3.
******
Na dworze było pochmurniej niż zwykle. Niebo osnute grubą warstwą chmur, nie przepuszczało nawet najmniejszego promyczka słońca. Taka pogoda nie wadziła Drake'owi, wręcz przeciwnie, napawała go czymś w rodzaju ukrytej melancholii i inspiracji, którą później przelewał na papier w postaci wierszy, bądź utworów muzycznych. Cały dzień spędził na rozmyślaniu i pisaniu, nie poddając się tej sennej aurze, w której spowita była cała szkoła oraz wszyscy uczniowie. Drake nie narzekał. Po skończonych zajęciach zamierzał udać się do miasta, aby poszwendać się trochę wśród ulic i poznać nowe miejsca, które później mógłby wykorzystać jako kryjówki, gdy będzie mu źle i zapragnie ukryć się przed światem. Wyszedł na zewnątrz opatulony w czarną kurtkę, bez czapki czy szalika, które stanowiły podstawowe wyposażenie każdego ucznia, o tej porze roku. Nie rozglądając się zbytnio szedł na przód, nie zawracając sobie głowy innymi studentami, czy też ich rozmowami. Wyciągnął paczkę papierosów marki Kent, którą nabył całkiem niedawno w jednym z miejskich kioseczków. Może ich smak nie był najlepszy, w porównaniu do marek, które wcześniej miał okazję skosztować, niemniej wybrał ją ponieważ miał ogromną ochotę zapalić, a sprzedawczyni nie miała innych na stanie. W swoim życiu zapamiętał jedną całkiem ciekawą markę papierosów, którą miał okazję kiedyś spróbować. Papierosy Death, posiadały ciekawe opakowanie, które idealnie trafiało w jego zbzikowany gust. Czarne pudełeczko z czerwoną czaszką i skrzyżowanymi za nią piszczelami. Papierosy stworzone dla niego i jeszcze ta nazwa - śmierć. Każdy kto zapalił takiego papierosa, poczuł oddech kostuchy na swych plecach, która czeka gdzieś na za rogiem na takich nałogowych palaczy, niosąc w darze raka płuc, albo problemy z oddychaniem. Brunet nie musiał przejmować się takimi sprawami, jego one nie dotyczyły. Niestety ową truciznę wycofano z rynku, może to i nawet lepiej. Drake odpalił jednego papierosa i mocno się zaciągnął, czując ten szczypiący i gryzący dym w gardle. Splunął na ziemię i ruszył do przodu, nie myśląc o niczym, lecz nagle spostrzegł kogoś, kogo nie spodziewał się zastać w tym miejscu (to znaczy o tej porze. Chłopak sądził, iż kolega poszedł na jakiegoś browarka z kumplami, po skończonych zajęciach). Siedział zgarbiony, jakby na swych plecach trzymał ciężar całego świata i tępo patrzył w ziemię. Jego jasne włosy ukryte pod czapką opadały mu na czoło, przysłaniając zmarszczone czoło blondyna, lecz Drake wiedział, że chłopak nad czymś myślał, gorączkowo się zastanawiał. Odziane w rękawiczki dłonie, zaciskał na szelce od plecaka, który leżał przed nim, na ośnieżonej trawie.
Coś go dręczy. Tak, jak ciebie mój przyjacielu. Ten młody człowiek wie, że życie nie jest łatwe i przyjemne.
Drake pokiwał głową na słowa Dagona. Demon od pewnego czasu uspokoił swą moc i niszczycielskie zapędy. Stał się spokojny i potulny. Czasem otwarcie rozmawiał z Drake'iem. Czasem nawet odzywał się w nieoczekiwanych momentach, doradzał i prowadził rozmowę z młodym wampirem, a brunet chętnie z nim dyskutował (oczywiście w myślach). Drake zmarszczył czoło i udał się w stronę siedzącego młodzieńca. Coś kazało mu podążyć właśnie w tamtą stronę. To było dziwne, jak na kogoś kto za wszelką cenę starał się unikać kontaktów z ludźmi. Teraz wyglądało to tak, jakby Drake szukał właśnie takiego zbliżenia. Może zaczął oswajać się z myślą, iż ludzie stanowią nieodłączną część tego świata i chcąc nie chcąc musiał do nich przywyknąć, nauczyć się z nimi rozmawiać, choć to zadanie mogło okazać się bardzo trudne. Młody wampir przystanął w miejscu, gdzie kończyła się ławka i spojrzał na pochylonego blondyna. Ten nawet nie uniósł swej głowy, by zaszczycić wzrokiem przybyłego kolegę. Drake postanowił odezwać się pierwszy, po raz kolejny poczuł to dziwne mrowienie, łaskoczące go od środka.
- Zgubiłeś drogę do domu?
Jasnowłosy kolega powolutku wyprostował się, lecz nie przyjął luźniejszej postawy. Jego mięśnie wciąż były spięte, co zaniepokoiło Drake'a, lecz nie chciał wycofywać się z rozmowy. Uniósł papierosa i włożył jego koniuszek do ust. Chris spojrzał na niego zamglonym wzrokiem.
- Nie. Po prostu nie mam jeszcze ochoty wracać do domu – Chris oparł się o tylną część drewnianej ławeczki i utkwił wzrok w rozpościerającej się przed nimi bramie, za którą znajdowała się główna droga, prowadząca do ich domów. Drake zdziwił się odpowiedzią kolegi z klasy. Odkąd zobaczył blondaska, uważał, iż był on typem człowieka, który nie miał żadnych problemów, no może poza swoją cerą, a na pewno nie mógł mieć do czynienia z domowymi utarczkami. Nie wyglądał na osobę z patologicznej rodziny. Zresztą Drake doskonale wiedział, że ojciec Chrisa był gliniarzem. Brunet westchnął przeciągle, po czym usiadł na ławce obok blondwłosego chłopaka. Drake szturchnął go w ramię i wyciągnął w jego stronę paczkę z papierosami. Chris popatrzył na nią z nieukrywanym obrzydzeniem i potrząsnął głową.
- Nie palę.
- Masz rację. Po co zatruwać sobie życie takim gównem i niszczyć zdrowie – Drake pokiwał głową na słowa Chrisa, niemniej wyciągnął kolejnego papierosa i odpalił jego koniuszek zapalniczką, którą ostatnio kupił w kiosku. Porządnie się zaciągnął, a następnie posłał kłęby białego dymu w powietrze, które wiatr szybko uniósł w górę i rozproszył nad głowami młodzieńców. Oboje milczeli. Żadne z nich nie wiedziało, o czym mogłoby porozmawiać z tą drugą osobą. W tym przypadku cisza stała się ogromnie krępująca, a Drake nie cierpiał takich sytuacji, w związku z czym przejął inicjatywę.
- Gdzie masz kolegę i koleżanki?
Mało go to obchodziło, ale od czegoś musiał zacząć rozmowę. Chris poprawił czapkę na głowie i przełknął ślinę.
- Są zajęci. Dziewczyny na zakupach, a Yves w domu. Pomaga rodzicom przy remoncie, czy coś.
Chłopak zamknął usta i znów rozpoczęło się pasmo milczenia. Drake przygryzł papierosa. Odrobina gorzkiego tytoniu dostała mu się do ust, drażniąc język i podniebienie.
- Nie musisz tu ze mną siedzieć. Dzięki za zainteresowanie, ale dam sobie radę – Chris popatrzył na bruneta i skierował w jego stronę delikatny uśmiech, po którym na jego twarz wypełzła rozpacz i przygnębienie. Drake poczuł coś na kształt żalu. Dlaczego współczuł temu człowiekowi?
Bo dobrze znasz cierpienie mój przyjacielu. Wiesz, jak ono smakuje. To niedobry, cierpki, paraliżujący język smak.
- Wiem, ale też nie spieszy mi się do domu. Chcę odpocząć zanim wrócę do tego harmidru – Drake spuścił wzrok na swoją lewą dłoń, pokrytą dużym tatuażem w kształcie trupiej czaszki. Dlaczego powiedział o tym obcej osobie? Wcześniej nie był taki wylewny. Wszystkie tajemnice ukrywał głęboko wewnątrz, by nikt z zewnątrz nie miał do nich dostępu.
- Problemy z rodzicami?
Chris poruszył ramionami w geście gdybania.
- Nie, nie mam rodziców – brunet ponownie włożył papierosa pomiędzy wargi i zaciągnął się, rozpalając jego końcówkę do czerwoności.
- Ooo... nie wiedziałem, wybacz... – niebieskooki chłopak poczuł się głupio. Odwrócił wzrok od siedzącego obok niego, trochę przerażającego bruneta i pomyślał sobie, że do niedawna wyśmiewał go z powodu zachowania. Teraz Chris zrozumiał wszystko. Może Drake nie potrafił inaczej radzić sobie z codziennym życiem i problemami, dlatego był taki odstręczający, by inni zbytnio nie interesowali się jego przeszłością i nie wścibiali nos w bolesne dla niego sprawy.
- Spoko, nikt o tym nie wie. Zresztą nie ma co rozpamiętywać. To było dawno, nie pamiętam już nawet jak wyglądali – Drake wyglądał na zamyślonego, a Chris odczuł nagłą chęć wyżalenia się komuś i opowiedzenia o swoich problemach.
- Współczuję, nie wyobrażam sobie żyć bez moich rodziców. Chociaż ojca bym wymienił, czasem mnie wkurza...
- Twój ojciec jest gliną prawda? – ton Drake'a rozluźniał się z każdym kolejnym wypowiadanym słowem, a i dla blondyna rozmowa stawała się coraz bardziej swobodna i przyjemna.
- Niestety tak, chociaż wolałbym, żeby miał inny zawód. Cały czas mnie kontroluje, sprawdza moje poczynania, widzi najmniejsze błędy. Nie mogę swobodnie żyć, ani oddychać, to jest takie frustrujące... świadomość, że nie jestem dla niego idealnym dzieckiem – Chris uniósł dłonie do góry i złapał się za czapkę. Drake zmrużył oczy, z nieba zaczął prószyć śnieg.
- Znam to uczucie. Tyle, że ja mam takiego kata w postaci brata. Nienawidzę go. Wiem, że on też nie darzy mnie miłością. Ciągle powtarza mi, że jestem najgorszym człowiekiem, jakiego poznał w swym życiu....
A te słowa bardzo ranią.
Młody wampir pozostawił te kilka niewypowiedzianych słów, płynących na wietrze, wraz z wypuszczonym dymem. Chris spochmurniał.
- Nie masz lekko w życiu. Przepraszam cię za moje wcześniejsze zachowanie – Chris poczuł skruchę. Domyślił się, iż to była odpowiednia chwila, by wyrzec właśnie tego typu słowa.
- Spoko.
Drake pokiwał głową na znak zgody, lecz jego usta ściągnął smutek. Blondwłosy chłopak odnotował to w jego zachowaniu, jednakowoż nie poruszył już tego niewygodnego dla nich obojga tematu. Białe płatki śniegu osadzały się w ciemnych, niczym smoła włosach młodego wampira, ozdabiając połyskującymi kropelkami. Wokół nich zapanowała cisza, mącona jedynie przez przejeżdżające samochody i piszczące w oddali nastolatki. Drake skończył palić papierosa i wyrzucił niedopałek na ziemię. Natomiast Chris siedział wyprostowany, jakby przymarzł do drewnianej ławeczki i nie odzywał się. W jego głowie krążyło tyle myśli, lecz żadna z nich nie znajdowała ujścia na zewnątrz w postaci słów.
- Nie powinno mnie to obchodzić, ale zastanawiałem się, dlaczego Lucas traktuje cię, jakbyś był jakimś gównianym workiem treningowym? Zauważyłem, że nie ma zbyt dużych wymagań, co do otoczenia, w którym się porusza. Chyba kumasz o co mi chodzi? Ciekawi mnie czy po prostu nie lubi cię, bo jesteś porządnym kolesiem, a twój ojciec jest gliną, czy akurat mu podpadłeś?
Drake spojrzał z ukosa na blondyna. Dziwił się sam sobie, że zbudował i wypowiedział na głos tak długie zdanie, w dodatku nie hamował się. Wyrzekł wszystko, co chciał powiedzieć w obecności kolegi z klasy. Chris przygarbił plecy, a na policzki wystąpił mu słabo widoczny rumieniec. Drake domyślał się, iż mógł być to efekt zimna, ewentualnie zdenerwowania, gdyż puls chłopaka, galopował jak dziki koń. Wciągnął zimne powietrze przez rozdęte nozdrza i wypuścił je ustami, tworząc przed swoją twarzą dymną tarczę, osłaniającą go przed nieprzychylnymi spojrzeniami. Szkoda, że nie mogła go ochronić, właśnie przed takimi pytaniami.
- To długa historia. Na pewno nie masz ochoty na wysłuchiwanie tych bzdur, zresztą już późno – Chris pojrzał na godzinę wyświetlającą się na ekranie jego smartfona, po czym westchnął. Była już prawie szósta, a niebo spowiły ciemne chmury. Chris obawiał się podróżowania wśród ciemnych ulic, zimnych alejek i parków, przepełnionych pijanymi menelami, szukających łatwej i dobrze wyposażonej ofiary. Aż poczuł ciarki na plecach od samego wyobrażania sobie takich nieprzyjemnych sytuacji.
- Nie uważam, by to były bzdury, ale jeśli nie chcesz, to nie musisz mi się zwierzać. Pa – Drake wstał z ławki i już miał odchodzić, gdy nagle zatrzymał go cichy głos Chrisa.
- To nie tak, tylko nie chcę ci się narzucać – Chris również wstał i wyciągnął rękę w stronę kolegi, który nieznacznie oddalił się od ławki. Drake odwrócił się w stronę blondyna i zaobserwował te ogniki desperacji tlące się w jego źrenicach. Postanowił zostać i go wysłuchać.
- Masz rację, robi się późno. Powinniśmy się stąd ruszyć, bo zaraz tyłki przymarzną nam do tej ławki – Drake odwrócił się i podążył do głównej bramy, a Chris zaraz za nim. Bał się, że brunet mu zwieje i będzie musiał sam szwendać się po ulicach Londynu. Ta myśl wypełniała go trwogą. Christopher musiał przyznać, że pomimo swej dobrej kondycji fizycznej (ćwiczył prawie codziennie, gdyż grał w szkolnej lidze piłki nożnej) był zmuszony trochę się nagimnastykować i wysilić, aby zrównać swe tempo z wyższym i postawniejszym kolegą. Drake wyglądał przy nim, jak olbrzym stąpający twardo po ziemi, przemierzający mroczne ulice w akompaniamencie cichutkich kroczków, wykonywanych przez jego towarzysza, czyli niziutkiego chochlika. Ta rola pasowała mu, dopóki Drake pełnił rolę jego ochroniarza, w innym przypadku, jego położenie mogłoby stać się problematyczne.
- To zaczęło się jakieś dwa lata temu. Chodziłem wtedy z Lucasem do gimnazjum – Chris rozpoczął swoją opowieść cofając się myślami wstecz, równocześnie zwracając uwagę na oblodzone miejsca na chodniki. Dziwił się koledze, który ewidentnie nie przejmował się tym, gdzie kładł stopę. Poruszał się takim pewnym i żołnierskim krokiem. Niziuteńki blondynek z dnia na dzień coraz bardziej podziwiał nowego znajomego.
- Do tego czasu wszystko było w porządku. No może poza paroma incydentami, ale to było normalne. Lucas nie znosił i nadal nie znosi wszystkiego, co ma związek z praworządnością, a mój ojciec jest wysokiej rangi policjantem. Czasem gdzieś mnie tam szturchnął, zabrał pieniądze, czy obrzucił jakimś wyzwiskiem, ale to było wszystko. Sytuacja zmieniła się dopiero później – Chris zamilkł na chwilę, a Drake spojrzał na niego i zacisnął zęby. Ukrył dłonie w głębokich kieszeniach, po czym zaczął obracać w palcach mały scyzoryk, który zawsze nosił przy sobie. Nigdy nie wiedział, kiedy mógł mu się przydać. Dogodne sytuacje mogły nadarzyć się wszędzie. Chris uczynił to samo, co brązowowłosy znajomy, również ukrył swe dłonie w kieszeniach i zniżył brodę, ukrywając ją pod grubym materiałem szala.
- Lucas ma brata. Jest od nas starszy, to znaczy ode mnie... wiesz... nie wiem ile masz dokładnie lat... to znaczy... wyglądasz na starszego, nie zrozum mnie źle... – Chris wyjął ręce z kieszeni i uniósł je do góry w geście obronnym. Drake przewrócił oczami.
- Nieważne. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby się tego domyślić. Co z tym jego bratem? – Drake obdarzył go tak obojętnym tonem, iż blondynek odetchnął z ulgą. Kontynuował swą przemowę.
- Wtedy jego brat miał jakieś osiemnaście lat...? Tak! Osiemnaście, na pewno. Pamiętam, że świętował huczną osiemnastkę! – Chris roześmiał się, tym samym zwracając uwagę kilku bezdomnych czających się w cieniu jednego z budynków. Drake obrzucił ich ostrzegawczym spojrzeniem, a ci już wiedzieli, że nie należy się zbliżać. Chris ochoczo kontynuował dalej.
- Heh... cała ta sprawa sprowadza się do tego, że zrobiłem coś, co dla Lucasa było niewybaczalne. To była jesień, jakoś niedługo po rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Wracałem wtedy sam z treningu piłki nożnej. Yves był chory i od tygodnia nie chodził do szkoły, no więc byłem skazany na samotną podróż. Mogłem wtedy zadzwonić po ojca, ale bałem się, że znowu wyzwie mnie od mięczaków i będzie zły, że przerywam mu jego pracę, czyli przekładanie papierka na papierek – Chris uczynił zabawny gest w powietrzu, uśmiechając się przy tym. Opowiadał to w tak zabawny sposób, iż kąciki ust Drake'a również uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- W każdym bądź razie nie zadzwoniłem, więc musiałem przejść przez park, w którym ostatnio mnie znalazłeś i jakieś kilka przecznic dalej był mały sklepik. Już go nie ma. Właścicielka zamknęła go niedługo po tym, co się wydarzyło. To była starsza pani. Schorowana. Dorabiała sobie do emerytury. Była dla nich łatwym celem. Ja i Yves często tam wstępowaliśmy i kupowaliśmy jakieś napoje, czy kanapki. Miała najlepsze kanapki w mieście, własnej roboty – Chris rozmarzył się o kanapkach, których Drake nigdy w życiu nie skosztuje. Brunet zaczął się trochę niecierpliwić. Szli w kierunku, który wyznaczył blondyn, to znaczy do stacji metra, z której chłopak mógł swobodnie odjechać do domu. Droga do posesji Townshendów znajdowała się w przeciwnym kierunku, niemniej Drake czuł, iż dzisiejszą noc spędzi na dworcu, wraz z innymi wyrzutkami.
- To była dobra kobieta i oni to wykorzystali. Nie raz i nie dwa słyszałem, że Ashton, czyli brat Lucasa, miał problemy z alkoholem i narkotykami. Nie ukończył żadnej szkoły, wywalali go z każdej jaką zaczynał.
Wypisz, wymaluj moja historia.
Drake uśmiechnął się cynicznie na słowa Chrisa, lecz nic nie wyrzekł. Nie chciał przerywać chłopakowi.
- Jego rodzice byli wściekli. Zresztą mój ojciec miał ich przez jakiś czas na radarze i wiesz, to taka jakby patola. Ciężko o tym mówić. W każdym bądź razie, Ashton szukał jakiegoś sposobu na zarobek. Ponoć miał jakieś dorywcze prace, ale one go nie satysfakcjonowały. Chciał szybciej zarobić, więc pewnie się domyślasz co było później? – Chris uniósł jedną blond brew i łypnął oczami w stronę Drake, który szedł obok niego zamyślony. Po chwili ocknął się i pokiwał głową na znak zrozumienia. Chris rozluźnił krok i ramiona.
- Widziałem to wszystko. Schowałem się w krzakach i nie wychodziłem z nich. Wtedy stchórzyłem. Słyszałem krzyki tej pani i wzywanie pomocy, ale za bardzo się bałem o swoje bezpieczeństwo, żeby jakoś zareagować. Zamiast tego zadzwoniłem na policję...
- Dobrze zrobiłeś – Drake przerwał blondynowi, wtrącając dwa krótkie słowa w potok wytworzonych przez niego słów. Chris uśmiechnął się z zadowolenia i sympatii do wysokiego kolegi.
- Przyjechali całkiem szybko. Jako jedyny świadek wydarzeń, opisałem wszystko tak, jak to zapamiętałem. Podałem też dane sprawców. Ta kobieta, która prowadziła sklep, ona również ich zapamiętała, więc nasze głosy były decydujące. Mój ojciec zamknął ich w więzieniu, to znaczy Ashtona i jego najlepszego kumpla, nie pamiętam już jak miał na imię. Po tym, jak Ashton trafił do więzienia, Lucas okropnie się na mnie uwziął. Nie dawał mi żyć. Wielokrotnie starał się namówić mnie, bym odwołał zeznania, lecz ja nie chciałem tego uczynić. Wyszedłbym na kłamcę i totalne zero. Bałem się go. Z każdym dniem groził mi coraz bardziej, ale ja się nie ugiąłem i nie odwołałem zeznań. Minęły już dwa lata, a on wciąż nie daje mi spokoju. Wciąż wierci mi dziurę w brzuchu i chce, żebym poszedł do mojego ojca i powiedział, że wtedy skłamałem. Nie zrobię tego. Zdarzyło się, że parę razy miałem mały wypadek, nic wielkiego, kilka siniaków, małe stłuczenie. Tym razem chyba planował mnie zabić, ale ty mu przeszkodziłeś i skończyło się tylko na złamanym nosie. Dzięki stary, chyba nigdy ci się nie odwdzięczę – na usta Chrisa wypełzł szeroki, przyjacielski uśmiech, rozluźniający nieco tę przytłaczającą atmosferę.
- Nie dziękuj, nie ma za co – Drake wciąż nie patrzył na blondyna, obserwował krajobraz przed nimi, składający się z szerokiej drogi, po której co jakiś czas przejeżdżał jakiś samochód, oblodzonego chodnika, którym właśnie zmierzali oraz z różnych, wielobarwnych i urozmaiconych sklepów, które o tej porze dnia, jaśniały neonowym blaskiem, kusząc i zachęcając przechodniów do wstąpienia do środka.
- Fajnie, że mnie wysłuchałeś. Mało kto zna całą tę historię. Jedynie moi rodzice i najbliżsi znajomi. Cieszę się, że odprowadzasz mnie na metro, ale jeśli się mylę to mnie popraw. Czy ty czasem nie mieszkasz w dzielnicy Knightsbridge? – blondwłosy chłopak uniósł jedną, jasną brew do góry i ufnym spojrzeniem skanował twarz idącego obok niego młodzieńca. Drake nie zwolnił kroku, lecz oderwał swój wzrok od podłoża i przeniósł go na niższego kolegę. Zabawne, czuł się tak, jakby spoglądał na małe dziecko. Kiedyś tak właśnie patrzył na swoje młodsze rodzeństwo, z góry, lecz nie oznaczało to, że się nad nimi wywyższał. Opiekował się nimi, jak najlepiej potrafił, a przynajmniej starał się pełnić rolę ojca, którego nie mieli. Wspomnienia rodziny stanowiły wciąż jątrzącą się i piekącą ranę, pchającą rzewne łzy do suchych oczu.
- Tak i co z tego? – Drake odpowiedział mu pytaniem na pytanie, ukazując przy tym kamienny, może lekko znudzony wyraz twarzy. Chris podrapał się po nosie, na którym miał jeszcze biały plaster.
- Nic, tylko wiesz, że idziemy w odwrotnym kierunku? To znaczy, że będziesz musiał nadrobić drogę, chyba, że na miejscu złapiesz jakieś metro. Jest jedno fajne połączenie, szybko dojedziesz, pokażę ci.
Chris pragnął jakoś odwdzięczyć się nowemu koledze, dlatego zaproponował mu pomoc z metrem, jednakowoż brunet pokręcił głową, a jego uniesione włosy zaczęły bujać się na wietrze.
- Nie, nie trzeba. Przejdę się na piechotę.
- Ale to bardzo daleko... – blondyn nie dowierzał słowom chłopaka.
- Dam sobie rade. Nie takie dystanse już przemierzyłem... – Drake skrzywił swe usta, w lekkim uśmieszku, który przypominał raczej grymas spowodowany, jakimś nie miłym wspomnieniem. Chris nie drążył tematu, uznał, iż tak należało postąpić. Gdy wreszcie dotarli do podziemia, w którym mieściło się metro, Chris poprawił czapkę na głowie, która zsuwała mu się na oczy i uniemożliwiała widzenie. Na stacji metra było duszno i tłoczno, zapalone lampy oświetlały swym blaskiem, mroczne zakamarki, rozpościerających się długich korytarzy i przestworzy. Drake rozpoczął wędrówkę swym znudzonym i zmęczonym wzrokiem, po wszystkich ścianach i przyczółkach, które się tam znajdowały. Szukał dogodnego miejsca. Czuł, że to właśnie tutaj, spędzi dzisiejszą noc. Chociaż wolał wybrać miejsce, gdzie będzie mniej uszczypliwych i zainteresowanych spojrzeń.
- Ok, ja spadam. Mam za niedługo odjazd. W takim razie trzymaj się i oczekuję cię jutro na imprezie. Gdybyś miał jakieś problemy z dojazdem, daj koniecznie znać. Później możesz zostać u mnie na noc, jeśli będziesz miał ochotę. Jeszcze raz dzięki za wszystko i do zobaczenia – Chris wyciągnął w stronę młodego wampira, okrytą przez niebieską rękawiczkę dłoń, po czym obdarzył Drake'a wyczekującym spojrzeniem. Brunet zawahał się, lecz po chwili zamknął jego drobną, kruchą dłoń, w żelaznym uścisku. Potrząsnął nią w powietrzu i puścił. Nie odpowiedział na pożegnanie kolegi, ale odprowadzał go wzrokiem, aż blondyn nie zniknął we wnętrzu długiej i dużej, metalowej konstrukcji. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i pojazd ruszył, wprawiając w drganie podłoże pod jego stopami, a w powietrzu roznosiły się dźwięki, ścierającego się twardego metalu. Drake odetchnął. Poczuł się jakiś taki pusty, zagubiony wśród tłumu, obcych, nieprzyjaznych twarzy. Odwrócił się od tego całego zgiełku i podążył w głąb metra. Szukając ciemnego, odległego miejsca. Nie wiedział, że ktoś go obserwuje. Owszem, jego wewnętrzny demon doskonale zdawał sobie z tego sprawę, lecz skrupulatnie ukrywał ten fakt przed chłopakiem. Dlaczego? Może chronił go przed strachem, gniewem, rozczarowaniem. Chronił go przed innymi. Pożądał go dla samego siebie, nie dla pozostałych. Zrobił się o niego zazdrosny, o swego pana i ciało, które mu dawał, więc postanowił go strzec. Znalazł dla niego dobre miejsce i ukrył przed ludzkimi oczami. Lecz to, co na niego patrzyło, miało silniejsze wejrzenie i czuło, że gruby, niezniszczalny mur, którym chłopiec o czarnych oczach i włosach ciągle się otaczał, niszczeje i czerstwieje z każdym kolejnym dniem, tworząc pęknięcia oraz ziejące pustką i nicością dziury. Należało zgładzić to uczucie. Jak najszybciej, jak najprędzej...
🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚
Dalsze przygody Drake'a 😂 dziękuję za przeczytanie, pozdrawiam😘❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro