Kto to jest do cholery?!
Po kilku minutach został przyprowadzony do gabinetu Tsunade w towarzystwie sześciu shinobi Anbu. Wszedł do środka za czwórką z nich, ponieważ dwójka szła za nim. Spojrzał na kobietę siedzącą za biurkiem, bacznie mu się przyglądającą.
- Uchiha Sasuke. Jedynym powodem dla którego nie zostałeś wtrącony do więzienia jest fakt, że nie mamy niezbitych dowodów na to, że to ty zabiłeś Danzo, mimo że oboje znamy prawdę. A także fakt, że mój gabinet jest najlepiej strzeżonym miejscem w całej wiosce, więc na twoim miejscu niczego bym nie próbowała.
- Poczekajcie na zewnątrz- wyprosiła shinobi w maskach. Gdy tamci opuścili pomieszczenie kontynuowała.
- Dostałam informację o tym, że chciałeś ze mną porozmawiać.
- Chciałem rozmawiać z obecnym przywódcą wioski.
- Co cie sprowadza?
- Znam prawdę dotyczącą misji Itachiego- powiedział hardo i mierzył ją spojrzeniem sprawdzając jej reakcję. Nawet jeśli coś wiedziała, to nie dała tego po sobie poznać.
- Nie wiem jaką misję masz na myśli- odpowiedziała zwyczajnie.
- Dowiedziałem się, że mój brat dostał misję wybicia swojego klanu, aby uniemożliwić Uchihom zamach, który doprowadziłby do wojny domowej.
- Pierwszy raz słyszę o takiej misji. Nie posiadam żadnych informacji na ten temat. Jednak zważywszy na rangę tego zadania istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że jeśli miała kiedyś miejsce. Wszystko co jej dotyczyło zostało zatajone. Zbadam tą sprawę.
- Muszę jednak zapytać. Co zamierzasz zrobić jeśli to o czym mówisz zostanie potwierdzone- mierzyła go przeciągłym spojrzeniem.
- Zamierzam pozbyć się wrogów mojego brata- odpowiedział zgodnie z prawdą. Usłyszał jak kobieta westchnęła przeciągle.
- Posłuchaj, tak między nami. Sama najchętniej pozbyłabym się tych staruchów, którzy mi siedzą na głowie- szepnęła konspiracyjnie, po czym przybrała normalny ton głosu- jednak nie mogę do tego dopuścić. To, że jestem tak zwanym przywódcą wioski nie oznacza, że mogę robić wszystko co mi się podoba. To samo dotyczy ciebie.
Uchiha był szczerze zaskoczony zachowaniem Piątej. Nie miał okazji poznać jej dobrze, ponieważ opuścił Konohagakure niedługo po tym jak objęła to stanowisko. Ale pamiętał jaka stanowcza i władcza była, kiedy leczyła go w szpitalu po potyczce z Itachim. Najwyraźniej jako lekarz zachowywała się zupełnie inaczej, niż jako przywódca wioski.
Cisze przerwało ciche pukanie do drzwi. Wyczuwał kto się za nimi kryje,jeszcze zanim owa osoba weszła do środka.
- Proszę- powiedziała Piąta przenosząc wzrok i całą swoją uwagę na przybysza. Dziewczyna trzymała w rękach ogromny stos papierów przez, który nic nie widziała. Ona również była za nimi schowana. Stał w oczekiwaniu.
- Tsunade-sama przyniosłam pani dokumenty dotyczące zgody pacjentów na wykonanie operacji- oznajmiła po czym postawiła stosik na biurku.
- Przejęłam od pani kilku pacjentów. Podejmę się dwóch operacji zaplanowanych na dzisiaj. Tego spod piątki, który został zatruty jadem węża, jak i kobiety poparzonej kwasem. Zespół jest już gotowy do działania. Oprócz tego zamierzam także zabrać pod swoje skrzydła wszystkich pacjentów w wieku od trzynastu do siedemnastu lat. Większość z nich ma powierzchowne, niegroźne rany, których nabawili się podczas wykonywania misji.
Wydawało mu się, że była tak zajęta relacjonowaniem wszystkiego swojej przełożonej, że w pierwszej chwili nie spostrzegła, że w pomieszczeniu jest ktoś poza ich dwójką. Po chwili przeniosła na niego wzrok. Utrzymała kilkusekundowy kontakt wzrokowy przyglądając mu się, po czym wróciła spojrzeniem do swojej rozmówczyni.
- Dziękuje ci Sakura. Twoja pomoc jak zawsze jest nieoceniona, ale nie mogę pozwolić na to żebyś harowała tyle godzin bez chwili wytchnienia. Niech Shizune chociaż przeprowadzi jedną z operacji.
- Shizune jest właśnie w trakcie bardzo poważnej operacji dotyczącej nerwu wzrokowego u pacjenta spod trójki. Jej zespół operuje już od trzech godzin. W dodatku nie wiadomo ile jeszcze to zajmie. Po za tym nic mi nie jest. Jestem w świetnej formie- powiedziała uśmiechając się do kobiety zapewniająco.
Po czym nie zaszczyciwszy go nawet jednym spojrzeniem wyszła z gabinetu. Po Sakurze Haruno spodziewał się różnego rodzaju zachowań. Kiedy o tym rozmyślał wyobrażał sobie, że krzyczy i piszczy na jego widok, zupełnie tak jak robiła to za czasów akademii albo nawet jeśli odpuściłaby sobie takie nastoletnie wybryki to mógłby się założyć, że nie zrezygnuje z rzucenia mu się na szyje z okrzykiem- Sasuke-kun! -Było wiele możliwości. Ale czy spodziewał się takiej reakcji jaka nastąpiła chwile temu? W ŻYCIU!- Jak ona mogła rzucić mi tak OBOJĘTNE spojrzenie trwające zdecydowanie zbyt krótko? Po czym kompletnie olać moją obecność, nie powiedziawszy nawet słowa przywitania i wyjść z pomieszczenia? Gdzie się podziała ta dziewczyna, którą znałem?
Nie mógł uwierzyć, że sytuacja sprzed chwili wydarzyła się naprawdę. Z rozmyślań wyrwał go głos kobiety.
- Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy. Dam ci znać, gdy się czegoś dowiem. Nie mam zamiaru zamykać cie za kratkami, jednak ostrzegam, że ze względów bezpieczeństwa będziesz pod stałym nadzorem Anbu.
- Rozumiem- odpowiedział, po czym bez słowa opuścił pomieszczenie.
Wyszła z gabinetu Hokage i szybkim krokiem opuściła budynek. Nie mogła uwierzyć w to, że ON tam stał i się na nią gapił, ani w to, że udało jej się totalnie zignorować jego obecność- brawo dziewczyno!- pochwaliła jak by nie patrzeć samą siebie.
Chociaż to też nie do końca tak, że zachowała się tak tylko po to, aby zrobić mu na złość. Oczywiście zakładając, że w ogóle go to obeszło. Po tych kilku miesiącach, od dnia w którym dowiedziała się o śmierci Danzo z rąk Sasuke pogodziła się już z tym, że więcej go nie zobaczy. Przestała oczekiwać jego powrotu. Pomimo tego, że była nieźle zaskoczona jego widokiem to nie zrobiło to na niej tak wielkiego wrażenia jak przypuszczała.
Nie było łatwo, ale w końcu udało jej się pozbyć go ze swojej głowy, a co najważniejsze z serca. Teraz kiedy na niego spojrzała, nie widziała w nim już osoby, którą kiedyś darzyła jakimkolwiek uczuciem. Był dla niej obcym. A po co ekscytować się na widok obcego?
Nie obchodziło ją ani dlaczego się pojawił, ani jak długo zamierzał zostać. Postanowiła, że najlepiej dla niej będzie jak kompletnie wyrzuci z głowy te ostatnie pięć minut z życia i zajmie się tym co naprawdę ważne. Życiem i zdrowiem swoich pacjentów.
Po kilku minutach dotarła do szpitala. Razem ze swoim zespołem rozpoczęła operację otrutego shinobi. Pełna koncentracji precyzyjnie zaczęła pozbywać się trucizny z ciała młodego mężczyzny. Robiła to w taki sam sposób, jak kiedyś uratowała życie Kankuro, ponieważ szkodliwa substancja w ciele pacjenta miała bardzo podobny skład do tamtej.
Po zabiegu bez chwili wytchnienia powędrowała na oddział dziecięcy.Jej mali pacjenci bardzo ją lubili, gdyż zwyczajnie miała podejście do dzieci. Nie jeden raz słyszała ze strony swoich starszych koleżanek z pracy, że będzie kiedyś świetną mamą,ale starała się to ignorować. Nie myślała o małżeństwie, ani tym bardziej zakładaniu rodziny. Nie na tym etapie swojego życia.
Wyleczyła dzieciaki już z większości chorób tego okresu, jak ospa, czy odra, a raczej zaleczyła. Innymi słowy przepisała im maści oraz lekarstwa różnego rodzaju oraz zaleciła nie posyłać dzieci do szkoły przez okres dwóch tygodni.
Następnie przeprowadziła jeszcze jedną operację. Okazało się, że kobieta potraktowana kwasem miała naprawdę okropne poparzenia drugiego stopnia. Na tym etapie Sakura mogła jedynie uśmierzyć ból, a także za pomocą chakry podleczyć skórę na tyle, aby ta z czasem w pełni się zregenerowała nie pozostawiając po sobie nawet blizny.
Była dumna ze swoich osiągnięć. Ta praca każdego dnia dawała jej ogromną satysfakcję. Gdy zbliżył się późny wieczór zrobiła obchód, sprawdzając stan swoich pacjentów, po czym zaszyła się w swoim gabinecie na dwie godziny zajmując się papierologią. To była jej najmniej ulubiona czynność, lecz mimo wszystko konieczna.
Napisała raport dla Hokage, po czym poprosiła jedną z pielęgniarek o przekazanie wiadomości. Zmęczenie wreszcie zaczęło jej doskwierać. Ziewnęła, po czym przeciągnęła się na swoim fotelu niczym kotka. Stwierdziła, że na dzisiaj wystarczy tych obowiązków.
Wyszła z gabinetu, a przy rejestracji pożegnała się z kobietą tam siedzącą ciepłym uśmiechem. Wyszła w chłodne, nocne powietrze.
- No wreszcie jesteś- dotarło do niej- ile można czekać?
Od razu rozpoznała ten głos. Spojrzała w kierunku z którego dochodził. Chłopak stał oparty o filar przy wejściu do szpitala.W półcieniu widziała jego sylwetkę. Miał założone ramiona na klatce piersiowej w geście zniecierpliwienia, a na twarzy były widoczne oznaki znudzenia. Uśmiechnęła się do niego i podeszła do chłopaka.
- Jak długo czekałeś?
- Bo ja wiem, z jakieś pół godziny. Mówiłaś, że skończysz o dziesiątej.
- Wiem, ale zasiedziałam się przy papierach.
- Jak zwykle- prychnął z niezadowolony.
- Nie przesadzaj. Wynagrodzę ci to- oznajmiła z błyskiem w oku.
- No ja myślę- odpowiedział jej z krzywym uśmieszkiem.
Dopiero teraz, gdy wyszedł z cienia, a światło latarni padło na jego postać mogła dokładniej go zobaczyć. Miał średniej długości,proste, trochę sterczące jasno brązowe włosy oraz stalowe oczy.To spojrzenie przyciągało ją niczym magnes.
Akito,gdyż tak miał na imię chłopak. Dołączył do drużyny siódmej po incydencie z Danzo. Okazało się, że Sai jako zaufany członek Korzeni był im tam potrzebny. Dostawał bardzo dużo misji jako Anbu tamtejszej organizacji nie miał czasu na misję ze swoją drużyną. Dlatego też Piąta stwierdziła, że najwyższy czas przydzielić im nowego członka.
Akito Nobaki mimo że urodził się w Konosze większość swojego życia spędził poza wioską. Należał do wymarłego klanu podobnie jak Uchiha. Z tym, że w jego przypadku członkowie klanu chłopaka zginęli w trakcie trwania wojen jeszcze za czasów panowania Pierwszego Hokage. Uchował się jedynie on ze swoimi rodzicami,którzy niestety zginęli na jednej z misji za czasów Trzeciego, a on jako mały chłopiec opuścił rodzinną wioskę.
Wychowali go przyjaciele jego rodziców z Wioski Wodospadu. To tam przeżył okres swojego dzieciństwa, wykształcił jako ninja, a gdy był już na tyle dorosły, by być w stanie samodzielnie się sobą zająć opuścił swoją przybraną rodzinę i udał się w podróż po świecie. Chłopak nie lubił zbyt długo przesiadywać w jednym miejscu, miał duszę podróżnika. Zazwyczaj stronił od towarzystwa, jednak kiedy doszły do niego słuchy, iż jego rodzinna wioska została zrównana z ziemią przez niejakiego Paina. Coś podpowiedziało mu, iż chce sprawdzić stan w jakim obecnie znajduje się Konoha.
Już pierwszego dnia po przybyciu do wioski wdał się w kłótnie z Naruto. Mieli bardzo odmienne charaktery, jak i poglądy. Ale, że akurat w tamtym czasie ich rówieśnicy wykonywali przeróżne zadania poza wioską. Został on przydzielony do ich drużyny do wykonania jednej z misji.
Tak się rozpoczęła ich wspólna przygoda. Nobaki okazał się silnym ninja posiadającym cały wachlarz umiejętności idealnie pokrywających się z atakami pozostałej dwójki drużyny siódmej.Pomimo tego, że większość życia spełnił sam i przyzwyczajony był do dbania jedynie o własną skórę dosyć szybko zaaklimatyzował się w nowym środowisku jak i nauczył czym jest praca zespołowa.
Zresztą czy możliwe jest nie nauczenie się tego posiadając Uzumakiego w swojej drużynie? Zawsze wykrzykującego wszem i wobec,że to przyjaźń jest najważniejsza?
Dziewczyna początkowo miała problemy z dogadaniem się z nowym kolegą. Nie da się ukryć, że chłopak ma trudny charakter. Ale pomimo tego, że od samego początku jej dokuczał i dogryzał to zawsze zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo jej obecność jest potrzebna drużynie siódmej, w przeciwieństwie do niektórych.
Ich relacja uległa zmianie na jednej z misji podczas której chłopak został śmiertelnie ranny i to właśnie nasza medyczna kunoichi ocaliła mu wtedy życie. Od tamtego momentu zaczął ją skrycie podziwiać, choć ze względu na swój uparty charakter w ogóle tego nie okazywał.
Jednak stopniowo zbliżali się do siebie. Zaczęli coraz lepiej rozumieć i spędzać więcej czasu razem, także poza misjami. Któregoś razu po ich wspólnym spacerze pocałował ją na pożegnanie. Mimo, iż była tym faktem niezwykle zaskoczona, gdyż do tej pory w ogóle nie okazywał tego, że jest nią zainteresowany. To nie broniła się przed nim. Tym bardziej, że jej serce po raz pierwszy zabiło mocniej do kogoś innego.
Bez zbędnego proszenia o chodzenie i tym podobnych. Zwyczajnie od tamtego momentu zostali parą. Już wcześniej często spotykali się gdzieś we dwoje, z tym że nie nazywali tego randkami. Zmieniło się jedynie to, że zaczęli zachowywać się jak para: więcej przytulać, trzymać na ręce no i oczywiście całować.
Dziewczyna podeszła do niego, stanęła na palcach, ponieważ był od niej wyższy o jakąś głowę, po czym złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.
- Taka rekompensata wystarczy?- spytała zmysłowym tonem głosu, spoglądając na niego spod wachlarza rzęs.
- To jest dobry początek- chłopak ściągnął z siebie bluzę i zarzucił na ramiona różowowłosej- zmarzniesz-powiedział. Po czym wziął ją za rękę i ruszyli przed siebie.
Spacerowali przez jakiś czas ulicami wioski, po czym poszli w jedno ze swoich ulubionych miejsc. Na plac treningowy numer trzy. To tutaj dowiedzieli się, że będą tworzyć jedną drużynę. Mimo, że Haruno miała z tym miejscem masę wspomnień związanych z PEWNĄ OSOBĄ to ignorowała to zupełnie. Uznając, że tamto wydarzyło się tak jak by w jej poprzednim życiu.
Usiedli przy drzewie na które pierwszy raz udało jej się wejść za pomocą chakry. Akito oparł się o konar plecami, natomiast dziewczyna położyła głowę na jego kolanach. Ziewnęła przeciągle.
- Zmęczona- bardziej stwierdził, niż zapytał. Po czym zaczął bawić się włosami zielonookiej głaszcząc ją po głowie.
- Jak tak dalej będziesz postępować- wskazała ręką jego dłoń w jej włosach- to naprawdę zasnę i będziesz musiał mnie zanieść do domu- pogrodziła mu palcem.
- Czemu? Zawsze mogę cie tu zostawić. Położyć się obok. Urządzimy sobie obozowisko z tym, że bez ogniska, śpiworów, czy namiotu. Co ty na to?- Dziewczyna zaśmiała się na wspomnianą alternatywę.
Postanowił,że skoro już jest w Konosze to nie zaszkodzi mu odwiedzić starych miejsc sprawdzając jak bardzo wszystko się pozmieniało. Rozpoczął swoją podróż sentymentalną od TEJ ławki, ale szybko ją minął,ponieważ wspomnienia z nią związane nie należały do wesołych.Coś go tchnęło, aby pójść na plac treningowy numer trzy. To miejsce było pełne wspomnień o drużynie siódmej. Walka o dzwoneczki, wchodzenie po drzewach bez użycia rąk, wspólne treningi, zawody w rzucaniu shurikenami- uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie.
Kiedy się zbliżał usłyszał czyjś radosny śmiech. Ale nie byle jaki.To był jej śmiech. Niewiele myśląc podszedł jak najbliżej wyciszając swoją chakrę do minimum, po czym ukrył się za krzewami.
To co ujrzał sprawiło, że nogi wrosły mu w ziemię. Całkowicie go zamurowało. Pod drzewem leżała dwójka ludzi. Nie rozpoznawał chłopaka, ale to nie miało znaczenia, gdyż całą uwagę poświęcał teraz różowowłosej istocie śmiejącej się w niebo głosy.
Cześć Misiaki ^^
Jak po świętach? Mam nadzieje, że jesteście pojedzeni, wypoczęci oraz wynudzeni xd oraz, że chętnie przeczytaliście kolejny rozdział dotyczący naszych ulubieńców.
Cóż mogę powiedzieć? No dzieje się. Tak jak już uprzedzałam. Będzie się działo jeszcze dużo. Sądzę, że nie raz Was zaskoczę ;)
Co myślicie o Akito? Przypuszczam, że na ten moment raczej nie zaskarbił sobie Waszej sympatii, ale pożyjemy- zobaczymy :D.
Trzymajcie się cieplutko w te zimne i deszczowe dni ﺡ
- Lu-chan ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro