Rozdział 7. Wyjście ze szpitala.
/Gabriel/
Minęły 2 tygodnie od kąt Maryna i maluchy wylądowały w szpitalu. Ciesze się, że dziś wychodzą ze szpitala. Przynajmniej maluchy były porządnie zbadane. Teraz wiem, że Wiktorek ma uczulenie na jad pszczół, a Ania ma cukrzyce. Wiem, że z cukrzycą i uczuleniem na jad pszczół nie ma żartów. Policja aresztowała Kamila i Eryka gdy ja i Maryna złożyliśmy zeznania. Z matką nie mam zamiaru utrzymywać kontaktu. Obecnie pakowałem do toreb rzeczy żony i dzieci. Po spakowaniu rzeczy wziąłem torbę na ramie i wziąłem synka na ręce. W nosidełku które trzymała Maryna była Ania. Poszliśmy do recepcji gdzie otrzymaliśmy wypisy. Poszedłem z żoną do bazy bo Kuba czegoś ode mnie chciał. Po wejściu do bazy usłyszałem cisze. Gdy wszedłem z żoną do głównego pomieszczenia zauważyłem pozostałych. Kuba coś chował w kartonie.
-Kuba o czym chciałeś pogadać?- Spytałem się patrząc na wszystkich.
-No więc my... Chcieliśmy ciebie za wszystko przeprosić.- Powiedział Kuba drapiąc się po karku.
-Za co Kubuś?- Spytała się doktor Reiter.
-Za to, że byliśmy dla ciebie za ostrzy i w ogóle. Poza tym ja, Artur, Wiktor, Piotrek i Misiek żałujemy tego, że my...- Nie dokończył bo Piotrek mu przerwał.
-Kuba jak będziesz żonaty to zrozumiesz. Może nie będziesz w takiej samej sytuacji jak Nowy ale uczucia będą te same.- Powiedział Piotrek patrząc na Kubę.
-Racja Piotrek ale mamy tu coś dla was.- Powiedział Misiek odkrywając koc z wieka pudełka. Potem z pudełka wyjął szczeniaka szpica miniaturkę. Ania od razu zaczęła się śmiać. Kuba powiedział, że to dla maluchów. Porozmawialiśmy jeszcze trochę po czym wróciliśmy do domu z nowym członkiem rodziny. Nigdy więcej nie pozwolę skrzywdzić swojej żony i dzieci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro