5.
💎💎💎
Zdarzało się, że spędzała w tym miejscu całe, wolne dnie i noce, bądź tylko chwile.
Siedziała w małym pokoiku, nazwanym przez nią oraz innych pracowników tego schroniska jej własnym biurem, bądź po prostu pokojem, gdyż w ten sposób go traktowała (jeśli w ogóle można jakoś traktować rzecz).
Przygotowywała właśnie pytania, które zamierzała zadać podczas wywiadu środowiskowego z jedną z rodzin, zdecydowanej na podjęcie się opieki nad jednym z podopiecznych zamieszkujących obszar schroniska. Nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół niej, lecz dziwne zachowanie białej kulki, zwanej Perełką zastanowiło ją i zwróciło jej uwagę.
Dziewczyna oderwała oczy od kartki papieru i przeniosła je na zwierzę, które wstało na równe nogi i potruchtało pod regał, na którym znajdowała się mała, bogato zdrobiona skrzyneczka, kształtem przypominająca coś w rodzaju pozytywki, lub skrzyni na biżuterię. Miała wrażenie, że przedmiot zadrżał, poruszył się.
Wtem pies uczynił potężny jazgot, warcząc i zapierając się na nogach. Olivia wstała na równe nogi.
– Perełka! – zawołała na psa, lecz ten nie reagował na jej wezwania.
Wciąż wpatrywał się w przedmiot, okrągłymi, piwnymi oczami warcząc i szczekając.
Dziewczyna podeszła do zwierzęcia i ukucnęła obok niego. Pogłaskała zwierzątko po główce i podrapała je za uszkiem. Momentalnie uspokoiło swe docieklwie szczekanie.
Młoda blondynka wstała i zamierzała odejść, gdy nagle jej wzrok padł na jeszcze inny przedmiot. Mały kaktus posadzony w ozdobnej doniczce z fikuśnymi wzorkami w kształcie chmurek i słoneczek. Nie mogła uwierzyć. Dosłownie parę dni temu przesadziła go do większej doniczki. Roślina nie mieściła się w poprzedniej ze względu na rozmiary, które osiągnęła. Nie była wymagającym kwiatkiem, zresztą wszystkie kaktusy takie były.
Olivia nie podlewała go zbyt często. Teraz pożałowała, gdyż roślinka straciła żywą zieloną barwę, ostre, drobne kolce i przeistoczyła się w wyschniętego, martwego badyla. Dziewczyna poczuła żal. Widok rośliny zasmucił ją.
Wzięła doniczkę w dłonie i zaniosła ją na biurko. Postanowiła, że jutro znajdzie innego kwiatka i przyniesie go tutaj. Roślina dodawała energii, powiewu świeżości.
Odwróciła się na pięcie, żeby spojrzeć na Perełkę, która nagle ucichła (co było bardzo zastanawiające, zważywszy na jej poprzedni gwałtowny, niczym niewymuszony wybuch. Takie zdarzenia nie miały wcześniej miejsca), gdy nagle poczuła mocny, przeszywający piętę, tępy ból.
Instynktownie zgięła nogi w kolanach. Usiadła na podłodze, żeby móc rozwiązać sznurówki, lecz dziwne spojrzenie suczki, którą się opiekowała zmroziło jej krew w żyłach. Nie patrzyła na nią z miłością, lecz z wyraźnie widoczną nienawiścią. Jakiś enigmatyczny cień przepłynął po twarzy zwierzęcia sprawiając, iż ponownie rozdziawiło paszczę, ukazując rząd długich, dosyć ostrych kłów.
Olivia nie sądziła, iż Perełka mogłaby ją skrzywdzić, aczkolwiek widok szyderczego uśmiechu, wykrzywiającego potulny pysk białego zwierzęcia, skłonił ją do powtórnego rozważenie tej kwesti.
Złapała za kant biurka, powoli unosząc się do góry. Ból w pięcie rozchodził się po całej stopie, docierając aż do palcy, przywodząc na myśl okropne wizje. Miała wrażenie, że zanurzyła stopę w wiaderku wypełnionym jadowitymi owadami, które obchodzą jej skórę, tworząc niezniszczalny, twardy kokon.
Potrząsnęła głową, gdy nagle Perełka poderwała się z miejsca i ruszyła w jej stronę. Młoda czarodzieja zdążyła wykonać unik, a zwierzę przeleciało nad jej głową, muskając tylnymi łapami kilka odstających włosów, po czym opadło na snaujący się po podłodze cień.
Suczka biegała za nim jak oszalała, drapiąc ściany, przewracając krzesła. Wreszcie podbiegła do okna, za którym Olivia dojrzała majaczącą postać i wtedy coś sobie uświadomił. Jej biuro znajdowało się na drugim piętrze, to niemożliwe, by ktoś mógł tam być. Ale był. Ktoś, a raczej coś. Patrzyło na nią.
Dziewczyna nie widziała twarzy istoty, która ją nawiedziła, mimo to czuła na sobie palący wzrok nagabywacza.
Perełka podskoczyła, zahaczając zębami o cienki materiał zasłonki. Materiał pękł w połowie opadając na ziemię długą kaskadą. Istota poczuła się zdemaskowana, gdyż uniosła ledwo widoczne ramiona, zasłoniła nimi twarz i uleciała gdzieś w górę.
Olivia w ślimaczym tempie podeszła do okna, przy którym siedziała nieco speszona, jednakże spokojna Perełka. Chyba obawiała się, że jej właścicielka będzie krzyczeć, ukaże ją za to, że uczyniła coś złego. Ale Olivia nie myślała o tym w tej chwili.
Chwyciła za klamkę i otworzyła okno, wychylając przez nie głowę. Zimne, grudniowe powietrze, przepełnione śniegiem buchnęło jej w twarz. Spojrzała w niebo, następnie na ziemię i na boki, niczego, ani tym bardziej nikogo tam nie zaobserwowała. Głupi żart? Była sama. Ktoś mógł ją przecież nastraszyć, ale nikt nie wiedział o jej obecności tutaj.
Zamknęła okno. Zerknęła jeszcze na szkatułkę, którą podarował im Wiktor. Znacznie zbliżyła się do krawędzi półki o mało, co nie spadając i roztrzaskując się na drobne kawałki. Nie byłoby już czego zbierać.
Zlęknęła się przesuwając skrzynkę na poprzednie miejsce. Mała psinka potruchtała w jej stronę, opierając zimny i mokry nos na nogawce spodni. Chciała przeprosić panią za to, że przysporzyła jej tylu kłopotów.
– To nie twoja wina Perełko. Też to poczułam. Chciałaś mnie obronić – Schyliła się do zwierzątka, obejmując je.
Suczka wtuliła pysk w jej ciepłą pierś, jak maleńkie dziecko tulące się do ciała matki.
– Zbudzili je. Szkatułka je przyciąga. Czeka na swego Pana, aż się pojawi. Słudzy Pandory, plugawi i grzeszni. Oby nigdy jej nie znaleźli – wyszeptała te słowa niczym modlitwę.
Zasnęła na podłodze, wtulona w śnieżnobiałe futro swej towarzyszki, a ona strzegła ją przed realnymi koszmarami próbującymi wedrzeć się do jej udręczonej głowy.
💎💎💎
Chłodny sztylet strachu i wątpliwości przeszył jej strudzone serce. Widziała niejedno. Nie lękała się, nie obawiała, a mimo to wciąż było coś, co napawało ją nieprzeniknionym, niepokonanym przerażeniem. Zacierała zziębnięte dłonie.
W pokoju panowała zwyczajna temperatura, ale ona znajdowała się jakby w innym świecie. Błądząc na granicy jawy i snu dręczyły ją najróżniejsze, najpotworniejsze koszmary.
Wreszcie otworzyła powieki, spod których wypłynęła szkarłatna, w ciemnościach czarna krew. Sztywnym ruchem przetarła twarz, nie zwracając uwagi na to, że jeszcze ktoś prócz niej był w tym pomieszczeniu.
Przyglądał jej się badawczo, nie zakłócając panującej wokół ciszy.
– Przestrzegałem ją. Prosiłem. Cienie są podstępne. Teraz już nic ich nie powstrzyma. Spróbują przejąć nasz dom, nas samych, na końcu szkatułkę.
– Nie – Głos Sofii tak silny, tak stanowczy przerwał rozterki najstarszego członka famili.
Wiktor uniósł swe siwe oczy i wlepił je w postać wampirzycy. Wpatrywał się w jej twarz, na której zakrzepła krew utworzyła misterne znamiona. Wyglądała jak zaczarowana wróżka z innego świata. Jej usta ledwo co poruszały się, mimo to każde ze słów intonowała bardzo wyraźnie.
– Powstrzymał je. Użył jednego z demonów. Potężnego strażnika piekieł, który oddał mu się w posiadanie. Dzięki czemu zyskał moce, o których my możemy tylko pomarzyć.
Sofia zwiesiła głowę. Wyglądało to tak, jakby szybko zasnęła, ale ona wciąż była przytomna.
– Ujarzmił je. Teraz słuchają już tylko jego. Zyskał władzę nad tym, co umarłe, co czai się w mroku. Wkrótce posiądzie też dusze żywych.
– Stanie się niepokonany. Biada tym, którzy nie będą stać po jego stronie – Wiktor zakończył posępnym tonem.
Przeczuwał to. Finał tej historii, te wszystkie walki i zmagania, których podejmował się przez te wszystkie wieki – staną się jego rozrachunkiem.
– Światło najmocniej jaśnieje w mroku – szepnęła, nie mogąc powstrzymać napływających do głowy obrazów.
Uderzyły w nią z całą swą nieposkromioną mocą, powodując ból w skroniach. Demony, cienie, potępione dusze, martwe rośliny, odłamki szkieł, krew na posadzce, szkarłatny płyn. Wreszcie on. Jego ciało, jego poza, jego ruchy, jego twarz, jego oczy. Czarne dziury, ogniste kule. Jego słowa.
– Dagon!
Złapała się za głowę, roniąc kolejne krwawe łzy. Próbowała walczyć z tym okropnym uczuciem, opętującym ciało, zniewalającym, przeżerającym niczym kwas. Słabła. Nie była już tak silna, jak kiedyś. Brak szkatułki, jej aktywność, zła aktywność osłabiała ją. Lecz nie tylko na nią tak działał ten przedmiot.
Wiktor również obawiał się tej zgubnej mocy. Mógł mieć tylko nadzieję, że kres tej batalii nie przyniesie potężnych strat.
💎💎💎
Złowieszczy grymas przywodzący na myśl uśmiech pojawił się na nienaturalnie białej twarzy młodej kobiety. Obserwowała ją oraz jej towarzysza, którego nie miała okazji poznać, lecz doskonale wiedziała o jego obecności. Jej pan zamierzał wykorzystać go do realizacji niecnych celów.
Podła i zepsuta wampirzyca nie mogła doczekać się finału tej historii, a czuła, że z każdą kolejną przemijająca sekundą zbliża się on wielkimi krokami. Ileż by dała w tej chwili, by móc mu jakoś pomóc. Wziąć na recę, naciągnąć trochę dolne kończyny, żeby przybył do nich jak najszybciej. Co chwilę przygryzała dolną wargę, rozmazując czerwoną szminkę, którą były pokryte. Wyglądała jak po niezłej uczcie, chociaż jeszcze nie piła, miała ważniejsze sprawy na głowie.
Ślęczała na brudnym, zimnym podłożu, w jednym z opuszczonych stacji, pod nogami swego najwyższego pana, Boga w czystej postaci. Zachowywała się, jak uniżony sługa. Brakowało jeszcze tego, by zaraz zaczęła czyścić mu buty, lub pełnić rolę podnóżka.
Przechylała się w przód i w tył, łapiąc się za głowę i płacząc krwawymi łzami, zalewającymi policzki, brodę i ziemię wokół jej osoby.
Ned nie patrzył na nią z troską, czy obawą o jej życie, raczej z pogardą i wyrafinowaniem. Można by nawet rzec, że z obojętnością. Tak naprawdę nie żywił sympatii do żadnej z istot, z którymi się zadawał, czy otaczał. To były tylko marionetki. Słudzy, których wykorzystwał do osiągnięcia konkretnego celu. Widok krwawych łez kobiety sprawił, iż coś bardzo plugawego i złego, co bardzo dawno zagnieździło się w jego sercu, przemówiło ze zdwojoną siłą. Wiedział, że to demony, które zostały zbudzone. Że to szkatuła wzywa Pana, by wreszcie ją odnalazł i wykorzystał, tak jak czyni to kochanek wobec swej lubej.
Zacisnął pięści na poły długiego, czarnego płaszcza. Wyglądał w nim, jak istota elegancji i szyku, a tak naprawdę był niczym innym jak zaplutym i zawszonym potworem, zatrutym prawie wszystkimi chorobami tego świata. Sam mógł być określany mianem śmietnika, kolebki drobnoustrojów.
Czarnowłosa kobieta złapała pokrwawioną dłonią za końcówkę płaszcza Neda, plamiąc go cuchnącym, szkarłatnym płynem.
– Znaleźli...
– Szkatułę? – warknął w jej stronę, czując jak kobieta kurczy się w sobie.
Miał ogromną ochotę, by wydrzeć jej z ręki kawałek czarnego materiału, lecz nie uczynił tego, w oczekiwaniu na dalsze słowa.
– Nie... ale są blisko. Czuję to. Uwolonili demony uwięzione w domostwie Townshendów. Są wszędzie. To miejsce... to miejsce jest przeklęte. Lecz on panuje nad nimi... nie pozwala im na ujawnienie się. Jestem pewna. Powiedziały mu. On wie.... On wie, gdzie jest szkatuła...
Kobieta padła zemdlona na ziemię. Ten akt wycieńczył ją. Z jej szeroko otwartych ust wypłynęła wąska stróżka krwi. Wyglądała na martwą, lecz Ned wiedział, że to tylko moc demonów i innych złych duchów, które niestety – musiał to przyznać sam przed sobą – osłaniały myśli chłopaka. Nie pragnęły obecności kolejnego intruza, prócz oczywiście Selene i zapewne jeszcze innych (nie wątpił, że Wiktor i ta pokręcona Sofia również ich obserwują).
Drake otworzył furtkę, wrota do świata, o którym nie miał zielonego pojęcia. Może to i nawet lepiej, bo gdyby wiedział... gdyby wiedział nie byłby skory do żadnego układu.
Ned okrążył ciało ciemnowłosej wampirzycy stając naprzeciw wyjścia z tunelu. Ledwo widoczne światło jątrzyło się do wewnątrz, nie będąc jednak w stanie przezwyciężyć panującego tam mroku.
– Nie spodziewałem się, że tak szybko, ale jesteś już gotowy Drake'u. Jesteś już gotowy.
Roześmiał się tak głośno, iż spłoszył czające się w pobliżu szczury. Zmarszczył nos i oczy. Wykrzywił usta. Szkarłat jego tęczówek lśnił, niczym diament w cieniu.
Ten młody kruk, klucz do największej potęgi tego świata, w dosyć krótkim czasie stał się potężniejszy niż on sam, niż jego nauczyciel, który niegdyś go stworzył. Nawet bardziej potężny, niż żona wielkiego wampira, matka czarodziejka. A także siostry, które mogły stać się jedyną alternatywą dla jego mocy. Lecz brak jednej załamywał siły pozostałych. Stawały się niczym, jak tylko podłymi istotami.
Ned wiedział, że już nic nie stanie mu na drodze. Jeśli posiądze przychylność, ciało i duszę chłopaka stanie się najpotężniejszym tworem w dziejach istnienia tego świata. Nie będzie nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić, powstrzymać go.
Zgładził miłość, zgładził przewodnika dusz, umieścił Zwątpienie w szkatule, by nękała swą siostrę Nadzieję. Zapanował nad Isabelle i wszystko, co złe i mroczne było mu oddane.
Czegóż mógłby jeszcze chcieć? Głupie pytanie. Chciał mieć wszystko, czego dotąd nie posiadł, a mógłby mieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro