❣ XVI ❣
- Znowu byłeś z Potterem? - To było pierwsze pytanie, jakie Regulus usłyszał zaraz po tym, jak w piątkowy wieczór wrócił do dormitorium. Od razu opadł na swoje łóżko i zanim sam zdążył odpowiedzieć, odezwał się Rabastan.
- Oczywiście, że był. Wystarczy tylko na niego spojrzeć. Widzisz jak się szczerzy?
Evan pochylił się odrobinę do przodu, a jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Oczywiście, że widzę. - Stwierdził, dłonią zaczesując sobie włosy do tyłu. - Black, i wy jeszcze nie jesteście razem? - Zmrużył oczy, w podejrzliwym geście.
- No... jeszcze nie jesteśmy. - Odparł Regulus zdejmując buty i opadając na łóżko.
- Ha! - Powiedział Evan, wymierzając w niego zamoczoną w atramencie końcówką pióra, które trzymał w ręku. - Czyli już niedługo będziecie.
Regulus oblał się delikatnym rumieńcem i spojrzał na niego poważnie, żeby tylko odwrócić uwagę od nagłej zmiany barwy swoich policzków.
- Wcale tak nie powiedziałem. - Odparł, chociaż każdy, włącznie z nim samym, doskonale wiedział, że wypierał się już tylko dla zasady.
Ostatnio bardzo dużo czasu spędzał z Jamesem, głównie po lekcjach. Najczęściej siedzieli w bibliotece ze względu na Regulusa, który mimo wszystko nie miał zamiaru zaniedbać nauki. W ładniejsze dni, które jednak w ostatnim czasie nie zdarzały się zbyt często, wychodzili na boisko, żeby polatać na miotłach, albo po prostu spacerowali. I cały ten czas spędzali bardzo dobrze.
Syriusz nie dowiedział się o ich dobrej relacji tylko dzięki Remusowi, który starał się przebywać razem z nim w miejscach z dala od nich. Mimo to, James skutecznie zdołał zachować równowagę, spędzając z Syriuszem wystarczająco czasu, żeby uniknąć z jego strony zbędnych pytań.
Ale, co najważniejsze w tym wszystkim, Regulus po raz pierwszy w życiu czuł, że się zakochiwał. I doskonale wiedział, że to nie była ułuda. Nie wypierał już tego uczucia, nie próbował go zatrzymać, pozbyć się. Zamiast tego zachowywał je w sobie. Być może był jeszcze za młody na miłość, być może wielu rzeczy jeszcze nie wiedział, ale chciał to przeżyć, przeżyć pierwsze zakochanie nie chcąc się wzbraniać. To uczucie było jak pięknie i powoli rozkwitający kwiat. Miał tylko nadzieję, że nikt nie postanowi obciąć jego łodygi.
- Ale powiedziałeś jeszcze. A to często sugeruje, że w przyszłości coś się wydarzy. - Stwierdził Evan, wzruszając ramionami.
- To zależy od kontekstu. - Wtrącił Rabastan.
- Wiem przecież. Ale w tym akurat kontekście właśnie to to sugeruje. Regulus jeszcze będzie z Potterem, zobaczycie. - Oznajmił pewnie, zakładając ręce na piersi.
- Przestańcie no - powiedział błagalnym tonem Regulus, chowając twarz w poduszce. Evan zacmokał.
- My tylko rozmawiamy o przyszłości. - Nagle już nie miał na twarzy tego zadowolonego uśmieszku, jaki był widoczny przed chwilą, odrobinę spoważniał. - On się serio stara.
- Wiem, przecież widzę. Ja też się staram... niczego nie zepsuć. - Powiedział Regulus stłumionym głosem. Evan parsknął śmiechem.
- Myślę, że jesteś ostatnią osobą, która mogłaby cokolwiek tutaj zepsuć. - Regulus odsunął poduszkę od twarzy i przytulił ją do piersi. Spojrzał na Evana, który energicznie podniósł się z łóżka, wysuwając się tym samym spod kołdry. - W każdym razie idę sobie szukać jakiegoś innego towarzystwa. - Wziął z półki nocnej talię kart, przetasował je i ruszył w stronę wyjścia.
- Tak w piżamach? - Spytał Rabastan unosząc brew. Evan obrócił się w jego stronę, cały czas przetasowując karty w dłoniach.
- Będę tylko w pokoju wspólnym, o ile znajdę tam Katy. W każdym razie i tak nikt nie zwraca na to uwagi. - Wzruszył ramionami. - A nawet jeśli, to co z tego? I tak się raczej o tym nie dowiem.
Regulus poderwał się do siadu, odkładając poduszkę na bok i spojrzał na Evana.
- Mogę iść z tobą? - Spytał. Czuł, że potrzebował jakiegoś zajęcia, czyjegoś towarzystwa, nie miał ochoty na siedzenie bezczynnie w dormitorium, nie chciał też ślęczeć nad książkami, a do pójścia spać także mu było daleko.
Evan machnął ręką w zapraszającym geście.
- To chodź. - Powiedział i ruszył do wyjścia. Regulus poderwał się z łóżka i poszedł za nim. Weszli do pokoju wspólnego i rozejrzeli się, powoli przez niego przechodząc, ale Katy nigdzie nie zobaczyli.
- Będę siedziała cały wieczór w pokoju wspólnym. - Powiedział Evan papugując głos Katy. - Nie, no oczywiście, że nie. - Spojrzał na Regulusa. - Gramy w karty? - Spytał, siadając na kanapie. Regulus wzruszył ramionami.
- Możemy. - Odparł, siadając obok niego.
Evan rozdał karty i zaczęli grę, a skończyło się na tym, że tak bardzo ich to pochłonęło, że grali tak bardzo długo. W międzyczasie Evan podpytywał go o różne rzeczy związane z nim i Jamesem. A Regulus, mimo że zdawał sobie sprawę, że o tym wszystkim dowie się Katy, bo ta dwójka mówiła sobie chyba o wszystkim, bez problemu mu odpowiadał. Nawet czuł się pewniej, kiedy mógł z kimś o tym porozmawiać. I chociaż on doskonale to wiedział to to i tak dawało mu potwierdzenie, że ma prawo czuć się w taki sposób, że jego uczucia wcale nie są dziwne, czy głupie. Po prostu są.
W pewnym momencie, w trakcie rozdawania kart do kolejnej rozgrywki Evan uniósł wzrok na zegar. Po chwili zaklął pod nosem, bo przez to odrobinę się zdezorientował i zamiast rozdawać karty na zmianę, trzykrotnie rozdał je tylko sobie.
- Już niedługo północ. - Powiedział, zbierając i tasując na nowo karty. - To chyba zaraz będziemy spadać, co? - Regulus wzruszył ramionami.
- Jutro przecież nie mamy lekcji, więc nie musimy przejmować się godziną. - Stwierdził, układając karty, które co chwilę Evan rzucał w jego stronę, w równy stosik.
- Yhym, racja. To się jeszcze zobaczy. - Stwierdził, rozdając dwie ostatnie karty.
W pomieszczeniu oprócz nich nie było zbyt wielu osób, więc bez problemu usłyszeli dźwięk kroków, które zdecydowanie zbliżały się w ich stronę, po chwili sprężyny fotela delikatnie zaskrzypiały pod czyimś ciężarem.
- Hej. - Usłyszeli głos Katy w tej samej chwili, w której Regulus obrócił się przez ramię, a Evan uniósł wzrok znad trzymanego w dłoni wachlarza kart.
- Mogłaś przyjść wcześniej. - Powiedział Evan z wyrzutem. Katy wywróciła oczami.
- Pisałam pracę z zielarstwa, później zaczęłam rysować i tak jakoś wyszło. - Wyjaśniła i wstała z fotela. Usiadła na dywanie mniej po środku, między Evanem a Regulusem i oparła dłonie za plecami. - Mogę z wami pograć? - Spytała.
- Oczywiście. W następnej rundzie. - Powiedział Evan przesłodzonym głosem i zamrugał. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Regulus powstrzymał się do parsknięcia śmiechem, a Katy wypuściła głośno powietrze.
- Przecież to będzie trwało wieki. - Stwierdziła, obrzucając wzrokiem karty. Evan wzruszył ramionami.
- No cóż, takie życie. - Oznajmił beztrosko. - I wiesz co? - Katy czekała aż coś powie ale on milczał.
- No Evan! Nie czekaj, aż zapytam cię co, tylko gadaj. Doskonale wiesz, że nie wiem i doskonale wiesz, że chcę wiedzieć. - Powiedziała z irytacją. Evan uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Jasne, jasne. A więc jestem już blisko wygrania zakładu. - Uśmiechnął się, błyskając zębami i zerknął na Regulusa, którego policzki nieznacznie porumieniały. Katy uniosła brwi i rozpogodziła się.
- Jak blisko? - Spytała.
- Bardzo blisko. - Odparł Evan. - Tak mi się przynajmniej wydaje.
Wzrok Katy przeniósł się na Regulusa.
- Całowaliście się już? - Spytała bez ogródek. Regulus tylko gwałtownie pokręcił głową, bojąc się, że ton jego głosu mógłby go zdradzić. Ton jego głosu mógłby zdradzić, że Regulus chciałby móc powiedzieć tak. - A jesteście już chociaż w związku? - Regulus przez chwilę milczał, ćwicząc w głowie sposób w jaki powie to jedno, zwykłe słowo.
- Nie. - Odparł w końcu. - Znamy się dopiero miesiąc, nie sądzisz, że to dużo za wcześnie na takie rzeczy? - Spytał po chwili. Katy pokręciła głową z miną, jakby Regulus powiedział coś bardzo dziwnego.
- Nie. Ja kiedyś byłam z jednym chłopakiem po tygodniu znajomości i byliśmy razem pół roku. - Oznajmiła. Evan pstryknął palcami.
- Niektórzy już po jednym dniu są w związku. Albo idą do łóżka. - Ciągnął to, do czego chwilę wcześniej zmierzała Katy. - Żeby być w związku nie trzeba znać się kilka lat i nie musi być to żadna wielka miłość. Wystarczy się po prostu zakochać, czy coś.
- No wiem, ale... - Wtrącił Regulus.
- Jakie ale? - Spytała Katy, kiedy po wcześniej wypowiedzianych słowach chłopak zamilkł. Wziął głęboki oddech.
- Może i macie rację, ale nadal nie wiem, czy to dobry pomysł. - Oczywiście, że tego chciał, nawet bardzo. Mimo to ta część jego, która ostatnio miała nad nim coraz mniejszą kontrolę, nadal tam była i podsuwała mu różne wątpliwości. Obawiał się. Gdzieś w głębi duszy obawiał się, że skończy zraniony, a tego bardzo chciał uniknąć. Bo nawet, gdyby nie trwało to długo, nawet jeśli wiedział, że takie rzeczy się zdarzają to nie chciał tego dla siebie. I właśnie ta jedyna i największa w tej akurat sytuacji obawa powstrzymywała go przed zrobieniem jednego, dużego kroku w przód, każąc mu robić jedynie małe, ostrożne kroczki, żeby powoli zbliżać się do tego, czego tak bardzo chciał.
Evan roześmiał się krótko.
- To tylko związek. Nie zobowiązuje cię na całe życie, w każdej chwili możesz go zakończyć. Ja uważam, że jeśli ma się szansę mieć to, co się chce, to nie warto się zastanawiać. - Pstryknął mu palcami przed oczami. - Bo czasem wystarczy, że mrugniesz, tracąc to na moment z oczu, wystarczy jedna bezsensowna chwila wahania i może ci to umknąć.
- Wydaje mi się, że wam bardziej na tym zależy niż mi. - Prychnął Regulus.
- Po prostu to już czasami robi się nudne. Bawicie się w jakieś podchody. Ale każdy widzi jak na siebie patrzycie. - Oznajmiła Katy. Evan pokiwał głową.
- Czasami stojąc z boku widzi się więcej. - Oznajmił.
Mieli rację, Regulus doskonale to wiedział. On i James byli, zwłaszcza w ostatnich dniach, blisko, a jednak zdawało się, że tak daleko. Regulus doskonale wiedział jak się przy nim czuł i co czuł. Nawet potrafił to nazwać, a to już w jego oczach był pewien postęp.
I jeśli wierzyć słowom Jamesa, to on czuł się podobnie.
- Czyli co? Gdyby mnie spytał, czy chcę zostać jego chłopakiem, to powinienem się zgodzić? - Spytał, a swoje pytanie sformułował niczym mały chłopiec, który niewiele wie na takie tematy.
I to była jego decyzja, sam doskonale wiedział co by odpowiedział, ale potrzebował jakiegoś potwierdzenia tego, czy to oby na pewno słuszne. I wiedział, że je dostanie. A jego samego dziwiła niepewność własnych słów, decyzji i czynów, być może dlatego, że sytuacja była dla niego zupełnie nowa.
Evan i Katy wybuchnęli śmiechem. Regulus spojrzał na nich zdezorientowany.
- No co? - Zapytał, marszcząc brwi. Katy uspokoiła się po chwili.
- Zachowujesz się jak dziewica przed nocą poślubną. - Oznajmiła. Regulus oblał się rumieńcem, chociaż nie do końca wiedział co miała na myśli, to nie podobało mu się to określenie.
- Co? - Zmarszczył brwi, czując się odrobinę głupio. Evan położył dłoń na brzuchu, który pewnie rozbolał go od śmiechu. Odgarnął sobie włosy.
- Chodziło jej o to, że mało wiesz. - Wyjaśnił powoli. - Bo widzisz, zazwyczaj się o takie rzeczy nie pyta, to samo jakoś wychodzi. Będziesz to wiedział. A jeśli nie, to zapytasz go co jest między wami, czy coś takiego. No, bo wiesz, pytanie, czy zostaniesz moim chłopakiem jest trochę...
- Kiczowate. - Dokończyła za niego Katy. Evan pokiwał głową.
Regulus skinął głową i odgarnął sobie włosy. W jego uszach także to pytanie nie brzmiało najlepiej, ale nie miał pojęcia jak inaczej miałoby to wyglądać.
Pokręcił głową na myśl, która pojawiła się w jego głowie. Nie miał zamiaru o tym myśleć, postanowił zostawić to i dać się sytuacji samej rozwinąć, nie próbując się zastanawiać co powinien zrobić, czy jak się zachować. Kiedy przyjdzie odpowiedni moment - będzie wiedział.
Grali tak do późna, chociaż gdyby przypadło by im o tej porze wstawać, powiedzieliby, że jest wcześnie. Rozeszli się i Regulus usnął jeszcze w ubraniach, niedługo po tym jak padł na łóżko.
Jak na siebie obudził się dość późno, chociaż wcale długo nie spał, bo zaledwie sześć godzin. Wszyscy już powstawali i w dormitorium był tylko on sam. Zerwał się szybko z łóżka. Chciał się zobaczyć z Jamesem. I zdał sobie sprawę, że to była jego pierwsza myśl zaraz po wstaniu, pewna motywacja do tak szybkiego wstania z łóżka.
Zawsze myślał o nauce. O tym, żeby wcześnie wstać i odrobić to, co musiał, bo lekcji miał naprawdę dużo. To sprawiało, że czuł, że musi wstać. Tymczasem ta nowa myśl, która pojawiła się tego ranka sprawiła, że chciał wstać. To była dziwna, ale miła odmiana.
Doprowadził się do porządku, wziął prysznic, ubrał się, ułożył włosy i wyszedł z dormitorium. Od razu ruszył w stronę Wielkiej Sali. Kiedy wszedł na parter spotkał Emmę, początkowo Regulus był pewny, że ich rozmowa zakończy się na zwykłym przywitaniu, ale bardzo szybko okazało się, że szli w tym samym kierunku, więc podjęli dłuższą rozmowę.
- Planuję podwoić liczbę treningów. - Stwierdził Regulus. Tak naprawdę quidditch był ich jedynym tematem do wszelkich rozmów.
- To dobrze, już mało czasu do meczu. - Powiedziała takim tonem, jakby Regulus powinien to zrobić już dawno i mimo że mu taki ton zupełnie nie odpowiadał, to tym razem wiedział, że miała rację.
Po pochwałach nie każdy z drużyny przyłożył się jeszcze bardziej. Znalazło się kilka osób, które zupełnie przestało się starać, spoczęło na laurach. Większa liczba treningów powinna dać im do zrozumienia, że powinni przyłożyć się bardziej. Regulus przed meczem miał zamiar poprawić jakość gry jak tylko się dało.
- Znasz dokładną datę? - Spytała jeszcze. Wszyscy wiedzieli tylko, że mecz ma wypadać na pierwszą połowę listopada, to kapitanowie zazwyczaj jako pierwsi znali dokładny termin. Regulus pokiwał głową.
- Nieoficjalnie w drugą sobotę listopada. - Odparł. - Raczej nic się nie zmieni, ale oficjalnie mamy się dowiedzieć dopiero po sobotnim meczu.
Pchnął drzwi prowadzące do środka Wielkiej Sali i weszli tam, idąc pomiędzy stołami. Regulus dyskretnie rozejrzał się za jakąś znajomą i przyjazną twarzą.
- Czemu tak późno? - Spytała Emma. - Zazwyczaj dowiadywaliśmy się o takich rzeczach dużo wcześniej. - Regulus wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. - Powiedział tylko.
- Jasne. - Powiedziała Emma, po czym pożegnała się i poszła na drugi koniec stołu, dołączając do swojej grupki znajomych.
Regulus jeszcze raz się rozejrzał, nie odnalazł wzrokiem nikogo, z kim blisko się trzymał, więc usiadł sam. Napełnił kubek gorącą kawą i napił się trochę, rezygnując z jedzenia. Przyjrzał się uważnie stolikowi gryffindoru, szukając wzrokiem Jamesa, nawet się z tym nie krył. Nieważne jednak ile razy przeczesywał wzrokiem ten sam stolik, nie mógł go dostrzec. Z pierwszym razem pomyślał, że być może go przeoczył, za drugim też na to liczył, ale za trzecim już doskonale wiedział, że gdyby James rzeczywiście tam siedział, to Regulus musiałby być ślepy, że go nie widział. Regulus nie był ślepy, a Jamesa po prostu tam nie było, co spotkało się z lekkim zawodem.
Mimo to, oderwał wzrok od stołu gryffindoru dopiero wtedy, kiedy na miejscu naprzeciwko niego znalazła się Katy, a obok Rabastan.
- Myślałem, że poszliście do Hogsmeade. - Powiedział, patrząc na nich ze zdumieniem. Katy pokręciła głową.
- Byłem w sowiarni. - Stwierdził Rabastan, nalewając sobie soku. - Nie chce mi się dziś nigdzie wychodzić. - Uniósł głowę i zerknął to na Katy, to na Regulusa. - Znaczy się, nigdzie poza szkołę. - Sprostował.
- A ja miałam iść do Hogsmeade z Evanem. - Powiedziała Katy. - Tak po prostu połazić po sklepach. Przynajmniej tak myślałam, ale wczoraj, kiedy ty już poszedłeś - spojrzała na Regulusa - powiedział mi, że woli iść sam, bo ma się tam z kimś spotkać. - Wbiła widelec w kiełbaskę leżącą na dużym talerzu i przeniosła ją na swój. - Widać było, że mu zależało. Więc poszedł sam.
Regulus pokiwał głową, a Rabastan spojrzał na nią.
- Z kim miał się spotkać? - Spytał dziwnie niby to obojętnym tonem. Katy wzruszyła ramionami.
- Nie mam bladego pojęcia. - Odparła. Rabastan cały czas patrzył na nią tak, jakby czekał na odpowiedź. - No nie pytałam go o to. - Powiedziała z wyrzutem. - Taki ciekawy jesteś to sam go spytaj. - Parsknęła.
- Jasne. - Mruknął Rabastan, zaczynając grzebać w owsiance, którą sobie nałożył. Regulus spojrzał na nich.
- A tak zmieniając temat - zaczął, pochylając się lekko i ściszając odrobinę głos - to widzieliście gdzieś może Jamesa?
- Że Pottera? Widziałem go, kiedy wychodziłem z sowiarni. Zdawało się, że szedł w stronę wyjścia. - Powiedział Rabastan w tym samym czasie, w którym Katy, w odpowiedzi na pytanie Regulusa, pokręciła głową.
- A szedł sam? - Dopytywał Regulus, a Rabastan, ku jego zadowoleniu, skinął głową.
Skoro James szedł sam, to było niewielkie prawdopodobieństwo, że poszedł do Hogsmeade. A skoro w jego pobliżu nie było ani Syriusza, ani Petera, bo obecność Remusa nie stanowiłaby problemu, to Regulus mógł swobodnie do niego dołączyć.
Podniósł się, zostawiając swoją kawę ledwie tkniętą. Tego ranka był w stanie sobie ją odpuścić.
- To do później. - Powiedział i bez czekania na odpowiedź, ruszył do drzwi, czując, jak odprowadzały go ich spojrzenia.
Szybko poszedł w stronę wyjścia z zamku. Na zewnątrz było chłodno, mimo że miał bluzę, to nawet ona okazała się mu nie wystarczać. Nie postanowił jednak zawrócić, chciał znaleźć Jamesa.
Szedł trochę z boku, niedaleko grup uczniów, zmierzających do Hogsmeade i rozglądał się za Jamesem, chowając ręce do kieszeni i garbiąc się odrobinę z zimna.
I nagle go dostrzegł. Szedł pomiędzy Lily a Syriuszem, niedaleko nich byli jeszcze Remus i Peter. Zbliżali się do bramy, już prawie ją przekraczali.
Po raz kolejny tego ranka Regulus poczuł zawód. Liczył, że spędzą trochę czasu razem. James nic mu nie mówił, że miał jakieś plany. Ale nie mówił też, że ich nie miał. Regulus był jedynie odrobinę zły na siebie, że tak bardzo się nakręcił. Miał nadzieję, że przynajmniej James miło spędzi ten czas. Tymczasem on sam poszedł do dormitorium, w którym nikogo, już oprócz niego, nie było. Bez zastanowienia chwycił z podłogi swoją torbę i zaczął pakować w nią podręczniki, nie za każdym razem nawet zważając na to, czy ich potrzebował. Kiedy uznał torbę za wystarczająco ciężką, zamknął ją i zarzucił sobie na ramię, wyszedł z dormitorium, a będąc już w połowie drogi przez wąski i dość krótki korytarz prowadzący do pokoju wspólnego, zorientował się, że nie domknął drzwi. Wrócił się i zamknąwszy je do końca, szybkim krokiem poszedł prosto do biblioteki.
Szybki chód i zamyślenie nie okazały się dla niego najlepszym połączeniem i w połowie schodów na pierwsze piętro potknął się, a przed zupełnym upadkiem uchroniło go to, że w porę podparł się rękami. Spotkało się to z chichotem dwóch puchonek i jednej krukonki, cała trójka z roku wyżej.
- On jest uroczy nawet kiedy traci równowagę. - Usłyszał od jednej z nich, ale nie zdołał przekonać się, od której dokładnie. Podniósł się szybko, czerwieniąc się ze wstydu i złości jednocześnie. Zacisnął palce na ramiączku torby tak mocno, że aż pobielały mu knykcie i poszedł dalej, tym razem już nie aż tak szybko.
Otworzył drewniane drzwi i znalazł się w bibliotece, wszedł powoli, kierując się prosto w stronę stolików i rozglądając się za jakimś wolnym miejscem. Nie spodziewał się, że będzie tam tyle ludzi, było tam najwięcej osób z młodszych roczników, tych, które jeszcze nie mogły iść do Hogsmeade, więc musiały zająć sobie czymś czas, ale nie brakowało też tych ze starszych.
W końcu wyłapał wzrokiem Severusa siedzącego przy jednym ze stolików. Wzruszył ramionami i do niego podszedł. Może nie mieli najlepszego kontaktu, ale złego też wcale nie mieli, więc Regulus nie widział problemu.
- Mogę się dosiąść? - Spytał, łapiąc za oparcie pustego krzesła. Chłopak uniósł głowę znad pobazgranej książki od eliksirów.
- Jasne. - Powiedział, odsuwając swoje rzeczy na tyle, żeby zrobić miejsce. Regulus odsunął sobie krzesło i usiadł.
- Dzięki. - Powiedział, przeglądając podręczniki, jakie ze sobą wziął i wyciągając tylko część tych potrzebnych. Nagle na dnie torby zobaczył jakiś szary zeszyt w twardej oprawie. Zmarszczył brwi i wyjął go, coś nieprzyjemnie skręciło go w brzuchu. Sennik. Już minął ponad miesiąc, a on nic w nim nawet nie zapisał, zupełnie o tym zapomniał.
Wypisz się z wróżbiarstwa i po problemie. - Podsunął sobie myśl, ale szybko ją odrzucił. Nie miał zamiaru rezygnować nawet jeśli uważał tę lekcję za zupełną bzdurę. Miał plan zdania wszystkich SUMów i nie miał zamiaru z niego rezygnować.
Przeanalizował szybko swoje możliwości. Miał dość dobrą pamięć do snów i część z nich całkiem dobrze pamiętał. Pamiętał nawet niektóre z wakacji. Oczywiście nie miał zamiaru opisywać wszystkich swoich snów, pewne rzeczy w jego głowie powinny już na zawsze tam pozostać.
Postanowiwszy, że część snów opisze tych prawdziwych, a część zmyśli, bez chwili zwłoki zabrał się za uzupełnianie sennika.
- Black? - Usłyszał w końcu głos Snape'a, a wypowiedziane przez niego słowo zabrzmiało jak coś pomiędzy pytaniem a stwierdzeniem. Regulus uniósł głowę i spojrzał na niego, odgarniając sobie kosmyki włosów, które zaczynały wchodzić mu do oczu.
- Słucham? - Kiedy się z kimś dużo czasu przebywa czasami przejmuje się jego odruchy, czy nawyki. Regulus złapał się na tym, że przejął od Jamesa sposób, w jaki chłopak przybierał swój obojętny ton, tak samo jak on nawet unosząc przy tym delikatnie jedną brew. Severus pochylił się lekko w jego stronę.
- Widzę, że ostatnio zadajesz się z Potterem. - Zaczął.
Ach tak? - Pomyślał Regulus, powstrzymując się od zirytowanego westchnienia. Już doskonale wiedział dokąd ta rozmowa będzie zmierzać.
- I to nie jest najlepsze towarzystwo. - Kontynuował ostrożnie.
- Doprawdy? - Powiedział Regulus, powstrzymując się od rozbawionego uśmieszku, który mimo wszystko czaił się w jego oczach i kącikach ust, ale mina chłopaka przed nim pozostawała poważna.
- Jest arogancki, wredny i dumny. - Stwierdził. - Nie powinieneś się z nim zadawać. - Regulus gwałtownie odsunął krzesło i wstał.
- I ty mi masz to mówić? - Powiedział ze złością. W końcu czuł się przez kogoś doceniony i zauważony. W końcu czuł się szczęśliwy, a ktoś próbował mu to odebrać.
- Poza tym sam byłeś świadkiem tego co było na początku roku. - Dodał. Regulus uniósł wzrok znad książek, które wpakowywał z powrotem do swojej torby.
- Owszem byłem. Ale wiesz co? Dla mnie jakoś James taki nie jest i to nie bez powodu. Więc może to w tobie jest problem i w twoim wtykaniu nosa w nie swoje sprawy? - Wypowiedział te słowa zdecydowanie niezbyt miłym tonem, zamykając swoją torbę.
- Jesteś zaślepiony. - Odparł Snape z goryczą w głosie.
- Nie znasz go. - Powiedział Regulus, zasuwając krzesło i zarzucając sobie torbę na ramię, po czym po prostu sobie poszedł.
Nie usprawiedliwiał Jamesa. Doskonale wiedział, że on też nie był bez winy. Że bywał arogancki, bywał niemiły. Czasem zbyt impulsywny. Regulus widział te wszystkie wady, co nie zmieniało faktu, że widział też zalety. Skoro akceptował zalety był w stanie zaakceptować też wady, a pewne zachowania mogły się przecież zmienić.
A Snape najwyraźniej też nie był bez całkowitej winy, skoro tak bezproblemowo wtykał nos w zupełnie nie swoje sprawy.
Ta rozmowa doszczętnie zepsuła mu humor. W końcu się przełamał, zaufał komuś, zbliżył się do kogoś, a tu przychodził ktoś, kto próbował zepsuć wszystko, na co Regulus zbierał się tyle czasu, co było związane z tak ogromną niepewnością.
Już miał wychodzić z biblioteki, kiedy pomiędzy Regałami, przy książkach głównie na temat zaklęć, zobaczył siostrę Evana, która wspinała się po półkach, zagryzając wargę i próbując czegoś sięgnąć. Regulus od razu poszedł w jej stronę. Nagle dziewczynka zachwiała się, tracąc równowagę, Regulus przyspieszył i w porę do niej podszedł, zdołał ją złapać, kiedy już prawie uderzyła o ziemię, piszcząc z przerażeniem.
- Wszystko w porządku? - Spytał, chcąc mimo wszystko upewnić się, czy nic jej się nie stało. Puścił ją, kiedy był już pewny, że już złapała równowagę. W odpowiedzi na jego pytanie pokiwała głową i otrzepała sobie ubranie, po czym znowu spojrzała na regał.
- Chciałam tamtą książkę. - Powiedziała i wskazała tam, gdzie jeszcze chwilę wcześniej próbowała sięgnąć. Regulus uśmiechnął się do niej ciepło, chociaż nadal był zdenerwowany poprzednią rozmową, to nie miał zamiaru na nikogo przeładowywać swoich emocji. Podszedł do półki i złapał za ciemnozieloną książkę.
- Tę? - Upewnił się, wysuwając ją odrobię. Pokręciła głową.
- Nie, tę obok. - Powiedziała, stając na palcach i przyglądając się książkom. Regulus chwycił książkę po prawej stronie i spojrzał na nią. Pokręciła głową z rozbawieniem. - Tę drugą obok.
Regulus wziął książkę, o którą go prosiła i podał jej.
- Coś jeszcze? - Spytał.
- Nie, tylko o tę mi chodziło. - Powiedziała, przyciskając książkę do piersi. - Dziękuję. - Regulus pokiwał głową i już miał się oddalić, ale odwrócił się jeszcze na moment.
- Następnym razem lepiej poproś kogoś, żeby ci podał książkę, bo możesz zrobić sobie krzywdę. - Powiedział z troską. Ruth pokiwała głową.
- A widziałeś gdzieś Evana? - Spytała jeszcze. - Miał mi pomóc.
- Wyszedł z rana. - Odparł Regulus. Już chciał zaproponować, że on mógłby jej pomóc, kiedy usłyszeli za sobą szybkie kroki. Ktoś zasłonił Regulusowi oczy, a Ruth się roześmiała.
- Zgadnij kto to. - Usłyszał za sobą. Westchnął w sposób, który miał przypominać irytację, ale bardziej zabrzmiało to jak rozbawienie.
- Zabieraj te łapy. - Powiedział poważnie i dłonie szybko zniknęły sprzed jego twarzy.
- Głupi. Nie nazywam się Zabieraj Te Łapy, tylko Katy. - Powiedziała i stanęła obok niego. Ruth podeszła do niej i przytuliła się. Katy zmierzwiła jej włosy.
- Pouczysz się ze mną? - Spytała ją, unosząc głowę. - Evan gdzieś sobie poszedł.
- Jasne, że tak. - Odparła Katy i spojrzała na Regulusa. Dopiero wtedy zauważył, że miała na powiekach namalowane równe, złote kreski. I jego zdaniem wyglądała w nich naprawdę ładnie. - Idziesz z nami? - Spytała, zakładając sobie kosmyk włosów za ucho. Regulus zawahał się i w końcu pokręcił głową.
- Nie, ja i tak już miałem iść. - Oznajmił i pożegnawszy się, ruszył w stronę wyjścia.
Naukę dokończył w pokoju wspólnym. Opisał kilkanaście snów, a żaden z nich nie zajął mu więcej niż stronę, co i tak go satysfakcjonowało, doskonale wiedział, że tyle powinno wystarczyć, a jeśli regularnie będzie coś dopisywał, to powinien wypełnić sennik w wiarygodnej ilości. Zdążył napisać jeszcze jedno całe wypracowanie, zanim poszedł na trening. Przeniósł jego godziny na szesnastą tylko ze względu na to, że sporo osób zaczęło narzekać, że przez to, że musieli wrócić przed dwunastą, mieli za mało czasu w Hogsmeade. Regulus nie chciał ryzykować, że komuś wpadnie do głowy, żeby nie przyjść na trening tylko po to, żeby móc sobie dłużej pochodzić po sklepach, a jako, że jemu samemu inna godzina nie robiła problemu, zmienił ją na taką, co do której nikt nie miał żadnych zastrzeżeń.
Wziął wszystko, co było mu potrzebne i po drodze wstąpił do magazynku, żeby zabrać piłki. Od razu kiedy otworzył drzwi, jego wzrok skierował się w stronę półki, na której zazwyczaj była skrzyneczka ze wszystkimi piłkami. Ale tym razem półka ta stała zakurzona i pusta. Regulus zapalił światło i wszedł w głąb pomieszczenia. Uznawszy, że pewnie ktoś, kto wcześniej brał piłki odłożył je w złe miejsce, zaczął uważnie się rozglądać. Po kilku minutach szukania w końcu musiał przyjąć do wiadomości, że jakaś drużyna najwyraźniej już tam trenowała. Miał nadzieję, że da radę się jakoś dogadać. Na każdy poprzedni trening zawsze brał ze sobą na wszelki wypadek przygotowaną zgodę od Slughorna. Tylko nie na ten jeden, bo uznał, że gdyby ktoś miał treningi w tym czasie co oni, to z pewnością mieliby je regularnie. Najwyraźniej nie.
Spojrzał na zegarek, był jeszcze kwadrans do szesnastej. Miał nadzieję, że zdoła się jakoś dogadać. Nie zatrzymując się nigdzie po drodze, poszedł w stronę boiska. Odłożył ubrania na zmianę na drewnianej ławce, nie zważając na to, że była wilgotna od nocnego deszczu. Uniósł wzrok nad boisko i zobaczył trenującą drużynę krukonów. No tak, przecież równo za tydzień mieli mieć mecz, więc Regulus nawet nie oczekiwał, że odstąpiliby boisko. Zamiast tego uznał, że zapyta kiedy kończą. Wsiadł na miotłę i podleciał prosto w stronę kapitanki drużyny, Nicole Stretton. Dziewczyna niemal od razu go zauważyła, odgarnęła z twarzy ciemne kosmyki włosów i podleciała do niego marszcząc brwi.
- Kiedy planujecie kończyć? - Spytał, zerkając na drużynę, która nie zwracając na nich uwagi robiła swoje. Nicole przytrzymała się rączki miotły jedną ręką, a drugą uniosła, spuszczając wzrok na zegarek na niej umieszczony.
- Tak właściwie to za chwilę. - Odparła. - Jeszcze tak dwadzieścia minut. Może pół godziny. Coś takiego. - Usłyszeli niedaleko siebie jakiś zmęczony jęk.
- No ile można? - Powiedział jakiś chłopak, który był najbliżej nich. Regulus kojarzył go z zajęć z numerologii. - Ćwiczymy tak od dwunastej! - Rozległo się kilka pomruków aprobaty. Najwyraźniej krukoni mieli już dość.
- No bo niedługo mamy mecz. A od poniedziałku nie będziemy mieli już tyle czasu na ćwiczenia. - Odparła, przechylając się odrobinę w ich stronę tak, żeby widzieć całą drużynę.
- Jest jeszcze jutro. - Argumentował ktoś inny. Nicole westchnęła ciężko.
- Chyba nie ma sensu was męczyć. - Mruknęła niby do nich, ale brzmiało to tak, jakby bardziej mamrotała to do samej siebie. Spojrzała na Regulusa. - Domyślam się, że też chciałeś zrobić trening? - Uniosła brwi. Regulus pokiwał głową.
- Nie miałem pojęcia, że boisko będzie zajęte. - Oznajmił, zerkając sobie na moment przez ramię, żeby sprawdzić, czy przypadkiem ktoś z jego drużyny już nie przyszedł. Kiedy nikogo nie dostrzegł, szybko odwrócił głowę.
- Dosłownie sprzątnęliśmy gryfonom to boisko sprzed nosa. - Powiedziała, uśmiechając się zwycięsko. Machnęła ręką. - Ale chyba rzeczywiście na dziś już wystarczy. Więc pójdę ci na rękę i skończymy o szesnastej.
Regulus uniósł brwi w zaskoczeniu. Nie spodziewał się, że tak łatwo pójdzie, Myślał, że będzie musiał negocjować o to, żeby krukoni odstąpili im połowę boiska, a i tak nie miał pewności, że by mu się udało. Doskonale wiedział, że zależało im na zwycięstwie, tak samo z resztą jak każdej drużynie.
Uśmiechnął się do niej czarująco, kiedy chciał, to umiał to robić nawet lepiej niż Syriusz.
- To świetnie. - Powiedział.
- Nie przyzwyczajaj się. - Odparła i zerknąwszy na zegarek wróciła do swojej drużyny. Regulus szybko zleciał na ziemię i zsiadł z miotły. Skierował się w stronę wyjścia, po drodze biorąc swój strój sportowy. Wyszedł z boiska i dotarł do miejsca, w którym były szatnie, przed których drzwiami stało kilka osób z drużyny.
- Co jest? - Spytał. - Przebierajcie się już, zaraz trening. - Klasnął w dłonie. - Na co czekacie?
- Szatnia jest zajęta. - Odezwał się Merrick, chłopak z trzeciego roku i jednocześnie najmłodszy gracz w ich drużynie. Regulus powstrzymał się od westchnienia z irytacji.
- Przecież właśnie dlatego nie mamy tylko po jednej szatni. - Powiedział, otwierając drzwi do męskiej szatni, która była zaraz obok tej zajętej przez krukonów. - Dziewczyny jakoś nie miały żadnego problemu. - Powiedział, bo usłyszał ich rozmowę, dobiegającą zza drzwi naprzeciwko.
- Skoro szatnia była zajęta to boisko pewnie też jest. Nie byliśmy pewni, czy będzie trening. - Wyjaśnił Neil. Regulus miał wrażenie, że, chociaż nie okazywał tego wprost, to chłopak czuł do niego niechęć. On sam czaił się na miejsce kapitana, a teraz już raczej bezpowrotnie stracił na to szansę.
- Dogadałem się. - Wyjaśnił Regulus i wszedł do szatni. Od początku wiedział, że kogoś mu brakowało. Nie musiał się długo zastanawiać, bo odpowiedź sama mu się pokazała. Evan siedział po turecku na drewnianej, wytartej ławce, już przebrany w strój do quidditcha i jadł orzeszki w karmelu. Spojrzał na wszystkich, którzy weszli do środka.
- No w końcu. - Powiedział. - Ile można było czekać tam przed tym drzwiami?
Kilka osób tylko mruknęło coś pod nosem i wszyscy zaczęli się przebierać. Regulus dostrzegł zabrudzenie na swojej koszulce do gry, najwyraźniej ławka, na której wcześniej zostawił strój była nie tylko wilgotna, ale też brudna. Szybko rzucił zaklęcie czyszczące i przebrał się.
Kiedy wyszli z szatni, dziewczyny już czekały na nich na korytarzu i wszyscy poszli w stronę boiska, akurat mijając się z krukonami. Wymienił z Nicole porozumiewawcze spojrzenia, dziewczyna wręczyła mu skrzyneczkę z piłkami. Wziął ją i poszedł razem ze wszystkimi na środek boiska.
- Chodźcie tu bliżej. - Powiedział Regulus i wszyscy zebrali się przed nim w półkolu. - Został nam mniej więcej miesiąc do meczu. I chcę, żebyście się przyłożyli. Dlatego teraz treningi będą też w niedziele. Ale, żeby uniknąć takiej sytuacji jak ostatnio, powiedzcie mi jaka godzina wam odpowiada. - Celowo wspomniał o tym na samym początku, bo doskonale wiedział, że gdyby zrobił to na końcu, każdy by myślał tylko o tym, żeby sobie pójść.
Ku zdziwieniu Regulusa, większość proponowała w miarę wczesne godziny. Chociaż on sam takie wolał, to liczył się z tym, że jednak głosem większości będzie pozostawienie takiej samej godziny jak w soboty.
Jednak znaczna część drużyny brała się za odrabianie lekcji dopiero w niedziele. Oczywiście z rana niespecjalnie mieli na to ochotę, ale nie widziało im się też uczyć się po nocach.
- Jedenasta. Może być jedenasta? - Spytał, uznając, że ta godzina była idealnie po środku w stosunku do tych wymienionych przez innych. Reszta drużyny nie robiła problemu, każdy pokiwał głową z aprobatą.
Trening był wyjątkowo dobry, najwyraźniej wzmianka o meczu przypomniała im, że robią to dla jakiegoś celu, którym akurat była wygrana w meczu. Jedynie Evan, pomimo że jak zwykle grał bardzo dobrze, wyglądał na przybitego, a Regulus szczerze wątpił, żeby mu się zdawało. Podleciał do niego, kiedy tylko znalazł okazję i delikatnie poklepał go po ramieniu.
- Wszystko dobrze? - Spytał. - Wyglądasz na trochę smutnego.
Z jednej strony chciałby usłyszeć, że mu się tylko zdawało, ale wiedział, że byłoby to kłamstwo.
- Oczywiście, że wszystko dobrze. - Powiedział mimo wszystko bardzo pogodnie, ale ton jego głosu wcale nie odmalowywał się w wyrazie jego twarzy. - Ja smutny? Zdaje ci się. Radość nie może być smutkiem, a radość, to moje drugie imię. - Uśmiechnął się i odleciał, wracając do gry. Regulus obiecał sobie, że po treningu jeszcze z nim porozmawia i sam też wrócił do gry.
Skończyli kilka minut przed osiemnastą, kiedy słońce powoli już chyliło się ku zachodowi. Pochwalił wszystkich za dobrą grę i odesłał do szatni, sam zostając, żeby zebrać piłki. Wziął skrzynkę, uklęknął na trawie i spokojnie zaczął układać wszystko na miejsce. Uznał, że zakończyli o idealnej porze, czuł unoszący się w powietrzu deszcz i zapach ziemi.
Nagle tłuczek, czyli ostatnia piłka, którą właśnie miał schować, wylądował na swoim miejscu. Spojrzał na dłonie, które zamknęły skrzynkę i dostrzegł bardzo znajomy zegarek na nadgarstku. Uniósł głowę, podążając wzrokiem za skrzynką, która oderwała się od ziemi i uniosła do góry, aż zobaczył stojącego przed nim i uśmiechającego się Jamesa. Odwzajemnił uśmiech i wstał, otrzepał sobie spodnie z trawy, która się do nich przykleiła i uniósł głowę.
- Jak tam? - Spytał James. Wyciągnął dłoń w jego stronę i zakręcił sobie kosmyk jego przydługich włosów na palcu. - Ładnie grałeś. - Dodał.
- Podglądałeś. - Powiedział Regulus, niby z wyrzutem. James zabrał dłoń od jego włosów i przejechał opuszkami palców po jego policzku. Regulus odsunął głowę, tak naprawdę nawet mu to nie przeszkadzało, chciał jedynie trochę się z Jamesem podroczyć.
- Tylko troszeczkę. - Powiedział James, zabierając dłoń. - Przyszedłem kilka minut temu. - Skierowali się powoli w stronę wyjścia z boiska. - Masz jakieś plany na teraz? - Spytał. Regulus pokręcił głową.
- Niespecjalnie. - Odparł.
- To może spędzimy razem trochę czasu? Teraz Remus trzyma Syriusza w bibliotece i pomaga mu z wypracowaniem, więc mamy pewnie czas do wieczora. - Spojrzał na Regulusa, który pokiwał głową.
James poszedł odłożyć piłki, a Regulus skierował się do szatni. Tam, w progu, minął się z Merrickiem, który wychodził jako ostatni. Przebrał się najszybciej jak mógł, zgarnął ubrania do gry i wyszedł z szatni, przed którą już czekał James. Na jego widok odbił się od ściany i podszedł do niego.
- Co ty na to, żeby wybrać się na wieżę astronomiczną? - Spytał. Regulus pokiwał głową i poszli ramię w ramię. - Może najpierw odłożysz ubrania i miotłę? - Powiedział, patrząc na rzeczy trzymane przez Regulusa.
W pierwszej kolejności poszli do dormitorium Regulusa, który odłożył swoje rzeczy i korzystając z okazji wziął prysznic. Kiedy wrócił do pokoju, zobaczył, że James rozmawiał z Evanem i wyraźnie się ugadywali, a wyglądali przy tym na bardzo zadowolonych. Wywrócił jedynie oczami i rzucił zaklęcie na swoje wilgotne włosy, żeby wyschły. Rzadko to robił, bo w jego mniemaniu włosy po tym zaklęciu były wręcz przesuszone, cóż wszystko ma jakieś swoje wady. Tym razem jednak nie chciał rezygnować z wyjścia z Jamesem, a nie prosił się również o przeziębienie.
- Idziemy? - Spytał Regulus podchodząc do Jamesa. Chłopak spojrzał na niego i wstał, mierzwiąc sobie włosy.
- Jasne.
Niespiesznie wyszli na korytarz i zaczęli kierować się w stronę wieży astronomicznej. Regulus co chwilę zerkał na Jamesa, a James co chwilę zerkał na niego, uśmiechnęli się kiedy ich spojrzenia się spotkały, Regulus odrobinę zawstydzony, że został przyłapany, a James rozbawiony.
- Co dziś robiłeś? - Spytał Regulus, żeby jakoś rozkręcić rozmowę. Schował ręce do kieszeni.
- Z rana byłem w Hogsmeade, później poszedłem na trening, ale krukoni zajęli nam boisko, więc połaziłem trochę z Syriuszem. A później poszedłem do ciebie.
Regulus pokiwał głową, a kiedy przyszła jego kolej na odpowiadanie na to samo pytanie, zrobił to, pomijając kilka szczegółów takich jak to, że szukał Jamesa, że widział jak wychodził do Hogsmeade, czy też rozmowę ze Snapem. Ta złość na ślizgona, która w dalszym ciągu w nim siedziała, kazała mu powiedzieć o wszystkim Jamesowi. Powstrzymał się jednak, nie chcąc podsycać nienawiści pomiędzy nimi.
- Myślałeś może o tym, żeby pogodzić się z Syriuszem? - Zapytał James, kiedy stali już oparci o barierki wieży astronomicznej. Zerknął na Regulusa, który patrzył się przed siebie i nawet zadane pytanie nie skłoniło go do odwrócenia wzroku w stronę swojego rozmówcy.
- Myślałem. - Odparł. - Wiele razy, ale to raczej i tak by nie wypaliło. - Sposępniał odrobinę. Niespecjalnie lubił o tym rozmawiać, ale wiedział, że nie powinien unikać tego tematu. Szczególnie, jeśli chciałby zbudować z Jamesem jakąś trwałą, dobrą relację.
- Czemu tak mówisz? - Spytał James z troską, obejmując go ramieniem. Regulus domyślał się, że męczyło go już ukrywanie tego wszystkiego przed Syriuszem. Nie dziwił się, jego samego też to trochę męczyło.
- Bo on mnie ignoruje, chyba, że akurat chce zrobić coś złośliwego. Z resztą sam wiesz jak jest.
- Wiem. - Powiedział, zaczynając gładzić go po ramieniu i delikatnie przyciągając bliżej siebie. Regulus nie protestował. W którymś momencie ich znajomości takie gesty stały się czymś dla nich normalnym, naturalnym. - Może jeszcze się nad tym zastanów? Chyba nie warto spisywać tego od razu na straty.
Nie naciskał, to była tylko luźna propozycja. Luźna propozycja, która tak wiele mogłaby ułatwić, zmienić. Może nawet naprawić.
- Zastanowię się. - Obiecał szczerze. Gdyby tylko samo podjęcie decyzji mogło wystarczyć.
[6402 słowa]
-------
Być może nie każdy wie, więc piszę tutaj, jeżeli ktoś jest zainteresowany.
Na moim profilu znajdziecie jeszcze pięć zakończonych Jegulus, dwie zakończone prace o Regulusie, dwa zakończone wolfstar oraz jedno niezakończone wolfstar
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro