Człowiek, który nie zawodzi
Cześć Kochani
Polecam włączyć sobie muzyczkę dla wzmocnienia klimatu. Udajmy się wszyscy do Konohy...zapraszam na wycieczkę!
Różowo włosy postanowił przebiec resztę drogi, zwalniając jedynie w towarzystwie dziewczyny. Gdy udało mu się dotrzeć do domu. Był cały przemoczony. Nic dziwnego. Oto plusy bycia dżentelmenem.
Ściągnął t-shirt przez głowę, a wchodząc do łazienki pozbył się pozostałości swojej garderoby. Wziął gorący prysznic. Delektował się kroplami ciepłej wody stopniowo ogrzewającymi jego zmarznięte ciało.
Para otuliła go lekką mgiełką, przez, którą zaparowało lustro. Kiedy wyszedł, przebrał się, po czym ruszył do kuchni.
Postanowił przygotować dla ojca onigiri z nadzieniem fasolowym. Jego ulubione. Jest to szybka potrawa dlatego nie zajęło mu to dużo czasu.
Wyjrzał przez okno. Pogoda nie zmieniła się w dalszym ciągu. Właściwie to mógłby przysiąc, że jest jeszcze gorzej, choć nie sądził by było to możliwe.
Krople deszczu wielkości dużego ziarnka grochu teraz uderzały w dachówki mieszkania wydając przy tym monotonny dźwięk.
Chłopak zabrał potrawę, a po drodze przed wyjściem zgarnął jeszcze dwa parasole stojące przy drzwiach, jeden dla ojca oraz narzucił kurtkę.
Szedł szybkim krokiem, wiedząc, że jest już późno, a jego rodzic najpewniej umiera z głodu. Znając Kazuye, zapewne w ogóle nie przejmował się wyładowaniami atmosferycznymi i najprościej w świecie nadal stoi na tej pożal się Boże drabinie, w dodatku w błocie.
Różowo włosy trochę obawiał się o ojca. Bo tak jak Kizashi był znany z zapominalstwa, tak Kazuya z lekkomyślności, aby nie powiedzieć, że czasem nawet bezmyślności.
Dlatego nie zaskoczył go widok rodzica przybijającego młotkiem jakieś gwoździe. Nie stał na drabinie, zamiast tego po kolana w błocie.
Pozostali pracownicy już dawno się pochowali, albo najzwyczajniej w świecie zmyli do domu, twierdząc, słusznie zresztą, że i tak w takie warunki pogodowe wiele nie zdziałają.
- Tato, co ty wyprawiasz?!- mierzył go wzrokiem z dezaprobatą.
- O! Synek, już skończyłeś zajęcia?- spytał tamten jak by zaskoczony jego widokiem.
- Owszem, ponad dwie godziny temu. Sądzisz, że która jest teraz, co?
- Dwunasta...może?- zastanowił się przez chwile, po czym powiedział z wahaniem.
- Jest po szesnastej! Skończ już z tym na dzisiaj, bo skończy się tym, że jedynie będziesz chory.
- Synek, przecież bardzo dobrze wiesz, że ja nigdy...
- Nie choruje, tak wiem. Powtarzasz mi to od zawsze, ale zobaczysz, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym będę mógł ci powiedzieć „a nie mówiłem"- odparł młody z pewnością jakiej w rzeczywistości nie czuł. Kolejnym jakże ciekawym faktem było to, że Kazuya Haruno nigdy nie chorował. Nie miał nawet głupiego przeziębienia.
- A teraz chodź, zjesz porządny obiad, a później wrócimy do domu.
Następnym faktem było to, że w ich relacji bardzo często to Kizashi wczuwał się w role ojca, natomiast Kazuya- syna. Młodszy sądził, że byłoby to bardziej logiczne, gdyby tak właśnie było, no ale nie zbadane są ścieżki świata, a los bywa przewrotny.
Pomimo takich sytuacji Kizashi i tak nie zamieniłby swojego ojca na nikogo innego. Być może zachowywał się on czasami jak nierozgarnięte dziecko, ale w rzeczywistości wszystko było na jego głowie:dom, rachunki, zarobki.
Jego syn doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jego rodzic jest zmęczony. Może w taki sposób właśnie odreagowuje? Tym bardziej, że w żaden inny sposób tego nie okazywał. Zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha. Nigdy na nic nie narzekał.
Kiedy miał wolne z pracy zabierał syna na przeróżne wycieczki. Wychodził bowiem z założenia, że Kraj Ognia jest tak piękny, że aż żal byłoby go nie zwiedzić.
Najczęściej obozowali pod gołym niebem nieopodal lasu, a wieczorami obserwowali gwiazdy. To było jedno z ich ulubionych zajęć.
Kłócili się w żartach o to który co zobaczył, bo nigdy nie widzieli na niebie tego samego kształtu. Rodzic opowiadał mu, że jego matka uwielbiała patrzeć na nocne niebo. Mogłaby robić to całymi godzinami. Mało tego, znała ona wszystkie gwiazdozbiory. To ona zaszczepiła mu bakcyla z tym związanego.
Kazuya zawsze powtarzał, że nocne niebo, było nieodłącznym elementem jego rodzicielki, dzięki czemu Kizashi podzielając jej hobby czuł w pewien sposób z nią więź. Świadomość, że ona cieszyła kiedyś oczy tym samym widokiem napawała go szczęściem i spokojem.
Większość rodziców w sytuacji w której jedno z nich odejdzie stroni on mówienia na temat zmarłego czegokolwiek. Mężczyzna jednak wychodził z założenia, że matka chłopca była tak cudowną osobą, iż niemożliwe jest, by ich syn się o tym nie dowiedział.
Nawet, gdy nie miał na tyle czasu, aby wyruszyć z nim w podróż to organizował swojemu dziecku czas w inny sposób. Grał z nim w przeróżne gry, zabierał na festyny czy do kawiarni.
Kazuya wcielał się w rolę matki, zarówno tak jak sprawował nad młodym opiekę jak na ojca przystało. Przyjął obydwie role i wykonywał je najlepiej jak tylko potrafił.
Następnego dnia w domu Haruno od samego rana można było usłyszeć jak ktoś kaszle i kicha naprzemiennie.
Kizashi przygotowywał w kuchni specjalną miksturę, dzięki której chory powinien poczuć się lepiej. Gdy skończył wyciągnął z lodówki sok owocowy. Wiedząc, iż naturalne witaminy są dużo bardziej wartościowe, niż suplementy.
Wyszedł po schodach na górę i zapukał do drzwi. Po usłyszeniu cichej i niewyraźnej zgody otworzył je, opierając łokieć na klamce. Trzeba było sobie jakoś poradzić, gdy miało się zajęte obie ręce.
- Jak się czujesz?- spytał
- Lepiej.....nie mówić- odpowiedział słabym głosem starszy.
- A nie mówiłem?- droczył się z ojcem, na to ten posłał mu jedynie słaby grymas.
- Mógłbyś to sobie darować młody.
- A ty mógłbyś w końcu zaczął o siebie dbać. W końcu młodszy się nie stajesz- oznajmił stawiając na szafce nocnej przyniesione szklanki.
- Kiedy się taki wyszczekany zrobiłeś? Kto cie wychował?
- Ty- odpowiedział chłopak pokazując ojcu język w dość dosadny sposób.
- Niech ja tylko wstanę z łóżka...-zaczął
- Tak, tak- zbył go po czym podał jedną ze szklanek- wypij to. Powinno od razu postawić cie na nogi.
Kazuya przyjął szklankę z czymś zielonkawym w środku. Pochylił się nad substancją i wciągnął jej zapach, po czym aż się cofnął marszcząc przy tym nos.
- Co to jest?
- Nie grymaś- rzucił lekko- wziąłem ten przepis od naszej sąsiadki. W końcu jej zielarką. Wiem, że nie wygląda zbyt zachęcająco- a smakuje jeszcze gorzej- dodał w myślach, przypominając sobie smak specyfiku- ale najważniejsze, że jest skuteczne.
Kazuya bez zbędnego gadania przechylił szklankę niechętnie, po czym wypił całość za jednym razem. Skrzywił się i ponownie zaczął kaszleć.
- Słuchaj tato. Dziś i jutro dam radę cię zastąpić na budowie, ale w piątek mam bardzo ważną klasówkę na której muszę się pojawić. To oznacza, że do tej pory musisz wydobrzeć- powiedział stanowczo Kizashi.
Ojciec spojrzał na swoje dziecko i uśmiechnął się kącikiem ust. Był bardzo dumny ze swojego pierworodnego. Każdego dnia obserwował jak Kizashi się rozwija i dojrzewa. Rósł w oczach, a wraz z przybywającymi mu centymetrami zaczął mężnieć. Dla niego, jako rodzica. Była to prawdziwa przyjemność móc to oglądać- ahh....gdybyś tylko to widziała Asuka.
- Nie martw się synek, jeszcze dziś, najpóźniej jutro będę jak nowo narodzony.
- No ja myślę. Jeszcze w tym tygodniu ma się pojawić nowy właściciel budynku. Sprawdzić jak idą postępy. Ciężko tylko stwierdzić kiedy- zastanawiał się na głos- No nic, ja będę leciał. Kuruj się!- zawołał, po czym zniknął za drzwiami.
Kizashi najpierw na chwile poszedł na budowę i poinformował Kotomiego o chorobie ojca. Czym zasłużył sobie na pełne zaskoczenia spojrzenie mężczyzny...pff nic dziwnego.
Teraz kierował się w stronę szkoły. Dzisiejszy dzień był znacznie przyjemniejszy od minionego. Nie zapowiadało się na deszcz. Co częściowo niepokoiło chłopaka. Wiedział bowiem, iż właścicielowi nie chciałoby się przyjeżdżać w ulewę. Natomiast w słoneczny dzień prawdopodobieństwo jego pojawienia się rosło.
Przyszedł przed samym dzwonkiem zapowiadającym rozpoczynanie lekcji, więc nie zdążył przywitać się z kolegami. Kiwnął im jedynie na przywitanie, po czym usiadł w swojej ławce. W pierwszym rzędzie, jak na pilnego ucznia przystało.
Obok niego siedział chłopaczek w okularach. Nie był on bliskim znajomym różowo włosego. Blondynek był stosunkowo nieśmiały i rzadko kiedy się odzywał. Pomimo tego wszyscy wiedzieli, że zna odpowiedzi na niemal wszystkie pytania.
Koledzy Kizashiego raczej stronili od nauki, więc siadali w tylnych rzędach. Aby niezauważenie mogli rozprawiać na przeróżne tematu w trakcie trwania zajęć, czy też wygłupiać się.
Haruno wychodził z założenia, iż wszystko ma swój czas i miejsce. Nie miał nic przeciwko różnego rodzaju rozrywką, lecz w szkole wolał się nie rozpraszać. Pozwalał sobie na chwile relaksu jedynie na przerwach.
Pierwsza lekcja trochę mu się dłużyła. Cały czas wracał myślami do stanu zdrowia ojca oraz niechcianego przybysza mogącego się w tej chwili kręcić przy jeszcze nie skończonym budynku.
Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę postanowił zostać w klasie. Nie miał nastroju na wychodzenie gdziekolwiek. Większość uczniów była tego samego zdania.
Niektórzy jedli, pili, rozmawiali. Dwóch najbliższych kolegów podeszło do jego ławki. Jeden z nich- wyższy dał mu kuksańca w bok.
- Powiedz, czego znowu wczoraj zapomniałeś?- naigrywał się z niego
- Niczego ważnego. Za to zabrałem ze sobą poczucie obowiązku, a gdzie się podziało twoje?- zripostował. Przez cały okres trwania lekcji słyszał szepty i śmiechy dobiegające z końca sali.
- Ty patrz!- zwrócił się do chłopaka stojącego obok- porządnicki się odezwał.
- Ciekawe czy będziesz się śmiał tak samo, gdy ten „porządnicki"- podkreślił- nie da ci następnym razem spisać zadania domowego- odparł z przekąsem podnosząc jedną brew.
- Haha....dobra stary. Poddaje się.
Kiedy chłopcy tak sobie między sobie żartowali. Nie zauważyli nawet dziewczyny zbliżającej się w ich kierunku. Stanęła na środku, pomiędzy wszystkimi, twarz skierowaną miała w stronę różowo włosego.
Rozpoznał ją od razu. Dziewczyna z wczoraj...Mebuki, tak?
Kiedy ona stała mierząc go wzrokiem zimnem zielonych oczu. Odnosił wrażenie, iż w całej sali zapadło nagłe milczenie. I mógłby się założyć, że teraz spojrzenia wszystkich tu obecnych skierowane są teraz w ich stronę. Umówmy się. Było to dość niecodzienne zachowanie. Zwłaszcza, że Mebuki nie była uznawana za zbyt śmiałą, wręcz przeciwnie. Zazwyczaj stroniła od towarzystwa. Zwłaszcza męskiego.
- To twoje- wyciągnęła ręce podając mu zawiniątko. Nie rozpoznał od razu swojej własności. Wpatrywał się oniemiały w wyciągniętą w jego stronę wypraną i pachnącą bluzę z kapturem, którą pożyczył jej, aby nie zmokła.
Odebrał ubranie, niemal mechanicznie wyciągając po nie ręką. Patrzył oniemiały to na czarną „zdobycz" to w jej oczy. Próbując zorientować się w sytuacji- Czy ona naprawdę musiała oddawać mu ją w taki sposób?! Przy wszystkich?! Co ta dziewczyna sobie wyobraża?
Czuł jak na jego policzkach zaczynają się pojawiać wykwity zażenowania. Spojrzał ponad głową miodowych włosów na twarze swoich przyjaciół. Blondyn, bardzo widocznie ze wszystkich sił próbował się nie roześmiać- na marne. Natomiast brunet patrzył na niego z taką dumą. Jak gdyby co najmniej przed minutą doszło do oświadczyn. Naprawdę! Niemal płakał.
Kizashi rzadko kiedy miewał w swoim życiu momenty, w których nie wiedział jak powinien się zachować. W tej chwili chciał się zapaść pod ziemię. Dopiero po kilku minutach zorientował się, że wypadałoby mu coś jej odpowiedzieć.
Odchrząknął po czym siląc się na neutralny ton odpowiedział.
- Dzięki- jedynie na tyle było go stać w tych warunkach. Ona jedynie kiwnęła głową po czym wróciła na swoje poprzednie miejsce. Odprowadzana przez kilkanaście spojrzeń. Zdawała się kompletnie tym nie przejmować. Usiadła, po czym zaczęła coś bazgrać w swoim zeszycie. Ciekawe co. Przecież przerwa się jeszcze nie skończyła.
Na przerwie obiadowej, najdłuższej ze wszystkich wyszedł z kolegami zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Usiadł przy drzewie, po czym oparł się o jego korę. Z jego gardła wydobyło się głośne westchnienie. Spowodowane częściowo zmęczeniem, a częściowo znudzeniem.
Założył ręce za głowę i próbował rozkoszować się w ciszy powiewem delikatnego wiatru. Jednak nie było mu to dane.
- Ej ty! Co to miało znaczyć tam wtedy w klasie?- blondyn nie dawał na wygraną. Męczył go o to przez cały dzień. Chłopak miał nadzieję, na choć odrobinę spokoju....przeliczył się.
Niechętnie otworzył oczy i spojrzał na twarze przyjaciół.
- Ile razy mam to jeszcze powtarzać? Padało. Dałem jej swoją bluzę, bo nie miała parasola. To wszystko.
- A ja mam przeczycie, że o czymś nam nie mówisz- tym razem stwierdził brunet mierząc go uważnym spojrzeniem. To on z ich paczki był tym bystrzejszym, a blondyn tym bardziej głupkowatym. Kizashi natomiast był połączeniem ich obu. Inteligentny błazen. Idealne trio!
Przez chwile zastanowił się nad wypowiedzią przedmówcy. Jedyną rzeczą, którą zataił było odprowadzenie Mebuki do domu. Ale co w tym takiego? Z jakiegoś powodu wolał nie dzielić się tym faktem. Zwłaszcza z brunetem, który wcześniej robił minę jak by miał zaraz polecieć po obrączki.
- Nic nie ukrywam- odpowiedział z naciskiem. W nadziei, iż brzmi to przekonująco- posłuchajcie chłopaki...
- Kizashi-kun!- do jego uszu dotarł przenikliwy, wysoki głos. Obrócił głowę, po czym ujrzał jak na zielono ubrana torpeda z miodowymi warkoczykami biegnie w jego stronę trzymając coś przed sobą.
Witajcie moi drodzy
Mam nadzieje, że historia Kizashi'ego przypadła Wam do gustu. Uparł się, żeby Wam ją opowiedzieć, więc co miałam zrobić ;)
Nie wiem ja Wy, ale ja nie mogę uwierzyć w to, że wakacje już się kończą. Ehh..czemu TEN czas tak szybko mija, gdy ma się wreszcie chwilę wytchnienia? Cóż, liczę na to, że wypoczęliście znacznie lepiej jak ja.
Pod koniec sierpnia jadę na praktyki zawodowe i przyznam się szczerze, że nie mam pojęcia jak tam będzie wyglądała sprawa z Wifi. Czy będę w stanie dodawać nowe rozdziały. Oczywiście, obiecuje zrobić co w mojej mocy, ponieważ tak jak już powiedziałam. Chciałabym pożegnać się z tym opowiadaniem (przynajmniej na jakiś czas), by móc dokończyć inne, które zaczęłam, które się o to proszą. A czytelnicy, którzy nie mieli szansy przeczytać ich kontynuacji...odeszli 😭
Cóż, szczerze? Ja się Im nie się dziwię. Każdy ma jakiś limit cierpliwości, a umówmy się. Ja nie raz nieźle go testowałam ;P
Lecz, mimo to nie chciałabym Ich zawieść, dlatego chciałabym jak najszybciej wznowić pracę nad nimi ;) Jak sądzicie? Wybaczą?
- Pozdrawiam
- Lu-chan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro