TA noc
Leżał na szpitalnym łóżku i patrzył w biały sufit. Przed jego oczami cały czas rozgrywała się scena „walki" z jego bratem- zacisnął mocno szczęki- Phi...walka?- doskonale wiedział o tym, że dostał zwyczajny łomot. Okazał się zbyt słaby. Ale jak to możliwe?Przecież tak dużo trenował. Czy w ogóle nawet trochę się nie poprawił? Czemu „przepaść", pomiędzy nimi nie zmniejszyła się, ani odrobinę?- zarzucał sobie.
Zastanawiał się ile jeszcze będzie zmuszony tutaj siedzieć. Nie uśmiechało mu się „branie urlopu" z życia, gdy praktycznie wszyscy jego rówieśnicy trenowali bezustannie, ciągle poprawiając swoje umiejętności. Ostatnie czego chciał to zostać w tyle. Już teraz czuł, że jest słaby, nawet porównując się do Naruto.
Jak tak dalej pójdzie to Itachi znowu gdzieś się zaszyje i ciężko będzie ponownie mu go znaleźć. Ale nawet, gdyby mu się to udało. To co z tego? I tak nie miał najmniejszych szans na pokonanie krewnego.Zdawał sobie z tego sprawę. Czuł się tak samo bezsilny jak tamtej nocy. Tak bardzo nienawidził tego uczucia.
Mało tego.Nie mógł uwierzyć w to, że Uzumaki tak bardzo zwiększył swoją siłę w tak krótkim czasie. Kiedy porównywał swoje postępy do progresu tego Młotka czuł jak by sam „stanął w miejscu".Pomimo tego, iż wiedział ile czasu i wysiłku poświęcił treningom. W jego przypadku nie było żadnych spektakularnych rezultatów. Mógł się o tym dość boleśnie przekonać na własnej skórze.
Po tym jak do Konohy wróciła Piąta i go wyleczyła Haruno codziennie przychodziła go odwiedzać. Twierdziła, że robi to z troski o jego stan zdrowia. On jednak wiedział, że w ten sposób miała go cały czas na oku. Mogła się upewnić czy żadne głupie pomysły nie wpadną mu do głowy. Jak na przykład ucieczka ze szpitala i pogoń za bratem.
Zazwyczaj nie siedziała długo nie chcąc zamęczać go swoim towarzystwem.Bardzo zmieniła swoje nastawienie względem niego. Nie była już taka namolna, jak w czasach akademii, ale pomimo tego nie zostawiała go samego. Wiedział, że o nim myśli i to mu wystarczało.Świadomość, że ktoś się o niego martwi. Minęło wiele lat od czasu, kiedy mógł tego doświadczyć.
Pamiętał,że jego mama była bardzo troskliwa w stosunku do niego. Zawsze starannie dbała o to, aby niczego mu nie brakowało. Upewniała się,że dobrze się odżywia, nie trenuje za dużo, uczy się odpowiednią ilość czasu. Była zawsze obok. Kiedy miał jakiś problem nie musiał nawet jej o tym mówić, ponieważ zawsze wiedziała.Wystarczyło, że na niego spojrzała i od razu wiedziała.
Czasami odnosił wrażenie, że Haruno też potrafi czytać z niego, niczym z otwartej księgi. Jak to możliwe, iż przez tyle lat potrafił tak doskonale ukrywać swoje uczucia i myśli? W taki sposób, aby nikt nigdy się nie zorientował. A teraz o ironio trafił do drużyny z kimś komu wystarczy jedno spojrzenie by wiedzieć jaki ma nastrój w danym momencie.
Myślenie o tym w ten sposób. O tym, że znowu ma przy sobie kogoś takiego dodawała mu otuchy. Nawet jeśli przyjaciółka nigdy nie będzie wstanie zastąpić mu matki, to jednak ma w sobie to samo ciepło i troskę, co jego rodzicielka. Jest to jedynie jej namiastka, ale będzie musiała wystarczyć.
Znajdował się na jednej z ulic Konohagakure. Nie musiał się jej dłużej przyglądać. Rozpoznałby ją wszędzie. Prowadziła do jego rodzinnego domu, na terenie klanu Uchiha. Wracał właśnie z akademii. Był w doskonałym nastroju, ponieważ nauczyciel pochwalił go za rzuty shurikenami. Poradził sobie najlepiej z klasy.
Spojrzał w górę. Niebo było pochmurne. Zaczynało się ściemniać. Po chwili zorientował się, że wdepnął na coś czerwonego, nie bordowego.Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby kałuża cieczy nie była tak duża. Jego puls gwałtownie przyspieszył. Miał bardzo złe przeczucie.
Rozejrzał się wokół i ujrzał porozrzucane po całej ulicy ranne ciała, nie martwe ciała. Coraz bardziej przestraszony podszedł do jednej z leżących kobiet. Potrząsnął lekko jej ciałem.
- Ciociu- powiedział- ciociu, co się stało? Dlaczego nic nie mówisz?
Podniósł małą rączkę do ust starając się zdusić szloch próbujący wydostać się z jego piersi. Puścił się biegiem w stronę domu. Po wejściu nie usłyszał żadnych dźwięków. Nie zobaczył mamy, która jak zwykle wychodzi z kuchni, aby go przywitać.
- Mamo!- zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział
- Tato!- ponownie cisza
Rzucił się biegiem na górę. Szybko minął ciemny, wąski korytarz po czym wparował do sypialni rodziców.
To co ujrzał, będzie go prześladowało do końca życia. Kilka metrów dalej leżały ciała jego rodziców. Wokół nich rozprzestrzeniała się coraz większa kałuża krwi. Krzyknął przerażony, a łzy zaczęły mu cieknął z oczu.
- Mamo! Tato! Obudźcie się!- podbiegł do nich i wtedy go ujrzał. Stał za leżącymi ciałami. Przerażony do granic możliwości i coraz bardziej zdezorientowany krzyknął.
- Niisan! Mama i tata....oni...oni...nie- zaczął się jąkać. Padł na kolana i zaczął głośno szlochać. Nie mógł uwierzyć w to co się działo. Miał ogromną nadzieję, że to jedynie koszmar z którego zaraz się obudzi.
Po chwili nie widział już nic poza nieprzeniknioną ciemnością.Rozejrzał się zdezorientowany- gdzie się wszyscy podziali? Nagle usłyszał tak dobrze znany mu głos.
- Przeklinaj mnie, nienawidź mnie, brzydź się mną... - przez moment ujrzał jeszcze marę czerwono-czarnych bezlitosnych oczu brata.
Obudził się cały spocony. Miał bardzo szybki puls i płytki oddech. Usiadł na łóżku i rozejrzał się. Podniósł dłoń do czoła i pokręcił głową.
-To tylko koszmar- wyszeptał do siebie. Nie był to pierwszy raz,kiedy musiał na nowo przeżywać to wszystko. Koszmary nawiedzały go niemal każdej nocy, lecz ich częstotliwość wzrosła po ostatnim spotkaniu z bratem.
Usłyszał pukanie do drzwi i obrócił się gwałtownie w ich stronę. Nie spodziewał się dzisiaj już nikogo. Sakura wpadła z samego rana,a nikt poza nią i Tsunade sprawdzającą jego stan zdrowia nie odwiedzał go, ponieważ zabronił komukolwiek podawać numer sali w której leżał.
Gość nie czekając na zaproszenie otworzył drzwi.
Yo Sasuke- powiedział, po czym energicznie podszedł do niego. Zlustrował przyjaciela wzrokiem- powiem ci, że naprawdę kiepsko wyglądasz. Znacznie gorzej, niż mówiła Sakura-chan. Nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze się nie wyleczyłeś. Rany...jak można mieć tak słaby organizm. Co ci w ogóle dolega?
- Powiedział ktoś kogo okres rekonwalescencji trwał kiedyś dwa tygodnie- odgryzł się czarnowłosy z przekąsem. Tylko JEGO tu teraz brakowało.
- Reko co? Sasuke! Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie mówił do mnie w obcym języku!- brunet z trudem się powstrzymał przed walnięciem się otwartą dłonią prosto w czoło. Już miał zamiar coś powiedzieć, ale nastrój jego gościa zmienił się w nanosekundę. Uzumaki usiadł naprzeciwko niego na krześle. Miał poważny wyraz twarzy. Właściwie to Uchiha po raz pierwszy widział go tak poważnego.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś o znaku, który zostawił ci Orochimaru w Lesie Śmierci? -Sasuke spojrzał na niego zszokowany- Skąd o tym wie?
- Nie wiem co masz na myśli- zełgał
- Sasuke! Sakura-chan o wszystkim mi powiedziała!- to zdanie odbijało się w jego uszach, niczym echo. Uzumaki robił mu wykład na temat zaufania, lecz on nie słyszał teraz słów tego Młotka.
Czuł jak jego puls ponownie przyspiesza. Stał się tak głośny, że zagłuszał monolog blondyna. Sakura. Nie! To nie możliwe!Nie mogła mu tego zrobić, prawda?! Nie było takiej możliwości,aby Haruno zdradziła jego tajemnice komukolwiek. Uzumaki musiał dowiedzieć się w inny sposób. Tylko w jaki? Nikt inny nie wiedział. No, może poza Kakashim. Właśnie! Tylko, że to nie zgadzało się z tym co przed chwila powiedział mu ten Młotek. Ale mógł jak zwykle coś pomieszać. To nie byłby pierwszy raz. Mocno uczepił się tego argumentu. Nie chciał dopuszczać do siebie innej opcji.
Nie przejmując się dłużej obecnością blondyna szybko wstał z łóżka. Słyszał protesty „przybysza", lecz nie przejmował się tym. Nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Tego było za wiele! Od natłoku myśli zaczęło mu się kręcić w głowie.Wyszedł na dach szpitala i rozkoszował się chłodnym powietrzem.Wiatr rozwiewał mu włosy na wszystkie strony, ale to nie miało znaczenia. Podszedł do barierki i oparł się o nią. Zimny metal chłodził jego rozgrzaną skórę.
Było już późno i ciemno. Haruno wracała do domu po skończonym treningu.Zdecydowała się na skróty i właśnie mijała drogę, dzięki której można było opuścić wioskę. Już z oddali dostrzegła czyjąś sylwetkę. Lecz, kiedy się zbliżała rozpoznała go.Szedł wolnym, spokojnym krokiem. Miał zarzucony plecak na jedno ramię. To nie wróżyło nic dobrego. Czyżby planował odejść?Ale dlaczego? Chyba nie zdecydował się jednak pójść do tego drania Orochimaru, prawda?Była pewna, iż wyczuł jej obecność,ale nie zwrócił na nią uwagi. Minął ją nie zaszczyciwszy nawet jednym spojrzeniem. To było podejrzane.
- Sasuke-kun?- wyszeptała nieco zmieszana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro