał kolejną puszkę z piwa, marszcząc przy tym nos i brwi. Spijaniecałego alkoholu, który zgromadzili chłopcy szło mu wybitnie dobrze.
- Powinieneś coś z tym zrobić. Jeśli nie przestanie, to na bank zaraz straciprzytomność. Czy to czasem nie za dużo, jak na jeden raz? – Latynos pokręcił sprzeczniegłową i patrzyła, jak Drake zgniata w uścisku swej potężnej dłoni puszkę irzuca nią w przeciwległą ścianę, obok stojących, zdezorientowanych chłopaków.Kilka kropelek jasnego płynu skapnęło na ich twarze, budząc ich zmarazmatycznego odrętwienia, wywołanego niespodziewaną sytuacją.
- Pffff... wżyciu wychyliłem więcej kielichów, niż wy obaj razem wzięci. To, co terazwypije nie jest w stanie mi zaszkodzić. Jestem uodporniony, a szkoda, bochociaż raz w życiu chciałbym tak porządnie się nawalić i zapomnieć owszystkim – Drake ze złością rzucił kolejną puszką o ziemię, aż ta odbiła sięi podskoczyła na wysokość dziesięciu centymetrów. Zarówno Chris, jak i Yvesbyli zaskoczeni taką wylewnością kolegi. Nie wyglądał na pijanego, ale cośzmieniło się w jego zachowaniu. Z chłodnego i aroganciego dupka, przeistoczyłsię w przygnębionego i przytłoczonego życiem człowieka, który na co dzień musiałzmagać się z wieloma ciężkimi do pokonania problemami. Chris poniekąd gorozumiał, choć zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę, nigdy do końca nie pojmietego, co skłaniało bruneta do takich występków.
- Pewnie masz rację, aleposłuchaj. Może lepiej będzie jeśli pójdziemy tochę zaszaleć, a później znowubędziesz mógł się napić.
- Świetny pomysł Chris! W takim razie ja sprawdzę,czy nie ma mnie czasem wśród gości. Zabawię się z dziewczynami. A wy, no cóżmogę powiedzieć? Bawcie się dobrze w swoim towarzystwie. Przyjdźcie, jak jużznudzi wam się ukrywanie przed światem – Yves mrugnął zabawnie w stronęblondyna i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, po czym zniknął za drzwiamiprowadzącymi do kuchni.
- Jak zawsze pomocny... – niebieskooki chłopak mruknąłsam do siebie, pozostając sam na sam z milczącym brunetem. Drake ani myślał, byzaszczycić Chris'a, bądź wcześniej Yvesa jakimkolwiek spojrzeniem. Zatopiony wewłasnych myślach, zastanawiał się, jakby to było, gdyby przyszedł na tę imprezęspotkać się z ludźmi, którzy oczekiwaliby jego towarzystwa. Pewnie było tonienajgorsze uczucie. Tymczasem młody wampir doskonale zdawał sobie sprawę, iżsytuacja wyglądała nieco inaczej. Jasnowłosy chłopak westchnął i przeczesałpalcami grzywkę. Spojrzał na ścienny zegar. Było po siódmej. Imprezowe harcetrwały w najlepsze, a chłopak był zmuszony sterczeć przy boku użalającego sięnad sobą znajomego. Chociaż nie do końca było to prawdą. Mógł wyjść, leczobawiał się, że gdy spuści kolegę z oczu, ten nawywija coś okropnego. Lepiejjeśli zostanie i go przypilnuje. Próbował wymyślić jakiś konkretny sposóbdzięki, któremu będzie mógł przekonać go do wyjścia z tego pomieszczenia, alenic sensownego nie przychodziło mu do głowy.
- Idź do nich. Przyjaciele i znajomina ciebie czekają. Nie zmuszam cię do siedzenia tutaj ze mną. Wiem, żenajchętniej to byś się mnie pozbył. Zresztą tak, jak wszyscy.
Ciężki,zachrypnięty głos ciemnowłosego chłopaka dotarł do uszu blondyna, tym samymodrywając go od kotłujących się w jego głowie myśli. Nie patrzył na niego, amimo to kierował w jego stronę te zdania. Chris przestąpił z nogi na nogę ipodszedł do blatu, przed którym stał Drake. Jedną dłoń ukrywał w kieszeni,czarnych jak jego włosy spodni. Natomiast druga spoczywała na butelce (jakiegośnieznanego trunku. Chris z wewnętrznym uczuciem trwogi domyślił się, iż było tojedno z win jego ojca. Teraz dopiero mu się dostanie! Nie ma co!) oplatając jejgładką powierzchnię silnymi, długimi palcami. Jakby bał się, że szkło zaraz musię wyślizgnie. Wpatrywał się zamglonym, aczkolwiek przytomnym wzrokiem naszyjkę butelki. Christopher poczuł się głupio.
- Nie mów tak. Nie chcę sięciebie pozbywać. Zaprosiłem cię – blondyn uniósł lekko ramiona do góry, poczym z powrotem opuścił je na dół. Patrzył, jak kolega przełyka ciężko ślinę.Mocniej ścisnął trzymaną przez siebie butelkę, a Chris miał wrażenie, iż zarazpęknie pod naporem jego skóry. Czuł, że to samo mogłoby stać się z jego głową,jeśli teraz nie wyrzuci z niej wszystkich dręczących go przemyśleń.
- Niewiem, dlaczego tak jest, ale lubię cię Drake. Wiem, co sobie o mnie myślisz.Frajer, ofiara losu, tak łatwo daje się zastraszyć jakiemuś tam byle gogusiowiLucasowi. Nie ma jaj, żeby przyznać się przed własnym ojcem, że to właśnie onjest wmieszany w ten cały wypadek w parku. To prawda, jestem tchórzem. Totalnymmięczakiem. Nie oceniam cię stary. Jeśli potrzebujesz się napić, ok. Akceptujęto. Ja też czasem miewam gorsze dni. To zrozumiałe. Każdy z nas je ma i każdyodreagowuje w inny sposób. Nie będę cię powstrzymywał. Pij do woli. Możesznawet zaliczyć zgon. Mam dużo miejsca, także będziesz mógł się u mnie kimnąć.Nie ma problemu. Nie zostawię cię samego Drake, więc nie mów proszę, że każdyma cię gdzieć. Bo tak nie jest. Myślę, że na mnie możesz liczyć, zwłaszcza, żety również bardzo mi pomogłeś. Powinienem ci się jakoś odwdzięczyć.
Chriswpatrywał się w chłopaka, który w milczeniu kontemplował ułożenie płytek napodłodze. Blondyn domyślił się, iż to zainteresowanie nie wynikło z jegoupodobania do kolorów i kształtów płytek, lecz było spowodowane czymś, czegozwyczajny człowiek nie był w stanie normalnie wytłumaczyć. Zresztą sam Drakenie był w stanie zdefiniować tego nieznajomego uczucia, które jak tsunaminawiedziło jego myśli i rozlało się po całym ciele. Poczuł się lepiej, jakbyktoś zabrał odrobinę ciężaru z jego bark. Właśnie tych słów potrzebował i tejświadomości, że jednak komuś na nim zależy. Nic w życiu nie trwało wiecznie.Wewnętrzne demony znów doszły do głosu, mącąc w głowie chłopaka i pozbawiającgo zaufania względem jasnookiego znajomego.
- Uwierz mi, gdybś naprawdę mnieznał, nigdy nie poczułbyś nawet grama litości na mój widok. – brunet wypluł tesłowa z bardzo dobrze słyszalną goryczą w głosie. Chris zerknął na kolegę spodprzymrużonych powiek. Było mu trochę przykro, że Drake nie docenił jego starań,ale czegóż innego mógł się spodziewać? Młody wampir przełknął ciężko ślinę.Czynił to z takim trudem, jakby całe gardło miał opuchnięte.
- Nie jestemdobrym człowiekiem. Sam już nie wiem, czy w ogóle mogę określać się takimmianem. Popełniłem błąd. Zrobiłem coś niewybaczalnego. To dlatego on tak bardzomnie nienawidzi. Chciałbym to zmienić, ale nie potrafię. Cokolwiek nie zrobię,czegokolwiek się nie tknę, wszystko niszczę, jak jakaś pieprzona zaraza,choroba, której nie chcesz, ale z którą musisz się pogodzić i żyć dalej. Iprzez to masz takie chujowe życie, a zamiast prześwitującego słońca i barw,widzisz mgłę i ciemność. Czasem mam już dosyć. Wysłuchiwania jaki to jestemniedobry. Duszę się tymi mądrościami i tą dobrocią – Drake upił sporą częśćalkoholu z trzymanej przez siebie butelki, a Chris w skupieniu i milczeniuanalizował wypowiedziane przez niego słowa. Nie ukrywał tego. Wypowiedzianezdania przez młodego wampira bardzo go zaskoczyły. Nie spodziewał się, żeprzybyły kolega będzie mu się zwierzał. Także Drake był trochę zmieszany. Niebył pijany, nie mógł być, chociaż po tak sporej ilości alkoholu, już dawnopowinien przestać myśleć trzeźwo. Mimo to zachowywał pozory zdrowego rozsądku,chociaż miał wrażenie, że może z tym stwierdzeniem polemizować. Alkoholrozwiązywał język, skłaniał do przemyśleń i wylewności. Właśnie, wylewności. Wtej chwili chłopak opamiętał się. Wstrząsnął lekko głową i wyprostował się.
- Jeśli komukolwiek powiesz o tym co teraz usłyszałeś, zabiję cię – Drakespojrzał na Chrisa poważnym wzrokiem, w którym nie było ani krzty wesołości.
- Spoko. Jeśli chodzi o mnie będę milczał, jak zaklęty. Nikomu nie powiem –blondyn uniósł dłonie do góry w geście obronnym i potrząsnął głową, a następnieprzytknął place do ust i wykonał ruch zamykania na kluczyk, jakiegoś pojemnika.Drake miał nadzieję, że kumpel naprawdę dochowa tajemnicy.
- Chris!
Do uszu obuchłopców dotrał głośny, zbliżający się dziewczęcy pisk. Niski blondyn podskoczył w miejscu, a jegoźrenice rozszerzyły się, jak po spożyciu mocnego narkotyku. Drake poczuł, jakciepła, pyszna, tętniąca witalnością i energią, młodzieńcza krew przelewa sięprzez jego żyły, wymieszana z adrenaliną. Odczuwał strach, choć dla wampira tenstan wydawał się być irracjonalny. Czego się obawiał? Przecież ta zarozumiaładziewczynka nie była niebezpieczna. Nie stanowiła prawdziwego zagrożenia. ToDrake nim był, a mimo to blondyn cały czas przebywał z nim w tym pomieszczeniu.Nie znał prawdy. Może tak powinno pozostać.
- O nie! Nie może tego zobaczyć!Pomyśli, że wypiłem to razem z tobą! – dotychczas spokojny chłopak oderwał sięod blatu i zaczął porządkować porozrzucane butelki, leżące w nieładzie podrugiej stronie obojętnego bruneta. Drake analizował każdy jego ruch i niedowierzał temu, iż kolega jest takim pantoflem.
- Uspokój się. Trzęsieszgaciami, jak epileptyk. Przecież to twoja laska. Co takiego może ci zrobić? –wysoki chłopak rzucił to pytanie, obojętnym tonem, wskazującym na to, iż niechce poznawać odpowiedzi, ale wypadało zainteresować się tym tematem. Nadaltrzymał w ręce butelkę i ani myślał, żeby się z nią rozstawać. To miała byćjego towarzyszka na dzisiejszą, upojną noc, wśród dziwów, marów i głośnychdźwięków muzyki.
- Stary! Ona jest nieobliczalna!
- Chris!
Stukot obcasów o panele stawał się coraz bardziej donośniejszy. Chris miał pecha. Dziewczynaobrała żołnierskie tempo i ton głosu, wprawiając swojego chłopaka w jeszczewiększą panikę. Zaczął obgryzać paznokcie, a Drake miał wrażenie, że zarazopiłuje zębami wszystkie palce.
- Skarbie. Yves powiedział mi, że tu jesteś.Dlaczego nie przyszedłeś się przywitać?
Blondyna odziana w opinającą ciało,krótką sukienkę, wkroczyła do kuchni zdecydowanym, aczkolwiek trochę zasztywnym krokiem. Chodzenie w szpilkach nie było jej najmocniejsząstroną i chociaż Drake nie znał się na tych sprawach (był facetem i kwestianoszenia tego typu obuwia, na całe szczęście, nie obchodziła go ani trochę)odczuwał, iż zaraz połamie sobie nogi, albo co gorsza wywróci się na płytkach,a chłopak będzie zmuszony do oglądania jej majtek. Wzdrygnął się na samą myśl,iż to mogłoby się wydarzyć. Właśnie w tym momencie, blond włosa dziewczynaspojrzała na niego, a źrenice w jej oczach zwęziły się.
- Cośnieprawdopodobnego – rzekła takim tonem, jakby Chris trzymał w kuchniprehistorycznego, udomowionego dinozaura, pełniącego funkcję domowej maskotki. Uniosłajedną, zbyt mocno podkreśloną brew i przeniosła swój pretensjonalny ioskarżycielski wzrok na niewinnie wyglądającego blondyna. Ciemnooki chłopakpoczuł, jak Chris zaciska zęby, próbując stłumić kołatanie podenerwowanego serca.Tyle stresu w jednym dniu, nie było dobre dla zdrowia. Blondzia śmiałym krokiemwsunęła się w głąb kuchni stając zaraz naprzeciwko chłopaków i lustrującwzrokiem, to co znajdowało się za ich plecami. Chris nie zdążył wszystkiegouprzątnąć, gdyż było to fizycznie niemożliwe. Chociaż, gdyby Drake zechciał mupomóc (aczkolwiek nie palił się do tego. Ciekawiła go reakcja blondyny. Zresztąlubił patrzeć, jak się wścieka) i wykorzystać swoje nadnaturalne zdolności,czyli szybkość i zwinność, raz dwa uporaliby się z tym i Coralin nie miałaby doczego się przyczepić. A tak. Miała mnóstwo powodów, żeby wysunąć jakieś ale itego najbardziej obawiał się Chris w tej rozmowie. Roześmiał się bezdźwięczniei uczynił dobrą minę do bardzo złej, wręcz fatalnej gry.
- Kochanie... –zaczął żałośnie, lecz ona mu przerwała.
- Nie kochaniuj mi tutaj! Co to maznaczyć Chris!? Chciałeś się upić? Na samym początku imprezy? Co ty sobiewyobrażasz?! Mam tego dosyć! Nie wierzę, że jesteś taki dziecinny! – Coralinkrzyczała i okazywała swoje niezadowolenie z postawy obranej przez blondyna.Nie podobało jej się to, że nowy kolega, którego w dodatku nie lubiła, potrafiłnamówić jej ukochanego do czegoś takiego. Dynamicznie pokręciła głową, a żyłkana jej szyi znacznie się uwydatniła, powiększając łaknienie ciemnookiegowampira. Patrzył na dziewczynę spode łba. Sposób w jaki się poruszała,gestykulowała, wymachując tymi szczudłami przypominającymi ręce na wszystkiestrony. Wreszcie ten ohydny, protekcjonalny, torturujący ton. Miał ochotęroztrzaskać sobie butelkę na głowie i chętnie uczyniłby to, gdyby nie słowaChrisa.
- Nic nie wypiłem. Przysięgam. Możesz sprawdzić. Ja tylko... Tak tusobie z Drake'iem stoimy i rozmawiamy na różne tematy – Chris zaczął siętłumaczyć, ale nie szło mu to zbyt taktowanie. Ostry, tnący wzrok dziewczynykroił go, aż do samego wnętrza, sprawiając, iż głos niebieskookiego młodzieńcazałamywał się. Tracił kontrolę, a Drake zrozumiał, iż to blondyna była w tymzwiązku żaglem, sterem i okrętem. Chris pełnił funkcję czegoś (ponieważ niemożna tego było określić mianem kogoś) na wzór wyperfumowanego, eleganckiegopieska salonowego, który wykonuje każde polecenie swej pani. Idź tam. Zrób to.Siad tutaj. Leżeć. Dobry piesek. Łapa i te sprawy.
- Stoicie i rozmawiacie? Ato ciekawe na jakie tematy? Chętnie przyłączę się do tych waszych pogaduszek –Coralin założyła ręce na piersi i stanęła wyprostowana, unosząc głowę do góry.Słowa wydobywające się z jej ust przyprawione były szczyptą ironii i czymś napozór obrzydzenia i braku zainteresowania. Drake zagryzł wewnętrzną częśćwargi. Zachowanie lolity zaczęło go wkurzać. Pomiatała nimi, jak zużytymipapierowymi torebkami, które można przenosić z kąta w kąt. Chris nie odzywałsię. Wlepiał winne spojrzenie w podłogę i stał, niczym mały dzieciak besztanyprzez rodziciela. Brunet poczuł frustrację, która musiała znaleźć ujście nazewnątrz, na razie w postaci słów.
- Dziwię ci się, jak ty znosisz jejuzurpatorski ton. Nawet wino w tej butelce zrobiło się suche – Drake potrząsnądłonią, w której trzymał butelkę z ciemnozielonego szkła. Znajdujący się w niejpłyn zakołysał się gwałtownie, wydając przy tym charakterystyczny, miękkidźwięk. Oczy Coralin zwęziły się na słowa starszego kolegi. Brunet nie był jejdłużny, mierzył dziewczynę wyzywającym spojrzeniem, zapraszając ją doniewidzialnej walki. Chris trochę się ożywił, a kąciki jego ust uniosły się wledwo zauważalnym uśmiechu. Gdyby blondyna zauważyła tę zmianę na jego twarzy,obraziłaby się na niego na cały wieczór, a może i nawet dłużej. Może wtedytrochę by sobie odpoczął. Wolał o tym nie myśleć. Nie przy kobiecie jego życia,która czasem potrafiła odgadnąć nawet najgłębiej skrywane przez niego intencje.Dwójka nastolatków mierząc się nieprzyjacielskimi spojrzeniami, nie spostrzegłamomentu, w którym rozochocony Latynos wkroczył dziarskim krokiem do kuchni iobrzucił wszystkich tam zgromadzonych (czyli najpierw zerknął na Coralin,stojącą na środku kuchni w rozkroku. Przypominała kowboja z tych filmów odzikim zachodzie, w których główny, zazwyczaj dobry bohater był zmuszonymierzyć się ze złem, nawiedzającym jego rewir, podwórko, lub po prostu domChrisa. Następnie przeniósł swój wzrok na Drake'a, który przybrawszy luźnąpozę, stał oparty plecami o kuchenny blat, trzymał w dłoni butelkę i bezczelnieuśmiechał się w stronę znerwicowanej Coralin. Chris jawił się najmizerniej wtym zestawieniu, dlatego też Yves obdarzył swego przyjaciela najmniejszymzainteresowaniem, co nie znaczyło, iż brunet całkowicie go olał. Po prostuwiedział, iż blondyn nie uczestniczył w ostrej wymianie zdań i wojnie, pomiędzyjego dziewczyną, a zaproszonym znajomym) spojrzeniem swych butelkowych oczu.Podszedł do Coralin i położył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna szybko odwróciłagłowę, zmarszczyła brwi i wzrokiem przepełnionym pogardą, spiorunowałaciemnoskórego kolegę. Yves zabrał swą dłoń tak szybko, jak wcześniej ją położyłna ramieniu blondynki, po czym uśmiechnął się głupkowato, żeby rozluźnić atmosferę.
- Dajcie już spokój. Jesteśmy na imprezie. Powinniśmy się bawić. Chodźcie dosalon. Wszyscy tam są i pytają o was.
- Czy aby na pewno pytają o naswszystkich? – Coralin parsknęła udawanym śmiechem, od którego włoski na karkumłodego wampira zjeżyły się. Chłopak nie znosił tej arogancji i nonszalancji wjej zachowaniu i słowach. Nie lubiła go. To było takie widoczne.
- Yvesdobrze mówi. Chodźmy do salonu.
Chris pokiwał głową na słowa przyjaciela, poczym spojrzał najpierw na Coralin, później na Drake'a, trochę bardziej błagalnymwzrokiem. Lecz wampir ani myślał, żeby się podporządkować. Było mu dobrzetutaj, gdzie przebywał i nie pragnął zmieniać miejsca rezydowania. Zwłaszcza,że pewnie w tym całym salonie, który pełnił funkcję imprezowej przystani, byłood groma, wścibskich, wiercących dziurę w brzuchu ludzi, których Drake za żadneskarby świata nie zamierzał poznawać. Nawet gdyby ktoś ofiarował mu milion itak by się nie zgodził. Brunet westchnął przeciągle. Poczuł dziwne,niezidentyfikowane wcześniej gorąco, które rozlało się po jego ciele. To niebyła sprawa Dagona. Demon również był zaskoczony, niezdefiniowanym stanem swegopana, lecz siedział cicho w medalionie, nie wychylał się za bardzo i nie brałudziału w dysputach, prowadzonych z ludzkimi powłokami, które demon poznał izapamiętał już wcześniej.
- Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj.
Słowa wysokiegobruneta rozczarowały blondyna. Wiedział, że nie będzie łatwo przekonać Drake'ado porzucenia tego całego alkoholu i zmiany swojego położenia, jednakowoż musiałcoś zrobić! Zwłaszcza, iż zauważył niecodzienną zmianę w sposobie mówienia i zachowaniakolegi. Spożyte trunki robiły swoje.
- Chodźcie chłopaki. Chcę się napić.Yves powiedział mi, że w salonie zostawił shoty. Dziewczyny pewnie też będą chciałyspróbować.
Coralin potrząsnęła wesoło głową, a kilka jasnych kosmykówopadających na jej skronie podskoczyło i delikatnie musnęło jej zaróżowioną odemocji i gorąca skórę. Drake wyczuwał zapach jej krwi. Czuł nawet perfumy,którymi była spryskana i co najdziwniejsze te doznania zaczęły mu się podobać.Szybko jednak otrząsnął się na dźwięk słowa shoty.
- Mów... – zielonookichłopak stojący obok Coralin zaczął coś mówić, lecz dziewczyna wymierzyła muostre uderzenie z łokcia w brzuch, co natychmiast zamknęło jego usta.Nastolatek wykrzywił je w grymasie bólu i niezadowolenia z czynu przyjaciółki.Pomasował obolało miejsce i podrapał się po głowie.
- Tak! Tak. Są w salonie.To co idziemy?
Chris złapał za wędkę i miał nadzieję, że niezadowolony kolegapołknie haczyk.
- Aaaa... – Yves rozwarł usta a z ich wnętrza dobył siękrótki, przeciągły dźwięk. Coralin spojrzała na niego spode łba. Latynos chybadopiero teraz zrozumiał, co jego przyjaciele kombinowali. Dziewczyna przewróciłaoczami w myślach. Yves czasami potrafił sprawiać wrażenie rozkosznego idioty.
- Jakie shoty?
Drake nie był głupi. Zauważył to skonsternowanie wymalowane natwarzy Yvesa. Zbyt szybką i gwałtowaną reakcję Chrisa oraz ten przemądrzałyuśmieszek Coralin. Skoro zaczęli już tę zabawę, należało ją dokończyć.
- Wściekły pies. Piłeś kiedyś? Są bardzo dobre, ale ostrzegam, można się szybkonawalić – Coralin wydęła pomalowaną błyszczącą szminką wargę do przodu imlasnęła z zadowolenia, poprawiając przy tym swą obcisłą sukienkę. Jej materiałpodsuwał się do góry, ukazując coraz to większe skrawki nagiej skóry.
Ależ ona jest wredna i przebiegła mój Panie!Wyzywa cię na pojedynek. Pokażmy na co stać synów ciemności. Nikt ani nic niejest w stanie odebrać nam naszego majestatu.
Niezabierający głosu wewcześniejszych rozmowach demon otworzył swe ogniste usta, by wyrazić palącatrzewia opinię. Nie mógł znieść, iż jego pan, jego ukochane ciało i forma mogłybybyć zrugane. Drake uniósł jedną brew do góry, wysłuchując słów demona. Niepotrzebował długo się zastanawiać. Zamierzał pokazać tej rozdętej blondzi na cobyło go stać.
- Chętnie skosztuję tego wściekłego psa. Mam nadzieję, że okażesię wart mego podniebienia – wyrzekł te słowa z wyższością w głosie i poczuł,jak kolejna fala gorąca rozlewa się po jego ciele. Jakby ktoś zanurzył jegochłodne dotychczas ciało w beczce z gorącą wodą, bądź alkoholem (czy alkoholmoże być gorący?) To przeczyło wszelkim prawom logiki. Nie mógł doświadczyćbłogiego uczucia nieważkości spowodowanego przez nadużycie alkoholu. Mimo toczuł, jakby tracił kontrolę nad własnym ciałem. Powoli odsunął się od blatu.Chris i Yves przypatrywali mu się uważnie. Stojąca obok nich blondyna wciążpatrzyła na młodego wampira z nieukrywaną wyższością, podśmiewając się podnosem.
Zaraz nie będzie jej już takwesoło.
Odstawił butelkę wina na stół (której zawartość zdążył jużopróżnić), po czym zabrał się za zdjęcie bluzy. Gruby, czarny materiał zacząłmu doskwierać. W pomieszczeniach panowała duchota, a Drake nie wątpił, iż wpokoju do, którego mieli się udać będzie jeszcze bardziej goręcej. Ciepłe,rozgrzane od ludzkich ciał i oddechów powietrze wzmagało w nim niewyobrażalnygłód. Świeża, ludzka krew była dla niego czymś w rodzaju chłodnego,orzeźwiającego napoju z kostkami lodu, popijanego w upalne dni. Wreszciewyswobodził się z bluzy, pozostając w samym podkoszulku, idealnie dopasowującymsię do każdego skrawka jego ciała (o dziwo ta część jego garderoby równieżbyła... czarna!). Coralin zmierzyła Drake'a dziwnym, niezidentyfikowanym jeszczeprzez bruneta spojrzeniem. Na pewno nie spodziewał się czegoś podobnego po swejkoleżance. Dziewczyna patrzyła na niego, jakby wzbudził w niej choć odrobinęzachwytu, może czegoś na wzór uznania. Lecz te uczucia szybko wyparowałypozostawiając jej suczą naturę.
- Powiedz, jak będziesz miał dosyć – dziewczyna posłała mu fałszywy uśmieszek,a następnie zarzuciła biodrami i wyszła z kuchni, pozostawiając daleko w tyledotychczasowe towarzystwo.
- Ah ta nasza kochana Coralin – Yves parsknąłkrótkim śmiechem, lecz po chwili zaprzestał tej czynności. Wzrok Drake'a byłtaki mętny, nijaki, bez wyrazu.
- Dobrze się czujesz stary? – tym razem toChris zareagował machając dłonią przed oczami wysokiego chłopaka. Trochę musiałsię namachać, aby przywrócić go na ziemię. Cokolwiek to było nie sprawiło, byDrake miał ochotę zwierzać się dwóm chłopakom. Nawet nie byli jego przyjaciółmi.Brunet jeszcze nie wiedział, jak mógłby ich określać. Nie znał ich na tyle, bymóc śmiało stwierdzić, iż byli jego najlepszymi kompanami. Niemniej nie mógłjuż dłużej zaprzeczać, iż w pewnym sensie nie wyobrażał sobie życia bez nich w tymnudnym obozie karnym, który określano mianem szkoły.
- Wszystko w porządku.To gdzie te drinki?
Chłopcy spojrzeli po sobie, lecz nic więcej już niewyrzekli. Coś czuli, iż mogłoby się to źle skończyć. Postanowili spełnićżyczenie kolegi i zabrać go do krainy shotów i alkoholem płynącą, to znaczy dogłównej sypialni w domu Christophera, w której na co dzień jego rodzinazasiadała przed ogromnym, plazmowym telewizorem i oglądała wspólnieteleturnieje, bądź inne programy. Oczywiście tylko te wybrane przez głowę rodzinyoraz wnoszące coś do młodego życia jego pociech (czytaj nieśmieszne iniezabawne, nudne jak flaki z olejem, a może i nawet nudniejsze programy).
🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚
K.M.S - Mam już dość!
,,Mam już dosyć, czego tutaj nie rozumiesz.
Nie chcę już słuchać co psuję, bo się tym po prostu duszę.
Mam już dosyć powtarzania jaki jestem.
Bo znajdziecie każdy pretekst by mi spierdoliło szczęście.''
Cydr...!? Jak dobrze to słowo pasuje do ówczesnej sytuacji 😂
Ciąg dalszy nastąpi.
Oczywiście tak jak zawsze pozdrawiam tych, którzy czytają😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro