Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

*******

Grube płatki śniegu zaścieliły wszystkie alejki, pokyły krzewy, nagie gałązki drzew i zmarzniętą ziemię, utulając do zimowego snu tętniący życiem ogród.

Drake wyglądał przez oszronione okno, na którym matka natura, mroźnym pędzlem wymalowała najpiękniejsze wzory godne miana malarskiego mistrza. Przyglądał się opadającym, delikatnym płateczkom. Patrzył jak osadzały się na małym daszku altanki, którą dostrzegał w oddali. Jeszcze nie miał okazji tam być. W ogóle ani razu jego stopa nie stanęła w tymże ogrodzie. Postanowił, że po zimie na pewno zwiedzi go w całości. Już nie mógł się doczekać.

Nie lubił zimy. Nie dlatego, że to nieprzyjemna pora roku, jest mroźnie, ogólnie pogoda nie dopisuje – miał wiele innych powodów. Między innymi urodziny i świąteczny czas, którego nie znosił.

Dzisiaj była wigilia. Szesnaście dni temu miał urodziny, ale nawet sam o nich zapomniał. Które to już? A tak dziewięćdziesiąte pierwsze. Rodzina też zapomniała. Lecz nie miał im tego za złe. Robił wszystko by zapomnieli. Chciał tego. Nie widział sensu w obchodzeniu tego święta. W ogóle nie palił się do celebrowania żadnego.

Wiktor zapowiedział, iż jutro przyjadą jego znajomi, rodzina z odległych krajów. Drake nie chciał ich poznawać. Nie lubił zawierać nowych znajomości, nie był w tym najlepszy. Najchętniej zaszyłby się w jakimś bezpiecznym miejscu i przeczekał ten okres, aż mogłby wreszcie wrócić do szkoły i spotkać się ze znajomymi.

Przypomniał sobie Chrisa, który w ostatnim dniu szkoły składał mu piękne życzenia. Uśmiech pojawił się na jego twarzy.

W tym samym momencie zawibrowała komórka. Spojrzał na wyświetlacz i ujrzał tam imię przyjaciela. Od razu jego twarz rozpogodziła się, a myśli nawiedziły przyjemne obrazy.

Zszedł z dużego parapetu, na którym siedział i podążył w stronę łóżka. Usiadł, krzyżując nogi i włączył laptopa. Zalogował się na konto, które niedawno utworzył. Nie chciał już nigdy więcej sprawiać wrażenie matoła z ostatniej ławki. Zapisał się do grupy, dzięki czemu mógł sledzić wrzucane tam posty. Od razu zyskał pięciu znajomych, później dołączali kolejni. Nie było ich wielu. Drake zgromadził raptem kilkadziesiąt osób z całej szkoły, lecz to była dla niego zadowalająca liczba. Teraz mógł skontaktować się z każdym.

Najczęściej pisał, bądź rozmawiał, czy to na czatach grupowych, czy indywidualnych z Chrisem i Yvesem. Czasem towarzyszyły im także dziewczęta, lecz nie odważył się jeszcze napisać do brunetki.

Bardzo często, wręcz codziennie (nałogowo) odwiedzał jej profil. Wieczorem, przed snem, oglądał zdjęcia, strony, które udostępniała, posty, które publikowała, choć nie było ich dużo. Raczej cechowała ją powsciągliwosć i tajemniczosć. Nie ujawniała zbyt wielu informacji o sobie. Ten fakt troszeczkę go smucił, gdyż chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Nie mógł wprost zapytać, ani jej, ani bliskich im przyjaciół. Chociaż z drugiej strony ją rozumiał. Oboje byli skrytymi osobami i nie lubili zamieszczać o sobie zbyt wielu informacji. Zresztą Drake podał tyle ile musiał, reszta pozostała w ukryciu. Fakt, iż zechciał posiadać tego typu konto, był do niego niepodobne. Dziwił się sam sobie, lecz coraz bardziej pragnął zbliżyć się do ludzi i być takim jak oni.

Okazało się, że jego przyjaciele szykowali jakąś niespodziankę. Nie chcieli zdradzić mu zbyt wielu szczegółów – poza czasem i miejscem – lecz zauważalnym było, iż bardzo ekscytują się na myśl o wspólnym spotkaniu. Wyjątkowe okazje zawsze świętowali, bądź spędzali razem, a skoro Drake również należał do ich paczki, prosili go by się zogdził.

Chłopak poczuł się niesamowicie. Od razu odpisał na wiadomość. Oczywiście, że zgodził się na wspólne świętowanie nadchodzącego nowego roku z nowymi znajomymi. Nikt nigdzie go nie zapraszał. Nikt nigdy nie chciał jego obecności.

Oswoił się z myślą, iż powinien pozostać sam i nauczyć się liczyć tylko na siebie. Bo przecież nikt inny nie zadba o niego tak dobrze. Mylił się. Teraz wiedział, że miał na kogo liczyć.

Chłopaki byli wniebowzięci. Dziewczyny też bardzo ucieszyły się z tego faktu. Drake próbował podpytać kolegów (rozważał nawet napisanie do Kariny z grzecznym zapytaniem o to, czy uchyli rąbka tajemnicy), ale żaden nie zechciał podzielić się z nim dodatkowymi informacjami. To miała być niespodzianka.

Uśmiechnął się pod nosem. Szkoda, że teraz nie mogli zobaczyć tej czystej radości wypływającej z jego ciała.

Usłyszał pukanie do drzwi, co trochę go zaskoczyło. Myślał, że jego opiekunowie są zajęci przygotowywaniem domu pod przyjazd gości. Wiktor nie mógł się doczekać, aż zobaczy swoich starych przyjaciół.

- Proszę – rzekł głośno.

Do pokoju weszła rozpromieniona Jane. Drake pomyslał, iż mogłaby zarażać pozytywną energię wszystkich dookoła. Mimowolnie na jej widok kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.

- Drake'u mógłbyś na chwileczkę oderwać się od latopa i zejść ze mną na dół do salonu? – zapytała słodkim głosikiem, w którym czaiła się nutka podekscytowania.

Drake pzechylił głowę na bok. Od rana go unikali, byli milczący, dziwnie się zachowywali. Teraz prosili go do siebie. W sumie jeśli nie pójdzie, nie dowie się o co chodzi.

- Ok. Zaraz zejdę.

- Będziemy czekać.

Odwróciła się i wyszła.

Wampir ponownie otworzył laptopa, oznajmił, iż musi na chwilę wyjść oraz że zaraz wróci (tak na wszelki wypadek, żeby za nadto za nim nie tęsknili), a następnie zeskoczył z łóżka i popędził w stronę drzwi.

Grube, wełniane skarpety ślizgały się po gładkich, wypolerowanych panelach. Zbiegł, a raczej zjechał szybciutko po schodach, ledwo wyrabiając się przed głównymi drzwiami (o mały włos. Raczej wątpił w to, by jego twarz zechciałaby spotkać się z drzwiami).

Posłyszał głośne gwary dochodzące z dużego salonu. Trochę niepewnie pchnął drzwi do przodu, po czym nieśmiałym krokiem podszedł do elegancko przystrojonego  stołu.

Porcelanowo biała zastawa z domieszką złota, dumnie spoczywała na białym obrusie z połyskującego materiału. Nieopodal ułożono srebrne sztuće, kryształowe puchary wypełnione jakimś płynem oraz małe, zdobione talerzyki. Ułożone według najwyższych standardów i etyki. Dodatkowo stół ozdobiony był małymi bukietami kwiatów, a na środku spoczywał największy, rozłożysty, piękny.

Drake poczuł się dziwnie. Patrzył na to wszystko i nie wierzył, że to część jego życia.

- Widzę, że wcześniej zaczynamy świętować. Ładnie przystrojony stół.

- Dziękuję. To moja zasługa  – Sofia nagle wyłoniła się zza postury Wiktora, odpowiadając na jego słowa.

Rozbieganym wzrokiem szukał Jane i Selene, lecz nie było ich tam.

- Zgadza się będziemy świętować, ale jeszcze nie Boże Narodzenie – Mike odezwał się jako trzeci.

- Czy to nie hipokryzja? Wampiry chyba nie powinny czcić tego święta co?  – Drake ukazał przednie zęby oraz założył ręce na piersi.

Mike i Wiktor popatrzyli po sobie, delikatnie uśmiechając się pod nosem.

- Lepiej oddawać pokłon najwyższemu dobru, niż złu – starszy wampir skonstatował z powagą.

Drake domyślał się, iż słowa te kierował bezpośrednio do niego, w nawiązaniu do jego poprzedniego życia. Lecz nie zraził się. Wiktor miał rację. Dopiero teraz mógł stwierdzić to z czystym sumieniem.

- Kochanie! Już jest!

Mike przyłożył otwarte dłonie do policzków, a następnie głośno krzyknął.

Drake nie zdążył mrugnąć, gdy nagle drzwi od kuchni otworzyły się ukazując postać Jane niosącej duże, okrągłe ciasto z jakimiś świeczkami, a za nią szła Selene. W dłoniach trzymała duże, czarne pudełko, na wierzchu którego przyklejono czerwoną, połyskującą kokardkę.

- Wszystkiego Najlepszego!

Wszyscy chóralnie krzyknęli w tym samym czasie.

Michael wyciągnął z tylnej kieszeni jakiś podłużny przedmiot, z którego wystrzelił kolorowe konfetti.

Drake był oszołomiony. Stał z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować.

- Zaśpiewalibyśmy ci urodzinową piosenkę, ale tutaj w Anglii jest to zabrionione. Absurd prawda?! – starszy brat roześmiał się głośno, zarażając wszystkich po kolei śmiechem.

- Wszystkiego co najlepsze mój drogi. Razem z Sofią upiekłyśmy dla ciebie tort.

Jane odłożyła go na stół, po czym podeszła do chłopaka. Delikatnie ujęła go za ramiona, nie wiedząc jaka będzie jego reakcja. Lecz on wciąż stał w tym samym miejscu, nie wykonując najmniejszego ruchu. Prawdopodobnie był zaskoczony tym, co działo się wokół niego.

Kobieta zbliżyła się, następnie oplotła ręce wokół jego szyi i pleców, przyciągając go do siebie. Inni przypatrywali się tej scenie w milczeniu.

Drake poczuł ten znany, opiekuńczy zapach, kojący nerwy. Przywarł do ciała ciemnowłosej kobiety, mocniej przyciskając ją do siebie.

- Dziękuję Jane. Nie trzeba było.

Oderwał się od niej i spojrzał w jej zaszklone od łez oczy. Nie raz widział je w swoim życiu. Zrobiło mu się przykro. Jak mógł ją wcześniej krzywdzić? Taką dobrą, kochając istotę.

- Dodałyśmy dużo czekolady, tak jak lubisz.

Matczyny uśmiech ozdobił jej usta, a oczy zwęziły się przybierając uroczego kształtu.

- Spełnienia marzeń bracie. Mam nadzieję, że poprawisz te marne oceny. Dzwoniła do mnie twoja wychowawczyni...

- Nie psuj tej chwili.... – Drake uczynił kwaśną minę, a następnie roześmiał się.

Mike również to uczynił. Wystawił dłoń w stronę młodszego wampira, a on pochwycił ją bez żadnego zastanowienia. Na tym jednak nie poprzestali. Mike również przytulił brata i poklepał po plecach.

Następny w kolejce do życzeń ustawił się Wiktor. Co było najdziwniejsze, Selene stała z boku przyglądając się tej scenie z nieukrywanym sceptycyzmem i czymś na kształt drwiny.

- Chłopcze. Wybacz nam to opóźnienie. Nie zapomnieliśmy o tym wyjątkowym dniu i ty również nie powinieneś o nim zapomnieć. On był początkiem i dał nam okazję do spotkania i poznania twojej osoby...

- Nie byłem zbyt miły pzy pierwszym spotkaniu – Drake skrzywił się, spuszczając wzrok.

- Puśćmy to w zapomnienie. Skupmy się na tym, co czeka nas w przyszłości. Dlatego też chciałbym, byś bez względu na wszystko nie odwracał się za siebie. Przeszłość stanowi jedną z najważniejszych, czasem pięknych, a zarazem bolesnych lekcji w naszym życiu, lecz nie powinniśmy nadmiernie zadręczać się nimi. Życzę ci tego byś po prostu żył, nie zważając na trudy wczorajszego dnia i na wyzwania jutrzejszego. Kieruj się sercem mój chłopcze. Ono podpowie ci jaką drogę obrać, byś wreszcie odnalazł szczęście, na które zasługujesz.

Starszy pan pewnym krokiem zbliżył się do chłopca, który o dziwo był sporo od niego wyższy i uśmiechnął się serdecznie.

Okazywali mu tyle szacunku, tyle ciepła. Było mu wstyd. Gdyby mógł wybiegłby stamtąd i nie odwracał się za siebie. Nic go nie powstrzymywało, mimo to chciał z nimi zostać. Czynił to w pełni świadomie, gdyż czuł, że tylko tutaj może być bezpieczny. Z dala od pokus ciemnosci, odbierających człowieczeństwo.

- Dziękuję. Mądre słowa. Ja... nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Może pora cos zmienić? – odchrząknął. Pozostawił to pytanie bez odpowiedzi.

- Wszystkiego dobrego.

Milcząca wampirzyca Sofia, również dorzuciła dwa słowa do tej wymiany zdań. Nie podeszła do rodziny. Stała przy krótszej krawędzi stołu, w najdalej oddalonym punkcie, wyrażając odwieczny dystans rządzący jej ciałem.

Drake czasem jej nie ufał. Pamiętał, co niegdyś chciała z nim uczynić. Jego twarz przybrała nieciekawego charakteru.

- Aż nie mogę uwierzyć. Nie sądziłam, że się ucieszysz, ale skoro już wszyscy składają ci życzenia to ja też się dorzucam. Żyj wieczność braciszku. Masz pozdrowienia od Arthura – rzuciła mu się na szyję, z dziwnie sztucznym uśmieszkiem.

Nie musiała wypowiadać ostatnich słów. Wiedziała, że odbierze mu resztki dobrego humoru, zakłóci wewnętrzny spokój. Stała się tak samo fałszywa jak Ned. Dostrzegał to w każdym jej geście i słowie, i miał coraz większe wrażenie, że osoba, która przed nim stała, nie była jego siostrą.

- No dobra. Teraz czas na prezenty.

Mike klasnął w dłonie, odrywając wzrok Drake'a od twarzy starszej siostry.

- Nie. Tylko nie....

- Bez dyskusji. Chcemy, żebyś je przyjął. Mamy nadzieję, że ci się spodobają. Najpierw prezent ode mnie, Jane i Selene. Śmiało. Otwórz.

Niebieskooki mężczyzna wskazał dłonią na dużych rozmiarów pudełko, oparte o górną część stołu. Tylko czekało na to, aż ktoś zedrze ten papier i dostanie się do środka.

Drake łypnął niepewnie oczami na pudło. Nie był zadowolony, że rodzina postawiła go przed takim faktem. Nie znosił takich sytuacji. Nie lubił niespodzianek i bycia w centrum uwagi.

- Otwórz. Chcemy zobaczyć czy ci się spodoba. Wybierałyśmy ją razem z Selenką. Jeśli uznasz, że jej nie chcesz, oddamy ją do sklepu i wymienimy na inną rzecz.

Ją? Brunet był coraz bardziej ciekaw co takiego skrywa tekturowa powłoka.

Powiódł podenerwowanym spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych tam twarzach, które (no może oprócz Selene i Sofii) wyrażały aprobatę i ciekawość.

Chłopak westchnął. Chyba nie miał wyboru. Wyminął delikatnie Jane, która złożyła dłonie, jak do modlitwy. Drake udawał, że tego nie widział, ale przez ten gest poczuł się jeszcze bardziej spiętym. Przyklęknął przy pudełku, położył go na podłodze, czując jego ciężar i zaczął zdzierać papier. Otworzył pokrywę, a jego oczom ukazała się elektryczna gitara.

Gładka powłoka skąpana w czarnym kolorze, pod wpływem światła dobywającego się z małych żarówek mieniła się burgundowym odcieniem. Jakby ktoś zatopił na jej powierzchni, drobny, czerwony brokat.

Przypomniała mu się jego stara gitara, którą potłukł, jeśli można było to tak nazwać, w przypływie dzikiego szału. Pokłócił się wówczas z Michaelem. Przyrzekł, że już nigdy nie zagra, ale dlaczego to uczynił? Dlaczego odebrał sobie jedną z tych rzeczy, które kochał robić?

Uznał, że nie zasługuje na to, by czuć satysfakcję, czy radość. Wolał pogrążyć się w bólu i nienawiści, a muzyka dodawała mu siły i odwagi.

Łzy stanęłu mu w oczach. Był mięczakiem. Wpatrywał się w przedmiot, jak zaczarowany, nie ośmielając się unieść oczu. Bał się, że popłyną z nich łzy.

- W kuchni jest jeszcze jakiś wzmacniacz i kable. Tutaj jest tylko pasek, gitara i kostka – Jane wypowiedziała te zdania, drżąc na ciele.

- Nie zasługuję na taki prezent. Nie przyjmę go.

Drake wstał, kręcąc przecząco głową. Nie patrzył na przedmiot, ale nie patrzył też na rodzinę. Błądził gdzieś wzrokiem byle tylko nie napotkać na ich oczy. Ale oni go rozumieli.

- Chcieliśmy dać ci coś, co sprawi, że zapomnisz o tym co złe.... I o naszych błędach. My naprawdę chcemy dla ciebie jak najlepiej. Jesteśmy twoją rodziną. Wybacz nam to, że nie zawsze potrafiliśmy okazać to we właściwy sposób.

Mike przełknął głośno ślinę. Nie powinien wspominać tego co było, co bolesne, lecz czuł, że wypowiedzenie tych słów było właściwym posunięciem.

Drake zrozumiał ich intencje. Spojrzał bratu w oczy i choć nigdy nie sądził, że sam przed sobą przyzna się do tego, poczuł się lżej wiedząc, iż rodzina nie ma mu za złe jego dawnych wybryków, a nawet przeprasza go za przeszłe błędy. Co by nie myśleć o tym wszystkim, chciał się zmienić i zacząć normalne, ludzkie życie, w miarę możliwości.

- Zaskoczyliście mnie. Nie wiem, co powiedzieć.

- To nie wszystko mój wnuku. Pozwól, że teraz ja wręcze ci ten skromny podarek.

Wiktor podszedł do chłopaka, trzymając jedną z dłoni w kieszeni. Drake przypatrywał mu się uważnie, z obawą, iż zaraz wyciągnie jakiś kołek i wbije mu prosto w serce. Lecz doznał słodkiej pomyłki.

- Twój brat zainspirował mnie. Zawsze powtarza, mężczyzna powinien mieć porządną maszynę, żeby zabierać wybrankę serca w dalekie podróże.

Wiktor prawił z uśmiechem na ustach, wyciągając w stronę chłopaka małe zawiniątko.

Drake zerknął z ukosa na postać brata, kiwającego zgodnie głową. Odebrał małą sakiewkę z rąk starego wampira, a następnie zwarzył ją w dłoni. Od razu domyślił się co to było.

- Nie wierzę.

Oczy rozszerzyły mu się do niewyobrażalnych rozmiarów. Właśnie trzymał w dłoni kluczyk do jednego z droższych samochodów tego świata. Nie przypuszczał, że kiedyś dostąpi taiego luksusu.

- Czy to Ferrari?

-,, Tak. Jeden z nowszych modeli. 458 Italia. Zaparkowałem go w garażu. Po kolacji będziesz mógł go obejrzeć. Wiktor stwierdził, że powinieneś mieć własny samochód, żeby dojeżdżać nim do szkoły. Oczywiście wolałbym, by było to bezpieczniejszy model, ale nie miałem na to żadnego wpływu...

- Kurcze! Ale zajebiście! Bardzo dziękuję! Wreszcie będę mógł wozić się gdzie tylko zechcę! – chłopak krzyknął podekscytowany, o mało co nie rzucając się na postać starszego pana.

- Jakbyś już tego nie robił... – Selene prychnęła, lecz Drake puścił jej uwagę mimo uszu.

Postanowił nie psuć sobie humoru podczas tego wieczoru. Dziewczyna zaobserwowała tę zmianę nastawienia jej braciszka i aż nie mogła w to uwierzyć, że tak się odmienił. Może to były tylko pozory, kolejna cisza przed burzą.

- Obiecaj, że będziesz ostrożny podczas jazdy tym samochodem – Jane zagadnęła go z dobrze wyczuwalną troską w głosie.

- Jasne. Nie martw się – obdarzył ją delikatnym uśmiechem. Nie czynił tego za często, a powinien. Śmiech to samo zdrowie.

- Cieszymy się twoim szczęściem Drake'u. Ja również mam coś dla ciebie.

Milcząca, nieśmiała Sofia wzięła do rąk kopertę, którą wcześniej odłożyła na stół. Patrzyła mu prosto w oczy, lecz nie dopatrzyła się w nich złych ogników. Wypełniała je czysta radość.

- Nie wiem jak się wam odwdzięczę.

Zajrzał do białej koperty, którą wręczyła mu ciemnowłosa wampirzyca i wyjął z niej dwa podłużne, kawałki papieru. Wmurowało go. Skąd wiedziała, że chciał tam polecieć? Że znów chciał odwiedzić ten kraj? Miejsce, w którym się urodził.

- Wspomnienia nigdy nie umierają. Pomyślałam, że ta podróż pomoże ci z wewnętrznym rozrachunkiem. Możesz zabrać ze sobą kogo zechcesz. To bilety dla dwóch osób – rzekła.

Drake wciąż nie mógł w to uwierzyć. Przywyknąć do takiego traktowania. To było miłe z jej strony. Podarowała mu nie tylko zagraniczną wycieczkę, ale przede wszystkim możliwość odwiedzenia ojczystego kraju, który nie zawsze okazywał się być dla niego łaskawym.

Sofia miała rację, wspomnienia nigdy go nie opuszczały. Nawet po tym, gdy przeszedł na stronę ciemności, wciąż nawiedzały go. Sytuacje, wydarzenia z poprzedniego życia. Wlokące się za nim, ledwo unosząc wątłe, przygnite nóżki. Determinowały całe jego życie, przydawały szarych barw. Ale mimo wszystko pragnął tam pojechać, głównie do dwóch miast.

- Jeszcze do niedawna sądziłem, że nie jestem gotowy, by skonfrontować się z tamtejszą rzeczywistością. Nie wiem nawet, czy nadal potrafię powiedzieć coś po polsku.... – zaśmiał się. - ....ale wydaje mi się, że masz rację. Powinienem odbyć tę podróż. Raz na zawsze rozliczyć się z demonami przeszłości i postarać się zacząć wieść normalne życie. Tutaj w Londynie. Wśród nowej rodziny. Nie mogę cofnąć czasu i tych okrutnych wydarzeń, lecz mam wpływ na to co teraz dzieje się w moim życiu i myślę, że moja ludzka rodzina nie chciałaby, żebym zmarnował taką szansę. Dziękuję Sofiu – wyrzekł te słowa zachrypniętym głosem.

Tyleż emocji pragnęło ujrzeć zewnętrzne promienie światła. Skrupulatnie je ukrywał, ale z każdym dniem stawał się coraz miększy.

Ned miał rację, przebywanie wśród wampirzej rodziny osłabiało dzikie zapędy, ale czy aby na pewno czyniło go słabym? Bez wątpienia taki nie był. Dopiero teraz odkrywał w sobie pokłady niesamowitej siły.

- Mądrze powiedziane – Mike pokiwał głową.

Jane złapała go za dłoń.

- Teraz czas na zdmuchnięcie świeczki. Koniecznie pomyśl o życzeniu, które chciałbyś, żeby się spełniło.

Uradowana kobieta odeszła od Michaela, zapaliła lont symbolicznej świeczki, po czym zachęcającym gestem zaprosiła chłopaka bliżej stołu.

- Ufff... dobrze, że to tylko jedna świeczka. Nadmuchałbym się przy dziewięćdziesięciu.

- A co ja mam powiedzieć, albo Wiktor?

Szatyn spojrzał na starszego wampira, następnie na Drake'a, po czym wybuchnął głośnym, niekontrolowany śmiechem.

Brunet zawtórował mu. Dziwny i niecodzienny obrazek.

Selene nie mogła się pojąć tej całej przemiany. Patrzyła jak młody wampir podchodzi do tortu, zdmuchuje płomień, a następnie czekając na oklaski szczerzy się do pozostałych. Nie przywykła do tego, tym bardziej czuła żal. Chociaż z drugiej strony, może tak właśnie będzie lepiej. Chyba już pogodził się z tym, że chciała wyjechać. Zadomowił się tutaj, przywykł do ich obecności. Zaczął traktować ich, jak równych sobie, ale dlaczego dopiero teraz?

- No. Przyniosę nóż. Już nie mogę się doczekać, aż zatopię zęby w tych słodkościach – Mike zatarł ręce, po czym dziarskim krokiem ruszył w stronę kuchni.

Selene wyczuła, że to ten moment, w którym musiała opuścić to pomieszczenie. W innym wypadku utkwiłaby tu do jutra.

- Ja już będę się zbierać. Jadę do Arthura. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego bracie. Nie przesadź z tym tortem.

Sprawiała wrażenie podenerwowanej. Oderwała się od stołu, o który opierała się biodrem i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Drake nie odprowadzał jej wzrokiem. Nie chciał, by ujrzała w nich podły cień zawodu, rozdzierający dotąd oziębłe serce. Najbardziej nie mógł zniesć jendej rzeczy - świadomości, iż kiedys postępował dokładnie w taki sam sposób. Zadawał dotkliwe rany, jakież to musiało być potwornie bolesne.

- Siostra nadal cię kocha. Tego możesz być pewnym, nawet jeśli ostatnimi czasy zaniedbała wasze relacje.

Wiktor starał się podnieść na duchu najmłodszego członka rodziny. Patrząc na jego skwaszoną minę odczuł smutek i żal. Tak bardzo pragnęli by Drake zmienił się, by w pełni dołączył do ich rodziny, ale nie kosztem dziewczyny, którą kochali tak samo mocno, jak jego.

Ciężka to była walka. Wiktor i Sofia zdawali sobie sprawę z faktu, iż metamorfoza brunetki nie podziała krzepiąca na kondycję psychiczną chłopaka, dlatego postanowili, iż należało go chronić. Za wszelką cenę, nawet jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z własnego życia.

Decydując się na dzwiganie ciężaru, okalającego barki, skazywali się na życie w ciągłym napięciu i utrapeniu. Bo czy mogli być pewni tych wszystkich deklaracji?

Po każdym dniu zawsze następowała noc i to przerażało ich najbardziej.

🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂🎂

Thousand Foot Krutch - Wish you well.

,, Życzę Ci dobrze, życzę Ci dobrze, byś podążał drogą ku znalezieniu siebie.
Życzę Ci dobrze, chciałbym Ci pomóc,
Ale nie mogę pomóc Ci odnaleźć samego siebie... ''

Czasem tak w życiu bywa, że ciężko odnaleźć samego siebie. Walczymy, podejmujemy trud i wysiłek, by wreszcie zakończyć tę walkę... By stać się największym wojownikiem, w drodze ku lepszej przyszłości.

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlanie. Pozdrawiam 😘
IngiS20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro