Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❣ XXVII ❣

Początek grudnia przyniósł za sobą pierwszy śnieg, a im później, tym więcej go przybywało, pokrywając ziemię, dachy budynków i drzewa grubą warstwą. Uczniowie podczas przerw często wychodzili na dziedziniec, żeby porzucać się śnieżkami, a nie dotyczyło to tylko tych młodszych. Syriusz i James natomiast w całym tym śniegowym zamieszaniu upodobali sobie wrzucanie ludziom śniegu za kołnierz, co nie było ani śmieszne, ani przyjemne szczególnie dla ich ofiar, a dla Jamesa miarka przebrała się, kiedy nie poznawszy Regulusa, który stał do niego tyłem i był w czapce, wrzucił mu za kołnierz potężną kulę śniegu. Od tego czasu nie tykał się śniegu w takich celach, a razem z nim odpuścił Syriusz, który uznał, że to już nie była tak dobra zabawa. Postanowili później jednak obrać za cel Wielką Salę i zaczarowali dzbanki przy stole krukonów tak, żeby picie z nich wyparowywało, kiedy tylko ktoś chciał przelać je z dzbanka do innego naczynia, a nawet Regulus nie mógł nie zaśmiać się pod nosem widząc ich miny. 

Dzień przed wyjazdem do domów na przerwę świąteczną w dormitorium ślizgonów panował bałagan. Pootwierane kufry leżały na podłodze, rzeczy były powyrzucane z szafek i poddawane segregacji co wziąć, a co zostawić. Wszyscy chodzili w tę i we w tę, zabierając coś jeszcze, albo czegoś szukając. Zazwyczaj pakowali się wieczorami, już po kolacji, ale tego roku było inaczej, tego roku każdy myślał tylko o wyjeździe. Jedynie Rabastan i Thorfinn niczym się nie przejmowali, jako jedyni z ich dormitorium zostawali na święta w Hogwarcie. 

— Tak właściwie to czemu nie jedziesz do domu? — Spytał Evan, wrzucając niedbale do kufra kilka podręczników, niektórzy nauczyciele nie mieli litości, zadając im prace na święta. 

— Po pierwsze, nie mam ochoty odwalać tej całej szopki z pakowaniem. — Oznajmił, odrywając na chwilę wzrok od listu trzymanego w dłoni. — A po drugie nie mam ochoty oglądać durnej mordy mojego brata. Ma już swój dom, ale nie, i tak musi przyjechać do nas. 

Regulus, który klęczał przy łóżku między swoim kufrem a szafką, wybierając ubrania, które miał ze sobą wziąć, popatrzył na nich. Przez twarz Evana coś przemknęło, ale zaraz parsknął pod nosem. 

— Nie zdziwiłbym się, gdyby było odwrotnie. Ciekawe kto czyjej mordy nie chce oglądać. — Wymamrotał, ale Rabastan puścił to mimo uszu, wczytując się w swój list. Evan podszedł do okna i popatrzył przez nie na jezioro. U góry postała na nim gruba tafla lodu, która jednak nie dotarła na dno, gdzie nadal toczyło się podwodne życie. — Ha! I dobrze im tak. Mam nadzieję, że Wielka Kałamarnica zamarznie. To cholerstwo ostatnio zaglądało nam w szybę, wyobraźcie sobie jak się przestraszyłem, kiedy obudziłem się w nocy. 

— Dlatego trzeba zasuwać zasłony na noc. — Odezwał się Rabastan. 

— Bla bla bla, pierdol pierdol tam sobie. Teraz to ty będziesz się z tym męczył, nie ja. — Podszedł do swojej szafki nocnej i szybko otworzył szufladę, a po chwili wyciągnął z niej eyeliner. Przeskoczył przez stertę swoich rzeczy, następnie przez kufer i usiadł na krześle obok parapetu. Przysunął lusterko i zaczął malować sobie kreski. Regulus patrzył na niego przez chwilę, aż w końcu zajął się wybieraniem książek, które chciał ze sobą zabrać. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Normalnie Regulus obstawiałby Jamesa, albo Katy, ale wiedział, że żadne z nich nie trudziłoby się pukaniem. 

— Proszę! — Rzucił Augustus, który siedział najbliżej drzwi, zanim Regulus zdążył wydusić z siebie choćby słowo. 

Regulus obrócił głowę w tej samej chwili, w której drzwi cicho zaskrzypiały i uchyliły się, a przez próg przeszła kobieta około trzydziestki. Ciemne, długie loki opadały jej na ramiona, wyraz twarzy miała łagodny, nieco zmęczony. Na jasnofioletowej sukni nosiła biały, rozpinany sweter. Nawet obiektywnie patrząc była piękna i chyba mało kto powiedziałby inaczej. Chociaż Regulus jej nie znał, to nie musiał się domyślać kim była. Rozejrzała się niepewnie i zrobiła kilka kroków w przód, stukając głośno butami o podłogę. 

— Dzień dobry, chłopcy. — Odezwała się w końcu, a mówiła z silnym francuskim akcentem. Po chwili wszyscy jej odpowiedzieli, słownie, lub skinieniem głowy. Wszyscy oprócz Evana, który do tej pory siedział nie zwracając uwagi na przybyszkę i w spokoju malując sobie kreski. Kiedy ją usłyszał, podskoczył w miejscu, a eyeliner wypadł mu z dłoni, po czym odbił się od parapetu i spadł na podłogę. Evan obrócił się na krześle i spojrzał na kobietę, która patrzyła na niego, w obu dłoniach ściskając niewielką, czarną torebkę. 

— Mamo? — Spytał z wyraźnym zaskoczeniem, a jego brwi uniosły się nieco. Wstał i poszedł w jej stronę, prawie potykając się o własne rzeczy, które zostawił przy łóżku. — Co tu robisz? — Podszedł do niej bliżej, a ona poprawiła mu zaczesane luźno do tyłu włosy. Powiedziała coś do niego cicho, a Regulus nie zdążył tego usłyszeć. Po chwili obróciła się w stronę drzwi i wyszła, a zraz za nią zrobił to Evan, rzucając pozostałym ukradkowe spojrzenie. Augustus wstał i zamknął za nimi drzwi, mamrocząc coś pod nosem. W dormitorium zapadła cisza, nikt o nic nie pytał, więc i Regulus się nie odezwał. Wziął swoją różdżkę i skierował w stronę rzeczy ułożonych obok kufra. 

— Pakuj. — Rzucił, a wszystko wylądowało elegancko ułożone w kufrze. Nie był pewny, czy wszystko miał, obiecał sobie, że zrobi jeszcze przegląd wieczorem i ewentualnie zabierze jeszcze to, czego nie wziął. Opadł na łóżko i położył się, czując jak plecy i kark bolały go od długiego pochylania się. 

Leżał tak, wpatrując się w sufit i chyba pierwszy raz od dawna nie przeszkadzało mu to, że nie robił zupełnie nic, oprócz oczywiście wykonywania podstawowych funkcji życiowych. Nie miał pojęcia ile czasu minęło, szacował, że jakieś pół godziny, kiedy wrócił Evan. Augustus poszedł do sowiarni wysłać listy, a Regulus już prawie przysypiał, kiedy ktoś głośno otworzył drzwi i Evan wpadł do dormitorium, przechodząc przez nie szybkim krokiem. Regulus aż otworzył oczy i ułożył się tak, że głowę miał wyżej. 

— Coś nie tak? — Spytał Rabastan, patrząc na Evana. Chłopak pokręcił głową i rzucił szybkie pakuj, a jego rzeczy, które rozrzucił uprzednio wokół kufra, wylądowały w środku. 

— Po prostu wracam wcześniej. Matka zabiera mnie dziś do domu. — Wyjaśnił, kopiąc nogą wieko kufra i zatrzaskując go głośno. — Jutro nie mogłaby nas odebrać ze stacji, a nie chce, żebyśmy szli sami do domu przez miasto pełne mugoli. Wiecie, bywa trochę nadopiekuńcza. — Regulus nie do końca uwierzył w to wyjaśnienie, ale nie zakwestionował tego. Poderwał się do siadu nagle ożywiony, sen, który zamykał mu powieki jeszcze chwilę wcześniej nagle zniknął. 

— Nie była zła za makijaż? — Zapytał Regulus, przeciągając się. Evan wzruszył ramionami. 

— Nie wiem. Zachowała się tak, jakby nie zwróciła na to uwagi. Nie lubi i nie chce się na mnie złościć, więc pewnie po prostu nic z tym nie zrobi. — Wzruszył ramionami i znów zajął krzesło przy parapecie. — Teraz poszła do Ruth, więc dokończę ten makijaż. 

Regulus patrzył na niego, jak manewrował jeszcze końcówką eyelinera przy oku, w największym skupieniu wpatrując się w lusterko. 

— Jednak starczy, nie chce mi się więcej. — Ziewnął przeciągle i zamknął eyeliner, żeby po chwili schować go do kieszeni, wyraźnie nie chciało mu się znowu otwierać kufra. 

— Jeśli wszystkiego nie spakowałeś to nie licz na to, że ci przyślę. — Ostrzegł Rabastan. W ubiegłym roku, kiedy on i Regulus zostali na święta w szkole, Evan przynajmniej raz dziennie pisał do nich, żeby przysłali mu coś o czym zapomniał. Chłopak uśmiechnął się ironicznie. 

— Och, skarbie, oczywiście, że mi wyślesz jak cię o to poproszę. —Odparł pewnie, a Rabastan poczerwieniał nieco. Evan tylko wzruszył ramionami. — A teraz, moi drodzy, idę się pożegnać z Katy. 

W tamtym momencie Regulus zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie widział Katy od śniadania. Zazwyczaj odwiedzała ich przynajmniej raz. Pewnie ją też pochłonęło pakowanie się, chociaż znając ją, mogła mieć jeszcze kilka różnych zajęć. 

— A jeśli siedzi w dormitorium? Nie wejdziesz tam do niej. — Powiedział Regulus, który przekonał się o tym już na pierwszym roku, kiedy pobiegł za Katy do jej dormitorium, chcąc oddać jej książkę, którą mu pożyczyła. Kiedy chłopak chciał wejść do żeńskich dormitoriów, podłoga zaczynała się poruszać i cofać w stronę wyjścia tak szybko, że pójście pod prąd było niemożliwe. Później Regulus doczytał w Dziejach Hogwartu, że wynikało to ze staroświeckiej reguły i przekonania założycieli, że chłopcy są mniej godni zaufania. Podobno nauczyciele bezskutecznie próbowali cofnąć czar, chociaż Regulus sądził, że tak naprawdę wcale nie chcieli tego zrobić. Wszystkich już to denerwowało, ale nie mogli nic na to poradzić.
Evan prychnął.

— To przejaw jawnej dyskryminacji. — Odrzucił delikatnie głowę do tyłu, zrzucając z czoła pojedyncze kosmyki włosów. — Ale jestem przekonany, że jeśli nie Katy to jakaś inna osoba zamieszkująca dormitorium żeńskie na pewno będzie w pokoju wspólnym i zgodzi się ją zawołać. W ogóle to jak myślicie, gdybym wypił eliksir wielosokowy i zmieniłbym się w którąś z dziewczyn to oszukałbym zaklęcie? 

Na to pytanie chyba nikt nie znał odpowiedzi. Regulus bezradnie wzruszył ramionami, a Rabastan wydukał krótkie nie mam pojęcia. 

— Ach, czyli trzeba sprawdzić, żeby się dowiedzieć. — Oznajmił Evan, otwierając już drzwi. — Może kiedyś, jak będzie mi się nudzić. No nic, na razie. — Rzucił i zniknął za drzwiami, zamykając je za sobą. 

Regulus  podszedł do parapetu i nalał sobie wody, dopóki nie zaczął pić nie odczuł jak bardzo był wcześniej spragniony. Spojrzał na zegarek i szybko uznał, że wybierze się do Jamesa z nadzieją, że zastanie go w dormitorium. Zerknął na Rabastana, który odpisywał na list i ruszył do wyjścia. 

— Gdzie idziesz? — Usłyszał za sobą, kiedy już uchylił drzwi. Obrócił się przez ramię i spojrzał na Rabastana, który uniósł wzrok i patrzył na niego, wyglądał, jakby nie miał ochoty siedzieć sam. 

— Do Jamesa. — Odparł Regulus i przez chwilę zawahał się, czy jednak z nim nie zostać, ale w końcu odsunął tę myśl. Rzucił Rabastanowi jeszcze przelotne spojrzenie i wyszedł z dormitorium. Nawet gdyby z nim został nie mieliby co robić.

Przy drzwiach prowadzących do dormitoriów dziewczyn zobaczył Evana i Katy, którzy rozmawiali o czymś i tulili się delikatnie. Katy złapała spojrzenie Regulusa, kiedy patrzył na nich, przechodząc niedaleko i uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił lekko ten uśmiech i poszedł dalej, chcąc zostawić tę chwilę dla nich.

Wyszedł z pokoju wspólnego przeszedł przez całą długość korytarza, kiedy tylko chciał skręcić przy sali od eliksirów, żeby przejść w stronę schodów, wyszedł z niej Slughorn z uradowaną miną. 

— Regulusie, jak dobrze cię widzieć. — Powiedział pogodnie, powoli zmierzając w jego stronę, a Regulus nieco zwolnił, nie skręcając jeszcze w stronę schodów. — Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu klubu ślimaka. — Regulus zatrzymał się. Zupełnie o tym zapomniał i był pewny, że nie przyszedłby, gdyby Slughorn mu o tym nie przypomniał. Uśmiechnął się spokojnie. 

— Oczywiście, panie profesorze. — Odparł po chwili, nie dając po sobie poznać, że wypadło mu to z głowy. 

Po chwili Slughorn odszedł w inną stronę, tłumacząc, że miał coś jeszcze do załatwienia, ale Regulus już nie słuchał jego bełkotu. Skręcił i wszedł po schodach, co chwilę mijając jakichś uczniów. W szkole już powoli tworzyła się świąteczna atmosfera, prefekci tym razem bardziej zaangażowali się w ozdoby i oprócz przystrojenia tylko Wielkiej Sali, przywiesili też złote dzwoneczki nad oknami, które podzwaniały cicho przy najlżejszym podmuchu wiatru, zazwyczaj wisiały przy nich też gałązki sosny, a co jakiś czas rozwieszona też była jemioła. Regulus zobaczył Hagrida, przeciskającego się między uczniami, włosy i brodę miał pokryte śniegiem, gruby płaszcz lekko mokry. W każdej ręce dźwigał jodłę, a te co chwilę zostawiały za sobą igły. Regulus wiedział, że zmierzał do Wielkiej Sali i że pewnie już przy kolacji tego dnia wszystko będzie przystrojone. 

Zostało mu już do pokonania tylko jedno piętro, przeszedł korytarzem prosto, żeby wejść na odpowiednie schody. Mało kto tam był, zazwyczaj odbywały się tam jedynie lekcje, minął grupkę gryfonów i rozejrzał się. Nagle coś uderzyło go z brzdękiem w głowę i przesłoniło mu widoczność, a lodowata woda, która sprawiała wrażenie jakby ktoś wykuł fragment lodowca i pozwolił mu stopnieć na tyle, żeby stał się cieczą, spłynęła po nim. Poczuł ogromny ból głowy w miejscu, w którym coś w nią przywaliło. Usłyszał pełen rozbawienia i złośliwości śmiech. Z wściekłością zdjął sobie z głowy wiaderko i rzucił nim o ścianę, po czym rozejrzał się. Cały trząsł się z zimna. Nikogo nie zauważył, ale ten ktoś nadal śmiał się gdzieś nad jego głową, aż w końcu w powietrzu ukazał się leżący poziomo mały człowieczek, którego czarne oczy patrzyły na niego złośliwie, a z szerokich ust dalej wydobywał się śmiech. Dzwoneczki przymocowane do jego pomarańczowego kapelusza zabrzmiały cicho. 

— Regulus Black, Regulus Black, niby mądry tak, a rozumu zupełnie brak. — Zaśpiewał wesoło, a jego żałosna rymowanka jeszcze bardziej rozzłościła Regulusa, który dalej cały ociekał wodą. 

— Zamknij się, Irytku. — Warknął i chwycił wiadro, które poleciało w powietrzu prosto w jego stronę, ale duch zwinnie umknął, zaśmiewając się do łez i dalej śpiewając swoją pioseneczkę. Regulus uznał, że najlepiej będzie to zignorować, poszedł więc dalej, ale Irytek był nieustępliwy. Poszybował za nim i spróbował zrzucić mu wiadro na głowę, ale szczęśliwie Regulus w porę umknął i wszedł na schody. 

— Idziesz do Pottera? No tak, widać, ze idziesz, przecież jesteś cały mokry. — Zadrwił, a Regulus poczerwieniał ze złości. — Głupotter się pewnie ucieszy, co? — Regulus czuł, że gdyby tylko Irytek był w zasięgu jego dłoni to strzeliłby go tak mocno, że odleciałby na drugi koniec korytarza.

— Zamknij się, albo pójdę po Krwawego Barona. — Zagroził. Irytkowi na chwilę zrzedła mina, ale kiedy się rozejrzał, a ducha nie zobaczył od razu humor mu wrócił. — O, patrz, tam idzie. — Powiedział Regulus i wskazał miejsce za Irytkiem. Oczywiście blefował, ale chyba było coś w tym, kiedy niektórzy mówili o przyciąganiu osób, rzeczy, czy wydarzeń siłą podświadomości, bo kiedy Irytek obrócił się bez strachu, zza rogu wyłonił się wychudły, poplamiony krwią duch, a podleciał szybciej, kiedy dostrzegł Irytka, który pisnął cicho. 

Poltergeist zaczął się jąkać i tłumaczyć, a Regulus potwierdziwszy Krwawemu Baronowi, że to on stał za oblaniem go wodą, trzęsąc się dalej z zimna umknął szybko i prędko pokonał do końca schody, a do pokoju wspólnego wszedł za dwiema Gryfonkami, które akurat podały hasło. Nie uniknął spojrzeń uczniów Gryffindoru, którzy w większości zebrali się w pokoju wspólnym, a teraz patrzyli na niego, niektórzy chichotali cicho. Mimo to Regulus, chociaż zawstydzony, szedł powoli, rozglądając się, czy Jamesa przypadkiem tam gdzieś nie było, ale kiedy go nie dostrzegł, ruszył od razu w stronę dormitoriów chłopców. Na schodach był już ostrożniejszy, szedł wolniej, starając się nie poślizgnąć, aż w końcu stanął przed drzwiami i zapukał w nie dwukrotnie. Za nimi słyszał jakieś rozmowy, ale nie zdołał usłyszeć konkretnych słów. Po chwili kroki, tym głośniejsze im bardziej się zbliżały, a później drzwi się otworzyły i stanął przed nim Syriusz. 

— Następnym razem nie pukaj, tylko od razu wchodź. — Oznajmił, a dopiero później na niego spojrzał i parsknął śmiechem. — Co ci? — Spytał, ale widząc poważną minę Regulusa i to jak trząsł się z zimna najwyraźniej oprzytomniał i wpuścił go do środka bez głupich uszczypliwości.

Regulus wszedł za nim, odrobinę skulony i rozejrzał się. James leżał na swoim łóżku, trzymał w dłoni pergamin oparty o brązową podkładkę i pisał coś na niej. Kiedy Regulus wszedł do środka, uniósł wzrok i odłożył pergamin razem z podkładką na bok, a pióro położył na krawędzi kałamarzu, atrament ściekał z jego końcówki prosto na szafkę nocną, na której obok zegarka stało jeszcze oprawione w ramkę zdjęcie. Ich zdjęcie, które zrobił kiedyś Evan.

— Co się stało? — Spytał, podrywając się do siadu, a to zwróciło uwagę Remusa i Petera, którzy wcześniej grali w szachy czarodziejów, a teraz unieśli głowy. 

— Irytek. — Mruknął Regulus z niezadowoleniem. 

— Wstrętne stworzenie. — Powiedział Peter, krzywiąc się nieco. — Ostatnio rzucił we mnie kulką pergaminu nasączoną atramentem.

Remus wychylił się i sięgnął po swoją różdżkę, która leżała na krawędzi sekretarzyka przy oknie. Nie zdołał jej chwycić, wysunęła się i spadła. Szybko ją podniósł, obrócił się w stronę Regulusa i machnął ją, a po chwili jego ubrania, włosy i całe ciało były suche. 

— Dziękuję. — Wymamrotał nieco zawstydzony Regulus, który sam w tej całej złości nawet o tym nie pomyślał. 

A chociaż był już suchy, co sprawiało mu o wiele większy komfort, dalej było mu okropnie zimno, w dalszym ciągu czuł na ciele chłód, jaki pozostawiła po sobie lodowata woda i miał tylko nadzieję, że nie wyziębi się przed samym wyjazdem do domu. Usiadł na łóżku Jamesa, który przysunął się do niego i okrył go kocem, po czym przytulił delikatnie. Regulus chwycił końce miękkiego, czerwonego koca w dłonie i naciągnął je bardziej na siebie, otulając się nim, od razu zrobiło mu się lepiej, nawet poczuł ulgę. 

— Co się dokładnie stało? — Spytał Remus łagodnie, kładąc swoją różdżkę tuż obok siebie. Regulus wtulił się w Jamesa, ale tym razem nie, jak można by przypuszczać, po to, żeby być bliżej niego, ale po to, żeby było mu cieplej. 

— Zrzucił na mnie wiadro z wodą. — Powiedział Regulus, postanawiając nie cytować tego co mówił Irytek. Syriusz zmarszczył delikatnie brwi, między którymi pojawiła się pojedyncza zmarszczka. 

— Zrzucił? — Spytał, siadając za Remusem na jego łóżku. Regulus pokiwał głową. 

— Dosłownie. W jednej chwili miałem wiadro na głowie i byłem cały oblany zimną wodą. — Poczuł jak James zaczął głaskać go po włosach. 

— Boli cię? — Zapytał, całując go we włosy. 

— Trochę. — Przyznał Regulus, który nadal czuł ciężar wiadra na głowie i ból jaki to ze sobą przyniosło. — Co robiłeś? — Zerknął na pergamin za nimi. 

— Odpisywałem rodzicom na list. — Odparł i zaczął bawić się jego włosami. 

— Jutro w końcu do domu. — Powiedział Regulus z zadowoleniem, delikatnie odchylając głowę. — Wy to się pewnie będziecie pakować dopiero po kolacji, co? — Spytał, spoglądając na nich. James i Syriusz spojrzeli po sobie. 

— Tak właściwie — zaczął ostrożnie James — to tylko ja wracam do domu na święta. — Regulus zerknął na niego, po czym spojrzał na pozostałą trójkę, Remus spuścił wzrok na szachownicę, ale Syriusz wpatrywał się w brata. 

— Nie wracasz do domu na święta? — Spytał, starając się ukryć zawód. Nie zastanawiał się nad tym jakoś szczególnie, ale był przekonany, że skoro już się z Syriuszem pogodzili to spędzą razem święta w domu rodzinnym. Odkąd Syriusz pierwszy raz wyjechał do Hogwartu ani razu nie wrócił do domu na święta, a Regulus, o ile tylko był w domu, zawsze upierał się, żeby podczas wigilijnej kolacji przygotowywać dla niego miejsce, zupełnie tak, jakby mógł się tam zjawić. A w tym roku naiwnie liczył, że to miejsce nie będzie już puste. 
Syriusz pokręcił głową. 

— Zostaję tu z Remusem i Peterem. — To powiedziawszy usiadł po turecku i podparł sobie policzek na dłoni. Regulus już nic nie powiedział, żeby nie odsłonić swojego zawodu, pokiwał tylko głową. — Ale jakby się coś działo to możesz do mnie pisać. — Dodał szybko Syriusz, prostując się. 

 — Oczywiście. Będę pisać nawet gdyby nic się nie działo. — Obiecał. — Tak, do ciebie też, James. — Dodał, czując na sobie jego spojrzenie i kątem oka zobaczył, że chłopak uśmiechnął się lekko. 

— Właśnie, dobrze, że jesteś. — Oznajmił nagle James i ożywił się nieco. Podniósł się, wypuszczając Regulusa ze swoich objęć. Chłopak przyglądał mu się bez słowa. — Mamy ci coś do pokazania. — Uśmiechnął się do niego i zmierzwił sobie włosy, po czym spojrzał na Syriusza. — Gdzie to mamy? — Spytał go. 

— To, czyli co? — Odpowiedział pytaniem, chociaż ton jego głosu wskazywał na to, że doskonale wiedział o co chodziło. Regulus obserwował tę scenę w ciszy, coraz bardziej chcąc dowiedzieć się co mieli na myśli, a James zniecierpliwił się widocznie. 

— Dobrze wiesz co. — Powiedział, patrząc na niego, Regulus miał wrażenie, że zaraz podskoczy z niecierpliwości. Syriusz wywrócił oczami i westchnął ciężko, po czym wstał i podszedł do sekretarzyka. Otworzył jedną szufladę i zaczął w niej grzebać. 

— W drugiej. — Oznajmił Remus, spoglądając na niego. Rozległ się dźwięk zamykanej szuflady i Syriusz bez słowa otworzył drugą, zaczynając teraz w niej grzebać. James wziął kubek ze swojej szafki nocnej i upił z niego łyk herbaty. Po chwili kolejna szuflada została zamknięta i Syriusz wyjął z niego złożony na pół  pergamin. Spojrzał na Jamesa pytająco, ale Regulus nie mógł odgadnąć jakie pytanie kryło się za tym spojrzeniem. Chłopak tylko pokiwał głową, zrobił kilka kroków w jego stronę i odebrał pergamin. Podszedł do Regulusa i dał mu go. Chłopak przyjrzał mu się uważnie i zmarszczył brwi. 

— Dzięki, ale mam jeszcze pergaminy. — Oznajmił, w dalszym ciągu przyglądając się przedmiotowi trzymanemu w rękach jakby jednak mógł okazać się czymś innym. Syriusz parsknął cicho. 

— To nie jest zwykły pergamin. — Oznajmił z nutą dumy w głosie. Regulus uniósł wzrok i spojrzał na Jamesa, jakby tylko on był tutaj godny zaufania, a kiedy ten skinął głową, Regulus znowu zaczął oglądać pergamin i namyślać się. 

— Zaraz. — Powiedział, gwałtownie unosząc głowę do góry i patrząc na Jamesa i Syriusza, którzy teraz stali tuż obok siebie, obserwując go. — Czy to jest taki pergamin z ukrytą wiadomością? Wiecie, jak się powie odpowiednie słowa, czy coś. — Poczuł nagłą ekscytację, chociaż nie miał pojęcia czego się spodziewać. 

— No, powiedzmy, to coś w tym stylu. — Oznajmił Remus, siadając tak, żeby wygodnie móc wszystko obserwować.

Regulus czuł, jakby był przez nich poddawany jakimś testom. Zszedł z łóżka, zrzucając z ramion koc, który swobodnie opadł na materac i uklęknął na chłodnej podłodze, czując na sobie spojrzenie wszystkich innych, jakby na coś czekali. Położył pergamin przed sobą, rozłożył go i wygładził, bo początkowo ten samoistnie próbował się złożyć. Przyglądał się mu jeszcze przez chwilę w ciszy, aż w końcu wyciągnął różdżkę. 

— Odkryj przede mną swój sekret. — Powiedział pierwsze co przyszło mu do głowy i mogło mieć szansę zadziałać, jednocześnie stukając różdżką w pergamin. Wpatrywał się w niego licząc, że coś się ukaże, ale nic się nie stało, pergamin pozostawał pusty. — Pokaż się. — Poprosił, kolejny raz stukając różdżką. Nic. — Pokaż co ukrywasz. — Kolejna formułka, kolejne stuknięcie różdżką. Nadal nic. Regulus zaczął gorączkowo myśleć co jeszcze mogłoby skłonić papier do ukazania tego co przed nim ukrywał. W międzyczasie Syriusz opadł na swoje łóżko, śmiejąc się pod nosem, a James ustał tuż przed Regulusem, obserwując go z góry. W końcu Regulus uniósł głowę, czując ukłucie wstydu. Pergamin był pewnie tylko zwykłym pergaminem, a oni go oszukali, bawiąc się jego kosztem. Poczuł jak policzki mu płoną. — Bardzo zabawny żart, to tylko zwykły pergamin. — Powiedział, trzymając swoją złość na wodzy. James przyklęknął przed nim i spojrzał na pergamin, po czym pokręcił głową.

— Nie, naprawdę. Spróbuj jeszcze. — Poprosił łagodnie. Regulus zerknął na Remusa, czuł, że on by z niego nie zażartował tak okrutnie, więc kiedy zobaczył jak spokojnie im się przyglądał, zignorował śmiechy Syriusza, które brzmiały trochę jak szczekanie psa, i postanowił jeszcze spróbować, mając nadzieję, że nie zrobi z siebie przez to idioty, który dał się tylko wkręcić.
Próbował różnych formułek, tego co mu tylko przyszło do głowy, aż w końcu silnie zirytował się tym, że nie przynosiło to żadnego rezultatu. 

— Jestem Regulus Arkturus Black — powiedział ze złością — i żaden pergamin nie będzie ze mną tak igrał. Pokaż mi swój sekret! — Ostatnie zdanie wypowiedział stukając w gładką powierzchnię różdżką zdecydowanie mocniej niż powinien, aż przez chwilę bał się, że ją roztrzaskał. Nie zrobił tego wierząc, że to zadziała, ale nagle na pergaminie, ku jego zdumieniu, zaczęły pojawiać się litery. Syriusz przestał się śmiać i zbliżył się do nich. Po chwili przed Regulusem ukazał się tekst napisany czterema różnymi charakterami pisma i z pergaminu mógł odczytać:

Pan Rogacz chce zaznaczyć iż uważa, że Regulus Black wygląda olśniewająco i chciałby spytać go, czy umówi się z nim na kolejną randkę. Oznajmia również, że pan młody Black jest godny poznania ich sekretów. 

Pan Łapa sądzi, że jest jeszcze za wcześnie i nie jest przekonany, czy powinni wyjawiać część swojej tajemnicy przed Regulusem, jednak ulegając zdaniu swoich towarzyszy zgadza się na to. 

Pan Lunatyk uważa Regulusa Blacka za część ich paczki i jest gotów wyjawić przed nim jeden z ich sekretów. 

Pan Glizdogon uprasza o złożenie uroczystej przysięgi. 

Regulus postanowił zostawić chwilowo sprawę Rogacza, Łapy, Lunatyka i Glizdogona, chociaż nieciężko było się domyśleć kto krył się za tymi pseudonimami. Z resztą miał już okazję dowiedzieć się kim był Lunatyk. Bardziej jednak w tamtej chwili zastanawiała go ostatnia linijka. Uniósł wzrok i objął spojrzeniem całą czwórkę. 

— Mam przysięgnąć? Co? — Spytał, patrząc po kolei na każdego z osobna. 

— Masz przysiąc mi dozgonną miłość. — Powiedział James, dramatycznym tonem. Regulus spojrzał na niego wymownie. Usłyszeli, że ktoś się podniósł i po chwili był przy nich Remus. 

— Pergamin nie do końca ci się ukazał. — Wyjaśnił, patrząc na Regulusa. — Musisz złożyć przysięgę, żeby tak się stało. 

— No dobrze, ale co mam przysiąc? — Spytał Regulus, nieco już zniecierpliwiony, bardzo już chciał się dowiedzieć o co chodziło. 

— No już ci przecież powiedziałem. — Żachnął się James, ale Regulus puścił to mimo uszu. 

— Musisz przysiąc, że coś knujesz. — Podpowiedział mu Peter, opierając się plecami o ścianę. Syriusz pokiwał głową, kładąc się na brzuchu na swoim łóżku. 

— Że knujesz coś niedobrego. — Dodał, splatając ręce przed sobą i mrużąc delikatnie oczy. Regulus popatrzył na nich, aż w końcu stuknął różdżką w pergamin. 

— Przysięgam, że knuję coś niedobrego. — Powiedział, ale nic się nie wydarzyło, a słowa, które ukazały się poprzednio w dalszym ciągu widniały na pergaminie. Zmarszczył brwi, wgapiając się w niego i czytając jeszcze raz tekst, jakby liczył, że coś się zmieniło, albo że znajdzie tam odpowiedź. 

— Musisz złożyć uroczystą przysięgę. — Oznajmił James, mierzwiąc sobie włosy. Regulus obiecał sobie w duchu, że to już ostatni raz, kiedy próbuje wyjawić sekrety tego pergaminu. 

— Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. — Powiedział, od niechcenia stukając różdżką w pergamin. Nagle na jego oczach napis zatarł się, a na papierze zaczynała ukazywać się wiązanka czarnych linii, krzyżujących się w różnych miejscach. W końcu na samej górze ukazał się nagłówek wypisany ozdobnymi, zielonymi literami:

Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.

Regulus odczytał to i dopiero kiedy przyjrzał się bardziej, dostrzegł, że te wszystkie linie tworzyły mapę szkoły. Zobaczył maleńkie plamki, niektóre się poruszały, inne nie, a przy nich drobnymi literami było wypisane imię i nazwisko. Jakby dla potwierdzenia, czy to nie jakiś żart, odnalazł na mapie wieżę Gryffindoru, oraz swoje nazwisko, tuż obok nazwisk pozostałych obecnych. Nie krył tego, że był pod wrażeniem. 

— Czy to pokazuje gdzie kto jest? — Spytał głupio, jakby potrzebował potwierdzenia tego co widział. Remus pokiwał głową. 

— Dokładnie tak, o ile oczywiście nie znajduje się poza zasięgiem mapy. — Powiedział Syriusz. — Czasem tak po prostu sobie obserwujemy kto gdzie jest. I do dziś się zastanawiamy co miesiąc temu robił tu Rudolf Lestrange. 

Regulus zamarł na chwilę. Nie miał zamiaru zdradzać co robił w szkole Rudolf i miał nadzieję, że nie zobaczyli go na mapie razem z Evanem. Mimo wszystko chciał chronić jego, jak się domyślał, sekretu. Ostatecznie tylko wzruszył ramionami. 

— Nie mam pojęcia. Ale skąd wy to w ogóle macie? — Schował różdżkę i wziął mapę do rąk, opierając się plecami o łóżko.

— Zrobiliśmy. — Oznajmił James, wzruszając ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie i zupełnie zwyczajna.

— Sami? — Odpowiedziało mu skinienie głową. — Naprawdę... Nieźle. — Powiedział w końcu, nie chcąc zbyt wylewnie okazywać tego, że był pod wrażeniem. James machnął lekceważąco ręką. 

— E tam, wiesz, łatwizna. — Rzucił, a Regulus stłumił śmiech widząc jak próbował się popisać. Znowu spojrzał na pergamin. 

— Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz. — Mruknął, patrząc na pergamin i przejeżdżając palcem po zielonej czcionce. — Już wiem kim jest Lunatyk. Po tym pierwszym co mi się pokazało domyślam się, że James to Rogacz. — Na pergaminie była mowa o kolejnej randce, a Regulus w całym swoim życiu umawiał się z tylko jedną osobą. Przypomniała mu się przepowiednia Rabastana z początku roku, kiedy w kryształowej kuli przepowiedział mu, jak to sam powiedział, łosia lub jelenia. — Domyślam się też, że Syriusz jest Łapą. — Mówił dalej, a jego brat nagle spoważniał.

— Skąd wiesz? — Spytał podejrzliwie. 

— Bo czasem trudno jest odróżnić twój śmiech od szczekania psa. — Nie był pewny, czy to było odpowiednie wytłumaczenie, ale na tamten moment nie miał żadnego lepszego. Remus, James i Peter zaczęli się śmiać, ale Syriusz nachmurzył się. 

— Przepraszam Łapciu, ale taka prawda. — Powiedział Remus przez śmiech, a Regulus po chwili roześmiał się razem z nimi. Minęło kilka minut zanim umilkli, jedynie Peter śmiał się jeszcze pod nosem.

— Dobra, domyślam się, czemu Łapa i wiem już czemu Lunatyk. A reszta? No bo Gizdogonem jest Peter, tak? — Peter zaczął kiwać głową, na nowo parskając śmiechem. Regulus obrócił się, zsunął koc z łóżka Jamesa i okrył się nim na nowo. — Czemu Rogacz?

— Kiedyś może się dowiesz. — Powiedział wymijająco Syriusz, a Regulus więcej nie pytał. 

Przyglądał się jeszcze mapie przez kilka chwil. Zobaczył na niej Evana tuż obok plamki swojej siostry i matki, byli już przed Hogwartem i zmierzali w stronę bramy, gdyby Regulus podszedł do okna być może zdołałby ich dostrzec, ale nie zrobił tego, chociaż szczerze żałował, że nie zdążył pożegnać się z Evanem. Rabstan siedział samotnie w dormitorium, a Katy była w swoim razem z Lucindą i Anthoniną Campbell. Kiedy napatrzył się na mapę w końcu oddał ją Jamesowi. Chłopak wziął ją i wyciągnął różdżkę, już chciał stuknąć nią w mapę, ale jego dłoń zatrzymała się w połowie drogi, aż w końcu się cofnęła. 

— Ty ją ukryj. — Powiedział nagle i zanim Regulus zdążyłby się odezwać usiadł tuż obok niego, opierając plecy o twardą ramę łóżka i położył mu mapę na kolanach. Regulus wpatrywał się w nią, czekając na jakiekolwiek instrukcje. Chwycił kraniec mapy między palce. — Wystarczy, że powiesz koniec psot. — Podpowiedział mu James. Regulus wyciągnął różdżkę. 

— Koniec psot. — Mruknął, stukając nią w powierzchnię pergaminu. Najpierw zatarł się nagłówek u góry, później linie kreślące mapę zaczęły znikać, Regulus przyglądał się temu, jakby było to czymś interesującym, jakby już nigdy więcej miał tego nie zobaczyć. Jakby to był pierwszy i ostatni raz. I przyglądał się tak temu, dopóki ktoś nie wysunął mu już prawie pustego pergaminu z dłoni, uniósł wzrok, przed nim stał Syriusz. Regulus nawet nie zauważył kiedy podszedł, nie usłyszał jego kroków. 

— Niezły bajer, co? — Spytał, składając mapę. Regulus tylko kiwnął głową. Nie spodziewał się tego, nie przypuszczał, że byliby w stanie coś takiego zrobić, aż w końcu doszedł do wniosku, że po prostu ich nie doceniał, a ta myśl i jej prawdziwość były dziwne, nieco go nawet przerażały. I wtedy przyszło mu do głowy, że wielu rzeczy jeszcze nie wiedział. Ale jak wielu i jakiego pokroju rzeczy? Czuł, że nawet gdyby myślał o tym dniami i nocami, mógłby na to nie wpaść.

Remus i Peter wrócili do gry w szachy, Syriusz usiadł za Remusem, bawiąc się jego włosami. James oznajmił, że powinien dokończyć list do rodziców i upewniwszy się, że Regulus nie będzie miał nic przeciwko temu, położył się znów na łóżku, uginając jedną nogę w kolanie i opierając o nią podkładkę z pergaminem. Przysunął sobie kałamarz i chwycił pióro umazane zaschniętym atramentem. Regulus z nudów usiadł razem z resztą towarzystwa przy grze w szachy i bez słowa zaczął obserwować rozgrywkę, której wynik już wyglądał na przesądzony na korzyść Remusa. 

— Chcesz zagrać? — Spytał Remus, kiedy Peter wgapiał się w szachownicę, namyślając się nad jakimś sensownym posunięciem. Regulus nie zastanawiał się nad tym, chciał po prostu zająć czymś czas, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że chętnie by zagrał, więc przytaknął skinieniem głowy, przy aprobacie zachęcającego spojrzenia Remusa, który zaraz po tym spojrzał na chwilę na Petera. — To może zagrasz ze zwycięzcą następnej rundy? — Regulus już chciał ponownie skinąć głową, ale w tamtym momencie odezwał się Syriusz.

— Może ja z nim zagram? A potem zwycięzca może zagrać ze zwycięzcą. — Zaproponował. Regulus spojrzał na brata i to samo zrobił Remus, obracając się przez ramię, najwyraźniej nikt nie spodziewał się, że będzie chciał grać, bo nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego. W końcu wszyscy się zgodzili, a Remus i Peter wrócili do rozgrywki. Trwała dużo dłużej niż Regulusowi mogłoby się wydawać i w pewnej chwili pojawiła się w nim nawet wątpliwość, czy jego osąd o wygranej Remusa był słuszny. I chociaż ostatecznie taki się okazał to w pewnych chwilach mało brakowało, żeby tak nie było. W końcu Remus i Peter odsunęli się, Regulus zajął miejsce tego drugiego i usiadł naprzeciwko brata, któremu pewny siebie uśmiech zdobił twarz, co tylko wzbudziło w Regulusie jeszcze silniejszą determinację do tego, żeby wygrać. Postanowił grać bez pośpiechu, w spokoju się namyślać, a przez to rozgrywka toczyła się powoli. W międzyczasie James zdążył napisać list i później przeszkadzał im trochę w grze, starając się przekonać Regulusa, żeby poszedł razem z nim do sowiarni, ale kiedy ten po raz trzeci już mu odmówił, z nieco nachmurzoną miną poszedł sam. 

— Ha! Szach mat. — Powiedział Syriusz radośnie, kiedy Regulus w oczekiwaniu aż namyśli się nad jakimś ruchem zaczął wpatrywać się za okno na gęsto opadające na ziemię grube płatki śniegu, które utworzyły już pokaźną warstwę na parapecie, biały puch co chwilę robił też hałas, głośno zsuwając się z dachu wieży. Regulus spojrzał na szachownicę, z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, a później na bardzo zadowolonego z siebie Syriusza. Regulus był już gotów mu zarzucić, że Remus mu podpowiadał, ale ten siedział na środku swojego łóżka z nosem utkwionym książce, nie wyrażając nawet krzty zainteresowania grą. Najwyraźniej wolał sam grać niż oglądać jak ktoś to robi. 

— Dobra, teraz ja chcę zagrać. — Oznajmił James, który po powrocie z sowiarni usiadł przy Regulusie, obserwując grę i obrzucając ją swoimi komentarzami. 

— Teraz nie powinni grać Remus i Syriusz? — Spytał Peter, który całą grę obserwował z boku. Remus machnął tylko ręką nie spuszczając wzroku z książki. 

— Grajcie sobie. — Powiedział, wszyscy przez chwilę na niego spojrzeli aż w końcu Regulus odsunął się, a jego miejsce zajął James. Zaczęli na nowo ustawiać figury na szachownicy. Ich rozgrywka była dużo szybsza, James i Syriusz długo się nie zastanawiali nad każdym ruchem, chociaż nie oznaczało to, że były one nieprzemyślane. W grę wciągnęli się tak bardzo, że po jednej rundzie, którą swoją drogą wygrał Syriusz, od razu zaczęli drugą, nawet nie ustalali tego między sobą na głos, po prostu bez słowa zaczęli wszystko znów ustawiać. 
Nagle Regulusowi coś się przypomniało, a poczuł dziwne ukłucie w brzuchu na myśl, że znów o tym zapomniał, tak dobrze mu było po prostu tam z nimi siedzieć, że nie myślał nawet o innych zajęciach, które miał zaplanowane na ten dzień. 

— Która godzina? — Spytał, patrząc po wszystkich. James kazał pionowi się przesunąć, po czym popatrzył na zegarek na swoim nadgarstku. 

— Dochodzi siedemnasta. — Odparł, znowu wydając jednej z figur polecenie, bo w tym czasie Syriusz zdążył już przesunąć swoją wieżę. Regulusowi została nieco ponad godzina do spotkania Klubu Ślimaka. Uśmiechnął się. 

— Super. To mamy godzinę. — Oznajmił, nawet nie pytając Jamesa, czy chciałby z nim pójść. Slughorn zapraszał ich wraz z osobą towarzyszącą, a Regulus nie miał zamiaru przychodzić sam, zwłaszcza, że już spotykał się z Jamesem, więc uważał za logiczne, że powinien mu towarzyszyć. James oderwał się od gry i popatrzył na niego. 

— Godzinę? Na co? — Spytał, a jego głos był przesiąknięty dezorientacją, wyglądał, jakby próbował sobie przypomnieć, czy gdzieś się umawiali. 

— Na spotkanie Klubu Ślimaka. — Oznajmił, wzruszając ramionami. James wrócił do gry i zmarszczył brwi. 

— Skarbie, muszę cię zmartwić, ale ja tam nie chodzę, nawet nie jestem tam zapraszany. O nie, Łapo, nie pozwolę ci znowu wygrać. — Wtrącił i przesunął skoczka. 

— Och, skarbie, ale ja chodzę. I tak się składa, że dziś wieczór jest organizowane świąteczne spotkanie, na które muszę iść z osobą towarzyszącą, więc oczywiście ze mną pójdziesz. — Stwierdził z przekonaniem, krzyżując ręce na piersi. Nie miał zamiaru iść tam sam, ale gdyby James był zbyt uparty to nie wątpił, że na pewno, nawet w ostatniej chwili, znalazłaby się jakaś ślizgonka, która z chęcią by z nim poszła, a w razie czego Regulus nie wahałby się tego zaznaczyć. 

— Nie chce mi się. Tam jest nudno i sztywno. I nie powiedziałem, że z tobą pójdę. Weź odpuść i zostań tu z nami. — Rzucił, ale Regulus pokręcił głową. Nie miał oczywiście zamiaru zbyt namawiać Jamesa i na niego naciskać, ale uważał, że skoro był jego chłopakiem to tak po prostu powinno być, po prostu powinien z nim tam pójść. Gdyby sytuacja się odwróciła, Regulus by pewnie nawet nie dyskutował, czułby pewnego rodzaju zobowiązanie. A może była to po prostu kwestia wychowania. 

— Nie to nie. Na pewno znajdę kogoś innego, kto chętnie ze mną pójdzie. — Podniósł się powoli, to już nawet nie była kwestia tego, że próbował nim w ten sposób manipulować. Naprawdę nie miał zamiaru iść sam. — W takim razie muszę już iść, żeby kogoś znaleźć. 

James poderwał głowę do góry i popatrzył na niego, po czym złapał go za rękę, kiedy ten chciał już odejść. Regulus poczuł nagły wyrzut sumienia, że tak bardzo chciał, żeby James z nim poszedł nawet nie próbując go zapytać. Skoro powiedział, że mu się nie chciało, to powinien to po prostu zaakceptować. 

— Dobrze, pójdę z tobą. — Powiedział James. — To na osiemnastą, prawda? — Regulus kiwnął głową. 

— Nie, naprawdę, nie musisz ze mną iść. — Chociaż cieszył się, że w końcu się zgodził, to Regulusowi było z tym trochę źle. — Mogę iść z kimś innym, albo sam, jeśli naprawdę ci się nie chce. — James prychnął pod nosem. 

— Nie idź z nikim innym. I nie pozwolę ci pójść tam samemu, kiedy każdy będzie z osobą towarzyszącą. Pójdę, a jeśli będzie nudno to obaj wymkniemy się wcześniej. — Zaproponował, a Regulus uznał ten kompromis za bardzo korzystny dla obu stron. Pochylił się i przytulił się krótko do Jamesa, z lekkim uśmiechem na ustach.

Ostatecznie uznał, że już pójdzie, chociaż wiedział, że wyszykowanie się nie zajmie mu dużo czasu. Bał się jednak, że gdyby dłużej u nich został, znowu zapomniałby o spotkaniu, a skoro już oświadczył, że przyjdzie, nawet do głowy by mu nie przyszło, żeby rezygnować. Umówili się z Jamesem, że na pięć minut przed osiemnastą spotkają się przed wejściem do pokoju wspólnego ślizgonów, skąd mieli już blisko do gabinetu Slughorna, który stanowił miejsce imprezy. 

Przeszedł przez, jak to zwykle bywało, zatłoczony pokój wspólny, mimowolnie spoglądając w stronę kominka, przy którym zazwyczaj na dywanie siedzieli Evan i Katy, którzy w taki sposób często spędzali wolne, zimowe popołudnia, a mu zdarzało się czasem do nich dołączyć. Odwrócił głowę, kiedy w jakiś sposób uderzył go widok grupki drugorocznych, którzy zebrali się w półkolu przy kominku i radośnie grali w eksplodującego durnia, a to wydało się dla niego nagle zbyt dziwne, zbyt odbiegało od jego przyzwyczajeń. 
Przeszedł dalej, drzwi od jego dormitorium były delikatnie uchylone, na tyle, że gdyby ktoś chciał, mógłby spokojnie spojrzeć do środka i zobaczyć co robią jego mieszkańcy, ale przez szparę by nie przeszedł, gdyby jej nie uchylił. Regulus chwycił za zimną klamkę, przez chwilę żałując, że nie zrobił tego przez rękaw bluzy, żeby nie odczuć wcale chłodu na skórze, od którego przeszła mu na ręce gęsia skórka. Uchylił drzwi i wszedł do środka, gdzie panowała ponura cisza, a Rabastan sam jeden siedział w pokoju na swoim łóżku, z plecami opartymi o poduszki przy zagłówku. Uniósł wzrok znad książki, która zdawała się go nudzić, kiedy tylko usłyszał kroki. 

— Czemu drzwi były otwarte? — Spytał Regulus, wiedząc, że szczególnie Rabastan nie potrafił zdzierżyć siedzenia w pokoju przy niezamkniętych drzwiach. Chłopak wzruszył ramionami.

— Rowle gdzieś wychodził i nie zamknął. — Rzucił. — Nie chciało mi się wstawać. 

Regulus pokiwał głową, odpuszczając pytanie, czemu siedział tak sam w pokoju. Spojrzał na starannie posłane łóżko Evana i porządek wokół niego, na pozbawiony lusterka i kosmetyków parapet. Bez niego zdawało się być jakoś pusto. Regulus podszedł do swojego łóżka i otworzył szafkę, starając się znaleźć coś odpowiedniego do ubrania, ładnego, ale nie nazbyt eleganckiego. Nagle wszystko wydawało mu się nieodpowiednie, a sam nie wiedział, czy wyglądać tak dobrze chciał dla samego spotkania, czy dla osoby, która miała mu towarzyszyć, bo nagle zdawał się zupełnie głupieć, aż w końcu uznał, że robi to dla dwóch tych przyczyn.
Pożałował nagle jeszcze bardziej, że nie było z nimi Evana, bo dla niego żadnego problemu nie stanowiłoby wybranie mu stroju odpowiedniego do okazji i pasującego do niego.

— Myślisz, że Evan zostawił tu jakieś swoje ubrania? — Spytał Regulus, odwracając się od szafki, bo już naprawdę nie wiedział co zrobić, a wierzył, że Evan nie obraziłby się za krótką pożyczkę bez wcześniejszego zapytania. Rabastan uniósł wzrok i popatrzył na niego, wzruszając delikatnie ramieniem, jakby drugiego nie mógł wystarczająco unieść. 

— Nie mam pojęcia, musisz sprawdzić. — Nie dokończył nawet zdania, a Regulus zdążył już wstać i podejść do łóżka Evana. — A czemu pytasz? Po co ci one? — Zapytał, kiedy Regulus przysiadł na skraju jego łóżka i otworzył szafkę. 

— Idę na przyjęcie do Slughorna. — Rzucił, a jeśli Rabastan w jakikolwiek sposób zareagował na jego odpowiedź, nie usłyszał tego, pochłonięty przeglądaniem ubrań, a nie zostało tego wiele. Komplety szkolnych szat, czarne, powycierane na kolanach spodnie, szary szalik. Wszystko inne zabrał. — Kufer. — Powiedział nagle Regulus z roztargnieniem, szybko wstając i znowu przechodząc do swojego łóżka i otwierając kufer szybkim ruchem, tak, że jego wieko głośno uderzyło o podłogę. — Zupełnie zapomniałem, że tu mam część ubrań. — Zdawałoby się, że mówił do Rabastana, ale tak naprawdę te słowa, kierował sam do siebie. Uklęknął przy kufrze i zaczął w nim grzebać, starając się jak najmniej w nim nabałaganić, co wcale nie było takie proste. W końcu, żeby było mu też ciepło, wybrał brązowe spodnie, kamizelkę w podobnym, ale delikatnie jaśniejszym kolorze i białą koszulę pod spód. Rozłożył to wszystko na łóżku Rabastana i popatrzył na niego. — Co o tym sądzisz? — Chłopak rzucił okiem na ubrania, a między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. 

— Nie lepiej zamienić brązowy na czarny? — Spytał, pochylając lekko głowę w bok i opierając policzek na dłoni, a kosmyki jego włosów opadły mu na twarz, tak, że przez jedną chwilę do złudzenia przypominał swojego brata. Regulus pokręcił głową. 

— Ostatnio przyszedłem na czarno biało. Z resztą... no nie wiem. — Bardziej elegancko wyglądałby czarny, co doskonale wiedział, ale tego dnia po prostu było w nim coś, co odrzucało go od ubierania się w taki sposób akurat tego wieczoru. Strój, który wybrał, wydawał mu się poważny, spokojny, elegancki, ale nie nazbyt, jednak trochę obawiał się, że wyglądało to tak tylko w jego oczach. Rabastan machnął ręką. 

— Przebierz się i zobaczymy. — Rzucił, zamykając książkę i przesuwając ją na bok. — Gdyby tu był Rosier to by ci doradził raz dwa. I sam by się nieźle odjebał. — Regulus potrzebował chwili, żeby przypomnieć sobie, że Evan też był zapraszany na te spotkania, bardzo łatwo było o tym zapomnieć, kiedy znaczną ich część opuszczał, znajdując zawsze coś lepszego do roboty.

Regulus zerknął ukradkiem, czy na pewno zamknął drzwi, jakby sam sobie nie ufał, a mimo że to nie zmieniało faktu, że i tak w każdej chwili ktoś mógłby do pokoju po prostu wejść, to było mu z tym jakoś lepiej, że przynajmniej drzwi na pewno były zamknięte. Przebrał się, mając okropny problem z włożeniem koszuli w spodnie tak, żeby wyglądało to estetycznie, aż po dłuższym trudzeniu się nałożył na to kamizelkę, zapinając dwa guziki u góry, które służyły tam jedynie za ozdobę. Spojrzał na Rabastana pytająco, nie wiedział, czemu w ogóle pytał, mógłby równie dobrze po prostu tak pójść, ale chyba po prostu potrzebował czyjejś aprobaty.

— Jak już to założyłeś to jest lepiej. — Przyznał, kiwając głową. — Chce ci się chodzić na te spotkania? Podobno są diabelnie nudne. — Regulus wygładził sobie rękawy koszuli i wzruszył ramionami, po chwili ponownie podchodząc do kufra. Nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, po prostu kiedy dostawał zaproszenie to tam chodził, chociaż nigdy nie miał po nich, jak to czasem bywało po spędzaniu czasu nad czymś bezużytecznym, poczucia straconego czasu.

— Raczej nie są czymś, na co chciałbym chodzić codziennie, ale raz na jakiś czas są w porządku. Są nawet dość przyjemne. — Ostatnie zdanie dodał po chwili namysłu, kiedy zdarzało mu się siedzieć w dobrym towarzystwie rozmowa potrafiła się rozkręcić na tyle, że nieświadomie zaczynała być zbyt głośna, a to był wystarczający dowód na to, że spotkania mogły być przyjemne.
Wyciągnął z kufra czarny, skórzany pasek i założył go, zerkając na zegarek. Szybko uznał, że zbyt się pospieszył, bo do spotkania miał jeszcze dużo czasu, ułożył więc nieco bardziej rzeczy w kufrze, po czym zamknął go i opadł na łóżko, na wpół leżąc, bo plecy oparł o poduszki. 

— Czemu myślałeś, że są nudne? — Spytał, krzyżując ręce pod głową i odchylając ją nieco, z przymkniętymi oczami i nagle zrobiło mu się bardzo dobrze, aż poczuł, że chciałby, żeby James magicznie znalazł się obok. 

— Bo mój brat na nie chodził. To chyba wystarczające wyjaśnienie. — Usłyszał odpowiedź i parsknął cicho śmiechem, na tę znane mu już teraz utarczki między rodzeństwem, bo teraz z Syriuszem też takie miewał. Jak to bracia. 

— Jasne. — Odparł tylko i zapadła cisza, podczas której Regulus po prostu patrzył w górę spod przymrużonych powiek. — Dziwnie tu bez Evana. — Powiedział nagle, bo wzmianka o Rudolfie przywiodła mu myśl o nim. Nie patrzył na Rabastana, ale miał wrażenie, że chłopak kiwnął głową. 

— Tak cicho. — Odezwał się po chwili, a po tym już nic nie mówili, jakby liczyli, że nagle Evan mógłby się odezwać i rzucić jakimś typowym dla siebie tekstem.

Zgodnie z umową pięć minut przed osiemnastą Regulus wyszedł z dormitorium, a następnie spokojnym krokiem przeszedł przez pokój wspólny. Kiedy znalazł się przed nim, rozejrzał się lekko zniecierpliwiony, chcąc wyłapać wzrokiem Jamesa, licząc, że może już czekał, ale po nim nie było śladu. Przez korytarz przechodzili uczniowie, jedni gdzieś na wprost, inni wchodzili do pokoju wspólnego, albo z niego wychodzili, a ci nieco bardziej elegancko ubrani już powoli kierowali się w stronę gabinetu Slughona, często trzymając się pod ramię z osobą towarzyszącą. Regulus stał tak tylko sam, zmuszony do czekania, a chociaż czuł się z tym niezręcznie to nie okazywał tego. W końcu, kiedy widział, że czasu zostało już bardzo niewiele, jego wzrok biegał już tylko gorączkowo od tarczy zegarka w stronę schodów i z powrotem. 
Wybiła osiemnasta, a Regulus już nie był pewny co zrobić, kiedy James nadal się nie zjawiał. Był gotów tam do niego pójść, ale uznał, że nie będzie go upraszał, skoro i tak nie przyszedł w porę. I kiedy już był przygotowany, żeby samotnie i w podłym nastroju udać się na miejsce spotkania, zobaczył go jak zbiegał po schodach, serce zabiło mu mocniej z jakiegoś rodzaju zaskoczenia i ekscytacji, a uśmiech sam wpłynął na twarz, wyganiając wszystkie złe emocje, które chwilę wcześniej u niego zagościły. 
Miał jak zwykle roztrzepane włosy, ale Regulus wiedział, że w ułożonych włosach to już nie byłby ten sam James. Ze strojem, ku jego zaskoczeniu, nawet się postarał. Regulus naprawdę nie wiedział czego miałby się spodziewać i był przygotowany na to, że zobaczy go w bluzie i spodniach dresowych, miał nawet tę wizję w głowie. On jednak założył eleganckie czarne spodnie i czarną koszulę, więc w oczach Regulusa było naprawdę w porządku. 

— Przepraszam za spóźnienie, Syriusz mnie zagadał. — Wyjaśnił, kiedy Regulus już otwierał usta, po czym zatrzymał się przed nim i patrzył na niego w ciszy przez dłuższą chwilę, aż Regulus się nieco speszył, obawiając się, że dostrzegł, że coś było nie tak. 

— Coś się stało? — Spytał, skrywając niepewność i zostawiając zupełnie temat jego spóźnienia, który nagle stał się niezbyt istotny. James jakby otrząsnął się i uśmiechnął lekko.

— Po prostu pięknie wyglądasz. — Regulus poczuł, że policzki mu poróżowiały, chociaż miał nadzieję, że nie było tego widać aż tak bardzo. Złapał dłoń Jamesa i poszli do gabinetu Slughorna. 

W środku było o wiele inaczej niż zazwyczaj, a ten widok początkowo bardzo go uderzył. Gdzieś w tle pogrywała spokojna melodia, przynosząca na myśl siedzenie wieczorem przy świątecznym stole, nie brakowało różnych ozdób i zaczarowanego śniegu, który zdawał się sypać z sufitu, ale nie spadał na podłogę, tylko unosił się w powietrzu. Nie był nawet prawdziwy. Uczniowie rozmawiali spokojnie, a domowe skrzaty krzątały się między nimi, trzymając nad głową tacki z jedzeniem i piciem, a wyglądały przy tym jak stoliki na nóżkach. 
Regulus szedł z Jamesem pod ramię, starając się trzymać go z daleka od Snape'a, bo już widział jak jego chłopak łypał na niego spode łba, a wolał nie doprowadzać do konfrontacji. Wieczór spędzili spokojnie, rozmawiając z różnymi ludźmi, czasem siedząc we dwóch na uboczu i prowadząc rozmowy między sobą, nawet siedząc w ciszy i nic nie mówiąc. I Regulus czuł, że mógłby tak już zawsze chodzić z nim pod ramię w eleganckim stroju i uczestniczyć w różnych przyjęciach. Żeby móc mu towarzyszyć i żeby on towarzyszył jemu, żeby widywano ich razem.
A być może było to po prostu głupie, szczeniackie zakochanie, bo Regulus nie wiedział, czy mógł ufać swojemu uczuciu miłości w wieku lat piętnastu. 

[8186 słów]


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro