MOJE miejsce
Uchiha wolno kroczył za wszystkimi bacznie obserwując otoczenie za pomocą Sharingana. Aby jak najszybciej dostrzec zbliżające się niebezpieczeństwo. Wyruszyli już kilka godzin temu i niemal niepokoiło go z jaką łatwością pokonali tak duży odcinek drogi. To wydawało się niemal podejrzane.
Kiedy przechodzili przez las wzmocnił swoją czujność, starając się wyczuć wrogą obecność. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Cały czas słyszał dochodzące z przodu głośne, ożywione trajkotanie Naruto. Przerywane co po chwila głośnym śmiechem. Wyglądało na to, że opowiadał o czymś Nobakiemu. Rozmówca Uzumakiego w przeciwieństwie do blondyna zachowywał kamienny wyraz twarzy. Sasuke byłby nawet gotów stwierdzić, iż był on znudzony ciągłymi rewelacjami chłopaka. Jego postawa oraz milczenie były tego jasnym dowodem. Niebieskooki najwyraźniej tego nie dostrzegał, ponieważ po skończeniu jednej historii od razu przeskakiwał do następnej- bałwan, gdyby nagle wyskoczyli wrogowie. Ten kretyn, nawet by tego nie dostrzegł- pomyślał brunet z przekąsem. Z początku Naruto oczywiście próbował wciągnął i jego do rozmowy, jednak napotykając jedynie uparte milczenie, pomimo usilnych starań w końcu zaniechał tej czynności.
Zwrócił swoje spojrzenie na toczący się przed nim powóz, w którym siedziała różowo włosa. Chcąc nie chcąc. Zadumał się trochę nad aktualnym stanem dziewczyny.
Domyślał się, iż musiała być wykończona po przeprowadzonym w nocy zabiegu. On również nie był w pełni sił, jednak po nim nie było tego widać. Nie miał zamiaru się tym chwalić, ale także zarwał ostatnią noc, choć nie całą.
Przez długie godziny obserwował Haruno, niemal z niechętnym podziwem jak co kilka godzin zrywała się z łóżka, by przystąpić do kolejnego etapu leczenia. Pomimo tego, co powiedziała dziewczynce wcześniej nie budziła jej, upewniwszy się wcześniej, że tamta nie będzie się poruszała w trakcie trwania snu.
Ukrył swoją obecność w cieniu namiotu. Wyciszył chakrę całkowicie nie pozwalając by jego „nielegalne" podglądanie wyszło na jaw. Podczas jego nieobecności w wiosce oczywiście doprowadził tą umiejętność do perfekcji. Nie tak jak za młodych lat, kiedy to wystarczyło, by zbliżył się do niej na kilka metrów, a ona już zaczynała rozglądać się za niechcianym intruzem. Trzeba było, też wziąć pod uwagę fakt, że teraz całe jej skupienie i koncentracja były poświęcane na wykonywaną czynność.
Nie mógł pozbyć się wrażenia, iż dziewczyna za wiele od siebie wymaga. Zdawał sobie sprawę z tego, że być może nie zdążył poznać jeszcze jej aktualnego poziomu i umiejętności. Znając jednak niezłomny charakter Haruno. Jej upór oraz skłonności do samo poświęcania się byłby gotów nawet przysiąc, że nie przewie nawet, jeśli miałoby to doprowadzić do jej omdlenia.
Nawet z tej odległości był w stanie dostrzec wycieńczenie dziewczyny. Jej z natury jasna skóra teraz nabrała odcień kredowo biały. Zroszona małymi kropelkami potu, zwłaszcza na tej czole. Z tej pozycji nie widział jej oczu. Był jednak pewien, że gdyby miał taką możliwość, to zamiast trawiastej zieleni jej oczu towarzyszyłoby mu przygaszone spojrzenie.
Była lekko zgarbiona i maksymalnie skoncentrowana na swoim zadaniu. Różowo włosa nigdy nie była leniem, ale nie podejrzewałby jej o aż taką wytrwałość. To było zrozumiałe, że była w stanie postępować w ten sposób w stosunku do Naruto- swojego najlepszego przyjaciela, czy też jego samego- w przeszłości, rzecz jasna.
Teraz jednak robiła to wszystko dla zwyczajnej pacjentki. Nie była to dla niej jakaś szczególna, bliska osoba, dla której gotowa byłaby zrobić niemal wszystko, co wiedział z doświadczenia. Bo kiedyś to on był tą osobą. Szkoda, że tak późno zdał sobie z tego sprawę. Gdy był jeszcze dzieckiem mama często powtarzała mu to powiedzenie - „dopiero, gdy coś stracisz, poznasz tego prawdziwą wartość"- kto by jednak przypuszczał, że głupi, nic nieznaczący wtedy dla niego zlepek słów kilka lat później wróci do niego, by ugryźć go w tyłek?
Z rozmyślań brutalnie wyrwał go hałas. W ostatniej chwili obrócił się na pięcie, aby odeprzeć atak przeciwnika. Wiedział, że to by było zbyt piękne, aby było prawdziwe, gdyby nikt nie czyhał na życie tego siedzącego nadal z swojej karocy pajaca.
Napastnicy wybrali sobie najlepszy moment na atak- co Uchiha musiał niechętnie przyznać. Bardziej w głąb lasu być już nie mogli. Od tego miejsca na wszystkie kierunki świata ciągnęły się rzędy drzew minimalizując pole widzenia niemal do zera. Było to również idealne miejsce do postawiania pułapki. Na domiar złego karoca właśnie w tej chwili przejeżdżała przez wąski most.
Atak napastników spowodował, że konie ciągnące powóz spłoszyły się niemal wpadając do wody. Ciągnąc przymocowane do nich „pomieszczenie" za sobą.
Na ich szczęście woźnica bardzo szybko zorientował się w sytuacji i opanował spłoszone zwierzęta. Powóz zachwiał się niebezpiecznie, kiedy jakiś ninja stanął na krawędzi dachu. Ale Akito szybko pociągnął ją w drugą stronę dzięki czemu pojazd odzyskał równowagę.
Podczas, gdy brunet, Hatake, Uzumaki oraz samurajowie odpierali ataki. Uchiha kątem oka dostrzegł wyskakujący z pojazdu, zamazany różowy pocisk. Po czym szatyn z pomocą innych przydupasów Lorda przetoczyli środek transportu przez most. Sprawiając, że jego „mieszkańcy" byli względnie bezpieczni.
W ferworze walki jedynie kątem oka dostrzegł czający się w cieniach krzaków cień. Już wyciągał kunai, będąc niemal przekonanym o tym, iż wilk jest jednym z przywołanych przez napastników zwierząt. Jednak po chwili zorientował się, że stworzenie nie próbuje ich atakować. Mało tego! Byłby gotów przysiąc, iż postawa zwierzęcia sugerowałaby, iż chciałby im pomóc. Z wiadomego powodu jego szanse byłyby raczej znikome. Biorąc pod uwagę liczebność wrogów. Lecz z jakiegoś niewiadomego mu powodu. Wilk nie uciekł. Groźnie łypał ślepiami na wrogich ninja ukazując przy tym długie, ostre, białe kły.
Uchiha złapał się na tym, że nie powinien rozglądać się teraz wokół. Mało brakowało, a napastnik, który na niego napadł zadałby mu dość dotkliwą ranę ciągnącą się po całej klatce piersiowej. Znów spojrzał w kierunku powozu.
Pomijając ciągle ponawiane na nich ataki i tak byli w lepszej sytuacji, niż pozostali. Zwłaszcza jedna osoba. Podczas prób przetransportowania powozu przez Nobakiego ta ofiara pozwoliła na to, aby koło pojazdu zmiażdżyło mu nogę. Syknął z bólu, po czym przewrócił się i przetoczył po małym pagórku.
Haruno zareagowała natychmiast. Doskoczyła do niego sprawdzając stan zranionej kończyny. W tym jednak momencie jakiś shinobi trafnie stwierdził, iż teraz ma najlepszą szanse na wykończenie tej dwójki.
Widział, że Sakura w porę dostrzegła przeciwnika. Nie mogła jednak nic zrobić. Chłopak, którego ukrywała przed światem w swoich ramionach był zbyt ciężki, by mogła go bezpiecznie przenieść nie narażając przy tym na trwałe uszkodzenie jego kończyny. Natomiast obrażenie było na tyle rozległe, iż nie mógł on uniknąć ciosu.
Sasuke z trwogą obserwował jak dziewczyna robi z siebie żywą tarczę, całą powierzchnią swojego drobnego ciała zasłaniając swojego domniemanego ukochanego.
Nawet, gdyby chciał to w ferworze ciągle toczącej się walki nie był w stanie porę do nich doskoczyć. Wtedy stało się coś zadziwiającego, czego nikt by się nie spodziewał.
Akito nie zważając na własne obrażenia chwycił dziewczynę, po czym szybkim susem odskoczył kilka metrów w tył. Kiedy wylądował syknął głośno, po czym zaczął przeklinać pod nosem. Nie trzeba było być specjalistą, aby wiedzieć, że w obecnym stanie chłopak bezwzględnie nie powinien ruszać się z miejsca. A tym bardziej ratować ukochaną z opałów.
Sakura szybko zorientowała się w sytuacji. Wyskakując w objęć szatyna z całą siłą uderzyła w napastnika. Tak, że tamten poleciał kilka, ładnych metrów dalej w bliżej nie określonym kierunku.
Pomimo cały czas toczonej walki Sasuke cały czas miał tę dwójkę na oku. Niechętnie przyznał, że wyczyn Nobakiego nawet na nim zrobił wrażenie, wiedząc, że chłopak może już więcej nie być w stanie stanąć na pokiereszowanej kończynie. Co było równoznaczne z zaprzestaniem roli shinobi.
Najwyraźniej jednak różowo włosa istota była dla niego ważniejsza- Oboje są siebie warci...pff...jedna niemal mdleje z wyczerpania, by pomóc pacjentce, drugi natomiast przekreśla swoją dalszą karierę jako ninja, aby móc ją uratować.
Pomimo tego, iż Uchiha za nic by się do tego nie przyznał. W rzeczywistości podziwiał odwagę swojego rywala, który tak trudną decyzję potrafił podjęć w zaledwie ułamku sekundy.
Nie był w stanie powiedzieć czy on sam potrafiłby, aż tak się poświęcić dla kogokolwiek, nawet dla niej. Z racji tego, że znaczną większość swojego życia przetrwał samotnie.
Brunet na początku obserwując zachowanie i poczynania szatyna byłby nawet gotów stwierdzić, iż wydawał on mu się nawet trochę do niego podobny: wiecznie kłócąc się z Uzumakim i mając w głębokim poważaniu co przyjaciel do niego mówi, chłodne spojrzenie stalowych oczu, oziębłe usposobienie ukazujące niczym niezmącony spokój na twarzy.
Naruto jakiś czas temu opowiadał mu pobieżnie historię chłopaka, pomimo tego, że on uparcie twierdził, że nie chce wiedzieć nic na temat tego gnojka. W rzeczywistości trochę go to zaintrygowało, zwłaszcza, że jego życiorys był, aż zastraszająco podobny do jego własnego.
Pomijając charakter Nobakiego, podobnie jak Uchiha był on sierotą. Mało tego z powodu katastrofy jaka spotkała jego klan, był też ostatnim z jego członków. Podobnie jak Sasuke przez długi czas tułał się po świecie szukając na nim swojego miejsca. Widocznie je znalazł, tak samo jak on- w objęciach Sakury Haruno.
Czarnooki nie był w stanie zdzierżyć tego, że wyżej wymieniony absztyfikant całkowicie zajął JEGO miejsce. Nie tylko jako przyjaciel Naruto i jego kompan z drużyny, uczeń Kakashiego,teraz już stały mieszkaniec Konohy, ale także, a nawet przede wszystkim ten dupek śmiał zając JEGO miejsce z jej sercu. A to było wykroczenie, którego z bliżej nieokreślonego powodu czuł, iż nie potrafi mu wybaczyć.
Przyglądając się temu wszystkiemu, czuł rosnącą w nim nienawiść, tym większą, im czulej dziewczyna gładziła twarz Akito, lub też im mocniej wtulała się w jego ciało. Na domiar złego poczuł przeciągły, ostry, tępy ból w klatce piersiowej. I był on cholernie mocno przekonany o tym, że nie była to żadna rana, której nabawił się w starciu. Po pobieżnych oględzinach własnego ciała.
Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że teraz byłby nawet w stanie irracjonalnie podbiec do nich przebijając „bohatera" ostrzem swojego miecza, nie zważając na krzyki i płacz siedzącej obok dziewczyny.
Walka ciągnęła się długo, jednak nareszcie dobiegła końca. Większość przeciwników została ogłuszona, jednak „szczęściarze", którzy zaatakowali Sasuke nie przeżyli starcia z nim.
Uchiha rzadko kiedy zabijał ludzi. Dzisiaj jednak kompletnie nie panował nad swoimi morderczymi intencjami. Czuł jak jego wewnętrzne demony ponownie oplatają jego mroczne serce biorąc go w posiadanie. Nie wiedząc nawet czemu pogrążał się w coraz to większej ciemności, nawet teraz zabójczo wręcz łypiąc na swojego domniemanego rywala.
Stał z boku, obawiając podejścia bliżej. Zdecydował się na to dopiero wtedy, gdy dziewczyna wyśliznęła się z objęć rannego, bo w tym samym momencie okropny ucisk, który utrudniał mu oddychanie, nagle zelżał- to dziwne- pomyślał, lecz nie głowił się nad tym dłużej, wreszcie mogąc nabrać do płuc więcej powietrza.
- Akito żyjesz?- spytał Uzumaki podchodząc bliżej
- Bywało lepiej- chłopak ewidentnie udawał chojraka próbując się podnieść, ale pewna różowo włosa istota natychmiast do niego doskoczyła.
- Zwariowałeś?!- wrzasnęła na cały las- nie wolno ci się ruszać. Ile razy mam to powtarzać?- spytała już nieco spokojniej.
Obserwował jak dziewczyna z przejęciem oglądała i badała ranę. Starała się zachować zimną krew, ale widział jak wiele ją to kosztowało. Po dokładnych oględzinach odparła tonem profesjonalistki.
- Kości śródstopia są pokruszone, lecz paliczki jak i guz piętowy nie doznały większego uszczerbku. Kości będzie można zespolić operacyjnie. Im szybciej to zrobimy, tym ryzyko przemieszczenia się kostnych drobinek będzie mniejsze. Dlatego masz BEZWZGLĘDNY zakaz poruszania nią. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno?- przyszpilała go spojrzeniem zielonych tęczówek obserwując każdy, nawet najmniejszy jego ruch. Szukała w jego twarzy choćby odrobiny wahania, ale widocznie nie dostrzegła niczego podobnego.
Szatyn przytaknął niechętnie. Z taką Sakura nikt wolał nie zadzierać. Dziewczyna potrafiła być straszna w niektórych momentach.
- Nie bój żaby Akito. Nic ci nie będzie. W końcu masz najlepszą lekarkę pod słońcem!- zawołał blondyn chcąc podnieść przyjaciela na duchu.
Haruno usztywniła zmiażdżoną kończynę za pomocą wielu warstw bandaży. Oczywiście po wcześniejszym przemyciu oraz zdezynfekowaniu rany. Stopa pokryta opatrunkiem wyglądała teraz na dwa razy większą porównując ją do zdrowej.
Wyglądało na to, że dwójka osób, które znajdowały się pod ich ochroną dopiero teraz poczuły się na tyle bezpiecznie, aby wysiąść z powozu. Dziewczynka, która biegła teraz w kierunku różowo włosej zachowywała się teraz zupełnie inaczej, niż jeszcze poprzedniego dnia.
Nee-san!- krzyknęła wystraszona. Dopiero, gdy stanęła jakieś dwa metry przed swoim „celem" zwolniła tempo. Widocznie dopiero teraz uświadamiając sobie, że to nie „siostrzyczka" zaznała obrażeń, mimo pokrywającej jej ubranie krwi oraz niemal klęczącej pozycji. Teraz już na spokojnie podeszła do Haruno.
- Siostrzyczko co się stało?
- Jak widzisz, nasz kolega miał wypadek, ale nie przejmuj się. Tak się nim zajmę, że będzie jak nowy- powiedziała z większą pewnością, niż w rzeczywistości czuła.
Jestem pewna, że mu pomożesz- oznajmiła z szerokim uśmiechem, widocznie wierząc w swoje słowa- a kiedy odzyska sprawność będziesz mogła go zabrać ze sobą. Ty zostaniesz moją lekarką, natomiast on moim ochroniarzem- odparła widocznie zadowolona z siebie. Uznając, że jest to genialny pomysł.
W ich otoczeniu znajdowała się pewna osoba, która była odmiennego zdania. Stał teraz, niczym zjawa. Mocno zaciśnięte pięści wsadził do kieszeni spodni, jednak napięte mięśnie szczęki były wystarczającym dowodem jego obecnego stanu ducha- Jakie wspólne mieszkanie?! Co to ma w ogólne znaczyć do cholery?! O czym ta przeklęta dziewucha mówi?! Sakura i ten dający się staranować imbecyl mają żyć pod jednym dachem jak jakaś pieprzona rodzina?!
Cóż, można było się domyślić, że pomysł ze wspólnym mieszkaniem raczej nie przypadnie Sasuke do gustu. Czy postanowi wreszcie coś zrobić w tej sprawie? A może pozwoli Nabakiemu na taką samowolkę?
Moi drodzy <3
Z racji tego, że większość z Was była średnio zadowolona z długości poprzedniego rozdziału, tym razem wracam do Was z nową siłą i duuużoooo dłuższą notką xd
Mam nadzieje, że przypadnie Wam do gustu ^^
Dziękuje Wam za wszystkie tak bardzo motywujące mnie komentarze i głosy. Widząc je niemal fizycznie czuje Wasze wsparcie, które sprawia, że znajduje czas na pisanie pomiędzy nauką na egzaminy hehe obym nie przypłaciła tego drugim terminem xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro