❣ XVII ❣
Wieczorem James odprowadził go, pożegnali się przy schodach prowadzących do lochów i rozeszli. Nikogo nie dziwiło to, że Regulus dopiero teraz wrócił do dormitorium, ostatnio zdarzało mu się to często. Rumiane policzki i uśmiech na twarzy też nie były niczym nowym, a jedynie potwierdzały, że wrócił ze spotkania z Jamesem dla wszystkich tych, którzy mieliby wątpliwości.
Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się, zmierzając prosto w stronę swojego łóżka. Rookwood siedział na krześle i coś pisał. Evan siedział na swoim łóżku grając w szachy z Rabastanem, który usadowił się na podłodze, natomiast Katy leżała obok Evana i wlepiała wzrok w szachownicę.
- O, Regulus, idziesz z nami do Wielkiej Sali jak skończą grać? - Spytała dostrzegając go i unosząc głowę. Regulus opadł na swoje łóżko i po omacku otworzył szufladę, spoglądając w stronę całej trójki.
- Po co? - Spytał, wyciągając pergamin i pióro. Musiał się w końcu zebrać i napisać do rodziców, odpisywał może na jedną trzecią ich listów, co z pewnością ich nie zadowalało. W każdym liście wyjaśniał to zawsze tym samym, podkreślając, że ma mnóstwo nauki, co z resztą było prawdą. Większość swojego wolnego czasu spędzał na nauce, chwile wytchnienia miał głównie w weekendy.
- No jak to po co? Iść coś zjeść. - Wyjaśnił Rabastan, wywracając oczami. - Ha! Wygram tę rundę. - Powiedział po chwili, tryumfalnym tonem zwracając się do Evana, który tylko prychnął coś pod nosem.
- Nie jest przypadkiem za późno na kolację? - Spytał Regulus unosząc brwi i pisząc nagłówek w swoim liście. - Przecież tam już będą tylko puste stoły.
Evan spojrzał na niego z dziwną miną i zagarnął sobie ręką włosy do tyłu.
- Co ty pierdolisz, Black. Przecież jest dopiero kilka minut po dwudziestej. - Stwierdził. Regulus zamrugał i spojrzał w stronę zegarka. Był pewny, że pora była dużo późniejsza, ale Evan miał rację, minutowa wskazówka zegara była trochę ponad cyfrą II, natomiast godzinowa równo na VIII. Machnął ręką.
- Nieważne, zapomnijcie. I pójdę z wami. - Tak naprawdę dopiero przy wzmiance o kolacji poczuł jaki był głodny. - Długo wam jeszcze zejdzie? - Evan wzruszył ramionami.
- Trochę... Nie wiem, ale niedawno zaczęliśmy. To zależy jak szybko Rabastan zda sobie sprawę, że nie ma szans i się podda. Ewentualnie jak szybko przegra. - Powiedział beztrosko. Rabastan posłał mu wkurzone spojrzenie.
- Chciałbyś. - Powiedział takim tonem, jakby rzucał mu wyzwanie.
Regulus nie zapomniał o tym, że miał spytać Evana czemu miał taki słaby humor podczas treningu. Jednak najzwyczajniej w świecie z tego zrezygnował dochodząc to wniosku, że nie był z Evanem na tyle blisko, żeby chłopak mógłby chcieć mu się zwierzyć. Nie chciał na niego naciskać ani stawiać go w niezręcznej sytuacji. Pomyślał, że może lepiej by było, gdyby to Katy z nim pogadała, ostatnio stali się dla siebie naprawdę bliskimi przyjaciółmi.
Evan i Rabastan wrócili do gry, a Regulus kontynuował pisanie listu starając się napisać go w taki sposób, żeby brzmiał tak, jakby pomimo ogromnej ilości nauki bardzo ciekawie spędzał czas, jednocześnie unikając wzmianek o wszystkim co związane z Jamesem, co zmuszało go do drobnego przeinaczania prawdy.
- Mówiłem, że wygram! - Usłyszał zadowolony głos Evana, kiedy akurat dopisywał ostatnie słowa listu. Uniósł na moment wzrok. Katy leniwie sturlała się z łóżka na podłogę, a Rabastan strącił ręką figury z szachownicy.
- Dałem ci fory, tylko dlatego. - Powiedział, dumnie unosząc głowę. Evan parsknął śmiechem z politowaniem i zaczął zbierać grę. Katy wyciągnęła się na podłodze i spojrzała to na Rabastana to na Evana.
- To zaraz idziemy? Zdechnę z głodu przez te wasze gry. - Powiedziała, opierając nogi na kolanach Rabastana.
- Już, już. - Powiedział Evan. Regulus szybko dopisał to co miał, złożył list i wsunął do koperty, a ją z kolei włożył do wewnętrznej kieszeni bluzy. Katy spojrzała na niego.
- Już od godziny im mówię, żeby poszli ze mną na kolację. - Wyjaśniła. - To oni cały czas mówili, że jeszcze tylko jedna rozgrywka i tak to się ciągnęło aż do teraz. - Narzekała.
- Mogłaś iść sama. - Powiedział Regulus, wzruszając ramionami.
- No ale ja nie chciałam sama, normalnie to bym poszła z dziewczynami ode mnie z dormitorium, ale poszły beze mnie już wcześniej.
Evan odłożył szachy na szafkę nocną i wstał, klaskając jednokrotnie w ręce.
- No to idziemy. - Oznajmił, spoglądając na wszystkich. Regulus również wstał i poszedł w ich stronę. Rabastan zdjął nogi Katy ze swoich kolan i podniósł się. Teraz cała trójka patrzyła wyczekująco na nadal leżącą na ziemi ślizgonkę.
- No co? Teraz już mi się nie chce. - Stwierdziła, nie ruszając się z miejsca.
- Jeść ci się nie chce? - Spytał Evan, unosząc brwi.
- Pojebało? Na jedzenie zawsze jest dobra pora. - Prychnęła. - Wstawać mi się nie chce.
- Oj, nie, nie, nie ma opcji. - Powiedział Evan. - Za długo nam narzekałaś.
Złapał ją za nogi i zaczął ciągnąć ją w stronę wyjścia, a Katy tylko się śmiała, leżąc na ziemi i czasem zapierając się rękami, żeby zrobić mu na złość. Evan uśmiechał się lekko spoglądając co chwilę do tyłu, żeby na coś nie wpaść.
- Ona coś piła? - Spytał Regulus, który szedł razem z Rabastanem nieco za nimi, a jego głos przebił się przez rozlegające się w pomieszczeniu śmiechy Katy.
- Nic nie piłam! - Powiedziała. Evan pokiwał głową i spojrzał na Regulusa.
- Po prostu dostała dziś ataku głupawki. - Wyjaśnił, otwierając drzwi łokciem i wywlekając ją z pokoju.
Regulus był w stanie w to uwierzyć, doskonale wiedział, że Katy raz na jakiś czas się to zdarzało, a wtedy potrafiła robić różne dziwne rzeczy. Nie mógł zaprzeczyć, że czasem go to irytowało, ale mimo wszystko lubił, kiedy była taka pogodna. Chociaż jakby nie patrzeć, to rzadko nie była pogodna.
Evan pociągnął ją aż do pokoju wspólnego, a ona nie przestawała się śmiać, czasem nawet Regulus podśmiewał się pod nosem. Kilka osób spoglądało w ich stronę, ale szybko odwracało głowę od tej dziwacznej sceny.
- Poczekaj. - Powiedział Rabastan, podchodząc do nich bliżej. Złapał Katy w pasie i dosłownie przerzucił sobie przez ramię. Dziewczyna pisnęła.
- Co ty robisz? - Spytała piskliwym głosem, czerwieniąc się. Miała o tyle szczęścia, że ciężko było rozróżnić, czy kolor jej twarzy był spowodowany ciągłym śmiechem, czy też tym, że Rabastan właśnie ją niósł. Regulus się domyślał, że chodziło o to drugie.
Wszyscy poszli w stronę Wielkiej Sali, Katy momentami zachowywała się jak naburmuszone dziecko, a Evan jeszcze ją podpuszczał i najwyraźniej mieli z tego dużo zabawy.
Cóż, czasem trzeba się powygłupiać. - Pomyślał Regulus, którego zazwyczaj podobne zachowania irytowały, tym razem jednak pozostały mu względnie obojętne, jego samego czasem rozbawiły. Stwierdził, że musiał za tym stać jego dobry humor, nie nasuwało mu się żadne inne wytłumaczenie.
Rabastan postawił Katy na nogi dopiero przed Wielką Salą i otworzył drzwi z takim impetem, że prawie poleciały na ścianę, gdyby Evan w porę ich nie przytrzymał. W środku nie było zbyt wielu osób, jedynie kilka pojedynczych uczniów, na stołach też nie zostało zbyt wiele, ale na szczęście nie były to też tylko jakieś marne resztki.
- Widzisz? Jesteś dla niego na tyle ważna, że cię na rękach nosi. - Evan wypowiedział te słowa półgłosem, zwracając się do Katy, ale Regulus też zdołał je usłyszeć. Żadne z nich nie wiedziało, czy te słowa zdołał dosłyszeć również Rabastan, który szedł trochę przed nimi. Katy szturchnęła Evana w bok i usiadła tam, gdzie był czysty talerz, wszyscy zajęli miejsca obok niej. Regulus nalał sobie już chłodnej herbaty i wziął kanapkę, bo nie widział nic lepszego dla siebie z tego co zostało.
Nagle Katy zobaczyła kogoś siedzącego przy innej części stołu, pomachała i wskazała gestem, żeby ta osoba do nich przyszła. Regulus obrócił wzrok w tę samą stronę, w którą patrzyła. Zobaczył Lucindę, która już szła w ich stronę ze swoim talerzem. Usiadła obok Katy i spojrzała na wszystkich, witając się.
Regulus myślał, że będą tam tylko chwilę, tyle, żeby zdążyć zjeść, atmosfera była naprawdę dziwna, kiedy w środku było tak mało osób, a wokół nie było słychać szeptów. To jednak ich nie powstrzymało, siedzieli i rozmawiali, chociaż Regulus bardziej słuchał półuchem, a myślami był zupełnie gdzieś indziej.
- Spać mi się chceee. - Powiedziała w końcu Katy ze zmęczeniem, a ostatnie wypowiedziane przez nią słowo złączyło się z ziewnięciem.
- Wcześnie jeszcze. - Stwierdził Rabastan, zerkając na zegarek. Katy wzruszyła ramionami.
- Źle spałam w nocy. - Wyjaśniła i podniosła się. Przetarła twarz dłonią. - Pójdę już.
- Ja chyba też. - Powiedział Evan, odkładając kubek na stół i wstając. Regulus wyjął z kieszeni list, który miał wysłać i spojrzał na niego.
- Pójdzie ktoś ze mną do sowiarni? - Spytał, powoli się podnosząc. Tak naprawdę nie liczył, że ktoś się zgodzi uznając, że mają dużo ciekawsze rzeczy do roboty.
- Ja mogę. - Powiedziała Lucinda, odrywając się od rozmowy z Rabastanem.
Całą piątką wyszli z Wielkiej Sali i dopiero wtedy Regulus zorientował się, że wyszli stamtąd jako ostatni, niczym ci jedni upierdliwi goście w jakiejś restauracji, którzy zostają aż do godziny zamknięcia. Rozdzielili się dopiero przy schodach do lochów, Regulus i Lucinda poszli prosto, a pozostała trójka ruszyła od razu do dormitoriów.
Szli bez słowa w stronę sowiarni, nagle wszystkie tematy do rozmów wyparowały, a Regulus czuł się nieco niezręcznie, przewracał list w dłoniach starając się go przy tym nie pognieść. Nagle natknęli się na profesor McGonagall, która zatrzymała się przed nimi.
- Gdzie się wybieracie? - Spytała, zakładając ręce na piersi.
- Do sowiarni. - Odparli niemalże jednocześnie. Kobieta zmrużyła oczy i spojrzała na nich, z nieskrywaną podejrzliwością. Spuściła wzrok na zegarek.
- Za pięć minut cisza nocna. - Oznajmiła. Regulus uniósł brwi w zaskoczeniu, tego dnia jego poczucie czasu było zupełnie dziwne. Wiedział, że najpewniej powinni zawrócić, dopóki przed ciszą nocną jeszcze nikt nie mógł im nic zarzucić, ale wiadome było, że nie zdołają wrócić na czas. A Filch tylko wyczekiwał takich sytuacji.
- Więc teoretycznie mamy jeszcze pięć minut. - Powiedział Regulus, mówiąc takim tonem, jakby chciał ją do czegoś przekonać. Uniósł delikatnie dłoń, w której trzymał list. - Bardzo mi zależy, żeby dziś wysłać ten list. - Ciągnął. McGonagall sprawiła wrażenie, jakby dopiero po tych słowach tak naprawdę mu uwierzyła.
- Nie mogę was zatrzymać. - Powiedziała, schodząc im z drogi. - I udam, że wcale nie wiem, że będziecie chodzić jeszcze po ciszy nocnej. - Rzuciła na odchodnym.
Poszli szybko, a nagle z pięciu minut zrobiły się dwie. Tak to już było z tym czasem, kiedy się na coś czekało nawet pięć minut potrafiło niemiłosiernie się wydłużać, natomiast kiedy człowiek się bardzo spieszył, umykało tak szybko, że zdawało się, iż to ledwie mrugnięcie.
- Cokolwiek McGonagall sobie pomyślała, musi być bardziej zboczona niż Rosier. - Powiedziała Lucinda półgłosem, zerkając ukradkiem za siebie. Regulus niekontrolowanie parsknął śmiechem.
Dotarli do sowiarni i Regulus skrzywił się, czując zapach odchodów i ściółki, a ta mieszanina była wyjątkowo nieprzyjemna. Od razu kiedy tylko stanął w progu rzucił zaklęcie czyszczące, nie mając zamiaru chodzić po tak bardzo brudnej powierzchni, a i uznał, że sowom milej się będzie tam przebywać. Z takich właśnie powodów nie przepadał za chodzeniem do sowiarni i z tych samych powodów nie miał własnej sowy. Kiedy tylko nieprzyjemny zapach nieco zanikł, a brud zniknął, wszedł do środka i podszedł do szkolnej sowy o brązowym upierzeniu, która siedziała sobie z boku i wyjadała coś prosto z przedziurawionego, brązowego jutowego worka. Zmarszczył brwi, przyglądając się ciemnej karmie i skrzywił się, kiedy zobaczył, że nie były to zwyczajne ziarenka tylko jakieś zasuszone robaki. Odsunął się trochę dając jej dokończyć posiłek, jak sobie wmawiał, chociaż tak naprawdę okropnie się brzydził widoku przed sobą, nie znosił widoku wszelkiego robactwa w pobliżu, nawet jeśli było już martwe.
- No tak, drapieżniki. - Mruknął pod nosem, patrząc na sowę.
- Co mówiłeś? - Usłyszał za sobą i obrócił się, spoglądając na Lucindę. Przez moment zapomniał, że tam z nim była, ale szybko zamaskował chwilowe zaskoczenie. Dziewczyna rozejrzała się i zatrzymała wzrok w jednym miejscu, a usta wykrzywiły jej się w lekkim uśmiechu. Wyciągnęła rękę i na jej przedramię przyleciała smukła sowa o brązowo-białym upierzeniu.
- Co tam, Płomyku? - Spytała, zaczynając głaskać sowę po główce. Regulus rozpromienił się.
- Bardzo kreatywnie, płomykówkę nazwać Płomyk. - Powiedział, odwracając się. Podszedł do innej szkolnej sowy, która nie była zajęta wyjadaniem robaków, nie chcąc dłużej czekać przywiązał jej list do nóżki i wysłał do swojego rodzinnego domu. Lucinda wzruszyła ramionami.
- Mój młodszy brat to wymyślił i tak jakoś się przyjęło. Tak właściwie to samica. - Powiedziała, spoglądając na sowę, która zaczynała dziobać wnętrze jej dłoni. Roześmiała się krótko. Regulus pokiwał głową, chowając zmarznięte ręce do kieszeni, w pomieszczeniu było i tak chłodno, a pogoda na dworze wcale nie pomagała.
- Która godzina? - Spytał, podchodząc do niej.
- Nie za bardzo mogę sprawdzić. - Odparła, rzucając okiem na zegarek, który widniał na nadgarstku wyciągniętej do przodu i okupowanej przez Płomyka ręki. Podszedł do niej i odczytał godzinę.
- Siedem minut po ciszy nocnej. - Oznajmił przyciszonym głosem, jakby bał się, że zaraz ktoś mógłby ich przyłapać i jakby nie patrzeć tak było. - Lepiej wracajmy.
Dziewczyna pokiwała głową, ale poszła w przeciwną stronę niż było wyjście. Podeszła do wnęki, podsuwając w jej stronę rękę, a sowa zwinnie tam przeskoczyła. Otrzepała rękaw białego swetra, na którym zostały brudne ślady sowich nóżek.
- Teraz możemy iść. - Powiedziała, kierując się w stronę wyjścia.
Wyszli po cichu i później wybierali okrężne drogi przez boczne, słabo oświetlone lub wcale nieoświetlone korytarze, oby tylko nie trafić na Filcha, który przecież tylko czekał aż uda mu się dorwać takich jak oni. Mimo to Regulus po cichu liczył, że może gdzieś po drodze natkną się na Jamesa, który chodziłby po korytarzu, chowając się pod swoją peleryną niewidką. Dlatego starał się przysłuchiwać każdemu stukaniu czy szelestowi, a nuż rozpoznałby jego kroki.
Nagle poczuł mocny ucisk chudych palców na swoim nadgarstku, który kazał mu się zatrzymać.
- Kotka Filcha - krzyknęła szeptem Lucinda ciągnąc go odrobinę do tyłu, w tej samej chwili, w której zauważył burą kotkę. Spojrzała na nich i zaczęła głośno miauczeć, po chwili zawróciła.
Regulus spanikował i wyciągnął różdżkę.
- Drętwota - rzucił, niewiele myśląc i kotka w jednej chwili została unieruchomiona, nie wydając z siebie nawet dźwięku. Lucinda zamrugała i spojrzała to na zwierzę to na Regulusa.
- I co teraz? - Spytała z zaskoczeniem.
- Teraz zwiewamy. - Odparł, szybkim krokiem ciągnąc ją za sobą w stronę schodów, które były już blisko. Nawet nie przejmował się specjalnie tym, żeby postarać się o jak najmniejszą słyszalność ich kroków, najważniejsze było to, żeby jak najszybciej znaleźć się w dormitorium.
- Masz zamiar ją tam zostawić? - Spytała, kiedy schodzili już po schodach, jedna jej ręka była w uścisku Regulusa, a druga trzymała się drewnianej barierki.
- A co? Mam tam wrócić i ją odczarować, żeby na nas podkablowała? - Spytał, zerkając na nią i prawie się przewracając, bo z własnej nieuwagi ominął ostatni schodek, dziewczyna w porę go podtrzymała. - Odczaruje ją sobie później, czy coś. Nic jej nie będzie.
- Black, on jest charłakiem! - Powiedziała, gestykulując jedną ręką. Regulus wzruszył ramionami, puszczając ją.
- To już nie mój problem. - Powiedział, podchodząc do kamiennej, odrobinę wilgotnej ściany. - Zielona szata. - Rzucił od niechcenia i kamienne drzwi otwarły się przed nimi. - Co to w ogóle za głupie hasło. - Mruknął jeszcze pod nosem. Weszli do środka i od razu cisza panująca na korytarzu zmieniła się w głośną mieszaninę rozmów i śmiechów. W pomieszczeniu zebrało się sporo osób, Regulus rozejrzał się licząc, że znajdzie w tłumie kogoś znajomego, do kogo mógłby dołączyć, ale nie odszukał żadnej przyjaznej twarzy, w przeciwieństwie do Lucindy, która pożegnawszy się z nim poszła w stronę tablicy ogłoszeń, niedaleko której na krzesłach siedziały dwie dziewczyny. Regulus odprowadził ją wzrokiem, po czym bez dłuższej zwłoki poszedł do dormitorium.
- Poważnie to zrobiłeś? - Spytał Evan, parskając śmiechem, kiedy Regulus opowiedział mu o sytuacji z panią Norris. - Chciałbym to zobaczyć.
- Trzeba było tam z nami pójść. - Odparł, wzruszając ramionami. - To byś zobaczył. - Evan prychnął niby to z oburzeniem.
- Nie wypominaj mi rzeczy, których i tak już nie jestem w stanie odwrócić. - Oznajmił, odgarniając sobie włosy do tyłu. Zamrugał i zrobił minę, jakby coś nagle mu wpadło do głowy. - Ej, czyli ta kotka nadal tam jest? - Regulus pokiwał głową.
- Pewnie tak. Chyba, że ktoś ją odczarował. Kto wie, może akurat przechodził jakiś nauczyciel. - Stwierdził, wychylając się w bok i zaczynając grzebać w swojej szafce. Usłyszał krótkie stukanie butów o podłogę i zerknął w stronę Evana, który właśnie się podniósł i przeciągnął leniwie, jakby ta jedna czynność do reszty mogła go wyczerpać.
- Gdzie idziesz? - Spytał Rabastan, unosząc wzrok znad jakiegoś pergaminu, który leżał przed nim na łóżku.
- Zobaczyć, czy ten wredny kocur nadal tam jest.
- Lepiej nie, bo jeszcze pomyślą, że to ty zrobiłeś. - Stwierdził Regulus, wyciągając w końcu czystą, czarną piżamę, idealną na czas, kiedy zaczynało się robić chłodno.
- Cóż, to nic, skoro znam sprawcę. - Oznajmił Evan, patrząc na niego beztrosko, Regulus spojrzał na niego pretensjonalnie, na co chłopak roześmiał się krótko i ponownie opadł na swoje łóżko zdejmując buty. - Żartowałem, już tak na mnie nie patrz. - Wyciągnął się wygodnie na łóżku, gniotąc przy tym kołdrę, na której zrobiły się zmarszczki. - Chętnie bym tam poszedł, ale wolę nie wpakować się w szlaban, czy coś. - Spojrzał na swoje pomalowane na czarno paznokcie. - Ostatnio za dużo razy to zrobiłem i jak moja matka się dowie, to jeszcze wyśle mi wyjca. A wtedy to siara.
Regulus nic nie odpowiedział, chwycił piżamy i poszedł do łazienki. Wziął prysznic, a woda była tak gorąca, że jego skóra zrobiła się czerwona, jednak nic sobie z tego nie robił, konsekwencje poczuł dopiero wtedy, kiedy wyszedł spod prysznica i przez moment zrobiło mu się słabo. Stanął w miejscu, podpierając się dłonią o umywalkę i po chwili mu przeszło. Spojrzał na siebie w lustrze, z mokrych kosmyków włosów, które opadały mu na czoło, krople wody kapały prosto na jego brodę, szyję i ramiona. Policzku były zarumienione od gorącej wody, kolor oczu zdawał się intensywniejszy, co jednak mogło być tylko kwestią światła. Odsączył wodę z włosów i odgarnął je tak, żeby mu nie przeszkadzały, znowu na siebie spoglądając. I nawet w takim stanie się sobie podobał. Podobał się sobie, chociaż dziwnie mu było pomyśleć, że może podobać się komuś innemu. Nie tak, że w to wątpił. Po prostu ta świadomość, że nawet z obecnym wyglądem ktoś mógłby uznać go chociażby za ładnego była niecodzienna.
Włożył piżamy, jeszcze raz odgarnął włosy, których kilka kosmyków przylepiło mu się do skroni, po czym wrócił do dormitorium. I nagle poczuł, że po prostu jest szczęśliwy. Nie było to szczęście przejawiające się w radości, uśmiechu, czy wygórowanym dobrym humorze. Nie, jego szczęście objawiało się w poczuciu stabilności, poczuciu, że po prostu jest dobrze, w tym, że po prostu ma po co być. Uwielbiał, kiedy był w takim stanie, chociaż musiał liczyć się z tym, że wtedy gorsze chwile jeszcze bardziej go dołowały, bo miał wtedy świadomość, że taki stan po prostu zniknął, a często zdarzało się to bez większego powodu.
Opadł na łóżko, wsuwając się pod kołdrę, w łazience, głównie przez parę, która unosiła się z gorącej wody, było cieplej niż w dormitorium, co doskonale odczuł. Jego ciało było zmęczone, wręcz krzyczało o odpoczynek, ale on sam wiedział, że nie dałby rady zasnąć. Znajdował się w tym dziwnym i nieprzyjemnym dla siebie stanie, kiedy nie był wystarczająco zmęczony, żeby się położyć, ale też był zbyt zmęczony, żeby na przykład coś poczytać. Więc po prostu siedział tak przez kilka chwil. Po kilku minutach rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Zgaście to światło. - Powiedział w końcu Evan, który leżał już w łóżku, zawinięty w kołdrę i koc jak naleśnik i mierzył wszystkim wzrokiem, wyraźnie szukając kogoś, kto by go poparł.
- Nie ma opcji! - Zaprotestował Rabastan. - Ja się jeszcze uczę. - Evan spojrzał na niego i uniósł brwi.
- Tak? To się ucz gdzieś indziej. - Powiedział. - Dormitorium jest od spania, a nie od nauki. To biblioteka jest od nauki. - Rabastan posłał mu wkurzone spojrzenie.
- Doskonale wiesz, że biblioteka jest już zamknięta. - Stwierdził ze zdenerwowaniem.
- To już nie mój problem. Jak ci coś nie pasuje to idź do pokoju wspólnego.
Rabastan oczywiście się kłócił, ale w końcu Evan wywalczył sobie zgaszenie światła. Regulus nie protestował, było mu wszystko jedno. Położył się, otulając kołdrą i próbował usnąć. Usłyszał dźwięk głośno zamykanej książki, później szybkich kroków, ktoś otworzył drzwi i światło z korytarza wpadło do pokoju, ale był za daleko, żeby dotarło też do niego. Zobaczył sylwetkę Rabastana, która po chwili zniknęła za drzwiami, a ich zamknięcie ponownie spowodowało ciemność.
Nie miał pojęcia ile czasu leżał tak w niemal zupełnej ciszy, którą przebijały jedynie ciche oddechy osób będących z nim w pokoju. Parę razy rozważał dołączenie do Rabastana, nawet, gdyby nie miał zamiaru się uczyć tylko siedzieć, zdawało to się być ciekawsze. Ale przez samą próbę zaśnięcia zrobił się na tyle zmęczony, że nie wyobrażał sobie, że tak po prostu miałby wstać z łóżka.
Kiedy ktoś wszedł zignorował to, przekonany, że to Rabastan i z jakiegoś powodu poczuł, że powinien udawać, że śpi, więc szybko obrócił głowę w stronę przeciwną do drzwi, zdawał sobie sprawę z tego jak nienaturalnie musiał wyglądać, jednak wątpił, żeby ktoś przyglądał mu się w ciemności. Drzwi zostały zamknięte, kroki ucichły i dopiero wtedy Regulus nieznacznie się przesunął, żeby leżeć nieco wygodniej.
- Reggy? - Usłyszał cichy, ale tak bardzo znajomy głos za sobą, poruszył się nieznacznie przez chwilowy strach wynikający z zaskoczenia. Serce załomotało mu szybciej, pod wpływem nagłych emocji i nawet gdyby bardzo chciał, nie mógł nic na to poradzić.
Zazwyczaj nie lubił, kiedy ktoś nazywał go w ten sposób. Ale ostatnio znalazł się wyjątek, kiedy James po raz pierwszy go tak nazwał spodobało mu się to jak to brzmiało w jego ustach. Więc nie zwrócił mu uwagi dając mu tym samym przyzwolenie. Obrócił się i zobaczył ciemną sylwetkę Jamesa, chłopak siedział na skraju jego łóżka i patrzył na niego. Regulus zamrugał i podparł się na jednej ręce, drugą przecierając sobie oczy.
- Co ty tutaj robisz? - Tylko zmęczenie nie pozwoliło mu się uśmiechnąć i wiedział, że gdyby nie to, mimowolnie by to zrobił. A później nagły impuls sprawił, że zupełnie poderwał się do siadu i przytulił do niego. James roześmiał się cicho i go objął. - Nie powinno cię tu być. - Mruknął jeszcze Regulus, nie miał pojęcia dlaczego James przyszedł, zwłaszcza o takiej porze, ale cały czas pamiętał, że miał różne pomysły.
- Wiem. - Powiedział cicho i przesunął dłonią po jego ramieniu. - Ale pomyślałem, że może miałbyś ochotę na nocny spacer? - Regulus zobaczył cień uśmiechu na jego twarzy. Kiedyś wspomniał mu o tym, że marzy mu się nocny spacer, że wtedy wszystko zdaje się inne, jednak zawsze obawiał się chodzić sam. James najwyraźniej to zapamiętał.
- Próbujesz mi zaimponować? - Spytał cicho.
- Muszę się jakoś postarać. - Wzruszył ramionami. Regulus za bardzo uroczy uważał fakt, że James jakoś na swój sposób się starał, doskonale to widział. On też podejmował starania, chociaż robił to w bardzo specyficzny sposób. Obaj się starali, ale żaden z nich z jakiegoś powodu nie zrobił tego jednego, ostatniego kroku, który wszystko by zmienił, mimo że podświadomie wiedział, że nie zostałby odtrącony. - To jak? - Pociągnął go delikatnie za rękę.
Regulus na początku chciał odmówić. Nie chodziło tu o to, że złamaliby przepisy, tym przejmował się najmniej, bo było małe prawdopodobieństwo, że zostaliby przyłapani. Ale sam fakt wychodzenia w nocy tak po prostu był dla niego nowy, musiał podjąć spontaniczną decyzję, na którą nie był przygotowany.
Ale gdyby się nie zgodził pozostałoby mu bardzo meczące przewracanie się w łóżku z boku na bok, żeby tylko usnąć. A czuł, że sen i tak nie nastąpiłby zbyt szybko. I właśnie ten jeden jedyny argument sprawił, że się zgodził.
- Idź na korytarz, zaraz przyjdę - powiedział do niego cicho.
- Ej, no nie. - Zaprotestował James. - Nie wyganiaj mnie. Tutaj też mogę poczekać.
Regulus westchnął i pokręcił głową. Nie miał ochoty po ciemku szukać jakichś ubrań i męczyć się z przebieraniem, więc podniósł się i wyjął płaszcz. Zarzucił go na piżamę, owinął się jeszcze szalikiem, żałując, że w ciemności nie mógł sprawdzić jego ułożenia. Szybko wsunął buty, chociaż po omacku nie było to takie proste i przeczesał dłonią włosy, sprawdzając, czy były już suche, a kiedy upewnił się, że tak było ułożył je naprędce. Podszedł do Jamesa i złapał go za przegub, prowadząc za sobą do wyjścia. Otworzył drzwi i światło z korytarza od razu poraziło go po oczach, nie było bardzo jasne, chociaż po wyjściu z zupełnych ciemności takie właśnie się wydawało. Puścił rękę Jamesa i spojrzał na niego.
- Gdzie dokładnie idziemy? - Spytał cicho, chociaż już wcale nie musiał używać cichego tonu.
- Zobaczysz. - Powiedział, wyciągając dłoń w jego stronę. Regulus bez problemu ją złapał. - Chodź tu bliżej. - Dodał. Regulus zamrugał.
- Po co? - Spytał, marszcząc lekko brwi. James wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni zmięty, srebrno przezroczysty materiał.
- Żeby bez problemu przejść. - Powiedział z cieniem niecierpliwej irytacji. Regulus zacisnął wargi.
- Dobrze, już. - Powiedział, podchodząc do niego. Jamesowi wyraźnie zrobiło się głupio przez to jakim tonem się do niego zwrócił, bo wyraz jego twarzy złagodniał, a przesłonił go cień poczucia winy, malujący się w oczach. W jednej chwili opadł na nich miękki materiał, akurat w tym samym czasie, w którym z pokoju wspólnego na korytarz, na którym był szereg drzwi do dormitoriów i na którym oni sami się znajdowali, wyjrzał Rabastan, rozglądając się. Zmrużył oczy przez chwilę patrząc prosto na nich, ale nie mógł ich dostrzec, aż w końcu ze zmieszaną miną wrócił tam skąd przyszedł. James cicho parsknął śmiechem, na co Regulus szturchnął go w bok. Po cichu przeszli przez pokój wspólny, aż w końcu wyszli na korytarz. Szli powoli, starając się nie wywołać żadnego hałasu.
- To ją urządzili. - Powiedział James z rozbawieniem, kiedy przeszli obok kotki Filcha. - Ciekawe kto to.
Regulus nie miał zamiaru się przyznawać, więc nie odpowiedział. Wyszli z Hogwartu i upewniwszy się, że na pewno żadnego nauczyciela nie było w pobliżu, James zrzucił z nich pelerynę i schował ją do kieszeni. Powiał lekki, chłodny wiatr, który im obu rozwiał włosy. Regulus wciągnął głośno powietrze i spojrzał na niebo. Tej nocy było piękne, przejrzyste i wszystko widoczne dla oka ludzkiego co się na nim prezentowało było dobrze widoczne. Gwiazdy wydawały się większe niż zwykle, księżyc, który był akurat w fazie sierpa, świecił żółtym światłem. Regulus okrył się bardziej szalikiem, żałując, że jednak nie ubrał się nieco cieplej. Zaczęli powoli iść w stronę błoni. Poczuł jak James zaczął kciukiem gładzić wierzch jego dłoni, pewnie nawet nieświadomie, i uśmiechnął się lekko. Podeszli do jeziora. Wyglądało naprawdę ładnie, Regulus rzadko miał okazję widzieć je, kiedy już było ciemno, a nawet wtedy zdawało się nie wyglądać tak dobrze. Blask księżyca odbijał się od tafli wody. W kilku dormitoriach ślizgonów światło było jeszcze zapalone, a zasłony odsunięte, co dawało efekt podwodnego oświetlenia.
- Zostańmy tu trochę dłużej. - Poprosił, patrząc w stronę jeziora. Nie musiał patrzeć na Jamesa, żeby wiedzieć, że w tamtym momencie pokiwał głową. Uścisk dłoni zelżał, spojrzał na chłopaka, który zdjął z siebie cienką, brązową kurtkę i ułożył ją na trawie.
- Siadaj. - Powiedział i sam to zrobił, ciągnąc Regulusa za sobą, a on chcąc nie chcąc również usiadł.
- Nie będzie ci zimno? - Spytał, jedną rękę kładąc z boku i podpierając się na niej, przekręcił się delikatnie w jego stronę. James pokręcił głową i zmierzwił sobie włosy.
- Mam ciepłą bluzę. - Powiedział, rozglądając się, jakby chciał się upewnić, że na pewno nikt nie idzie.
Regulus pokiwał głową i uniósł wzrok ku niebu. Na początku podkurczył nogi, owijając je dłońmi i przyciskając do piersi. Szybko jednak z tego zrezygnował na rzecz położenia się i ułożenia głowy na kurtce Jamesa. Splótł palce swoich dłoni i położył je w okolicach mostka, patrząc na niebo i tak po prostu ciesząc się chwilą. Starał się nie przejmować tym, że mógł ubrudzić sobie ubranie, przecież zawsze była możliwość rzucenia zaklęcia, czy oddania do pralni. Próbował nie myśleć o zimnym i wilgotnym podłożu, chociaż to przypominało mu o swojej własnej obecności. O tym, że tam był. Właśnie w tamtej chwili, która wcale nie była taka odległa jak mu się wydawało.
- Nie boisz się, że się przeziębisz? - Usłyszał głos Jamesa. Zamrugał, jakby otrząsnął się z jakiegoś transu, ale nie odwrócił wzroku od nieba. Pokręcił głową.
- Najwyżej dostanę jakiś eliksir i po sprawie. - Nawet zwykłe przeziębienie w jego przypadku nie było niczym przyjemnym, ale nie chciał psuć sobie chwili. Po chwili usłyszał cichy szelest i ukradkiem zobaczył, że James ułożył się obok niego, stykając się z nim ramieniem. Poczuł, jak zapach ziemi połączył się z silnym, ale przyjemnym zapachem perfum. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, żeby zbliżyć się do niego jeszcze bardziej, ale szybko z tego zrezygnował. I tak już dopuścił do głosu emocje, zamiast zostawić sam rozsądek. Dodawanie do tego zbytniej fizyczności mogło się skończyć niezbyt ciekawie.
Zaczął rozglądać się po niebie.
- Znowu zakryta. - Mruknął pod nosem i dopiero po chwili zorientował się, że wypowiedział te słowa na głos. Zamilkł licząc, że James go nie usłyszał, a jeśli to zrobił to po prostu to zignoruje.
- Zakryta? - Spytał. Regulus pokiwał głową.
- Moja gwiazda. - Znowu się rozejrzał, łudząc się, że być może się pomylił. - Znaczy... ta, od której jest moje imię. - Dodał szybko. - Zakryta przez księżyc. Leży na ekliptyce i wiesz... - Nie dokończył, bo tak naprawdę nie miał czym, sam nie wiedział po co w ogóle próbował ciągnąć to zdanie.
O tej gwieździe wiedział wyjątkowo dużo i nie chodziło tu o to, że był po prostu dobry z astronomii. Dowiedział się tego samodzielnie, z różnych książek, bo czuł jakąś więź z tą gwiazdą, jakkolwiek dziwnie mogłoby to zabrzmieć. Czuł pewną więź z miejscem, obiektem na niebie i bardzo chciał poczuć podobną więź z kimś, czy też czymś na Ziemi. Nawet, gdyby nie opierała się na wielu czynnikach, nawet, gdyby łączyła ją tylko jedna, za to istotna rzecz. Więź z gwiazdą często skłaniała go do patrzenia w niebo. Więź z kimś, a nawet czymś na Ziemi, skłoniłaby go do wytrwałego stąpania po niej każdego dnia.
- To tak jakbyś był wiecznie przez kogoś zakrywany? W czyimś cieniu, czy coś? - Spytał James. Regulus zmarszczył brwi.
- Co?
- No wiesz - ciągnął swój wywód - twoja gwiazda jest zakrywana przez księżyc, więc analogicznie... - Regulus pokręcił głową.
- Jest też sto pięćdziesiąt razy jaśniejsza niż słońce. - Dodał z rozbawianiem.
- Och... no to.... - Wymamrotał James, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- No to jesteś w moim blasku. - Powiedział Regulus.
- Syriusz też ma imię od gwiazdy. - Odparł James. Regulus pokiwał głową.
- Tak, gwiazdozbiór Wielkiego Psa. - Odparł automatycznie, przypominając sobie, jak na trzecim roku uczył się tego i podobnych rzeczy na pamięć.
- A to ciekawe. - Usłyszał głos połączony z cichym, przewijającym się przez słowa parsknięciem śmiechem. Regulus obrócił głowę i spojrzał na niego.
- Co ciekawe? - Spytał, kiedy James zaczynał powoli poważnieć. Chłopak machnął ręką.
- Nic, nieważne.
Regulus nie dociekał więcej, skoro James nie chciał mu powiedzieć to uznał, że nie było to coś, co konieczne mu było wiedzieć. Sprawa nie dotyczyła najprawdopodobniej jego osoby, a niewiedza w tym przypadku wcale go z niczego nie wykluczała. Nie chciał też zaprzątać sobie głowy rzeczami małoważnymi, wrzucając w nią jeszcze więcej bałaganu.
Poczuł jego dłoń na swojej i po chwili złączyli je, a Regulus nie powstrzymał cienia uśmiechu. Druga dłonią James przeczesał mu włosy, a on niewiele myśląc przesunął głowę odrobinę w jego stronę, chociaż nadal patrzył na gwiazdy, żeby przypadkiem spojrzenie go nie zdradziło.
Nie chciał w końcu się zastanawiać, trzymać samego siebie w męczącej niepewności. Chciał wiedzieć. W jego głowie zrodziła się myśl, którą chciał już za chwilę wcielić w słowa. Nie chciał się domyślać, chciał mieć pewność. Miał zamiar zapytać Jamesa co jest między nimi.
Co jest między nami? - Zapytał.
Ale szybko okazało się, że ta myśl pozostała nadal tylko w jego głowie, a on nadal leżał w ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami nocy, i z rozchylonymi ustami tak, jakby chciał mówić. Ale czuł, że te słowa nie zdołają wypłynąć z jego ust. A jeśli James tylko roześmieje się krótko uznając odpowiedź za oczywistą, a pytanie za retoryczne? A jeśli uzna, że to tylko jakieś tam słowa, pytanie zadane ot tak w przestrzeń?
- A wiesz co? Wyobraź sobie, że Remus dziś mi wygarnął. Remus! - Powiedział James, gestykulując jedną ręką. - Za to, że ciągle musi o tobie wysłuchiwać. Mówił, zrób coś w końcu z tym, zamiast tylko gadać. - Opowiadał to niby tylko opowiadając, w rzeczywistości była to cicha sugestia, przesłanka, którą Regulus zrozumiał. James poruszył ten temat zupełnie tak, jakby czytał mu w myślach.
- Myślałem, że tacy jak ty nie przyznają się do takich rzeczy. - Powiedział Regulus, spoglądając na ich złączone dłonie.
- Do jakich rzeczy? - Spytał James, a już po tonie jego głosu Regulus zdołał wywnioskować, że uniósł lekko jedną brew.
- Że osoby takie jak ty nie przyznają się komuś o kim myślą i mówią, że to robią. - Odparł po chwili namysłu. Zerknął na niego ukradkiem, James uniósł się na przedramieniu na wpół leżąc i spojrzał na niego.
- Najwyraźniej się co do mnie mylisz, skarbie. - Regulus oblał się rumieńcem na to określenie, obrócił głowę w jego stronę.
Przez kilka chwil po prostu tak na siebie patrzyli, w końcu Regulus wyciągnął dłoń i poprawił Jamesowi zsuwające mu się z nosa okulary, po czym uniósł rękę nieco wyżej i przejechał nią po jego miękkich, roztrzepanych włosach. James uśmiechnął się i zbliżył odrobinę do niego, przesuwając opuszkami palców po jego szczęce. Zbliżył się jeszcze odrobinę, a Regulus zrobił to samo, przechylając głowę w stronę jego dłoni w geście zaufania, nawet poczucia bezpieczeństwa.
Czy to miało się wydarzyć właśnie teraz? Czy James chciał zrobić to co Regulus myślał, że chciał?
Przy kolejnym zbliżeniu poczuł delikatne napięcie między nimi, oczekiwanie na to, co miało się za chwilę wydarzyć. I czekał, chociaż nie chciał. To trwało jedynie ułamki sekundy, ale dla niego nawet to zdawało się być zbyt długie.
A jeśli zrobi coś nie tak? Ośmieszy się? Nawet nie umiał się całować.
W końcu jego usta połączyły się z tymi Jamesa. Teraz już działał instynkt. Niewiele myślał, nie wymagało to żadnego wysiłku intelektualnego, nie trzeba było się tego uczyć, jego ciało, mięśnie same podpowiadały mu co ma robić. Czuł, jak policzki mu płonęły. Pocałunek był delikatny, pełen niewypowiedzianych słów, nieokazanych emocji, harmonijny, jakby właśnie tego było trzeba do utrzymania jakiegoś porządku we własnych uczuciach, jakby to stawiało wszystko na swoje miejsce, chociaż przecież wcale tak nie było.
Poczuł jak palce Jamesa wsunęły się między jego włosy, delikatnie przysuwając jego twarz bliżej. Przechylił lekko głowę, a jego dłoń machinalnie spoczęła na ramieniu chłopaka, usta rozchyliły się lekko, pogłębiając pocałunek.
Jakiś rodzaj stresu, który nadszedł kiedy tylko pomyślał o pocałunku nagle zniknął, dając ustęp świadomości, że właśnie tego chciał. To było ciche, niewypowiadane pragnienie, które teraz wyłoniło się w swojej najlepszej postaci.
Pogodził się z tym, jak to wszystko się toczyło, w pewnym sensie oddając się wyżej już narzuconemu porządkowi świata. Co ma być to będzie. I jakby powiedział to Evan, jak również z pewnością wielu innych hedonistów: carpe diem.
Odsunęli się od siebie dopiero gdy musieli nabrać powietrza. Regulus położył jedną dłoń z boku i podparł się na niej, po czym oparł głowę o ramię Jamesa. Nie chciał teraz tak po prostu się oddalać. James objął go delikatnie i pocałował we włosy. Rumieńce na policzkach Regulusa nabrały żywszych barw.
- Czy to jest ten moment, w którym mogę cię już nazywać moim chłopakiem? - Spytał James niby to pewnym tonem, ale nuta nieśmiałości nadal gdzieś się tam pobrzmiewała. Nuta ta była chyba na stałe przypisana do tego typu momentów. Ustalenia. Musieli w końcu ustalić kim dla siebie są.
- Jeden pocałunek a ty już sobie nie wiadomo co wyobrażasz? - Spytał siląc się na oburzenie, ale przez te wszystkie inne emocje, które nadal w nim buzowały niezbyt mu się udało. Nie chciał, żeby było tak łatwo, ale już po chwili uznał, że powinien się poddać. Po co miałby komplikować, skoro sam tego chciał? Po co utrudniać sobie życie, odmawiać czegoś, czego się chce? Żeby stracić to sprzed nosa?
A jeśli się nie uda? Będzie nieszczęśliwy? Uzna, że to nie to? Nie musiał się tym przejmować, najwyżej to zakończy. To już będzie problem tego przyszłego Regulusa.
Ta sytuacja nie była bez odwrotu.
- Chyba wszystko do tego zmierza... - Dodał cicho po chwili.
Później już niewiele rozmawiali, siedzieli tak w ciszy, jakby to właśnie ona była najlepszym podsumowaniem tego wszystkiego co się wydarzyło. James cały czas go obejmował, a Regulus co jakiś czas ściskał lekko jego dłoń, żeby przypominać sobie, że to nie był żaden wymysł, że tak wydarzyło się naprawdę. Chociaż momentami czuł, jakby patrzył na całą tę scenę z boku.
Miał szansę na coś, czego nigdy nie doświadczył.
Ile tak naprawdę się zmieniło? To dziwne przejście na nowy poziom relacji dało im większą pewność, pozwoliło na więcej. To co między nimi było przestało być już tylko zalotami, stawało się czymś bardziej prawdziwym.
- Może już wracajmy? - Spytał Regulus, kiedy zrobiło się zbyt chłodno. James pokiwał głową i podniósł się, po czym pomógł mu wstać. Wziął swoją kurtkę i przerzucił sobie przez ramię. - To trochę dziwne. - Powiedział, kiedy szli już w stronę szkoły. James spojrzał na niego.
- Co takiego? - Spytał, obejmując go.
- Niby coś się zmieniło, a jednak zdaje się, że tak niewiele. - Regulus spodziewał się płynnego przejścia z jednego poziomu relacji do drugiego, to ich nie było tak bardzo płynne jakby mógł się spodziewać. Czuł ogromną zmianę i chyba nie wiedział do końca jak wobec niej postąpić, a mimo to miał wrażenie, że zmieniło się niewiele. Jego myśli zaprzeczały jedna drugiej.
- Nie wiem, Lily mówiła, że już wcześniej zachowywaliśmy się jak para. Może dlatego. - Wzruszył ramionami.
Regulus dopiero po jakimś czasie zorientował się, ze się uśmiechał. Narzucili pelerynę niewidkę przed wejściem do szkoły, kiedy padło na nich światło pochodni przymocowanych do drzwi. Weszli po cichu i przeszli korytarzem prosto w stronę lochów. Pani Norris już nie było tam, gdzie zostawili ją Regulus i Lucinda, Filch musiał ją zabrać, albo ktoś ją odczarował. Regulus bardziej stawiał na to pierwsze.
Zatrzymali się przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu. Patrzyli na siebie przez chwilę, nadal ukryci pod peleryną niewidką. Regulus nie chciał iść, ale wiedział, że już powinien. James wyciągnął dłoń i przeczesał mu włosy.
- No to... Do zobaczenia. - Powiedział w końcu Regulus, kiedy tylko zebrał się na to, żeby już pójść. Ustał na palcach i pocałował go w policzek ukradkiem obserwując jego reakcję. James uśmiechnął się lekko.
- Do zobaczenia. - Powiedział w tym samym czasie, w którym Regulus wysunął się spod peleryny niewidki. Wypowiedział hasło i wszedł do pokoju wspólnego, w progu oglądając się jeszcze za siebie i patrząc na niewidzialny punkt, w którym wiedział, że nadal stał James.
Przeszedł przez pusty pokój wspólny, ogień w kominku powoli wygasał. Szybko poszedł do dormitorium i po cichu zamknąwszy drzwi zdjął z siebie płaszcz i szalik, po czym położył się na swoim łóżku. Okrył się kołdrą i spojrzał na sufit. Był tak przepełniony emocjami, a wydarzenia tej nocy tak bardzo chodziły mu po głowie, że wiedział, że nie zdoła już zasnąć, więc tylko leżał wsłuchując się w ciche oddechy swoich współlokatorów i dźwięki, które dobiegały zza okna.
Nagle usłyszał jak ktoś zaczął się gorączkowo wiercić i oddychać niespokojnie. Regulus poderwał się do siadu i zmrużył oczy, w ciemności próbując wypatrzeć kto to był. Evan.
Regulus nie wiedział co zrobić, ale czuł, że coś powinien. Chłopak pewnie miał po prostu zły sen, ale Regulus nie chciał tak po prostu leżeć i czekać aż mu przejdzie. Po cichu wstał i podszedł do niego. Przez moment się zawahał, ale w końcu usiadł na skraju jego łóżka. Położył dłoń na jego ramieniu i po chwili już nie wiercił się tak bardzo, zbliżył się odrobinę w jego stronę i przez sen wymamrotał jakieś jedno słowo, którego Regulusowi nie udało się zrozumieć. W końcu obudził się z głośnym westchnieniem, jakby się przestraszył. Regulus dostrzegł, że jego policzki były mokre, czyżby płakał przez sen? Evan spojrzał na niego niewyraźnie.
- Ru...Regulus - powiedział, w ostatniej chwili poprawiając się z zupełnie innego słowa, które początkowo chciał wypowiedzieć. Regulus nie wiedział co zrobić. Wcześniej planował po prostu siedzieć przy nim, dopóki się nie uspokoi, nawet nie pomyślał o tym, że Evan mógłby się obudzić. - Czemu nie śpisz? - Spytał, wycierając twarz o koc.
- Nie mogłem spać. A potem zobaczyłem, że się wiercisz i chciałem zobaczyć, czy wszystko w porządku. - Wyjaśnił, zabierając dłoń z jego ramienia.
- Jasne, że wszystko w porządku. - Oznajmił Evan tak, jakby to było oczywiste, ale głos w którymś momencie mu zadrżał. - Mam ostatnio jakieś dziwne sny. - Regulus nie wyglądał na przekonanego. Już od jakiegoś czasu widział, że coś się działo. A chociaż mógł tak wiele zrobić to i tak czuł się bezsilny. - No przecież nie mam wpływu na to, co mi się śni. - Powiedział pretensjonalnie. Podniósł się leniwie i podszedł do parapetu, na którym był duży dzbanek z wodą i pięć kolorowych szklanek. Pierwotnie nie były kolorowe, ale raz Rabastan rzucił na nie zaklęcie, żeby skończyły się kłótnie, że ktoś komuś zabrał szklankę. Nalał sobie wody do różowej szklanki i razem z nią z powrotem wrócił na łóżko.
- Na pewno wszystko dobrze? - Spytał jeszcze Regulus. Evan wywrócił oczami.
- Tak, to był tylko sen. Już go nawet nie pamiętam. - Napił się wody i ziewnął. - O matko, Regulus, wracaj do spania. Ja też zaraz wrócę, bo oczy mi się same zamykają. - Oznajmił, odkładając szklankę na szafkę nocną i znowu się kładąc. W końcu Regulus, ponaglany przez Evana, wrócił na swoje łóżko i wsunął się pod kołdrę, wracając do leżenia i patrzenia w sufit. Widział później jak Evan wychodził do łazienki, a Regulus zza zamkniętych drzwi usłyszał cichy płacz, który jednak po chwili ucichł. A może mu się tylko zdawało.
W końcu w świetle zawsze będzie jakiś cień. W dobrze zawsze może czaić się zło. A nawet w największej radości może pozostać jakiś smutek. Z Evanem nie było dobrze. Regulus to wiedział.
[7060 słów]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro