Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44








Po jakimś czasie sprawdziłam godzinę na zegarku.
Otworzyłam szeroko oczy, minęły dwie godziny od kiedy uciekłam...

Biegłam już dobry kawałek drogi i postanowiłam przystopować, zaczęłam szybko iść i faktycznie szłam dopóki nie dostałam problemów z oddychaniem.

Pierdolone żebra

Usiadłam pod drzewem i zaczęłam głęboko oddychać. Tabletki powoli przestawały działać a mi kręciło się w głowie

Przeanalizowałam kilka poprzednich godzin iii złapałam się za głowę.

Co ja odpierdalam?


Przecież ja nie mogę uciec
Nie chce by ta wataha umarła przeze mnie
Miałam ich wspierać do cholery
Miałam odwiedzać te małe istotki Mariette
Urządziłam cały dom nie po to by teraz uciekać
Pokochałam Dylana by z nim być a nie sprowadzać go do załamania z tęsknoty

Muszę wrócić

Ale jak?


Wstałam i rozglądnęłam się dookoła. Drzewa,drzewa,krzaki,drzewa, wilki, drzewa, krzaki,drze....WILKI?!!


Spojrzałam na kilkadziesiąt wilków.
Nie rozpoznałam żadnego wilkołaka z watahy,  bo tak naprawdę nie widziałam ich jako wilki.

Nie wiedziałam co powiedzieć, byłam strasznie ucieszona że jednak mnie znaleźli i nie umrę tak szybko


Nagle z poza wszystkich wyszedł ten jedyny w swoim rodzaju Czarny wilk. Potężny, wyglądający na silnego ale jego oczy pokazują, że jest zawiedziony moją postawą.

- Dylan- szepnęłam i podeszłam do niego. Chciałam dotknąć jego pyska, ale odwrócił łeb w drugą stronę.- Przepraszam- przełknęłam gule która tworzyła mi się w gardle.

Wilk przemienił się a przede mną stanął Dylan.


- Znowu? Chciałaś uciec- stwierdził ponuro

- Chciałam, ale zrozumiałam że nie mogę tego zrobić, że nie chcę tego zrobić- wyszlochałam


- Masz teraz ostatnią szanse na odejście- spojrzał mi w oczy- Możesz iść!- krzyknął

- Dylan. Ja nie chce nigdzie iść oprócz domu watahy

- To była twoja ostatnia szansa


- Dylan, nie mogłabym odejść. Kocham cie- szepnęłam i przytuliłam go strasznie mocno

- Lea....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro