Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❣ XXXVI ❣

Poczuł się w pełni świadomy, a wokoło słyszał dźwięki nocy i ciche skrobanie pióra o papier. Na początku nie poczuł nawet swojej świadomości i się o niej nie zorientował, a chociaż dźwięki w pełni do niego docierały, nie zdawały się być prawdziwe, jakby jedynie jego mózg sztucznie je wytwarzał. Do tego dochodził ten szum w głowie, bardzo tłumiony, ale uciążliwy. Nie było zupełnie ciepło, do jego ciała dochodziło chłodne powietrze, delikatnie muskające skórę, ale jego dopływ zdawał się ograniczony. Usłyszał ciche kroki, ale zignorował je, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę co się tak właściwie dzieje, lub chociaż może dziać. Czuł, że ktoś zatrzymał się tuż nad nim, albo było to tylko takie wrażenie. Dopiero silniejszy ucisk głowy, która, jak to dopiero zdał sobie z tego sprawę, bolała go dość odczuwalnie, sprawił, że otworzył oczy. Na początku tylko delikatnie je uchylił, spoglądając na świat przez rzęsy, a kiedy zorientował się o niewielkim dopływie światła, które tylko majaczyło się słabo gdzieś z boku, znów zamknął oczy, zacisnął je, a po chwili zupełnie otworzył. Wysoka postać stojąca nad nim, pochylała się delikatnie, patrząc na niego bez słowa, jakby oceniała jego stan. 

— W końcu się obudziłeś. — Usłyszał ciepły, choć dość zmęczony głos. Poczuł, że materac ugiął się pod ciężarem osoby, której jego mózg jeszcze nie zdążył zarejestrować, chociaż wiedział, że ją zna.— Już się bałem, że będzie bardzo źle. — Poczuł, że jego włosy zostały odgarnięte i ktoś przyłożył dłoń do jego czoła, zabierając ją po chwili. 

Zamrugał i popatrzył na Remusa, siedzącego przy nim, wreszcie dał radę go rozpoznać. Myślał nad próbą podniesienia się do siadu, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było niewielkie, urządzone w podobnym stylu co salon, z boku stał sekretarzyk, a na ścianie naprzeciwko przeciętnych rozmiarów łóżka, które to zajmował Regulus, wisiał duży, podłużny obraz przedstawiający różne sceny Biblijne. Chłopak znów zwrócił wzrok na Remusa, a chociaż nic nie mówił, to jego spojrzenie musiało wyrażać wiele, bo Remus zdawał się odpowiedzieć na to, co kłębiło się w jego głowie. 

— Zasłabłeś na dworze. — Wyjaśnił. — Syriusz i James cię znaleźli, bo długo cię nie było. Jak się czujesz? — Nie odpowiedział od razu, a Remus nie naciskał. Zamiast tego wstał i podszedł do delikatnie uchylonego okna i złapał za klamkę, żeby je zamknąć. Regulus dopiero dostrzegł, że to jedyne, słabe źródło światła stanowiły trzy długie świece, ułożone na świeczniku, z których jarzyły się długie płomyki. 

— Jakoś... — Odparł Regulus, powoli podnosząc się do siadu i nie znajdując lepszej odpowiedzi na to pytanie. Czuł się po prostu jakoś, bo zdecydowanie jakoś się czuł, nie mógłby powiedzieć, że nijak. Czuł się jakoś, tylko na tamtą chwilę nie do końca potrafił określić jak. Kiedy już siedział, opierając plecy o twardą i niewygodną ramę łóżka, której wypukłe zdobienia wbijały mu się w plecy, poczuł nagły ból karku, który starał się zignorować. Zwrócił wzrok w dół, skąd dobiegało ciche pochrapywanie i zobaczył Jamesa, który spał na podłodze w okularach, pod głową miał niewielką poduszkę, a od pasa w dół był okryty kocem. — A ten co? — Jego głos był, nieco zachrypnięty, odczuwał delikatny ból gardła, ale czuł, że to kwestia czasu, zanim mu przejdzie. Remus odwrócił się i spojrzał na Jamesa. 

— Kiedy cię tu przynieśliśmy uparł się, żeby tu przy tobie być. Ale w końcu usnął. — Wziął z biurka szklankę z wodą i podał ją Regulusowi, który przyjął ją z wdzięcznością i upił trochę. — Syriusz śpi w drugim pokoju. 

Regulus pokiwał głową i już chciał spytać która godzina, kiedy jego wzrok mimowolnie podążył do zegarka powieszonego nad drzwiami. Krótsza wskazówka pokazywała trzecią, dłuższa drugą, więc o ile zegarek był dobrze nastawiony, nowy rok trwał już trzy godziny. 
Siedzieli tak przez kilka chwil w ciszy, aż nagle Regulus coś sobie przypomniał. Coś, co chciał powiedzieć już wcześniej, zanim jeszcze stracił przytomność. Poczekał aż Remus znów zwróci wzrok w jego stronę, a kiedy to zrobił, Regulus odchrząknął głośno, czując jak coś zalegało mu w gardle i dopiero wtedy się odezwał.

— Widziałem kogoś. — Oznajmił, obserwując reakcję Remusa. Przez jego twarz na chwilę przemknęło zaniepokojenie, przysiadł na łóżku i popatrzył na niego z powagą i zmęczeniem. Wyraźnie sam chciał już położyć się spać, a Regulus zagłuszył wyrzuty sumienia, że jeszcze go zadręczał, ale to mogło okazać się ważne, zwłaszcza po fragmencie ich rozmowy, który usłyszał jeszcze kiedy byli u Jamesa. 

— Kogo? — Spytał, jedną ręką łapiąc się za głowę a drugą opierając na materacu. Regulus spróbował przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów, ale cała sytuacja zdawała się być rozmazana w jego pamięci, tak, że mógł przypomnieć sobie tylko skrawki tego co się wydarzyło.

— Ja... nie wiem. — Poczuł się nagle źle, że ostatecznie to co powie nie okaże się tak bardzo użyteczne. Wplótł palce w swoje włosy i przejechał po nich. — Nie pamiętam, czy widziałem tę osobę. Ale słyszałem jak ktoś się teleportował z podwórka. — Powiedział, powoli zbierając myśli. Zmarszczył brwi. — Nie przypomnę sobie nic więcej. — Przyznał w końcu. Poczuł, że Remus położył mu delikatnie dłoń na ramieniu. James poruszył się niespokojnie i przez chwilę Regulus myślał, że się obudzi, ale on dalej spał spokojnie. 

— Jesteś pewny, że tak było? — Spytał. — Że ci się nie przywidziało przez zasłabnięciem, albo coś? — Jego słowa w Regulusie przez chwilę wzbudziły zdenerwowanie, ale po chwili zrozumiał, że Remus nie pytał o to, żeby zakwestionować jego słowa. Po prostu musiał wiedzieć. Regulus zdawał sobie sprawę, że mogło to być przywidzenie, źle zapisane wspomnienie w jego pamięci. Ale nie mógł wyzbyć się pewności, że tak było naprawdę, a więc postanowił zaufać intuicji. Poza tym lepsza byłaby pomyłka i powiedzenie, że rzeczywiście kogoś widział, gdyby naprawdę tak nie było, niż odwrotnie. To byłoby bezpieczniejsze. Pokiwał głową. 

— Tak, jestem pewny. — Oznajmił w końcu, a Remus przejechał sobie dłonią po twarzy.

— Teleportował się tutaj, czy stąd? — Spytał.

— Stąd. Na pewno stąd. — Powiedział Regulus, zerkając na Jamesa. Ziewnął, zakrywając usta dłonią. — Może się zdrzemniesz? Wyglądasz na zmęczonego. — Spytał, a Remus wstał, kręcąc głową. 

— Powinienem przejrzeć podwórko. — Oznajmił, co ożywiło Regulusa. Nie mógł mu na to pozwolić. 

— Oszalałeś? Lepiej zostań tutaj — Wychylił się i złapał go za przedramię. — Nie wiadomo co może się stać. Syriusz i James śpią pijani, a ja zbyt źle się czuję, żeby w razie czego ci pomóc.

— To co mam zrobić? — Spytał. — A jeśli ten ktoś tu wrócił? Lub wróci?

— Skoro poszedł, to może nie wróci. Już raz coś go spłoszyło. Z resztą w środku jest bezpieczniej. — Patrzyli na siebie przez kilka chwil w ciszy, ale w końcu Remus westchnął i pokiwał głową. 

— Tak, masz rację. — Przyznał i potarł sobie oczy. Regulus nie mógł już patrzeć jak walczył ze snem. 

— Lepiej się połóż. — Powiedział, poprawiając się na poduszce i upijając jeszcze łyk wody. Czuł w niej lekko gorzkawy smak, wiedział, że w środku był jakiś eliksir, ale nie pytał jaki, zdając się na Remusa. Podejrzewał, że było tam coś na ból głowy, bo odnosił wrażenie jakby czuł powolne działanie. Remus pokiwał głową. 

— W razie czego będę w salonie. — Powiedział. Rzucił mu ostatnie spojrzenie, po czym poszedł do drzwi. Regulus patrzył za nim jak wychodził, zamykając je za sobą. 

Napił się jeszcze wody, opróżniając szklankę do połowy i odłożył ją na szafkę nocną. Znów się ułożył, okrywając się kołdrą i spojrzał na jarzące się świece. Nie był pewny, czy to bezpieczne iść spać przy ich blasku, z drugiej jednak strony, skoro świece potrafiły cały dzień palić się bez zarzutu, czemu od ich ognia coś miałoby podpalić się w nocy? Przewrócił się na drugi bok i popatrzył na Jamesa, który dalej spał w najlepsze i żal mu się go zrobiło, że wylądował na ziemi, skoro mógłby się położyć obok. Znalazłoby się wystarczająco miejsca. Teraz jednak Regulus musiałby go obudzić, żeby do niego dołączył, bo nie byłby w stanie go przenieść, tego był pewny. Zamknął oczy, w próbie zaśnięcia, ale nie był już w stanie. Obawiał się tej postaci, która teleportowała się z podwórka, nie wiedział kto to był, ani jakie miał zamiary, chociaż ciężko było stwierdzić, że dobre, skoro uciekł, kiedy Regulus wyszedł na zewnątrz. 
Dlatego Regulus nawet nie mógł zasnąć, leżał cały czas z otwartymi oczami i nasłuchiwał nawet najmniej niepokojącego dźwięku. Wzdrygnął się i westchnął głośno, z przerażeniem, kiedy usłyszał stukanie w szybę. Bał się odwrócić, ale musiał sprawdzić, więc zrobił to powoli. I ku swojej uldze zobaczył, że gałęzie drzewa, które stało tuż obok domu, wiedzione przez silniejszy powiew wiatru zaczęły obijać się o szybę. Regulus odetchnął z ulgą, chociaż strach się z niego nie ulotnił. Leżał w bezruchu, aż w końcu zaczął zastanawiać się, czy nie lepiej obudzić Jamesa. Podniósł się i podszedł do niego od strony, po której miał głowę. Ale patrząc na niego już wiedział, że nie będzie w stanie go obudzić. Wyciągnął więc dłonie i najdelikatniej jak potrafił zdjął mu okulary, żeby zapewnić mu komfort, ale też żeby się nie poniszczyły, po czym odłożył je na szafkę nocną. Nie widział za bardzo możliwości, żeby zmienić mu poduszkę na większą i wygodniejszą, za łatwo byłoby go przy tym obudzić. Zsunął kołdrę z łóżka i okrył go nią, po czym wziął swoją poduszkę, położył obok jego głowy i ułożył się obok, wsuwając pod kołdrę i przysuwając do jego pleców. Czuł się chociaż trochę bezpieczniej, nawet nie przeszkadzało mu spanie na podłodze.

Nie miał pojęcia kiedy usnął, ale gdy otworzył oczy, był już świt. Bolały go plecy i czuł kości, o których obecności w ciele nawet nie miał pojęcia. Zdecydowanie złym pomysłem było spanie obok Jamesa na podłodze, przynajmniej dla jego samopoczucia fizycznego, bo temu psychicznemu zdecydowanie pomogło. Szybko jednak zorientował się, że z powrotem był na łóżku. Czyżby tylko mu się przyśniło, że się obok niego położył? Rozejrzał się i zobaczył, że miejsce na którym spał James było puste. Być może się nie przyśniło. Może James przeniósł go na łóżko, kiedy się przebudził. Po kilku minutach leżenia Regulus w końcu był zdolny podnieść się do siadu. Przetarł oczy i wyprostował się. Świece wypaliły się całkowicie, wosk na świeczniku, który zaczął po nim spływać, zastygł w połowie drogi. Ziewnął i spojrzał na półkę nocną. Ktoś już zdążył zabrać szklankę z wodą, okularów Jamesa też nie było. Czuł delikatny ucisk w głowie, ale nie był on aż tak mocny jak mógłby się spodziewać. Najwyraźniej eliksir, który dostał w nocy razem z wodą pomógł. Siedział tak jeszcze jakiś czas, otulony kołdrą, bo w pomieszczeniu było dość chłodno. W końcu jednak zebrał się, szybkim ruchem zdarł z siebie kołdrę i wstał, czego szybko pożałował, kiedy ogarnął go chłód, a włoski na rękach stanęły dęba. 

Poszedł do wyjścia i rozejrzał się. W końcu usłyszał jakieś dźwięki z kuchni, więc poszedł tam i na chwilę zatrzymał się w progu. Zobaczył Syriusza, który siedział i pił coś z dużego kubka i Remusa, który stał oparty o blat i jadł jakąś kanapkę, pod oczami miał cienie, a włosy delikatnie roztrzepane. James stał tyłem do nich wszystkich i mieszał coś w misce.

— Dzień dobry. — Przywitał się Regulus, przecierając oczy i wchodząc do kuchni. Pierwsze co zrobił, to podszedł do kuchenki, z której wziął czajnik i zaczął napełniać go wodą, żeby zrobić sobie kawę. 

— Hej, skarbie. — Powiedział James, pochylając się w jego stronę i całując go w policzek, po czym wracając do swojej poprzedniej czynności. Regulus był zbyt zaspany, żeby zareagować. Przestał lać wodę dopiero kiedy czajnik zrobił się ciężki. Postawił ją na kuchence, którą już chciał odpalić, kiedy nagle woda sama zaczęła się gotować. Obrócił się i spojrzał na Syriusza, który właśnie chował swoją różdżkę z powrotem do kieszeni. 

— Dzięki. — Mruknął, a jego brat kiwnął głową. Zaczął grzebać w szafkach, w poszukiwaniu kubków. 

— W tej obok. — Powiedział krótko Remus, a kiedy Regulus zajrzał do szafki obok, znalazł tam kilka kubków. Wziął najładniejszy i największy z nich i postawił go na blacie. Sięgnął po brązową, papierową torebkę wypełnioną kawą i nasypał jej na oko, po czym zalał wodą. Odczekał chwilę, przemieszał i poczekał aż fusy opadną, chwytając kubek w dłoń i podchodząc do parapetu, o który oparł się swobodnie. 

— Jak się czujesz? — Spytał Syriusz, patrząc na niego, a Regulus wzruszył ramionami. 

— Nieźle. — Odparł, upijając łyk kawy. — Lepiej niż mógłbym się spodziewać. — Dodał.

Po jakimś czasie James postawił na stole dwa talerze z jajecznicą i grzankami. Popatrzył na Regulusa, siadając przy jednym z nich.

— Chodź i też zjedz. — Powiedział, a Regulus uśmiechnął się do niego delikatnie, wdzięczny, że też o nim pomyślał, bo dopiero poczuł jaki był głodny. 

Dopiero kiedy zajął miejsce obok niego, chwycił widelec i zaczął jeść, a Regulus zrobił to samo, wbijając wzrok w talerz. Chciał poruszyć temat tego, co widział w nocy, ale nie czuł, żeby to był dobry moment. Spojrzał na Syriusza, który nagle stał i wybiegł a korytarz. Remus spojrzał za nim i westchnął cicho. 

— Biedactwo od rana źle się czuje. — Oznajmił współczująco i pokręcił głową. — Musi swoje przeboleć.  — Regulus bardzo się cieszył, że akurat jego to nie spotkało.

Kiedy zjedli, Regulus zaoferował się, że sprzątnie naczynia, ale James oczywiście musiał wykazać się swoją ignorancją dla zasad i rzucił na wszystko zaklęcie czyszczące, więc Regulusowi zostało tylko odłożenie naczyń na ich miejsce.

— Że też was jeszcze nie złapali. — Wymamrotał, kręcąc głową i odkładając talerze na swoje miejsca. Kiedy już siadał z powrotem, przyszedł Syriusz, bledszy niż zazwyczaj i niewyraźny. Opadł na wysunięte krzesło, które zajmował wcześniej. 

— Chyba wyrzygałem jelita. — Powiedział z krzywizną na twarzy, łapiąc się za brzuch. Remus podszedł do niego i zaczął głaskać go po włosach.

— Może wolisz wrócić do mnie? Na pewno znajdziemy stosowny eliksir. — Powiedział, ale Syriusz pokręcił głową. Regulus zaczął stukać palcami o blat. 

— Słuchajcie... — Zaczął w końcu, kiedy nikt już między sobą nie rozmawiał. Uniósł głowę i spojrzał po wszystkich. — Remusowi już to mówiłem... W nocy, jeszcze przed tym jak zemdlałem widziałem jak ktoś teleportował się z podwórka. Nie wiem kto to był. Ale to mnie trochę niepokoi. 

Na chwilę zapadła cisza, podczas której Regulus patrzył na każdego z osobna.

— Już im to przekazałem dziś rano. — Oświadczył Remus. 

— Nas też to niepokoi, skarbie. — Powiedział James, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Syriusz już napisał do waszego wujka, liczymy, że nam to będzie mógł wyjaśnić. — Regulus zerknął na Syriusza, który pokiwał głową. 

— Podejrzewamy, że może ktoś chciał go odwiedzić, ale kiedy cię zobaczył to się zmieszał i uciekł. Albo, że to był wujek, który dyskretnie chciał sprawdzić, czy wszystko dobrze. — Wyjaśnił. Jak dla Regulusa drugie wyjaśnienie zupełnie nie pasowało. 

— Myślę, że to jednak chodziło o coś innego. — Przyznał w końcu. Wszystkie trzy spojrzenia się w niego wbiły. 

— Ciężko znaleźć inne wytłumaczenie. — Oznajmił Syriusz. — Na pewno coś wymyślimy, nie martw się. Myślę, że to nie aż takie straszne jak ci się wydaje. Gdyby ktoś chciał nam coś zrobić, miałby okazję, prawda? Nie uciekłby pewnie tak szybko. Byłeś przecież bezbronny. — Remus i James zgodnie pokiwali głowami, a Regulus nadal patrzył na brata. Jego argumenty wydawały się logiczne, a jednak dalej mu coś nie pasowało. Białe rękawiczki zdawały się podejrzane, choć mogły być tylko kwestią przypadku. Ich rozmowa, którą przeprowadzili kiedy jeszcze byli u Jamesa mogła tylko brzmieć podejrzanie przez brak kontekstu, ale z drugiej strony wcale nie musiało tak być. Osoba, która teleportowała się z podwórka mogła wpasować się w wyjaśnienia Syriusza, ale równie dobrze mogła być kimś innym. To wszystko jednak Regulusowi w jakiś sposób wydawało się powoli układać, choć nie mógł znaleźć wspólnego spoiwa, a niedobór informacji nie ułatwiał sprawy.

Po tym jak Regulus ubrał się w świeże i swoje ciuchy, założył płaszcz i buty, oraz upchnął na dno torby pluszaka od Jamesa, sowa została wysłana do domu, razem z klatką zapakowaną jako paczka, a dom po imprezie został posprzątany przez całą ich czwórkę, był już gotowy na powrót do domu. I czuł dziwną pustkę z tym związaną, dziwnie mu było na myśl, że wróci do domu sam, do swojego pokoju, który zostanie takim, jakim go zostawił, do dawno nie używanego łóżka, o ile Miętka nie pokusiła się na jego zasiedlenie. Że już obiad i śniadanie zje w towarzystwie swoich własnych rodziców, przy krótkich rozmowach lub ich braku, a nie przy pogodnym stole u Potterów, gdzie w kuchni zawsze gra muzyka, każdy się śmieje i opowiada, jeśli tylko ma co. Dziwnie mu było z tym, że wieczorem położy się samotnie, a z rana miejsce obok niego będzie puste, że w nocy przez nikogo nie będzie przytulany, że gdyby nie mógł zasnąć, pozostanie z nim tylko cisza. Będzie mu brakowało tego jak Cerber co rano do niego podbiegał i domagał się głaskania, zaspanego powitania Jamesa i wesołego powitania jego rodziców. Żal mu było opuszczać to życie, którego zaznał przez te kilka dni, chociaż miał świadomość, że nie będzie ono wieczne, że będzie wręcz bardzo krótkie.

Stał już przy kominku, ściskając mocno ramię torby, którą miał zarzuconą na ramieniu. Obejrzał się za siebie i spojrzał na Remusa i Syriusza, którzy stali z boku i jeszcze żegnali się z Jamesem. Oni sami zdecydowali się zostać jeszcze trochę, ze względu na to, że Syriusz nie czul się najlepiej, więc chcieli mu dać czas na odpoczynek, również wuj Alfrad miał przyjść do niego z lekami, bo obawiano się, że w takim stanie podróż kominkiem mogłaby mu zaszkodzić. 
Regulus zawrócił się i podszedł do nich, a kiedy James odsunął się na bok, chłopak lekko uścisnął Remusa na pożegnanie, po czym stanął przed bratem, jeszcze mocniej zaciskając palce na ramiączku torby. Syriusz przyciągnął go do siebie i przytulił, a Regulus odwzajemnił to, obejmując go mocno. Poczuł, że brat zmierzwił mu włosy i nawet uśmiechnął się na ten gest. 

— Trzymaj się tam w domu. — Powiedział, zabierając w końcu dłoń od jego głowy. — I pisz mi w razie gdyby coś się działo. — Poprosił. Regulus pokiwał głową, powoli już się odsuwając. Czuł, ze relacja między nimi była lepsza, dojrzalsza. 

— Ty też do mnie pisz. Z resztą i tak jutro pogadamy. — Posłał mu uśmiech, po czym obrócił się i poszedł w stronę Jamesa, który czekał przy kominku. Zatrzymał się kilka kroków przed nim i znów poczuł tę uciążliwą pustkę. Pamiętał, że spotkają się już następnego dnia na stacji, ale i tak nie chciał się rozstawać. James bez słowa rozłożył ramiona, chcąc, żeby Regulus wszedł w jego objęcia, a ten pokonał dzielącą ich odległość. 

— Och, daruj sobie. — Powiedział, po czym ustał na palcach i go pocałował, zupełnie niczym się nie przejmując, po prostu chciał to zrobić wiedząc, że nie zrobi tego ani po przyjściu do domu, ani przed spaniem, ani zaraz po wstaniu. Wiedząc, że będzie musiał z tym poczekać dopiero do następnego ranka, kiedy spotkają się na stacji.
Wplótł palce w jego włosy i przymknął oczy. Pocałunek był delikatnie, przepływały przez niego emocje, spokój, harmonia, to wszystko utrzymywane w tym jednym krótkim geście, który chociaż skończył się szybko to przekazał co miał przekazać, uczucie i dotyk. Pokazanie że są, i że będą. Odsunął się w końcu, opuszczając dłoń i patrzyli tak przez chwilę na siebie, a Regulus cieszył się, że Remus i Syriusz nie dawali znaku swojej obecności. James posłał mu uśmiech i pochylił się nad nim, cmokając go delikatnie w nos, a w tamtej chwili i usta Regulusa wykrzywiły się w uśmiechu. Chłopak wskazał kominek. 

— Wchodź pierwszy. — Powiedział, a Regulus żałował, że musi iść. Posłał jeszcze ostatnie spojrzenie Remusowi i Syriuszowi, powstrzymał się przed przytuleniem się do Jamesa, bo wiedział, że tylko utrudni sobie sprawę. To było głupie w jego oczach, że zachowywał się, jakby to miało być rozstanie na długi czas, choć wcale tak nie było. Po prostu za bardzo się przyzwyczaił. Zerknął jeszcze raz na Jamesa, po czym poczłapał do kominka i otworzył woreczek z proszkiem Fiuu, leżący na gzymsie. Wziął garść, po czym odłożył woreczek na miejsce, nie zamykając go już i obejrzał się po raz ostatni za siebie. Orientując się, że zaczynał się ociągać, wszedł do kominka, rzucił proszek i wymówił wyraźnie adres. Poczuł jakby wirował i po chwili patrzył już na salon domu przy Grimmuald place 12. Zakaszlał cicho i wygramolił się z kominka, czym zwrócił uwagę swojego ojca, który siedział na fotelu i czytał jakąś książkę, choć w tamtej chwili wzrokiem sięgał ponad nią. W tamtej chwili Regulus cieszył się, że miał przy sobie torbę, która rzeczywiście mogłaby wskazywać na to, że poza domem spędził jedynie noc, a nie dobry tydzień. Rozległ się dźwięk zamykanej książki, którą jego ojciec następnie odłożył na ławę, po czym wstał, patrząc na syna, a twarz miał rozpromienioną. 

— Dzień dobry.— Przywitał się Regulus, zdobywając się na uśmiech, a mężczyzna podszedł do niego i uściskał go tak z serdecznością, z jaką ojcowie zwykli ściskać swoich synów. Odsunął się jednak nagle, co w Regulusie wzbudziło lekkie zaniepokojenie, nie rozumiał bowiem o co mogło chodzić. 

— Śmierdzi od ciebie alkoholem i papierosami. — Zarzucił mu, a Regulus poczuł, ze policzki mu zapłonęły. Sam tego nie czuł, a nie pomyślał nawet o tym przed wyjściem. Mimo że się przebrał, to ubrania mogły przesiąknąć zapachem papierosów, kiedy Syriusz i James, już dość napici, postanowili zapalić w pokoju, a była tam przecież torba ze wszystkimi jego rzeczami. Gdyby o tym pomyślał, umyłby się też przed powrotem do domu, bo zapach alkoholu mógł zostać na jego skórze po tym, jak wylał go na siebie przez przypadek wieczór wcześniej. Niby niepozorne rzeczy, a wystarczyła tylko lekka niedbałość i Regulus czuł się ugotowany. Jego ojciec nie wyglądał jednak tak, jakby miał mieć z tego powodu kłopoty. — Przecież też byłem kiedyś w twoim wieku. — Powiedział poufale, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Wiem jak to jest. Masz szczęście, że matka jest w łazience. Biegnij się umyć i przebrać, zanim wróci. — Regulus stał tak jeszcze przez chwilę, patrząc na niego. — No już. — Ponaglił go mężczyzna, a wtedy chłopak bez zastanowienia pobiegł na górę i wpadł do swojego pokoju, rzucając szybko torbę na łóżko. Zobaczył Miętkę, która spała spokojnie w swoim legowisku i powstrzymał się od chęci pogłaskania jej, żeby nie zakłócać jej spokoju. Wyglądała już dużo lepiej niż w dniu, kiedy ją znalazł, nie była tak wychudzona i leżała teraz zadbana, a w miskach miała świeżą wodę i jedzenie, co widoczne było na pierwszy rzut oka. Wyciągnął z szafy pierwszy sweter, jaki wpadł mu w ręce i spodnie, po czym pobiegł szybko do wolnej łazienki na piętrze, bo ta na dole była zajęta, przechodząc obok niej słyszał lejącą się wodę. 

Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na siebie w lustrze, rozbierając się. Dopiero zaczynał czuć tę nieświeżość, pot na ciele, nieprzyjemny zapach. Nawet jego włosy nie były w najlepszym stanie. Zatkał odpływ i zaczął lać wodę do wanny, z której już po chwili zaczęła lecieć para, wypełniająca powoli całą łazienkę, pokrywająca taflę lustra tak, że Regulus widział w nim tylko swoje niewyraźne odbicie. Zrzucił z siebie bieliznę i wrzucił ją od razu do kosza na pranie, razem z innymi swoimi ubraniami, a one od razu zaczęły się pienić, jakby same się myły. Tak, pewne rzeczy w jego domu były naprawdę przydatne. Dolał trochę zimnej wody i wszedł do do połowy wypełnionej wanny. Zawiesił się na chwilę na jakiejś myśli, której nie mógł zebrać, ciągle czegoś mu brakowało, coś o czym chwilę wcześniej pomyślał mu umykało, a kiedy ostatecznie zorientował się, że zupełnie zgubił temat i nie mógł sobie przypomnieć co jeszcze chwilę wcześniej tak intensywnie pochłaniało jego myśli, zabrał się do tego po co w ogóle przyszedł do łazienki. Umył się porządnie, włącznie z włosami, do których przykuł szczególną wagę. Później ubrał się i bardzo był zadowolony z tej kąpieli, bo czuł się bardzo świeżo. Zszedł z powrotem na dół, poprawiając sobie mokre kosmyki włosów. Najchętniej udałby się od razu do swojego pokoju, ale chciał jeszcze najpierw przywitać się z matką, a i wiedział, że ona też by od niego tego wymagała. Po chwili znów pojawił się w salonie, spojrzał na ojca, który w salonie dalej był sam, pochylony nad stołem, pisał coś na niewielkim kawałku pergaminu. Spojrzał na niego, kiedy Regulus wszedł, z zamiarem zajęcia miejsca na kanapie i rozpoczęcia jakiejś rozmowy, z której mógłby chociaż wywnioskować, czy ojciec był na niego zły. W pierwszej chwili nie sprawiał takiego wrażenia, ale Regulus wolał mieć pewność na jakim gruncie stał. 

— Podejdź tu. — Powiedział Orion, a Regulusa zmroziło od samych tych słów, nie zważając nawet na ich wydźwięk. 

W chwili, w której chłopak podszedł wystarczająco blisko, mężczyzna podniósł się i wyciągnął różdżkę, po czym szybko nią machnął, mamrotając coś pod nosem. Przez jedną chwilę Regulus się wzdrygnął, a po chwili przestał czuć mokre kosmyki przylepione do czoła. Przejechał dłonią po swojej głowie, włosy miał już suche. Zanim zdążył podziękować, ojciec podszedł bliżej i poprawił mu sweter. Usłyszeli kroki na korytarzu, a w chwili, w której Regulus kątem oka zobaczył, że matka pojawiła się w progu, ojciec uściskał go szybko zupełnie tak, jakby jego syn dopiero co zjawił się w domu. 

— Spójrz kto wrócił. — Oznajmił Orion do żony, która w międzyczasie zdążyła do nich podejść, a kiedy tylko chłopak wyswobodził się z jego objęć, zrobił krok do tyłu i spojrzał na matkę, która uśmiechnęła się do niego. Przytuliła go krótko, a on odwzajemnił to objęcie. Kiedy już stanęli naprzeciwko siebie, zmrużyła oczy. 

— Co ty tu masz? — Spytała, odgarniając mu włosy. Regulus spojrzał na swoje odbicie w oszklonej witrynie. Jego włosy za sprawą zaklęcia, owszem, były suche, ale też nieelegancko napuszone, co zupełnie mu się nie podobało. Ale kiedy jego matka odgarnęła mu je nieco na bok, zobaczył ranę tuż przy skroni, której wcześniej nawet nie dostrzegł, nie poczuł w żaden sposób. Pewnie zrobiła mu się, kiedy zasłabł, a później Remus zdążył się nią odpowiednio zająć i umknęło mu, aby o niej wspomnieć, czy też po prostu myślał, że Regulus sam ją zauważy i zapyta.— Pobiłeś się z kimś? — Spytała, co natychmiast oderwało go od własnych myśli. Popatrzył na nią, kręcąc głową, a zaskoczenie w jego oczach musiało wyglądać dla niej bardzo szczerze, bo zdawało się, że się nieco uspokoiła. 

— Absolutnie. — Odparł szybko, dalej lekko zaskoczony takim domysłem. Zaczął myśleć nad jakimś wyjaśnieniem, żeby nie pozostawiać żadnych wątpliwości. — Po prostu uderzyłem się o szafkę. — Wyjaśnił powoli. Nie wiedział, czy jego wyjaśnienie ją przekonało, ale pokiwała głową. 

— Boli cię? — Spytała, odgarniając mu jeszcze włosy i zabierając dłoń. Pokręcił głową. 

— Nie, nie. — Odparł szczerze, bo naprawdę nic bolesnego nie czuł. 

Niedługo później nadeszła pora obiadowa, więc Regulus nawet nie wrócił do pokoju, tylko od razu usiadł z rodzicami przy stole. Stworek podał jedzenie i przy posiłku Regulus opowiedział rodzicom zmyślone historie na temat tego co działo się na imprezie u Katy. Całość brzmiała dość niepozornie, chociaż też nie za bardzo, a Regulus miał nadzieję, że było to dobre. Jego ojciec przez większość czasu po prostu jadł, nie odzywając się wiele i potakując co jakiś czas. Pewnie myślał, że miał pewną przewagę, wiedząc więcej. Tak naprawdę nic nie wiedział, tym bardziej matka. 

Po jedzeniu, kiedy upewnił się już, że rodzicom nie zależy na tym, żeby został, odszedł od stołu, kiwając delikatnie głową w ich stronę. Zasunął za sobą krzesło i wrócił do swojego pokoju. Zerknął ukradkiem na Miętkę, zamykając za sobą drzwi, po czym podszedł do biurka i otworzył jedną z szuflad, z której wyjął drewniany grzebień. Chociaż nikt oprócz członków rodziny go nie oglądał, nie mógł zdzierżyć stanu swoich włosów, a sam ze sobą też chciał czuć się dobrze. Stanął przed lustrem i wyczesał je, dopóki nie doprowadził do porządku, a następnie odłożył grzebień na miejsce i położył się na łóżku obok kotki, uśmiechając się delikatnie i wyciągając dłoń, zaczynając głaskać mięciutkie futerko. Zwierzę zbliżyło się do niego i wygięło grzbiet, miaucząc cicho. Regulus wziął je i położył sobie na klatce piersiowej, po czym wrócił do głaskania. Dopiero zdał sobie sprawę z tego, że brakowało mu jej. 

Bawił się z nią tak jakiś czas, dopóki nie straciła nagle zainteresowania i nie zeszła z niego, układając się w innej części łóżka. Spojrzał za okno i patrzył tak przez chwilę, podświadomie wypatrując sowy, którą liczył dostać od Jamesa. Ale kiedy po kilku minutach bezsensownego gapienia się żaden list nie przyszedł, sam postanowił do niego napisać. Podniósł się i usiadł przy biurku, wyciągając wszystko co potrzebne, po czym zaczął kreślić litery.

Jamie,
mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci, że cię tak nazywam. Jakoś bardzo spodobało mi się to ostatnio i uważam, że pasuje do Ciebie.
Nie planowałem w tak krótkim czasie odkąd się rozstaliśmy  męczyć Cię listami od siebie, ale nie mogłem się powstrzymać, chciałem dać ci znać co u mnie, dowiedzieć się co u Ciebie, przeczytać jakiekolwiek słowa skierowane do mnie, które zostały napisane piórem trzymanym Twoją dłonią. 
Dopiero zauważyłem jak dziwnie wygląda słowo rozstaliśmy się w powyższym zdaniu. Tak jakbyśmy zerwali. Ale nie mogę znaleźć lepszego słowa, które by je zastąpiło, a ty i tak wiesz co mam na myśli.
Jak się czujesz? Ja muszę ci przyznać, że całkiem dobrze. Mój ojciec wyczuł ode mnie alkohol i papierosy, ale nie był zły. Na szczęście doprowadziłem się do porządku przed przyjściem matki, ona mogłaby wywołać burzę.  
A propos matek, musisz koniecznie powiedzieć swojej, żeby wysłała mi kopię naszych zdjęć! Tak bardzo chcę je mieć, chociaż nie będę mógł, tak jak ty, trzymać ich na widoku. No, chyba że w dormitorium.
Tak właściwie to nie wiem, o czym mógłbym jeszcze napisać, nie znałem tematu tego listu nawet w chwili, w której brałem do ręki pióro. 
Ale czuję potrzebę napisania ci, że kocham, bo nie mogę ci tego powiedzieć w twarz.
Kocham,
Twój R.A.B. 

Kiery się podpisał, położył ociekające atramentem pióro na kałamarzu, a jedna czarna kropla zwisała z jego końcówki, jakby wahała się pomiędzy spadnięciem a zostaniem na niej. Znów chwycił pióro i stuknął nim o krawędź pojemnika, pozwalając resztce atramentu spłynąć do jej środka, po czym odłożył je i znów przeczytał list, sprawdzając, czy wszystko było w porządku, a kiedy uznał, że tak, złożył go odpowiednio i zaczął szukać koperty. Przeszukał porządnie wszystkie swoje szuflady, ale nic nie znalazł, chociaż był pewny, że coś jeszcze miał. W końcu poddał się, wstał i razem z listem, żeby móc go od razu zapakować, poszedł na dół. Zajrzał do salonu, gdzie na szczęście jego rodzice jeszcze byli. Nie zauważyli go, dalej zajęci swoimi sprawami, a chłopak odchrząknął cicho, żeby zwrócić na siebie uwagę.

— Mamy może jakieś koperty? — Spytał, opierając się delikatnie o framugę i unosząc złożony list, którym pomachał w ich stronę, kiedy tylko zwrócili na niego uwagę. 

— W moim gabinecie. — Rzucił ojciec. — Ostatnia szuflada. — Dodał. Regulus pokiwał głową, po czym zniknął za drzwiami i poszedł prosto tam. Otworzył drzwi, zostawiając je za sobą niezamknięte, po czym wszedł za biurko i zaczął przeszukiwać ostatnią szufladę. Chwilę mu zajęło, zanim znalazł upchane na samo dno koperty. Wyciągnął jedną i wsunął w nią list, po czym zalakował ją. W pomieszczeniu rozlegało się ciche stukanie i zamknąwszy szufladę, zwrócił wzrok w stronę sowy, która dziobała coś na dnie miski. Odczekał chwilę, aż skończy, a kiedy uniosła głowę i zaczęła na niego patrzeć, wyciągnął ją z klatki i przyczepił jej list do nóżki, po czym wysłał ją do Jamesa. 

Na odpowiedź od Jamesa z niecierpliwością czekał cały dzień, choć starał się nie myśleć o tym tak bardzo. Czytał książkę, napisał ostatnie wypracowanie, które zostało mu w ramach pracy domowej na przerwę świąteczną, bo resztę zdążył napisać wcześniej u Jamesa, bawił się z Miętką, poszedł nawet na długi spacer, kiedy nieco się ściemniło, a jedynie światło dawały lampy uliczne. Ale podczas wszystkich tych czynności, które wykonywał w ciągu dnia, nawet nie do końca świadomie wypatrywał sowy, której wypatrzeć nie mógł. 
W końcu, około godziny dwudziestej drugiej, kiedy był już spakowany na następny dzień do szkoły, a list dalej nie nadszedł, nieco zawiedziony szykował się już do snu. Siedział jeszcze na łóżku, pod kołdrą, czytając książkę, bo lubił poczytać sobie kilka stron przed snem. Miał już zamiar powoli kończyć, kiedy usłyszał upragnione, ciche stukanie w szybę, a kiedy szybko odwrócił głowę w stronę okna, zobaczył sowę Jamesa. Założył zakładkę i zamknął książkę, odkładając ją na szafkę nocną i wstając, po czym szybko znalazł się przy oknie i je otworzył. Odebrał list, po czym wrócił do łóżka i usadził się wygodnie pod kołdrą, rozrywając kopertę i rozkładając list, a niecierpliwość znacznie utrudniała mu te czynności.

Reggy, 
nie, nie przeszkadza mi to jak mnie nazywasz. To urocze, a jak to wypowiadasz jeszcze bardziej, bo fajniej jest to słyszeć z twoich ust niż tylko czytać na papierze, choć napisanie Twoim pismem. 
I nie, nie męczysz mnie listami od siebie, bardzo się cieszę, że je piszesz. I przepraszam, że tyle czasu musiałeś czekać na odpowiedź, bo Ty mi swoją dałbyś pewnie znacznie szybciej. Źle się dziś czułem, a chociaż list odebrałem, to nie czułem się na siłach, żeby odpisać na niego zbyt szybko i przespałem pół dnia, a przebudziłem się dopiero parę minut pod dwudziestej, kiedy rodzice zawołali mnie na kolację, z której prawie nic nie tknąłem. Ale nie musisz się martwić, dostałem jakiś eliksir od ojca i czuję się już znacznie lepiej. Na pewno spotkamy się jutro rano na stacji.
Kocham,
Twój Jamie. ❤

Regulus zarumienił się, czytając te słowa i szeroko uśmiechnął, kładąc się na boku i trzymając list przed sobą, czytając go raz po raz. Szczerzył się już jak głupi, ale nie zważał na to, a później wsunął list z powrotem do koperty i włożył go do szuflady szafki nocnej, żeby nie musieć wstawać. Przewrócił się na drugi bok, dalej mając zadowolenie na twarzy i myśląc o Jamesie i z tym zadowoleniem z  tymi myślami zasnął.

Z rana, kiedy szedł ze swoim bagażem po stacji King's Cross, kręciło się tam mnóstwo mugoli, którzy chodzili w różne strony i spieszyli się, żeby zdążyć na swoje pociągi, oraz czarodziejów, którzy zmierzali w stronę barierki pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym. 
Regulus poprawił sobie szalik, rozglądając się. Czuł, że nos i policzki miał zaczerwienione z zimna, a dłoń, którą trzymał swój bagaż ledwie czuł. Przed wyjściem po części się uparł, aby przejść się na stację na piechotę, choć trochę mu to zajęło i musiał wcześniej wyjść. Wiedząc jednak, że długo później będzie siedział w pociągu, nie mając zbytniej możliwości spaceru, chyba że między przedziałami, chciał się trochę rozruszać i nie żałował ani trochę, że się na to zdecydował, a chociaż to nie było to samo to wychodzenie co rano na spacer z Jamesem, żeby wyprowadzić psa, przypominało mu to nieco te właśnie poranki. 
Żałował, że nie mógł wziąć ze sobą Miętki, a choć usilnie kombinował, żeby jednak móc, wiedział, że Rowle miał alergię na kocią sierść, a przebywanie Miętki w ich dormitorium wcale by mu nie pomogło.
Rozejrzał się dyskretnie, po czym oparł się o barierkę między dziewiątym, a dziesiątym peronem, a już po chwili zniknął z oczu wszystkich wokół i znalazł się na peronie 9 i ¾. Rozejrzał się, patrząc na uczniów, których było mnóstwo, choć oczywiście nie tak dużo jak na przykład we wrześniu na początku roku szkolnego. Wszystkie i tak nieliczne ławki były pozajmowane, Regulus uszedł więc na bok, opierając się o ceglany filar i rozglądając po wszystkich, wypatrując jakiejś znajomej twarzy. Z zawodem jednak musiał stwierdzić, że nie dostrzegł ani Jamesa, ani Remusa, ani Syriusza, więc widocznie jeszcze nie dotarli. Spuścił wzrok na zegarek. Mieli sporo czasu, a najbardziej przytłaczało go to, że nie wiedział ile jeszcze samotnie będzie musiał na nich czekać. 

Nagle zobaczył siostrę Evana, która otulona w grubą kurtkę, czapkę i szalik, z powiewającymi za nią dwoma warkoczami zakończonymi żółtymi wstążkami wyglądała przeuroczo. Przebiegła obok niego, a kiedy Regulus podążył za nią wzrokiem zobaczył, że dołączyła do grupy puchonów i puchonek z jej roku. Chłopak rozejrzał się, żeby wypatrzeć Evana. W końcu zauważył go, jak stał nieco z boku i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Starał się patrzeć na nich dyskretnie, żeby wyłapać kto to był, a kiedy ten uniósł delikatnie głowę, poznał Gavuna Traversa, który skończył Hogwart w ubiegłym roku szkolnym. Regulus ściągnął brwi. Nie do końca wiedział co tu robił, być może był kolejnym partnerem Evana, choć nie było co z góry oceniać. 
Regulus szybko odwrócił wzrok, kiedy zobaczył, że obaj się pożegnali i zaczął patrzeć się przed siebie. Na chwilę spuścił wzrok na zegarek, po czym zerknął w bok i zobaczył jak Evan szedł w jego stronę. Obrócił głowę i pomachał mu, uśmiechając się delikatnie, a chłopak odmachał mu krótko, żeby po chwili włożyć dłoń do kieszeni płaszcza. Zatrzymał się przy nim i z widoczną ulgą postawił swój bagaż na ziemię. Regulus wtedy zobaczył wory pod jego oczami, fakt, że nie miał makijażu, a choć dalej wyglądał bez niego dobrze, to jednak widoczna była ta różnica dla kogoś, kto go często widywał. Włosy miał już nieco dłuższe już zazwyczaj nosił, związane w krótkiego kucyka z tyłu, a kosmyki z przodu wypadły z fryzury, opadając na twarz. Zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego, jakby nawet nie miał siły na stwarzanie pozorów, a Regulusowi przypomniały się zaproszenia na ślub Rudolfa. W końcu jego ojciec był kuzynem matki Bellatriks, a za jego życia, z tego co Regulus wiedział, utrzymywali dobre stosunki. Kto wie, czy ze względu na to i on nie został zaproszony. 
Regulus szybko urwał te rozważania, nawet nie chcąc o tym myśleć i zaczął myśleć jak przerwać tę ciszę między nimi w jakiś trafny sposób. Całe szczęście nie musiał długo się tym kłopotać, bo chwilę później podeszli do nich Lucinda i Neil, którzy przywitali się i ożywili rozmowę. Regulus patrzył na Evana, który zdawał się wrócić do życia, normalnie rozmawiał, śmiał się. Grał. 

Nagle, kiedy Regulus się rozejrzał, zauważył Remusa, Syriusza i stali obok siebie i rozmawiali, a miny mieli poważne. Regulus nie zauważył z nimi Jamesa, ale i tak ucieszył się na ich widok, przeprosił więc, wziął swoje rzeczy i poszedł do nich z uśmiechem. 

— Hej. — Przywitał się, stawiając swoje rzeczy na bruku i patrząc na nich. — A James gdzie? — Spytał, choć pewnie i oni tego nie wiedzieli, skoro jeszcze nie przyszedł. Coś jednak w wyrazach ich twarzy go zaniepokoiło, kiedy spojrzeli po sobie w ciszy. 

— Reg... — Zaczął Syriusz, kładąc dłoń na jego ramieniu. — James miał wypadek... 

[6348 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro