3.
💎💎💎
Mroźny wiatr szczypał w oczy, drażnił delikatną skórę na policzkach, rozwiewał włosytym, którzy nie pomyśleli o założeniu ciepłej czapki. Lecz jedno trzeba byłoprzyznać. Pogoda tego dnia, raczej nocy udała się bez dwóch zdań. Każdy ktomieszkał w Londynie, chociaż przez jakiś czas wiedział, że warunki pogodowe iprognozy zmieniały się, jak podczas gry w rosyjską ruletkę. Nie jedenmieszkaniec dał się jej przechytrzyć. Poranny deszcz zmył ostatnie pozostałościśniegu, zamieniając mokre plamy, w gładki lód. Mimo tego zdawać by się mogło,że ten fakt nie przeszkodził bawiącym się i organizatorom w uczestniczeniu wzabawie.
Tak jak obiecały, dziewczyny czekały już na chłopców z siedmioma biletamiw dłoniach. Ubrały się ciepło, jednakże każdy mocniejszy podmuch wiatruwprawiał ich rozgrzane ciała w drżenie. Gdy ujrzały nadjeżdżające czerwone ferrarijuż przeczuwały, kto mógł być jego właścicielem. I nie myliły się.
Z samochoduwysiedli zadowoleni chłopcy, a także brunetka, która jak okazało się podczasimprezy u Christophera, była starszą siostrą Drake'a. Karina poczuła się trochęgłupio. Jak mogła wcześniej być zazdrosna o chłopaka, którego ledwo znała iktóry nie zwracał na nią konkretnej uwagi, w ten szczególny sposób.
Chris, Yvesoraz Drake i jego siostra podeszli do nich z wyraźnie zarysowanymi uśmiechamina twarzy, no może prócz Drake'a i stojącej obok niego dziewczyny, którawydawała się dryfować myślami w innej galaktyce. Dziewczyny znały powód jejdziwnego zachowania, dlatego nie miały jej tego za złe.
– Cześć. Cieszymy się,ze do nas dołączyłaś. Jestem Coralin, a to Jeniffer i Karina – Coralinwskazała po kolei na wymienione przez nią koleżanki, po czym podeszła dozaskoczonej brunetki i wystawiła w jej stronę dłoń.
Selene spojrzała na nią zzaciekawieniem godnym zakupowego odkrywcy. Właśnie ujrzała coś, co bardzo jązaintrygowało. Szare rękawiczki z przyszywanym białym, puchatym królikiem, zczarnymi koralikami imitującymi oczy i złotym nosem. Ładne, lecz niepraktyczne, pomyślała młoda wampirzyca. Jednak pomimo tego była pewna, że samachciałaby mieć takie cudeńka we własnej garderobie, w dziale z zimowymiakcesoriami.
– Witajcie. Jestem Selene. Ładne rękawiczki – Przywitała się z pozostałymidziewczynami i pochwaliła rękawiczki blondynki.
Ta uśmiechnęła się z dumą irzekła:
– Kupiłam na necie. Mogę podesłać ci stronę.
– Byłoby miło – Selenepróbowała się uśmiechnąć. Gest ten nie wyszedł jej najlepiej, ale chociażstarał się.
– Okropnie zimno. Chodźmy wreszcie rozkręcić tę imprezkę, zanim przeistoczymy się w lodowy posąg – Yves otrzepał się z zimna. Obrana na celebracjępora roku niekoniecznie mu służyła.
– Kto ma bilety? – zapytał Chris,zakładając na głowę czapkę z logiem Chelsea Londyn.
– Ja – odezwała się jegodziewczyna unosząc kilka świstków papieru, falujących na wietrze.
Ruszyli wkierunku bramy nad, którą widniał rozświetlony przez setki maleńkichżaróweczek, kolorowy napis WINTER WONDERLAND, umieszczony na prostokątnymbanerze. Rozmiarami mógł przewyższać wszystkie bilboardy widywane naamerykańskich filmach, czy w rzeczywistości, gdyż młody wampir przez jakiś czasmieszkał w Stanach. Posiadał pewność, iż jego siostra potwierdziłaby jegoprzypuszczenia.
Zwarli się w jedną grupkę. Chris i Coralin trzymając się zadłonie szli z przodu. Zaraz za nimi podążał Yves z Jeniffer, którą trzymał zaplecy w uroczym geście zakochanej pary. Karina podążała ramię w ramię zrudowłosą, piegowatą koleżanką rozmawiając na temat atrakcji, które tylkoczekają na to, by je wypróbować. Wspominała też o strachu, jaki odczuwała przedprzejażdżką na jednej z kolejek i zastanawiała się, czy w ogóle powinnakorzystać z tej atrakcji.
Nie bój sięmoja piękna. Ja cię ochronię. Przed wszystkim. Nawet przed upadkiem.
Głos wgłowie bruneta wyrecytował za niego te słowa, pozostawiając je tylko iwyłącznie dla niego, nie pozwalając żeby wydostały się nieproszone na zewnątrz,poza barierę myśli i ust.
Drake oraz Selene, na którą zerkał co jakiś czas, zrównali chód z Chrisem. Drakechciał zapytać o coś przyjaciela, dlatego otworzył usta, żeby rozpocząć kolejnąrozmowę. Akurat w tym momencie zadął dosyć mocny wiatr, powodując u chłopakanagły atak kaszlu. Selene oraz Chris skupili na nim przejęte oczy, głównieChris, gdyż Selene wciąż skupiała myśli na tym, co niedawno wydarzyło się w jejżyciu.
– Fan Chelsea? – Drake wychrypiał, następnie kaszlnął, ocierającusta zimną, wyschniętą już od zimna dłonią. Potrzebował czegoś gorącego,niekoniecznie krwi, choć ten płyn na pewno rozgrzałby wszystkie, nawet tenajbardziej ukryte komórki w jego ciele.
– Tak.
– Chodzą z Yvesem nawszystkie mecze. Wielcy kibice – Coralin prychnęła, jak to Coralin. Jaknormalna dziewczyna, którą nie interesowały takie sprawy, głównie sport, a jużw szczególności piłka nożna, czy kwestia spalonego. Czym był lub nie było, o tobyło pytanie.
– Mógłbyś się z nami kiedyś wybrać – Chris wyprzedziłblondynkę, zanim zdążyła dopowiedzieć jeszcze jakąś rzecz.
Drake ulokowałdłonie w kieszeniach kurtki. Wiatr rozwiewał i podnosił gęste, nastroszone przyużyciu żelu (jego niewielkich ilości, gdyż nie chciał wyglądać jak pajac z glutem zamiastwłosów na głowie) włosy.
– Mógłbym.
– Tak w ogóle Drake, dzięki zaprzejażdżkę. Zajebiste autko z niezłym przyspieszeniem. Uwierzcie mi dziewczynywbija w fotel – Yves cofnął się do tyłu, ciągnąc za sobą Jen, wpadając naniczego nieświadomą osobę. Okazało się, że było to jakiś mężczyzna w średnimwieku, który nic nie powiedział, ale zabawnie pogroził Latynosowi palcem.Brunet przeprosił i ponownie odzyskał rezon i poprzednią werwę, jakby dosłownienic się nie stało. Całkiem tak, jakby tamta sytuacja go nie dotyczyła.
Drakemusiał przyznać sam przed sobą, że jego osobiście taka sprawa by nie obeszła.Brak pokory, obrażalstwo zaślepiłoby już i tak ślepy rozsądek, popychając w stronęjeszcze większej, zaognionej agresji.
– Pytam z ciekawości ile koni? – Wchwili, gdy Yves pytał o moc silnika, właśnie przystąpili do kasowania biletów, a robiąca tokobieta posłała w stronę Hiszpana zabawne, aczkolwiek bezpośrednie spojrzenie,co rozbawiło towarzyszące mu zgromadzenie.
– Powinieneś ugryźć się w język – Jen pokręciła rudągłówką. Miała na niej uroczą czapkę Beanie z kocimi uszkami. Wyglądała, jakmagiczne zwierzątko z mroźnej, lodowej krainy. Zmarszczyła uroczo nosek, poczym oplotła palce wokół ręki wyższego od niej chłopaka w staroświeckim stylu, wjakim czynią to panie na czarno-białych filmach.
– Nie, bo jeszcze go odgryzę inici z całowania – Posłał jej kwaśny uśmiech.
– Całujesz ustami Yves, chyba,że... a zresztą po co mam to komentować.
Reszta zarżała głośnym śmiechem nasłowa Coralin.
– 570 koni. Taka tam prędkość, nic wielkiego... – Brunet wzruszyłramionami.
– Nie byle jaka. Pewnie podczas przejazdu pieszy musząprzytrzymywać się znaków drogowych, bo powietrze zdmuchnęłoby ich na drugikoniec ulicy.
Znowu zaczęli się śmiać. Tym razem to blondynek dorzucił swojepięć groszy.
Przeszli już przez kasy biletowe, odsuwając się na bok i stając,jak najdalej od przemieszczającego się tłum, idącego na przód, jak zwartewojsko. Chociaż w niektórych momentach brakowało mu jednolitej koordynacji.
– Drake otrzymał go na prezent od naszego dziadka. Na urodziny – Selene nieuśmiechała się, lecz w wyrazie jej twarzy było coś miłego, coś co kazało imwierzyć, że jest do nich przyjaźnie nastawiona. Podciągnęła szal i grubykołnierz golfa, który postanowiła, że założy na tę okazję, okrywając brodę ikawałek policzków. Od dłuższego czasu nie odzywała się, a gdy wreszcieprzemówiła, wprawiła w niemałe zaskoczenie pozostałą piątkę.
Natomiast brunetczuł się lekko urażony i zły, ponieważ nie chciał, żeby przyjaciele dowiedzielisię o tym bezsensownym święcie w jego życiu. Nie dlatego, że nie chciał im otym powiedzieć, ponieważ nie czuł do nich sympatii, czy zaufania, ale dlatego,iż wiedział, że zapewne będą chcieli obdarować go jakimś prezentem, którego onnie mógłby przyjąć. Wepchnął jeszcze głębiej zmarznięte dłonie do kieszeni izacisnął zęby. Żałował lekkomyślności starszej siostry.
– Na urodziny!? –krzyknął Chris.
– Kiedy?! – zawtórowała mu Coralin.
– Dlaczego nam niepowiedziałeś stary!? – obruszył się Yves.
– Właśnie! Też podarowalibyśmy cijakiś prezent. A tak to nawet nie mieliśmy czasu się przygotować. Głupiowyszło – zakomunikowała Jen.
– Wszystkiego najlepszego i dużo szczęścia – Karinajako jedyna zaobserwowała tę rosnącą konsternację, napięcie oraz zawstydzeniena twarzy przyjaciela, w związku z tym chciała jakoś wybawić go z tej opresji.Domyśliła się, że uczynił to celowo. Nie powiedział im, nie zdradził tejtajemnicy, gdyż obawiał się właśnie tej nachalności ze strony nowych znajomych.Brunetka odniosła wrażenie, że nie lubił być obdarowywanym i pozostawać wcentrum uwagi, zupełnie tak jak ona sama, chociaż co do prezentów – jak każdylubiła je przyjmować, dopóki były darowane prosto z serca.
– Dziękuję –Drake posłał Karinie blady uśmiech, następnie przeniósł wzrok na Selene, którejoczy przybrały niewinnego charakteru oraz na pozostałych przyjaciół, wręcz kołyszących sięod nadmiaru energii.
Ciemnowłosy wampir nie spodziewał się, że ten fakt, araczej przymus (gdyż tak był przez niego postrzegany) mógł wywołać, aż takieemocje w młodych Brytyjczykach.
– Nie mówiłem wam, ponieważ nie chcę od wasżadnego prezentu. Będzie mi głupio jeśli wydacie na mnie jakiekolwiekpieniądze, dlatego lepiej tego nie róbcie. Poza tym jeszcze wiszę wam kasę zabilet.
– Nie podlega reklamacji i żadnym płatnościom z twojej strony,ponieważ był za darmo. Tutaj nie płaci się za sam wstęp– wyszczerzył się Chris ogłaszając to z ogromną dumą, jakiej jeszcze u niegonie słyszeli.
– Ale i tak nie chcę od was żadnego prezentu.
– Masz bardzodobrych przyjaciół – Selene odezwała się po raz kolejny, coraz bardziejożywiając się i przyzwyczajając do nowych znajomych Drake'a.
– Ale i tak godostaniesz, tylko jeszcze będziemy musieli wymyślić co – Blondynek złapał sięza podbródek, po czym zaczął pocierać go palcem. Pewnie czuł bijące od niegozimno i napiętą skórę. Spierzchnięte wargi wyginały się w różne strony, niedając ani chwili odpoczynku.
Drake patrzył na nich poważnym wzrokiem, niewdając się w kolejne dyskusje, zaprzestając wcześniej powziętej argumentacji.Bo i po co mu to było? Doskonale wiedział, że i tak nie będzie zdolny doodwleczenia przyjaciół od tego bzdurnego pomysłu, który wykwitł w ich szalonychgłówkach.
– Od czego zaczniemy? – Rudowłosa dziewczyna zachichotała dziewczęco wskazując dłonią na znajdujące się przed nimi atrakcje i bawiska.
– Jeszcze nie wiem, ale jak zobaczę to będę wiedział! Chodźmy! – Yves poderwał się z miejsca, chwytając Jeniffer za jej drobną dłoń, po czym pociągnął ją ku sobie. Tym razem to ta dwójka wyznaczała tor drogi i prowadziła wycieczkę, jak ceremonialny pochód.
Drake położył dłoń na ramieniu Selene i spojrzał na nią znacząco.
– Wybacz, ale są tacy mili. Już lepiej mogłam się nie odzywać.
Ruszyli za pozostałymi, trzymając się nieco z tyłu, mijając tłumy przechodzących osób różnej narodowości. Winter Wonderland przyciągało nie tylko mieszkańców, ale także zagranicznych bywalców tego miasta i Drake wcale się temu nie dziwił.
– Nic się nie stało. Wiesz... oni są. Nie wiem, jak to ująć...
– Jak rodzina? – wyszeptała brunetka patrząc prosto przed siebie. Może patrzyła na idącą przed nią Karinę, może gdzieś wyżej, na zaznaczające się na niebie kolorowe, oświetlone lampkami żurawie, a może jednak utkwiła wzrok w gwiazdach, blaknących przy tych wszystkich blaskach i światłach.
Znieruchomiał. Poczuł, jak wszystkie mięśnie w jego ciele sztywnieją, by potem znów nabrać elastyczności. A później usłyszał te słowa z jej ust.
– Jest piękna i wyjątkowa. Nie dziwię się, że zwróciłeś na nią uwagę. Wyczuwam waszą więź. Jest niezwykła. Silniejsza od naszej – spuściła wzrok, przywdziewając na twarz ponurą, przygnębioną maskę, całkiem nie pasującą do tego wesołego miasteczka.
Karnawał rdzy – pomyślał Drake.
Przepełniony przeklętymi machinami, o powykręcanych, poskręcanych stalowych kończynach. Uwodzącymi, kuszącymi atrakcjami, wydziwiankami. Światłami mamiącymi oczy, wręcz oślepiającymi. To wszystko, cała ta z wierzchu piękna rzeczywistość była jedynie grą, unikaniem porażek, prawdy która nie mogły wyjść na jaw. Wszystko, co kiedyś czynili, w imię zła i niegodziwości, prowadziło do zachowania rzeczy, porządku, a raczej jego braku, którego tak naprawdę nigdy nie potrzebowali, choć nie byli tego w pełni świadomi. Łudzili się, że żadna katastrofa nie mogła tknąć zimnych, pustych, ceramicznych ciał, narażonych na skruszenie. I bardziej niż kiedykolwiek w swym życiu marzyli o tym, żeby nigdy więcej nie upaść.
– Nigdy nie będzie taka, jak nasza – wspomniał.
– Będzie lepsza– pocieszyła go, splatając swoje palce z jego palcami. Wydawało się, że przyszli tu razem, jako para, nie jako rodzeństwo, bliskie sobie osoby.
Z przodu docierały do nich przerywane przez śmiechy, beztroskie rozmowy. Nie pasowali do tej grupy, do tego świata. Oboje bardzodobrze o tym wiedzieli. Mimo to pragnęli w nim uczestniczyć, nawet jeśli innimieliby postrzegać ich, jako intruzów, zwiędłe dzieci kwiaty, będące kiedyśpulsującymi życiem istotami.
– Jaaaaa.....!! Wooooo....!! Eeeee....!! – Yves wydawałnieartykułowane dźwięki, nie wyrażające normalnych słów, które stosowało sięw mowie potocznej. Ale Drake nie dziwił mu się.
Na chwilę oderwał wzrok odzasmuconej Selene i powędrował nim po tym, co rozpościerało się obok, przed nimna horyzoncie i dużo, dużo dalej, gdzie wzrok sięgał. Bez dwóch zdań było tojedno z najlepszych miejsc na wspólne spędzenie czasu w gronie ulubionychznajomych. Młody wampir jeszcze nigdy w takim nie był.
Będąc człowiekiem razem zrodzeństwem i rodzicami uczestniczył podczas jednego z festynów. Lecz tamtejszekonstrukcje, kolejki, czy inne atrakcje nijak się miały do tego, co oferowałoWinter Wonderland.
Minęli już kilka budek, rozstawionych w tych samych równychrzędach obok siebie, sprzedających świąteczne pamiątki z Londynu. Jedna kobietapróbowała namówić ich na kupno bombki za pięćdziesiąt funtów. Szklanej, ręczniemalowanej, dosyć ładnej, ale Drake uznał, że ta cena była mocno naciągana.Przyjaciele zgodzili się z nim, dlatego powędrowali dalej, wypatrując stoisk zjedzeniem.
– Musimy koniecznie spróbować świątecznych pierników i gorącejczekolady! – powiedziała Coralin.
Dziewczyny podeszły do Selene, pokazując jejróżne miejsca i opowiadając o nich. Wspominały także, że miały okazję byćtutaj rok temu i że końcowy pokaz świątecznych świateł oraz parada byłyniezwykle urokliwe i zacierały się w pamięci na dłuższy okres czasu. Yves ponoćbył tak zachwycony i oszołomiony równocześnie (jak Drake później siędowiedział, był na Winter Wonderland po raz pierwszy), że wybiegł spomiędzytłumu ludzi, złapał jakąś tancerkę ubraną w strój elfa, pomocnicy świętegoMikołaja i zaczął z nią tańczyć w rytm zapodawanej muzyki Last Christmas. Na całe szczęście kobieta okazała się być bardzowyrozumiała i zabawna. Pociągnęła Latynosa na środek pochodu i razem wyginalisię w tak muzyki.
Yves wspominał tę chwilę ze łzą w oku, Jen zdawała się byćnieco zazdrosna, natomiast Coralin, Karina, Chris oraz Drake i Selene śmialisię, nie mogąc się powstrzymać. Drake cieszył się, że jego siostrzyczka pozbyłasię nieprzyjemnych wspomnień i dała ponieść się humorystycznej atmosferze. Dziękowałw myślach swym przyjaciołom, że jednak namówili ją na wspólne świętowanie.
AleWinter Wonderland to nie tylko stoiska z przeróżnymi rzeczami i jedzeniem, aleprzede wszystkim jeden z największych zimowych parków rozrywki na całymświecie. Wysokie, sięgające nieba konstrukcje wyrastały przed oczami przybyłychgości, witając i zachęcając do skorzystania ze strasznej, a zarazemintrygującej oferty. Niemal każdy obiekt, chociaż Drake mógłby przysiąc, żewszystkie, były tak jasno oświetlone, że nie można było dopatrzyć się, anijednego zaciemnionego miejsca. No i dobrze. Raczej nie było to najlepszemiejsce do popełnienia zbrodni. Kolory, zapachy, muzyka unosiły się w powietrzurozgrzewając pochody ludzkich ciał.
– Zagrajmy proszę! – Jeniffer podskoczyła, odrywającod ziemi odziane w czarne, grube getry i wysokie, brązowe kozaczki, chudenóżki, po czym pognała i już ustawiła się w kolejce do jednej z gier.
Yves bezsłowa sprzeciwu dołączył do niej.
– Co to za gra? – Drake szturchnął Chrisa wramię i zapytał.
Selene nieśmiało lustrowała wzrokiem budkę, podobnie jakKarina, chociaż druga brunetka bardziej zwracała uwagę na postać wysokiegomłodzieńca, przyglądającego się poczynaniom innych graczy.
– Chodzi o to, żemusisz trafić piłką w bramkę, mijając tamtych bramkarzy. Jeśli uda ci się topięć razy, to zdobywasz główną nagrodę – Blondynek wzruszył ramionami,obserwując żałosne poczynania jednego z mężczyzn.
– Próbowałem kiedyś. Ale tobardzo trudne. Prawie niemożliwe. Takie wyłudzanie pieniędzy od naiwniaków – Ledwo dokończył to zdanie, rudowłosa pisnęła ze szczęścia.
– Dajesz misiu! – Ucałowała Yvesa w policzek, odrywając, a raczej odlepiając śliskie usta od jegoprzyciemnionej skóry.
Chłopak skoncentrował się na zadaniu, wziął jedną z piłekzamachnął się i trafił w światło bramki bez żadnego problemu. Jeniffer niewytrzymała z radości i zaczęła skakać w miejscu.
– Mówiłeś, że to nie takiełatwe – Drake spojrzał na Chrisa unosząc brwi.
– Obserwuj dalej – Tentylko się roześmiał, trzymając kciuki za kumpla. Mimo wszystko życzył mu, jaknajlepiej i żeby udało mu się wygrać największą z maskotek.
Yves zabrał kolejnąpiłkę, odczekał chwilę i płynnie wrzucił ją za tekturowego bramkarza,poruszającego się od lewej do prawej, od prawej do lewej w jednym i tym samymrytmie. Zabrał kolejną piłkę, gryząc dolną wargę i oblizując usta. Jenifferklaskała w dłonie. Coralin i Karina dosłownie czarowały spojrzeniem piłkę,prosząc, żeby i tym razem znalazła się w małej bramce. Yves rzucił, niestetypiłka odbiła się od płaskiego zawodnika i wylądowała gdzieś za odgradzającą goladą.
– O nieeee....! – Przeciągnął ostatnią literkę zrezygnowany, spuszczającgłowę.
– Dobrze grałeś kochanie. Dziękuję! –Jen ponownie cmoknęła go wpoliczek.
Pan, który sprzedawał bileciki na tę jakże cudowną grę, podarowałLatynosowi opaskę z uszkami diabła, świecącą w ciemności na czerwono, którą Jenchętnie przyjęła i założyła na czapkę. Nie wydawało się, żeby mogła być bardziejzadowolona z misia, czy innej maskotki. Wystarczało jej to, co miała. Piękneuczucie.
– Prawie to miałem – Młody Hiszpan prawił z goryczą w głosie. Chybanie mógł pogodzić się z porażką.
– Drake. Nie spróbujesz? – Selene zapytałatroskliwie, spoglądając na Karinę, której policzki płonęły przyjemną dla okaczerwienią.
Zerkała na bruneta, mrużąc oczka w tym, jakże ludzkim geściewyrażającym podziw, szczęście, coś na kształt niewysłowionej, ukrywanejnamiętności, miłości? Dziewczyna wyglądała, jak prześliczny anioł, zstępujący zniebios, dlaczego jej brat miałby ją sobie odmówić? Przy kim będzie bardziejszczęśliwy, jak nie przy tak dobrej duszy? Ona rozgrzeje go swoim ciepłem,rozpali w nim głęboko pochowane, pogrzebane uczucia. Wydobędzie je na zewnątrz.
Selene podeszła do kasjera prosząc o jedną szansę dla młodszego brata.
– Sel.Nie...
– Sześć funtów – Miły mężczyzna w średnim wieku, ze szpakowatymi włosamiodebrał od młodej kobiety pieniądze i wręczył jej pudełko z kolorowymi piłkami.
– Kto nie ryzykuje, nie zyskuje bracie – Posłała mu cwany uśmieszek, oddającmu piłki.
Drake ujął je niechętnie, ale gdy spostrzegł minykolegów i koleżanek z klasy zmienił swoje usposobienie do tej zabawy. Czekalina to, co zaraz się wydarzy. Na sukces, na porażkę, wierzył, że jednak na topierwsze. W dodatku niebieskooka brunetka przeszywała go spojrzeniem, wywołującprzyjemne dreszcze na chłodnej skórze. Uśmiechała się delikatnie, takuwodzicielsko, choć pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Jej twarz ozdabiałlekki, naturalny makijaż, ledwo zakrywający skórę, pojawiające się na niejniedoskonałości, ale to najbardziej w niej uwielbiał. Nie maskowała się. Byłataka zwyczajna, pospolita, że aż piękna, najpiękniejsza na świecie. Nieprzeszkadzało mu to, tak naprawdę uważał, że jej twarz, jak i całe ciało byłyidealne. Istota czystego cudu natury. Westchnął w myślach, odrywając od niejkrótkie spojrzenie, choć mógłby patrzeć na nią w nieskończoność.
Stanął przodemdo jednej z bramek i tyłem do siostry i znajomych.
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Poets of the fall – Carnival of rust.
,,To wszystko jest grą, unikaniem porażki, kiedy prawda wychodzi na jaw
Wszystko to w imię złego zachowania i rzeczy, których nie potrzebujemy
Pragnę, by potem żadna katastrofa nie mogła tknąć, tknąć nas już nigdy więcej
I bardziej niż kiedykolwiek, mam nadzieję nigdy nie upaść tam, gdzie 'wystarczająco' nie jest już tym samym co dawniej... ''
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro