2.
******
Wszyscy szczęśliwi, rozgadani. Każdy miał coś do powiedzenia, radośni, beztroscy. Uczucie pustki i samotności znów powróciło, tym razem ze zwiększoną siłą i przykuło go do mebla, na którym siedział. Nie pojawił się na zajęciach nie dlatego, bo nie znał numerku sali. To nie był główny powód. Było mu wstyd. Coraz częściej zdarzało mu się odczuwać to uczucie. Próbował się go pozbyć, na próżno. Czego było mu wstyd? Najbardziej wstydził się samego siebie, tego kim był, jakim się jawił, czego pragną i o czym myślał. Wstydził się własnego oblicza, odbicia w lustrze, a jednak, gdy ponownie ujrzał tego jasnowłosego gogusia przysiadającego się do stolika znajomych z grupy, zapomniał o tym uczuciu. Teraz w jego głowie dudniła nieposkromiona chęć przywalenia chłoptasiowi i wywleczenia go z tej stołówki, możliwie jak najdalej. Zacisnął pięści, które ulokował na stole i przełkną głośno ślinę. Jakże pragnął się napić, nie z woreczka, prosto z żywej, naprężonej tętnicy. Głodnymi oczami patrzył, jak chłopak radośnie gestykuluje dłońmi, rozśmieszając przy tym Latynosa (pewnie opowiadał jakiś kawał, albo śmieszną historyjkę z jego gównianego życia). Raz zarazem kierował swe oczy w stronę brunetki, posiadającej cudne rumieńce na pyzatych policzkach. Uśmiechał się do niej subtelnie, głaszcząc ją po dłoni, a w pewnej chwili objął ją nawet w pasie przytulając się do niej i śmiejąc się do rozpuku ze słów ciemnowłosego rodzynka. Drake wyobrażał sobie, jaki dźwięk wydaje jego kość podczas rozszczepiania się na milion drobnych kawałeczków. Mógłby przysiąc, że słyszy ten zimny, przeszywający głuchą ciemność trzask, dudniący w uszach. Zmarszczył groźnie brwi, zacisnął usta i pomarszczył czoło. Z takim wyrazem twarzy nie wyglądał zbyt zachęcająco, tudzież chłopak siedział sam, a wszyscy, którzy go mijali, robili to w bezpiecznej odległości. Nienawiść, tylko to było dostrzegalne w pociemniałych od zazdrości i gniewu oczach. Bezczelnie gapił się na brunetkę i jej nowego partnera. Jeszcze do niedawna obserwował ją i śledził. Z każdym dniem obsesja na punkcie dziewczyny rosła, zwiększała swe rozmiary, a Drake kąpał się w istnej psychozie. Wiedział gdzie mieszka, gdzie ma pokój, jak ma na imię jej brat i rodzice, nawet wiedział, jak wabi się jej zakichany cooker spaniel, który węszył go za każdym razem, gdy zbliżał się do jej ogródka. Ujadał jak opętany z wnętrza pomalowanego na liliowy kolor pokoiku. Wówczas dziewczyna odsuwała zasłonę, okalającą największe okno i wychylała się, by móc dojrzeć kogoś, lub coś. Lecz nie była w stanie ujrzeć tego, co czyhało w ciemnościach sąsiedniej ulicy. Gdy wszystkie światła w domu gasły, mroczna postać wychylała się z cienia i przemykała między oparami mgły, by podkraść się możliwie, jak najbliżej okna i patrzyć na postać nieruchomej dziewczyny, pogrążonej we śnie. Jej wargi lekko drgały, poruszane przez muśnięcia powietrza, a gałki oczne wywracały się na różne strony. Klatka piersiowa unosiła się swobodnie, przykryta grubym materiałem kołdry, zakrywającym czasem jej ramiona i piersi, okrągłe i sterczące. Drake zamrugał niespokojnie powiekami. Nachodzącego go obrazy były tak żywe i realistyczne, iż chłopak w pewnej chwili myślał, że znów przechadza się nocą, poszukując woni i domu dziewczyny. Szaleństwo, to było dobre określenie, miał fioła na punkcie tej ludzkiej skorupy, tak wabiącej, tak pięknej, a zarazem słabej w swym jestestwie. Drake pochylił się nad stolikiem. Przed nim nie leżało dosłownie nic, nawet notes, który nieraz spoczywał na blacie, teraz spokojnie leżał we wnętrzu mrocznego, dusznego plecaka. Objął się rękoma w pasie, a nawiedzająca go fala myśli nadpłynęła i obiła się o brzegi zmęczonej psychiki. Dzień, w którym po raz pierwszy śledził ją. Było to po zajęciach. Wówczas lady wredność, ani żadne z jej paczki, jeszcze nie nękało brunetki i nie chadzało za nią krok w krok. Wampir mógł wtedy swobodnie za nią podążać, czuć jej ciepło, wyczuwać stabilny puls, który od czasu do czasu przyspieszał na widok nieznajomych ludzi. Lecz co najważniejsze mógł więcej czasu przebywać w jej towarzystwie i choć ona nie miała o tym bladego pojęcia, Drake traktował to, jak spotkanie towarzyskie. Szedł za nią na jej przystanek, patrzył, jak wsiadała do autobusu, metra, jak oddala się od niego, pozostawiając tylko podmuchy zimnego powietrza, targające jego ciemne, nastroszone włosy. Patrzył na nią, gdy w weekendy zostawała w domu i opiekowała się młodszym bratem. Gdy jeździła do miasta i pomagała swej matce w kwiaciarni, należącej do pani Bergman. Wreszcie, obserwował ją, gdy po prostu wychodziła na spacer z durnym kundlem, który jakby wyczuwając zagrożenie, warczał i ujadał zdradliwie. Bywały też takie momenty, w których brunetka była sama w domu. Wtedy odrabiała lekcje i szykowała się na powrót brata i rodziców. Była sama. To napawało Drake'a dziką rozkoszą, wówczas czuł coś na wzór szalonego pożądania. W każdej takiej chwili pragnął po prostu bez żadnych oporów wejść do domu brunetki i.... Nigdy wcześniej nie posądziłby nawet samego siebie, o takie brutalne i perwersyjne myśli. Dziewczyna stała się dla niego używką, narkotykiem, który musiał spożywać. Na razie wystarczało mu tylko patrzenia, ale z każdym dniem czuł, jak jego ciało domagało się więcej i w momentach, w których wiedział, że jest sama nie mógł oprzeć się pokusie, by wejść do jej domu i spróbować, jak smakuje ta delikatna, wypielęgnowana, musnięta przez słońce skóra. Od każdej takiej myśli płoną wewnątrz, nakręcając się i podniecając. Jeszcze nikt nigdy nie doprowadzał go do takiego stanu. Obiecał sobie, że kiedyś odważy się i podejdzie jeszcze bliżej. Teraz czekał, zachowując względny spokój. Lecz przeczuwał, iż jego czas nadejdzie wkrótce.
******
Na zegarze ściennym wybiło już w pół do siódmej. Daniel wyszedł z łazienki, zakładając po drodze grubą, bawełnianą bluzę na zamek. Alarm w telefonie rozproszył potulną ciszę, rezydującą w jasno oświetlonym pokoju. Widać, że chłopak nie gustował w ciemnych odcieniach i mrocznych klimatach, nie to co jego rówieśnik, który stercząc w cieniu jednego z drzew, po drugiej stronie drogi, zawistnym wzrokiem wiercił dziurkę w szklanej powłoce okna. Teraz również wiedział, gdzie pomieszkuje chłopaczek Kariny. Dzisiaj to właśnie jego obdarzył zaszczytem swej niewidzialnej obecności. Chłopak wyłączył dzwonek, zgasił światło w pokoju i zszedł na dół po schodach. Zdjął jeszcze zimową kurtkę, w kolorze odblaskowego błękitu, po czym założył ją na siebie i ubrał na głowę pomarańczową czapkę z niebieskim zygzakiem.
- Wychodzę! – krzyknął, a jego głos niesiony przez wiatr, dotarł do wampira. Na jego dźwięk Drake napiął mięśnie czekał na główne danie. Chłopak wyszedł niczego nieświadomy za drzwi, poprawił czapkę na uszach i podrzucając kluczyki w dłoni oraz pogwizdując pod nosem, zszedł po trzech szerokich stopniach, na oszroniony chodnik. Cieszył się na myśl, że spędzi z Kariną ten wieczór. Lubił dziewczynę i gdyby nie był gejem, to kto wie? Może zostaliby parą. Brunetka bardzo mu pomogła. Sprawiła, iż poczuł się wartościowy, jako on, czyli człowiek o innej orientacji seksualnej, inaczej myślący niźli inni. Poza tym porozmawiała też z jego rodzicami i dzięki jej staraniom zrozumieli, iż ich syn jest dobrym, porządnym i mądrym człowiekiem, który w przyszłości będzie kimś znaczącym. W końcu rodzina odpuściła i zaakceptowała go takim, jakim jest, a jego życie wróciło do normalności. Dzień, w którym poznał Karinę Bergman był najlepszym dniem w jego siedemnastoletnim życiu i tak uważali też jego rodzice oraz rodzeństwo. Z uśmiechem na ustach szedł w stronę garażu myśląc o filmie, który wybrał na dzisiejszy wieczór. Miłe obrazy pojawiające się w jego głowie zostały zastąpione przez coś, rozpłaszczonego na ziemi. Było już ciemno, więc w pierwszej chwili blondyn nie dostrzegł, co to jest. Jakiś głos rozsądku podpowiedział mu, by podszedł bardzo powoli i nie spuszczał z tego, czegoś wzroku. Może zachowywał się, jak tchórz, ale wolał być ostrożny, niż gdyby to udające martwe coś miało nagle skoczyć i ugryźć go w jaja. Wyjął telefon z kieszeni kurtki i włączył latarkę, kierując jej poświatę na ciemną plamę rozlewającą się na podjeździe. Na widok tego, czegoś zmrużył oczy. Nieznaczenie się pochylił i zauważył, iż ciemny kształt to po prostu leżący na śniegu ptak. Czarny, duży ptak. Daniel nie znał się na gatunkach ptaków, nie był ornitologiem, ale miał dziwne przeczucie, że to kruk, z przekrzywionym łbem, sztywnie sterczącym do góry, rozwartym dziobem, z którego tchnęła śmierć oraz dużymi, koralowymi oczami patrzącymi w ciemne, pochmurne niebo nad nim. Wokół czarnego ptaszyska rozlana była krew, dlatego kształt wydawał się być wcześniej większy.
Nie wiedziałem, że te zwierzęta mają w sobie tyle krwi.
Wtedy coś w niego uderzyło. Uczucie paniki i strachu rozlało się po ciele, wprawiając kończyny w drżenie. Najchętniej uciekłby do domu i schował się w jego wnętrzu, ale przecież obiecał spotkanie swojej przyjaciółce. Nie może się nie pojawić, tak się nie robi. Oddychał szybciej i szybciej, próbując uspokoić myśli i drżenie nóg. Ostrożnie okrążył zwierzę i staną po jego drugiej stronie, plecami do garażu.
Jest świeży, wygląda na takiego, ale skąd się tu wziął?
Daniel nigdy nie widział w okolicy żadnego kruka. Nie chcąc odrywać oczu od martwego zwierzęcia, zmusił się, by spojrzeć w ciemność. Nagle wszystko wydało się mu być takie obce, inne, nieprzyjazne. Czuł, iż nie jest tu mile widziany. Strach ścisnął mu gardło. Cicho jęknął. Przypomniał sobie coś. Czarne kruki przed szkołą, Lucas, rozszalałe zwierzęta atakujące studentów podczas zajęć, Drake, Drake Townshend, to spojrzenie, którym go dziś obdarzył. Daniel wypuścił wszystko, co tłumił w swych płucach, doprowadzając do dziwnego świszczenia i warkotu. Wystraszył się tych dźwięków. Dopadł drzwi garażu, podniósł je i szybko zniknął we wnętrzu pojazdu. Nie czekał, aż dłonie nabiorą elastyczności. Przekręcił kluczyk w stacyjce, wrzucił wsteczny i z piskiem opon wyjechał na ulicę, nie zważając nawet na inne samochody. O mało nie przywalił w zderzak, jakiemuś kolesiowi, który wyłonił się nagle i zaczął wykrzykiwać w stronę blondyna obraźliwe uwagi. Młodzik nie przejął się tym. Ważniejsze było to, by uciec z tego miejsca i od zwierzęcia, czającego się gdzieś nieopodal. Wrażenie, iż to go obserwuje trwało przy nim, splecione z jego własnymi myślami, aż do końca tego wieczoru.
*****
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś mizernie – niewysoka brunetka ubrana w białą kurtkę, sweterkową sukienkę z długim rękawem w odcieniu burgundu oraz ciemne i grube rajstopy, patrzyła z troską na przyjaciela. Nie sprawiał wrażenia zadowolonego i rozmownego, tak jak podczas dzisiejszego dnia rano.
- Nie martw się, wszystko w porządku. Trochę się wystraszyłem tylko – urwał. Na jego usta wypełzł grymas spowodowany niemiłymi wspomnieniami.
- Wystraszył? Kto lub co? – Karina spojrzała podejrzliwie na blondyna lustrującego wzrokiem, kolorowe plakaty promujące różne zagraniczne oraz rodzime filmy.
- Nieważne, jakiś ptak przed moim garażem, leżał martwy a ja sobie wyobraziłem, że to bóg wie co. Nie przejmuj się. To jak? Zanim tu przyjechaliśmy to miałem upatrzony konkretnie jeden film, ale teraz już nie jestem pewien, co chce obejrzeć – chłopak instynktownie podrapał się po karku, a na jego ustach znów zagościł szeroki uśmiech, którym tak często radował i bawił dziewczynę.
- A o których konkretnie myślisz?
- Sześć lat, lub Zanim się pojawiłeś. A ty który z nich chcesz obejrzeć? – zapytał naturalnym tonem. W kinie tłoczyło się sporo osób. Dziś były premiery kilku całkiem fajnie nakręconych i zachęcających ciekawą fabułą, filmów na raz, stąd panujący tam chaos. Dwójka nastolatków nie spostrzegła czarnego cienia chłopaka prześlizgującego się przez szklane drzwi i wlewającego mrok i chłód do ciepłego wnętrza.
- Hmmm... myślę, że Zanim się pojawiłeś będzie lepszym wyborem. Wiesz, ten drugi wygląda obiecująco, ale nie jestem przekonana, co do tej młodzieńczej miłości. Wybierzmy ten z Emilią Clark. To świetna aktorka, poza tym kocham Eda Sheerana, więc muszę zobaczyć ten film! – dziewczyna roześmiała się i zaczesała palcami opadający na policzek, kosmyk włosów.
- Widzę, że się przygotowałaś! Ja też lubię Eda Sheerana! Ma takie głębokie i emocjonalne utwory! Zatem idę zakupić bilety – chłopak oderwał się z miejsca i podążył w stronę kasy.
- Super, ja kupię popcorn i cole.
- Zgoda! Później oddam ci pieniądze! – Daniel krzyknął odchodząc od dziewczyny.
- Nie trzeba! - ona również odkrzyknęła i poszła w stronę przeciwną, tam gdzie znajdowały się stoiska z jedzeniem i piciem. Podeszła do kolejki i stała za jakimiś obcymi, normalnymi ludźmi. Drake z kapturem swej ciemnej kurtki, stał w najdalej oddalonym i przysłoniętym przez mrok rogu, nie spuszczając oczu z brunetki. Fascynował go fakt, iż ona nie wie o jego nieobecności, to uczucie mrowiło i pieściło jego ciało. Nie podobało mu się zachowanie blondyna. Może rzeczywiście sprawił mu zbyt straszną niespodziankę. Widział te jego szeroko otwarte ślepia, usilnie spoglądające w mrok. Zapach rozkosznego strachu, ciężki, a zarazem ostry, rozchodzący się po całej ulicy. Ale nie. To było coś innego, lecz Drake jeszcze nie wiedział co. Chłopak grzecznie podziękował kasjerce i z biletami w ręce podszedł do dziewczyny, by zaskoczyć ją od tyłu. Ta pod wpływem jego palców, lekko się wzdrygnęła i wyszczerzyła w szczerym uśmiechu. Daniel stanął zaraz obok niej zasłaniając ją przed czyimś wścibskim spojrzeniem. Jakże Drake miał teraz ochotę podejść do blondasa, zasadzić mu najpierw prawy, potem lewy sierpowy na ryj i wyrzucić za drzwi budynku. Ochrona pewnie, by mu na to nie pozwoliła, ale chociaż miałby ubaw. Jasnowłosy chłopak ciągle o czymś paplał, co wkurwiało bruneta. Wreszcie zamówili swój zestaw i dumnie ruszyli we wskazane miejsce, najpierw dziewczyna z kubkiem coli w ręce, a zaraz za nią chłopak z popcornem w jednej dłoni i z colą w drugiej. Podeszli do bileterów, okazali im białe skrawki papieru i weszli za barierkę. Następnie znikając za potężnymi, czarnymi drzwiami, jednej z sal. Nie tracąc dłużej czasu Drake zdjął kaptur z głowy (maskowanie się wychodziło mu zanadto dobrze, może winien zapisać się do marynarki wojennej i tam wykorzystywać swe umiejętności) i ruszył w stronę obsługi kinowej. Przy czarnych ladach nikogo nie było. Drake podszedł do pierwszej lepszej kobiety w młodym wieku, o ciemnych włosach i firmowym uśmieszku, po czym zażądał (poprosił) biletu. Kobieta nie zrażona jego obelżywym zachowaniem zapytała miłym tonem, na jaki seans chciałby się wybrać.
- Zanim się pojawiłeś – chłopak wydusił z siebie tytuł głupiego, romantycznego filmu, twardo patrząc w oczy kobiecie ubranej w czarną koszulkę z pomarańczową chustką pod szyją. Brązowowłosa kasjerka spojrzała na niego rozbawionym spojrzeniem.
- Dobrze. Tak dla pańskiej wiadomości to film romantyczny.
Czy ona bierze mnie za idiotę?
Drake nie wykonał żadnego ruchu.
- Tak wiem. Mogę prosić ten cholerny bilet? – poczuł jak prawa powieka, zaczyna drgać od powstrzymywanego wybuchu złości. Kobieta wyczuła, iż nie należy rozjuszać klienta, dlatego poprosiła go jeszcze o wybór miejsca, po czym wydrukowała bilecik.
- Seans rozpocznie się o godzinie ósmej trzydzieści w sali numer trzynaście, rząd czternasty, miejsce dwudzieste piąte. Życzę miłego seansu. Za pana plecami znajdują się smaczne przekąski, polecam coś wziąć na ten emocjonujący film – kobieta przesłała mu spokojny uśmiech. Drake wyrwał bilet z jej dłoni i galopem popędził w stronę sal, nie dziękując kasjerce za miłe słowa. Kobieta nie zdziwiła się jego zachowaniem. Mimo, iż pracowała tu od niedawana widywała już takich, jak on. Wiecznie zabieganych, spieszących się, narzekających na cały świat i ludzi dookoła. Drake podał swój bilet wysokiemu chłopakowi, niewiele starszemu od niego z gęstą rudawą brodą i włosami w odcieniu orzecha laskowego. Również obdarzył go miłym, serdecznym uśmiechem. Chyba wszyscy tutaj mieli to w zwyczaju, uczyli się tego gestu, czy co? Nie zważając na te kretyńskie uśmieszki przeszedł przez zabezpieczenie i znalazł się w długim, niczym wagon pulmanowski korytarzu. Drake powiódł wzrokiem po wiszących i jarzących się nad drzwiami liczbach. Szybko ją dostrzegł. Majaczyła w ciemności, niczym latarnia morska, pośród mroku spowijającego ocean. Brunet już dawno nie był w kinie, tym bardziej czuł się trochę zakłopotany, ale myśl, iż niebieskooka dziewczyna jest teraz sam na sam z tym... ahhh... kretynem od siedmiu boleści, napawała Drake'a przerażeniem i odrazą. Musiał wiedzieć, co robią, co się tam dzieje i nie przejmował się tym, jak nudny i pojebany może być ten film. Przetrwa go, bez cienia znużenia, był w stanie zrobić wszystko. Za wiele się nie zastanawiając otworzył drzwi, a wewnątrz ogarnęła go ciemność, owionęła, przygarnęła do siebie i otuliła długimi, lekkimi ramionami. Zatopiony w przygaszonym świetle (trafił na dobry moment. Było już wpół do, za chwilę powinien zacząć się film) po cichutku piął się w górę schodów, możliwie najdalej od innych stanowisk siedzących. Ostrożnym spojrzeniem lustrował całe pomieszczenie. Szybko odnalazł ją pośród tłumu. Siedziała obok chłopaka, przytulona do niego i szeptała mu coś do ucha, muskając przelotnie jego ucho (przynajmniej tak wydawało się Drake'owi). Na chwilę odsunęła się od niego, by spojrzeć na biały ekran, którego biel zniknęła pod warstwą ruchliwych obrazów i kolorów, tańczący w swym własnym rytmie. Właśnie pokazywano trailer jakiegoś filmu, który zaciekawił brunetkę. Młody wampir odnalazł już swoje miejsce i wygodnie się na nim usadowił. Pozostało czekać i obserwować. Pomimo rozmowy i wymiany spojrzeń, brunetka oraz blondyn nie robili niczego niedozwolonego, ku uciesze siedzącego z samego tyłu chłopaka. Na całe szczęści nikt nie zajął miejsca ani obok niego, ani przed nim, więc w spokoju mógł gapić się na dziewczynę, nie wzbudzając dodatkowych podejrzeń. W sali zebrało się całkiem pokaźne zgromadzenie, po czym światła całkowicie zgasły, zalewając cieniem całe pomieszczenie. Ekran rozbłysł i pojawiły się, jakieś urywki. Film się rozpoczynał, ale Drake'owi nie w głowie był jakiś tam szmatławy film. Przyszedł tu dla niej, dla jej osoby, dla jej zapachu, by z ukrycia cieszyć oczy jej pięknością i cudownością. Czuł, jak spokojnie oddycha, mięśnie pozostawały teraz rozluźnione, krew spokojnie przepływała przez żyły, tętnice, aż do łagodnie bijącego serduszka. Myśli zaprzątał niepokój o losy głównych bohaterów. Czy pozostaną ze sobą na zawsze, czy obdarzą się wzajemnie, nieskończoną, nieposkromioną miłością? Chłopak siedzący obok niej łapczywie zajadał popcorn, a brunetka raz za jakiś czas unosiła niebiesko-biały kubek i wkładała rurkę do ust. Drake widział, jak zaciska delikatne palce, a jej paznokcie pomalowane były na pąsowy odcień, lub dla oczu wampira po prostu czerwony kolor. To był jeden z jego ulubionych kolorów, tym bardziej mocniej przypatrywał się brunetce oraz jej paznokciom. Dziewczyna wydała z siebie zduszony jęk. Blondasek odwrócił głowę w jej stronę, a ona szepnęła mu coś do ucha. Ileż w tym geście było poufałości. Ciemnooki wampir nie miał wątpliwości, mizerny koleżka dzisiaj zaliczy, nie ma co.
Chyba cios w zęby, jeśli ośmieli się ją choćby musnąć wargami.
Wciąż w nachalnym, wręcz perfidnym skupieniu, wywiercał dziurę w głowie dziewczyny. Karina obróciła głowę w prawo, później w lewo, wyglądała tak, jakby się rozglądała. Może czuła, że coś jest nie tak, że ktoś w tej chwili, bacznie się jej przygląda, a ona próbowała go wytropić. Gdy nie dostrzegła tego, co miała na myśli, ponownie ulokowała wzrok na ekranie, lub czasem przenosiła go na Daniela, który szeptał jakieś ckliwe słówka, od których kobietom zapierało dech w piersiach. Drake przy pomocy Dagona słyszał te wszystkie słóweczka i aż się w nim gotowało. Powstrzymywał go jedynie głos, niknącego pośród furii rozsądku, który maleńki, pośród rosłych negatywnych, złych braci, pozostawał nieustępliwy. Drake pomyślał sobie, że twardy z niego sukinsyn, pawie wszystko było w nim twarde, a zwłaszcza w takich sytuacjach. Brunetkę zaszczyciłby inną twardością, ale to swoją drogą. Dziewczyna ponownie się rozejrzała, pochylając na chwilę głowę. Sprawdziła coś na telefonie, ale zaraz ponownie powróciła do oglądania filmu. Drake nie wiedział nawet, o co w nim chodziło. Z tego całego spektaklu wyniósł tylko tyle, iż grali w nim jacyś ludzie, zapewne kobiety i mężczyźni. Wiedział jeszcze, że był tam koleś na wózku, ale dlaczego na nim jeździł? Pewnie było to wyjaśnione podczas zdarzeń rozgrywających się w tym jakże wzruszającym, filmie. Lecz wampir dziwnym trafem przeoczył to wszystko i gdyby jakiś przypadkowy przechodzień zapytał go, o czym był ów film, Drake wyminąłby go i ruszyłby dalej. Jedna wielka beznadzieja, no ale jakże mogłoby być inaczej, gdy całą jego uwagę zabierała brązowowłosa dziewczyna siedząca w środkowym rzędzie. Film wreszcie się skończył, a Drake pomyślał, że nie był nawet tak długi jak się tego spodziewał. Blondyn podniósł się ledwo z zapadającego się fotela, otrzepał spodnie i potrząsnął kubkiem z colą.
Tak to jest, jak żre się jak świnia!
Roześmiał się do niebieskookiej dziewczyny i szepnął jej, że film był wyśmienity. Ona przytaknęła głową, założyła kurtkę, zabrała torebkę i swój kubek, i ruszyła w stronę wyjścia, a zaraz za nią blondasek, osłaniając jej tyły. Drake przez chwilę mógł obserwować profil jej twarzy, nieświadomy, pokryty jasnoczerwonym rumieńcem, pewnie od gorąca. Gdy para wraz z potokiem innych opuściła już salę, brunet również podniósł się z miejsca i podążył za zapachem, wspomagany przez wewnętrznego demona.
****
Karina z pewnością mogła zaliczyć dzisiejszy seans do udanych. Film był niesamowity, opowiadał o trudnej miłości, wyrzeczeniach oraz prawdzie. Nastolatka, co prawda rozczarowała się zakończeniem filmu, jednakowoż nie zraziła się do niego i nadal uważała go za świetny wybór na takie właśnie zimowe, mroźne wieczory. Zakochane pary cisnęły tłumnie do wyjścia, a za nimi szli Daniel i Karina patrzący uważnie pod nogi, by się nie wywrócić. Podążali ramię w ramię, tworząc z innymi na pozór wyglądającą jakąś formację. Schodzili w dół, białymi schodami, a pomieszczenie wypełnione było jasnym, białym światłem. Karina postanowiła pierwsza przerwać ciszę.
- I? Jakie masz wrażenia po tym filmie?
Daniel wzdrygnął się na jej słowa, jakby myślał nad czymś innym i tym czymś na pewno nie był do niedawna obejrzany film. Po chwili jednak przybrał młodzieńczego wyrazu twarzy i roześmiał się.
- Cóż mogę powiedzieć. Bardzo dobry film, jedyne co mi się nie spodobało to końcówka. Liczyłem na to, że będą razem, no wiesz na zawsze.
Wreszcie dotarli na sam dół, po dość długiej wędrówce, po czym chłopak przytrzymał plecami drzwi, by dziewczyna mogła swobodnie przejść. Wciąż niósł w dłoniach kubek po popcornie i coli. Dziewczyna zabrała z jego rąk niepotrzebny balast i wrzuciła go do miejskiego kosza na śmieci, wraz ze swym kubkiem. Odwróciła się do Daniela, który stała zaraz za nią, jakby próbował ochronić ją własnym ciałem. To zachowanie nie było do niego podobne, ale w gruncie rzeczy podobało się Karinie. Chociaż nadal wiedziała, że przyjaciel lubi bardziej chłopców i nie zmieni zdania. Złapała go za zimną od wiatru dłoń i poczłapali razem w stronę czerwonego suzuki chłopaka. W tym momencie Drake opuścił wnętrze rażącego w oczy korytarza i stanął, jak wryty zatrzymując falę ludzi wydobywających się z wnętrza budynku.
- Odsuń się kretynie!
Ktoś krzyknął w jego stronę donośnym, grubym głosem, lecz Drake nie przejmował się tym. Nawet nie zwracał uwagi na przechodzących obok ludzi.
Złapała go za rękę, prowadzi go.
Poczuł coś na kształt smutku i przegranej. Nie pierwszy raz odnosił porażkę w swym życiu, lecz ta bolała go najbardziej. W oczach zgromadziły mu się łzy, łzy wściekłości i żalu, do samego siebie oraz chłopaka, którego brunetka obdarzyła uczuciem. Spojrzał w górę, by pohamować zbierającą się w kanalikach wodę, po czym ruszył do przodu, nadal śledząc swoich znajomych. Karina głośno się śmiała, a chłopak łaskotał ją i doprowadzą do spazmatycznych krzyków i ucieczek. Lecz po chwili do niego wracała i szła tak blisko, że prawie stykali się biodrami. Jakże wampir pragnął, by naprawdę zechciała od niego uciec. Przystanęli przy jednym z czerwonych samochodów, a Drake odwrócony do nich tyłem udawał, że przegląda jakieś oferty filmowe. Tak naprawdę czekał na najgorsze, na to co może usłyszeć, poczuć, bądź zobaczyć. Choć brunetka nie była jego, to i tak nie wyobrażał sobie dalszego życia, by mogła być z kimś innym, z kimś kto nie był nim.
- Dziękuję ci za ten wspaniały wieczór i różę w szafce. Jesteś najwspanialszym przyjacielem na całym świecie – młoda brunetka rzuciła mu się w ramiona i przytuliła mocno, wdychając łagodny, nie drażniący nosa, zapach męskich perfum. Chłopak odwzajemnił gest, głaskając ją po plecach. Drake obgryzał paznokcie, a następnie palce (oczywiście metaforycznie, gdyż z wierzchu, po prostu najzwyczajniej w świecie sobie stał, z rękoma w kieszeniach) z myślą, iż para zakochanców za jego plecami zaraz okaże sobie czułość w inny sposób, niż tylko tulenie. Blondyn odsunął od siebie dziewczynę na długość łokcia i spojrzał jej głęboko w oczy (w głowie Drake'a tłukła się myśl, by wyskoczyć z kryjówki i podpalić mu włosy, nie tylko te na głowie. Zboczeniec!)
- O jakiej róży mówisz? – przemówił łagodnym tonem, okazując jej czuły gest, ocierając opuszką palca o materiał jej kurtki. Dziewczyna się zdziwiła.
- O róży w mojej szkolnej szafce. Znalazłam ją dzisiaj rano i pomyślałam sobie, że to ty mi ją podrzuciłeś – Karina patrzyła na chłopaka z nadzieją, iż po prostu tak się z nią droczył. Blondyn wyprostował się, jakby połkną metalowy drążek. Drake wyczuł, jak napina mięśnie brzucha i klatki piersiowej. Słowa dziewczyny spowodowały, że poczuł się odtrącony.
I co teraz zrobisz złamasie?! Hah..?! Dam ci radę. Spierdalaj! I tak nie zaruchasz!
- Nie, to znaczy to nie byłem ja. Nie wiem kto ci ją dał.
Brunetka zmarszczyła brwi i spuściła głowę.
- Kino, to miał być mój prezent. Rodzice bardzo się cieszą, że mam taką dobrą duszę przy sobie i wiesz, chcieliby, żebym z tobą chodził, ale pogodzili się już z tym, że jestem gejem. Dzięki twojej pomocy, jakoś to przełknęli.
Drake o mało, co nie wyrżną plecami i tyłkiem w śnieg. W głowie mu się zakręciło od tego gównianego monologu chłopaka, a jedno słowo przeważyło szalę.
Co kurwa!!?? GEJEM??! ON JEST PIEPRZONYM GEJEM!? Ha ha ha ha! A niech to! Skoro jest gejem, to znaczy, że nie jest dla mnie żadną konkurencją. Więc Dagonie, mój ty wredny i podły demonku, dobrze, że go nie zabiliśmy. Ha ha! Jest gejkiem. Ale jaja!
Drake z uśmieszkiem na twarzy mierzył listę filmów, a Dagon z nadąsaną wargą i opuszczonymi skrzydełkami tupał podłużną, zakończoną pazurami nózią i domagał się od chłopaka wybuchów gniewu, a od sukinkota, jak to określał ludzką powłokę Drake, rozkosznego i pieszczącego strachu. Dagon nie wiedział, co to sukinkot, ale podobało mu się to stwierdzenie, gdyż jego pan, dający mu ciało, tak mówił. Drake zachichotał cicho i kazał Dagonowi się przymknąć. Dagon tak uczynił. Coraz częściej słuchał swego pana, był mu podwładny, nie wywoływał okropnych koszmarów, współpracował i zżywał się z mrocznym, obdarzonym mocą wampirem. Demon wiedział, że Pan obdarzony jest większą mocą, niż jego poprzedni karmiciel, dlatego postanowił, iż będzie posłuszny temu, kto okaże mu większą moc, a Drake był tą mocą, której pragnął. Cichutko, zaklęty w czarnym kamieniu, wyzierał co jakiś czas okiem pana, które mu udostępniał i patrzył na dziwy, o których nawet nie śnił w swym długim, wypełnionym mrokiem życiu.
- Zawsze ci pomogę. No trudno, myślałam, że to ty. Przynajmniej ta sprawa, by mnie nie nurtowała, a teraz nie będę mogła zasnąć, bo będę myślała o tej róży – dziewczyna spłonęła krwistym rumieńcem, ożywiając swą twarz.
- Wiesz kto to mógł być?
Chłopak włożył dłonie do kieszeni, gdyż zaczęły odmarzać mu palce. Dziewczyna oparła się o bok samochodu, stając półbokiem do kolegi.
- Właśnie nie mam bladego pojęcia. Może to jakiś żart? – rzekła zrezygnowana.
- A ja myślę, że ktoś naprawdę cię lubi. Tak jak ja, a na pewno jeszcze bardziej i dlatego zostawił ci ten miły prezencik. Jesteś mądrą, zabawną, miłą i do tego jeszcze bardzo ładną dziewczyną. Podobasz się nie jednemu facetowi – puścił do niej perskie oczko i kuksnął w ramię, próbując rozwiać ponure myśli.
- Więc dlaczego ci faceci nie podchodzą do mnie i nie mówią wprost, co do mnie czują? – dziewczyna zapytała krzyżując ręce na piersi i unosząc do góry brwi. Chłopak w pomarańczowej czapce roześmiał się.
- Może jest nieśmiały i nie wie, jak zareagujesz.
- Na pewno go nie zabije, tego może być pewien – dziewczyna zawtórowała mu.
- Dobra, zbierajmy się, już późno.
- Racja – Karina ziewnęła, przysłaniając rozszerzoną buzię, rękawem swej kurtki. Blondyn, jak na gentelmana przystało, otworzył drzwi po stronie pasażera. Zaprosił dziewczynę do wejścia, po czym również wsiadł do pojazdu po stronie kierowcy. Zapiął pasy i ruszył z parkingu. Gdy para znajomych opuściła już teren kina, Drake poczuł dziwną falę ulgi. Wreszcie mógł zdjąć kaptur, odwrócić się do świata, wiedząc, iż nikt go już nie zdemaskuje. Niewysłowione, błogosławione poczucie czegoś na kształt szczęścia i swobody spłynęło na niego, niewidzialną kaskadą, roztapiając wszelkie ponure myśli i negatywne uczucia. Wewnętrzny demon drapał ostrymi pazurkami w klosz, w którym został zamknięty. Wołał do pana, by ten go uwolnił, domagał się zemsty, znów chciał poczuć te wypełniające chłopca bluźnierstwa i złe myśli. Lecz tak się nie stało. Drake był zadowolony, z uniesioną głową do góry skierował swój chód przed siebie. Spojrzał w niebo. Na tej ciemnej tarczy błyszczało tyle małych, pulsujących blaskiem, punkcików. Drake miał wrażenie, że puszczają mu oczka, albo machają do niego. Może rzeczywiście, dzisiejszy wieczór był czymś w rodzaju mrugnięcia okiem, czegoś, lub kogoś, kto znał się na ziemskich sprawach lepiej, niż on? Choć brunet wciąż nie wierzył w istnienie potężniejszego, dobrego bytu, miał nadzieję, że uśmiech losu, który stał się jego udziałem, pozostanie z nim na dłużej.
*****
Wizja podnoszącego się z ziemi, połamanego i powykrzywionego na wszystkie strony świata, zwierzęcia, torturowała Daniela i nie pozwalał mu racjonalnie myśleć. Glos rozsądku został perfidnie przytłumiony, zakneblowany i wrzucony do najgłębszego pudła, ukrytego w mrocznych zakamarach wystraszonej psychiki chłopaka. Po tym, jak zostawił Karinę na jej podjeździe, długo zastanawiał się, czy odjeżdżać, czy może poprosić przyjaciółkę o przenocowanie. Skrawek kanapy w zupełności, by mu wystarczył. Wróciłby do domu, gdy na dworze zrobi się znów jasno, a okolica nie będzie jawiła się, jako wyjęta żywcem ze strasznego horroru, opartego na faktach. Zamiast tego chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy odmachał koleżance na pożegnanie czekając, aż wejdzie do domu. Karina pewnie myślała, iż Daniel pilnuje, by bezpiecznie weszła do domu. W istocie miał tak zdrętwiałe dłonie i mózg, iż zapomniał jak używa się wstecznego biegu. Gdy wreszcie doznał olśnienia (czyli w momencie, w którym brunetka zniknęła za drzwiami, a on nadal stał, jak idiota na podjeździe. Karina nie była głupia, zaraz by się zorientowała, że coś nie gra) wycofał ostrożnie z podjazdu, uważając, by przez przypadek na kogoś nie wpaść, po czym skierował samochód w stronę własnego domu.
Boże! Proszę! Nie każ mi już więcej oglądać tego rozpaćkanego ptaka na wjeździe... wiem, że to martwe zwierzę, że mnie nie skrzywdzi, no ale jakoś tak boję się!
Zacisnął mocno usta, aż poczuł, jak robią się twarde i pulsują od coraz to mocniejszych uścisków. Zaraz całkowicie zabraknie w nich krwi.
Tak jak w tym biednym ptaszku.
Poczuł, jak jego żołądek kurczy się do rozmiaru nienadmuchanego balonika.
- Zaraz zwymiotuję – szepnął, jakby sam do siebie, jedną ręką przysłaniając usta, a drugą trzymając kierownicę. Jeszcze tego mu brakowało, żeby spowodować jakiś straszny wypadek. Starał się myśleć o miłych rzeczach, o Karinie, o dzisiejszym wieczorze, o tym, że rodzice go kochają i akceptują, jednak przez każdą z tych myśli przezierało coś, co budziło wewnętrzną grozę w chłopaku. Licho nie śpi, jak to mówią. W samochodzie zrobiło się duszno i gorąco, przez co nastolatek już dawno zdjął czapkę, rozpiął kurtkę i włączył większy nawiew, by ostudzić wnętrze samochodu. Krew przyspieszała i pulsowała mu w żyłach. Czy tak właśnie czuł się i zachowywał człowiek wystraszony? Jeśli tak, to Daniel w tej chwili powinien uzyskać dyplom z wyróżnieniem dla najbardziej wystraszonego człowieka na kuli ziemskiej, a może i nawet w kosmosie. Brakowało tylko, by popuścił w spodnie. Po skończonym seansie, zapomniał skoczyć do łazienki. Teraz pęcherz domagał się opróżnienia i piekł za każdym razem, gdy chłopak się poruszał, lub sobie o nim przypominał.
- Cholera...
Był już niedaleko, jeszcze ostatnie świtała i już jest w domu. Niecierpliwym wzrokiem wpatrywał się w licznik, który odmierzał czas do zmiany świateł.
10...9...8...7...6... No dalej! 5....4... Zaraz nie wytrzymam!! 3...2...1..
Chłopak ruszył z piskiem opon, ledwo wchodząc w zakręt, a wyobraźnia wciąż płatała mu coraz to nowsze figle. Wreszcie dojechał. Z grymasem na ustach i białą twarzą, jak ser, wjechał za żeliwne ogrodzenie i powolutku skręcił kierownicą kierując samochód na lewą stronę, zaraz na wjazd do garażu. Wychylił się do przodu, czując jak pas bezpieczeństwa wrzyna mu się w klatkę piersiową. Oświetlił reflektorami drogę do garażu, więc wszystko było bardzo dobrze widoczne, ale zaraz, zaraz, gdzie podział się ptaszek? Zdezorientowany Daniel wjechał do małego budyneczku, pełniącego funkcję garażu, w którym stał jeszcze jeden samochód należący do ojca. Blondyn nie miał własnego auta, posiadał specjalną kategorię prawa jazdy, dlatego poruszał się pojazdem swojej mamy. Wyłączył silnik, zabrał kluczyki i na gumowych nogach ruszył w stronę wyjścia, rozważając po drodze opcję spania w pojeździe. Przynajmniej tam nic, by go nie dopadło, chyba. Nagle zachciało mu się śmiać, ale nie tak zwyczajnie, tylko histerycznie. Zdawał sobie sprawę jaki z niego ciota, no ale w rzeczywistości właśnie nim był. Pęcherz coraz bardziej mu doskwierał, spowalniając każdy jego ruch. Daniel wychylił głowę, rozejrzał się wkoło i niczego, ani nikogo nie zauważył. No może poza kilkoma czarnymi cieniami, ale zapewne to były tylko żywopłoty, które o tej porze wyglądały tak potwornie groteskowo. Jak monstra czające się w mroku. Spiął poślady, gdyż czuł, że zaraz nie wytrzyma, po czym wybiegł z garażu, jak błyskawica. Biegnąc przez krótki wjazd (choć w tamtej sytuacji wydawał się być niebywale długi dla chłopaka) zauważył, iż na ziemi, w miejscu, gdzie wcześniej leżał czarny, martwy ptak, teraz nie ma już nic. Tej nocy nie sypał śnieg, więc ten kto go zabrał, uprzątnął też nasiąknięty krwią śnieg, pozostawiając pusty, mokry i zmarznięty plac. Daniel odetchnął, jego największego stracha już tam nie było, ale chwila, co się dzieję?! Blondyn stracił panowanie nad ciałem i wyrżnął prosto na tyłek i plecy, w leżący na bruku, mały puszek.
- Auććć...!! – jęknął żałośnie. Śnieg nie gwarantował miękkiego lądowania, on tylko tak niewinnie wyglądał, zresztą jego warstewka była taka, jakby kot napłakał. Nastolatek podniósł się na łokciach, czując rżnący ból w plecach i obite pośladki.
Obym tylko sobie czegoś nie przestawił...
Ledwo podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie z tyłu i spojrzał na ogromną plamę, powiększającą się w szybkim tempie, na przedniej stronie spodni.
- Nie, tylko nie to...! – chłopak krzyknął i ze zbolałym wyrazem twarzy, pokuśtykał w stronę frontowych drzwi. Miał nadzieję, że nikogo w domu nie obudził. Jeszcze tego mu było trzeba, żeby ojciec i bracia zaśmiewali się z niego do rozpuku, a matka niby to serio, niby półżartem, oferowała mu wkładki higieniczne, albo powrót do pampersów. Z dwojga złego poczuł ulgę, która wypłynęła i uzewnętrzniła się, wraz z wypływającym moczem. Z nietęgą miną otworzył drzwi i wkroczył do środka, cichutko je za sobą zamykając. Drake był tam. Obserwował te scenę z dziką satysfakcją na twarzy. Chłopak dostał za swoje, niby wampir nie zamierzał się na nim odgrywać i mścić, ale Daniel był sam dla siebie ośmieszeniem. A ten moment, w którym położył się, jaki długi, na glebie i opróżnił w spodnie, dla Drake'a bezcenny. O mało co nie zarżał śmiechem tak głośno, by zwrócić na siebie uwagę blondyna i domowników z sąsiedniego domu. Brunet został sam. Wcześniej sprzątnął ptaka, który wiernie mu się oddał. Wiedział, co go czeka, ale był gotów spełnić ten obowiązek wobec swego pana. Drake był zadowolony i dumny z siebie, iż wywołuje takie emocje wśród tych zwierząt. Jego misja na dziś, właśnie dobiegła końca. Wyszedł zza jednego z krzaków, gdzie siedział sobie skulony, po czym luźnym krokiem, cicho pogwizdując w takt wiatru, szedł oszronionym chodnikiem. Z uśmiechem na ustach, co zdarzało mu się bardzo rzadko, choć teraz jakby częściej. Nie chciało mu się wracać do domu. Tam znowu spotka wrzeszczącego Michaela rzucającego w niego wyzwiskami, wyzywającego od najgorszych istnień na tym podłym świecie, a Drake był teraz szczęśliwy. Nie pragnął, by Mike zburzył to szczęście, jak domek z kart, jednym ruchem, jednym słowem, dlatego postanowił, że przenocuje na ulicy, pod domem brunetki. Będzie patrzył, jak układa się do snu, okrywając ciepłą kołderką i przed snem głaszcząc przymilnego pupila. Będzie na to wszystko patrzył i czekał na taki moment, w którym to on będzie dzielić z nią łoże i głaskać ją, aż dłoń odmówi mu posłuszeństwa, czyli nigdy.
🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸
Małpa - Paznokcie
Czułem jej zapach tak intensywnie, jakby stała przy mnie
Więc nie dziw się, że nie wiem o co chodziło w tym filmie...
🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷
Ten rap zainspirował mnie trochę do napisania tej części 😀
Pozdrawiam czytelników! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro