3.
💎💎💎
Dwie walizki stały już w przedpokoju – na baczność, nieruchomo, czekając na kolejne przestawienia. Trzecia pochłaniała stertę spranych dżinsów i czarne koszulki z emblematami zespołów rockowych i heavy metalowych.
Pogoda tego wieczoru nie cieszyła się urokliwością – była najprościej mówiąc paskudna. Chłodne krople deszczu z mocą napierającego na szybę wiatru, uderzały, a następnie bezdźwięcznie spływały w dół, naznaczając szkło szybko znikającym śladem, w miejscu, którego powstawały małe kropelki. Wiatr wył niemiłosiernie. Jason odnosił takie wrażenie, że w rurach zagnieździła się syrena, albo jakiś przerażająco wredny nur, który darł pysk za każdym razem, kiedy wychylił nogi do innego pomieszczenia.
Westchnął przeciągle, odczuwając niewyobrażalnie ciężkie zmęczenie, które ogarniało nie tylko ciało, ale przede wszystkim umysł, zmuszając go do wykorzystywania minimum egzystencji życiowej, skupionej tylko na załatwianiu podstawowych potrzeb fizjologicznych. Zabrnął za daleko, a teraz – w gąszczu niespełnionych nadziei – nie dostrzegał drogi powrotnej. Tęsknił za przyjaciółmi – Aaronem i Bradleyem – tęsknił za zespołem, próbami, muzyką i wspólnie spędzanymi chwilami. W przypływie nużącej melancholii pragnął skontaktować się z nimi, żeby chociaż na chwilę usłyszeć ich głosy, ale po chwili stwierdził, iż nie był to najlepszy pomysł. Zamierzał wyjechać do Birmingham – miasteczka, w którym mieszkali jego rodzice. Planował znów się do nich wprowadzić. Poszukać jakiego zajęcia na miejscu i przestać marzyć o życiu w Londynie. Prostolinijny chłopaczek z małego miasta nie nadawał się do życia w dużej metropolii – tak czasem bywało.
Spakował ostatnią parę spodni, po czym zasunął ciężki zamek. Położył szarą walizkę na podłodze i w tej samej chwili świszczący dzwonek do drzwi, zabrzmiał w jego uszach. Zanim wyszedł z pokoju, przelotnie spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Nie spodziewał się żadnego gościa o tej porze. Chociaż mógł to być Peter. Zapewne już dowiedział się o złożonej przez niego rezygnacji.
Peter był dobrym człowiekiem i jeszcze lepszym kolegą. Współpraca z nim była czystą przyjemnością, ale niestety żadna czynność – nawet ta najbardziej przez nas ulubiona – nie mogła trwać na wieki.
Stanął naprzeciwko drzwi, opierając dłonie na ich powłoce. Dzwonek ucichł. Spojrzał jednym okiem przez wizjer i aż go zmroziło. Po drugiej stronie, za drzwiami stała ona – mimo niepogody i później pory, piękna i czarująca, jak zawsze zresztą. Jego serce wykonało kilka dodatkowych uderzeń. Odsunął się od drzwi, zastanawiając się, co powinien uczynić. Dźwięk wibrującego dzwonka ponownie wskrzesił jego mózg do szybszego myślenia. Podrapał się po głowie, mierzwiąc burzę jasnych włosów i przygryzając dolną wargę. Wreszcie odważył się na ten krok – wyszedł naprzeciw własnym oczekiwaniom, łapiąc za łańcuszek, a następnie przekręcając klucz w zamku. Otworzył drzwi, konfrontując się z jej sarnim spojrzeniem.
– Cześć. Przepraszam, że tak późno, ale chciałabym z tobą porozmawiać. Mogę wejść? – spytała łagodnie, a przezroczyste krople iskrzyły się blaskiem w jej długich, ciemnych włosach.
Zdawały się pełnić rolę kosztownych spinek, cennych klejnotów – zresztą dziewczyna zasługiwała na nie wszystkie. Była piękna – sama w sobie – ale z nimi byłaby jeszcze piękniejsza. Jason nie mógł uwierzyć, że to, co zobaczył i usłyszał wydarzyło się naprawdę, więc bez dalszego zastanawiania się, zaprosił dziewczynę do środka. Selene weszła, oplatając dłońmi ramiona. Woda spływała po jej twarzy, po ubraniu – które wyglądało tak, jakby dziewczyna dopiero co wyszła z jeziora.
Na zewnątrz panowała okropna ulewa – oby tylko ulice jutro były przejezdne, ponieważ rano miał pociąg do swojego miasta.
– Ładne mieszkanie – zagadała po chwili, a Jason spoglądnął na nią tak, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Obdarzyła komplementem coś, co nawet w połowie nie należało do niego.
– Nie jest moje. Wynajmowałem je razem z kumplem Aarona, ale jutro wyjeżdżam do Birmingham.
Obserwował jak jej twarz przeistacza się w glinianą maskę. Najpierw tężeje – oczy się rozszerzyły, brwi zmniejszyły między sobą dystans. Na czole pojawiło się kilka pionowych, ale także poziomych bruzd, a usta zacisnęły się w grymasie rozżalenia. Na policzkach wykwitł lekko krwisty rumieniec – by później skruszeć i ukazać niedoskonałe wnętrze – twarz dotkniętego przez los i życie człowieka. Nie zaprosił jej ani do pokoju, ani do kuchni. Podejrzewał, że przez jego brak manier, dziewczyna zrezygnuje z dalszej rozmowy. Ale ona nadal tam stała i patrzyła zamglonym wzrokiem na dwie walizki. Wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała. Jason postanowił jej to nieco ułatwić. W głębi siebie przeczuwał, co tak naprawdę chciała mu powiedzieć.
– Londyn nigdy nie był dla mnie – Dodał, czując się zobligowanym do wypowiedzenia takich słów.
Selene zawahała się. Chciała coś powiedzieć, ale jej usta, wciąż pozostawały zamknięte. Jason wyjeżdżał? Ale jak to? Dlaczego? Doskonale wiedziała dlaczego, ale nie mogła bezpośrednio się do tego przyznać. Świadomość, że było się powodem czyjegoś nieszczęścia i zawodu nie napawała optymizmem, a ona pragnęła wszystko naprawić i naprostować. Przełknęła wreszcie zalegającą w jej gardle gule, po czym odezwała się.
– Aaron i Bradley wiedzą?
Jason oparł się plecami o ścianę, czując coś w rodzaju wygranej, słodkiego smaku tryumfu, który rzadko kiedy kosztował w swoim życiu.
– Nie. Nie chcę, żeby wiedzieli.
– Wyjedziesz bez pożegnania? Zostawisz zespół? – Gorycz przebijała w jej głosie wszystko inne, a porażka dumnie jej wtórowała. Choć po plecach spływały chłodne krople wody, zrobiło jej się niewyobrażalnie gorąco. Zaniepokoiła się, wiedząc, że Jason mógł opuścić miasto w każdej chwili, a ona już nigdy nie miałaby okazji, żeby z nim porozmawiać i jeszcze raz błagać go o wybaczenie. Dopiero teraz przekonała się, ile tak naprawdę dla niej znaczył i kim tak naprawdę był w jej życiu. Lubiła jego towarzystwo – niewyparzony język, słowotok, humor, zabawne teksty, podejście do życia, podzielała jego pasję i zainteresowania. Lecz co równie ważne, uznała go za naprawdę atrakcyjnego mężczyznę o zielonych tęczówkach i złoto-miedzianych włosach. Był skarbem, którego w ogóle nie doceniała, aż miała ochotę popłakać się z wściekłości i żalu do samej siebie, że mogła zaprzepaścić jedyną szansę na bycie jeszcze szczęśliwą.
– A czy pożegnania coś zmienią? Nie chcę tego utrudniać.
– Uciekasz z mojego powodu – Wreszcie odważyła się to powiedzieć i nie żałowała, że właśnie takie słowa uleciały z jej ust.
Blondyn posłał jej urażone spojrzenie.
– Nie uciekam. Co się stało, to się już nie odstanie Selene. Byłem wściekły, ale pomogłaś mi. Ocaliłaś moje życie i muszę szczerze przyznać, że jestem za to naprawdę wdzięczny. Nie chowam już do ciebie urazy i to ja powinienem cię przeprosić. Byłem ogromnym chamem, a przecież nie miałem powodów, by być na ciebie złym. Przecież miałaś prawo do umawiania się z kim tylko chciałaś. Ubzdurałem sobie, że moglibyśmy, no wiesz... – Nagle zamknął usta, obawiając się słów, które mogłyby je opuścić. Wstrzymał powietrze, pąsowiejąc na twarzy, aż po cebulki włosów, a kilka złotych piegów uwydatniło się na jego nosie. Pokręcił machinalnie głową, próbując zaprzeczyć myślom, pojawiającym się w jego głowie – ach! Dlaczego wcześniej nie ugryzł się w język i nie zatrzymał ich wtedy, kiedy mógł. Teraz było już za późno. Selene poznała prawdę. Objawił przed nią długo skrywaną tajemnicę podszytą zazdrością i wściekłością do samego siebie za to, że był biedny i nie był tak przystojnym, eleganckim mężczyzną jakim był Arthur. Wiedział, że już nigdy jej tego nie powie, chociaż w głębi siebie bardzo pragnął, aby dziewczyna dostrzegła to w jego oczach.
Selene zmniejszyła dzielącą ich odległość i stanęła naprawdę bardzo blisko – na tyle blisko, iż był w stanie dostrzec sterczące brodawki, wybrzuszające się spod mokrego materiału, czarnego podkoszulka. Wciąż zachowywał jeszcze resztki godności i zdrowego rozsądku – w innym wypadku, zdarłby z niej tę marną koszulkę, rzucił w kąt i zatopił usta w tych cudownie zaokrąglonych i jędrnych piersiach. Krew w jego żyłach przyspieszyła, serce pracowało jak oszalałe, a Selene wiedziała, że to jej obecność powodowała u niego taki stan. Był podniecony. Jego szmaragdowe tęczówki skrzyły się płomiennym blaskiem – nigdy nie zaobserwowała czegoś podobnego u Neda, czy Arthura i to pomogło jej podjąć ostateczną decyzję.
– Moglibyśmy – szepnęła cicho, a następnie stanęła na palcach, złapała za jego policzki i delikatnie go pocałowała. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiła, nie czyniła tego pierwszego kroku, ponieważ to zazwyczaj mężczyźni ubiegali się o jej zainteresowanie, lecz tym razem bardzo spodobała jej się taka gra.
Jason był zaskoczony, ale usta Selene kompletnie go obezwładniły – były takie miękkie i smakowały morelą. W dodatku jej pocałunki były takie delikatne, że aż wręcz ledwo wyczuwalne, a on pragnął znacznie więcej. Odpychając wniwecz wcześniejsze złe myśli, złapał dziewczynę w pasie przyciągając ją jak najbliżej do siebie i pogłębił pocałunek. Poczuł jak jej twarde sutki ocierają się o jego rozgrzany tors. Całował zachłannie, zlizując kremową pomadkę z jej ust, a ona pozwalała mu na to. Jason czuł, że była gotowa pozwolić mu na więcej, jeżeli tylko tego zechce.
Uderzył plecami o zamknięte drzwi do pokoju, zapominając gdzie i po co znajdował się w tym miejscu. Selene działała na niego hipnotyzująco, jak wahadełko, nie liczyło się już nic, prócz jej gorących pocałunków, energicznego języka i dłoni błądzących po jego ciele. Przez przypadek nacisnął dłonią na klamkę, otwierając nieświadomie drzwi. Ciężarem własnego ciała naparł na nie, a one ustąpiły, ukazując pustą przestrzeń za jego plecami. Dobrze, że w ostatniej chwili zachował równowagę. W innym wypadku, czekałoby ich niemiłe spotkanie z podłogą. Oboje zaczęli się z tego głośno śmiać.
– Chyba wygodniej będzie nam na łóżku – Brązowowłosa spojrzała na niego znacząco, wiedząc, iż odczytał ukrytą w jej słowach aluzję. Podeszła bliżej łóżka, nawet nie rozglądając się po pomieszczeniu.
Dopiero następnego dnia zauważy prostotę z jaką chłopak użerał się na co dzień – stare, poniszczone meble, kilka desek, pełniących rolę ściennych półek, mały regalik z kilkoma książkami i płytami oraz wysłużona, ale za to dająca niepowtarzalne brzmienie gitara. Ale czy był z tego powodu nieszczęśliwy? Zapewne najwięcej smutku sprawiła mu ona – jej kłamstwa, jej obraźliwe słowa i niewybaczalna zdrada. Postanowiła, że tej nocy wynagrodzi mu te wszystkie cierpienia. Zdjęła przemoczoną bluzę i rzuciła ją obok łóżka. Później to samo uczyniła z podkoszulkiem, stając naprzeciwko Jasona, w połowie naga, okryta tylko przez powietrze. Nie zasłaniała się rękoma, ponieważ chciała żeby patrzył i wiedział, że tym razem w całości będzie należała tylko i wyłącznie do niego.
Blondyn wstrzymał powietrze z zachwytem przyglądając się jej piersiom – nabrzmiałym i nieskalanym żadnymi bliznami, z czerwonymi, twardymi brodawkami. Nie były takie jak sobie wyobrażał, czy marzył – było o wiele piękniejsze. Nie wierzył w to, że kobieta mogła być tak niezwykła w swych kształtach. Sapnął ciężko, ledwo panując nad własnym ciałem – dosłownie tak, jakby duch i świadomość zamierzały go opuścić w najważniejszym momencie jego życia. Tak, seks z Selene stał się najważniejszym momentem, który urósł do rangi osiągnięcia wiecznego zbawienia, tylko w jego oczach. Wyobraźnia podsuwała mu coraz to nowsze obrazy – już ją widział, całą nagą i nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zdejmie jej spodnie i skromne majteczki znajdujące się pod nimi – Selene na pewno należała do tych dziewczyn, które nosiły bardzo skromną, wręcz znikomą bieliznę.
W ekspresowym tempie zdjął swój marny podkoszulek, ukazując jej – na razie tylko połowicznie – swoje ciało. Na pewno nie było tak doskonałe jak Arthura – nie posiadał rozbuchanego, kulturystycznego ciała, tylko zdrową, szczupłą sylwetkę z lekko zarysowanymi mięśniami. Starał się regularnie uczęszczać na siłownię, ale i z tymi treningami różnie bywało. Nie zawsze miał na nie czas. Nie posiadł też równomiernej opalenizny – ale mimo wszystko odważył się pokazać jej chociaż skrawek, patrząc na nią z nadzieją, że go zaakceptuje.
Selene uśmiechnęła się delikatnie, podeszła do niego i oplotła swoje ręce wokół jego szyi. Zaczęła głaskać go po włosach, czochrając je na wszystkie strony. Naprawdę je uwielbiała – ich kolor, zapach męskiego szamponu i artystyczny nieład.
– Nie zostawiaj mnie. Jestem tutaj dla ciebie i chciałabym zostać na zawsze – Znowu go pocałowała, a fala dotąd nieznanych emocji pogrążyła umysł chłopaka w zapomnieniu.
Spojrzał na nią innymi oczami, jakby patrzył na nią pierwszy raz w życiu – chociaż Selene nie użyła swoich manipulatorskich mocy, potrafiła obezwładnić go swoją ludzką słodyczą i niewinnością. Uległ jej czarowi, całkowicie się jej poddał i miał gdzieś, czy Arthur był przed nim, czy smakował jej ciała, czy dotykał jej tam, gdzie on chciał ją dotknąć i pocałować. Teraz była jego i chociaż miałoby to trwać tylko jedną noc, chciał spróbować. Nigdy później, ani nigdy wcześniej – gdyby takie zdarzenie miało miejsce w jego życiu – nie żałowałby tego, co zrobił i faktycznie nie żałował, aż do końca wieczności.
Pozwoliła mu zdjąć spodnie, które przykleiły się do jej zgrabnych i długich nóg, a później – dokładnie tak jak to sobie wyśnił – dotknął jej koronkowej, prześwitującej bielizny. Zsunął ją kilkoma palcami, błądząc ustami po mokrym obojczyku. Jej ciało przyjemnie chłodziło, chociaż wewnątrz płonęła żywym ogniem.
Jason był niesamowity – żaden z jej poprzednich mężczyzn nie dał jej tyle rozkoszy i nie pieścił ją w taki sposób w jaki on to czynił. Czuła, że był jej, a on czuł, że ona była jego. Oddawali się sobie, delektując się doznaniami, które nawzajem sobie oferowali. A gdy wreszcie wszedł w nią, najpierw delikatnie, a później coraz mocniej i brutalniej, miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nigdy nikogo tak nie kochała, ale nie odważyła się tego uczynić.
Dopiero rano, gdy siedzieli przy kuchennym stole ze splecionymi palcami, wyjawiła na światło dzienne, wszystkie skrywane dotąd uczucia. Jason przytuliła ją do siebie, szepcząc, że już nigdy jej nie zostawi, że zawsze będzie ją kochał i nie wyjedzie z Londynu, póki ona mu nie rozkaże. Na całe szczęście już nigdy nie musiał tego robić, a złożoną obietnicę, dotrzymał z zadowalająca nawiązką.
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Two steps from hell - I love you forever ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro