13
- Oczywiście...- zaśmiał się i zaczął powoli podchodzić do mnie- Jak cie zerżnę
- Nie!! Prosze!- krzyknęłam z łzami ale on tylko się zaśmiał i podniósł ręke
Znowu dostane....
Gwałtownie zamachnął się a ja mocno zacisnęłam powieki, ku mojemu zaskoczeniu nie doznałam bólu ani niczego
Otworzyłam oczy i zobaczyłam go jak stał tak z tą ręką w górze
- Myślałaś że cię uderze?- spytał z bólem
- Tak- powiedziałam cicho
- Nigdy więcej-powiedział i wyszedł ze wściekłym spojrzeniem
Nie wiedząc co zrobić usiadłam na parapecie okna po czym zauważyłam jak Alfa zamienia się w wilka i biegnie w las. Postanowiłam wyjść na zewnątrz by go poszukać
- Luno, oto twój posiłek- do pokoju weszła omega i postawiła tace na stoliku kawowym.
- Dziękuje- powiedziałam a ona wyszła
Ubrałam sweter Dylana i wyszłam na dwór, powoli zaczęłam iść w tą strone gdzie on bieg. W końcu po godzinie go znalazłam gdy siedział pod jakimś drzewem z normalnych ciuchach
Zrobiłam krok w przód a on automatycznie obrócił głowę w moją strone i spojrzał na mnie.
Spuściłam głowe i zaczęłam iść dalej w jego strone
- Po co tu przyszłaś?-spytał
- Chce- szepnęłam- Chce cie przeprosić- wydusiłam
- Do prawdy- prychnął
- Naprawdę przepraszam- powiedziałam i kucnęłam obok niego
- Idź stąd- warknął
- Wybacz- powiedziałam i spuściłam głowę
Nagle coś mnie natchnęło i powoli go przytuliłam wtulając się w niego jak w miękki koc
- Kocham Cię-powiedział a mnie zatkało
- Ty wielki Alfa- powiedziałam a on warknął- Dylan jestem za słaba na Lune- powiedziałam po chwili namysłu
- A kto ci tak powiedział?
- Ja to wiem- szepnęłam
-Skoro to wiesz, to oznacza tylko jedno- powiedział
- Hee??
- Oznacza że jesteś głupia- zaśmiał się gardłowo
- Foch- wstałam i odtuliłam się od niego po czym zaczęłam podążać ścieżką do domu watahy
- Jędza- jęknął i podbiegł do mnie. Wziął mnie na barana by zanieść mnie do domu watahy- Jadłaś?-spytał
- Tsaaaa- przeciągnęłam lekko
- Mnie sie nie okłamuje- burknął i zciągnął mnie ze swoich pleców- Teraz idź se sama- powiedział i poszedł sam dalej
- Dylan!Prosze!-krzyknęłam- Przytule cie w nocy!- krzyknęłam z nadzieją że to go zatrzyma
- I tak byś to zrobiła!- odkrzyknął mi
- Dam ci buzii!!!!-krzyknęłam po czym perfidnie się uśmiechnęłam gdy jak na zawołanie odwrócił się i wziął mnie od nowa na baranka
- Masz dobre argumenty-powiedział zagryzając warge
- No wiem- zaśmiałam się jak głupia
Gdy mnie postawił na schodach domu watahy spojrzał na mnie wyczekująco
- Buzi- powiedział
- Oł, jasne- powiedziałam i pocałowałam moją ręke po czym zetknęłam ją z jego polikiem- Proszę cię bardzo- zaśmiałam się
- Osz ty!!-krzyknął jak małe dziecko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro