Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na razie to koniec

Witajcie moi kochani czytelnicy.

Zdaje sobie sprawę z tego, że możecie mieć teraz mnóstwo pytań. Niektórzy z Was zadali mi je w komentarzach reszta nie. Macie do tego pełne prawo i uważam, że należą Wam się wyjaśnienia. Dlatego też postaram się tutaj wszystko wytłumaczyć.

Na wstępie chciałabym Was przeprosić za to, iż pisanie tej książki zajęło mi tyle czasu (o ile się nie mylę, nie całe dwa lata). Zdaje sobie sprawę z tego, że inni autorzy zamieszczają rozdziały znacznie częściej, niż ja oraz zapewne bywają one dłuższe, niż moje.

Tak jak wspomniałam w opisie książki, na jej głównej stronie. Było to opowiadanie, które od dzieciństwa we mnie żyło. Powstało, gdy jako mała dziewczynka zaczęłam oglądać „Naruto" w telewizji, jeszcze z dubbingiem xd

Sakura i Sasuke byli pierwszym paringiem, który mnie zafascynował. Uwielbiałam ich tak bardzo, że po skończonym odcinku w mojej głowie pojawiały się setki scenariuszy ich interakcji. Po obejrzeniu odcinka, w którym Sasuke opuścił wioskę w mojej głowie narodził się pomysł.

Pomysł ten dojrzewał, niczym ziarenko w glebie przez praktycznie całe lata mojego dzieciństwa. Nigdy nie usechł i nie obumarł, lecz rozwijał się przez lata mojej młodości.

Jednak dopiero kiedy dowiedziałam się, że w internecie mogę obejrzeć kolejne odcinki mojego ukochanego pierwszego anime. Było to niczym wiosenny deszcz na moją sadzonkę. Gdy zobaczyłam jak wytrwale Naruto walczył o powrót swojego pierwszego przyjaciela.

W tym scenariuszu coś mi nie pasowało. Skoro Sakura tak bardzo kochała Uchihę, że była nawet w stanie mu to wyznać, mając świadomość nadchodzącego upokorzenia, które następnie będą nawiedzały ją przez lata (umówmy się, Sasek nigdy nie wyglądał na zbyt kochliwego ;) ). To dlaczego do jasnej anielki NIC nie zrobiła?

No bo czy wylewanie łez i zostawienie wszystkiego w rękach Naruciaka można nazwać CZYMŚ? Według mnie nie bardzo.

Nie przeczę, że później ciężko trenowała i pracowała nad sobą, by móc Sasuke sprowadzić z powrotem. A następnie po bodajże jakiś 3 latach, gdy w końcu udało im się go odnaleźć znowu nie zrobiła absolutnie nic.

Po odkryciu zupełnie nowej „właściwości" internetu od tamtej pory obejrzałam mnóstwo innych anime. Głównie skupiałam się na romansach, ponieważ ta tematyka najbardziej mnie interesowała (ale to już zapewne wiecie, wystarczy zerknąć na którąkolwiek z moich książek xd).

We wszystkich tych anime dziewczyny, które były zakochane nie stały bezczynnie i nie zostawiały wszystkiego w rękach swoich przyjaciół. Same starały się zostać zauważone, docenione, szanowane i w większości przypadków naprawdę sobie zasłużyły na odwzajemnienie ich uczuć swoim ciężkim wysiłkiem.

Przepraszam, coś za bardzo odbiegłam od głównego tematu.

Wracając do meritum. Zawsze uważałam, że ze względu na charakter oraz przeszłość Sasuke. Haruno powinna zbliżać się do niego powoli. No wiecie, metoda małych kroczków ;)

Po tym co przeszedł bardzo ciężko było mu zaufać komukolwiek, a to właśnie to zaufanie było podstawą na której można było cokolwiek budować.

Niemal połowę książki poświęciłam na budowaniu na nowo ich relacji. Według własnej wizji. Pragnęłam by „moja" Sakura w pełni zasłużyła sobie na głębokie uczucie jakim jedynie ten tajemniczy brunet mógł ją obdarzyć.

Z racji tego sądzę, że spora rzesza czytelników się zraziła licząc na romans z prawdziwego zdarzenia, a dostając jedynie nastolatków z od czasu do czasu buzującymi hormonami xd.

Jedna osoba nawet zwróciła mi kiedyś na no uwagę. „Jak chcesz napisać romans skoro oni mają po czternaście lat?" Odpowiedziałam Jej wtedy, że to dopiero początek, a na prawdziwą namiętność jeszcze przyjdzie czas.

Jednak szczerze wierzyłam w to, iż jeśli nie zmienię ich relacji od podstaw nie uda mi się przedstawić ich uczucia w tak dojrzały i głęboki sposób. Zwłaszcza emocje Sasuke. Nie rozumiałam jak miałby się zakochać w tamtej dziewczynie. W dziewczynie, która w żadnym stopniu sobie na to nie zasłużyła.

Natomiast zostając jego przyjaciółką. Pomagając mu, wspierając go. Wytworzyła w jego głowie obraz dziewczyny na której on naprawdę zawsze może polegać. Taki był mój cel.

Przecież ten samotny, nieszczęśliwy chłopak ze złamanym sercem nie potrzebował wtedy potrzepanej nastolatki, która wszędzie za nim latała i wołała za nim zdrabniając jego imię. Potrzebował przyjaciela. Kogoś na kogo mógł liczyć, kto da mu tak potrzebne ciepło, które zostało mu okrutnie odebrane w najmłodszych latach. Ciepło, które mogła dać mu jedynie „moja" Sakura. Według mnie, oczywiście.

Moim pierwszym zamysłem było zakończenie opowiadania w momencie, w którym Naturo, Sakura, Sai oraz Yamato odnajdą go po latach w jednej z kryjówek Orochimaru. Jednak później uświadomiłam sobie, że do tamtej pory tak właśnie kończyłam wszystkie moje historie.

Nieważne co działo się wcześniej. W momencie, w którym główni bohaterowie się schodzili dodawałam króciutki epilog o tym jak wygląda od teraz ich życie. Bez sensu! Przecież to nie dlatego ludzie czytają takie opowiadania, by musieli i tak sami dopowiadać sobie zakończenie. Robią to po to, by w nich przeczytać coś co nigdy nie zostanie zekranizowane. Aby odnaleźć w nich pewien rodzaj zakończenia relacji swoich ulubionych bohaterów. Nie mam racji?

Przynajmniej ja właśnie w takim celu zaczęłam czytać opowiadania innych. Następnie rozpoczęłam pisanie własnych.

W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że mam z tym poważny problem. Potrafiłam napisać opowiadanie, w którym dwójka ludzi musi przejść jakieś wyboje na swojej drodze do szczęścia, ale gdy przychodziło mi do pisania sielanki to była istna masakra. Z resztą niechętnie się przyznam do tego, że wciąż mam z tym problemy.

Jako, że chciałam rozwijać się jako pisarz (nawet samozwańczy xd) postanowiłam poświęcić więcej czasu na zastanowienie się jak mogłoby to wyglądać. Muszę przyznać, że to stanowiło dla mnie największy kłopot. „Jak wyglądałoby ich wspólne życie razem?".

Zadawałam je sobie wiele razy, mimo to ciężko było mi znaleźć na nie odpowiedź. No, ale rzuciłam sobie wyzwanie i postanowiłam się tego podjąć.

Byłam świadoma tego, że skoro jest to książka, która zaczęła powstawać x lat temu i przez te wszystkie lata się rozrastała tworząc nowe rozdziały. Jest to pierwsza, a zarazem ostatnia taka książka napisana przeze mnie dotycząca ich relacji od podstaw. Jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowa. Nie chciałam więc spisywać jej na straty.

Nie chciałam także zawieść zaufania tych wszystkich ludzi, którzy poświęcili swój czas na to, by przeczytać to co udało mi się naskrobać. I tak mam przeczucie, że Was zawiodłam kończąc tę historię w ten sposób.

Lecz jak już wspomniałam wcześniej. Mam poważny problem z opisywaniem codzienności, normalności. U mnie wiecznie coś musi się dziać. Uwielbiam tworzyć napięcie, a potem potęgować je do momentu w którym nie wybuchnie, albo zostanie rozładowane. Inaczej nie potrafię. Wybaczcie.

Odnoszę wrażanie, że jeśli na ten moment postanowiłabym kontynuować tę książkę to jedyne co bym zrobiła to ją zniszczyła. Nie mogę tego zrobić ani Wam ani sobie.

Poświęciłam naprawdę masę czasu, energii i wysiłku na to by wydarzenia w niej zawarte, relacje bohaterów, ich zachowania, reakcje, uczucia miały ręce i nogi.

Miałabym teraz wyrzucić to wszystko do kosza pisząc badziewną kontynuację po której wszyscy byliby zawiedzeni? Wierzcie mi, że gdybym nawet teraz usiadła i próbowała coś napisać, po czym bym to zamieściła. Reakcja większości z Wam byłaby taka. „Serio? Tylko tyle? Naprawdę nie mogła napisać czegoś lepszego?" Możliwe nawet, że zaczęlibyście się zastanawiać nad tym czy to wciąż piszę ta sama osoba XD.

Wolałabym uniknąć takiej sytuacji dlatego dopóki nie nauczę się lepiej pisać o normalności. Dla dobra wszystkich lepiej spasuje. Ale czy oraz kiedy kontynuacja się pojawi, niestety nie mam pojęcia.

Chciałabym zamiast tego z całego serca podziękować wszystkim, którzy w ogóle zwrócili uwagę na moją książkę  oraz oczywiście tym, którym udało się wytrwać od początku do końca. To były długie miesiące, ale cieszę się, że mogłam Was „poznać" oraz uczestniczyć w wielu interesujących rozmowach. Naprawdę BARDZO Wam dziękuje za cierpliwość i niezłomność. Za wszystkie Wasze głosy oraz komentarze. Bez Was nie byłoby mnie tutaj. Wiele razy Wasze komentarze dodawały mi weny i motywacji, by mimo trudności się nie poddawać.

Mam nadzieję, że „spotkamy" się jeszcze w innych okolicznościach. Pod komentarzami innych opowiadań moich i Waszych. Z niecierpliwością wyczekuję tych dni. Liczę na to, że wtedy dacie mi znać, że to WY ^^ 

- Pozdrawiam

- Wasza Lu-chan :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro