Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

Tymczasem Selene dokładnie przyglądała się kamiennej tablicy, powieszonej zaraz na środku drzwi. Kto wieszał coś podobnego w centralnej części jakichkolwiek drzwi?

Wszystko z nawet najmniejszymi detalami opisywała bratu, który jak mniemała znajdował się po drugiej stronie. Zaniepokoił ją tylko fakt, iż od pewnego czasu nie odzywał się, dlatego z lekkim przestrachem trzymającym za gardło odwróciła się za siebie. Jakież było jej zdziwienie, gdy nagle ujrzała go za swoimi plecami. Zamurowało ją.

– Drake? Czy to ty? – wyszeptała drżącymi ustami.

Zdała sobie sprawę, że cała trzęsła się na ciele, jak liście kołysane przez podmuchy wiatru.

Istota posiadająca twarz i posturę młodszego braciszka uniosła wyżej brwi i rozszerzyła oczy.

– A co? Spodziewałaś się kogoś innego? – prychnął. – No jasne, że ja. Nikogo prócz nas tutaj nie ma.

– Nie wierzę ci.

Selene odsunęła się od niego, niezbyt gwałtownie, by nie wywoływać w tym czymś negatywnych emocji. Bo kto wiedział. Może to była jakaś upiorna mara, mamiąca zmysły? Czekająca na jej potknięcie? Na złe słowa? Sprowokowana mogła zaatakować.

– Nie wygłupiaj się. To przecież ja. Dotknij mnie.

Złapał ją za rękę i przyłożył do swojej piersi.

Dziewczyna wyrwała mu się patrząc na niego krzywo.

– Prawdziwy z krwi i kości. Lepiej spójrzmy co tutaj mamy.

Obrzucił dziewczynę spojrzeniem pod tytułem mówię poważnie i nie zachowuj się jak wariatka, bo zaraz zmyję się stąd i zostawię cię tutaj samą na pastwę czających się w mroku demonów, po czym podszedł powoli do drzwi. Jego wzrok przykuła tablica z wyrytymi na niej słowami.

– Ale jak się tutaj znalazłeś? Przecież nie mogłeś przejść przez tamtą szczelinę – Wskazała ręką w stronę wspomnianego miejsca.

– To nierealne.

– Znalazłem inne przejście. W tunelu było bardzo ciemno i duszno. Wcześniej go nie zauważyliśmy – Wyjaśnił szybko.

– Dobra skupmy się. Kolejne drzwi, w dodatku zapalone pochodnie. Nie wiem jak ty, ale ja myślę, że ten kto projektował ten dom i te tunele miał fioła na punkcie drzwi. No kurwa. Po co ich aż tyle. Drzwi tu, drzwi tam. Nawet tutaj. Po chuj.... Chyba, że chcę coś ukryć, wtedy stawiam takie brzydkie drzwi z jeszcze brzydaczniejszą tablicą. Co to w ogóle za język? Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – Drake skrzywił się. – Może sprawdzę na necie.

Wyciągnął telefon z kieszeni spodni, lecz Selene powstrzymała go od powziętego planu.

– Wątpię by był tutaj zasięg. Pewnie jesteśmy jakieś kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów pod ziemią.

Selene pokręciła przecząco głową.

Drake patrzył na nią otępiale. Po sekundach namysłu schował komórkę.

– Racja. Cholera.

– Ja widziałam coś podobnego. Już wcześniej.

Brunetka stanęła obok brata analizując ułożenie ślaczków na kamiennej płycie.

Drake odwrócił głowę w jej stronę i skupił na niej swe ciemne, w tej chwili czerwone tęczówki.

– Mów dalej.

– W tej książce, którą ehhh.... Otrzymałam od Olivii.

– Wiedziałem, że nie jest tym za kogo inni ją uważają – Brunet pokiwał głową i podrapał się po policzku.

– Długo zastanawiałam się, dlaczego mi ją dała. Ale teraz już chyba wiem. Po prostu chciała mi zasygnalizować, że wie o naszym sekrecie i wskazać na to kim jest naprawdę – Selene przyjrzała się uważnie twarzy braciszka, na której zaobserwowała narastające zainteresowanie obranym tematem.

– Myślę, że ona i jej rodzina są kimś w rodzaju czarodziei. To by wyjaśniało, dlaczego dała mi tę książkę. To, że jej babcia przyjaźni się z Wiktorem. Że tak dobrze zna naszą rodzinę. Co więcej, wie o przedmiocie, o którym mówiłeś.

Źrenice chłopaka rozszerzyły się i to nie pod wpływem gorejącego tam światła.

– Widziałam zdjęcie szkatułki w domu jej babci, ale nie tylko tam. W naszym domu również. W pracowni Sofii. Ona też ma taką księgę, ze szkicem szkatułki, z tym dziwnym pismem. To chyba jakieś pismo staro celtyckie. Spójrz.

Brunetka wyciągnęła swój telefon. Przez chwilę czegoś w nim szukała, po czym pokazała Drake'owi.

– Porównaj. To samo pismo. Te same znaczki. To musi coś oznaczać. Coś bardzo ważnego.

Selene przyłożyła komórkę do tablicy, by udowodnić, że znaczki na niej i w telefonie są identyczne.

Drake skupił na nich pełne ciekawości spojrzenie. Jego siostra miała rację, te runy, jeśli mógł je tak nazwać były do siebie bardzo podobne. Rzekłby, że takie same.

– Pewnie tak. Ciekaw jestem co takiego skrywają... o czym mówią.

Chłopak podrapał się po głowie w zamyśleniu szukając jakiegoś pomysłu, inspiracji dzięki której mógłby odczytać tajemniczy napis. Lecz nic właściwego nie przychodziło mu do głowy. Czasem już tak bywało w życiu. Nie można było wiedzieć wszystkiego, to było nierealne.

– Wiktor, Sofia skrywają sekrety i umiejętności, z którymi nie obnoszą się przed nami. Wśród rodziny. Wiktor kiedyś wspominał o jakimś kluczu i strażnikach. Ciągle o nich mówił. Na samym początku myślałam, że kluczem będzie przedmiot, ale skoro stwierdziłeś, że szkatułkę można otworzyć za pomocą zaklęcia...

– Kluczem jest osoba. Nie materialny przedmiot. To potomek Pandory, dziecko zła posiadające moc i skłonność do otworzenia i wykorzystania potęgi skrywającej się w czeluściach drewnianej skrzyneczki.

Drake dokończył z powagą.

Przez chwilę on i jego siostra stali w milczeniu, nie uważając za stosowne, by przerywać panującą wokół nich ciszę. Brunet przypomniał sobie o tajemniczych słowach jednego z przybyłych przyjaciół Wiktora.

Wierzysz w ten drugi, nieosiągalny dla nas swiat strażniku? Los wiedział co robić strażniku. Dobrze wybrał.

Oczami wyobraźni ujrzał, jak jasnooki chłopak wypowiada te słowa dziwnym, nieznanym tonem, marszcząc przy tym nos. Patrząc na Drake'a tak, jakby oczekiwał od niego odpowiedzi na każde zadane przez niego pytanie, nurtującą go kwestię. Jak dziecko czekające na reakcję ze strony matki lub ojca.

Wtedy słowa poruszyły go, lecz teraz w tych ciemnościach uświadomił sobie jedną, bardzo prostą i oczywistą rzecz, przed którą nie był w stanie już dłużej uciekać. Puzzle tej szalonej układanki wreszcie powoli zaczęły stanowić jedną, wielką, niespodziewaną dla nich całość. Domyślał się, dlaczego Ned tak bardzo pragnął sojuszu, wspólnika w postaci jego osoby. Wmawiał mu, że posiadał moc, o której nawet nie miał pojęcia, a Drake w tym czasie kręcił sceptycznie nosem. Chciał odsunąć go od rodziny, żeby Wiktor nie wykorzystał go do otworzenia szkatuły. Nikt nie mógł go wykorzystać. Nie w tym wcieleniu.

– Tylko drogocenne perły spoczywają na dnie szkatuły – Chłopak zaśmiał się, lecz w jego śmiechu nie dało się usłyszeć ani odrobiny wesołości.

Selene zmierzyła go ostrożnym spojrzeniem.

– Wiesz co tam jest? Co tam leży? Na pewno nie perły. To miejsce takie jak to. Brudne, cuchnące, zapomniane przez innych. Przepełnione duchotą, strachem i zaraźliwym bólem. Duszami bez imienia i ciała, które zapomniały o tym, kim kiedyś były. Demonami lubującymi się w straszliwych mękach i torturach. Kołyska upodlonych i wzgardzonych. Tych, którym nie pozwolono dostąpić światła, bo jako umarli skazani zostali na wieczny mrok. Dokładnie tak, jak ja – Ostatnie zdanie wyszeptał, aż na ciele wampirzycy pojawiła się gęsia skórka. Zmarkotniała.

– O to chodziło. Od samego początku. Każde z nich chce zapanować nad kluczem, nie pytając go o to, czego on naprawdę chce. Każdy chce przyjaźnić się z wilkiem, nie wkraczając do jego watachy. Czy takie zachowanie ma sens? – Zadał jej pytanie, lecz ona nie odpowiedziała.

Nadal stała w milczeniu, wpatrując się w jego twarz, na cienie tańczące na baldej, skąpanej w półmroku twarzy.

– Klucz nie będzie należeć do nikogo. Ani do Neda, ani do Wiktora. Nie opowie się za żadną ze stron.

– A jeśli będzie musiał? Kogoś wybrać? – Selene zadrżała na tę myśl.

Poczuła ogarniający ją chłód. W powietrze wznosiły się kłęby wydychanej przez nich pary.

– Stanie pomiędzy, by udowodnić im, że nie jest tanim przedmiotem, którym można handlować. Jego życie jest cenne i nigdy więcej nie pozwoli, by ktoś go znieważył.

Przymknął powieki, analizując wszystkie wypowiedziane wcześniej słowa. Już wiedział. Dagon dawał mu jasne wskazówki, a on je odtrącał. Tak bardzo pragnął, błagał by ten koszmar wreszcie się skończył. Marzył o ucieczce. Tymczasem okazało się, iż jedynym wyjściem, rozwiązaniem, na jakie będzie go stać to znalezienie przedmiotu i wykorzystanie go we właściwy sposób. Jeszcze nie wiedział w jaki, ale miał nadzieję, że wkrótce się tego dowie.

Poprosił w myślach błąkające się dusze, by pomogły mu rozszyfrować dziwne znaki okalające kamienne drzwi. Lecz mary milczały, jak zaklęte, nie chcąc zdradzać dodatkowych tajemnic.

Wkrótce potem w demonicznej jamie, we wnętrzu ziemi coś się poruszyło. Po drugiej stronie drzwi. Ogrzało powietrze płomiennym oddechem, przegoniło niewidzialnych lokatorów. Przyprawiło o zawrót głowy niespodziewanych, w połowie ludzkich, gości.

Skały pod ich stopami zaczęły drżeć, jakby rozpoczął się nieuchronny proces – ta udręczona ziemia wydawała na świat potwora. Zło o gadziej twarzy i jadowitym spojrzeniu.

💎💎💎

Droga na powierzchnię minęła im znacznie szybciej niż ta, którą musieli przemierzyć wcześniej.

Młody wampir zachowywał się jak opętany. Najpierw złapał się za głowę, coś krzyknął, lecz Selene nie zrozumiała co – prawdopodobnie rzucił jakimś przekleństwem w swym ojczystym języku. Na koniec, nie zważając na siostrę pognał przed siebie w mrok.

Pomimo tego, iż Selene była szybsza od niego ledwo dotrzymywała mu tempa. Biegła zaraz za nim potykając się o wystające z ziemi kamienie z obawą, że zaraz zgubi jego sylwetkę. Brunetka miała wrażenie, że jej brat w ogóle nie zastanawiał się nad trasą, jakby znał ją od początku do końca. Miał zakodowaną w głowie, gdzieś w najgłębszych zakamarkach podświadomości.

Gdy wbiegli wreszcie do przedsionka, w którym umieszczone były regały z winem chłopak padł na kolana, chwycił za gęste włosy i zaczął wyć z bólu.

Selene uznała to za zły omen. Nie wiedziała, co się dzieje, jak mogłaby mu pomóc. Położyła rozdygotaną dłoń na jednym z jego ramion, klękając zaraz obok jego boku.

– Drake!? Co się dzieje?

Ledwo wyrzekła te słowa, a z gardła chłopaka dobył się niezidentyfikowany charkot, przemawiającego przez niego zwierzęcia, bądź czegoś znacznie gorszego.

Włosy opadły jej na twarz, lecz gdy odgarnęła je na bok pożałowała tego. Wolałaby, żeby nadal przysłaniały jej oczy, gdyż widok była naprawdę makabryczny.

Drake miał całą skrwawioną twarz. Z oczu wypływały strumienie szkarłatnego płynu.

– Boli! Pomóż!

– Co cię boli?! Co ci jest?!

Dziewczyna zdjęła szybko zapinaną na zamek bluzę i podłożyła ją pod twarz chłopaka, lecz ten zamaszystym ruchem odtrącił jej rękę.

– Zostaw! – krzyknął a światło w pomieszczeniu zaczęło słabnąć, po czym całkowicie zgasło.

Butelki wokół nich poczęły pękać, wypełniając pomieszczenie kakofonicznym dźwiękiem tłuczonego szkła.

Selene uniosła bluzę i zatkała nią uszy. Zamknęła też oczy. Odłamki szkieł latały w powietrzu, ocierając się o ich głowy, lecz nie raniły ich. Zapewne gdyby wstali, sytuacja mogłaby wyglądać nieco inaczej.

Chłopak obok niej cicho łkał, stłumionym, zachrypniętym głosem wypowiadając jakieś słowa.

Po chwili wstał i beż żadnego ostrzeżenia zaczął biec w kierunku kolejnych schodów wychodzących na górę.

Selene już nawet nie wiedziała, czy chciała za nim biec. Słyszała te zewsząd dochodzące dźwięki tłuczonego szkła, czy bzyczenia, wydawanego przez przepalające się druciki w żarówkach. Mimo to zmobilizowała mięśnie i poderwała się do dalszego biegu.

Drake zachowywał się, jak w amoku. Wystarczyło, że zbliżył się na niewielką odległość do jednego regału, ten pękał i kruszył się pod wpływem niewytłumaczalnej siły, której Selene jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że gdy rodzina, w szczególności dziadek Wiktor, wrócą do domu zauważą te wszystkie zniszczenia i szkody. Co wówczas powiedzą, uczynią? Urządziliśmy imprezę? Nie, to marne wytłumacznie. Nie przejmowała się tym teraz. Ważne było to, by odciągnąć Drake'a od biblioteki! Bo właśnie w tamtym kierunku zmierzał.

Wybiegł już poza przestrzeń baru, wywracając za sobą krzesła.

– Drake! Stój!

Zawołała, lecz kolejna część zdania, którą chciała wypowiedzieć ugrzęzła jej w gardle. Poruszyła ustami, wykrzywiając je, mrużąc oczy i napinając mięśnie twarzy.

Wysoki brunet powtórnie upadł na kolana stając się mniejszym, nic nie znaczącym wobec ogromu mocy rozlewającej się na to domostwo.

Zewsząd dochodziły niezidentyfikowane charki, jęki, piski, ciche głosiki przecinające dotychczas kojące, niezakłócane przez żaden dźwięk powietrze we wnętrzu masywnej biblioteki.

Czarne, falujące i przenikające przez ściany cienie wirowały na tle ciemności ledwo zaznaczając swą obecność. Czasem zbliżały się do młodej wampirzycy muskając rozgorączkowaną, mokrą od potu skórę.

Selene stała jak sparaliżowana wodząc oczami od jednego kąta, w drugi. Na chwilę skupiła swą uwagę na bracie, który klęczał nieopodal wytwornej, skórzanej sofy.

Uniósł twarz ku górze, dzięki czemu widziała jego krwawe łzy. Patrzył, obłąkany, potępiony, wygłodniały na postać anielicy.

Dopiero teraz Selene spostrzegła, że jej postać przeistoczyła się w coś, czego nigdy wcześniej nie widzieli. Szybko pożałowała, dzikiej, wybujałej niczym huśtawka wyobraźni, nasączonej potwornym, wypalającym znamię, obrazem.

Złość i coś na pozór zwątpienia emanowały z jej twarz, szpecąc zdrowe i młodzieńcze rysy. Potargane włosy straciły złoty blask. Teraz spłowiały przypominając mysią sierść. Zgrabne ciało przeistoczyło się w korpus strzygi, z przydługimi rękoma zakończonymi pokrzywionymi, kościstymi palcami, jak u kościotrupów.

Biała, nieskazitelna szata ustąpiła na rzecz potarganych, żebraczych łachamnów. Posyłała im szyderczy uśmiech, wyśmiewając nadzieję, wartość, obawy, każde dobre żyjące w nich uczucie. To było straszne. Poczuć się tak bezwartościowym, a wszystko za sprawą kawałka szkła. No właśnie, kawałek szkła, który można było zniszczyć.

Selene chciała podbiec do brata, lecz coś ją powstrzymało. Runęła na wypastowaną podłogę, uderzając w nią rękoma. Syknęła z bólu. Spojrzała na nogę i ujrzała tam twarz. Pysk nieludzkiego stwora o gorejących oczach i przydługawych zębiskach.

Wrzasnęła ile sił w płucach i kopnęła marę. Nie przewidziała, iż demon rozpłynie się w powietrzu. Kto by przypuszczał?

Lecz wystarczył tylko jeden krzyk, żeby zbudzić śpiącego chłopaka. Warknął przeciągle, stanął odważnie przed witrażem, patrząc kobiecie prosto w jej czarne oczy i wykrzyczał na głos, aż struny głosowe zabolały go od tego wysiłku.

– DAGON!

W pokoju zapanowała cisza.

Selene uniosła oczy i rozejrzała się po wszystkich kątach. Szarpanie, dyszenie, ogólne poruszenie ustało.

Demony i dusze jakby gdzieś się pochowały, a może to były tylko takie pozory?

Dziewczyna lekko podniosła się na łokciach, lecz jeszcze nie wstała. Bała się, że zaraz upadnie. Nogi jej drżały, zresztą całe ciało falowało jak flaga na wietrze.

Mroczna Pani wciąż mierzyła buńczucznym spojrzeniem młodego wampira. Wyzywając go do pojedynku.

On nie zamierzał ustępować z jej drogi. Przyjął przyłbicę. Jego oczy stały się czarne, tak jak tej pamiętnej nocy, gdy poszedł do Neda chcąc zerwać z nim umowę. Po środku tych czarnych dziur wyrosły puslujące ognistym blaskiem okręgi.

Selene wstrzymała powietrze. Coś niedobrego stało się z jej bratem.

– Nie macie nad nami żadnej władzy! Wynoście się z naszego domu!

Kręcił się jak mały bączek puszczony przez dziecko.

– Ty również jej nie masz zaczarowana dziwko! Nie możesz mierzyć się z kimś takim jak ja! Rozkazuję ci nie nękać mieszkańców tego domu! – Wystawił w jej kierunku dłoń, z której unosiła się ciemna mgła.

Selene rozszerzała oczy, lecz za Chiny ludowe nie mogła pojąć tego zjawiska.

Twarz mrocznej anielcy z witraża zmieniła się, lecz nie stała się tą, którą obserwowali już wcześniej. Nieco złagodniała, być może nabrała odrobinę pokory.

W miejscu gdzie zaznaczało się jej delikatne czoło, szkło pękło ukazując smukłą rysę. Śnieg i deszcz opadał na nią, kojąc zimnem, tworząc łagodny plaster.

Wszystko zaczęło ustawać. To co wyszło spod ziemi, z zapieczętowanych grobowców skryło się gdzieś w cieniu, czekając na odpowiedni moment, aby się uwolnić.

Choć Selene nie czuła ich obecności, bała się, że to znów może się powtórzyć. Podeszła do brata nie wiedząc, czy nadal był po jej stronie. Ta przemiana powinna być dla niej niepokojąca, lecz on spojrzał na nią całkiem normalnymi, ludzkimi oczami. Odetchnęła z ulgą o ile było to w ogóle możliwe.

– Co my zrobiliśmy? Wiktor miał rację... trzeba było nie otwierać tych drzwi.

– Dobrze zorbiliśmy – skwitował.

Selene poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach, wcześniej tego nie zarejestrowała. Stres i gwałtowne emocje odbierały zdrowy rozsądek.

– Przepędziłem je. Nie zbliżą się już do nas.

Selene bardzo chciała w to wierzyć, ale jak wytłumaczą pozostałym, co stało się z żarówkami i winem?

– Spokojnie. Coś wymyślę. Przepraszam wiem, że to moja wina. Pewnie cię wystraszyłem – uśmiechnął się pokrzepiająco, lecz ten gest wyglądał tak paradoksalnie w połączeniu z zakrwawioną, jak u rzeźnika twarzą.

– Znajdziemy ją prawda? – spojrzała na niego tymi swoimi błękitnymi oczami, a Drake poczuł, że w tym momencie zrobiłby dla niej wszystko.

Odbierający chęć do życia, tępy ból ustał na rzecz niewysłowionej ulgi. Przetarł dłonią oczy.

– Znajdziemy.

Kilka kropel, krzepnącej już krwi upadło i rozbryznęło się na posadzce, tworząc misterne, ciemnoczerwone wzroy.

Okrutna, podła, ukryta w cieniu anielica patrzyła na niego zdradliwymi oczami, mąconymi przez opadający z nieba śnieg.

Białe płatki pokryły większą część ogrodu, altankę, wystające z ziemi krzewy, drzewa oraz rośliny. Pogrążone w zimowym śnie nawet nie poczuły, że robią się słabsze, usychają od wewnątrz, umierają bezpowrotnie, bez możliwości odrodzenia, zaznania ciepłych promieni słonecznych. Zamieniły się w popiół.

Gdyby dwójka młodych wampirów skupiła swą uwagę na domowych kwiatach szybko zauważyliby, iż właśnie w tym dniu, przeistoczyły się w uschnięte, cierniowe pnącza. Naznaczone przez zgubną moc wyzwoloną z wnętrza przesiąkniętej krwią ziemi.

💎💎💎

Wystarczyła tylko jedna chwila, jeden krótki moment składający się na wizytę w toalcie, by na zawsze zabrał jej wszystkich zielonych ulubieńców zamieszkujący mały przytulny domek, w jednej z dzielnic Londynu.

Starsza pani powolnym, ostrożnym krokiem podeszła do rozłożystej rośliny, która przewyższała inne ze względu na swe rozmiary.

Jej liście, dotychczas błyszczące i gładkie, teraz opadły tworząc wokół nagich, suchych gałęzi pierścień. Anette nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że pod żadnym pozorem nie powinna przekraczać tego kręgu, dotykać rośliny, czy nawet znajdować się w jej pobliżu.

Kochała kwiaty, wszystko co związane z naturą, zielenią, ogólnie życiem, a widok martwych, pousychanych kwiatów wzbudził w niej bezbrzeżny smutek. Znów poczuła się tak, jak tamtej nocy, gdy dowiedziała się, że straciła wnuczkę, ukochaną dziedziczkę wielkiej mocy i darów.

Stała pośrodku niewielkiego saloniku, rozglądając się na boki, trzymając ulokowane dłonie na łokciach. Zmarszczyła brwi i czoło. Przeczucia stawały się coraz gorsze i głębsze. Odczuwała ból, jakiego zwykli śmiertelnicy nigdy nie mogli zaznać.

Ból i cierpienie czyjejś egzystencji nawiedzającej tej dom właśnie w tym momencie. Jej pojawienie spowodowało śmierć w dawnych, ale także nowych, nawet niedawno nabytych zielonych, kolorowych lokatorach tego domku.

Polegli tragiczną śmiercią, otruci trucizną wypalającą dziurę w korzeniach, zatrzymującą obieg substancji w komórkach. Całkiem podobnie jak zatrucie krwi w ludzkich żyłach. To nie był jedyny, czy pierwszy taki moment, ale na pewno stanowił jedną z najgorszych przepowiedni, jakie mogła ujrzeć na własne oczy.

Odwróciła wzrok od zwiędniętych kwiatów i poszła w stronę kuchni. Zapach gorącej miętowej herbaty zawsze ją uspokajał.

Po przygotowaniu trunku udała się pospiesznie do saloniku, gdzie usiadła na bujanym fotelu. Okryła nogi kocem, oparła o niego głowę i słuchała.

Wsłuchiwała się w odgłosy wiatru, śniegu uderzającego w przezroczyte szyby, wreszcie cichych jęków. Zamknęła oczy, lecz mimo to wiedziała i czuła całą sobą. Cień pojawiający się i znikający na jednej ze ścian, czasem wyciągał długą ręką, by dotknąć i pogładzić białych włosów kobiety. Tak miękkich, tak niezwykłych, a zjawisko to było czymś jedynym w swoim rodzaju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro