2.
********
- Napawdę? Biblioteka? Istnieje tyle miejsc w tej budzie, gdzie można swobodnie pogadać, a ty wybrałeś bibliotekę? – Drake kręcił nerwowo, sztywną od emocji szyją, a jego przyciszony szept, podobny do syku węża roznosił się po wnętrzu biblioteki, docierając do uszu najbliżej siędzących osób.
Pomieszczenie to mogło poszczycić się niebagatelnymi rozmiarami, mimo to Drake obawiał się, że ktoś mógłby usłyszeć za dużo.
- Wyluzuj. To dobre miejsce na obgadanie naszego planu. Zresztą kto nas podsłucha? Książki? – Chris wypluł napływające do gardła powietrze, chrząkając, a na koniec kaszląc, by uspokoić napastliwe i zbulwersowane spojrzenia pilnie uczących się studentów.
- Drake ma rację. Zaraz, któraś z pań bibliotekarek nas wyrzuci. Te zakazy przed wejściem nie wiszą na ozdobę – Karina pochyliła się nad stolikiem, opierając na nim ręce. Jej piersi, uwypuklone przez opięty sweterek, z dekoltem w kształcie trójkąta błagały o czyjąś atencję.
Przynajmniej tak wydawało się młodemu wampirowi, który siedział naprzeciwko dziewczyny. Wiedział, że to niegrzeczne, że tak nie postępują prawdziwi dżentelmeni, ale nie mógł powstrzymać rozbieganych oczu, które uparły się na przemieżanie jednej i tej samej trasy. Czyli od twarzy dziewczyny na to, co znajdowało się poniżej jej szyi.
Karina wyprostowała się, rumieniąc się i zaczesując spokojnie włosy. Drake odetchnął w myślach.
- Zgadzam się z Kariną. Chodźmy stąd – brunet posłał krótkie spojrzenie swej koleżance, która na dźwięk swojego imienia poruszyła się niespokojnie na krzesełku. Wyglądała na osobę, która chce niezwłocznie opuścić to pomieszczenie. Chłopak wstał, aczkolwiek nie uczynił ani jednego kroku.
- Zaczekaj.... – blondynek gwałtownie odsunął krzesło do tyłu.
Po bibliotece rozniósł się nieprzyjemny dla ucha zgrzyt.
- Sorki... – wyszeptł, rozkładając dłonie przed sobą. Chciał uspokoić wkurzone zgromadzenie.
- Nie omawiacie planu?
Nagle na horyzoncie pojawiła się jeszcze jedna postać. Wszyscy jak na komendę zwrócili głowy w jej stronę.
- Chris wybrał nieodpowiednie miejsce – Drake posłał krzywy uśmieszek swemu przyjacielowi.
- Dyskretne miejsce. O to nam przecież chodziło tak? Nikt nie będzie nas podejrzewał o snucie jakichś pokręconych planów w bibliotece.
- Chyba nie chcecie wysadzić tej budy co?
Przechodzący obok Chrisa chłopak przystanął i puścił mu perskie oczko.
Całe zgromadzenie zmierzyło go zmieszanymi spojrzeniami.
- No coś ty...
- Szkoda – chłopak mrugnął i z szerokim uśmiechem w kształcie banana udał się w przeciwległy kąt biblioteki.
Drake odprowadzał go wzrokiem, myśląc, iż chętnie uczyniłby to samo co ten nieznajomy chłopak. Może powinien się do niego przyłączyć?
- Przyszłam, żeby wam oznajmić, iż zmieniłam zdanie. Cieszcie się, bo rzadko podejmuję takie decyzje, ale dzisiaj uczynię wyjątek. To jak? Ustaliliście już coś, czy czekacie na główny mózg tej operacji?
Jasnowłosa nastolatka zarzuciła włosami. Odsunęła jedno z krzeseł i usiadła obok Kariny, która zasiadała nieopodal Jeniffer i Yvesa.
- Ehhhh... – Chris wydał z siebie przeciągły dźwięk, tym samym prowokując gromiące spojrzenia ze strony znajomych oraz innych uczni zgromadzonych w bibliotece.
- Poddaje się. Im szybciej to omówimy, tym szybciej stąd wyjdziemy – brunet burknął niezadowolony, ponownie siadając za dużym prostokątnym stolikiem. Jedynym pocieszeniem był fakt, iż ona również tam była i to głównie dla niej zdecydował się na ten krok.
- Zaraz zacznę myśleć, że masz jakąś alergię na książki. Szybko chcesz się stąd ulotnić – Latynos zaśmiał się nie zważając na pozostałych, którzy próbowali go jakoś uspokoić.
Wreszcie rudowłosa Jen przyłożyła mu otwartą dłoń do ust, uniemożliwiając wypowiedzenie dodatkowych słów, które mogłyby sprowokować falę niechcianych zdarzeń.
Drake otrząsnął się. Wyglądało to bardzo zabawnie. Jakby strzepywał z siebie jakieś robactwo, albo pajęczynę. Obrzucił zielonookiego kumpla gburowatym spojrzeniem swych ciemnych oczu. Założył ręce na piersi i rozparł się wygodniej na krześle, rozszerzając nogi.
- Sugerujesz, że jestem głupi i nie czytam książek? – uniósł jedną brew, mierząc przeciwnika zabójczym spojrzeniem.
Yves cicho chichotał, a Jeniffer podejmowała walkę z jego rozedrganymi wargami. Lecz czuła, że w tym starciu była jak Don Kichot toczący bój z wiatrakami.
Karina i Coralin przerzucały, odpowiednio rozbawione i znudzone spojrzenia raz na Yvesa raz na Drake'a i wyczekiwały momentu, aż ktoś do nich podejdzie i grzecznie wyprosi ich z tego pomieszczenia.
W szkole, do której uczęszczała grupka przyjaciół obowiązywało szerokie spektrum różnych, czasem bardzo nietuzinkowych i głupich zasad. Jedną z nich, co w opinii wielu uczniów było dosyć normalne jak na standardy tej szkoły, była zasada przestrzegania bezwzględnej ciszy w miejscach przeznaczonych do poszerzania wiedzy oraz odrabiania prac domowych. Czytaj biblioteka.
Pomieszczenie to było bardzo duże. Przecież musiało spełniać odpowiednie wymogi i być w stanie pomieścić nawet kilkuset uczniów na raz, co było nie do pomyślenia. Raczej nikt nie rozstrząsał tej kwestii, ani nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji, aczkolwiek nie ulegało wątpliwości, iż znalezienie się w tym miejscu w tak zwanych godzinach szczytu, gdzieś mniej więcej w południe, było najgorszym pomysłem na świecie. Była właśnie pierwsza po południu w pomieszczeniu zaczęło zbierać się coraz więcej osób.
Panie bibliotekarki krążyły wśród regałów, niczym sępy, wypatrujące półżywych ofiar, w tym przypadku niegrzecznych urwipołciów, zakłócających spokojną atmosferę panującą w tym miejscu.
- Przestańcie się przegadywać. Porozmawiajmy wreszcie o tym, co mamy zrobić. Coraz bardziej żałuję, że dałam się na to namówić – blondynka zaczęła niespokojnie drapać się po czole, długim ładnie wypiłowanym paznokciem. Chyba naprawdę zastanawiała się, czy nie lepszym pomysłem - dla niej i dla pozostałych - byłoby opuszczenie tego miejsca.
- Masz rację. Cieszymy się, że do nas dołączyłaś Col – blondynek posłał jej uroczy uśmieszek, coś w stylu jesteś najukochańszą i najsłodszą istotą jaka stąpa po tej ziemi. Kocham cię.
Drake nigdy nie czuł czegoś podobnego. Jeszcze nikt, nigdy nie obdarzył go podobnym wyrazem twarzy, wyrażając tyle niewypowiedzianych na głos emocji. Lecz pewne było, że one gdzieś tam się znajdowały. Dobrze wiedzieć, że jest się przez kogoś docenianym, szanowanym.
Rysy dziewczyny złagodniały. Przybrały łagodniejszych kształtów. Troszeczę się rozluźniła. Obawiała się, że jej poprzedni wybuch skazał ją na niełaskę w oczach przyjaciół. Aczkolwiek wiedziała, że nawet gdyby wyrządziła im potworne świństwo (no może nie potworne) wybaczyliby jej i nadal chcieli się z nią przyjaźnić. To była prawdziwa przyjaźń. Niestety nie każdy może się nią cieszyć.
Młody wampir coś już o tym wiedział. W tej chwili siedział spokojnie, skupiając oczy i myśli na posturze niskiego blondynka, którego czupryna naelektryzowała się od dusznego, przesiąkniętego mnóstwem innych oddechów, powietrza.
- Dobra. Przejdźmy do konkretów. Sprawa wygląda tak...
Chris uczynił poważną minę prezesa, uczestniczącego w ważnych negocjacjach na temat przyszłości istotnego przedsięwzięcia. Ułożył dłonie na stoliku, dodatkowo formując je w piramidkę, by dodać sobie powagi i autorytetu.
Yves kiwał głową, zgadzając się ze wszystkim co blondyn mówił, chociaż nie zdradził jeszcze zbyt wielu szczegółów. Drake mrużył oczy, czasem przeżucając wzrok na Karinę. Dziewczyna starała się zwracać uwagę na Chrisa, lub regały po jej lewej stronie. Lecz za każdym razem, gdy czuła na sobie jego spojrzenie, bez namysłu odwdzięczała mu się tym samym. Wówczas chłopak darzył ją ledwo widocznym uśmiechem, doprowadzając jej serce do pracy na wyższych obrotach.
- Musimy podzielić się na zespoły. Wtedy będzie nam lepiej go obserwować. No i oczywiście ustalić czas, w którym będziemy za nim chodzić. Tak, żeby nie kolidowało to z naszymi zajęciami. Musimy pamiętać, że jesteśmy ograniczeni....
- Mogę coś powiedzieć...? – Drake przerwał chłopakowi unosząc rękę do góry, którą następnie swobodnie ułożył na drewnianym, wysmarowanym jakąś gładką substancją blacie, dłonią do spodu.
Wyglądało to tak, jakby grupka studentów przybyła do biblioteki w celu omówienia jakiegoś ważnego projektu, być może od którego zależała ich ocena końcowa. Starali się nie zakłócać spokoju innymi. Nie zawsze im to wychodziło.
Akurat w tym momencie, gdy Drake opuścił już dłoń, przechodziła obok nich jedna z pań bibliotekarek. Młoda kobieta. Mogła mieć nie więcej niż około trzydziestu lat. Całkiem zgrabna, może trochę za wąska w biodrach. Z jasnymi włosami zaczesanymi w wysokiego kucyka, oraz dużymi okularami z czarno-białymi oprawkami. Obrzuciła grupę uczni podejrzliwym, kąśliwym spojrzeniem i zamierzała coś powiedzieć, lecz słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy przekierowała swój wzork na ciemnowłosego, wytatuowanego chłopaka. Może poczuła respekt, strach przed jego osobą?
Drake wiedział nie od dziś, że budził w ludziach takie odczucia. Kobieta szybko obrała inny kurs, co jakiś czas odwracając się za siebie. Gromadka znajomych również patrzyła na nią zagadkowym spojrzeniem, przechylając łebki.
Drake westchnął, a Chris pozwolił mu wypowiedzieć się. Chłopak spuścił na chwilę wzrok, zbierając rozbiegane myśli. Tyle miał ich w głowie, że nie wiedział, od której zacząć.
- Nie chciałem, żeby chłopaki was w to angażowali i wcale nie chodzi mi o to, że uważam, iż się nie nadajecie, czy jesteście słabe. Może trochę obawiałem się o tajemnicę, która może wyjść na jaw, ale.... Z drugiej strony ciężko mi to ukrywać – Drake westchnął, przeczesując palcami włosy. Znajomi patrzyli na niego w skupieniu.
- Jaka tajemnica...? – Chris zdziwił się. Uczynił taką minę, jakby właśnie ktoś powiedział mu, że woda nie jest mokra.
Brunet spojrzał na niego niewinnie.
- Ta cała sytuacja i ten mężczyzna. Myślę, że to czyjaś sprawka. Kiedyś opowiadałem wam o moim dawnym kumplu... wydaje mi się, choć bardzo chciałbym się mylić, że on wrócił. Chce odegrać się na mnie za to, że odszedłem...
Wiele niedpowiedzeń zawisło w powietrzu. Pozostali bali się przerywać tę ciszę.
- Tak nie można... – Coralin jako jedyna odważna wyrzekła zachrypniętym od emocji tonem, marszcząc brwi, mrugając zbyt szybko powiekami.
Wokół zrobiło się ciszej. Nawet chłopcy nie byli już tak rozmowni jak wcześniej.
- On jest bardzo niebezpieczny. Dlatego nie chciałem was w to mieszać. Żadnego z was. Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda...
Jesteście dla mnie bardzo ważni. Ważniejsi niż moje własne życie. Przecież powoli to wy zaczynacie stanowić jego sens.
Te kilka zdań pozostawił niewypowiedzianych. Aczkolwiek oni jakby wiedzieli, czując to intuicyjnie, podskórnie wiedząc, iż jego intencje nie mogły splamić się nieszczerością.
- Drake... wierzymy ci i ufamy. Jesteś naszym kumplem. Damy sobie z nim radę kimkolwiek by nie był.
Chris wygłaszał monolog z takim przekonaniem i wiarą w siły swoje oraz znajomych.
Drake spuścił wzrok i ulokował go na swych splecionych dłoniach. Gdyby tylko wiedzieli z kim chcą zadrzeć, z kim będą mieć doczynienia, jeśli się w to wplączą, raczej nie deklamowaliby tych wszystkich formułek, obwieszczających przyjaźń.
Karina zauważyła, że chłopak spochmurniał, lecz nie potrafiła mu pomóc. Choć bardzo chciała to nie wiedziała jak.
- Nie zwlekajmy. Podzielmy się na grupki i wymyślmy sobie fajne ksywki – blondynek uśmiechnął się szeroko, zacierając ręce.
Atmosfera troszeczkę się rozluźniła, ponieważ w niedalekiej odległości od ich stolika usiadła grupa osób, które nie należały do najcichszych. Swymi rozmowami zagłuszali pozostałych wywołując niepotrzebny szum.
- Ok. W takim razie podzielmy się na dwie grupy. Ja, Karina i Jeniffer w jednej. Wy w drugiej. Co wy na to?
Widać było niecodzienne zaangażowanie i zapał do akcji ze strony Coralin. Dziewczyna potrafiła zaskoczyć. Czekała na rekację chłopaków.
- Dziewczyny kontra chłopaki. Może być – Yves wyszczerzył się w prowokującym uśmieszku.
- Nie będziemy ze sobą rywalizować – Jen pacnęła go z otwartej dłoni w ramię, potrząsając energicznie burzą ognistych loków.
Yves złapał za jej drobną, piegowatą dłoń ciągnąc w swoją stronę i drocząc się z dziewczyną. Prezentowali się niczym dwójka przedszkolaków toczących bój o ulubioną zabawkę, którą bawiło się jedno z dzieci.
Chris zapatrzył się na nich, lecz po chwili oprzytomniał przenosząc oczy na twarz ciemnowłosego kolegi.
- Zatem mamy zespoły. Teraz pseudonimy. Muszą być krótkie i chwytliwe – chłopak pogładził prawy policzek opuszką palca.
- Lisica! – Jeniffer wrzasnęła. Po chwili sama zatkała sobie usta, pochylając głowę ku powierzchni stolika.
- A Yves do ciebie będzie pasować norka, jeśli wiesz co mam na myśli – blondynka poruszyła brwiami, wprawiając zgromadzenie, poza Drake'iem, który wydawał się być jakiś nieobecny, w rozbawienie. Męczyły go niemiłe przeczucia. Nieodparte wrażenie, iż coś, lub ktoś szykuje się do ataku. Czyżby Dagon wysyłał mu te sygnaył?
- Nie. Ja chcę być jeżykiem.
- Jeżyki są słodkie – Jen przytuliła ramię chłopaka, wtulając się całą twarzą w jego szarozieloną bluzę.
- Czyli Jen i Yves już wybrali. Dziewczyny? – Chris wskazał dłonią na dziewczęta.
Jedna z nich głęboko zamyślona, wodziła od miejsca do miejsca, od przedmiotu do przedmiotu szukając inspiracji. Druga z kolei uśmiechała się, co jakiś czas unosząc brwi do góry.
- Bogini, albo królowa nie mogę się zdecydować. Jak myślicie, który lepszy? – Coralin zatrzepotała długimi rzęsami, poprawiając przy tym blond czuprynę. Zdawała się być taka uwodzicielska i odważna. Niczym pani swego własnego losu. Pani całego świata.
- A może Cruella de mon. Też pasuje – Drake wzruszył ramionami posyłając dziewczynie kąśliwy, a zarazem zabójczy uśmieszek.
Usta brunetki drgnęły w geście słabo widocznego uśmieszku. Dobrze, że jej przyjaciółka tego nie zauważyła.
- Mówisz o sobie? Chociaż nie. Do ciebie bardziej pasuje ogier.
Coralin popatrzyła na Karinę porozumiewawczo i obie zaczęły podśmiewywać się pod nosem, czyniąc to najciszej jak tylko zdołały.
Drake zmrużył oczy. Wiedział, że te odważne słowa, które wypowiedział wówczas na imprezie będą prześladować go do końca jego dni. Pokręcił głową i też się uśmiechnął.
- To jak? Lisica, Jeż....
- Jeżyk – Yves wtrącił poprawiając przyjaciela.
- Ty cały jesteś jak jeżyk – parsknęła Coralin.
- Ok. Jeżyk, Cruella de mon i ogier? – Chris nie wiedział, czy wypowiedzieć te słowa czy nie. Mimo to zaryzykował.
- Dagon. Chcę mieć ksywę Dagon – brunet przybrał bardzo enigamtycznego wyrazu twarzy.
- W porządku. Coralin?
- Cruella de mon. Obyś nie miał psa Drake'u. Bo przyjdę i go zabiorę – dziewczyna rozłożyła przed sobą ręce, wzdychając.
- Psa nie mam, ale myszy w piwnicy już tak. Przyniosę kilka. Zrobisz sobie rękawiczki. Przydadzą ci się o tej porze roku. Aaaa.... No i odchody. Ponoć dobre jako maseczka wygładzająca twarz. Chociaż nie wiem. Nie próbowałem.
- Cóż za troska... – blondynka rzekła słodkim tonem.
- Christopher a ty? – Drake zmienił temat.
Blondyn poczuł się dziwnie słysząc swoje pełne imię z ust kolegi. Wyprostował się.
- Detektyw. Nic skomplikowanego. Myślę, że może być.
- Spoko – Drake skonstatował z poważną miną.
- A nie chcesz być moim dalmatyńczykiem? – Coralin ponownie zatrzepotała rzęsami, wydymając wargi do przodu w geście pocałunku.
- Ha ha ha ha.... Ale nie przerobisz mnie na futro? – chłopak posłał jej oczko.
Znajomi zaśmiali się. Nawet Drake, którego skwaszona mina straszyła wszystkich.
- Ciebie zachowam do innych celów – szepnęła uwodzicielskim tonem, wywołując ciarki na plecach i obrzydzenie na twarzy bruneta.
- Proszę oszczędźcie mi szczegółów – Drake przewrócił oczami, prowokując jeszcze głośniejsze, bardziej odważne śmiechy i docinki znajomych.
- Została nam jeszcze Karinka. Nasza wspaniała, kochana przyjaciółka. Jaki obierzesz przydomek na rzecz naszej akcji?
Chris poruszył zabawnie brwiami, kładąc dłonie na powierzchni stolika. Obdarował przyjaciółkę serdecznym, nienachalnym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Nie pospieszał jej. Nie chciał, żeby dziewczyna czuła się niekomfortowo, choć sama obecność ciemnowłosego bruneta wprawiała ją w swego rodzaju konsternacje na ciele i duszy.
Nieśmiałym wzrokiem wodziła po twarzach znajomych, myśląc, jak najlepiej wybrnąć z tej sytuacji, by nie ośmieszyć się przed przystojnym kolegą. Ciągle o nim myślała. Nawet w takich sytuacjach, gdy był bardzo blisko niej, wręcz na wyciągnięcie dłoni.
- Sama nie wiem... – poczuła, jak fala gorąca rozlewa się i wypełnia całą powierzchnię jej twarzy. Nie chciała jej teraz widzieć. Wiedziała, że na pewno była cała czerwona. Dodatkowo te niespokojne dłonie, które uwzięły się na niczemu niewinne włosy, szarpiąc za nie i gładząc, jakby zaraz miały wypaść i przysporzyć jej jeszcze więcej wstydu. Nie potrafiła nad tym zapanować.
- Nic nie szkodzi. Zaraz coś fajnego wymyślimy. Ktoś ma jakieś pomysły?
Chris rozejrzał się wokół siebie, dokładnie lustrując twarze, siedzących nieopodal znajomych. Wyglądali na zamyślonych, na kogoś kto szuka odpowiednich słów.
Drake miał pomysł, ale obawiał się, iż wyjście przed szereg nie ułatwi sytuacji, z której chciał wybrnąć. Obiecał sobie, że nie zbliży się do niej. Pozwoli jej normalnie żyć, w spokoju dożyć starości. Znajdzie mężczyznę, którego obdarzy czystą, niczym niewymuszoną miłością. Czuł, że uczucie, które zrodziło się pomiędzy nim, a dziewczyną było właśnie wymuszone. Przez incydent, niefortunny wypadek, który nigdy nie powinien mieć miejsca. W innym wypadku, nigdy nie zwróciłaby na niego uwagi. Tak byłoby lepiej. Lecz demon lubował się w chaosie, aniele płonącym gorącym uczuciem. Aniele.
- Może kotka, no wiecie jest chyba nawet taka bohaterka – Jen zaproponowała radośnie, patrząc w stronę speszonej koleżanki.
- Nie. To nie pasuje do Karinki. Wybacz Kari, że tak mówię – blondynka posłała dziewczynie przepraszające spojrzenie.
- No dobra. Kari, a co myślisz o takiej ksywce – Holmes. Jesteś mądra, błyskotliwa, no wiesz. Idealnie się nadaje – Chris wyszczezył się zadowolony, a Karina wówczas pomyślała sobie, iż myślą o dwóch różnych osobistościach.
Przygryzła wewnętrzną część policzka, nie wyrażając sprzeciwu wobec zaproponowanej propozycji. Wolała, by ta tyrada nad jej osobą wreszcie się zakończyła. Nie znosiła być w centrum uwagi, zwłaszcza gdy on był w pobliżu. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż powinna zmienić nastawienie, ale nie potrafiła. Niełatwo było przeprogramować własne myślenie i uczucia na wolę innych.
- Karina nie jest chłopakiem. Zresztą to dziwnie brzmi... – Coralin zmarszczyła nos i pokiwała przecząco głową.
Wszyscy zachowywali się tak, jakby jej tam nie było. Z jednej strony wolała, by ktoś podjął za nią decyzję. Z drugiej czuła się taka mała i beznadziejna, nic niewarta. Nawet nie potrafiła wymyślić jakiegoś głupiego przezwiska. Wszyscy zamilkli, rozglądając się w poszukiwaniu inspiracji. Na jedną, krótką chwilę oczy każdego z nich napotkały na postać szczupłego chłopaka, czającego się za regałami, lecz nie skupiali na nim większej uwagi. Teraz liczyło się dla nich coś innego. Cisza mogła być przyjemna, lecz zdarzały się momenty, w których zatruwała powietrze, czyniąc je ciężkim niczym ołów.
Jedno z nich, nie mogąc znieść tej ciszy, wreszcie przełamało wewnątrzną barierę.
- Drake? Co taki milczący? Może zaszczycisz nas jakimś pomysłem? – Chris niby rzucił od niechcenia, lecz tak naprawdę był piekielnie ciekaw, jak brunet wybrnie z tej sytuacji. Nie od dziś wiedział, iż Karina czyniła do niego maślane oczka, w nadziei, że chłopak dostrzeże ją i przejmie inicjatywę, której tak bardzo się obawiała. Natomiast brunet stwarzał pozory obojętności, aczkolwiek Chris domyślał się, iż inne tony targały jego duszą.
Zamglonym, lekko podenerwowanym wzrokiem zerknął na blondyna, po czym zatrzymał go na zaczerwienionej twarzy dziewczyny, dokładniej na jej wystraszonych, zapeszonych oczach. Czuła to samo co on, wstyd i brak komfortu. Ileż to razy w życiu chciał być odważnym? Obwieścić to co naprawdę czuł? Wziął głęboki oddech z obawy, że zabraknie mu powietrza. Cały czas patrzył jej w oczy, mobilizując język do podjęcia wysiłku.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć to na głos. To pierwsze co przyszło mi do głowy... – złapał się za kark i zaczął go pocierać, aż plac pod jego dłonią stał się czerwony.
- Dajesz. Karina na pewno się nie obrazi. Chyba, że to coś głupiego – Chris popatrzył na koleżankę, której nie było do śmiechu.
Jej usta ściągnięte w podkówkę zwiastowały nadciągający płacz. Bała się tego, co zaraz mogła usłyszeć. Bała się, że będzie z niej kpił, ale dlaczego miałby to robić? Nie dała mu ku temu żadnego powodu. Zawsze starała się być dla wszystkich miła, by inni odwdzięczali jej się tym samym.
- Nie. To nic głupiego. Chyba. To znaczy, może to proste i mało wyszukane, ale myślę, że musi to oddawać dobry charakter naszej przyjaciółki. Więc może anioł? Anielica...? – podrapał się po podbrudku i wzruszył ramionami. Zakończył zdanie cichym głosem, z taką bijącą niepewnością, ale pozostali byli zachwyceni.
- Anielica. Ładnie. Kari zgadzasz się na to, by być aniołem stróżem tej szalonej i irracjonalnej akcji, która pewnie przysporzy nam niejednego kłopotu? – Coralin szturchnęła przyjaciółkę ramieniem, sprowadzając ją do krainy żywych.
Na krótki moment, trwający raptem parę sekund odleciała. On, najprzystojniejszy chłopak w całej szkole. Ba! O czym ona myślała?! Na całej planecie, a może i nawet we wrzechświecie (przynajmniej dla niej) powiedział, że uważa ją za anielicę! Nie mogła posiąść się z radości. Gdyby tylko mógł dostrzec ten huragan uczuć panoszący się w jej głowie.
- Oczywiście. Nie widzę przeciwskazań. Podoba mi się ten pseudonim. Dziękuję – grzecznie skinęła głową, patrząc w oczy bruneta, w te ciemne tęczówki, w których tak się lubowała. Odkąd pamiętała podobali jej się chłopcy, którzy posiadali ciemne włosy i równie ciemne oczy, a Drake był ich szanownym posiadaczem. Ideał, jak z jej prywatnych marzeń.
- Nie masz za co. Wyrażam tylko własne myśli. Ewentualnie myszka, ale to może na innym etapie, w innych okolicznościach... – Drake ugryzł się w język i zaśmiał nerwowo. Co on plótł? Przy tej dziewczynie naprawdę musiał się kontrolować. Robił z siebie ogromnego kretyna.
Błękitnooka zatrzepotała rzęsami przygryzając wargę, jeszcze bardziej czerwieniąc się na zasłyszane słowa.
- Drake może na następnej przerwie wypróbujesz to i owo z książeczki, którą poleciłem ci na imprezie? – blondyn poruszył zabawnie brwiami.
- Głodnemu zawsze chleb na myśli... – brunet westchnął.
- A głodny głodnemu wypomina – skonstatowała Coralin.
- Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? Dlaczego się z wami zadaję? I po co słucham tej rozmowy...?
Brunet zrzędził z udawanym oburzeniem. Pozostali dogryzali mu odpowiadając na zadane przez niego pytania, które być może miały pozostać bez udzielenia odpowiedzi. Dobrze się bawili. Żadne z nich nie czuło przymusu przebywania w obecności pozostałych osób. Z pozoru beztrosko żartowali sobie z tego, co pani przyszłość, niosąca naręcze zdarzeń miała im do zaoferowania.
Jasne tęczówki nastolatka analizowały każdą minę, każdy ruch, każdą pozę ciemnowłosego chłopaka. Nie zbliżał się, obawiając się, iż narazi się na jego wibrujące spojrzenie. Odczuwał przed nim strach. Ale był ktoś, kogo bardziej się obawiał. Życie w poczuciu palącego dyskomfortu wykańczało go. Ta zmora chodziła za nim wszędzie, niczym demon koszmaru, jątrząc i wpuszczając sól w niezagojone rany. Zrobi to. Wypełni ich wolę. Ale jeszcze nie teraz. Musiał znaleźć odpowiedni moment. Być może dawni przyjaciele znienawidzą go za to, lecz nie było nikogo kto postawiłby się w jego sytuacji. Było mu żal Kariny. Wydawała się być jego najlepszą przyjaciółką. Lecz oczarowana brunetem – zmieniła się. Coralin również. Już nikt nie stał po jego stronie.
Zagubiony we własnych myślach i złych przekonaniach snuł plany, mając nadzieję, iż ich kulminacja da mu wreszcie wewnętrzny spokój.
🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️🧚♀️
Zbliżamy się do końca 😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro