❣ XXXVII ❣
Bardzo ciężko było Syriuszowi i Remusowi przekonać Regulusa, żeby wsiadł do pociągu i jego brat nawet gotów był wziąć go na ręce i zanieść tam wbrew jego woli, ale w końcu chłopak poszedł dobrowolnie, a zdążyli na styk, bo kiedy tylko Syriusz, który szedł jako ostatni, wsiadł do środka, drzwi zamknęły się, żeby pociąg mógł odjechać. Ciężko było im znaleźć wolny przedział, bo większość już została pozajmowana, jednak było to i tak dużo prostsze niż gdyby jechali na początek roku, gdzie zebraliby się wszyscy uczniowie. W końcu Remus wypatrzył wolne miejsca. Regulus nawet się nie rozglądał, zbyt zmartwiony, żeby o tym myśleć.
Kiedy dowiedział się, że James miał wypadek, poczuł ucisk w sercu, jakby coś powoli chciało zabrać mu dostęp do oddechu, bo jak miał często w zwyczaju, przed jego oczami przemknęły najgorsze scenariusze. Do tego nikt go nie poinformował od razu, co jeszcze bardziej go przytłoczyło. Do Syriusza napisała Euphemia. Ale przecież Regulusa też znała, wiedziała, że spotyka się z Jamesem i skoro znalazła czas, żeby napisać do Syriusza, czemu i jemu nie dała znać? Tłumaczył to tym, że być może w całym tym zamieszaniu wypadło jej to z głowy i pomyślała o Syriuszu, którego znała dłużej, który od tak długiego czasu przyjaźni się z Jamesem. To wytłumaczenie zdawało się logiczne i Regulus był w stanie to zrozumieć. Ale kiedy dowiedział się, że jego chłopak został potrącony przez mugolskie auto i trafił do szpitala, przez jakiś czas nie mógł nic mówić, tylko starał się doprowadzić do porządku, roztrzęsiony tym, co usłyszał. Chciał do niego iść, jakkolwiek miałby się tam dostać, sprawdzić, czy wszystko dobrze, być przy nim i siedzieć, dopóki nie mógłby razem z nim wrócić do szkoły. Dobrą chwilę zajęło Syriuszowi i Remusowi uspokojenie go i przekonanie, żeby został z nimi i poczekał na pociąg, mówili mu, że i tak nic już nie zmieni, a kręcąc się po szpitalu mógłby tylko zaszkodzić i swoim zdenerwowaniem utrudnić leczenie. Zapewniali go, że James jest tylko trochę poobijany, a poza tym bezpieczny, że wyjdzie z tego za jakiś czas. A Regulus musiał znieść ich słowa i zaakceptować, choć tak bardzo chciał z nim być.
Ale mimo tego wszystkiego odnosił dziwne wrażenie, że widział kłamstwo w ich oczach, kiedy mówili o tym jak doszło do wypadku. Nie mógł im niczego zarzucić, skoro to od nich się dowiedział. A jednak czuł w kościach, że coś dalej było nie tak, chociaż nie wiedział co, nie był w stanie znaleźć żadnego logicznego argumentu. Być może ubzdurał coś sobie, a może podchodziło to już pod paranoję. A może łączył tę sytuację z wrażeniem, że cała trójka, James, Remus i Syriusz, coś przed nim ukrywali, a on nie mógł połączyć wszystkich faktów w jedną całość, żeby znaleźć odpowiedź.
Wsiedli do przedziału i Regulus zajął miejsce od okna, od razu patrząc na mijane miejsca. Usłyszał, że Remus i Syriusz zajęli miejsca naprzeciwko niego, ale nie zwrócił na nich uwagi. W środku był roztrzęsiony, miał wrażenie, że każdy oddech wydalany z jego płuc drżał, choć mogło mu się to tylko wydawać. Ciągle myślał o Jamesie, o tym, żeby jak najszybciej się z nim skontaktować, najlepiej w ogóle go zobaczyć, choć nie był pewny, czy byłoby to możliwe. Syriusz i Remus mieli rację, że być może by przeszkadzał, kręcąc się tam. Przypomniało mu się jak dzień wcześniej całował Jamesa tak, jakby mieliby się więcej nie spotkać, mając na uwadze, że spotkają się dzień później. Jak w liście napisał o rozstaniu, nie mogąc znaleźć lepszego słowa, chociaż nie chodziło mu o dosłowne rozstanie. A jeśli teraz to miałoby się ziścić? Pokręcił delikatnie głową w odpowiedzi na to, co w niej siedziało. Musiał pozbyć się negatywnych myśli, bo na pewno nie będą w takiej sytuacji pomocne, a tworzenie tez utrudni mu sprawę.
Usłyszał cichy szelest i kiedy kątem oka zerknął w tamtą stronę zobaczył, że Remus zdejmował kurtkę, a Syriusz zdążył się już pozbyć swojego płaszcza. Regulus zupełnie zapomniał o tym, że mógłby zdjąć też swój, ale ostatecznie rozpiął go tylko, zostawiając na sobie, choć w pociągu było ciepło. Nagle poczuł jak ktoś usiadł obok niego i nie musiał się odwracać, żeby sprawdzać kto, w oknie odbijała się twarz Syriusza, który patrzył na niego, a po chwili poczuł jak objął go jedną ręką.
— Hej, wiem, że jesteś zdenerwowany tą całą sytuacją. — Powiedział łagodnie. — Ja i Remus też byliśmy zaraz po tym jak się dowiedzieliśmy. Ale James to silny chłop, da sobie radę. — Regulusa to nie pocieszało, bo wiedział, że pocieszenie to nie przyszło przez przypadek, tylko kiedy wiadomym było, że go potrzebował, były to specjalnie wypowiedziane słowa, które miały podnieść go na duchu, nieważne, czy były w stu procentach prawdą, czy też nie. Po prostu miały zadziałać w określony sposób. Chociaż Regulus musiał przyznać, że częściowo podziałały, bo przynajmniej nie czuł się z tym wszystkim sam, poczuł, że nie tylko on to przeżywał, mimo że przeżywał to na swój sposób inny niż oni. Pokiwał głową.
— Tak, masz rację. — Planował odpowiedzieć normalnym głosem, ale samo to wyszło, że okazał się on cichy i słaby. — Napiszę do niego jak tylko będziemy w Hogwarcie.
— A tymczasem nie martw się tak, to mu nie pomoże. — Powiedział Remus bez przekonania, bo wiadomym było, że to nie takie łatwe. Syriusz spojrzał po nich i pochylił się w stronę swojego plecaka, w który spakował się na przerwę świąteczną, po czym wyciągnął z niej owiniętą różową gumką do włosów talię kart.
— Może pogramy? — Spytał, unosząc ją, wyraźnie chcąc rozładować lekkie napięcie. Regulus początkowo chciał odmówić, uznając, że lepiej by było, gdyby spróbował się wyciszyć. Ale w końcu zgodził się, uznając, że może lepiej będzie, jeśli zajmie myśli czymś innym. Mógł się zamartwiać, ale Remus miał rację, Jamesowi to nie pomoże, a dla Regulusa mogłoby zaszkodzić.
Przesunęli walizkę Remusa na środek, tworząc z niej prowizoryczny stolik, a Syriusz położył nogę przy jej boku, żeby nie przesuwała się przy jeździe, Regulus zrobił to samo po drugiej stronie, a potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić się do tej pozycji, która nie była aż tak niewygodna jak mogłoby się zdawać. Nie było tragicznie. Syriusz potasował i rozdał karty, po czym grali tak przez większość drogi, bo było to wciągające i czasochłonne. Kiedy do końca drogi zostało może dwadzieścia minut, zebrali karty, bo Remus niespodziewanie usnął. Syriusz przesiadł się i usiadł obok niego, po czym razem z Regulusem wpatrywali się w siebie w ciszy, jakby żaden nie miał pomysłu co powiedzieć. A chociaż zdawało się, że Regulus rzeczywiście patrzył na brata, prawda była taka, że utknął w świecie własnych myśli.
Było już ciemno, kiedy dojechali na miejsce, stację Hogsmeade oświetlały tylko lampy. Znów padał śnieg, a Regulus zastanawiał się, czy kiedyś w ogóle przestanie. Wyszedł z pociągu razem z tłumem, trzymając swój bagaż tak mocno, że jego rączka wżynała mu się w dłoń, a knykcie były pobielałe, ale zignorował to. Rozejrzał się, patrząc dookoła, jakby liczył, że jakaś twarz tłumie zmieni się w tę Jamesa, że okaże się, że wykręcono mu głupi dowcip, a jego chłopak przyjechał razem z nimi do szkoły. Ale tak nie było.
W końcu odnalazł wzrokiem Remusa i Syriusza, którzy zdążywszy wydrzeć się tłumowi czekali na niego z boku, a kiedy przyszedł do nich, we trójkę złapali powóz i wsiedli do niego razem ze swoimi rzeczami, a ten natychmiast ruszył w stronę zamku.
— Reg... — Powiedział Syriusz, kiedy wysiadłszy z powozu przekraczali już próg zamku, błocąc i tak brudną już podłogę, zaśnieżonymi butami. Regulus zatrzymał się, patrząc na niego. Chciał już wrócić do pokoju i powstrzymał się od niecierpliwego poruszenia się. Miał już zapytać o co chodzi, ale Syriusz go uprzedził gotową odpowiedzią. — Pamiętaj, że w razie czego możesz do nas przychodzić, okej?
Regulus był mu wdzięczny za to wsparcie, trochę też zaskoczony tą opiekuńczością, jaką go nagle darzył. Zmusił się do delikatnego uśmiechu, kiwając głową, po czym rzucił na pożegnanie krótkie pa i poszedł w stronę lochów, rzucając zaklęcie na swój bagaż, żeby ten samoistnie podążał za nim, unosząc się kilka cali w powietrzu. Ostrożnie przechodził przez tłum, starając się na nikogo nie wpaść, aż w końcu doczłapał się do wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu i wypowiedział hasło. Przejście otwarło się przed nim, wszedł więc, rozglądając się po pokoju, gdzie był ogromny hałas, wielu uczniów stało i rozmawiało, wlokło się do dormitoriów, ze swoimi rzeczami, próbowało przebić się przez zatłoczone pomieszczenie. Regulus przeszedł bokiem, choć i tam zebrały się grupki ludzi. W końcu udało mu się przebrnąć do swojego dormitorium, otworzył drzwi i wszedł tam.
W środku panował porządek, niemalże wszystko było na swoim miejscu, co Regulusa ucieszyło, bo jeszcze bardziej zdenerwowałoby go, gdyby wrócił do bałaganu. Pokierował swój bagaż tak, żeby wylądował przy jego łóżku i zamknął za sobą drzwi. Oprócz niego w pokoju był tylko Evan, który siedział po turecku na swoim łóżku, a przed sobą miał wysypane różne przybory papiernicze, które porządkował, na co wskazywała otwarta druga szuflada jego szafki nocnej. Popatrzył na Regulusa i poprawił sobie włosy.
— Szybko sobie poszedłeś. — Zauważył. Regulus w tym czasie zdążył rzucić swój płaszcz na łóżko i usiąść na skraju materaca. Wzruszył ramionami.
— Tak, tak jakoś wyszło. — Odpowiedział niezbyt wylewnie, ale jakoś nie miał chęci na rozmowę. Czuł na sobie spojrzenie Evana, kiedy otwierał torbę, zaczynając odkładać rzeczy z niej na swoje miejsce.
— Do swojego męża pewnie, co? — Spytał, a Regulus kątem oka zobaczył, jak na jego ustach błąkał się uśmiech. Chciał rozluźnić atmosferę, nadać tej rozmowie większej swobody. Ale nie udało mu się to, bo Regulus jeszcze spochmurniał, a walczył z pokazywaniem tego, bo nie chciał w ten sposób dawać znać, że Evan powiedział coś nie tak, bo tak właściwie nie zależało to od jego słów tylko, ale też od okoliczności. Kiedy włożył do szafki ostatnią rzecz, jaką miał do rozpakowania, a kufer wsunął pod łóżko spojrzał na Evana, który wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Kiedy jednak nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, obaj odwrócili się w tamtą stronę i jak zwykle zobaczyli Katy, która weszła bez pukania. Policzki miała rumiane, a twarz rozpromienioną, włosy rozpuszczone i nieco krótsze niż wtedy, kiedy Regulus widział ją ostatnio. Uśmiechnęła się do nich.
— Dobrze, że już jesteście. — Oznajmiła, idąc w ich stronę. Evan poderwał się z miejsca i wstał, a kiedy była wystarczająco blisko uściskał ją i zaczął się lekko kołysać.
— Co tak rzadko pisałaś? — Spytał, opierając brodę na jej głowie.
— Zaraz ci powiem. — Obiecała, łapiąc go w pasie i odsuwając od siebie delikatnie, a Evan uderzył łydkami o łóżko, po czym usiadł na nim. Katy spojrzała na Regulusa, który uśmiechnął się do niej w ramach powitania i choć myślał, że ona to po prostu odwzajemni to nie zdziwiło go, kiedy podeszła i zmierzwiła mu włosy.
— Hej, Reg. — Powiedziała, zabierając dłoń, a chłopak połączył skrzywienie się z uśmiechem.
— Nie nazywaj mnie tak. — Oznajmił. Już i tak dużym postępem było to, że Syriuszowi pozwalał zdrabniać swoje imię. Dziewczyna wywróciła oczami, po czym cofnęła się kilka kroków i usiadła na łóżku Rabastana. Regulus usiadł wygodniej na swoim i popatrzył na nią, a Evan położył się, zajmując większość powierzchni materaca i zacmokał.
— No, tłumacz się. — Powiedział, przybierając wyczekującą minę i krzyżując ręce na piersi.
— No dobra, już. Chwila. — Odetchnęła cicho i uśmiechnęła się. — Jestem z Rabastanem. — Powiedziała, a Evan najwyraźniej zakrztusił się śliną, bo zaczął kaszleć, a Regulus był niemal pewny, że łączył to ze śmiechem. — Rosier, a cię dupa nie rozbolała? — Spytała Katy wyraźnie urażona. Evan w końcu się uspokoił i spojrzał na nią.
— Nie, to super. ALE JAK MOGŁAŚ MI WCZEŚNIEJ NIE POWIEDZIEĆ? — Spytał z wyrzutem, jakby chciał zupełnie zmienić tory tej rozmowy.
— Nie drzyj się tak. — Powiedział Regulus, którego zaczynała powoli boleć głowa.
— Scusa. — Powiedział, ale to słowo było jak machnięcie ręką, patrząc na niego przez chwilę, ale po chwili znów zwrócił wzrok w kierunku Katy, a Regulus zrobił to samo. — Więc? — Spytał, przeciągając to słowo. Katy westchnęła.
— Nie chciałam ci tego pisać. Ale zauważ, że to było pierwsze co ci powiedziałam, kiedy tu wróciłeś. — Wybroniła się, a Evan prychnął.
— Wcale nie. — Zaprzeczył. — Pierwsze co powiedziałaś to: Dobrze, że jesteście. — Zacytował ją, parodiując jej głos i gestykulując jedną dłonią tak, jakby to ona mówiła. Katy zgarnęła z łóżka Rabastana poduszkę i rzuciła nią w niego.
— Och, siedź już cicho. — Powiedziała z rozbawieniem i irytacją.
— A o ślubie też mi nie powiesz? I o dzieciątkach? Jeśli przejmą urodę po tobie to nie będą takie złe... Byle nie charakter, bo będą wredne... — Zaczął gadać, a wtedy Katy szybko wstała z łóżka Rabastana i skoczyła na Evana, siadając na nim okrakiem i zaczynając łaskotać go po brzuchu. Evan roześmiał się, odrzucając głowę do tyłu i zaczął się wić, próbując wydostać się z tej pułapki. Tymczasem Regulus patrząc na nich też się roześmiał, tylko dlatego, że Evan się śmiał, a Katy uśmiechała się, patrząc prosto na Evana i bezlitośnie go łaskotając. — To podchodzi... – Wydyszał Evan, ledwo łapiąc oddech. — Pod nękanie. — Dodał na jednym wydechu. Katy skończyła dopiero wtedy, kiedy Evan zaczął się coraz to rozpaczliwiej wyrywać. Zeszła z niego i usiadła na skraju łóżka, a chłopak próbował uregulować oddech, dalej się cicho śmiejąc co jakiś czas.
Nagle usłyszeli jak zamek łazienkowych drzwi przekręcił się od wewnątrz. Regulus ściągnął brwi. Był pewny, że nikogo tam nie było. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Rabastan, ubrany w luźną bluzę, z lekko wilgotnymi, opadającymi mu na czoło włosami. W tym samym czasie, w którym chłopak wyszedł i pojawił się w progu, Evan krzyknął, najwyraźniej szczerze zaskoczony. Pewnie tak jak Regulus nie miał pojęcia, że Rabastan tam był.
— AA, STRASZYDŁO. — Krzyknął Rosier, a kiedy dalej leżąc jakimś cudem przeskoczył nieco do tyłu, przypominał przez chwilę rybę pozbawioną wody. Odetchnął głęboko, patrząc na Rabastana, który zmarszczył brwi i usiadł na swoim łóżku. — Nie strasz. — Dodał Evan, a chłopak wywrócił oczami.
— Miłe powitanie. — Stwierdził. Katy przeniosła się na jego łóżko i usiadła obok, po chwili jednak się kładąc. Evan wzruszył ramionami.
— Nie moja wina, że straszysz. — Oznajmił, a Regulus już zdołał odczuć, że wraca do normalności, do ich częstego przekomarzania się, którego zawsze musiał słuchać, i które najczęściej go po prostu bawiło.
— Nie moja wina, że boisz się jak małe dziecko. — Odgryzł się.
— Słaba riposta. — Prychnął Evan. Podniósł się do siadu, patrząc po pomieszczeniu. — To od kiedy jesteście razem? — Spytał, wyciągając coś z kieszeni swojej bluzy i jak się szybko okazało, była to srebrna piersiówka, którą otworzył i pociągnął z niej łyk.
— A ty skąd to wytrzasnąłeś? — Spytała Katy patrząc to na niego, to na piersiówkę, którą trzymał w dłoni. Evan szybkim ruchem zamknął ją w włożył znów do kieszeni.
— Znalazłem w rzeczach ojca. — Odparł, wzruszając ramionami. Nagle posmutniał, ale to uczucie na jego twarzy szybko minęło. — Tutaj czasem się nie da na trzeźwo. — Dodał żartobliwie, choć Regulus miał wrażenie, że uważał to za prawdę. — Ale nie o tym mowa, gadajcie od kiedy jesteście razem. — Powiedział, obejmując ich gestem i machając nagląco dłonią. Rabastan i Katy spojrzeli po sobie.
— Od Bożego Narodzenia. — Oznajmił Rabastan. Krótki błysk przemknął przez oko Katy.
— Dobra, ale nie oszukujmy się, wszyscy wiedzieli, że w końcu tak będzie. — Powiedział Evan, opierając dłonie na swoich kolanach i patrząc od Regulusa do Katy i Rabastana, powoli kreśląc wzrokiem łuk. Regulus nie odpowiedział, w ogóle się nad tym wcześniej nie zastanawiał, ale cieszył się ich szczęściem, zwłaszcza że wiedział, że Katy była w Rabastanie zakochana. Nie potrafił jednak zaangażować się bardziej w rozmowę, przytłoczony wcześniejszymi informacjami. Najchętniej zostałby sam ze sobą, albo spróbował zasnąć. Zamiast tego jednak przysłuchiwał się ich dyskusji. Nagle Rabastan wstał, spuszczając na chwilę wzrok na zegarek.
— Idziemy na kolację? — Spytał, patrząc na Katy i podając jej dłoń. Kiedy dziewczyna przyjęła jego dłoń i złapała ją, patrząc na nie i splatając ich palce, Rabastan uniósł głowę i spojrzał najpierw na Regulusa, a potem na Evana, na którym jego spojrzenie zawisło chwilę dłużej, a i Rosier wpatrywał się w nich z miną, jakby chciał coś powiedzieć. Regulus zauważył, że policzki Rabastana były delikatnie zaróżowione, dosłownie jakby je pomalował, i miał nadzieję, że wynikało to po prostu z sytuacji, dlatego, że się cieszył, nie zawstydził. — Im wcześniej tym lepiej, później zrobią się tłumy.
Katy pokiwała głową, a Evan poderwał się z łóżka, prostując się i strzelając kręgosłupem. Otworzył najniższą szufladę swojej szafki nocnej i włożył do niej swoją piersiówkę, po czym zakrył ją kilkoma pergaminami i zamknął szufladę, jedną ręką zagarniając sobie włosy do tyłu.
— Tak! Tylko założę buty. — Oznajmił, spuszczając wzrok na swoje stopy, ubrane w grube, zielone skarpety z głowami reniferów i prezentami.
— To idź w skarpetkach. — Powiedział Rabastan, mierząc go wzrokiem, a Katy zakręciła się niecierpliwie.
— Pojebało? — Spytał Evan, prychając, po czym pochylił się w jego stronę i środkowym palcem postukał się w czoło. Rabastan schował jedną dłoń do kieszeni i parsknął pod nosem. Evan zignorował to, choć minę miał, jakby chciał mu wystawić język, i usiadł na podłodze obok łóżka, biorąc stojące najbliżej niego czarne buty. Zaczął wciskać jeden z nich na nogę, a jego pięta zagięła tył buta, co znacznie utrudniało sprawę. — A z resztą. — Wymamrotał, rzucając butem o ścianę, a ten odbił się od niej i wylądował przy szafce nocnej, całkiem niedaleko tego drugiego. Evan w tym czasie wysunął spod łóżka parę szarych kapci w kształcie króliczków, w które wsunął stopy.
— Możemy już iść? — Spytał Rabastan, kiedy Evan gramolił się, żeby wstać. Chłopak machnął na nich ręką, jakby chciał odgonić jakiegoś komara, czy muchę.
— Idźże, pójdę zaraz za wami. — Rzucił, a kiedy odwrócili się i ruszyli do wyjścia, podparł się na łóżku i wstał.
Kiedy Rabastan otworzył już drzwi, gotów do wyjścia, Katy zatrzymała się nagle, zmuszając go do tego samego i obróciła się, patrząc na Regulusa, który przez cały ten czas siedział na swoim łóżku, jedynie patrząc na nich i przysłuchując się ich rozmowie, bo nie dość, że sam nic do dodania nie miał, to jeszcze co chwilę utykał we własnych myślach, wracając nimi do Jamesa.
— Regulus, nie idziesz z nami? — Spytała zdzwiona, najwyraźniej była pewna, że jego brak odpowiedzi oznaczał, że pójdzie z nimi na pewno, bo chociaż nie potwierdzał, to przecież też nie zaprzeczał. Teraz jednak pokręcił głową.
— Nie, nie mam ochoty na jedzenie. — Odpowiedział szczerze, bo choć łapał go lekki głód to wiedział, że gdyby poszedł do Wielkiej Sali, usiadł przy stole i popatrzył na stół obładowany najróżniejszym jedzeniem, nic by nie zjadł.
Katy nadal nieustępliwie na niego patrzyła, a Regulus miał nadzieję, że nie domyśliła się, że coś jest nie tak, bo nie miał ochoty o tym rozmawiać. Mógłby porozmawiać o tym z Remusem, z Syriuszem, oni znali tę sprawę. Jej musiałby ją całą tłumaczyć, a tego bardzo nie chciał.
— Na pewno? — Spytała, robiąc już krok do tyłu, żeby wyjść. Regulus pokiwał głową, starając się, żeby ruch ten był jak najpewniejszy.
— Miłej kolacji. — Powiedział, tak jakby zwalniał ją już ze stania tam i pozwalał pójść w końcu coś zjeść, choć jego pozwolenia nie potrzebowała.
Kiwnęła głową i obróciła się, po czym razem z Rabastanem, który szedł jednak nieco bardziej przodem, wyszła na korytarz. Evan, który do tej pory majstrował coś jeszcze przy swojej szufladzie, założył na głowę kaptur, po czym nie patrząc na Regulusa ruszył do wyjścia.
— Jestem poważnym człowiekiem. — Wymamrotał pod nosem sam do siebie, człapiąc do wyjścia w odrobinę za dużych kapciach w kształcie królików i rękach w kieszeni bluzy. — Po prostu zadaję się z niepoważnymi ludźmi. — Dodał, przekraczając próg i Regulus już myślał, że będzie musiał wstawać, żeby zamknąć za nim drzwi, ale chłopak sam to zrobił, wyciągając dłoń z kieszeni i zamykając je dość głośno.
Regulus w końcu został sam ze sobą, ale wcale nie było mu z tym lepiej i przez chwilę nawet żałował, że z nimi nie poszedł, nie dla jedzenia, ale dla samego towarzystwa. Wypakował z kufra misia, którego kupił mu James, jedyną rzecz, jaka w nim została, bo wcześniej jakoś miał opór, żeby wyciągać go przy Evanie, który, jak go znał, dopytywałby nawet o tego zwykłego pluszaka. Z niewiadomego powodu chciał się nagle rozpłakać. Dosłownie, nie znał powodu, po prostu nagle poczuł okropne osamotnienie i przygnębienie, spadło to na niego tak znienacka, że bolało jeszcze bardziej, a potęgowała to świadomość, że nie miał pojęcia co wprawiało go w ten stan. Położył się, opadając głową na dobrze spulchnione, miękkie poduszki i przytulił pluszowego misia, oplatając jego niewielkie łapki wokół siebie, jakby chciał stworzyć złudzenie odwzajemnionego uścisku. Tak, potrzebował, żeby ktoś go w tamtym momencie utulił. W końcu z tej frustracji uklęknął przed szafką nocną i zaczął w niej grzebać, nie zważając na to, że rozwalał ładnie poukładane rzeczy, a kiedy znalazł różową koszulkę z Kubusiem Puchatkiem, którą dał mu raz James, przebrał się w nią natychmiast. W końcu znów usiadł na łóżku, wyjął z szuflady pióro, kałamarz i pergamin, a później dorzucił dużą książkę z twardą okładką jako podstawkę. Zaczął pisać list do Jamesa, ale nie mógł zebrać myśli i ułożyć czegoś sensownego. Cały czas coś kreślił, albo dopisywał nad linijką, aż w końcu cały pergamin wyglądał jak jeden wielki brudnopis, czy też bohomazy małego dziecka. Zmarnował kilka pergaminów, zanim udało mu się napisać coś w miarę spójnego i czytelnego.
Hej, Jamie.
Martwię się o Ciebie, wiesz? Tak bardzo, że pewnie patrząc na moje pismo widzisz jak mi się ręka trzęsła, ale to nic, bo jest to chyba w miarę czytelne.
Słyszałem od Syriusza o Twoim wypadku i od tej pory jestem cały skąpany w nerwach. Żałuję, że nikt mnie wcześniej nie poinformował, ale rozumiem to i nie mam o to żalu. Jesteś w szpitalu, tak? Błagam, odpisz mi cokolwiek, chociażby jedno tylko zdanie informujące jak się czujesz.
Nie wiem, czy dam radę Cię odwiedzić i nie wiem nawet, czy mogę, bo Syriusz mówi, że przeszkadzałbym uzdrowicielom w leczeniu przez swój stan. Ale jeśli tylko chcesz mnie widzieć, napisz, a przyjdę, chociażbym miał siłą wyrywać się z Hogwartu.
Przepraszam, że nie napiszę nic więcej, ale to kolejna próba napisania czegokolwiek i tylko tyle sensownego tekstu udaje mi się wykrzesać.
Twój R.A.B.
Przeczytał list jeszcze dwa razy, zanim złożył go raz w pionie i raz w poziomie. Wygrzebał z szuflady koperty i przez chwilę miał problem, żeby oddzielić jedną od drugiej, bo złączyły się okropnie, ale w końcu mu się udało. Spakował list do koperty i pożyczył od Evana lak, którym niedbale zakleił kopertę, po czym odłożył list na szafkę nocną z zamiarem wysłania go później, bo nie miał jakoś ochoty iść w tamtej chwili, a i wysłanie listu byłoby dobrą wymówką, żeby wykręcić się od towarzystwa, kiedy już wróci. Zabawne były w nim te dwie sprzeczności, że w jednej chwili czuł osamotnienie i żałował, że z nimi nie poszedł, a z drugiej planował na zapas czynności, które pozwoliłyby mu wykręcić się od przebywania z nimi.
Położył się na łóżku, z nudów jedną ręką sięgając po książkę, bo w drugiej trzymał pluszowego misia i nie miał ochoty go puszczać, tak dobrze się z nim ułożył. Zaczął czytać, korzystając z ciszy, choć jego myśli cały czas uciekały od książki, umykały gdzie indziej. I kiedy już był gotów odłożyć książkę, uznając, że nie ma sensu tylko patrzeć na nią, ledwie rozumiejąc słowa, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a później kroki wzdłuż pokoju.
— Black. — Odezwała się Katy w tej samej chwili, w której Regulus uniósł wzrok, żeby zobaczyć kto przyszedł. Za nią szedł jeszcze Evan, trzymając ręce skrzyżowane na piersi. Dziewczyna rzuciła w jego stronę dwoma niewielkimi zawiniątkami w białym papierze, które wylądowały na łóżku tuż obok jego brzucha. Regulus zmarszczył brwi i podniósł się do siadu, wsuwając zakładkę w książkę i odkładając ją na szafkę nocną już zamkniętą.
— Co to? — Spytał, patrząc na Katy i zezując przy tym na dwie paczuszki.
— Kanapki. — Powiedziała, wzruszając ramionami i przysiadając na skraju jego łóżka. — Nie wierzę, że po takiej podróży nie jesteś głodny, a szczerze wątpię, żebyś kupił sobie coś w pociągu.
Miała rację, Regulus nie jadł nic od śniadania w domu. Przez większość czasu po prostu zapominał o głodzie, nawet go nie odczuwał. Ale im więcej o tym myślał tym bardziej odczuwał, że potrzebował jedzenia. Wziął jedną z kanapek, a pod palcami poczuł, że była ciepła. Spojrzał na Katy.
— Z czym? — Spytał badawczo.
— Z kurczakiem. I jakimiś warzywami. — Odparła, a Regulus uśmiechnął się w odpowiedzi, bo doskonale pamiętała, że to były jego ulubione. Odwinął papier i położył sobie na udach, jako podstawkę, w razie, gdyby jakiś składnik wypadł ze środka, a w pomieszczeniu od razu uniósł się zapach pieczeni. Chociaż kanapka była ciepła, nie miała na sobie żadnych śladów przypieczenia, ociepliła się od gorącego kurczaka w środku.
— Chcieliśmy też przynieść ci herbatę. Normalnie niosłem cały dzbanek, ale McGonagall zatrzymała mnie przed wyjściem i kazała odłożyć. — Oznajmił Evan, a ostatnie zdanie przesiąkało wręcz oburzeniem. Katy prychnęła.
— Chyba sobie chciałeś przynieść. — Parsknęła, odgarniając sobie kosmyk włosów do tyłu.
— No ale bym się przecież podzielił! — Powiedział, wymachując rękami w formie żywej gestykulacji, a Regulus delikatnie się uśmiechnął. Nagle ich obecność poprawiła mu humor, bo zapomniał jak pogodnie z nimi czasem bywało. Evan podszedł do nich i usadowił się tuż obok Regulusa, niszcząc mu przy tym nienaganne ułożenie poduszek. — O, a co to? — Spytał nagle, wyciągając zza pleców Regulusa misia, który nie wiadomo jak się tam znalazł. Regulus poczuł, że się zarumienił, chociaż nie mógł sprawdzić, czy w rzeczywistości było to widać.
— Miś. — Odparł krótko, pochylając się i próbując wyrwać mu zabawkę, ale Evan uniósł rękę do góry, jednocześnie cofając do tyłu i zacmokał.
— Oj, nie ma tak łatwo. — Oznajmił, a wtedy Regulus postanowił odpuścić, żeby nie ubrudzić niczego kanapką. Uznał też, że jeśli nie podłapie tej infantylnej zasady Evana i nie pozwoli mu się z nim droczyć, szybciej swoją własność odzyska.
— Od kogo dostałeś? Od swojego kochasia? — Spytał Evan, patrząc w czarne, plastikowe ślepia.
— Od Jamesa. — Odparł krótko Regulus i korzystając z okazji jednym, szybkim ruchem wyrwał mu misia, po czym położył go po swoim boku, tym trudniej dla Evana dostępnym.
— Evan, ogarnij się. — Zganiła go Katy, kładąc palce na jego karku i prawdopodobnie wywołując nieprzyjemne dreszcze, bo chłopak odchylił głowę do tyłu, próbując pozbyć się jej dłoni.
— Dobra, dobra, już. — Wybraniał się, a wtedy zabrała w końcu rękę. Regulus patrzył na tę scenę w ciszy, przeżuwając ostatni już kęs kanapki i nie mogąc się już doczekać kiedy sięgnie po następną.
— Chcieliśmy z tobą porozmawiać, Regulus. — Zaczęła Katy spokojnie, podczas gdy chłopak odpakowywał właśnie drugą kanapkę, żałując, że była ostatnią i żałując, że Evanowi naprawdę nie udało się przemycić tej herbaty, bo chętnie by się jej w tamtej chwili napił, a do kuchni nie chciało mu się iść.
— O czym? — Spytał, patrząc to na Katy, to na Evana.
— Powiedz nam co się dzieje, złotko. — Poprosił Evan, parodiując matczyny ton i mrugając szybko. Katy zgromiła go spojrzeniem, po czym znów spojrzała na Regulusa.
— Wydajesz się dziś jakiś przybity. — Zaczęła. — Możesz nam powiedzieć co się stało, jeśli chcesz. — Zapewniła, a Evan pokiwał głową.
— Ale czekaj, najpierw moje teorie. Rozstałeś się, co? — Spytał Evan, a Regulus poczuł dziwne ukłucie w sercu na samą myśl, choć mimo to zaśmiał się, w tym samym czasie, w którym Katy powiedziała:
— Evan, zamknij się, bo jeszcze wykraczesz. Słowa mają moc. — Jej ton był ganiący, ale Evan tylko wywrócił oczami.
— Nie, nie rozstaliśmy się. — Wyjaśnił Regulus, kiedy już przełknął kęs kanapki. Nie był pewny, czy chciał im mówić co się stało, ale ostatecznie uznał, że skoro dał już po sobie poznać, że coś jest nie tak, być może należały im się jakieś wyjaśnienia, a i jemu mogło być lżej. Zaczął więc opowiadać im o tym co stało się z Jamesem, a to co mówił momentami było tak nieskładne, że musiał to powtarzać, bo wplatał w to wszystko rzeczy niewiele powiązane z głównym tematem. W międzyczasie połówka kanapki, która mu została zdążyła mu wystygnąć, ale nie dbał o to.
— Wstrętni ci mugole i te ich wynalazki. — Wymamrotał Evan pod nosem.
— Przecież kupiłeś kapcie w mugolskim sklepie. — Powiedziała Katy, spoglądając na jego króliczkowe kapcie, które dalej miał na nogach. Evan uniósł brwi.
— I co? Szczerze wątpię, żeby sprzedawca kapci rozjechał mu chłopaka.
Później jeszcze rozmawiali, dołączył też do ich Rabastan, który poprzednio był w bibliotece, a Regulus cieszył się, że zamiast próbować go na siłę pocieszać, po prostu zajęli go czymś miłym.
*
Następny dzień w oczach Regulusa był dość intensywny. Zawsze odkąd był w Hogwarcie pierwsze dni po świętach były bardzo spokojne, luźniejsze i niezbyt wymagające. Tym razem jednak, nauczyciele kryjąc się za pojęciem SUMy byli bezlitośni dla tych, którzy podczas przerwy świątecznej nie odrobili prac domowych, a zdawało się, że na lekcjach kazali im dużo więcej robić niż normalnie, jakby liczyli, że wtłoczą do ich głów jak najwięcej informacji.
Regulus od razu po lekcjach poszedł pouczyć się w bibliotece, żeby nie napiętrzyć sobie zadań domowych na jeden czas, bo miał dziwne przeczucie, że potem mogło z tym być tylko gorzej.
Siedział przy stole ślizgonów, jedząc tosty i po raz trzeci tego dnia doszedł do wniosku, że na nowo musi przyzwyczajać się do posiłków w tak głośnym miejscu, choć tyle razy w roku ile musiał takie odbywać, dziwnym było, że w tak krótkim czasie się od tego odzwyczaił.
Rozglądał się co chwilę po sali licząc, że jakaś sowa wleci nagle i podleci do niego z listem od Jamesa, chociażby od jego rodziców. Wieczór wcześniej wysłał do niego list i dalej nie doczekał się odpowiedzi, choć sowa wróciła, więc list musiał zostać odebrany. A być może zgubił się w drodze i dlatego odpowiedź nie przyszła? Regulus cały czas próbował jakoś wyjaśnić ten czas oczekiwania, choć wciąż się niecierpliwił i niepokoił.
Grzebał w swoim jedzeniu, nie czując się za bardzo głodnym a jednocześnie wiedząc, że powinien coś zjeść, więc wmusił w siebie trochę kurczaka i pieczonych ziemniaków. Evan i Rabastan standardowo się przekomarzali, a Regulus nawet ich nie słuchał. Nagle do tego drugiego podeszła Katy i uściskała go od tyłu, całując w policzek. Rabastan obrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się do niej, przesuwając się trochę, żeby usiadła obok, choć i tak było wystarczająco miejsca.
— O czym gadacie? — Spytała, siadając obok niego, a wtedy i Regulus zaczął słuchać, chcąc się w tym nieco zorientować.
— On twierdzi, że sologamia nie istnieje. — Zarzucił Evan, wskazując na Rabastana, który odstawił szklankę, z której chwilę wcześniej pił.
— Nie twierdzę, że nie istnieje, tylko że to głupota. — Wybronił się, a Evan prychnął.
— A bo co?
— Ślub z samym sobą? Jak to w ogóle brzmi? Jakby się chciało komuś na siłę coś udowodnić. Albo było Narcyzem. — Ciągnął Rabastan a Evan z oburzeniem uderzył nożem w stół, aż wbił go w blat, a ostrze zabrzęczało. Jego policzki zaszły rumieńcem, kiedy popatrzył na to co zrobił.
— Upsik. — Powiedział, wyciągając nóż, po czym znów przyjął bojową postawę idealną do kłótni. — I tak spędzasz ze sobą całe życie. Dosłownie jesteś jedyną osobą, z którą spędzisz cale swoje życie, więc czemu by się nie kochać? To głupie nienawidzić siebie. Ale kiedy jesteś z kimś, kto nie jest tobą nie masz pojęcia co siedzi tej osobie w głowie, no chyba, że aż nadto używasz legilimencji. Ale to nadal jest ktoś drugi, relacja może wyjść różnie. A tak to sam ustalasz zasady.
Rabastan zdaje się nie miał na to żadnej odpowiedzi, bo uśmiechnął się ironicznie.
— No, mów, kto ci złamał serce, że tak gadasz? — Spytał. W tym samym czasie Regulus wstał, żeby już pójść, kątem oka zobaczył jak Evan pokazał Rabastanowi środkowy palec.
— Spierdalaj. — Regulus usłyszał głos chłopaka, kiedy powoli już szedł do wyjścia.
Na korytarzu, gdzie uczniów było niewielu, zobaczył Remusa, Syriusza i Petera, którzy stali we trójkę przy oknie i o czymś rozmawiali, a choć Regulusowi nie było to po drodze to i tak skręcił, żeby chwilę z nimi pogadać. Zauważyli go, kiedy byli już w połowie drogi, Peter mu pomachał, Syriusz kiwnął głową, a Remus uśmiechnął się, co i Regulus zrobił, choć tylko na chwilę.
— Jak tam? — Spytał Syriusz, kiedy Regulus zatrzymał się już przy nich i zanim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek słowo przywitania.
— Wiecie coś może o Jamesie? Nie odpisuje mi od wczoraj. — Powiedział Regulus, ignorując jego pytanie. Remus pokręcił głową.
— Nam też nie odpisuje. — Nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu, sam był zmartwiony o przyjaciela i widać to było po nim. Syriusz westchnął cicho.
— Naprawdę jestem pewny, że wszystko z nim dobrze. — Powiedział. — Pewnie korzysta z okazji i śpi kiedy może. Albo nie ma tam jak odpisać.
— Albo ma złamaną rękę. — Odezwał się Peter, który do tej pory siedział cicho. Syriusz pokiwał głową.
— Może być, że tak. — Potwierdził tonem, jakby sam o tym nie pomyślał. Remus położył Regulusowi dłoń na ramieniu.
— Powiemy ci, jeśli czegokolwiek się dowiemy. — Obiecał.
— Idziesz grać z nami w eksplodującego durnia? — Spytał Peter, bardzo szybko zmieniając temat, kiedy Regulus już chciał powiedzieć, że będzie szedł. Syriusz pokiwał głową z aprobatą.
— Chodź, odstresujesz się trochę.
Ale Regulus pokręcił głową i niedługo później się już pożegnał. A kiedy wrócił do dormitorium, napisał kolejny list, nie wiedząc, czy dostanie odpowiedź, ale licząc, że James go przynajmniej przeczyta.
Jamie,
jak się czujesz? Bardzo się o Ciebie martwię. Nie mam pojęcia, czy dotarł do Ciebie mój wczorajszy list. Być może nie. Być może jeszcze go nie otworzyłeś. Być może otworzyłeś, przeczytałeś i z jakiegoś powodu nie odpisałeś. Nie chcę, żeby to brzmiało tak, jakbym chciał wywołać w Tobie poczucie winy, bo absolutnie nie mam tego na celu, ale dziś cały dzień wyczekiwałem odpowiedzi. Ale nie jest znowu tak późno, może jeszcze zdołasz napisać mi cokolwiek.
Dziwnie mi było z tym, że Cię dziś nie spotkałem, ale muszę się przyzwyczaić do twojej nieobecności w szkole. Przecież za półtora roku będę musiał to też przeżywać. Cały mój siódmy rok, podczas gdy ty być może będziesz już mieszkał sam, być może znajdziesz sobie jakąś pracę.
Nauczyciele nas męczą i strasznie dużo zadają, ale nie mam im tego za złe, dopóki z tym wszystkim jestem w stanie się wyrobić bez większego wysiłku. Oprócz zmartwień zaprzątających mi głowę czuję się dobrze. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy.
Tęsknię,
Twój R.A.B.
[5756 słów]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro