Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Historia różowo włosego chłopca

Wtedy nagle wyczuł czyjąś postać. Nie była mu ona obca, ale także nie w zupełności znana. Przybysz również ukrył się w cieniu roślinności.

- Jak śmiesz tutaj przychodzić?!- syknął złowrogo. Ten ton nie zwiastował nic dobrego.

Jego rozmówca nie poruszył się ze swojego miejsca, więc chłopak także jedynie mierzył wzrokiem kształt postaci. Stojąc tak pewnie na nogach, jak dąb o który akuratnie się opierał jedną z rąk.

Była z pewnością męska. Świadczyły o tym szerokie bary, oraz wysoka krępa budowania ciała.

Dopiero, gdy tamten postawił kilka kroków w jego stronę, dzięki czemu jego sylwetkę zaczęło oświetlać światło z pobliskiego słupa. Sasuke mógł mu się lepiej przyjrzeć.

Mężczyzna miał dość niecodziennie wyglądającą fryzurę. W kształcie pięcioramiennej gwiazdy. Bokobrody u dołu twarzy przekształcały się w wąsy.

Najbardziej jednak charakterystyczny oraz rzucający się w oczy był ich kolor. Brudny róż komponował się z ciemną karnacją.

Karowłosy był pewny, że w przeszłości parę razy zetknął się z owym mężczyzną. Za nic jednak nie mógł przypomnieć sobie okoliczności w jakich go spotkał.

- Kim jesteś?- postanowił sam zdobyć odpowiedź na teraz dręczące go pytanie.

- No co za tupet!- mężczyzna złapał się za głowę, mocno nią potrząsną. Po czym westchnął przeciągle.

- Nie dość, że późnym wieczorem stoisz przed moim domem, śledząc moją córkę. Masz czelność pytać kim JA jestem?!- nerwowa nuta ukryła się w jego tonie.

- Ja nazywam się...

- Nie musisz się przedstawiać- zbył go machnięciem ręki- doskonale wiem kim jesteś. Sądzisz, że dla rodzica możliwe jest zapomnieć twarz człowieka, który tak bardzo skrzywdził jego córkę?- to było pytanie retoryczne, więc Uchiha nadal milczał.

- Czego jeszcze od niej chcesz, co? Nie sądzisz, że dość się już przez ciebie wycierpiała?

- Z całym szacunkiem, ale decyzja należy do Sakury.

- No i właśnie tego się obawiam- ponownie wypuścił powietrze z płuc, wyglądał przy tym na zmęczonego- całkiem polubiłem tego Akito. Fajny z niego chłopak. Troszczy się o nią, nie rani. Mało tego sprawia, że moja córcia częściej się uśmiecha. Mógłbym mieć takiego zięcia- mężczyzna zamyślił się patrząc gdzieś w przestrzeń. Nie dostrzegając, że na dźwięk ostatniego zdania chłopak automatycznie zacisnął dłonie z pięści.

Po dłuższej chwili milczenia i patrzenia gdzieś w dal. Zielone tęczówki męskiego osobnika przeniosły się z powrotem na postać wciąż nieco ukrytą w cieniu. Z znienacka zapytał

- Zależy ci na niej?- po czym jego twarde spojrzenie było nieustępliwe. Mierzył domniemanego adoratora swojej córki z nieskrywaną wrogością, mimo tego, że ton jego głosu był stosunkowo opanowany.

Po dłuższej chwili walki na spojrzenia. Kizashi spuścił wzrok na podłoże, po czym znów westchnął przeciągle.

- Zanim odpowiesz chłopcze. Opowiem ci pewną historię.  Dotyczącą kobiet z tego rodu. A po jej usłyszeniu. Podejmiesz pewną decyzję.

Pan Haruno podniósł tęczówki swoich zielonych oczu ponad postać stojącego naprzeciwko niego chłopaka. Zamyślił się, po czym przymknął powieki.

- Historia ta będzie opowiadała o dziejach młodego chłopca, który całkiem podobnie jak ty. Sądził, że nikogo w życiu mu nie potrzeba.

Proponuje Wam Kochani włączyć sobie pewną nutę u góry. Jestem pewna, że wszyscy lub niemal wszyscy ją znają ;p Sama tego słuchałam, gdy pisałam tą część i muszę przyznać, iż tworzy to niezapomniany klimat. Polecam ^^

Pewnego słonecznego dnia w wiosce o dźwięcznej nazwie Konoha chłopiec z szerokim uśmiechem na ustach przemierzał ulice swojej rodzinnej osady.

Wstał bardzo wcześnie, jak zwykle zresztą. Kiedy tylko słońce pojawiało się na horyzoncie. Zdążył już zjeść śniadanie oraz przygotować kanapki dla osoby, która niemal codziennie wstaje przed świtem.

Miał zarzucony plecak planując od razu pójść do szkoły, nie wracając się do domu. Dreptał właśnie po wąskiej ścieżce w głębi lasu.

Wciągnął do płuc rześkie powietrze. Delektował się śpiewem ptaków oraz lekkim wiaterkiem, który rozwiewał jego włosy.

Niecodzienna fryzura trzymała się mocno na jego głowie, nie mając zamiaru pozwolić na jakikolwiek nie ład. Większość ludzi sądziła, że na tak artystyczne ułożenie włosów musiał poświęcać codziennie rano mnóstwo czasu. W rzeczywistości miał tak niemal od urodzenia. Same się w ten sposób układały.

Nie żeby jakoś specjalnie mu to przeszkadzało. Byłoby jednak jeszcze lepiej, gdyby ptaki nie lubiły przesiadywać na jego głowie. Mylnie sądząc, że to gniazdo. Tak jak teraz.

- Sio!-chłopak zamachnął się ręką, by odgonić natrętne ptaszyska.

Miejsce do którego zmierzał znajdowało się na obrzeżach wioski. Już z oddali widział potężnego mężczyznę stojącego na drabinie szperającego przy dachu.

Sęk w tym, że owa drabina zaczęła nienaturalnie się kołysać, grożąc bolesnym upadkiem, kiedy z niczego nie zdający sobie sprawy pracownik sięgał ręką na sam szczyt budynku.

- Tato!-podleciał zaraz chwytając kiwający się na wszystkie strony przedmiot

- Uważaj!

- O, to ty Kizashi. Jak zwykle mnie ratujesz- mężczyzna na widok swojego dziecka uśmiechnął się szeroko, po czym zszedł na ziemię i w typowym dla siebie odruchu poczochrał włosy chłopaka.

- Tato!- odburknął młodszy niezadowolony.

- O! Czyżby znowu jakieś ptaki urzędowały na twojej głowie?

- Co? Skąd o tym wiesz?- spytał zaskoczony

- Bo jeden z nich zostawił ci pamiątkę- odpowiedział wyższy wskazując jakieś miejsce na różowych kosmykach.

- Co?! Fuuuj!- chłopak natychmiast próbował pozbyć się odchodów ze swojej głowy. W ten i z powrotem przejeżdżając po nich dłonią.

Jego rodzic wyprostował się, wziął pod boki i wybuchnął głośnym gromkim śmiechem. Zanim dzieciak zorientował się o co chodzi trochę zajęło.

- Z czego się śmiejesz?!- rozzłościł się młodszy

- Żartowałem!- odpowiedział starszy szczerząc się głupio, po czym kolejny raz poczęstował go głośnym śmiechem. Na koniec wytarł z kącika oka pojedynczą łzę, która się tam pojawiła.

- Czy ty kiedyś dorośniesz?- zapytał rozdrażniony mierząc ojca zagniewanym spojrzeniem.

- Przepraszam, przepraszam- odpowiedział tamten, ciągle się szczerząc, bez cienia skruchy w grubym barytonie.

- Wątpię, że zasłużyłeś, ale przyniosłem ci coś- zaczął młodszy wyciągając ze swojego plecaka cztery kanapki.

- Zjesz na drugie śniadanie i obiad, a po szkole przyniosę ci coś jeszcze.

Rodzic spojrzał z czułością w dół na swojego pierworodnego.

- Dobry z ciebie dzieciak- odparł

- Pff...no a jak?- prychnął tamten lekko poirytowany, nadymając w tym momencie uroczo policzki, co sprawiło, że przypominał mu matkę.

- O! Kizashi! Jak miło znowu cie widzieć- dotarł do nich głos innego pracownika. Stał kilka metrów dalej w rękach trzymając drewnianą, długą deskę. Opierającą się o jeden z jego barków. Blond włosy zasłaniały mu jedno oko.

- Dzień dobry panie Kotomi- odpowiedział chłopak z szacunkiem.

- A jaki grzeczny- powiedział z aprobatą kiwając głową- gdyby tylko mój syn był tak dobry, by codziennie przynosić ojcu kanapki- zaraz odparł z rozżaleniem.

- Dobra tato, to ja lecę do szkoły, bo inaczej się spóźnię. Widzimy się później- pomachał mu na odchodne, po czym ruszył w przeciwnym kierunku. 


Miał dziś dość wcześnie kończyć zajęcia dlatego postanowił, że przygotuje ojcu jakiś solidniejszy posiłek, niż kanapki, po ciężkim dniu pracy. Jego tata był budowlańcem. Zajmował się budowaniem oraz późniejszym urządzaniem powstałych budynków.

Chłopiec w życiu by się do tego nie przyznał, ale był bardzo dumny ze swojego rodzica. Trzeba było przyznać, że Kazuya, bo tak właśnie miał na imię ojciec chłopca, znał się na swoim fachu.

Nie należał do jakiś wybitnie wykształconych ludzi, ale wielu by przyznało, iż jest prawdziwym mistrzem w tym co robi.

Nie wspominając już o tym, że był ogromnym wsparciem dla swojego jeszcze małoletniego syna. Mimo tego, że był bardzo zapracowanym człowiekiem to dla swojego dziecka zawsze znalazł czas.

Matka Kizashiego zmarła zaraz po porodzie. Ojciec opowiadał mu, iż jego rodzicielka zawsze była chorowita i miała słaby organizm. Rekompensowała to jednak wieczną pogodą ducha i niemal nigdy nie znikającym promiennym uśmiechem. No właśnie...niemal. Gdy sporadycznie była naburmuszona to wydymała policzki i spoglądała na rozmówce przekrzywiając głowę w bok.

Chłopiec rzadko kiedy bywał smutny z tego powodu. Wychodził bowiem z założenia, że ma najlepszego ojca na świecie, a przecież nie można mieć wszystkiego.


Kizashi zawsze był mądrym i bystrym dzieckiem dlatego nauka nie sprawiała mu najmniejszych problemów. Lubił chodzić do szkoły i uczyć się nowych rzeczy. Był popularny zarówno wśród chłopców jak i dziewczyn.

Imponował kolegą ponad przeciętną inteligencją, natomiast koleżanki uwielbiały jego poczucie humoru i wieczne dowcipy z nauczycieli.

Były to jedynie niewinne żarciki i nikomu nie przeszkadzały. Większość jego wychowawców sama się z nich śmiała. Cóż, Kizashi niezaprzeczalnie miał charyzmę. Nie dało się go nie lubić.

Podczas ostatniej z lekcji czyste do tej pory niebo zostało przysłonięte gęstymi, ciemnymi chmurami. Z których bardzo szybko zaczął lecieć deszcz.

Ulewa trwała, a słyszalne co po chwile grzmoty oraz widoczne błyskawice przecinające niebo sugerowały, iż prędko się nie skończy.

Nawet Kizashi jednak nie był ideałem. Najbardziej słynął z tego, że wiecznie gdzieś coś gubił, zapominał zabrać. Tak też się stało i tym razem. Zapomniał zabrać swoją bluzę. Została z sali powieszona na krześle.

Musiał się wrócić, tym samym nie mogąc wrócić ze swoimi kolegami. Nie chciał ich zatrzymywać. Zwłaszcza w taką pogodę.

Gdy odzyskał swoją zgubę i przechodził koło wyjścia z budynku ujrzał jakąś postać. Siedziała skulona na schodach, które jeszcze były osłonięte dachem i patrzyła na deszcz.

Tak to przynajmniej wyglądało z jego perspektywy. Kojarzył ją z widzenia. Chodziła z nim do klasy, lecz nie znał jej imienia. Z jednej strony głupio było mu ją zignorować i minąć, ale z drugiej nie wiedział nawet jak się do niej zwrócić.

Wiele nad tym nie myśląc podszedł bliżej i stanął za nią.

- Ej Ty! Czemu nie idziesz do domu?

Dziewczynka w pierwszym odruchu wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Nie spodziewała się, że poza nią jeszcze ktoś został. Przeniosła na niego wzrok.

Miała miodowy kolor włosów, średniej długości i tak jak on zielone oczy. Z tym, że w jej przypadku była to ciemna i głęboka zieleń.

- Bo pada- odpowiedziała zwyczajnie.

- I? Co w związku z tym? Przecież nie jesteś z cukru. Nie rozpuścisz się- odpowiedział niczego nie rozumiejąc.

Przez chwile jedynie patrzyli na siebie w ciszy, lecz kiedy kolejny grzmot przeciął okolice. Dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej. Chowając głowę za kolana i pisnęła . Teraz wszystko zaczynało nabierać dla niego sensu.

- Boisz się burzy?

Powoli, niechętnie uniosła głowę i spojrzała na niego, po czym ledwo widocznie przytaknęła.

Różowowłosy nie miał serca jej zostawiać. Tym bardziej, że nie zapowiadało się, by pogoda miała prędko się zmienić. Dość szybko podjął decyzję.

- Daleko mieszkasz?- blondynka tym razem zaprzeczyła.

- W takim razie wstawaj. Odprowadzę się- zaoferował. Ona spojrzała na niego zaskoczona i trochę niepewna. Chcąc już przekonać dodał.

- Obawiam się, że jeśli nie skorzystasz z mojej propozycji będziesz tu siedzieć do jutra. Nie zapowiada się, aby w najbliższym czasie miało przestać padać- powiedział rozsądnie.

- A to nie będzie dla ciebie problem?

- No coś ty- odpowiedział jej z szerokim uśmiechem chcąc w ten sposób nieco dodać otuchy- co byłby ze mnie za facet, gdybym zostawił dziewczynę samą w deszczu.

Po chwili podał jej rękę, a ona z lekkim wahaniem ją przyjęła. Wstała, otrzepała spodnie, po czym sięgnęła po plecak.

- Tak w ogóle to jestem Kizashi Haruno- przestawił się

- Mebuki Hitomi- odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem.


W ten oto sposób dwójka bohaterów ruszyła przed siebie. Dziewczyna już na wstępie wyjaśniła mu gdzie mieszka. Okazało się, że i tak będzie miał po drodze zmierzając w stronę własnego domu.

Szli w ciszy, a towarzyszył im jedynie dźwięk szumiącego deszczu. A już po chwili kichanie zielonookiej. Nic dziwnego. Miała na sobie jedynie cienką, białą koszulkę z krótkim rękawem.

Chłopak zmierzył jej postać wzrokiem. Szła w ciszy, trzymając się za lekko zaróżowione od zimna ramiona. Za pewne próbując się w ten sposób ogrzać.

Nie mógł dłużej na to patrzeć. Tym bardziej wysłuchując jak co chwile pociąga nosem. Nie zastanawiając się dłużej. Rozsunął zamek, ściągnął swoją bluzę, po czym zarzucił jej na ramiona.

Wyglądała na zaskoczoną tym gestem. Przez chwile jej zielone tęczówki cały czas się w niego wpatrywały, nie mówiąc ani słowa.

- Zmokniesz- powiedział jedynie i spojrzał gdzieś w bok. Nagle zrobiło mu się niezręcznie, zwłaszcza, że dziewczyna non stop się w niego wgapiała. Dopiero po jakimś czasie usłyszał cichutkie podziękowania. Po czym obserwował jak blondynka wkłada ręce w rękawy bluzy. Założyła również kaptur.

Ubranie było na nią za duże, więc rękawy dyndały gdzieś porywane przez wiatr. Ponownie zatopili się we własnych myślach już więcej na siebie nie spoglądając.

- To tutaj- odparła po jakimś czasie chowając się pod dachem. Zaczęła rozsuwać zamek, ale chłopak ją powstrzymał gestem ręki.

- Oddasz ją jutro, a teraz muszę lecieć. Do zobaczenia!

Kizashi nie mógł wiedzieć, że dziewczynka nie weszła od razu do środka, ale odprowadzała go wzrokiem do momentu, aż nie zniknął  jej z pola widzenia. 


Cześć Misiaki ^^

Niektórym może się średnio podobać zatrzymanie akcji SasuSaku, ponieważ jej staruszek chce opowiedzieć pewną historię ;P, ale wierzcie mi, iż jest to potrzebne. Myślę, że ta opowieść rzuci nieco światła na zachowanie jej ojca oraz łatwiej też będzie Wam zrozumieć zachowanie Sakury. Wszystko ma jakąś przyczynę, a Kizashi zdecydował się pokazać to Wam od podszewki ;) 

- Pozdrawiam 

- Lu-chan :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro