Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

*****

Dźwięk dzwonka, obwieszczający rozpoczęcie kolejnych w tym dniu zajęć, rozniósł się echem po całym szkolnym budynku. Roześmiani i rozgadani uczniowie, cisnęli się tłumnie w stronę drzwi prowadzących do sal. Pani Bedford spojrzała na zegar. Za półtorej godziny kończyła zajęcia. Wreszcie będzie mogła się poddać słodkiemu, upojnemu lenistwu, choć wiedziała, że w domu czeka ją jeszcze sporo pracy związanej ze sprawdzeniem pracy domowej, dostarczonej jej przez uczniów, nie narzekała. To był właśnie jej czas. Z szerokim uśmiechem na twarzy ukazującym wszystkie w miarę równe zęby, powitała swych podopiecznych, którym poświęcała najwięcej cennego czasu, z racji tego, iż byli jej wychowankami. Pokochała tę grupę od pierwszego spotkania z nimi. Czasem pojawiały się trudności, utarczki słowne, czy fizyczne między niektórymi z uczniów. W każdym z tych przypadków, Margharet Bedford podawała pomocną dłoń, w związku z tym, szybko została okrzyknięta najlepszą nauczycielką roku. Odbierała tę nagrodę z cichym wzruszeniem, skrytym w jej niebieskich oczkach. Drodzy studenci również obdarzali ją serdecznymi uśmiechami, skinięciami głów, bądź głośnym dzień dobry, na które Margharet wybuchała śmiechem i z przyjemnością odwzajemniała wdzięczności.

- Siadajcie moi drodzy! Na dzisiaj przygotowałam coś specjalnego! - powiedziała z niewysłowioną dumą. Uczniowie najpierw spojrzeli na panią nauczycielką, a następnie zmierzyli siebie nawzajem, oczami pełnymi radości i podekscytowania. Pani Bedford przygotowywała najlepsze niespodzianki. Czasem za dobrze wykonaną pracę, zadanie, czy pomoc w klasie, można było otrzymać cukierka, bądź czekoladę, chociaż pani Margharet twierdziła, iż nie należy nadużywać słodyczy. Studenci i tak byli wniebowzięci. Grzecznie usadowili się na zasiadanych przez siebie od samego początku miejscach, po czym około trzydzieści par oczu uważnie jej się przyglądało. Tylko jedne z nich nie były zainteresowane, a mianowicie chyba starały się uciec przed miłym, aczkolwiek karcącym spojrzeniem pani Bedford. Nie udało im się.

- Panie Townshend. Bardzo proszę o zdjęcie czapki i okularów. W szkole obowiązują pewne zasady, które mam nadzieję przyswoił sobie pan. W związku z tym jestem zmuszona poprosić pana o zrealizowanie mej prośby na czas zajęć. Po zakończeniu lekcji, będzie pan mógł ponownie je założyć - pani nauczycielka słodkim głosem zatrzymała jednego z uczniów, który przemykał, jak mu się zdawało, niepostrzeżony pod jedną ze ścian, aż do ostatniej z ławek. Koledzy i koleżanki skupili teraz oczy na sylwetce chłopaka, oczekując na rozwój wydarzeń. Bardzo ciekawiła ich, jego reakcja zwłaszcza, iż wcześniej żaden z nauczycieli, nie śmiał mu się przeciwstawić. Chłopak podszedł do ostatniej ławki, sztywnymi ruchami położył na niej plecak, po czym lekko przygarbiony uniósł głowę i popatrzył na panią Bedford. Stała oparta o biurko i analizowała zachowanie chłopaka. Gdzieś w głębi siebie obwiała się go i Drake dobrze to czuł, niemniej jednak chciała pokazać, że jest twarda i nie lęka się niczego. Wampir powiódł wzrokiem po zgromadzonych uczniach szkoda, że nie mogli dostrzec tych pustych oczu lalki, kryjących się za cienkimi szkłami okularów.

- Panie Townshend to nie koniec czerwca, tylko listopada. Proszę je zdjąć, oraz czapkę - uśmiech na jej twarzy, powierzchownie wydawał się być taki sam jak wcześniej, lecz powieki i policzki drgały od dokuczliwego skurczu. Drake odchrząknął. Czuł, że w gardle zbiera mu się gula, nieprzepuszczająca słów.

- Wolę mieć je na sobie... - odpowiedział zachrypniętym głosem. Nie dość, iż prezentował się, jak ćpun, to jeszcze tak brzmiał. Lecz struny głosowe postanowiły się zbuntować i wydawały dźwięki, niepodobne do głosu chłopaka.

Demoniczne dźwięki.

- Rozumiem, ale musi pan uszanować moje zdanie i pańskich kolegów. Czy widzi pan, by oni nosili na zajęciach okulary przeciwsłoneczne i czapki? Właśnie nie, dlatego proszę zrobić to, o co pana proszę.

Nie odpuszczała. Drake przeczuwał, że tak będzie, ta kobieta coraz bardziej działała mu na nerwy. Jakiś chory głos w jego głowie, podpowiadał mu, by to zakończyć. Zacisnął zęby, aż mięśnie na jego twarzy napięły się.

- Mam zapalenie spojówek, moje oczy wyglądają okropnie. Na pewno nie chcesz ich oglądać Margharet - ostatnie słowa wypowiedział tak nienaturalnym tonem przesyconym jadem i nienawiścią, że aż poczuł smak piekielnej siarki w ustach. To nie był jego głos, nie jego słowa, lecz demona, powoli tracącego cierpliwość. Już się nie ukrywał, krzyczał przez jego usta, wzywając nauczycielkę po imieniu. Po klasie przebiegł cichy szmer. Powietrze zatrzymało się, wstrzymane w płucach zgromadzonych nastolatków, nikt nie ośmielił się nawet odetchnąć, czy spojrzeć teraz w jego stronę. Bali się, a strach wypełnił całe pomieszczenie, aż po brzegi, powodując zawroty głowy i mroczki przed oczami u niejednego z nich. Pani Bedford podeszła do niego ostrożnie, bez cienia poprzedniego uśmiechu na twarzy.

- Czy to na pewno zapalenie spojówek. Powinien pan udać się do lekarza, pański brat na pewno coś na to zaradzi. Nie mam wyjścia, będę musiała po niego zadzwonić. Ponadto otrzyma pan naganę ode mnie przy całej klasie, jako karę za niedostosowanie się do moich poleceń. Czy wyraziłam się jasno? Powtarzam po raz ostatni, proszę zdjąć te okulary, oraz czapkę.

Ty nędzna, ludzka powłoko, nic nie znaczące ścierwo. Nie będziesz mi rozkazywać! Bo jam jest syn mroku, z matki nocy i ojca niegodziwości zrodzony. Wykąpany w krwi, niezliczonych ofiar, tulony do snu płaczliwymi jękami i cichymi westchnieniami, karmiony zepsutymi do szpiku, grzesznymi w swej dzikiej naturze, duszami. Jam jest pan życia i śmierci, królujący i władający bezkresem pustkowia, mrokami podziemia, krzywizną twej kruchej, ludzkiej psychiki. Zaraz spłoniesz w ogniu mego gniewu i pozostanie tylko proch, który wciągnę nosem dla mej podłej rozkoszy.

Drake patrzył rozszerzonymi oczami na nauczycielkę, która niecierpliwiąc się założyła ręce na piersi. Owa sytuacja wprawiała ją w zakłopotanie i skonsternowanie. Chłopak stał tak, nic nie mówiąc przez dobre trzy minuty. W tym czasie niektórzy odkryli w sobie na tyle odwagi, by spojrzeć na stojącego przed jednym ze stolików chłopaka. Nie ruszał się. Nawet jego twarzą nie rządził żaden skurcz, a klatka piersiowa przestała się unosić. Prezentował się sztywno, niczym manekin na wystawie, lub lalka w pudełku niewzruszony, pusty, twardy, wypełniony nicością. Żadne z nich nie widziało tej walki wewnętrznej z Dagonem, demonem, panem wszelkiego zła, rezydującego na tym świecie, oraz na tym niewidocznym dla ludzkich oczu. Tylko medalion, dziwny, złowrogi, czarny w swej materii, dyndał na łańcuszku, obijając się o tors chłopaka i wprawiając Karinę w złe samopoczucie. Wizje z poprzedniej nocy, wspomnienia ataku, znów w nią uderzyły, a rana na szyi, choć zasklepiona zaczęła piec. W oczach zbierały jej się łzy, mimo to patrzyła, wręcz błagała go wzrokiem, by wreszcie zakończył tę ciężką do przyswojenia ciszę. Drake wreszcie się odezwał, nieco już spokojniejszym, lecz nadal zachrypniętym głosem.

- Nie boję się go.... Dzwoń, bez cienia zawahania... skoro chcesz to zobaczyć, to kim naprawdę jestem, co ukrywam wewnątrz, proszę, właśnie to ze mnie wyszło...

Ku zaskoczeniu wszystkich, młody wampir szybko zdjął czapkę, ukazując wszystkim skołtunione, nieuczesane włosy, idealnie pasujące do jakiegoś bezdomnego, który całymi dniami przesiaduje na ulicy. Następnie uniósł dłonie i drżącymi palcami chwycił za obramówki od okularów. Zsunął je powolnym ruchem, by zbudować napięcie. Zapewne wszyscy z zapartym tchem oczekiwali na punkt kulminacyjny, a Drake zamierzał im go dostarczyć. Opuszczone powieki, skrywające to, co nie powinno być ujawnione dla ludzkich wejrzeń, oraz westchnień, uniosły się przeszywając wzrokiem nauczycielkę. Pani Bedford gwałtownie cofnęła się do tyłu, a z jej ust uleciał cichy jęk, który szybko stłumiła. Koledzy, oraz koleżanki z rozwartymi oczami patrzyli na oczy młodego chłopaka, osnute pociemniałą i zakrzepłą krwią. W niektórych miejscach gałki z białej, przybrały granatowego odcienia, zachodzącego aż na tęczówkę, oraz źrenicę oka. Skóra pod oczami wampira , zrobiła się sucha, łuszcząca, i sina, jak u nieboszczyka.

Martwe oczy, psute oczy, nie wyrażające żadnych uczuć. Przypatrz się dobrze słaba osóbko, gdyż patrzysz w oczy samego diabła.

Chłopak bezceremonialnie usiadł na krześle, rzucając na ławkę czarną czapkę z daszkiem, oraz okulary. Nie zależało mu. Wiedział, co sobie myśleli.

Świr, opętany, dziwak, pojeb, ćpun, diabeł, czort, demon, szatan, inkub, monstrum, potwór.... Nie, wewnątrz tak samo słaby, jak każde z was. Produkt - ludzki, styl życia - zwierzęcy.

- Dziękuję - pani Bedford zmarszczyła brwi i zasiadła za biurkiem, włączając komputer. - Dzisiaj moi drodzy, postanowiłam, że zrobimy sobie trochę luźniejszą lekcję. Zaplanowałam pracę w zespołach.

Uczniowie trochę się ożywili, lecz nie byli tymi samymi, beztroskimi dziećmi, co na początku. Margharet, by rozładować napięcie lekko uniosła kąciki swych warg ku górze i od razu poczuła się lepiej. Rzeczywiście nawet sztuczny, wymuszony śmiech mógł zdziałać cuda. Jednakowoż, gdy zerknęła w stronę siedzącego z tyłu chłopaka, serce na chwilę przestało pompować krew w jej żyłach. Patrzył na nią z taką nienawiścią wymalowaną w jego przekrwionych oczach, nawet się z tym nie ukrywał. Pragnął, by to widziała, by czuła to niekomfortowe, palące spojrzenie. Szybko odwróciła oczy i skupiła je na kimś bardziej przyjaźnie do niej nastawionym.

- Ilu osobowych? - blond włosy chłopak o imieniu Christopher uniósł rękę do góry, tak jakby chciał zgłosić się do odpowiedzi i zagadnął nauczycielkę. Kobieta pogładziła swą dłoń, nadal czuła to przenikliwe spojrzenie, sztyletujące ją z końca sali. Karina również to czuła, miała wrażenie, że zaraz wydarzy się coś złego, tyle zła i nienawiści w jednym miejscu, to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.

- Myślę, że po sześć osób w jednym zespole wystarczy. Chcecie dobrać się sami, czy ja mam to zrobić?

Zadała to pytanie, ale w głębi duszy wolała, by to studenci zadecydowali. Miała dość, czuła, iż jest na skraju wykończenia psychicznego. Jak tak szybko mogła stracić zapał i werwę do działania? To było nieopisane.

- Nie, możemy zrobić to sami pani profesor! - tym razem odkrzyknął jakiś inny chłopak, którego Drake imienia nie zapamiętał.

- Wspaniale dobierzcie się zatem w zespoły i zaczniemy pracę.

Margharet zatarła ręce, jakby przygotowywała się do podnoszenia czegoś ciężkiego, w istocie tak właśnie było. Zdawała sobie sprawę, iż ten pomysł z pracą w grupach, może nie wypalić. Jeden z uczniów, na pewno nie znajdzie sobie nikogo, w związku z czym to ona będzie musiała podjąć decyzję. Nie myliła się.

- Dobrze, czy grupy są już utworzone?

Cisza.

- Pani profesor u nas brakuje jednej osoby, jesteśmy w piątkę - cichy melodyjny głosik rozniósł się po pomieszczeniu, wprawiając w drganie kredowobiałą skórę wampira. Coralin kiwała przeczącą głową, złapała swą koleżankę za rękę, lecz było już za późno, gdyż słowa się rzekły. Reszta nie udzielała się zbytnio, mieli mętne spojrzenia. Chyba liczyli na to, iż pani Bedford zlituje się nad nimi i nie karze im robić tego projektu z chłopakiem z ostatniej ławki.

- Dobrze, zakładam, że pan Townshend nie ma grupy. To praca, która będzie się wliczać do zaliczenia semestru, więc radzę się nad nią skupić i dołączyć do jakiejś grupy, panie Townshend.

Pani Bedford przybrała zdecydowaną postawę, lecz wewnątrz trzęsła się niczym łodyżka na wietrze. Nić przekonania we własne siły, pękła w jej oczach, pozostawiając tylko strzępki tego uczucia. Drake omiótł nieodganianym przez nikogo spojrzeniem, swych przyszłych współpracowników. Zauważył, iż brunetka patrzy na niego wyczekująco, jakby zapraszała go do wspólnej zabawy. Ale jakiej zabawy? Teraz nie chciał tego roztrząsać. To wszystko zaczęło działać mu na nerwy, te ciągłe rozkazy i nakazy, zewsząd go otaczające, nie dające swobodnie myśleć i robić tego, czego chłopak chciał. Margharet przeczuwała, iż ponownie będzie mieć z nim problem, ale nie, zawiodła się, jednakże pomyślnie. Chłopak wstał, odpychając się rękoma od powierzchni stolika, po czym zabrał zeszyt i powolnym krokiem podszedł do dwóch kolegów i trzech koleżanek, którzy utworzyli ze swych krzeseł mały krąg. Brązowowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie, a w jej oczach zagościły łzy. Łzy bólu, rozpaczy, przerażenia, zmęczenia. Nie był w stanie tego określić, ale wiedział, że to jego sprawa. Smagał się biczem, potęgując wewnętrzny ból i rozjuszając ukrytego demona. Chwycił zbyt mocno, jedno z przygotowanych krzesełek i usiadł na nim wielce niezgrabnym ruchem, jakby drewniana powłoka tego krzesła, paliła jego pośladki. Rówieśnicy mieli nietęgie miny. Wodzili spojrzeniem po sali, jakby szukali drogi ewakuacyjnej. Drake usiadł najdalej, jak było to tylko możliwe od swej grupy, po czym starał się ich ignorować. Zaciskał palce na cienkiej powłoce zeszytu, doprowadzając ją do wygięcia i poszarpania w niektórych miejscach. Przyjęta przez niego taktyka ignorancji, wcale nie była taka łatwa do zrealizowania, zwłaszcza, że niebieskooka dziewczyna siedziała zaraz przed nim, zerkając na niego nieśmiałym wzrokiem. Czuł się okropnie, te potargane włosy, jak u rażonego prądem, do tego jeszcze oczy, przyobleczone demoniczną zasłonką, voilà potwór rodem ze starych horrorów, powrócił i nawiedził tę nudną szkołę. Właśnie nudną, gdyż Drake miał czasem wrażenie, że skona w niej od bezczynności. Dzisiejszego dnia było inaczej. Miał mnóstwo pracy w rękach, mimo tego nie potrafił się do niej porządnie zabrać. Margharet Bedford rozdała studentom arkusze papieru dotyczące układu kostnego i szkieletowego, prościej mówiąc były to ćwiczenia związane z anatomią człowieka. Uczniowie gorliwie zabrali się do pracy dyskutując na temat przydzielonej im pracy i śmiejąc się przy tym, choć Drake nie dostrzegał ani cienia humoru, w tych beznadziejnych, czarnych literkach. Siedział z pochyloną głową i miał nadzieję, że ta lekcja minie, jak najszybciej.

- Ile tego jest...! - jękną niezadowolony blondyn, zakrywając dłonią usta, by pani profesor nie zauważyła ich niecodziennego wyrazu. Yves pokiwał smętnie głową, natomiast dziewczyny wzięły się do działania. Wiedziały, że chłopaki nic nie wskórają, zwłaszcza jeden z nich.

- Musimy się podzielić, mam pomysł, ja, Jen i Karina wykonamy tę część zadań, a wy w tym czasie możecie zabrać się za to. Co o tym sądzicie? Myślę, że to dobry pomysł i chyba tak powinniśmy zrobić, chyba, że zaskoczycie nas czymś oryginalniejszym, w co szczerze wątpię - blond włosa dziewczyna obdarzyła ich uśmiechem, który nie krył w sobie ani cienia fałszu, czy wyższości. Gdyby Drake nie widział wyrazu jej twarzy, mógłby pomyśleć, iż drwi ze swego chłopaka i jego kolegi.

- Ok, to całkiem rozsądne - Chris pokiwał głową, zgadzając się ze swoją dziewczyną. Wyciągnął dłoń w jej stronę, by odebrać cienkie kartki, pokryte mnóstwem literek i kryjące mnogość zadań. Młody chłopa skrzywił się na ich widok, lecz nie wyrzekł ani jednego słowa. Tak, jak Drake myślał, grupa totalnie go olała. Nikt nie zapytał, czy wyraża chęci do pomocy, czy jest na tyle uprzejmy i łaskawy, by oderwać się od własnych myśli i skupić je na czymś innym, niż tylko na.... Nad czym, tak naprawdę gorączkowo rozmyślał? Było wiele spraw, godnych przemyślenia, ale w tej sytuacji w jego głowie krążyła tylko jedna, jedyna, najważniejsza z jego punktu widzenia myśl.

Uwiąż je na smyczy i skup się na zajęciach, panie Townshend.

Brunet powoli uniósł głowę do góry i rozejrzał się po klasie. Wydawało mu się, że to pani Bedford wydała mu to polecenie, ale jednak nie, gdyż wychowawczyni spokojnie siedziała sobie za biurkiem i przeglądała sporą stertę papierków.

Nie, tylko nie teraz błagam! Drake skup się! Te głosy nie są prawdziwe, one żyją i istnieją tylko w twojej głowie, pamiętaj tylko ty je słyszysz, nikt poza tym.

Młody wampir głęboko odetchnął, tym samym kierując na siebie zaciekawiony wzrok jasnowłosego kolegi, który siedział po jego lewej stronie. Łypną na niego oczami, posyłając mu niepewne, aczkolwiek łagodne spojrzenie. Drake również zaszczycił go swym wzrokiem, a następnie przeniósł go na lady wredność, oraz jej dwie koleżanki. Jedna z nich w skupieniu analizowała przydzielone jej zadanie, lecz gdy odczuła na sobie czyjś wzrok, uniosła oczy do góry i bez żadnych oporów, spojrzała w przekrwione oczy młodzieńca, w których czaiło się wiele nieujawnionych na światło dzienne emocji. Brązowowłosa dziewczyna spłonęła szkarłatnym rumieńcem, po czym pochyliła głowę, ukrywając twarz pomiędzy gęstymi, ciemnymi włosami. Drake był pewien, że gdyby mógł, sam w tej chwili spłoną by rumieńcem, wewnątrz, aż się gotował. Trudno dać wiarę, że jakiś słaby, pełen wad i niedoskonałości człowieczek wywoływał w nim tak skrajne uczucia, oczywiście pozytywne. Lady wredność też omiotła go spojrzeniem, które w porównaniu do brunetki, podszyte było lodem i niechęcią, jakby Drake był trędowatym, od którego należy trzymać się z daleka. Tak właśnie czuł się w tej grupie. Postanowił, iż zrobi jej na złość. Wyprostował rękę i szturchnął siedzącego nieopodal chłopaka. Ten, jak rażony paralizatorem, gwałtownie wyprostował się na krześle i z rozszerzonymi oczami, przypatrywał się chłopakowi.

Dasz radę, Drake. Radziłeś sobie z podziemnymi stworami, a z bandą nastolatków nie dajesz rady? Obłęd, chyba jednak wolę szczury z rynsztoka, one przynajmniej cieszą się na mój widok...

- Pomogę wam.

Że też takie słowa przeszły przez moje gardło.

Młody wampir wypowiedział te słowa na jednym wydechu, prawie, że krztusząc się nimi. Nie był przyzwyczajony do wypowiadania tego typu konstrukcji na głos. Zarówno Chris, jak i Yves wyglądali teraz, jak krowy wychodzące z bagna, z wybałuszonymi na wierzch oczami, chyba do końca nie zakodowali, czego chce od nich nowy kolega. Drake sfrustrowany potarł jedno oko.

- To chcecie mojej pomocy, czy nie? - rzekł bardziej zdecydowanym głosem. Blondyn pierwszy się otrząsnął.

- Pewnie, tylko... znasz się na tym...? - i spojrzał na niego tak, jakby Drake urwał się z choinki. Brunet uniósł jedną brew do góry, przez co skóra pod jego okiem, naprężyła się i ukazała drobniuteńkie, błękitne żyłki.

Nie kurwa, chodzę do tej klasy o profilu MEDYCZNYM tak dla jaj! Poza tym, mam takie niecodzienne hobby. Zrównuje nosy z czaszą, no chyba muszę wiedzieć co to czaszka. Nie?

Miał ogromną ochotę, by wypowiedzieć te zdania na głos, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, jeszcze tego brakowało, by doszło między nimi do jakiejś utarczki słownej, wtedy ta cała Bedford na pewno dałaby cynka Michaelowi i Drake byłby uziemiony do końca życia, a nawet i dłużej.

Może nie byłoby to takie złe. Spójrzmy na to z innej perspektywy, pod ziemią jest przynajmniej ciepło i mam tam dużo znajomych. Super! Ah... te rozmowy toczone z samym sobą. Drake'u, świrujesz!

- Przekonajmy się.

Wyciągnął bladą rękę, pokrytą mnóstwem tatuaży przedstawiających wijące się stwory, piekielne czorty, oraz ptaszyska w stronę Chris'a. Coralin zmrużyła na ten widok oczy. Zaczęła obawiać się o bezpieczeństwo swojego chłopaka, podczas gdy Karina nie posiadała się z radości, że brunet wykazał inicjatywę, by im pomóc. Na chwilę skupiła wzrok na jego lewej ręce, przytykając długopis do ust. W całości była pokryta, jakimiś misternymi tatuażami, przedstawiającymi swoiste, ekscentryczne obrazy. Z pewnością nie było to coś, co znajdowało się na ciele pierwszej lepszej osoby z ulicy. Na coś takiego trzeba było poświęcić mnóstwo czasu, lecz co najważniejsze posiadać odwagę i charyzmę, by obnosić się z tego typu cielesnymi ozdobami. Choć młoda brunetka nie przypatrywała się temu, zbyt długo, to jednak w jej pamięć zapadło kilka najbardziej widocznych detali. Po pierwsze, ten tak zwany rękaw, tworzył swego rodzaju historię, wręcz jakąś apokaliptyczną opowieść. Na samej górze, która przykryta była skrawkiem materiału, znajdowało się coś, a raczej ktoś, postać o długich, zbroczonych krwią, zębach. Może lepiej by było powiedzieć, iż było to coś. Poza tym, pod tym obrazkiem widniały inne pomniejsze potworki i surrealistyczny świat, w którym owe demony opętywały, kusiły ludzkie słabe istoty. Przybierały różne kształty, a ich barwa zawsze była taka sama, w czerni, bądź czerwieni. Na samym dole, czyli od zgięcia ręki do zakończenia dłoni, chłopak miał wytatuowane coś na pozór opuszczonego cmentarzyska. Trupio kostuchy, w czarnych płaszczach, z założonymi kapturami na ogołoconych od upływu czasu czaszkach, stały dumnie pomiędzy nagrobkami, a na ich kosach zasiadły czarne ptaszyska, jak na metalowych, połyskujących w świetle atramentowego księżyca tronach. Dziewczynie zaparło dech w piersiach. Pomyślała sobie, iż to wszystko jest takie mroczne i straszne. Ona nigdy nie zdecydowałaby się na coś takiego. Jej strachliwość nie pozwoliłaby jej na taki czyn. Drake odebrał arkusz papieru od zdezorientowanego Chris'a i przejrzał zadania. Były dziecinnie proste. Bułka z masłem. Od razu przypomniała mu się książka, którą kiedyś zwinął Michaelowi i potajemnie czytał ją w zimne, mroźne wieczory. Jego starszy brat nie wiedział o tym i oby nikt się tego nie dowiedział, na pewno pomyślałby, iż Drake pochwalał jego zawód, a on nigdy nie znosił lekarzy. Zresztą nadal nie darzył ich kolorowym i ciepłym uczuciem. Wyjął czarny długopis z czarnym atramentem, a następnie zaczął bazgrać coś na kartce (pani Bedford zauważyła to i uśmiechnęła się pod nosem, by nie zapeszać). Chris wiercił się niespokojnie na krześle. Nie upłynęło nawet pół godziny, a wszystkie odpowiedzi na kartce były już zaznaczone. Jasnowłosy chłopak i ciemnowłosy Latynos na widok zapełnionej odpowiedziami kartki o mało nie spadli z zajmowanych przez siebie krzeseł. Brunet siedział szeroko rozparty na krześle, zaczesując do tyłu włosy i mrugając, by wyostrzyć sobie obraz. Oczy piekły, ale mniej niż o poranku.

- Wow... szybki jesteś... - pierwszy odezwał się nastolatek, którego włosy w świetle kłujących w oczy jarzeniówek, przybrały barwę dojrzałego zboża. Zmierzył siedzącego obok kolegę wzrokiem pełnym niedowierzania, ale coś jeszcze kryło się w jego spojrzeniu. Coś na pozór fascynacji. Drake wykrzywił usta w nieprzypominającym ten gest uśmiechu, więc postanowił, iż daruje sobie tę czynność i ponownie przybrał kamienną maskę powagi i nonszalancji.

- To dziecinnie proste - powiedział to pomiędzy kaszlnięciami.

Proste, niczym łamanie kości dręczonych przez ciebie ofiar, prawda Drake'u?

Znów ten cholerny głos! Drake popatrzył w prawo, w miejsce, które zajmowała pani Bedford, lecz tym razem znajdowała się przy stoliku jednej z grup i pomagała jej rozwiązywać zadania. Miał pewność, iż oszalał, ciągle słyszał jej głos, posyłający mu jadowite komentarze, podczas gdy ona nawet nie otwierała ust, by cokolwiek do niego powiedzieć.

- .... dobry.

Drake podrapał się po karku i zatopił swój nieprzytomny, ciemny wzrok w postać kolegi, poruszającego ustami, lecz chłopak go nie słyszał, tak, jakby jego rozmówca znajdował się za szklaną, dźwiękoszczelną szybą, powstrzymującą wypowiadane słowa i więżącą je w swym wnętrzu. Chris odwrócił wzrok, po czym mocniej ścisnął długopis w swej dłoni i złapał się za kolano. Gest ten, wyrażał chęć ucieczki. Drake zbyt długo żył już na tym świecie, co pozwoliło mu podpatrzyć pewne ludzkie zachowania pozostające niezmienne, na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat. Młody wampir wyczuwał, iż blondynowi jest głupio i niezręcznie z powodu, jego zachowania, zresztą on czuł się podobnie.

- Mówiłem, że chyba ze wszystkich przedmiotów jesteś taki dobry. Najpierw matma, teraz biologia. Podziwiam, ja ledwo ogarniam matmę - Chris uśmiechnął się niepewnie. Jego ciemnoskóry przyjaciel uczynił to samo i obdarzył bruneta szerokim, niczym klaun z wesołego miasteczka uśmiechem. Drake musiał mocno się powstrzymywać, by na jego widok nie ryknąć śmiechem i nie wyrżnąć na podłogę. Sytuacja jawiła się dla niego trochę komicznie.

- Coś tam umiem - spuścił wzrok. Nie był przyzwyczajony do swobodnej konwersacji z obcymi osobami.

- Chyb nawet nie coś tam - teraz odezwał się Latynos, który pogładził swoje czarne włosy i mrugnął do niego porozumiewawczo. Drake zauważył, iż bardziej ośmielił się, co do jego osoby.

- Nie możliwe, już skończyliście? - sarkastyczny ton blondwłosej lolitki dotarł do aparatu słuchowego wampira i wywołał w nim obrzydzenie.

- Tak, kolega nam pomógł. Jest geniuszem z biologii - blondyn z uśmiechem championa na twarzy wskazał na lekko przygarbionego, niczym hiena chłopaka, który krył się, jak umiał przed ludzkimi spojrzeniami.

- Cooo...!? - jasnowłosa, jak ją określał Drake, lady wredność ułożyła usta w kształcie litery o i zamarła w tej pozie przez dobre kilkanaście sekund. Brunetka i rudowłosa spoglądały raz na młodego chłopaka, raz na Coralin z tłumionymi uśmieszkami.

- Taki jesteś inteligentny... dobra, więc przekonajmy się - dziewczyna pochyliła się nad kartką - Ile kręgów ma odcinek szyjny kręgosłupa? - zadała to pytanie z głupim wyrazem twarzy, mierząc przy tym Drake'a napastującym spojrzeniem.

- Siedem - chłopak nie zastanawiając się dłużej, udzielił odpowiedzi z powagą i spokojem.

- Wymień kości mózgoczaszki.

Ciemnowłosy wampir odetchnął głęboko i potarł oczy, znów skąpane w niewidzialnym, dopiero co wzbierającym ogniu. Wyglądał, jakby zbierał myśli, tak naprawdę od razu znał odpowiedź.

- Ciemieniowa, czołowa, skroniowa, klinowa, potyliczna.

Mina blondynki stężała, a wyraz jej twarzy przybrał dzikiego i oszukanego charakteru.

- Cholera jasna! - wrzasnęła, aż tym wybuchem zainteresowała siedzącą nieopodal grupę, która obrzuciła ekipę spod okien oskarżycielskim wzrokiem.

- Mówiłem, że geniusz - Chris uśmiechnął się przyjaźniej w stronę Drake'a, który patrzył mętnie na swoje blade dłonie, splecione w szczelnym uścisku. Fizycznie nie zareagował na jego słowa, lecz duchowo czuł, iż jakiś mały skrawek jego serca uwalnia się od okalającego je lodu. Z oczu blondyny tryskała wściekłość i nawet się z tym nie kryła. Drake posłał jej podobne spojrzenie, jakim obdarzał wcześniej panią Bedford, a jego niecodzienny wygląd, przyprawiał o dreszcze na całym ciele. Szybko odwróciła je, lecz nadal wyczuwał bijący chłód ze strony jej osoby, choć Drake nie uczynił niczego złego, więc nie miała powodu, by się na niego wściekać.

Złość, furia, gniew, to niebezpieczne narzędzia. Należy się nimi odpowiednio posługiwać. Któż lepiej o tym wie, jak nienajlepszy przyjaciel złości, nosiciel nienawiści, dający pokarm najgorszym zwyrodnialcom i brudowi tego półświatka, który i tak wkrótce obróci się w nicość. Tym czasem, to co określasz mianem pustki, jest bliżej niż sądzisz...

Drake zapatrzył się w sufit, wsłuchując się w słowa demona, lecz gdy spuścił wzrok i zetknął się z pustymi oczodołami blondyny, zaniemówił. Zionęły pustą dziurą, do której można było włożyć palec. Nie chciał testować, czy tak naprawdę było. Zacisnął mocno powieki, spod których wypłynęło kilka łez. Oczy znów dawały mu się we znaki. Najgorsze było to, że gdy próbował przecierać oczy, wszystko mu się rozmazywało, by później ukazać zniekształcony obraz kreowany prze jego własną skrzywioną psychikę.

- Wszystko w porządku...? - właściciel odległego głosu, złapał go za ramię. Wampir wykonał gwałtowny ruch głową, po czym odskoczył od krzesła, jak na trampolinie.

- Panie Townshend? Dobrze się pan czuje? - kolejny głos, którego Drake nie rozpoznał. Wydawał się być odległy, obcy. Wszyscy, bez wyjątku mieli puste oczodoły, wypełnione nicością, ciemną materią, grudkami zeschniętej ziemi, oraz robalami. W kilka sekund cała sala lekcyjna, zamieniła się w przyjęcie dla truposzy, ociekających czarną mazią. Chłopak powoli odsunął się od znajomych, których twarze nie przypominały ludzkich. Uderzył o kant jednego ze stolików.

- Co się dzieje panie Townshend?

Margharet próbowała powstrzymać chłopaka, który taranował krzesła i stoliki, odskakując od uczniów i patrząc na nich wystraszonym wzrokiem.

- Dajcie mi wreszcie spokój, przestańcie mnie prześladować! - brunet krzyknął w stronę zaskoczonej pani Bedford rozstawiając szeroko ręce, jakby próbował się bronić przed niewidzialnym napastnikiem. Kobieta rozszerzyła oczy, przez co wydawały się być większe. W tym właśnie momencie Drake zauważył, że jej twarz rozpoczęła metamorfozę. W czarnych dziurach, zapłonęły jasnoczerwone ogniki, ludzką skórę zastąpiła zwierzęca, pokryta jakimś ciemnym, szorstkim włosiem. W szerokiej, zniekształconej paszczy, znajdowało się mnóstwo długich, czarnych zębów, dodatkowo ociekających gęstą mazią. Drake zadrżał, jeszcze nigdy jego oczom nie ukazało się coś tak ohydnego. Dlaczego takie wizje dręczyły go akurat tutaj? Usłyszał przeciągłe charknięcie, coś podobnego do szczeknięcia.

- ZGNIJSZE W PIEKLE, WRAZ Z BRUDNĄ RODZINKĄ.

Nauczycielka w postaci demona z ostatniego kręgu, rzuciła się na lekko przestraszonego, lecz bardziej zirytowanego wampira. Ten odskoczył w bok, uderzając bokiem w korkowaną tablicę. Kilka kartek z ważnymi wiadomościami, bądź po prostu ogłoszeniami spadło na podłogę, ścieląc się przed chłopakiem, niczym liście opadające z drzew na trawnik.

- NIE UCIEKNIESZ MI! I TAK DOPADNĘ CIĘ W SWOJE SZPONY!

Piekielny głos domagał się zemsty, za całe zło, jakie Drake wyrządził w swym życiu. Obdarzył ją nienawiścią, a teraz ona wraca do niego i postara się o to, by przerobić go na mielonkę. Nie zważając na reakcję innych, chłopak puścił się pędem w stronę drzwi wyjściowych. Szarpną za klamkę i wybiegł z pomieszczenia, pozostawiając otwarte na oścież drzwi.

- Panie Townshend?! - Margharet łapiąc się za maleńki medalik w kształcie krzyżyka, pobiegła za rozdygotanym uczniem, a stukot jej obcasów roznosił się po całym piętrze, przywodząc na myśl, klekotanie potworów ukrywających się w szafie.

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

Stria - The real me.

,,Zobaczysz prawdziwego mnie, klęskę
Sekrety, które skrywam
Odejdź, odejdź, odejdź
Albo ujrzysz prawdziwego mnie...''

Każdy z nas ma jakieś demony do pokonania. Nie wszystkie ujawniają się nocą, niektóre żyją za dnia...

Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i gwiazdki😘
Ingis20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro