Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

💎💎💎

Evelin patrzyła na młodą wampirzycę nieodgadniomym wyrazem oczu, w których za fasadą obojętności i milczenia, krył się smutek i taki żal, który odczuwamy wówczas, gdy zorientujemy się, że straciliśmy coś bezpowrotnie, co gorsza coś na czym nam bardzo zależało, a przekorny los nie dał nam szansy, by odpowiednio to udowodnić. Wypukłe, kształtne ustna wykrzywił grymas odrazy, a szkliste oczy zwęziły się do wąskich szpareczek. Najwidoczniej przypadkowo natknęła się na Selene.

Brunetka wiedziała, że już wcześniej ją zauważyła, ale starała się trzymać jak najdalej od jej osoby. Nie pragnęła z nią kontaktu, mim to to go otrzymała. A młoda wampirzyca paradoksalnie cieszyła się z tej możliwości. Nie ukrywała, że odczuwała ogromny wstyd z powodu wcześniejszego zachowania i tego, jak potraktowała ową koleżankę, ale w gruncie rzeczy chciała naprawić wyrządzone przez siebie krzywdy. Uznała, że to odpowiedni moment na odbycie tej trudnej i poważnej rozmowy.

– Cześć Evelin – Przełamała pierwszy lodowiec, lecz Evelin ani drgnęła, wciąż przyszpilając jej ciało do podniebnej karuzeli. Selene wystraszyła się. Ten wzrok mówił:

To ty tam powinnaś wisieć, nie krzesełka.

Poczerwieniała wewnątrz od smutku i pokory.

– Rozumiem. Nie chcesz ze mną rozmawiać, ale chciałabym żebyś wiedziała, że nie jestem już z Arthurem i przepraszam cię za to, że potraktowałam cię w tak okrutny sposób – Nagle zrozumiała, że jakiekolwiek tłumaczenie z jej strony nie naprawi wcześniej nadszarpniętych, zniszczonych stosunków. Tak bardzo chciała odbudować mosty, które wcześniej niechlubnie spaliła, lecz czy było to możliwe?

Ciemnowłosa koleżanka wciąż milczała, trzymając zaciśnięte usta. Wyglądało to w ten sposób, jakby chciała i zamierzała coś powiedzieć, ale jakaś wewnętrzna siła kazała jej nie otwierać ust. Selene zrozumiała wiszącą w powietrzu aluzję. Odwróciła głowę i spostrzegła, że Drake oraz jego przyjaciele zniknęli w przestworzach, unosząc się na podwójnych krzesełkach, utkanych z powietrza i metalu. Zewsząd dobiegały dźwięki wesołej świątecznej muzyki, które całkowicie nie pasowały do tego, co zaraz miało się wydarzyć. Dręczyły ją złe przeczucia, zbyt często spełniały się one w jej życiu.

Selene oczekiwała, iż Evelin w najlepszym wypadku zaraz odwróci się na pięcie i odejdzie w przeciwnym kierunku. Jakaś mała cząstka świadomości brunetki opowiadała się za bardziej brutalniejszą opcją – brunetka nakrzyczy na niebieskooką wampirzycę, karząc jej już nigdy się do siebie nie odzywać. Oczywiście żaden z tych scenariuszy nie ziścił się w rzeczywistości, a Selene po raz kolejny przekonała się, iż nadmierne analizowanie, martwienie się czymś, było rzeczą i sprawą bezsensowną.

Evelin jedynie ciężko odetchnęła i poruszyła nieznacznie ramionami, przez co materiał grubego, futrzastego płaszcza uniósł się na jej ramionach. Sztuczne włosie połaskotało ją w szyję, co nie wywołało ani odrobiny przyjemności, gdyż myśli zajęło coś zupełnie innego.

– To nie mnie powinnaś przepraszać. Doprowadziłaś do rozpadu zespołu. Jason załamał się. Porzucił grę, a dobrze wiesz, że nie powinien tego robić. Jest przecież do tego stworzony – Dziewczyna o egzotycznej urodzie zmarszczyła nos i pokręciła głową, uwidaczniając na czole płytkie zmarszczki, będące odbiciem prawdziwego, nieudawanego żalu i utrapienia.

Gdyby była księgą, Selene bez problemu byłaby w stanie z niej czytać, ale właśnie przez tę umiejętność, wcale nie było jej prościej. Z każdym wypowiadanym przez Evelin słowem uświadamiała sobie jak wielki popełniła błąd. Co gorsza być nie może nie było już odwrotu i szansy na naprawienie go.

– Masz rację. Przeprosiny należą się wam wszystkim. Naprawdę tak mi głupio... –  Selene urwała w połowie zdania, ponieważ koleżanka niespodziewanie znalazła się zaraz przed nią, ściskając ją z całych, ludzkich sił, jak przytula się najukochańszą maskotkę.

– Wiem. Wybaczam ci Selene. To znaczy już dawno ci wybaczyłam. Nie potrafiłabym się na ciebie gniewać. Poza tym, to wyjątkowy czas, w którym ludzie prostują własne drogi. Nie chcę ci tego utrudniać  – Dziewczyna roześmiała się, a wampirzyca odetchnęła z ulgą. Ciężki kamień spadł jej z serca.

– Dziękuję.

– Jeszcze mi nie dziękuj. Chcę żebyś wróciła do zespołu. Nie znaleźli i nigdy nie znajdą drugiej takiej wokalistki, jak ty, ale jestem pewna, że reaktywują go dla ciebie, jeśli wyrazisz chęć ponownej współpracy.

– Evelin. Poczekaj. Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żebym znowu śpiewała i co gorsza wróciła do zespołu? Przecież oni mnie nie cierpią. Nie rozstałam się z nimi w przyjaznych relacjach. Zresztą zepsułam je ze wszystkimi – Selene rzekła cichutko. Miała nadzieję, iż nie rozpłacze się przed koleżanką z uczelni, chociaż była to nie lada sztuka.

Zimny, suchy wiatr podsycał napływające do oczu łzy, jak oliwa podburzała płomienie do gwałtowniejszego wzrostu. Tu i ówdzie słychać było rozentuzjazmowane krzyki uczestniczących w zabawach ludzi.

– Słuchaj kochana. Nie zachowałaś się wobec nich w porządku, to fakt, ale to zdarzenie nie dyskwalifikuje cię całkowicie w ich oczach. Rozmawiałam ostatnio z Aaronem. Wydaje mi się, że oni wciąż wierzą, że jednak zmienisz zdanie i wrócisz.

– Nawet pomimo tego, jak wcześniej ich potraktowałam, co im powiedziałam? – Zszokowała się brunetka, a jej zdziwieniu nie była końca.

– Odpowiedź brzmi tak. Bez względu na wszystko, powinnaś o siebie zawalczyć – Evelin ulokowała czujne, zatroskane spojrzenie na twarzy Selene. Mówiła prawdę, każdy por na jej twarzy, każda zmarszczka zdawały się krzyczeć tym samym, niesłyszalnym dla ludzkich uszu, lecz widocznym dla oczy okrzykiem.

Stało się to dla niej bardziej pokrzepiające. Już sama myśl, iż młoda dziewczyna naprawdę ją wspierała, kibicowała jej w dążeniach – napawała ją czymś w rodzaju wewnętrznego, przyjemnego optymizmu. Nie czyniła tego za często, lecz w tej chwili obdarzyła stojącą obok niej brunetkę najmilszym i najbardziej odważnym uśmiechem, na jaki było ją stać w życiu. Zazwyczaj ukrywała go za maską nieśmiałości, nieprzychylności, nieufności do świata i otaczających ją ludzi.

W niedalekiej odległości przetoczył się mały wózek wraz z pchającym go mężczyzną, który nieustannie wykrzykiwał Merry Christmas! Niestrudzony podróżnik, wędrujący w dal, podczas chłodnej, prawie styczniowej nocy. Bo ileż zostało do końca grudnia? Czas tak szybko uciekał, rozpływał się, roztapiał, jak ten rozmoczony przez deszcz, wcześniej zmarznięty śnieg. Chociaż teraz pojawiały się jego nowe warstwy. Mężczyzna uraczył je dobroczynnym, dosyć naturalnym uśmiechem, po czym przeszedł dalej, co chwila zachwalając uroki miejsca, będącego obiektem jego pracy i westchnień, przynajmniej z tego, jak się zachowywał, można było wydedukować właśnie tego typu stwierdzenie. Dziewczyny odprowadziły go spojrzeniami, a Selene zatrzymała na dłużej wzrok, na postaci zmierzającego ku niej brata.

Zatrzymał się zaraz obok jej ciała, wręcz stykając się z nią biodrami, obwieszczając nieznajomej dręczycielce, iż zamierzał bronić tej oto kobiety, która w dodatku była dla niego siostrą i jedną z ważniejszych osób w jego życiu. Poprawił ułożenie jednorożca, nie spuszczając oczu z Evelin.

– To mój brat Drake – Brunetka wskazała na ciemnowłosego chłopaka jedną ręką. – Evelin poznałam na uczelni. Koleżankujemy się – Uznała za słuszne, iż powinna wyjaśnić ten stan rzeczy.

Drake jedynie kiwnął głową, natomiast ciemnooka dziewczyna wydawała się być nim zachwycona.

– Ta karuzela jest fantastyczna. Sel! Dlaczego nie poszłaś z nami?

Drake przewrócił nieznacznie oczami. Chyba nikt poza nim samym (oczywiście on czuł, że wykonuje ten gest) nie zauważył jego reakcji.

Młody, jasnowłosy fan Chelsea Londyn przywlókł się zaraz za Drake'iem ciągnąc za sobą, lekko poirytowaną jego zachowaniem blondynkę. Miała ochotę wyrzec na głos parę słów, na temat jego nieodpowiedniego zachowania, ale gdy spostrzegała jeszcze jedną dopiero co napotkaną dziewczynę, zamknęła usta. Uznała, iż pewne uwagi zachowa po prostu dla siebie. Tak będzie lepiej.

Tymczasem już pozostali znajomi podeszli bliżej, otaczając Selene, Drake'a oraz Evelin ze wszystkich stron. Teraz dosłownie mogli poczuć się, jak w potrzasku, choć wiedzieli, że tamci nie stanowili dla nich najmniejszego zagrożenia.

Evelin powiodła po nich spokojnym spojrzeniem.

– Przepraszam was bardzo. Trochę ją zatrzymałam rozmową, ale już nie przeszkadzam. Do zobaczenia na uczelni i pamiętaj o tym, co ci powiedziałam – Mrugnęła do wampirzycy porozumiewawczo.

– Nie przeszkadzasz! Została nam ostatnia atrakcja przed fajerwerkami. Możesz do nas dołączyć – Coralin postanowiła być tą miłą podczas tego spotkania z nową koleżanką i wyjść naprzeciw faktom, które nie dla każdego mogły okazać się być wygodne.

Aczkolwiek Evelin szanowała przestrzeń osobistą i przyjacielską innych osób. Nie wpraszała się tam, gdzie uważała, że jej obecność mogłaby okazać się zbędna, bądź dla kogoś przytłaczająca.

– Dziękuję za propozycję, ale może innym razem z niej skorzystam. Muszę już wracać do domu, ale wy bawcie się dobrze.

– Dziękujemy! – Chris odkrzyknął za oddalającą się koleżanką Selene.

Znów pozostali sami, w niezmiennym gronie, kręgu najbardziej zaufanych (przynajmniej takie mogli żywić nadzieje) osób.

– No to w takim razie przyszła kolej na ciebie przyjacielu. Powiedz, gdzie teraz? – Blondynek oderwał wzrok od pleców ciemnowłosej imigrantki, które zniknęły wśród tłumu napływających osobistości, po czym przeniósł go na sporo wyższego od siebie kolegę.

Zapatrzony na odległy, niezidentyfikowany przez ich oczy punkt w oddali, westchnął przeciągle, a następnie odwrócił się od przyjaciół i postąpił parę kroków w bok. Pozostali pomyśleli, iż Drake nie usłyszał pytania blondyna, albo najzwyczajniej w świecie (co mogło być całkiem prawdopodobne) po prostu zignorował je. Lecz Drake tylko zastanawiał się. Już tyle zobaczyli. Tyle przeżyli, poczuli. Wystawili uszy na podbój dzikich, nieokrzesanych, niekontrolowanych dźwięków, z którymi poradzili sobie jak prawdziwi weterani tonacyjnych wojen. Spragnione smaków języki liznęły słodkości i błogości oferowanych przez okoliczne bary, budeczki, szeroko pojęte stoiska i gastronomie. Czy było tutaj jeszcze coś godnego zauważenia, pochylenia się nad tym? Pokontemplowania, albo jak przypuszczał – przyjaciele zapewne oczekiwali po nim jakiegoś spontanicznego planu, atrakcji, która sprawi, że poczują mokrą plamę w gatkach. Wreszcie wpadł na najlepszy pomysł, jaki mógł narodzić się teraz w jego głowie.

Chłopcy przyglądali mu się z lekkim znużeniem – Chris nie ruszał się, ale Yves przestępował z nogi na nogę, zupełnie jak mała, zagubiona istota pośród nieznanego, nieprzychylnego świata.

Dziewczęta zachowały spokój i opanowanie, lecz twarz starszej siostry Drake'a wyrażała jeszcze coś na kształt ulgi, zapewne odnoszącej się do rozmowy z tamtą czarnowłosą młodą kobietą.

– Drake. Długo będziesz się zastanawiać? Trochę tutaj zimno. Nie chcę narzekać, ale.... – zażenowany ton przywódcy grupy, który tym posunięciem mógł stracić na autorytecie, został brutalnie przerwany i zakończony przez latynoskiego kumpla z długim, niewyparzonym jęzorem.

– A ja będę narzekał! Ruszymy się wreszcie! Smarki w kinolu już mi zamarzły. Zaraz nie będę mógł oddychać..."

Rzeczywiście nos zielonookiego chłopaka naznaczyła jabłkowa, delikatna czerwień. Pociągał nosem raz zarazem, marszcząc policzki i brwi w geście, który nie wyrażał ani odrobiony zadowolenia. Zapiął zamek, podsuwając go pod samą brodę, co więcej ukrywając ją, jakby to właśnie od tej części ciała zależało, czy jutro obudzi się z zapchanym nosem i zapaleniem zatok. Kichnął dwa razy, a rudowłosa lisica odskoczyła w kilku susach od swojego jeżyka, otrzepując się z krążących w powietrzu zarazków.

Przedstawiona scena w rzeczywistości może nie miała nic wspólnego z humorem, ale w oczach Drake'a wyglądała na bardzo zabawną. Na tyle śmieszną, że chłopak roześmiał się na głos, a jego nagła reakcja spotkała się z milczeniem pozostałych. Wybrał nieodpowiedni moment.

– Dziękuję wam za ten wspaniały wieczór. Świetnie się bawiliśmy, co nie Selene?

Na dźwięk swojego imienia dziewczyna pokiwała głową i obdarzyła go pełnym uśmiechem.

– Mam dosyć wrażeń, jak na ten jeden dzień. Końcówkę tej imprezy chciałbym przeżyć w spokoju, dlatego proponuję obejrzenie fajerwerków i parady. Może przy jakimś piwku? – Uniósł brwi i zlustrował oczami, najpierw Chrisa, który jako przywódca powinien zabrać głos, a później Yvesa, opatulającego rękoma własne ciało.

– Ale mamy jeszcze pół godziny do północy. Zdążymy jeszcze pójść na jakąś karuzelę, kolejkę, czy co tam wybierzesz. Mogę ci nawet pomóc, jeśli nie wiesz...

– Chris, nie produkuj się tak. Chcę po prostu miło spędzić ten czas, z wami. Usiąść, pogadać jeszcze. Bez pisków i wrzasków, razem w naszym małym, najlepszym na świecie gronie – Drake złapała za ramię przyjaciela, ostudzając jego gorące wypowiedzi i zwalniając bieg myśli.

Pod naporem jego ciężkiej, przenikliwej dłoni – dosłownie mógł poczuć jej moc, a być może tylko to sobie wyobrażał – uległ i uspokoił ciało oraz umysł. Ktoś rzekłby, że młody ciemnooki chłopak narodził się, bądź wykształcił w sobie dar przekonywania innych do swoich racji. Długoletnie życie, obserwacja ludzkich zachowań i przyzwyczajeń wyposażyła go w tego typu umiejętności, choć niezbyt często posługiwał się nimi, co ważne nie był skłonny do tego, żeby często je wykorzystywać. Chociaż, chociaż, pojawiały się różne momenty – te mniej chlubne – w których odsuwał na bok etykę, moralność, uczucia drugiej, żywej istoty i czerpał tyle ile mógł z jej naiwności i przekonania na temat własnej mentalnej siły, która była dla niego, jak mały robaczek pod butem.

Opadający wcześniej na ziemię śnieg, teraz przerodził się w drobny, rozmokły deszczyk, osiadający się na czapkach, twarzach i kurtkach w postaci maleńkich, ledwo widocznych, półokrągłych kropelek. Kilka z nich spłynęło po nastroszonej grzywce bruneta od samego czubka, docierając aż do zakończenia włosa i nagiej skóry.

– Ja się zgadzam. Będzie jeszcze okazja, żeby nieźle zaszaleć – Jako pierwsza poparła go Coralin, aż zabrakło mu słów w ustach, żeby odpowiednio zareagować na jej odpowiedź.

– Lubię patrzeć na sztuczne ognie, zwłaszcza o tej porze. W stu procentach popieram pomysł Drake'a  – Karina czule rzekła, czując niewytłumaczalny prąd przechodzący od górnej części kręgosłupa, aż po jego zakończenie. Drake uśmiechnął się kierując ten gest tylko i wyłącznie w jej stronę, tak zaplanował i tego chciał, by ona to wiedziała, żeby to zauważyła i domyśliła się.

– Codziennie nas zaskakujesz – Niski blondynek pokręcił głową, wprawiając niebieski pompon w ruch.

– Zaskoczę was jeszcze nie raz – Zamrugał tajemniczo i zakończył tę pełną radości i swobody wymianę zdań. Tak, jak zaplanowali udali się do najlepszego miejsca, z którego mogli oglądać fajerwerki – czyli do jednego ze specjalnie do tego celu przygotowanego punktu widokowego – zahaczając jeszcze po drodze o budkę, w której wykonali kilka małych, wyjeżdżających na podłużnej taśmie, zdjęć.

Coralin oraz Karina – chociaż brunetka zdawała się być mniej nalegająca, nie zmieniało to jednak faktu, iż bardzo zależało jej na tych zdjęciach, choć Drake nie wiedział dlaczego – uparły się na uwiecznienie przemijającej chwili, dowodem czego stały się kawałki, cienkiego papieru, zachowującego zastygłe oblicza i naturalne rysy twarzy, dokładnie tak, jakby żyły własnym życiem, gdzieś po drugiej stronie papieru.

Drake długo się wahał. Selene żywiła mniejsze opory. Szybko dała się namówić na wspólną fotografię, brunet musiał trochę dłużej nad tym pomyśleć – zaraz zaczną myśleć, iż był spowolnionym umysłowo człowiekiem. Ciągle nad wszystkim musiał się zastanawiać, a ta nadmierna wydajność mózg, w każdej nawet tak bzdurnej sytuacji, doprowadzała go do szaleństwa i ostatecznych granic wytrzymałości psychicznej. Wreszcie zgodził się wywołując ogromną radość – jakiej jeszcze nie miał okazji oglądać i być świadkiem – w oczach kochanej przez niego brunetki. Warto było. Pomęczyć się chwilę. Zapomnieć, chociaż tego wieczoru na pewno nigdy nie wymaże z pamięci. Nigdy nie mów nigdy, głosiło porzekadło, a on zbyt długo żył na tym świecie, by wiedzieć, że twór zwany losem był tak skonstruowany, żeby jeszcze nie raz i nie dwa zaskoczyć go, w najmniej oczekiwanym przez niego momencie.

Gdy na niebie pojawiły się pierwsze fajerwerki, pierwsze ogniste kwiaty, kolorowe gwiazdy, złocisty deszcz odpłynął daleko myślami, pozostawiając ciało wśród tłoczących się w pobliżu osób. W rozwartych oczach odbijały się setki opalizujących świateł, rozpraszając mrok wiecznej nocy. Nie czuł się zagubiony, już nigdy więcej i znów to słowo nigdy. Nigdy, które tak samo, jak Nadzieja niejednokrotnie pojawiało się w jego życiu. Co by zrobił, co mógłby oddać, żeby teraz bez żadnego problemu, oporu, czy zawahania złapać za dłoń ukochanej dziewczyny. Marzenia czasem się spełniały, ale nie te odległe. Te, o których zazwyczaj nie odważymy się pomyśleć, zawalczyć o nie. Paradoksalnie nawet te, które znajdą się praktycznie na wyciągnięcie jednej ręki. Nie tak łatwo je dosięgnąć, być może dlatego, iż obawiamy się, że jeśli nam się nie powiedzie, to nie uda nam się także z tymi odległymi. Skoro nie zasługujemy na spełnienie tych najprostszych, dlaczego mielibyśmy zasłużyć na realizację tych większych? No właśnie.

Pytania te wciąż pozostawały bez wyraźniej odpowiedzi. Lecz tej nocy zapomniał o nich wszystkich, wysłał w podróż ku bezkresnym drogom, błogiej nieświadomości.

Czuł ich zachwyt, widział ten podziw malujący się na młodych, jeszcze nie naznaczonych żadną ryską, zwiastującą upływ czasu, twarzach. Cóż to było za szczęście wiedzieć, że podjął kolejną ważną, a zarazem dobrą decyzję w swoim życiu. Każda kolejna przybliżała go do ostatecznego celu. Do celu zwanym człowieczeństwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro