ROZDZIAŁ 16
Błękitne tęczówki Michaela raz po raz kierowały się w stronę młodszego brata – w szczególności skupiały się na jego młodej twarzy, która choć blada nie nosiła na sobie znamion niszczącego zmęczenia.
Jasne promienie słońce, przedzierające się spomiędzy chmur, oświetlały jego oczy, które nieustannie mrużyły się, a ich niesamowita barwa przywodziła na myśl zastygające bursztyny.
Chłopak zbliżył się do tylnych drzwi samochodu, lecz zanim je otworzył, Michael wyprzedził jego ruch, wykonując tę czynność za niego. Chwycił za spoczywający na siedzeniu plecak, zabrał go, po czym wręczył uśmiechniętemu brunetowi. Spokój i radość otaczały całe jego ciało, a ogniki niecierpliwości tliły się żywym płomieniem wewnątrz głęboko osadzonych oczu.
– Podstawami wszystkich związków i relacji są szczerość i rozmowa. To taka drobna rada od starszego, bardziej doświadczonego brata. Ja tak zrobiłem i teraz jestem naprawdę szczęśliwy. Jane jest wspaniałą kobietą i nie wymieniłby jej na żadną inną – Michael zakończył, z delikatnym uśmiechem na ustach.
Drake zarzucił plecak na jedno ramię, a następnie pochylił się, aby wyciągnąć z samochodu jeszcze dwie kule. Lecz ponowna interwencja szatyna, skutecznie uniemożliwiła mu zajęcie się samym sobą. Wykrzywił usta, pławiąc się w uczuciu odrazy do samego siebie. Głupie wypadki i głupie przepisy. Michael nie wypuściłby go z domu, gdyby na lewej nodze – czyli tej, która uległa rzekomemu złamaniu – nie posiadał gipsu. Dodatkowo jego lewą rękę ozdabiał biały bandaż biegnący od nadgarstka, aż do zakończenia łokcia. Na twarzy, nad lewym łukiem brwiowym miał mały plasterek – który wyglądał jak u pięcioletniego dziecka. Czuł się okropnie, ale nie pozostało mu nic innego, jak spełnić ultimatum postawione przez Michaela – albo odstawi szopkę w szkole, albo przez następne kilka tygodni będzie leżał w domu i udawał wielce poszkodowanego. Ironia losu. Prychnął w myślach, odbierając od Mike'a szpitalne kule.
– Łatwo mówić, trudniej zrobić – Wykrzywił usta z niesmakiem, powstrzymując się od nagłego wybuchu śmiechu.
Miał ochotę nieźle się uśmiać, widząc niezwykle przejętą twarz Michaela. Z wszelkich sił starał się mu pomóc. Drake doceniał jego zaangażowanie. Zresztą sam rozpoczął ten temat z nadzieją, iż Mike zdoła przekazać mu jakieś cenne rady i być może faktycznie tak miało być w rzeczywistości. Starszy wampir oparł się jedną dłonią o bok samochodu, przypatrując się nieporadnej posturze młodego chłopaka.
– Zawsze łatwiej jest wykonać pierwszy krok, kiedy mamy pewność i świadomość powodzenia, ale takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko, więc musimy walczyć o to powodzenie. Ty już je masz Drake'u. Wystarczy, że sięgniesz po to, czego naprawdę chcesz. Wiem, co czujesz. Tak samo było ze mną. Nie afiszowałem się ze swoimi uczuciami, ale doczekałem odpowiedniego momentu i po prostu zdałem to jedno, zasadnicze pytanie. Po dziś dzień dziękuję niebiosom, że wtedy nie stchórzyłem – Wampir zaniósł się głośnym śmiechem, lecz po kilku sekundach przestał, gdyż dostrzegł na horyzoncie pięć dobrze znanych sylwetek. – W domu dokończymy tę rozmowę. Widzę, że przyjaciele stęsknili się za tobą.
Drake odwrócił się gwałtownie, napotykając wzrokiem na roześmiane i radosne twarze swoich przyjaciół. Jeden z nich – niesamowicie energiczny i zawsze pierwszy do wszystkiego Chris – poderwał się do biegu, wymachując rozpostartą dłonią w powietrzu. Nie upłynęła minuta, a chłopak już znalazł się w pobliżu Drake, przytulając go w pasie.
Michael nie zdołał powstrzymać dziecinnego uśmieszku, który wypełzł na jego usta – ta scena jawiła się niezwykle bajkowo, tak wręcz groteskowo. Olbrzym i krasnoludek razem. Zespoleni w uścisku wiecznej przyjaźni. Coś niesamowitego, godnego bycia opowieścią dla tych małych, ale i tych większych.
– Drake! Nareszcie wróciłeś! – Jasnowłosy krzyknął, oplatając swoje ręce wokół ciała wysokiego bruneta.
– Nie wiedziałem, że aż tak się za mną stęskniłeś – Drake uśmiechnął się, patrząc na Chrisa, który wręcz skakał z radości.
Przywitał się jeszcze z Michaelem i w tym samym czasie pozostała część jego małej i ukochanej grupki dołączyła do nich. Wszyscy jednogłośnie powitali starszego brata Drake'a, po czym całą swoją uwagę skupili na brunecie – szczególnie Karina, która tak samo jak Chris nie mogła doczekać się dnia, w którym zobaczy chłopaka na nogach. Oby jak najszybciej doszedł do pełni sił.
– Dbajcie proszę o mojego brata. Jest jeszcze trochę osłabiony, ale nie mogłem już wysłuchiwać jego narzekań. Bardzo chciał wrócić do szkoły, żeby się z wami zobaczyć – Szatyn rzekł miękkim tonem, cały czas spoglądając w kierunku wesołego bruneta. Nadal nie mógł uwierzyć, że Drake tak się zmienił. Mógłby zacząć przecierać oczy ze zdumienia, lub intensywnie mrugać, zastanawiając się, czy to co widział było prawdą? A może jednak odbiciem podłej, fałszywej, ale za to łudząco prawdziwej iluzji? Nie zamierzał dociekać, roztrząsać czegoś, co nie zasługiwało na dłuższe kontemplowanie. Ważnym było, iż jego brat wreszcie zrozumiał, co tak naprawdę liczyło się w życiu.
Drake kochał swoich przyjaciół, pokochał ludzką kobietę i oswoił się z wampiryczną rodziną, z własnym losem i tym kim był. Zaakceptował siebie w zupełności i to doprowadziło go do punktu, w którym właśnie się znalazł.
– Niech się pan nie martwi! Zajmiemy się nim. Będziemy się nim opiekować i nie pozwolimy, żeby coś złego mu się stało! – Chris wyszedł na przód, kładąc dłoń na piersiach – jakby składał niezwykle ważną przysięgę, której niedotrzymanie mogło zaważyć na jego życiu. W rzeczy samej, traktował składaną przez siebie obietnice, właśnie jak coś takiego.
– Drake to nasz najlepszy przyjaciel! – dorzucił Yves, szczerząc się przymilnie do szatyna, na co starszy wampir uśmiechnął się.
– A ja i dziewczyny dopilnujemy, żeby chłopcy przypadkiem nie przesadzili z opieką – Coralin parsknęła krótkim śmiechem, łapiąc Chrisa za ramię.
W tym geście nie było odrazy, dystansu, czy złości – Michael od raz je dostrzegł, tę miłość, wdzięczność, nawet coś na kształt wyrozumiałości i zrozumienia. Kochali się i byli dla siebie niezwykle bliscy.
– Mogę być spokojny. W takim razie zostawiam go pod waszą opieką. Drake'u pamiętaj, gdyby coś się działo, zadzwoń do mnie. W plecaku masz potrzebne lekarstwa, nie przemęczaj się, w miarę możliwości unikaj schodów i używaj wind. O bieganiu i rozrabianiu na razie musisz zapomnieć...
– Uroki bycia kaleką – Drake skwitował z kwaśnym uśmieszkiem.
– Takie życie – Michael puścił mu oczko. Pożegnał się z pozostałymi i wsiadł do samochodu, odjeżdżając ze szkolnego parkingu, a obłoczek utworzony z kurzu, zaschniętego błota i drobnych kamyczków, jeszcze wirował w powietrzu, gdy szóstka przyjaciół ruszyła pod gmach szkoły.
Oczywiście Drake poruszał się najwolniej – te cholerne kule zaczęły działać mu na nerwy – ale wkrótce zobaczył, że zarówno chłopaki, jak i dziewczyny dopasowali się do jego tempa, nie żartując sobie z jego obecnej kondycji, czy stanu, chociaż czuł się doskonale, lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Przez pięć minut kłócił się z Chrisem, który uparł się – i nie zamierzał rezygnować z powziętej decyzji – że weźmie plecak Drake'a i przez cały dzień będzie go nosił razem ze swoim plecakiem. Yves również zaproponował pomoc. Nawet Karina, która była niezwykle przejęta i zaaferowana jego powrotem do szkoły. Patrzyła na niego, jak na drogi obraz, wystawiony w muzeum sztuki współczesnej – sztuka współczesna bywała niezrozumiała, brzydka, ale posiadała w sobie wiele znamion tajemniczości, ukrytej głęboko, niebędących widocznych gołym okiem. Z jego osobą zresztą było bardzo podobnie.
Wreszcie musiał odpuścić. Wiedział, że Chris nie da się tak łatwo przekonać i gdy coś sobie ubzdura, tak musiało być. Teraz maszerował dumnie, zaraz obok prawej ręki bruneta, niosąc na plecach dwa plecaki i niezwykłą przyjacielską godność. Coralin podążała obok niego, naśmiewając się pod nosem z jego przejętych słów. Natomiast po drugiej stronie chłopaka, podążał Yves, Jennifer i Karina, która znów stała się mniej bezpośrednia, co trochę zaniepokoiło Drake'a. Czyżby stwierdziła, iż jako kaleka, nie był już atrakcyjny?
Chris trajkotał i trajkotał, jak ptaszki, które właśnie w tym momencie obsiadły drzewa porastające teren kampusu. Ich czarne, okrągłe oczy, jak szklane kule, odbijały w sobie świat, życie i przyszłość, która miała dopiero nadejść. Śledziły każdy ruch chłopaka, wiedząc, iż pan właśnie do nich powrócił. Małe serca radowały się. Pióra skrzyły się jak brylanty w blasku słonecznych promieni, przedzierających się przez cienką warstwę białych chmur.
Pogoda była niezwykle piękna. Na tyle piękna, by Drake mógł dzisiaj założyć krótkie spodenki – przynajmniej gips swobodnie okalał jego nogę – i biały, luźny podkoszulek. Stawiał uważnie kroki, z wielką boleścią, od czasu do czasu wykrzywiając ustami, tak jak uczył go Michael. Udawanie szło mu nad wyraz dobrze.
– Wszyscy się za tobą stęsknili! Dosłownie wszyscy! – Chris krzyczał, jakby pragnął obwieścić całemu światu, iż należał do grana przepojonych szczęściem osób.
– Pani Bedford i pani dyrektor ciągle o ciebie pytały, a pan Campbell już nie może się doczekać, kiedy wrócisz do treningów. Brakuje nam ciebie stary – Yves położył swoją dużą dłoń na silnym ramieniu bruneta, spoglądając na niego z ludzką troską.
Właśnie stanęli u podnóża schodów, a Drake musiał chwilę odsapnąć – chodzenie z gipsem i kulami nie należało do najłatwiejszych czynności. Wziął głęboki wdech, uspokajając oddech.
– Dobrze się czujesz? Może chciałbyś napić się wody? – Brązowowłosa podeszła do niego, wyciągając z torebki butelkę z wodą – ach! Te cudowne butelki. Tyleż z nimi wspomnień!
– Dziękuję za troskę. Chciałbym – rzekł śmiało, patrząc wyczekująco na jej ruch.
Dziewczyna zaczerwieniał się, odkręciła zakrętkę i przytknęła mu do ust szyjkę od butelki. Przechyliła, by chłopak mógł się napić, a gdy skończył, fala niekończącej się wdzięczności do jej osoby wezbrała na sile. Niebieskooka uśmiechnęła się do niego delikatnie, zakręciła butelkę i z powrotem włożyła ją do torebki.
Drake pokiwał głową, wznawiając marsz. Ugasił podstawowe pragnienie, a na pozostałe – miał nadzieję – przyjdzie jeszcze pora. Ruszyli w górę schodów, a Chris nie przestając obracać językiem, relacjonował – te starsze i te nowsze – wydarzenia, które miały miejsce podczas jego nieobecności.
Od czasu do czasu Coralin klepała go w plecy. W taki sposób przypominała mu o bardzo ważnej czynności, jaką było oddychanie – zdawało się, że blondyn czasem o niej zapominał. Słowa, które opuszczały jego usta przeistaczały się w jeden, niezrozumiały potok słów, a łapane powietrze, na długo nie gościło w płucach. Yves machał energicznie głową, a jego krótko przystrzyżone włosy były teraz nastroszone – jak pierze kury po dosyć obfitym deszczu. Drake opierał się na kulach, stawiając uważne kroki, a gdy wreszcie znaleźli się przed wejściem do szkoły, głęboko odetchnął.
Weszli do środka – tym razem on wszedł pierwszy, gdyż znajomi otworzyli przed nim drzwi i przepuścili go, a dziewczyny nie protestowały z tego powodu – a przyjemne, ciepłe i znajome powietrze owionęło jego twarz. Poczuł się tak, jakby zawitał do miejsca, które od dawna było mu przeznaczone. Podążyli do szatni, gdzie Drake mógł wreszcie usiąść i rozprostować zesztywniałe nogi. Nie spodziewał się, że chodzenie w tym cholernym i fałszywym gipsie przysporzy mu tylu problemów. Odłożył na bok kule, a następnie zaczął rozmasowywać palcami obolałe miejsce na dłoniach.
Karina pospiesznie usiadła obok niego, pytając, czy czegoś nie potrzebował. Zgrabnie odpowiadał, że nie i dziękował jej za każdym razem. Jej obecność dodawała mu otuchy, chociaż jeszcze o tym nie wiedziała, a jej uśmiech był przeuroczy. Chris chodził tam i z powrotem, opowiadając coś, co bardzo zainteresowało młodego wampira. Wytężył słuch, przysłuchując się słowom kolegi.
– Lucas od jakiegoś czasu bardzo dziwnie się zachowywał, aż wreszcie pewnego dnia przestał chodzić do szkoły. Nikt nie wie, co się stało i jaki jest powód jego nieobecności, ale ja sądzę, że pani Willimas po prostu zdecydowała o jego wydaleniu. Lucas miał poważne problemy. Nie starał się. Dręczył kilku uczniów, w tym ciebie. Dobrze, że już go nie ma. W tej szkole zrobiło się tak jakoś lżej i przyjemniej.
Drake przerzucił spojrzenie na Yvesa, który zaczął mówić w momencie, gdy Chris skończył wypowiadać ostatnie słowo.
– Podobno jego ojciec znęcał się nad nim. Po szkole krążą teorie, ze mógł mu coś zrobić – Yves zakończył poważnym tonem z grobową miną, która w ogóle do niego nie pasowała. Mimowolny skurcz na krótką chwilę wygiął jego chłodne wargi, po czym z powrotem powróciły na swoje miejsce.
– A jego koledzy? Sabine? – Drake poczuł, jak Karina uniosła lewą dłoń, by zaczesać za ucho, opadające kosmyki, lecz gest, który wykonała nie był naturalnym następstwem wewnętrznej potrzeby – jawił się raczej jako coś wymuszonego, jako reakcja przeciążonego organizmu.
Mięśnie w jej ciele spięły się, krew przybrała szybszego obiegu. Jej serce pompowało go z zawrotną szybkością i chociaż Drake nauczył się kontrolować swoje odruchy – zwłaszcza przy niej – to w tej chwili obawiał się, że nie zdoła powstrzymać wewnętrznej bestii. Czyżby wzmianka na temat Sabine, tak ją zirytowała?
Spojrzał na nią, ale ona wcale na niego nie patrzyła, skupiając oczy na siedzącej naprzeciwko Coralin.
– Ich niestety będziemy musieli jeszcze oglądać i spotykać na szkolnych korytarzach – Chris parsknął krótkim śmiechem, w którym nie było słychać ani odrobiny wesołości.
Wreszcie skończyli przytłaczający temat, przerzucając go na zupełnie inne, zdecydowanie lżejsze i zabawniejsze tory, a gdy wreszcie skończyła się pierwsza przerwa, udali się w stronę klasy, by zawitać na pierwszych zajęciach.
Drake nawet się tego nie spodziewał. Koledzy i koleżanki z klasy, a nawet nauczyciele – wszyscy witali go, jak jakiegoś bohatera, który dokonał niesamowitego, godnego chwały czynu, a on przecież tylko odepchnął Karinę, tym samym ratując jej życie przed szalonym rajdowcom i jego rozpędzonym pojazdem. Ot co, taka tam pestka! Mimo wszystko był bardzo z siebie dumny, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Po południu pani Bedford poprosiła go, by pozostał po zajęciach na chwilę w klasie. Oczywiście Chris, Yves, Coralin, Karina i Jennifer również mogli zostać z nim przez co było mu niezwykle raźniej. Pani wychowawczyni nie mogła opisać słowami swojego szczęścia z powodu jego szybkiego powrotu do zdrowia. Opowiedziała o filmiku, który widziała – Drake również go widział. Michael mu o nim opowiedział, a potem wszyscy w jego domu o nim rozmawiali – marszcząc brwi i gładkie czoło, wspominając chwile niezastąpionej grozy i poczucia smutku. Chris przytakiwał jej głową, dorzucając własne przemyślanie – typowy Chris. Dobrze, że był przy nim. Mimo wszystko pani Bedford zapewniła go, że otrzyma tyle czasu, ile będzie potrzebował na nadrobienie wszystkich zaległości i żeby się nimi nie przejmował. Wierzył, że na pewno da sobie z nimi radę. Drake wiedział, że tak będzie.
Spojrzał na zarumienioną Karinę, która odwzajemniła jego spojrzenie, rumieniąc się jeszcze bardziej. Po odbytej rozmowie z panią Bedford udali się jeszcze na trening – to znaczy Chris i Yves trenowali, natomiast Drake i dziewczyny siedzieli na trybunach, mocno im kibicując.
Pan Campbell był człowiekiem nieustępliwym i udowadniał tę cechę swojego charakteru na każdym kroku i w każdym możliwym momencie swojego życia. Gdy ujrzał czarnowłosego chłopaka jego oczy najpierw się zwęziły, przybierając kształt wąskich szparek, a następnie rozszerzyły tak gwałtownie, iż Drake przez chwilę odniósł takie wrażenie, iż skóra wokół jego oczu pęknie, jak stara tkanina. Mężczyzna podbiegł do chłopaka, witając się z nim serdecznie. Poklepał go po ramieniu, pytając o zdrowie. Już nie mógł się doczekać, kiedy znów powróci do treningów.
Drake obiecał, że już wkrótce ponownie stanie na boisku wśród kolegów i pod koniec ostatecznych eliminacji da z siebie wszystko. Faktycznie, Drake w końcowym rozrachunku pokaże na co go stać. Wszyscy zapamiętają jego imię na wieki.
💎💎💎
Ostatnietygodnie, odliczające czas do jednego z ważniejszych wydarzeń w całym jegożyciu, upłynęły w dosyć napiętej, ale zarazem niesamowicie radosnej ienergicznej atmosferze. Tydzień po tym, jak zjawił się pierwszego dnia w szkoleodrzucił kule i gips. Michael nie wyraził jeszcze zgody, na jego pełne ozdrowienie– na co Drake parskał i wywracała oczami – więc nakazał mu, zakładanie na nogę,przygotowanego do tego celu, stabilizatora, którego Drake nienawidziłze wszystkich swoich sił i najchętniej posłałby go na koniec świata, a możenawet do piekła – przeczuwał, że demony należycie by się nim zajęły.
W miaręszybko wrócił także do treningów. Nie zamierzał marnować już więcej czasu – byłpotrzebny swojej drużynie. Zresztą trener Campbell bardzo na niego liczył, anie chciał zawodzić jego oczekiwań względem jego osoby. Po powrocie docałkowitej sprawności, rozpoczął treningi na nowo, ale nie czuł się z tegopowodu źle. Wręcz przeciwnie – zarówno koledzy, jak i trener obdarowali gowsparciem, dając mu poczucie solidarności i przynależności do zespołu, któryrazem tworzyli. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – zdawało się, że takpowinna brzmieć ich wspólna dewiza.
W dosyć szybkim czasie polubił wszystkichchłopaków z drużyny, stali się jego prawdziwymi przyjaciółmi – na pewno nie takbliskimi jak Chris i Yvesa, ale mimo wszystko bardzo serdecznymi. Zawszecieszyli się na jego widok, obdarowywali dobrym słowem. Wówczas cieszył się jakmałe dziecko. Jego pogrążona w smutku i żalu do samego siebie dusza, tańczyła iskakała z radości. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilka miesięcy temu, jegojedynym pragnieniem był mrok. Coś nie do pomyślenia.
Treningi nie wymagały odniego wielkiego wysiłku. Każde zalecone przez trenera ćwiczenie, manewr, czytrik wychodziły mu nad wyraz dobrze. Wszyscy czuli się zadowoleni. Dzień, wktórym wszystko miało się rozstrzygnąć zbliżał się ogromnymi krokami i właśniew ostatnim dniu, który poprzedzał finałowe rozgrywki, trener zadecydował, iżDrake nie wystąpi w pierwszym składzie.
– Ale panie trenerze Campbell!Dlaczego!? Drake to nasz najlepszy zawodnik! Najlepszy napastnik! W dodatkujest wicekapitanem! Powinien wyjść z nami na boisko w pierwszym składzie! –oburzył się Christopher, a jego zaczerwienione policzki wydymały się wszaleńczym tempie, pracujących na wysokich obrotach tłoków.
Energiczny Yves,który wspierał jasnowłosego przyjaciela jak mógł – przesyłając mu swojewsparcie w postaci gestów takich jak kiwanie głową, lub mruczenie – wreszcienie wytrzymał i również przelał swoje niezadowolenie na postać srogiego trenera,mając w nosie konsekwencje, z którymi na pewno umówi się na spotkanie, po tejrozmowie.
– Nie może pan tego zrobić! Obiecał pan, że Drake będzie w pierwszymskładzie! On musi wyjść z nami na boisko i zagrać! – wrzasnął, aż żyły na jegoszyi naprężyły się.
– Chłopaki mają rację! Obiecał pan – Levis również wtrąciłsię do rozmowy, unosząc się z ławki.
– Tak!
– Drake powinien grać z nami wpierwszym składzie!
– Jest najlepszy!
Chłopięce krzyki zlewały się w jedno, aDrake rozszerzonymi oczami obserwował to małe, albo raczej duże i wyglądającena groźne, młodzieńcze poruszenie. Ich młode, umięśnione sylwetki otoczyłypostać trenera, wieszając na nim niezrozumiałe, czasem nawet śmiałe irozzłoszczone spojrzenia.
Jedyną osobą, która się nie burzyła i nie zamierzałazabierać głosu był Drake. Wydawać się mogło, że pogodził się z decyzją trenera.Uznał, iż skoro tak powiedział i taka była jego wola powinni ją uszanować ipozwolić wystąpić mu nieco później. Zresztą to nie był jego debiut – zagrał jużw kilku poprzednich meczach, przeciw innym szkołom. Nie był dla nikogoniespodzianką. Siedział spokojnie na ławce, podpierając policzek dłonią.Patrzył jak trener zaciska zęby, napinając przy tym mięśnie na twarzy.
Każdegoz osobna obdarzył statycznym, ale i władczym spojrzeniem, a na koniec bardzogłośno odchrząknął. Przerzucił do drugiej dłoni teczkę, skupiając spojrzenie naciemnowłosym chłopaku, który nie brał czynnego udziału w rozmowie, godząc się zpowziętą decyzją.
– Uspokoić się! – krzyknął.
Kilkanaście ust zamknęło się wtym samym czasie, lecz czujne spojrzenia różnokolorowych oczu nadal za nimwodziły. Podszedł do Drake'a, patrząc na jego spokojną twarz.
– Nie zachowujciesię jak małpy w cyrku! Przed nami bardzo ważny mecz! Musimy go wygrać! Czy todo was dociera!? – Powiódł rozjuszonym spojrzeniem po młodych twarzach swoichuczniów. Kątem oka dostrzegł, jak Brown otwierał usta – wiedział, że jeśli sięodezwie, to już nie zdoła powstrzymać potoku jego słów – więc postanowił, iżjak najszybciej położy im kres. – Podjąłem taką decyzję, ponieważ Drake będzienaszą tajną bronią. Myślicie, że ci z White Lions są tacy głupi? Na pewnowystawią swój najlepszy skład. Liczą, że i my podążymy tą samą drogą, ale nie.Drake zasiądzie na ławce rezerwowych. Poobserwuje trochę naszych przeciwników,a gdy wejdzie na boisko, a uczyni to bardzo szybko, żeby mógł się niecorozgrzać, przerobi tamtych na mielonkę. Tak będzie Townshend?
Drake oderwał dłoń od twarzy i ulokował ją na kolanie. Uniósł głowę,spoglądając na trenera, a jego usta wykrzywiły się w geście chytrego uśmieszku.
– Będzie jak trener sobie zażyczy – odpowiedział, równocześnie wstając na równenogi.
Trener Campbell pokiwał zadowolony głową, chwaląc postawę chłopaka ipodając ją za wzór dla innych. Koledzy nie posiadali się ze szczęścia. W końcumusieli zgodzić się z decyzją trenera, a gdy wreszcie nadszedł ten długowyczekiwany dzień, nie potrafił już myśleć o niczym innym, jak o tym, że zakilkanaście minut cała jego rodzina – włącznie z Wiktorem i Sofią, którzyzadeklarowali swoją chęć przybycia i obejrzenia zmagań Królewskich Łabędzi zBiałymi Lwami – oraz jego kumple z zespołu, będą śledzić jego poczynania naszkolnej, wypielęgnowanej murawie. Cieszył się, ale z drugiej strony odczuwał ztego powodu pewną dozę niepewności i ciężkiego do przezwyciężenia stresu. Ajeśli mu się nie uda? Jeśli coś poknoci? Doprowadzi do przegranej drużyny?Przecież wszyscy – włącznie z trenerem – na niego liczyli. Brzemięodpowiedzialności nigdy nie było łatwe do udźwignięcia, lecz w tej chwiliwydało mu się niezwykle ciężkie.
Zanim ostatecznie wybiegli na boisko, wakompaniamencie głośnych okrzyków, salw, śpiewów i gromkich uśmiechów, otrzymałod swojej siostry pokrzepiającą wiadomość. Siedziała już na trybunach, w objęciachJasona – jej nowego i naprawdę fajnego chłopaka. Blondyn był jedynym mężczyzną– od naprawdę wielu lat – którego Drake w stu procentach zaakceptował i to odsamego początku ich znajomości. Nie był zakłamany, ani fałszywy – ot zwyczajny,szary, pospolity człowiek, a jednak miał w sobie coś takiego, co przyciągnęło izatrzymało jego siostrę. Ich szczęście było również jego szczęściem, więc jaktylko dowiedział się o ich związku, od razu im pogratulował.
Jason okazał siębyć świetnym kumplem. Wrócił do zespołu, wniósł nowe, świeże pomysły i każdakolejna próba muzyczna okazywała się być niezwykle przyjemna i ulotna – szkoda,że wszystko, co było najlepsze w naszych życiach, tak szybko się kończyło.
Drake zmarszczył czoło, gdy dowiedział się, że Olivia też będzie na trybunach.Wyobraził sobie, jak blondynka siedzi obok jego siostry, trzymając na kolanachmaskotkę drużyny – białego łabędzia ze złotą koroną na głowie i niebieskąwstążką, zawiązaną na długiej, smukłej szyi. Drake widział, że można było jenabyć nawet przed meczem w szkolnym sklepiku i na parkingu. Biznes się kręcił.Ludzie tłumnie cisnęli do specjalnie przygotowanych punktów sprzedaży, aby kupić własną maskotkę, lub inny gadżet, mający symbolizować ten uroczysty dlanich dzień. Drake uśmiechnął się, po czym odłożył telefon. Lubił Olivię. Byłanaprawdę świetną dziewczyną. Dzięki Selene, poznał ją nieco bliżej istwierdził, iż solidnie mylił się, co do jej osoby. To prawda, była inna,nietuzinkowa i fakt faktem, nie można było określić jej mianem szarejjednostki, ale jednak okazała się być inna, nie taka, jaką Drake ją wcześniejwidział i sobie wyobrażał.
Każde z nich chciało go ujrzeć, od tej najlepszejstrony, a on walcząc z własnymi demonami, słabościami i ograniczającymi golękami, sięgał po kolejne szczyty możliwości, które dopiero teraz budziły się zgłębokiego snu, przybierając najrozmaitszych kształtów. Gdzieś w połowiedrużynowych przygotowań – które głównie składały się na monotonne zajęcia,takie jak przebranie się i głupie żarciki – do szatni wparował, rozdygotanytrener.
Jego duże i umięśnione ręce i nogi pracowały jak tłoki. Kark razem zgłową bujały się na wszystkie strony. Ciało odziane w szykowny, czarny dres zniebieskimi paskami, uwypuklało i podkreślało jego męskie atuty. Przystanął naśrodku pomieszczenia, uprzednio prosząc, by któryś z chłopców zamknął za nimdrzwi. Przebiegł wzrokiem po twarzach swoich – jak pięknie to słowo brzmiało wjego ustach – zawodników, po czym wypiął do przodu pierś i zakomenderował, iżza niecałe dziesięć minut zacznie się najważniejsza rozgrywka w ich życiu.Podziękował im za świetne, czasem ciężkie treningi, za to, że nie narzekali iwytrwali w złożonych sobie postanowieniach. Wyraził nadzieję na ich powodzeniei oczywiście na samym końcu pogratulował Drake'owi świetnych wyników. Spojrzałna niego, spod gęstych, czarnych brwi – zmarszczył je dla publiczki, lecz wgłębi duszy wyrażał radość z obecności młodego bruneta – a chłopak odniósłtakie wrażenie, że w tej chwili prześwietlał jego duszę na wskroś.
– Wierzę wwas chłopcy i wiem, że nie zawiedziecie mnie. Pamiętajcie, że cokolwiek wydarzysię na tym boisku i jakikolwiek będzie wyniku tego meczu, już jesteściezwycięzcami, bo dzięki ciężkiej pracy doszliście tak daleko. Jestem z wasniezmiernie dumny i życzę wam dobrej zabawy i tego, żebyście to wy przedewszystkim nie zawiedli samych siebie – Trener zakończył uroczyście, unosząc wgórę dłoń.
Chłopcy uczynili to samo, a Drake w czarnej koszulce, przeciętejdwoma niebieskimi pasami na skos, z numerem osiem na plecach i nazwiskiemTownshend – które jeszcze nigdy nie wyglądało i nie brzmiało tak dostojnie ipięknie – wyszedł spomiędzy zgromadzonego wokół trenera, tłumu kolegów. Śmiechi szepty nagle ucichły. Wszyscy skupili zmysły na ciemnowłosym chłopaku, którybez wątpienia, posiadał w sobie namiastkę prawdziwego lidera i znakomitegoprzywódcy. Zawsze kiedy przemawiał, tonacja jego głosu nieco się załamywała,wpadała w trochę melancholijne, ale i silne brzmienie i tę siłę oraz swegorodzaju doświadczenie właśnie w nim podziwiano i doceniano. Podobnie, jakwcześniej uczynił to trener, każdego z kolegów obdarzył serdecznym spojrzeniem,po czym zaczął mówić.
– Wiele nas pan nauczył. Osobiście cieszę się, że mogłempana poznać i dołączyć do tej wspaniałej drużyny – W tym momencie zerknął naChirsa i Yvesa, a jego oczy na dłużej spoczęły na ich twarzach. – Popełniłbymogromny błąd, gdybym nie odważył się przyjść na pierwszy trening, a naprawdęmiałam ochotę stchórzyć.
– Myślę, że w końcu i tak byś się odważył – dorzuciłChris, który zawszy znajdował się gdzieś w pobliżu.
Trener zmierzył jego niskąposturę, statycznym spojrzeniem.
– Zapewne, każdy z nas w tej sytuacji odczuwastrach, ale pomyślcie sobie, co będzie jeśli pozwolimy mu się pokonać?Posmakujemy porażki, a nie jest to smak, który chcemy dzisiaj zakosztować. Jachciałem stchórzyć, ale przyszedłem na trening i wygrałem z samym sobą. Dzisiajzżera nas trema i strach przed przeciwnikiem, ale odważmy się dzielnie stawićmu czoła, zaskoczyć ich świetną grą, precyzyjnymi podaniami i taktyką, któraspowolni ich niebezpieczne zapędy. Pokonamy ich, a kiedy już tego dokonamy,będziemy wdzięczni losowi, że w stu, a nawet w dwustu procentach skorzystaliśmyz powierzonej nam szansy. Jeśli teraz przełamiemy w sobie ten strach, będziemyzwyciężać już zawsze. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy ponosić bolesne porażki.Poznałem tego całego Connora. Nie przypadł mi do gustu. Kto tak samo jak ja,chce udowodnić im, że tym razem to łabędź stanie się królem zwierząt? – Uniósłjedną, ciemną brew, wystawiając przed siebie, zwiniętą w pięść dłoń. Na razdopadło go dziwne uczucie – wrażenie, jakby znajdował się w saunie, wypełnionejpo brzegi gorącym powietrzem. Namiętne i wojownicze przemówienie, którewypłynęło z jego ust, wywołało pożądany efekt.
Koledzy z drużyny chóralniezakrzyknęli, wraz z panem trenerem, który wysłuchiwał jego słów z niemałąsatysfakcją i zarazem powagą – był z siebie dumny. Jak paw i lew jednocześnie. Żeteż jego właśnie spotkało takie szczęście. Bycie mentorem dla kogoś takzdolnego i kreatywnego, sama niewymuszona przyjemność – a następnie gruchnęli,przepychając się jeden przez drugiego, aby dotknąć dłoni bruneta i wykonać znim bojowniczy okrzyk, który zaprowadzi ich na szczyt zwycięstwa.
Drake czułich różnorodne perfumy, męskie dezodoranty, płyny do płukania tkani,detergenty, nawet gumy do żucia, które właśnie w tym momencie spokojnieprzeżuwali. Lecz wkrótce trener kazał im, pozbyć się ich. Obawiał się, żektóryś z chłopców mógłby się zadławić podczas meczu, zresztą oni sami znaliregulamin – żadnych cukierków, ani innych specyfików w ustach podczasrozgrywek. Wymienili ostateczne informacje i spostrzeżenia, poprawili stroje,podkolanówki i buty, a następnie cisnęli się w kierunku drzwi, podążając zapoważnym trenerem.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chociaż Drakewiedział, że były to tylko pozory. W głębi duszy mężczyzna zastanawiał się,roztrząsał różne scenariusze i zapewne martwił się o swoich zawodników – o to,czy poradzą sobie, jak zachowa się przeciwnik, czym tym razem zaskoczy, możnaby wymieniać w nieskończoność.
Brunet obiecał sobie, iż tym razem porażka niewchodziła w żadną rachubę. Przyniesie chwałę swojemu trenerowi i drużynie.Pokona nieprzyjaciela i da z siebie wszystko na polu bitwy, zwanym murawą.Otrząsnął się z własnych przemyśleń, gdyż poczuł, jak Chris zaplatał palce najego przedramieniu. Cały czas o czymś mówił, a Drake był tak oszołomiony tymwszystkim, iż ledwo nadążał za słowami blondyna.
– Potrafisz zmotywować. Jestemspokojny. Wierzę, że dzięki tobie przyjacielu wygramy ten mecz – westchnął,patrząc przed siebie, na plecy podążającego przed nim Levisa.
– Już nie mogę się doczekać miny Connora, jakdowie się, że przegrał. No cóż, wreszcie ktoś utrze nosa tej zarozumiałej pale– Yves zachichotał, jak małe dziecko, które narozrabiało i nie zamierzałopowiedzieć o tym swojej mamusi.
Szli przez jasny korytarz, oświetlony białym,trochę za jaskrawym światłem i chociaż nie był on wcale długi, brunetowiwydawało się, że spędzili w nim wieczność. Gdy wreszcie czubki jego butówdotknęły zielonej murawy, odetchnął pełną piersią. Złapał pokaźną ilośćpowietrza, a następnie szybko je wypuścił chłonąc wszystkie zapachy i dźwięki,które wirowały wokół jego osoby, jak zgrabne baletnice na światowych pokazach.Pokręcił głową, rozglądając się dookoła, chłonąc jak najwięcej szczegółówzwiązanych z miejscem.
Sama przestrzeń, na której znajdowało się boiskowydawała mu się znacznie większa niż ostatnim razem, kiedy tutaj przebywał –czyli zaledwie wczoraj, gdyż wtedy odbył się jego ostatni trening. Naogrodzeniu powiewały niebiesko-czarne flagi – symbolizujące barwy uczelni. Poprzeciwległej stronie od stadionu znajdowały się trybuny, na którychzgromadziła się całkiem pokaźna liczba osób. Drake spostrzegł, iż nie wszystkiemiejsca były jeszcze zajęte, ale z każdą chwilą ich liczba zmniejszała się,pozostawiając zapchaną do granic możliwości przestrzeń. Nie spodziewał sięujrzeć tylu osób, chociaż z drugiej strony domyślał się, że dzisiejsze wydarzenieurośnie do rangi czegoś niezwykłego, w oczach tutejszych mieszkańców – przedewszystkim rodzin, przyjaciół spoza szkoły, a także nauczycieli oraz innychrówieśników. Poza terenem boiska rozciągały się kramy i budki, które prawie że załamywały się odnaporu oferowanych produktów, gadżetów i maskotek. Drake poczuł się tak, jakbyprzyjechał na mecz sławnych gwiazd futbola.
Powietrze przesiąknięte wieloma –przyjemnymi dla nosa i ucha zapachami oraz dźwiękami, atakowało ze wszystkich stron,obejmując w szczelnym uścisku. Wiedział, że tak łatwo się nie uwolni, ale czychciał do tego dopuszczać? Z pewnością nie.
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Two Steps From Hell - Rebirth
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Wiem, że tydzień temu nie było rozdziału, ale nie zdążyłam go w całości napisać 😢 Wciąż nad nim pracuję. Podzielę go na więcej części, żeby przyjemniej się czytało. Mam nadzieję, że ktoś tutaj ze mną jeszcze jest.
Pozdrawiam wszystkich! 😍❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro